wtorek, 4 czerwca 2013

Czas pożegnań



Dawno ostatnia kolejka nie przyniosła tylu pożegnań zawodników, którzy kończą karierę. Różnie te pożegnania wyglądały. Najokazalej przeprowadzono je w Poznaniu, gdzie do poziomu organizacyjnego znakomicie dostosowali się sami bohaterowie. Żegnający się z boiskiem w charakterze zawodowego piłkarza Piotr Reiss i Ivan Djurdević wybiegli w podstawowym składzie. Obaj należeli do wyróżniających się graczy. Po rzucie rożnym Reissa serbski pomocnik głową  otworzył wynik! Po przerwie oczywiście zafundowano im standing ovation, a schodzących futbolistów żegnali koledzy tworząc szpaler. Potem oprócz prowadzenia dopingu z kibicami, którzy bohaterów pożegnali okolicznościowymi flagami, mogli zobaczyć swoje koszulki wędrujące pod dach niczym na halach NBA.
 Reiss to ikona Lecha, który rozegrał ponad 400 spotkań dla Kolejorza, zdobył z tym klubem PP i SP, tytuł króla strzelców. Do szczęścia zabrakło mu mistrza Polski. Tytuł ten z kolei zdobył Djurdević, który w pamięci zapisał się nie tylko z waleczności, charakterystycznego ochraniacza na zęby, ale przede wszystkim bramki w Rotterdamie dającej zwycięstwo nad Feyenoordem w grudniu 2008 dającą awans do 1/16 finału PUEFA.
O Tomaszu Frankowskim z kolei napisano i powiedziano już wszystko. Sam piłkarz w trakcie sezonu rozważał przedłużenie kariery, ale 6 goli nie satysfakcjonowało 4-krotnego króla strzelców naszej ligi i zdobywcy 168 bramek. Pożegnanie Franka oglądało niecałe 3 000 widzów, ale to ze względu na budowę stadionu i kiepskie wyniki Jagi. Podobnie jak premierowy występ nastąpił przeciw Ruchowi Chorzów i podobnie jak wtedy Tomasz nie strzelił gola. Tomasz Hajto dał mu zagrać 89 minuty, choć w trakcie sezonu ich współpracę trzeba nazwać jako … szorstką.
Kamil Kosowski był charakterystyczną postacią przede wszystkim Wisły ery Kasperczaka. Białą Gwiazdę opuścił w 2003, by powrócić 4 lata później. Jesienią 2007 grał jak za najlepszych lat i zapracował na kolejny zagraniczny kontrakt. Po nieudanej przygodzie w Bełchatowie tej wiosny zagrał 10 razy. 36-latek nie szalał już na skrzydle, ale jego dośrodkowania wciąż znamionowały wielką klasę, ambicji mogli pozazdrościć młodsi koledzy. Choć zapewne meczem z Zagłębiem Lubin z Krakowem żegna się kilku innych graczy to właśnie Kosa mógł liczyć na szczególne pożegnanie. Podobnie jak odchodzące zachodnie "gwiazdy" Wiślaków 
otrzymał od klubu antyramę ze swoim wizerunkiem, trener Tomasz Kulawik zamiast Głowackiemu jemu założył kapitańską opaskę. Po ponad godzinie gry Kamil zakończył swój 222.występ w ekstraklasie zmieniany przez Emmanuela Sarkiego. Dość długo trwała to zmiana, po Kosowski osobiście żegnał się z każdym z kolegów z Wisły aż należy podziwiać cierpliwość sędziego Małka.
