piątek, 30 czerwca 2017

Więcej spadków niż awansów

Gdyby przyszło podsumować dokonania drużyn prowadzonych przez byłych wałbrzyskich szkoleniowców lub byłych piłkarzy to nie ma wiele powodów do radości.
W ekstraklasie bliski objęcia Śląska Wrocław w pewnym momencie był Tadeusz Pawłowski, który zajmuje się akademią piłkarską. Działacze WKS wytrzymali jednak ciśnienie pozostawiając na stanowisku Jana Urbana, zespół się utrzymał i nie ma tematu zmiany trenera.
W drugiej lidze w listopadzie po 3 kolejnych porażkach w Legionowie postanowiono pożegnać się z trenerem Ryszardem Wieczorkiem. Nowym szkoleniowcem został Mirosław Jabłoński, który rozpoczął pracę w Legionovii od 13 punktów w 4 meczach. Klub z Mazowsza balansował pomiędzy szóstym a ósmym miejscem, choć przed sezonem niektórzy typowali zespół do walki o utrzymanie.
W trzeciej lidze o awansie marzył Jerzy Cyrak, który przeniósł się z Pelikana Niechanowo do Torunia. Elana pod jego wodzą dwukrotnie objęła fotel lidera, ale po wiosennych niepowodzeniach Cyrak pożegnał się z Elaną zostawiając ją na 5.miejscu. Jego następca Rafał Górak nie potrafił nie potrafił w ciągu 12 spotkań poprawić lokaty. Natomiast Cyrak, wciąż cieszący się dobrą opinią w środowisku latem objął największego przegranego minionego sezonu w drugiej lidze - Radomiak. W zgodnej opinii fachowców drużyna z Radomia jest głównym faworytem do awansu, tylko czy udźwignie presję, z którą już wiosną nie dała sobie rady?Były szkoleniowiec wałbrzyskiego Górnika póki co czeka na spektakularny sukces w pracy z seniorami, może uda mu się w końcu coś osiągnąć w najbliższym sezonie?
Wciąż zasłużoną estymą cieszy się dolnośląski szkoleniowiec Grzegorz Kowalski, który z młodym zespołem Ślęzy Wrocław zdobył 10.miejsce w grupie III 3.ligi. Wrocławianie korzystający z gościnności Oławy przed sezonem pożegnali ponad połowę podstawowych zawodników, a mimo to zespół był jednym z ciekawszych zespołów. Ponadto jako współodpowiedzialny za wyniki kadry DZPN świętował triumf w krajowych rozgrywkach Regions Cup.
Z kolei Robert Bubnowicz po raz drugi w swojej szkoleniowej karierze nie potrafił utrzymać Górnika Wałbrzych na czwartym szczeblu rozgrywkowym.
W 4.lidze dolnośląskiej mogliśmy przyglądać się pracy byłych piłkarzy i trenerów Górnika Wałbrzych. Obecny nowy szkoleniowiec ligowca z Ratuszowej rok temu świętował awans z klasy okręgowej z Victorią Świebodzice. O ile runda jesienna była udana, bowiem beniaminek zajął 5.miejsce, to po zimowej rewolucji nastąpiła całkowity chaos również w sztabie szkoleniowym. O zmianach trenerów pisał m.in. portal dolfutbol. Niestety, w swoim CV degradację muszą wpisać zarówno Jaworski jak i Przerywacz. W Saltex 4.lidze gorzej od Victorii w przekroju całego sezonu radził sobie inny przedstawiciel wałbrzyskiego okręgu Piast Nowa Ruda. Sezon Piast rozpoczął pod wodzą Tomasza Porosa - byłego piłkarza Górnika, asystenta Cyraka w Wałbrzychu. Niestety, jeszcze jesienią klub pożegnał się z nim, gdy zespół kolekcjonował porażki.
W grupie zachodniej Saltex 4.ligi Lotnik Jeżów Sudecki prowadził Artur Milewski - zakończyło się 14.miejscem i spadkiem. Ale były napastnik Górnika Wałbrzych, a później szkoleniowiec zespołów z okręgu jeleniogórskiego wciąż ma być trenerem Lotnika.
Andrzej Polak
Gorycz spadku przeżył również Andrzej Polak, który prowadził w 4.lidze opolskiej TOR Dobrzeń Wielki. Zespół, w którym wiosną pomagał jego były podopieczny m.in. z Wałbrzycha, Bartosz Szepeta zajął 16.miejsce. Na łamach Nowej Trybuny Opolskiej Polak obiektywnie ocenił, że za cały sezon TOR nie zasłużył na utrzymanie, był za słaby na tę ligę. Złożyło się na to wiele czynników. Osłabienia, budowanie zespołu zimą na ostatnią chwilę, zakłócenia okresu przygotowawczego oraz pracy na treningach.
W klasie okręgowej kolejny sukces w swojej krótkiej pracy z seniorami zanotował Rafał Siczek. Pod jego wodzą Górnik Gorce od B klasy zanotował trzeci z rzędu awans i jesienią na Stadion XXV Lecia będą przyjeżdżały drużyny czwartoligowe. Większe oczekiwania były w Szczawnie Zdroju, gdzie MKS finiszował dopiero na 9.miejscu. Trenerem był Tomasz Resel, który dodatkowo grywał w jeleniogórskiej B klasie w Płomyku Borówno, gdzie również w meczowym protokole był wpisywany w rubryce trener.
Z kolei w legnickiej okręgówce 6.miejsce z Konfeksem Legnica wywalczył Andrzej Kisiel.
W A klasie nie udał się atak na okręgówkę Pogoni Pieszyce, gdzie wciąż jest trenerem Sebastian Gorząd - 9.sezon w roli grającego szkoleniowca! 4.miejsce w roli beniaminka zakończyła Unia Bogaczowice prowadzona przez Mariusza Rajcę - byłego zawodnika Zagłębia Wałbrzych.
 Z kolei w Walimiu premierową pracę z seniorami rozpoczął Jacek Sobczak, przed nim w meczowym protokole pojawiało się nawet nazwisko Roberta Rzeczyckiego. KS Walim zajął ostatecznie przedostatnie 15.miejsce. Gorzej spisywał się Skalnik Czarny Bór, gdzie wiosną trenerem był Józef Borcoń, prowadzący równocześnie grupy młodzieżowe w Zagłębiu Wałbrzych.
Ciekawostką jest fakt, że w opolskiej B klasie awans wraz z Odrą Kąty Opolskie w roli grającego trenera Dariusza Zawalniaka. 45-letni szkoleniowiec jeszcze 6-krotnie wpisał się na listę strzelców.

czwartek, 22 czerwca 2017

Czarna rozpacz Cimka?

Michał Oświęcimka dwa ostatnie sezony kończył meczem na murawie stołecznego stadionu przy ul. Konwiktorskiej. Dwukrotnie po końcowym gwizdku sędziego nie miał powodów do radości, wręcz przeciwnie. W 2016 roku wraz z kolegami z Górnika Wałbrzych przegrał barażowy mecz z Polonią 0:1 co dało Czarnym Koszulom awans do drugiej ligi. Michał w tym meczu zobaczył dwie żółte kartki, ale ta druga otrzymana w doliczonym czasie gry, co wychwyciły również telewizyjne kamery, nie została zauważona przez sędziego jako druga w meczu, ani odnotowana w protokole. Kilkanaście dni później Cimek został zawodnikiem ... Polonii Warszawa! Stołeczny klub zarządzany przez Jerzego Engela nawet przez niepoprawnych optymistów postrzegany był jako jeden z kandydatów do awansu. Życie brutalnie zweryfikowało podopiecznych Igora Gołaszewskiego. Poloniści grali ambitnie, ale punktów nie przybywało. Wiosną nie zdała egzamin roszada na stanowisku trenera.
Podobnie jak w Górniku, w Polonii Oświęcimka grał
z nr 14 na koszulce.
Dramaty w końcowych meczach - porażka w Niepołomicach po karnym w doliczonym czasie gry czy wreszcie porażka w ostatnim meczu u siebie z Rakowem 1:2. 15.miejsce oznacza spadek, z którego paradoksalnie początkowo cieszono się w Wałbrzychu, bowiem przedłużało to szansę na utrzymanie Górnika, który ostatecznie zaprzepaścił ją. Oświęcimka zagrał w 26 meczach (14 pełnych, 1 gol, 5 żółtych kartek), a bilans mógł być o wiele lepszy, gdyby nie kontuzje. Ze względu na waleczność szybko zdobył sympatię kibiców, którzy kilkakrotnie wybierali go na najlepszego gracza Polonii w meczu. W przeciwieństwie do Gołaszewskiego jego następca Wojciech Szymanek mocno postawił na Michała, który był suwerenem w środku pola.
Po sezonie zaczął się czas rozliczeń w Polonii - zrezygnował m.in. prezes Engel postrzegany za jednego z antybohaterów Czarnych Koszul. W oświadczeniu dotyczącym sytuacji w klubie zapowiedział oparcie kadry na młodych, walecznych zawodnikach wymieniając nazwisko Oświęcimki, ale kilka zdań dalej możemy przeczytać, że skład ma się opierać na zawodnikach miejscowych lub z okolic Warszawy. Wiadomo, że budżet w najbliższym sezonie będzie niższy, klub podziękuje kilku zawodnikom, których najwięcej kosztuje utrzymanie. Czy piłkarz z Wałbrzycha załapie się do trzecioligowego składu? Czy dostanie szansę w innym klubie ze szczebla centralnego? A może Polonia zostanie wśród drugoligowców, bowiem wciąż nie zakończył się proces przyznawania licencji.
Bartosz Biel w Kotwicy Kołobrzeg
[foto:Jacek Wójcik]
Jak dokonać niefortunnych wyborów? Taki poradnik mógłby napisać Bartosz Biel. Jesienią dobre recenzje w Olimpii Zambrów (19 meczów - 2 gole, kilka razy w Jedenastce Kolejki tygodnika Piłka Nożna). Zimą przeniósł się do Kotwicy Kołobrzeg. W teorii wydawało by się, że jest to dobry ruch - zespół objął Ryszard Wieczorek, doświadczony szkoleniowiec, sprowadzono kilku nowych zawodników, którzy mieli wydźwignąć Kotwicę poza strefę spadkową. Niestety, na mecie sezonu kołobrzeżanie wyprzedzili w tabeli jedynie Polonię Bytom i były klub Biela z Zambrowa. Bartek zagrał w 15 meczach, ale tylko w 5 w pełnym wymiarze czasowych. Zaledwie raz wpisał się na listę strzelców. Po sezonie zapewne wałbrzyski skrzydłowy będzie szukał nowego pracodawcy - pytanie tylko na jakim szczeblu rozgrywek i czy nie zdecyduje się na wyjazd zagraniczny?
Dawid Kubowicz poprowadził w roli kapitana beniaminka Olimpię Elbląg do solidnego piątego miejsca. 29 meczów i dwa gole.Absencje spowodowane nadmiarem kartek oraz kontuzją. Elblążanie długo nie potrafili wygrać na wyjeździe, a tę niemoc pokonali dopiero wiosną, gdy pierwsze komplety punktów z delegacji przywieźli z Poznania i Wejherowa dzięki m.in. golom Dawida. Po sezonie zaczął się czas rozliczeń, okazało się, że w Olimpii nawet liczono na ... awans. Kubowicz znalazł się w grupie zawodników, z którymi klub nie przedłużył wygasającej umowy. Wiceprezes klubu Łukasz Konończuk stwierdził, że każdemu z zawodników, którzy odeszli z Olimpii przedstawiliśmy swoją propozycję, ale nie podjęli "rękawic". Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
W trójce klubów, które zdobyły awans do 1.ligi grali byli gracze wałbrzyskich klubów, ale nie wszystkim będzie dane zagrać na zapleczu ekstraklasy. Promocja Puszczy Niepołomice jest sporą niespodzianką, bowiem udało jej się przeskoczyć faworyzowanego Radomiaka. O ile Marcin Orłowski (31 meczów - 7 goli) był podstawowym ogniwem drużyny Tomasza Tułacza, to Dominik Radziemski (10 meczów - 1 gol) odgrywał marginalną rolę. Wiosną Radziem wystąpił zaledwie 3 razy, a od 1 minuty dopiero w ostatnim meczu, gdy do boju trener puścił głębokie rezerwy. Klub z Niepołomic wystawił Dominika na listę zawodników, których można wypożyczyć.
Tomasz Wepa, kapitan Odry Opole, zaliczył 32 mecze i strzelił dwa gole. Końcówkę sezonu, gdy było już jasne, że beniaminek awansuje wyżej, trener Jan Furlepa korzystał z jego usług w nieco mniejszym niż wcześniej czasowym wymiarze ściągając go w drugiej połowie. Po sezonie działacze dokonali zmiany trenera i obecnie Wepa będzie musiał przekonać do siebie trenera Mirosława Smyłę.
Rafał Figiel zaliczył bodaj najlepszy
sezon w karierze
31 meczów, 10 goli i 11 najwięcej w lidze asyst - to bilans kapitana najlepszej drużyny 2.ligi, czyli Rafała Figla. Nie może więc dziwić, że we wszelkich zestawieniach Jedenastek Sezonu, najlepszych zawodników, najbardziej wartościowych graczy znajdziemy nazwisko popularnego Figo. Dla Rafała będzie to czwarte podejście do podboju zaplecza ekstraklasy, do tej pory wybitnie mu nie szło:
2010 - 1 mecz w Odrze Wodzisław
2013/14 - 21 meczów i 0 goli w GKS Katowice i wielkie rozczarowanie
jesień 2014 - 5 niepełnych meczów (zaledwie 105 minut) bez gola w Chrobrym Głogów.
Oczekiwania w nadchodzącej kampanii będą nie mniejsze niż choćby w Katowicach, gdzie co roku oczekiwano walki o ekstraklasę.
W piłkarskim CV awans z Rakowem może sobie zapisać bramkarz Kamil Czapla - dwa mecze ligowe, akurat pierwsze częstochowian w sezonie, które zakończyły się porażkami. Do tego 17 razy w roli rezerwowego. Po sezonie klub pożegnał się z Kamilem, który wrócił do macierzystego klubu z Poznania.

Wałbrzyszanie w grupie wschodniej Saltex 4.ligi

Najciemniej pod latarnią zwykło czasem się mówić. Tak często w Wałbrzychu bywa jeśli chodzi o informacje z piłkarskiego Górnika. Dzięki jeleniogórskiemu portalowi jg24.pl mogliśmy dowiedzieć się, że nowy szkoleniowiec biało-niebieskich odrzucił propozycję posady w innym spadkowiczu z 3.ligi Olimpii Kowary, do której notabene kandydował w przerwie zimowej. Również dzięki tej stronie mogliśmy się dowiedzieć, że doszło do rozmów prezesa Jeleniogórskiego OZPN z działaczami Górnika Gorce i Górnika Wałbrzych dotyczących ewentualnej gry w grupie zachodniej Saltex 4.ligi. Dziś ostatecznie doszło do podziału grup czwartej ligi dolnośląskiej i wałbrzyszanie będą grać w teoretycznie silniejszej wschodniej grupie.
Dla przypomnienia w minionym sezonie najlepszym zespołem okazała się Foto-Higiena Gać, która przez cały sezon nie miała równorzędnych rywali. Do 25.kolejki zespół Marcina Dymkowskiego nie znalazł pogromcy, dopiero w końcówce pozwolił sobie na rozluźnienie, czego efektem były 4 porażki. O awans w barażach piłkarze z Gaci okazali się gorsi od Zagłębia II Lubin 0:3 tracąc dwie bramki dopiero w doliczonym czasie gry. Również słabszy finisz, a dokładnie dwie porażki w ostatnich meczach kosztowały drugie miejsce Polonię-Stal Świdnica, która przez większość sezonu była tuż za plecami Foto-Higieny. Mocno odmłodzona drużyna spadkowicza z 3.ligi wiosną roztrwoniła aż 10 punktową przewagę nad Wiwą Goszcz. Ostatecznie na drugim miejscu sensacyjnie finiszował beniaminek z Barda Śląskiego. Z kolei rewelacyjna forma w 2017 roku spowodowała wywindowanie z 14 na 11.miejsce Sokoła Marcinkowice. Na drugim biegunie Victoria Świebodzice - wiosną 4 punkty, komplet porażek na wyjeździe, aż 60- straconych bramek i degradacja wraz z Piastem Nowa Ruda, Orłem Sadowice i niedawnymi trzecioligowcami z Kobierzyc i Kątów Wrocławskich.
Okręg wałbrzyski, oprócz Górnika uzupełnia rewelacyjny wicemistrz Unia Bardo, Polonia-Stal Świdnica, Karolina Jaworzyna Śląska, Bielawianka, Orzeł Ząbkowice oraz beniaminek Nysa Kłodzko. Co ciekawe w grupie zachodniej z OZPN Wałbrzych grać będą AKS Strzegom i Górnik Gorce - jednym słowem na piątym poziomie rozgrywkowym rządzą drużyny z naszego okręgu. Szkoda, że wyżej mamy jedynie Lechię Dzierżoniów...
Wiadomo, że niejako z urzędu w gronie faworytów będzie wymieniać się spadkowiczów z 3.ligi (Górnik, Śląsk II), Foto-Higienę, beniaminka z klasy okręgowej Polonię Trzebnica, która przespacerowała się przez rozgrywki, ale nie ma co się dziwić, skoro w składzie byli ligowcy (Ulatowski, Ostrowski,Wołczek). Pod względem kibiców, na pewno wałbrzyskich kibiców niezbyt przyjemne powitanie czekać będzie przy okazji wyjazdów do Bielawy, Kłodzka, Wrocławia.
Początek rozgrywek zaplanowano na 15 sierpnia, do tego czasu w klubach zapewne dojdzie do roszad zarówno wśród szkoleniowców, jak i do transferów.

środa, 21 czerwca 2017

Powrót Macieja Jaworskiego

Nie minął tydzień od zakończenia rozgrywek 3.ligi, a w wałbrzyskim Górniku zaczęły się porządki. Jak podaje walbrzych24.com końcowe rozstrzygnięcia w lidze nie miały wpływu na pożegnanie się z klubem duetu Bubnowicz- Morawski. Po raz drugi w karierze szkoleniowej w roli szkoleniowca seniorów Górnika zmienia Maciej Jaworski. Podobna sytuacja miała miejsce wiosną 2013 roku. Wówczas po serii niepowodzeń w 2.lidze zarząd klubu przyjął dymisję Buby dając szansę popularnemu Jaworowi.
Kadencja, która trwała kalendarzowe 12 miesięcy została już przeze mnie opisana. Jako piłkarz w seniorach zadebiutował wiosną 1993 w barwach KP Wałbrzych na zapleczu ekstraklasy będąc jednym z odkryć. Wysoki stoper w pierwszych 3 występach ligowych dwukrotnie wpisał się na listę strzelców! Ogólny bilans 8 występów okrasił łącznie trzema trafieniami. Wychowanek wałbrzyskiego Górnika potem grał m.in. w Sokole Pniewy, Pogoni Świerzawa, z którą awansował do 3.ligi, Victorii Świebodzice, Koksochemii Wałbrzych, Polonii Świdnica, Akropolu (dziś Czarni Wałbrzych). Jako szkoleniowiec trenował seniorów Białego Orła Mieroszów, Polonii/Sparty Świdnica, Górnika, a ostatnio Victorii Świebodzice. Do tego dochodzi praca z juniorami w Świdnicy i Wałbrzychu.
Jakie są plusy wyboru Macieja Jaworskiego?
Przede wszystkim jest miejscowym szkoleniowcem, z częścią zawodników już pracował zarówno w juniorach jak i seniorach. To on dal szansę debiutu w drugiej lidze Mateuszowi Krzymińskiemu, Damianowi Migalskiemu, Sebastianowi Surmajowi, w Świebodzicach szlifował talent Kamila Sadowskiego. Podkreślana jest znajomość drużyn niższych klas rozgrywkowych. Za swojej kadencji w Górniku sprowadził Wojciecha Szubę ze Świdnicy, który miał zastąpić w roli lidera drugiej linii Marcina Morawskiego. Niestety, tak się nie stało. Wśród odstrzelonych testowanych latem 2013 znalazł się m.in. jeden z czołowych snajperów minionego sezonu Damian Celuch (Piast Żmigród), wówczas grający w Ślęzie Wrocław. Oczywiście wówczas była to druga liga, dziś dwie klasy niżej, więc wymagania są o wiele niższe. Maciej Jaworski potrafił na ławkę rezerwowych delegować wydawało się pewniaków, takich jak Morawski, Zinke czy Wojtarowicz. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że runda jesienna sezonu 2013/14 to najlepsza w historii występów Górnika w 2.lidze. Wałbrzyszanie potrafili grać efektownie, wygrać m.in. 3:1 z Bytovią, 2:1 w Kluczborku, rozbić Calisię w Kaliszu 4:0, odwrócić w końcówce meczu przegrany wydawałoby się mecz z Ruchem Zdzieszowice (2:1), przetrzymać napór Odry w Opolu by zadać w końcówce morderczy cios (1:0). To za jego kadencji najbardziej efektownie i efektywnie grał Daniel Zinke, strzelał bramki Marcin Folc.
Gorzej było wiosną, gdy po zwycięstwie nad Gryfem Wejherowo przyszła seria 9 meczów bez wygranej (remis i 8 porażek). Czyżby problemem Jaworskiego były przygotowania zimowe?
Ostatnim miejscem pracy Jaworskiego była Victoria Świebodzice, którą wprowadził do 4.ligi i jesień zakończył na solidnym szóstym miejscu. Nie jest tajemnicą, że kadra oparta była głównie na wychowankach klubu z Ratuszowej. Zimą doszło jednak do organizacyjnego tąpnięcia, pożegnano się ze sztabem szkoleniowym, masowo zawodnicy opuścili Victorię, która wiosną grając w eksperymentalnym składzie była najgorszą drużyną grupy wschodniej 4.ligi.
Nie jest powiedziane, że Maciej Jaworski ponownie spotka się z zespołami z grupy wschodniej, czyli z okręgu wałbrzyskiego i wrocławskiego. Jak informuje portal jg24.pl prezes Jeleniogórskiego OZPN Andrzej Kowal prowadzi rozmowy z przedstawicielami Górnika Wałbrzych oraz beniaminka z wałbrzyskiej klasy okręgowej, innego Górnika, z Gorc. Zapewne niebawem poznamy ostateczne decyzje co do składu obu grup 4.ligi. Generalnie panuje opinia, że mocniejsza jest grupa wschodnia, na zachodzie była dominacja rezerw Zagłębia Lubin, które w ostatecznym rozrachunku zostali mistrzem tego szczebla po wygranym barażu z Foto-Higieną Gać.

wtorek, 20 czerwca 2017

EURO U-21 2017 - D jak Dorna, Dawid(owicz)

Nie ziścił się sen pesymistów, Polska jest jeszcze w grze, choć szanse na wyjście z grupy są iluzoryczne. Po słabiutkim występie przeciwko Słowacji rozpętała się burza wokół wypowiedzi Bielika i Piątka oraz wokół trenera Dorny. Zaledwie 38 letni selekcjoner, bez doświadczenia zawodniczego, trenujący wcześniej kilkunastoletnich adeptów futbolu w rodzimej Wielkopolsce, w PZPN pracuje dziesiąty rok. Od roczników U-15 po obecną młodzieżową, którą prowadzi od ponad 4 lat. Nigdy do tej pory nie czuł takiej społecznej odpowiedzialności, presji oraz nie stał przed takim wyzwaniem. Oczywiście w grupie kilkunastu osobowości, za które pewnie chcą co niektórzy reprezentanci uchodzić, musi dojść do niesnasek, pretensji, nie sposób wszystkich pogodzić. Ale nikt nie brał pod uwagę takiego scenariusza, że idealistyczny obraz kadry Dorny runie już po pierwszym meczu. W turnieju mistrzowskim nie ma marginesu błędu, ci co nie grają są przekonani o wyższości nad tymi co biegali po murawie. Zdania o kiepskiej grze, podobnej do niezbyt udanych treningów na pewno rzuciły mocny cień na atmosferę w kadrze, za którą przecież selekcjoner odpowiada. Nikt nie patrzy, że powiedział to Krystian Bielik, który swego czasu odrzucił powołanie do kadry U-18, bowiem uznał, że więcej zyska trenując w Arsenalu. Widziały gały co brały - wiadomo, że to może być tykająca bomba i prędzej czy później może wybuchnąć, jak sprawy będą układały się nie po myśli zawodnika. I tak też się stało. Dornie nie pomogli dziennikarze, którzy niczym hieny rzucili się na niego, dokładnie punktując błędy jego podopiecznych, złe wybory personalne.
Marcin Dorna po przegranym meczu mógł dokonać dwóch rzeczy - albo przemodelować skład i postawić na głodnych gry pozostałym kadrowiczom lub dać ponowną szansę wybrańcom na Słowację, by mogli się zrehabilitować.  Wygrała opcja numer dwa, z dwiema korektami - Kownacki za kontuzjowanego Kapustkę i Moneta za Lipskiego. Łukasz Moneta dał dobrą zmianę, więc wystąpił od pierwszego gwizdka arbitra i dość szybko spłacił zaufanie, po akcji Kownackiego otwierając wynik ze Szwecją. Fachowcy śledzący młodzieżową piłkę podkreślali cierpliwy styl gry Skandynawów, polegający na wyczekiwaniu, a nie rzucaniu się na rywala. Tak też się stało w Lublinie, gdzie pomogły błędy polskiego zespołu. Im dłużej trwał mecz, tym coraz częściej piłka gościła pod polską bramką. Trudno wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika z bloku defensywnego, bowiem tak naprawdę zawiódł każdy. Synonimem nieudolności Polaków stał się Paweł Dawidowicz,
Dawid Kownacki - asysta i gol
w meczu ze Szwecją.
którego komentatorzy i sprawozdawcy wręcz zmiażdżyli. Dla przypomnienia, rosły (188 cm) defensywny pomocnik był o krok od powołania na ubiegłoroczne EURO przez Adama Nawałki. Nie przebił się w Benfice Lizbona, a ubiegły sezon spędził w 2.Bundeslidze w Bochum. Trudno w historii znaleźć występ polskiego reprezentanta, który spotkałby się z taką krytyką całego środowiska. Co najgorsze, słuszną. Można wymienić Boruca, samobója Żewłakowa, nieudane polskie EURO Murawskiego, Rybusa, Boenischa, koreański koszmar Hajty (mecz z Portugalią!) czy Wałdocha, ale wszyscy wcześniej lub później zapisali się zgoła odmiennie w kadrze. Z kolei Dawidowicz był jednym z najbardziej krytykowanych ze Słowacją, a teraz ze Szwecją. Mało zwrotny, mający kłopoty z przyjęciem piłki, gubiący krycie, wolny - kłopotów boiskowych Pawła można wymieniać długo. Dorna powinien dać mu odpocząć, dać szansę choćby ruchliwemu Radosławowi Murawskiemu z Piasta lub zamknąć usta zwolennikom Bielika i postawić na piłkarza z Anglii.
Po raz pierwszy z kolei na EURO zagrał Dawid Kownacki - wonderkid, czyli wspaniały dzieciak z poznańskiej akademii. Znakomicie odbudował się pod okiem obecnego trenera Lecha Nenada Bjelicy, w lidze strzelił 9 goli, ale baczni obserwatorzy zaczęli wytykać, że w starciu z silnymi stoperami Legii odbijał się niczym od ściany. Tymczasem Kownaś w meczu w Lublinie nie dość, że zaliczył i asystę i strzelił w doliczonym czasie nizwykle ważnego karnego, był jednym z nielicznych, którzy podjęli fizyczną walkę ze Szwedami, prowokował ich do faulu, był jednym z lepszych zawodników na boisku. Czy jego obecność w meczu ze Słowacją zmieniła by oblicze meczu? Tego niestety się już nie dowiemy.
W szwedzkim zespole mogliśmy zobaczyć Pawła Cibickiego, który dwukrotnie wystąpił dla kadry juniorów biało-czerwonych, a potem wybrał kadrę Szwecji. W obecnych czasach prawdziwej hossy polskiej kadry seniorów Cibicki nagle zapałał miłością do ojczyzny, ale słusznie PZPN powiedział NIE. W końcu kadra nie jest klubem, w którym gra się w zależności od humoru czy interesów.
Przed Polską mecz o wszystko z liderem grupy A, czyli Anglią. Zwycięstwo nic Polakom nie daje, muszą bowiem liczyć na remis Słowacji ze Szwecją.Ciekawe czy Marcin Dorna konsekwentnie będzie się trzymał tych samych nazwisk czy da szansę zmiennikom. Drągowski w bramce, Łasicki raczej nie wygryzie któregoś ze stoperów. W pomocy wobec urazu Kapustki jest małe pole manewru, zwłaszcza na skrzydłach. Lipski kilka tygodni bez klubu, ulubieniec Hajty - Frankowski ma problemy z grą w defensywie, z kolei w ataku mocne sygnały wysyła Piątek, który jest groźniejszy na boisku od Stępińskiego. Może szansę w końcu dostanie Adam Buska z Zagłębia Lubin?
Polscy piłkarze są pod baczną obserwacją skautów europejskich klubów, mają więc o co grać. Jeśli nie uda się awansować można podnieść swoją wartość.
Mecz z Anglią Polska rozegra w Kielcach w czwartek.

Krótka anatomia spadku

Po ośmiu latach wałbrzyski Górnik ponownie zagra na piątym szczeblu rozgrywkowym. Saltex 4.liga - do tej nazwy kibuce będą musieli się przyzwyczaić. Po podziale geograficznym dokonanym przez DZPN w ubiegłym roku biało-niebiescy będą rywalizować z drużynami z okręgu wałbrzyskiego i wrocławskiego. Ot, taka powiększona okręgówka. I pomyśleć, że 12 miesięcy temu piłkarzy Roberta Bubnowicza oglądać mogliśmy w telewizji w meczu ze stołeczną Polonią...
Rok w sporcie to naprawdę szmat czasu i doskonale to można zauważyć w mieście pod Chełmcem. Kibice szybko musieli się przestawić z emocji związanych z ilością strzelonych bramek Orłowskiego i spółki do obaw czy nie dojdzie do wycofania się drużyny.
Górnik Wałbrzych spadł z hukiem z 3.ligi, będąc obok Olimpii Kowary najsłabszym zespołem. Jednoznacznej odpowiedzi nie można udzielić,bo powodów degradacji jest kilka.
ORGANIZACJA
Rezygnacja prezesa Tomasza Jakackiego i co za tym idzie ponad półroczny wakat na tym stanowisku spowodował niespotykaną na tak wysokim szczeblu sytuację, że ligowy klub działał praktycznie bez zarządu! Chwała za to tym kilku osobom, które ogarniały organizację domowych i wyjazdowych spotkań, a przede wszystkim nie doprowadziły do wstydliwego wycofania się zespołu z rozgrywek ligowych. Przychylność władz miasta również w tej sytuacji nie jest do przecenienia. Złośliwi pewnie zapytają, czy w innym niż jubileuszowym roku, miasto też by pomogło piłkarskiemu Górnikowi? Krytyków było (i jest) wielu, ale chętnych do konstruktywnych rozwiązań jak zwykle zabrakło. W końcu Czesław Grzesiak wraz z braćmi Michalakami podjął się ratowania upadającego klubu. Program naprawczy, porozumienia z wierzycielami pozwoliły uniknąć najgorszego. Dokonano korekt w sztabach szkoleniowych zespołów juniorów, wzmocniono seniorów kilkoma nazwiskami, poprawiła się atmosfera wokół klubu. Inicjatywa drobnych sponsorów, czy nawet młodzi adepci wyprowadzający seniorów przed ligowym meczem - drobnymi krokami widać, że coś przy Ratuszowej drgnęło do przodu. W tak krótkim okresie trudno oczekiwać cudu, wiosną mimo gorszych wyników sportowych, odniosło się wrażenie, że klub wraca na odpowiednie tory. Oby degradacja nie stała się hamulcem w działaniu, tylko kolejnym etapem odbudowy marki klubu.
WYKONAWCY
Przed sezonem odeszli Orzech, Sawicki, Krawiec, Oświęcimka, Radziemski, Orłowski, to ponad połowa wyjściowej jedenastki, gdzie linia pomocy i napadu przestała istnieć. W ich miejsce przyszli juniorzy oraz Tobiasz, Pierzga i powracający z wypożyczenia Gawlik. Jesienią wypadek samochodowy spowodował, że Bubnowicz musiał zapomnieć o grze Jarosińskiego, Tyktor wybrał pracę zawodową. Pierwszy mecz na boisku beniaminka Falubazu zakończony remisem 2:2 odebrano jako dobry omen - eksperymentalny skład, trochę szczęścia przy bramce G.Michalaka, cenny punkt wyjazdowy. Z czasem okazało się, że w delegacjach wałbrzyszanie zmuszeni do gry w kontry lepiej się prezentują niż u siebie, gdy rywal pozostawia więcej swobody. Jaroszewski w bramce - D.Michalak w obronie - Morawski w pomocy, tak doświadczona oś trzymała w ryzach trzecioligowy Górnik. Nowy kapitan zespołu Jan Rytko próbowany był na różnych pozycjach: od środkowego obrońcy, poprzez prawą stronę, aż po drugą linię, ale oprócz tradycyjnego bagażu kartek wiele pożytku z niego nie było. Wśród nowych graczy najlepsze wrażenie sprawiał waleczny Marcin Gawlik, rozczarował zwłaszcza Norbert Pierzga, z którym bez żalu klub pożegnał się zimą. Beznadziejnie wyglądała sytuacja w ataku, gdzie Migalski nie był w stanie udźwignąć roli egzekutora, a poza tym przyplątała mu się kontuzja. Dla wysokiego Woźniaka okazało się szybko, że 3.liga to za wysokie progi. Młodziński, Brzeziński również nie przekonywali swoją postawą, więcej można było się spodziewać po Sobiesierskim. 3 zwycięstwa (u siebie z Olimpią 1:0 po golu Deca, wyjazdowe 2:0 w Częstochowie i 1:0 ze Śląskiem II po bramce w 90 minucie).
Nadzieję najlepszą wiosnę dawała postawa defensywy, która również występowała w eksperymentalnym zestawieniu. Doświadczony Jaroszewski jesienią 6 razy zachował czyste konto. Bolączką była nieskuteczność, na którą leku nie potrafiono znaleźć już do końca sezonu.
Zimą karierę postanowił zakończyć Grzegorz Michalak, który jesienią strzelił dwie bramki. Gawlik doznał kontuzji, na wypożyczenie do Świebodzic powędrowali Rojek z Woźniakiem, a do Sobótki odszedł Pierzga. Kadrę uzupełnili, bo trudno w tej sytuacji mówić o wzmocnieniach, Tyktor, który zadeklarował regularną grę (jesienią zagrał jedynie w Bielsku-Białej), Popowicz (po nieudanym wypożyczeniu do Łowicza, gdzie nie przebił się do I składu), Bronisławski (z Rakowa - jesienią również bez gry w I składzie) i Sadowski z Victorii Świebodzice, która organizacyjnie również przeżywała zawieruchę.
Po zimowych zwycięstwach w sparingach liczono na poprawę skuteczności. Pierwszy mecz z Falubazem to wygrana 1:0 po strzale najstarszego z ekipy Marcina Morawskiego. Jak się okazało była to JEDYNA bramka wiosną strzelona w domowym meczu przez wałbrzyszan! O ile gra na wyjeździe dawała powody do optymizmu (3:0 z Pniówkiem, remisy ze Stalą, a przede wszystkim Jastrzębiem), to u siebie pasmo rozczarowań  - porażki ze Skrą, rezerwami Górnika, Miedzi, Śląska, a przede wszystkim najbardziej bolące, bo z bezpośrednimi rywalami do utrzymania 0:4 z Unią i 0:1 z Lechią. Obrazu nie zamaże 5:0 pod Chełmcem z Olimpią, która przeniosła domowy mecz na Ratuszową, nie mając zgody władz i policji na organizację meczu w Kowarach. Solidna wydawało się defensywa rozpadła się również w ostatnich meczach wyjazdowych, gdzie ze Żmigrodu i Zdzieszowic Górnik solidarnie wywiózł cztery gole...
Dwa zwycięstwa w całym sezonie Wałbrzychu, jedna domowa wiosną bramka u siebie - to jest wymowny komentarz.
Piłkarze generalnie zawiedli, wyniki ich nie bronią. Wciąż okazuje się, że bez doświadczenia niewiele można zrobić. Jeszcze miesiąc temu można było napisać,że najlepszą formacją była defensywa z doświadczonymi Jaroszewskim, Michalakiem, Tyktorem, ale maj i czerwiec brutalnie ich obnażył, gdy okazało się, że również im przydarzają się proste błędy. W pomocy dużo pozytywnego wnieśli Bronisławski z Sadowskim. Niestety, brakowało im czasem równorzędnych partnerów w ofensywie. Wyróżniali się na tle przeciętności i zapewne trudno będzie ich zatrzymać czy przekonać do gry w zaledwie 4.lidze. Niestety, niewiele dobrego można powiedzieć o Popowiczu, Tobiasz irytował stratami oraz brakiem szybkości, z kolei byli juniorzy często byli zagubieni, a wielokrotnie dodatkowo deprymowały ich uwagi Morawskiego, którego szkoda, że nie jest młodszy, bowiem nie ma na chwilę obecną zawodnika w drużynie, który potrafiłby mądrze przytrzymać piłkę, rozegrać, przerzucić. Więcej można było się spodziewać po Migalskim. Mały plus należy postawić przy nazwisku Surmaja, u którego wiosną widoczny był postęp. Szkoda, że takich nie robi Krzymiński.Duża ilość żółtych kartek Rytko to nie pokłosie waleczności, ale bezsilności. Często spóźniony, łatwo dający się sprowokować kapitan zespołu, gdyby nie rzuty karne wciąż straszyłoby jego wstydliwe zero po stronie zdobytych bramek.
SZTAB SZKOLENIOWY
Przed Robertem Bubnowiczem i jego sztabem miniony sezon był bodaj największym wyzwaniem. Na boisku do pomocy miał asystenta Marcina Morawskiego, który wielokrotnie w meczu ustawiał młodszych kolegów. Jesienią na ławce pojawiał się jeszcze Piotr Przerywacz - najbardziej znający byłych juniorów. Tak krawiec kraje jak mu materii staje - z takiego materiału ludzkiego, jaki miał jesienią sztab Górnika trudno oczekiwać walki choćby o środek tabeli. Wprowadzanie młodych zawodników szło jak po przysłowiowej grudzie, podczas kilkunastominutowej gry było widać tremę, brak ogrania. Oczywiście, można zrzucić to na garb braku drużyny rezerw, gdzie Młodziński, Sobiesierski,Rojek czy Woźniak mogliby się ogrywać, nabierać pewności. Ale pokutuje też fakt znikomego korzystania z ich usług w poprzednim sezonie. Teraz młodzi nie mieli żadnego alibi, musieli wziąć na barki odpowiedzialność, każdy błąd miał ogromne konsekwencje. Ponadto nie pomagały reprymendy starszych zirytowanych kolegów.
Po słabiutkiej pod względem skuteczności jesieni wiadomo było, że trzeba znaleźć antidotum na strzelecką niemoc. Wiadomo, że najlepszym rozwiązaniem byłoby ściągnięcie doświadczonego napastnika. Bubnowicz poszedł w stronę organizacji sparingów ze słabymi rywalami, rekordy strzeleckie zaciemniły obraz, bo co innego grać przeciwko drużynom grającym klasę lub dwie niżej, będących w innym etapie przygotowań, a co innego przeciwko ligowym wyjadaczom. Jedyny sensowny sparing to 3:2 z Polkowicami. Jeśli pozostałe mecze były poświęcone wypracowaniu schematów, stałych fragmentów gry, to niestety, w lidze wiosną tego nie widzieliśmy. Jesienią potrzeba wymusiła kombinacyjne wykonywanie rzutów rożnych, bowiem ciężko oczekiwać na sukces dośrodkowania, gdy brakuje zawodników powyżej 1,8 m. Wiosną nawet tego nie było.
Obracając się w wąskiej kadrze Bubnowicz szukał różnych rozwiązań. Wymusiły to kartki, kontuzje. Bezproduktywnego w ofensywie Tobiasz wycofał do bloku obrony, Bronisławski grywał jako fałszywy napastnik, Surmaj z Krzymińskim wymieniali się skrzydłami, Rytko również krążył po pozycjach w obronie i pomocy, Bogacz z Decem w pomocy. W końcówkach meczów, gdzie goniono wynik do ataku wędrował również wysoki Tyktor.
Kłopoty organizacyjne spowodowały, że kibice Górnika nie mogli liczyć na spektakularne transfery zimą. Udanymi ruchami było nakłonienie do powrotu Bronisławskiego, Tyktora oraz ściągnięcie Sadowskiego. Popowicz był tylko uzupełnieniem kadry. Casus Sadowskiego pokazuje, że można, a nawet trzeba penetrować niższe ligi, by wyciągnąć podobnych jemu młodych, zdolnych zawodników. Czemu nikt nie dał szansy koledze klubowemu ze Świebodzic Bałutowi? Postrzelał wiosną w Jaworzynie Śląskiej, dostał powołanie do kadry DZPN Region's Cup. Na tym samym szczeblu skutecznością imponowali Wasilewscy z AKS Strzegom - czy brano pod uwagę choćby sprawdzenie ich? Po zimowym oknie transferowym sporo zawodników jest do wzięcia, z kartą zawodnicza na ręku, również zagranicznych, którzy mogli pomóc w pokonaniu impotencji strzeleckiej. W Wałbrzychu stwierdzono, że można sobie poradzić posiadanym materiałem ludzkim, który w 3.lidze nie dał rady. Ba, są podstawy, żeby sądzić, że może nie dawać rady w 4.lidze - przykładem są mecze pucharowe, gdzie Górnik grając w najsilniejszym zestawieniu męczył się w Strzegomiu i nie dał rady u siebie Tuszynowi.
CO DALEJ?
Nic nie wskazuje, że zapał zarządu wygasł i nastąpi upadek. Oby nie odwrócili się dotychczasowi darczyńcy i starczyło im cierpliwości.
Jeśli chodzi kadrę zawodniczą, to niezbędne jest jej przewietrzenie. Fakt, że bez 35-letniego Jaroszewskiego, czy dwa lata starszego Morawskiego, trudno byłoby w 3.lidze nawet o takie wyniki, to klasę niżej obowiązkiem jest ogrywanie następców. W bramce jest ogromny problem - Ziobro z Malczewskim niewiele się nauczyli siedząc na ławce, a podczas gry w sparingach czy PP, pokazali, że dużo nauki przed nimi. Niewiadomą jest powrót Jarosińskiego do treningów, może lekiem byłby powrót do Wałbrzycha Gracjana Błaszczyka, który jesienią grał w Sobótce, a wiosną zaliczył kilka epizodów w MKP Wołów?
Dobrą grą na pewno lepsze kluby niż czwartoligowe zwróciły uwagę na Sadowskiego i Bronisławskiego, nie ma co ukrywać, dla obu gra na piątym szczeblu rozgrywek w ich przypadku strata czasu.Wreszcie powracające niczym bumerang pytanie o napastnika. Migalski, powracający z wypożyczenia Woźniak, Dec - żaden z nich nie daje gwarancji poprawy skuteczności.
Na koniec Robert Bubnowicz i Marcin Morawski, po tak nieudanym sezonie, trudno oczekiwać, że ich pomysł na Górnika zda egzamin. Już więcej z tych chłopaków nie wycisną, zwłaszcza, że w decydujących momentach kilku "nie chciało umierać na boisku za Górnika". Wskazana byłaby przemyślana roszada na stanowisku trenera. Pytanie tylko kto? Wiadomo, że można obracać się wokół dolnośląskich nazwisk. Może ktoś związany wcześniej z Zagłębiem Lubin, z którym Górnik podpisał umowę o współpracy? Może ktoś znający specyfikę gry na takim szczeblu? A może szansa dla debiutanta?
Póki co jest sporo znaków zapytania przed czwartoligowym Górnikiem. Póki co przerwa letnia, a po niej ładowanie akumulatorów, sparingi i ciekawość, w jakim składzie personalnym i jakim nastawieniem piłkarze z Ratuszowej podejdą do nowego sezonu - od razu szturm na 3.ligę, czy spokojna budowa zespołu?

niedziela, 18 czerwca 2017

Wywrotka na mecie

Sezon ligowy, dwie rundy po kilkanaście meczów to odpowiednio długi czas, by wypracować sobie odpowiedni dorobek pozwalający uzyskać zamierzony cel. Niestety, sport jest taką wredną dziedziną życia, że jedno niepowodzenie, często na samym finiszu, decyduje o niepowodzeniu. Dotyczy to również futbolu. Równy prawie cały sezon, a tuż przed metą niepowodzenie rzutujące na końcową tabelę.
Adam Łagiewka podczas sparingu
Górnika Wałbrzych latem 2010.
Również i w kończącym się właśnie sezonie 2016/17 mieliśmy kilka takich przypadków.
W wałbrzyskiej klasie okręgowej awans z 1.miejsca wywalczyła Nysa Kłodzko, o drugie miejsce, które również daje promocje do 4.ligi walczył spadkowicz Zjednoczeni Żarów i beniaminek Górnik Gorce. Po jesieni Górnik miał stratę punktu do Nysy, a przewagę 4 punktów nad żarowianami. Zjednoczeni wiosnę rozpoczęli od porażki z najlepszą drużyną 2017 Zdrój Jedlina Zdrój, ale później 7 kolejnych zwycięstw plus walkowery po wycofaniu się Niemczanki i Zrywu Gola Świdnicka spowodowały, że zespół poważnie liczył się w walce o 1.miejsce. Nie przeszkodziła w tym marszu porażka w Gorcach 1:3, bowiem w następnych meczach przyszły zwycięstwa m.in.nad Tuszynem czy w Szczawnie Zdroju aż 5:2. W ostatniej kolejce Zjednoczeni grali w Kamieniu Ząbkowickim. Żarowian wcześniej w roli grającego trenera, a obecnie jako playmaker, prowadzi 35-letni Adam Łagiewka, mający za sobą grę w ekstraklasie (Zagłębie Lubin) oraz na jej zapleczu (Górnik Polkowice, Tur Turek, Stal Stalowa Wola). 7 lat temu aspirował do składu Górnika Wałbrzych, ówczesnego beniaminka 2.ligi. Przypominający sylwetką oldboja Łagiewka aż 14 razy wpisał się na listę strzelców. W Kamieńcu nie udało mu się, a przebieg spotkania był niczym największy koszmar. Nie grający praktycznie o nic gospodarze zaskoczyli faworyta i do przerwy prowadzili sensacyjnie 3:0! W szatni zespołu musiały paść mocne słowa, bowiem tuż po przerwie Krzysztof Goździejewski strzela gola dla Żarowa, ale później tempo gry spadło i gra się wyrównała. Może wpływ na to miały wieści z Gorc, gdzie Górnik równolegle rozgrywający swój mecz przegrywał u siebie z Piławianką 0:1? Co więcej błędy defensywy gości wykorzystują po raz kolejny gospodarze dokładając dwie kolejne bramki. Ostatecznie, po trafieniu  w doliczonym czasie gdy Zjednoczeni przegrywają 2:5, a w tym samym czasie Górnik Gorce ostatecznie wygrał 3:1 i o jeden punkt w tabeli wyprzedził żarowian.
3.liga grupa I - faworytem rozgrywek, zwłaszcza w rundzie wiosennej jest ŁKS Łódź, który wiosnę rozpoczyna niemrawo - po remisie w Morągu i domowej porażce z Mazurem Ełk (1:2) traci fotel lidera na rzecz Finishaprkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie. W następnej kolejce oba zespoły spotkały się na Warmii i Mazurach, gdzie łodzianie wygrali bez problemów 2:0. ŁKS po derbowym remisie na Widzewie stracili jednak przodownictwo w tabeli i do ostatniej kolejki musieli gonić Finishparkiet. W ostatniej kolejce lider z NML miał punkt przewagi i wyjazd do Tomaszowa Mazowieckiego, łodzianie z kolei gościli w Warszawie na boisku Ursusa walczącego o utrzymanie. ŁKS dość łatwo stracił dwie bramki i gol Piotra Pyrdoła na niewiele się zdał. Finishparkiet z kolei zremisował z Lechią 1:1 zwiększając na mecie przewagę do 2 punktów. W nowym sezonie w 1.lidze zobaczymy niespodziewanie zespół, który prowadził Sławomir Majak, a łodzianie marzenia o awansie muszą przełożyć na następny rok. Ciekawostką są również dramatycznie okoliczności utrzymania pogromców ŁKS - Ursus by się utrzymać potrzebował braku zwycięstwa rezerw Jagiellonii w meczu w Wołominie z Huraganem. Do 90 minuty białostoczanie prowadzili 4:3, by ostatecznie przegrać 4:5!
W grupie IV 3.ligi rewelacyjną wiosnę zalicza Motor Lublin. Z nowym prezesem (b.dziennikarz Leszek Bartnicki) i trenerem Marcinem Sasalem 2017 rok zaczynali z 9.miejsca i 13 punktami straty do lidera KSZO. 10 zwycięstw i remis w Ostrowcu Świętokrzyskim spowodował, że na 2 kolejki przed końcem strata do nowego lidera Garbarni Kraków, którego Motor dwukrotnie ograł (2:0,3:0) wynosiła 3 punkty. W 33.kolejce Garbarze pauzowali, więc zwycięstwo w Radzyniu Podlaskim pozwoliłoby piłkarzom Sasala na objęcie fotelu lidera.Orlęta, które po jesieni zajmowały przedostatnią pozycję po zimowych wzmocnieniach, w tym m.in. znany z gry w drugoligowym Górniku Wałbrzych Krystian Stolarczyk, szybko zaczęły piąć się w górę tabeli. Motor zaczął od prowadzenia 1:0, ale później to gospodarze aż czterokrotnie trafili do bramki lublinian, którzy dodatkowo nie potrafili skorygować wyniku z rzutu karnego. Pierwsza wiosenna porażka spowodowała, że Motor by marzyć o awansie musiał wygrać w Rzeszowie z Resovią, a Garbarnia ulec u siebie Unii Tarnów. Obie drużyny wygrały i ostatecznie krakowianie uzyskali promocję do 2.ligi.
Wreszcie III grupa 3.ligi i walka o utrzymanie - Lechia, Śląsk II i Unia w ostatniej kolejce grały w komplecie u siebie. Żadna z nich nie wygrywa! Unia dość szybko traci dwie bramki, ale podejmuje walkę ze Stalą Brzeg - 0:2, 1:3, 2:4 i wyrównanie na 4:4. Z jednej strony zawód, ale z drugiej radość, bo pozwoliło to dołączyć do dolnośląskiego duetu i wyprzedzić, dzięki tzw. małej tabeli, rezerwy Śląska. Wrocławianie, którzy grali młodym składem bez wsparcia z I drużyny, nie wykorzystali swojej szansy i ulegli u siebie bielskiemu Rekordowi. Mając gorsze bilanse dwumeczów zarówno z Lechią jak i Unią oznacza to dla nich degradację. W Dzierżoniowie z kolei horror - strata bramki w 89 minucie, porażka, ale wobec korzystnych wyników ostatecznie 14.miejsce i utrzymanie.

sobota, 17 czerwca 2017

EURO U-21 2017 - Lobotka obdziera ze złudzeń

Po trzech dekadach znowu na polskich boiskach gościmy najlepsze młodzieżowe ekipy Europy. W 1978 Polska rozpoczęła turniej od porażki z Hiszpanią 1:2, by po pokonaniu Turcji 2:1 i Anglii 2:0 awansować do najlepszej czwórki turnieju. Po półfinałowej porażce z ZSRR 0:2 brązowe medale biało-czerwoni zdobyli po ograniu Szkocji 3:1. W kadrze Edmunda Zientary błyszczeli późniejsi medaliści MŚ seniorów (Kazimierski, Buncol, Iwan), kadrowicze (Buda, Baran), uznani ligowcy (Chojnacki, Kajrys, Stawarz), ale i zawodnicy, o których nikt później szerzej nie słyszał. Przykładem choćby Krzysztof Jarosz ze Śląska Wrocław. W medalowej kadrze znalazł się również wychowanek Unii Złoty Stok, wówczas reprezentujący barwy Zagłębia Wałbrzych, niestety, już nieżyjący Jan Janiec.
Młodzieżowy czempionat w tym roku to turniej, który trudno porównać do siermiężnych warunków, boisk z lat 70-tych ubiegłego stulecia. Piękne stadiony, oprawa medialna i rozbudzone nadzieje w Polsce na medal. Z reguły gospodarz turnieju uznawany jest niejako z urzędu za faworyta, bo wiadomo, gospodarzom nawet ściany pomagają. Marcin Dorna, uznany szkoleniowiec młodzieży, dostał za zadanie przygotowanie kadry U-21 do mistrzostw. Turniej nie jest organizowany w tzw. terminie UEFA, czyli kluby nie mają obowiązku zwolnić swoich podopiecznych, z czego skorzystało włoskie Napoli zakazując udziału Zielińskiemu i Milikowi. Ale optymizm w narodzie nie zgasł, bowiem kolegów wzmocnili Kapustka z Linettym.
W kadrze Polski znów mamy akcent wałbrzyski - z nr 5 powołany z włoskiego Carpi FC Igor Łasicki urodził się w Wałbrzychu, grał w Boguszowie oraz przy Ratuszowej, a od 2011, już po przeprowadzce do Lubina, regularnie występujące w reprezentacji począwszy od rocznika U-16. Z Dolnego Śląska Dorna zaufał jeszcze bramkarzowi Jakubowi Wrąblowi (powracającego z Olimpii Grudziądz do Śląska), trio z Lubina - Jarosław Jach, Jarosław Kubicki, Adam Buksa. Jach, podobnie jak powołany z Cracovii Krzysztof Piątek to byli gracze Lechii Dzierżoniów.
Los przydzielił Polakom Słowację, Anglię i obrońcę tytułu Szwedów. Turniej zainaugurowano w Kielcach, gdzie lokalne ulice stały się nagle koloru żółtego od rzeszy kibiców ze Skandynawii. Anglicy nie przywieźli swoich największych gwiazd, bowiem John Stones, Luke Shaw, Delle Alli, Raheem Sterling, czy Marcus Rashford, by wspomnieć tych najbardziej znanych, ładują akumulatory przed kolejnym sezonem. W Kielcach doszło do rekordowego transferu - nigdy w tym mieście nie podpisano umowy transferowej na tak dużą sumę, a bramkarz Jordan Pickford (ostatnio Sunderland) za 30 milionów funtów podpisał umowę z Evertonem. Dużo emocji wzbudzała z kolei obecność w kadrze Szwecji Pawła Cibickiego, który reprezentował Polskę w kadrach U-19 i U-20, rok temu zdecydował się na reprezentowanie barw Trzech Koron. Dziś ponoć nie ma już tak jednoznacznego stanowiska co do wyboru reprezentacji...
Po szybkim, ciekawym meczu Szwecja zremisowała z Anglią 0:0, a najważniejszym momentem meczu była obrona karnego Linusa Wahlqvista przez wspomnianego Pickforda.
W Lublinie z kolei miała miejsce uroczystość otwarcia turnieju i pierwszy mecz kadry Dorny. Rozpoczął się on najlepiej jak mógł, bo już w 1.minucie po dośrodkowaniu kapitana Kędziory głową bramkę strzelił Patryk Lipski. Euforia, która z minuty na minutę gasła. Ci co stawiali na łatwe zwycięstwo z teoretycznie najsłabszym rywalem w grupie musieli szybko zweryfikować swoje oczekiwania. Słowacja okazała się zespołem o wiele dojrzalszym. Pamiętany po nieudanej przygodzie w Zagłębiu Lubin Pavel Hapal przypomniał się polskich kibicom jako szkoleniowiec dysponujący o wiele ciekawszym zawodnikami niż nasi. Szybkość, pomysłowość, gra na jeden kontakt, to okazało się za trudne do zneutralizowania dla Polaków. Ci z kolei grali bez pomysłu. Bardzo niepewny w bramce Wrąbel, który już w niedawnych meczach kadry U-21 wysyłał sygnały, że mogą być z nim kłopoty. W obronie najpewniej zaprezentował się ten, o którego formę najbardziej się obawiano, czyli Jarosław Jach, długo leczący kontuzję, poza tym dramatycznie słabo grający w lidze w meczu z Arką. Dzielnie mu sekundował przez 5 kwadransów Bednarek, ale drugi gol dla Słowacji mocno obciąża konto stopera Lecha. Jaroszyński z Kędziorą nie radzili sobie ze skrzydłowymi, którzy często schodzili do środka gubiąc krycie. Inna sprawa, że nie było wsparcia ze strony skrzydłowych. Kapustka kreowany na lidera kadry całkowicie zagubiony, bez formy, z widocznym brakiem ogrania. Frankowski kilka razy szarpnął, ale rażący brak jest umiejętności gry lewą nogą, gdy musiał sobie przekładać piłkę na prawą. Środek miał należeć do Linettego z Lipskim, ale tam Karol często gubił piłkę, a będący bez przynależności klubowej strzelec gola szybciutko zniknął z pola widzenia.
Mimo, że to Lipski a nie Lobotka (z prawej) strzelił bramkę,
to właśnie o Słowaku więcej się pisze po meczu Polska -
Słowacja (1:2). [foto: Piotr Kucza/newspix.pl]
Wysoki Dawidowicz mógł strzelić efektownego gola głową, a jako defensywny pomocnik był niemiłosiernie ogrywany przez o głowę niższych rywali. Stępiński bezproduktywny w przodzie, inna sprawa, że przegrywał pojedynki główkowe po długich podaniach z linii obrony. Trudno oczekiwać było poprawę, gdy za zmianę oblicza mieli decydować Moneta z Niezgodą. Dwójka z Ruchu Chorzów nie dała rady w siermiężnej lidze polskiej, a co dopiero w meczu turniejowym?
Słowacy otworzyli oczy wielu "fachowcom" - okazało się, że ci co w Polsce nie dawali rady (Mazan w Podbeskidziu, Mihalik w Cracovii) potrafią zagrać, na tle Polaków, bardzo dobrze, Rewelacją został już okrzyczany Stanislav Lobotka, za którym bezskutecznie biegali nasi pomocnicy. Ani nieruchliwy mało zwrotny Dawidowicz, ani Lipski czy Linetty nie potrafili zneutralizować poczynań pomocnika duńskiego FC Nordsjaelland. Stałe fragmenty gry Rusnaka siały spustoszenie w polu karnym, zwłaszcza, że niepewnie bronił Wrąbel. Gdyby w swojej wysokiej formie był Matus Bero, kto wie czy wynik byłby gorszy.
Polska już po rywalizacji Legii z Trencinem przekonała się, jak dobrze mogą grać młodzi zdolni Słowacy. Nadzieje przedmeczowe były zbudowane na podstawie papierowych spekulacji. Owszem, może mamy utalentowane nazwiska w składzie, ale jest jeszcze drużyna, której nie zobaczyliśmy w Lublinie.
Polski optymizm budowany jest na ostatnich wynikach kadry seniorów. Mecz młodzieżówki był zgoła odmienny, choć wielu chciałoby powtórki z kadry Nawałki. Zgrupowanie w Arłamowie, filmiki na portalu Łączy Nas Piłka, ten sam duet komentatorów w Polsacie, ale na tym koniec. Jak sie okazało duet Borek - Hajto był tym razem bardzo irytujący. Już po 25 minutach zaczęło się tłumaczenie ile kto rozegrał minut ligowych, mieszanie braku ogrania ze zbyt dużą liczbą meczów. Tylko, że wspomniany Lobotka rozegrał więcej minut niż Lipski, Dawidowicz, Stępiński razem wzięci. Tomasz Hajto w lapsusach językowych już dawno przebił Dariusza Szpakowskiego. Jeśli w seniorach kilkanaście razy nie wspomni o Turbogrosiku to relacja nie będzie zaliczona. Rolę Grosickiego w młodzieżówce przejął inny skrzydłowy z Białegostoku - Przemysław Frankowski, który wg Hajty był najlepszym, najgroźniejszym zawodnikiem, bezkrytycznie podchodząc do jego nikłej roli w defensywie. Również jego opinia nt. Kapustki wypowiedziana kilkanaście dni temu dyskredytująca jego dobrą formę z czasów gry w Cracovii była widoczna w krytyce piłkarza Leicester.
Po porażce chcąc się liczyć w dalszej fazie rozgrywek Polska musi wygrać zarówno z Anglią i Szwecją. Po dyspozycji w pierwszych meczach u bukmacherów szans piłkarze Dorny nie będą mieli dobrych notowań. Wśród fachowców przewija się opinia powrotu do czasów "przednawałkowych", czyli mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor.

środa, 14 czerwca 2017

Smutne pożegnanie

Wtorkowy mecz z rezerwami Śląska miał praktycznie znaczenie tylko dla przyjezdnych. W Wałbrzychu była jedynie iluzja, że może zdarzyć się cud. Owszem zwycięstwo nad Olimpią Kowary poprawiło nastroje, ale jak się weźmie pod uwagę skład rywala, gdzie występują piłkarze na zasadzie skompletowania jedenastki za wszelką cenę, by nie oddać meczu walkowerem, to już nie  wygląda to tak różowo. W Żmigrodzie Górnik musiał wygrać, by myśleć o utrzymaniu, a poniósł najwyższą wyjazdową porażkę.
Przeciwko młodzieży z Wrocławia, gdzie w wyjściowej jedenastce ośmiu młodzieżowców, dwóch zawodników z rocznika 1994 i jeden z 1995, gospodarze znów byli bezradni w ofensywie. Cierpliwość wyczerpała się również wałbrzyskim mediom, które powtarzały się w tytule pomeczowej relacji "Bez stylu, bez honoru". Zgoda co do braku stylu, bo jego od dawna w domowych meczach nie ma. Szkoda, że optymistycznie nastawione media dopiero na finiszu zdjęły różowe okulary. Co do honoru... Górnik spada z hukiem, wyprzedzając w tabeli jedynie kowarską Olimpię, w każdym meczu piłkarze próbowali zdobyć punkty, a że brakowało argumentów, to nie można zrzucać na sprawę honoru. Mecz ze Śląskiem II był podobny to wielu rozegranych przy Ratuszowej.
Smutne pożegnanie z 3.ligą w Wałbrzychu oglądała garstka
widzów. [foto: Paweł Gołębiowski]
Szansę na utrzymanie wałbrzyszanie przegrali na własnym boisku i to nie spotkaniem ze Śląskiem II. Na pożegnalny mecz przyszła garstka widzów, co naprawdę tragicznie wygląda, zwłaszcza, że kilka dni wcześniej na tym obiekcie znakomicie bawiło się na meczu futbolu amerykańskiego kilka tysięcy ludzi. Ciekawe na ile oszacowałby publikę meczu Miners Bogdan Skiba, który tradycyjnie zawyżał frekwencję na Stadionie 1000-lecia.
Gorycz degradacji piłkarzy Górnika dotyka nie po raz pierwszy, a czy w takich beznadziejnych okolicznościach przebiegały wcześniejsze pożegnania z klasami rozgrywkowymi?
Najwyższy szczebel rozgrywkowy Górnik żegnał w Wałbrzychu meczem z Pogonią Szczecin, który oglądało 1552 widzów. Na stadionie na Nowym Mieście wyglądała ona niczym garstka wiernych fanów. Wałbrzyszanie w ostatnim meczu w 1.lidze zremisowali 1:1 (0:1), a wyrównującą bramkę strzelił śp. Zbigniew Ośko. W ostatniej kolejce biało-niebiescy nie przeszkodzili w mistrzowskim marszu Ruchu Chorzów przegrywając na Górnym Śląsku 1:4.
Z drugiej ligi Górnik się wycofał, ale po połączeniu z Zagłębiem ponownie, jako Klub Piłkarski, grał na zapleczu ekstraklasy. Wiosną 1994 KP nie udało się utrzymać, a ostatni mecz pod Chełmcem rozegrał przeciwko walczącej o utrzymanie Arce Gdynia. Goście z Trójmiasta musieli wygrać, by się utrzymać i rzeczywiście tak się stało (1:0). Mecz był toczony w przyjaznej atmosferze, przypominał nieco ostatni mecz gdynian w Lubinie.
3.ligę wałbrzyszanie, grający jako Górnik/Zagłębie żegnali w sezonie 2000/01 grając przeciwko czołowej drużynie ligi BBTS Marbet Ceramed Bielsko-Biała, dziś funkcjonujące jako Podbeskidzie. Bielszczanie nie mieli problemu ze zwycięstwem 2:0 (1:0). Wałbrzyszanie po spadku grali jesienią głównie juniorami, by zimą wycofać się z rozgrywek.
Sezon 2007/08 to sezon reformy, po której 1.liga stała się ekstraklasą, druga liga pierwszą, trzecia drugą, a czwarta trzecią. Wałbrzyszanie grając w 4.lidze zajęli odległe 11.miejsce co oznaczało pozostanie w niej, ale de facto była to degradacja z czwartego na piąty szczebel rozgrywek. Ale o tym historycy wałbrzyskiego futbolu wstydliwie milczą. PWSZ Górnik Wałbrzych w ostatnim domowym meczu tego feralnego sezonu grał derby Sudetów z Karkonoszami - bez udziału publiczności. Jeleniogórzanie po golach Łukasza Kowalskiego wygrali 2:1 (gol dla podopiecznych Roberta Bubnowicza strzelił Marka Wojtarowicza). Wałbrzyszanie w ostatnim meczu na wyjeździe ulegli Prochowiczance 1:4, gdzie dwukrotnie skarcił Paweł Tobiasz.
Wreszcie sezon 2014/15, czyli spadek z drugiej ligi, trzeciego szczebla rozgrywek. Ostatnia kolejka i mecz z Okocimskim Brzesko. Niewiele ponad dwustu widzów i remis 2:2. Już w 3.minucie gol Marcina Orłowskiego, po przerwie Piwosze strzelają dwa gole, by w doliczonym czasie remis uratował Mateusz Sawicki. Honorowy remis.
Przed Górnikiem wyjazd do Zdzieszowic, gdzie miejscowy Ruch ma realne szanse na awans, więc trudno spodziewać się mega sensacji, za którą uchodziłaby jakakolwiek strata punktów przez Zdzichów. Robert Bubnowicz nie ma możliwości wystawienia innego zestawu nazwisk do składu niż ten, którym operuje od miesięcy. Mecz dla wałbrzyszan to tylko zebranie doświadczeń przez młodych zawodników, tylko pytanie, czy spożytkują je po letniej przerwie w czwartoligowym Górniku czy też w innym klubie.

sobota, 10 czerwca 2017

Niedosyt w Legnicy

W mediach społecznościowych jednym z najpopularniejszych futbolowych hasztagów jest #1ligastylżycia. Wydarzenia na zapleczu ekstraklasy często zaskakiwały, takich zwrotów sytuacji, emocji do ostatniego gwizdka arbitra nie było w blisko 70-letniej historii rozgrywek.
Faworytów do awansu upatrywano przede wszystkim w spadkowiczach Podbeskidziu Bielsko-Biała, Górniku Zabrze, a także w czołowych zespołach poprzedniej kampanii - Zagłębiu Sosnowiec, GKS Katowice, a także legnickiej Miedzi. Początek sezonu należał do Podbeskidzia, ale seria porażek oznaczał nie tylko zjazd w dół tabeli, ale i pożegnanie z trenerem Dźwigałą. Palmę pierwszeństwa przejęło Zagłębie Sosnowiec, które pod wodzą Jacka Magiery w 9 pierwszych meczach nie przegrało, a mecze z Górnikiem Zabrze (2:1) czy w Bielsku-Białej (5:4) śmiało można byłoby oglądnąć klasę wyżej. O Magierę upomniała się Legia i już pierwszy mecz pod wodzą zmiennika (Jarosława Araszkiewicza) okazał się, że nie będzie sosnowiczan łatwo - 3:5 u siebie z Olimpią Grudziądz. W Sosnowcu po odejściu Magiery próbował na właściwe tory nakierować doświadczony trener Piotr Mandrysz, ale po konflikcie ze starszyzną drużyny, którą reprezentował kapitan Sebastian Dudek odszedł z klubu. Co ciekawe, w tym konflikcie, który mocno nagłośniły media, klub wziął stronę zawodników. Wiosną szansę dostał Dariusz Banasik chwalony za pracę z juniorami Legii. Nie było jednak marszu do ekstraklasy, bowiem Zagłębie potrafiło przegrać w Nowym Sączu 0:5, u siebie ze słabym Zniczem 0:3. Wywalenie boiskowych wyjadaczy z Dudkiem na czele poprawiło na chwilę sytuację, bowiem na finiszu znów zawiedli - 1:1 ze Stalą Mielec, a przede wszystkim porażka w Głogowie, po której prezes Zagłębia mocno skrytykował zawodników mówiąc wprost, że kilku z nich nie zależało.
Rewelacją rozgrywek była niewątpliwie Chojniczanka, która systematycznie ciułając punkty ponosząc jesienią jedynie porażkę w Legnicy. Pracę trenera Bartoszka doceniono w Kielcach wykupując jego z Chojnic. Awaryjnie do zimy prowadził zespół jego asystent - Brazylijczyk Hermes, a wiosną utrzymanie awansowego miejsca miał za zadanie Piotr Gruszka, wcześniej nie pracujący na tak wysokim szczeblu. Chojniczanka nie zaczęła przegrywać, ale na remisach ciężko utrzymać fotel lidera. Gdy zastąpił go Artur Derbin to "na dzień dobry"uległ w Zabrzu aż 1:6!
Przez 20 z 34 kolejek w pierwszej trojce plasował się GKS Katowice prowadzony przez Jerzego Brzęczka. Solidne podstawy w osobach Abramowicza w bramce, kuszonego przez kluby ekstraklasy Czerwińskiego w obronie, Foszmańczyka, Prokića w pomocy i duet Lebedyński-Goncerz w ataku dawały nadzieję, że kibice w końcu doczekają się powrotu Gieksy do ekstraklasy. Zimą dodatkowo obronę wzmocnił były wicemistrz Europy juniorów Tomasz Wisio, z Lecha wypożyczono Kamila Jóźwiaka. Katowiczanie długo liczyli się w bezpośredniej walce o awans, ale w końcówce sezonu przegrali kluczowe spotkania z Sandecją i Górnikiem, a czarę goryczy przelała porażka u siebie ze zdegradowanym MKS Kluczbork (2:3), gdzie zwycięskiego gola Swędrowski zdobył strzałem z własnej połowy.
Do 26.kolejki Sandecja tylko raz była na 2.miejscu, a tak oscylowała wokół 5-6 lokaty. Po zwycięstwie nad Stalą Mielec zespół prowadzony przez Radosława Mroczkowskiego nie oddał fotelu lidera do końca rozgrywek. Bramkarz Radliński, obrońcy zza południowej granicy (Piter-Bućko, Kubań), Szufryn, w pomocy Małkowski, Trochim, Dudzic, a w ataku Piszczek (Filip) wspomagany przez Korzyma, to bodaj główni bohaterowie historycznego awansu do ekstraklasy. Jak będzie przebudowana drużyna - zobaczymy.
Po roku banicji wraca do ekstraklasy Górnik Zabrze, który po 8 pierwszych meczach zajmował 15.miejsce. Zarząd klubu wytrzymał ciśnienie, Marcin Brosz mógł kontynuować swoją misję. Wiosną odważnie odsunął od drużyny doświadczonych Dancha, Plizgę, Kosznika, a odkryciem zostali młode wilki w osobach Wolsztyńskiego, Wolniewicza. Kapitalną wiosnę miał Rafał Kurzawa, goleadorem z prawdziwego zdarzenia został Igor Angulo - król strzelców rozgrywek. Co ciekawe, jeszcze na 4 kolejki przed końcem Górnik był dopiero na 9.miejscu.
Swoje 5 minut w rozgrywkach miało więcej drużyn - Wigry Suwałki zdobyły sympatię po kapitalnym rewanżu PP w Gdyni, ale również w 1.lidze na dobrą markę zapracowali sobie Damian Kądzior, Kamil Zapolnik czy Kamil Adamek. W Grudziądzu Jacek Paszulewicz systematycznie stawiał na młodzież, która odwdzięczyła się dobrą i grą - tuż przed finiszem Olimpia zajmowała 3.miejsce! Doskonale znany na Dolnym Śląsku trener Zbigniew Smółka wywalczył 10.miejsce ze Stalą Mielec, która była chwalona z styl i skuteczność. Smółka znalazł się wśród kandydatów na następcę Michała Probierza w Jagiellonii.
W legnickiej Miedzi od dawna marzą o ekstraklasie. Nie udało się to trenerom Baniakowi, Stawowemu, a teraz Tarasiewiczowi. Remont stadionu spowodował, że zespół jesienią głownie występował w delegacjach, a wiosną własny obiekt miał być dodatkowym handicapem. Tak się nie stało, bowiem Stadion im. Orła Białego nie stał się twierdzą - 3 punkty wywiózł w kwietniu Chrobry, remisy ze Stomilem, Wisłą Puławy, wreszcie majowa porażka ze Stalą Mielec to spowodowało, że ostatecznie zabrakło punktu do drugiego Górnika Zabrze, który dwukrotnie został ograny przez Miedź.
Kadra legniczan to mieszanka doświadczonych graczy (Kapsa, Bartczak, Stasiak, Midzierski, Łobodziński, Garguła) i obcokrajowców (de Amo, Gorskie, Trifonow, Forsell, Marquitos, Pennanen, Vojtuś). W trakcie całego sezonu Tarasiewicz skorzystał aż z 12 stranierich! Największy pożytek był z Petteri Forsella, który strzelił 13 bramek (większość z karnych), ale po rewelacyjnej jesieni wiosną mocno spuścił z tonu, tak, że wylądował ostatecznie na ławce rezerwowych. Po sezonie trafił jednak do ekstraklasowej Cracovii. W Legnicy żałują również, że za późno do dyspozycji trenera był słowacki napastnik Jakub Vojtuś, który w zaledwie 12 występach strzelił aż 7 razy. Numerem jeden wśród młodzieżowców był kadrowicz Damian Rasak (30 meczów-4 gole), ale obok niego często występował również wałbrzyszanin Michał Bartkowiak.
Niechciany w Śląsku Wrocław zagrał w 23 meczach Nice 1.ligi. za swoje występy był z reguły chwalony. Gdyby nie urazy tych występów byłoby o wiele więcej. Przez kontuzję uciekło mu marcowe zgrupowanie kadry U-21. Raz został zesłany do trzecioligowych rezerw, akurat na mecz ze swoim byłym klubem w Wałbrzychu.
Po sezonie Miedź opuścił już Ryszard Tarasiewicz, a jego następcą został Dominik Nowak, ostatnio szkoleniowiec Wigier Suwałki. Głównym powodem odejścia Tarasia był brak awansu, zwłaszcza, że w minionym sezonie seniorzy mieli najwyższy w historii klubu budżet płac. Prezes Andrzej Dadełło mówi wprost o zmianie formuły budowy zespołu - pożegnanie z obcokrajowcami, częścią starszych zawodników, więcej młodych zawodników w I zespole. Powołuje się na udaną rundę wiosenną rezerw grających w 3.lidze. Kadra ma być oparta na młodszych gracza, wśród których prezes na pierwszym miejscu wymienia właśnie Bartkowiaka.

piątek, 9 czerwca 2017

Oleksy z Trojakiem pożegnali ekstraklasę

Po raz ostatni ekstraklasa dzieliła po 30 kolejkach dorobek punktowy. Faworytem była stołeczna Legia, najbogatsza, z największym potencjałem, najbardziej medialna. Nie zawiodła, ale obrona nie przyszła jej tak łatwo jak można było się spodziewać. Fatalny początek rozgrywek, odpadnięcie z Pucharu Polski z grającym klasę niżej Górnikiem Zabrze Legia zrekompensowała sobie z nawiązką w europejskich pucharach, gdzie przy Łazienkowskiej zgubił punkt późniejszy triumfator Ligi Mistrzów Real Madryt, a pokonanie Sportingu Lizbona dało awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Gdy los przydzielił warszawianom Ajax Amsterdam przeważały głosy, że polski zespół prowadzony przez Jacka Magierę skutecznie zrewanżuje się za odpadnięcie z LE dwa lata wcześniej, kiedy katem okazał się Arkadiusz Milik. Co innego pokazało boisko, gdzie Holendrzy choć skromnie wygrali z Legią, ale za to doszli aż do finału.
W ekstraklasie Legia w fotelu lidera zasiadła dopiero po 34.kolejce. Początek sezonu należał do Zagłębia Lubin, które grało efektownie osiągając jednocześnie sukces w europejskich pucharach.  dzielnie kroku dotrzymywała Jagiellonia Białystok, która od 7.kolejki aż do mety nie zajmowała niższego niż drugie miejsce. Również w czołówce zadomowiła się Lechia Gdańsk, która wg fachowców uważana była za faworyta do detronizacji Legii. Etatowy faworyt Lech Poznań początek miał fatalny, po zmianie trenera zaczął mozolny marsz ku górze tabeli.
Po 30 kolejkach sensacją była nieobecność w górnej połówce Zagłębia Lubin, w jego miejsce sensacyjnie wskoczyła Korona Kielce przed sezonem typowana na spadkowicza. W rundzie finałowej na czoło stawki wyskoczyła Legia i prowadzenia nie oddała już do mety. W ostatniej kolejce szansę na mistrza miały 4 zespoły, które dodatkowo mierzyły się między sobą. Legia po bezbarwnym meczu zremisowała z Lechią 0:0, która kończyła w osłabieniu po głupim faulu Sławomira Peszko. W Białymstoku Jaga przegrywała z Lechem 0:2, ale dzięki determinacji wyrównała na 2:2 i miała szansę na zwycięską bramkę, która dawałaby tytuł mistrzowski. Tak się nie stało, ale i tak wicemistrzostwo to największy sukces drużyny z Podlasia.
W grupie spadkowej degradację spotkała Ruch Chorzów i Górnika Łęczna, który prowadzony przez Franciszka Smudę. Grający w Lublinie łęcznianie początkowo wysoko przegrywali, ale później zespół potrafił zbliżyć się do rywali i dać nadzieję na utrzymanie. Na pewno ogromnym niesmakiem było uznanie bramki strzelonej ręką przez Siemaszko z Arki Gdynia, która spowodowała, że mecz ostatniej kolejki gdynian w Lubinie był łatwy do przewidzenia i wygrana żółto-niebieskich prolongowała ich do gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym na następny rok.
W zakończonym sezonie bardzo skromny dorobek wypracowali byli wałbrzyszanie. Jeden raz w meczowej kadrze w eliminacjach Ligi Europy (domowy mecz ze Slavią Sofia), a w lidze jeden występ jedenastominutowy oraz dwa razy na ławce (jesienią przeciwko Górnikowi Łęczna i w ostatnim meczu sezonu z Arką Gdynia). Tak wygląda bilans w I zespole Zagłębia Lubin 19-letniego Pawła Żyry. Wałbrzyszanin zaliczył kilka występów w Centralnej Lidze Juniorów, gdzie na początku wiosny niespodziewanie lubinianie mieli problemy. Głównie natomiast występował w czwartoligowych rezerwach, które w swojej grupie 4.ligi nie miały równorzędnego rywala. Dodatkowo Zagłębie II po rzutach karnych sięgnęło po Puchar Polski ogrywając Foto-Higienę Gać, z którą również stoczy barażowy bój o awans do 3.ligi. Paweł regularnie grywał w rezerwach, z których regularnie sięgał do I zespołu Piotr Stokowiec. W ekstraklasie szanse swoje dostali m.in. Jończy, Mucha czy Artur Siemaszko. Żyra regularnie uczestniczy w przygotowaniach I drużyny i być może w nadchodzącym sezonie częściej otrzyma szanse gry w ekstraklasie.
O kłopotach organizacyjno-finansowych chorzowskiego Ruchu można napisać opasłe tomy. Jeszcze w połowie rundy jesiennej zespół oscylował w okolicach środka tabeli, ale później przyszło mu przyzwyczaić się do niższej lokaty. Co ciekawe Niebiescy potrafili ograć przy Łazienkowskiej Legię, w Lubinie Zagłębie, czy u siebie Lechię, by w decydującym momencie sezonu ulec we Wrocławiu 0:6 czy u siebie Piastowi Gliwice 0:3. Przez dłuższy czas wydawało się, że po raz kolejny, mimo długów, kar regulaminowych, Waldemarowi Fornalikowi udało się utrzymać chorzowian. W końcu i byłemu selekcjonerowi skończyła się cierpliwość i złożył rezygnację. Odejście Ćwielonga, Mazka, Lipskiego kibice odczytali za ucieczkę z tonącego okrętu, ale było to jedynie znakiem, że tak źle w Chorzowie jeszcze nie było. Owszem, pozytywne opinie zbierali Konczkowski, Niezgoda, Urbańczyk czy Moneta, ale na dłuższą metę zabrakło równej formy, która przypominała kondycję finansową klubu. W outsiderze ekstraklasy, który dodatkowo nie otrzymał póki co licencji na grę w ekstraklasie, występowało aż dwóch byłych graczy z Wałbrzycha. Paweł Oleksy jest już rozpoznawalną postacią w bloku defensywnym. Mimo tego nie zaliczy sezonu 2016/17 do udanych. Co prawda dwukrotnie trafił do bramki rywala - w zwycięskich meczach jesiennych z Wisłą w Krakowie (2:1) i Koroną w Chorzowie (4:0), ale przegrywał rywalizację na boku obrony z Marcinem Kowalczykiem lub też pauzował z powodu urazów. Wiosną tego roku, był zaledwie zmiennikiem, trzykrotnie wybiegł w wyjściowej jedenastce, ale wówczas Ruch przegrywał i to do zera. Koszmarem dla Olego był mecz z Piastem - żółta kartka, gol samobójczy i porażka 0:3. I pomyśleć, że zimą niektórzy niektórzy dziennikarze próbowali go umieścić w Lechu Poznań.
Z kolei 3 lata młodszy od Oleksego Miłosz Trojak w zakończonym sezonie zaliczył w końcu ligowy debiut. Bilans nie rzuca na kolana, ale pod koniec sezonu trener Krzysztof Warzycha dwukrotnie odważył dać mu szansę od pierwszego gwizdka sędziego. Po degradacji na pewno będzie przewietrzenie chorzowskiej szatni i być może Trojak dostanie szansę regularnej gry na niższym szczeblu.
Po sezonie odbyła się okolicznościowa gala, gdzie wręczono nagrody. Laureaci, a nawet nominowani wzbudzili w kilku kategoriach spore zaskoczenie. Kapitułą byli dziennikarze sportowi, a zwycięzcę wybierali już sami piłkarze.
Piłkarzem sezonu został Vadis Odjidja-Ofoe (Legia), który obiektywnie jest gwiazdą rozgrywek. Trenerem sezonu został niespodziewanie Maciej Bartoszek (Korona Kielce). Jesienią osiągał znakomite wyniki w 1.lidze w Chojniczance, a wiosną wprowadził kielczan do czołowej ósemki,choć wiele zawdzięcza bramce Kante (Wisła Płock) w Gdyni. Bartoszek nie doprowadził Scyzoryków ani do pucharów, ani do spektakularnych wyników. Owszem utrzymał drużynę typowaną do spadku, ale jak to się ma do oceny pracy jego kontrkandydatów w osobach Michała Probierza (historyczny wynik Jagiellonii) czy debiutującego w ekstraklasie mistrzostwem Polski Jacka Magiery?
Obrońcą sezonu został Maciej Dąbrowski, który sezon zaczął z Zagłębiem Lubin, a potem dołączył do Legii z którą zagrał w Lidze Mistrzów. Przemęczony, bez formy był mocno krytykowany, ale wiosną wskoczył na odpowiednie obroty pokazując mistrzowską formę zwłaszcza w dodatkowych seriach spotkań. Wśród rywali do nagrody był boczny obrońca Jagiellonii Piotr Tomasik i stoper Lecha Poznań oraz kadry młodzieżowej Jan Bednarek.
Odkryciem sezonu został okrzyczany Jarosław Niezgoda (Ruch Chorzów). Kolejny kontrowersyjny wybór. Owszem, czasem przebojowy, strzelec 10 ligowych goli, ale i zaliczający bezbarwne mecze. Nie pomógł zespołowi w utrzymaniu się. Wśród rywali do nagrody - Jan Bednarek z Lecha, którego wg dziennikarzy angielskie kluby są chętne wyłożyć nawet 5 milion euro, a także Rafał Siemaszko z Arki Gdynia, który po meczu z Ruchem Chorzów nie miał najmniejszych szans na triumf.
Bramkarzem sezonu został Słowak Matus Putnocky (Lech), który aż w 18 spotkaniach zachował czyste konto. Wyprzedził on Dusana Kuciaka z Lechii Gdańsk, który pojawił się dopiero wiosną, ale wielokrotnie pokazał najwyższą klasę. Na nagrodę nie załapał się Arkadiusz Malarz, który był bodaj najrówniej broniącym bramkarzem sezonu, wielokrotnie ratował Legię, nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Ciekawe, że w sondzie wśród ligowców uznany został za ... przereklamowanego.
Pomocnikiem sezonu został VOO, czyli piłkarz sezonu rodem z Belgii, który lepszy okazał się od duetu z Białegostoku Konstantyn Wasiljew - Jacek Góralski. Popularnego Kostię nękały kontuzje,mimo to okazał się drugim strzelcem ligi (13 bramek) i najlepszym asystentem (14). 27 punktów w punktacji kanadyjskiej, z kolei Vadis może się pochwalić 16 pkt (4 gole+12 asyst). Gdyby tytuł mistrzowski przypadł ekipie Probierza wybór mógłby być odwrotny.
Wśród napastników wybór padł na Marcina Robaka (Lech), który wyprzedził Marco Paixao (Lechią), z którym z kolei podzielił koronę króla strzelców, oraz Fiodora Czernycha (Jagiellonia).
Już niebawem kluby rozpoczną przygotowania do nowego sezonu, który wystartuje 15 lipca.

czwartek, 8 czerwca 2017

Zjazd juniorów

Tak słabych wyników w Dolnośląskiej Lidze Juniorów Górnik Wałbrzych nie miał jeszcze nigdy. Nie tak dawno prowadzeni przez Piotra Przerywacza biało-niebiescy byli dwukrotnie blisko awansu do Centralnej Ligi Juniorów. CLJ niebawem zostanie zreformowana i będzie jedna mocna grupa, której zwycięzca zostanie mistrzem Polski.
O sukcesie drużyny juniorów powodują różne czynniki - od pracy szkoleniowej po utalentowany rocznik. O ile Przerywacz nie może się pochwalić sukcesami w pracy z seniorami, to w sprawie trenowania juniorów bronią go wyniki. Jesienią 2015 musiał liczyć na nową grupę podopiecznych, którzy sezon wcześniej delikatnie mówiąc nie zachwycili w Dolnośląskiej Lidze Juniorów Młodszych.  Mimo tego jesienią wyniki były w miarę solidne - owszem zdarzyły się blamaże z drugimi zespołami Zagłębia Lubin (1:10) czy Śląska Wrocław (1:5, choć do przerwy było bez bramek...). Tylko w jednym spotkaniu młodzi Górnicy nie strzelili gola - w kończącym jesienne granie meczu z Karkonoszami w Jeleniej Górze (0:3).
Do rundy wiosennej juniorów przygotowywał już Marcin Domagała. Jako piłkarz popularny swego czasu Cinek swego dorobku nie ma co porównywać z Przerywaczem, bo zaistniał jedynie na poziomie czwartej i trzeciej ligi. Zresztą mniej życzliwi dopatrywali się w jego przypadku nepotyzmu ze strony trenera Wiesława Walczaka. Jako trener Domagała z sukcesami pracował z juniorami w Starych Bogaczowicach, a pierwszą rundę przepracowaną przy Ratuszowej, niestety, nie zaliczy do udanych.
14 meczów (+ walkower po wycofaniu się Victorii Świebodzice) i zaledwie dwie wygrane z najsłabszymi w rozgrywkach Olimpią Kamienna Góra (3:2 po golu w doliczonym czasie gry) i 7:1 z Orłem Ząbkowice. Z kolei po stronie porażek rzuca się boleśnie w oczy bilans uzyskany zaledwie w ciągu niecałych dwóch tygodni maja: 0:13 w Lubinie, 0:3 ze Śląskiem, 0:4 w Legnicy i 0:9 w Polkowicach! Co gorsza Piotr Krawczyk i spółka wiosną trafiali do bramek rywala zaledwie w 6 meczach! Akurat wspomniany Krawczyk był najlepszym zawodnikiem - strzelił 18 bramek, ale i tak bardzo skromnie wygląda przy osiągnięciach Szymona Gila (Chrobry Głogów, ponad 50 goli) i Jakuba Kobylińskiego (Polkowice), który zanotował ponad 40 trafień.
Czy te wyniki to kwestia umiejętności szkoleniowej Domagały? Na ocenę jego pracy jest zdecydowanie za wcześnie, zwłaszcza, że korzystał z z zawodników nie tylko z najstarszego (1998) rocznika, ale również z 2000 roku. Ilu z jego podopiecznych trafi do drużyny seniorów i będzie tam regularnie grała - wtedy można racjonalnie ocenić pracę szkoleniową.
Z tej drużyny jesienią nie zobaczymy w kategorii juniorów zawodników z rocznika 1998. Damian Bogacz, Denis Dec mają za sobą debiut i zdobycie gola w zespole seniorów w lidze, jesienią zadebiutował Cyprian Szymala, w PP pokazał się Oliwer Długokęcki, a o tym zapewne marzą Wojciech Wojciechowski czy Piotr Święch.
Przeskok z poziomu rywalizacji juniorów do seniorów bywa bolesny. Widać to szczególnie w tym sezonie, gdzie z jednej strony jest duma, że w meczowej kadrze trzecioligowego Górnika figuruje tyle nazwisk młodzieżowców, a z drugiej, że ich wpływ na grę i wyniki zespołu są znikome. Brak młodzieżowców wśród bramkarzy i obrońców, Surmaj dopiero po 2 latach zaczyna grać na miarę oczekiwań, więcej spodziewano się po nękanym kontuzjami Migalskim, a najjaśniejsza postać wśród młodzieżowców, czyli Dominik Bronisławski piłkarsko okrzepł w trakcie pobytu w Częstochowie. Biorąc pod uwagę, że w nowym sezonie zapewne w większym stopniu kadra będzie oparta na wychowankach, to powodów do optymizmu trudno się doszukać. Jednak historia zna wiele przypadków, że późniejsze gwiazdy nie błyszczały w wieku juniora. Szkoda, że ligowiec z Ratuszowej nie ma zespołu rezerw, gdzie mogliby systematycznie wprowadzać do rywalizacji z seniorami kolejnych juniorów.

niedziela, 4 czerwca 2017

Panie przechodzą do historii

Jedynym medalem mistrzostw Polski w kategorii seniorów jest brąz piłkarzy Zagłębia Wałbrzych w 1971, po 46 latach sukces ten powtórzyły futbolistki AZS PWSZ Wałbrzych.
W ubiegłym roku Akademiczki w roli beniaminka ekstraligi finiszowały na piątym miejscu. Wiadomo, że duet Medyk Konin - Górnik Łęczna był i jest poza zasięgiem reszty stawki. W 2016 roku trzecie miejsce przypadło Mitechowi Żywiec, a przed wałbrzyską drużyną uplasowały się koleżanki z AZS Wrocław.
Latem dochodzi do małej rewolucji - nowym szkoleniowcem został Kamil Jasiński, z zespołu odchodzą podstawowe zawodniczki, m.in.: Edyta Botor z Agatą Sobkowicz zasila ROW Rybnik, a w ich miejsce przychodzą m.in. najskuteczniejsza strzelczyni AZS Wrocław Oliwia Maciukiewicz wraz z Karoliną Gradecką i Dominiką Dereń, z Lubina - Emilia Bezdziecka, Sabina Ratajczak. Zimą z kolei pod Chełmiec przyjeżdżają zagraniczne piłkarki - znana z występów w Zagłębiu Lubin Chorwatka Ana Jelenić (z litewskiego Gintra Universitetas Siaulai) i Ukrainka Olena Klepacka.
Rozgrywki dziewczyny od zwycięstwa w Łodzi z SMS 3:2 i zapewne nie spodziewały, że kolejna wizyta na tym obiekcie przyniesie im medale mistrzostw Polski. W sezonie regularnym Kamil Jasiński nie znalazł recepty na piłkarki z Konina i Łęcznej. Dotkliwe porażki z Medykiem (1:5,1:3) i Górnikiem (0:4, 1:2) były jak najbardziej zrozumiałe, ale z kolei przegrane przy Ratuszowej z najsłabszymi w lidze Sztormem Gdańsk i AZS Biała Podlaska już wzbudzały zaniepokojenie. Ostatecznie po 22 kolejkach AZS PWSZ finiszował na 4.miejscu - punkt za UKS SMS Łódź. Do play off wałbrzyszanki mogły wystartować już z miejsca medalowego, gdyby nie straciły w Sosnowcu bramki w 87 min., która dała Czarnym remis.
W rundzie dodatkowej rozegranej w maju wałbrzyszankom ostatecznie udało się prześcignąć w tabeli beniaminka z Łodzi. Już w pierwszej kolejce AZS PWSZ zaledwie remisuje z Czarnymi 1:1, ale łodzianki przegrywają w Łęcznej 0:4. Gdy następnie piłkarki Jasińskiego planowo przegrywają w Koninie 0:5, to UKS przegrywa na własnym boisku z Czarnymi 0:1. W kolejnej serii, beniaminek prowadzony przez legendę ŁKS Łódź Marka Chojnackiego remisuje u siebie z AZS Wrocław, a wałbrzyszanki sensacyjnie wywożą punkt z Łęcznej (1:1) tracąc bramkę w 87 minucie.
Gdy w przedostatniej kolejce AZS PWSZ w derby