Mistrzowska Legia również żegnała kilku graczy.  32-letni obrońca z Zimbabwe Dickson Choto ma na swym koncie złoty medal za mistrzostwo w 2006, później grał coraz rzadziej ze względu na kontuzje. W tym sezonie zagrał ledwie 3 razy. W ostatnim kwadransie przy szpalerze zawodników, owacji trybun schodził zmieniany przez kolejną ikonę Michała Żewłakowa. Popularny Żewłak jest o 5 lat starszy od Choto, był mistrzem Belgii, Grecji, a w ojczyźnie dopiero teraz triumfował. W kraju skompletował ponad 120 występów, ale wszyscy go pamiętają ze znakomitych występów w kadrze, gdzie jest rekordzistą pod względem liczby występów. Po sezonie zostanie dyrektorem sportowym Legii.
Danjel Ljuboja nie jest legendą warszawskiego klubu, ale bez jego goli nie byłoby zapewne sukcesów w ostatnich sezonach. Serb został odsunięty od I zespołu, ale powrócił do niego na ostatni mecz. Bez charakterystycznych pasków, ale za to z blond fryzurą na boisku zameldował się zmieniając bohatera Saganowskiego (3 gole). Co ciekawe obaj jako jedyni w tym sezonie strzelili 3 gole w jednym meczu. Mimo wysiłków kolegów Ljuboja nie powiększył swojego konta bramkowego, ale po meczu, mimo zignorowania gratulacji prezesa Leśnodorskiego, znakomicie się bawił. Serb jednak nie kończy kariery, bowiem być może wyląduje w najbardziej polskim z francuskich klubów, czyli AJA Auxerre.
Niewykluczone, że grono żegnających się z zawodowym futbolem będzie większe. Największym rozczarowaniem sezonu jest postawa Ruchu Chorzów, gdzie gra leciwy Marcin Malinowski świętujący w tym sezonie mecz ligowy numer 400. Malina nie nadążał już za młodszymi kolegami i bardzo prawdopodobne będzie pożegnanie jego z Ruchem. Tylko być może chętni na jego usługi znajdą się w niższych ligach (patrz Rocki w GKS Tychy). Podobnie rzecz może być z Łukaszem Surmą (również ponad 400 meczów, Lechia Gdańsk). 
To było w lidze, a na dokładkę dostaliśmy pseudobenefis Jerzego Dudka. Pseudo, ponieważ pożegnalny mecz jest troszkę naciągany. Po pierwsze Dudek od blisko DWÓCH lat nigdzie nie gra, nie licząc okazjonalnych treningów z kadrą przed Euro. Do "zaszczytnego" grona Wybitnego Reprezentant brakuje mu jednego meczu i właśnie występem przeciwko Liechtensteinowi wejdzie do niego popularny Dudzio. Tylko czym, nie licząc klubowej, jakże bogatej kariery, dał się zapamiętać Dudek w kadrze,  by zasłużyć na szczególne traktowanie? Sukcesów, podobnie jak jego pokolenie - brak. Dwa awanse na mundiale, gra na jednym z nim zakończona dwiema porażkami w Korei (0:2, 0:4). Dobrze, że prezes Boniek nie wpadł na pomysł by we wtorek nie dać szansę oficjalnego pożegnania z kadrą Romana Koseckiemu, któremu też brakuje do Klubu WR. Dużo się mówi, że lepszym pomysłem byłoby zorganizowanie meczu byłych klubów Dudka w ramach benefisu polskiego bramkarza. Nikt na pewno nie ma na myśli klubów polskich z Knurowa czy nieistniejącego Sokoła Tychy, ale Feyenoord, Liverpool czy Real. Pomysł o wiele ciekawszy niż występ w generalnej próbie przed najważniejszym meczem kadry tej wiosny. Dlaczego najważniejszym? Bo brak zwycięstwa w Mołdawii oznaczać będzie w praktyce pogrzebanie szans na awans na mundial. I tak, dzięki pomysłowi PZPN Fornalik traci szansę wykorzystanie jednej zmiany. Nie ma w gronie Wybitnych Reprezentantów medalistów z epoki Górskiego czy Piechniczka. Kryterium ilości występów dewaluuje status wybitnego i ten fakt jak najszybciej powinni sobie uzmysłowić panowie z PZPN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz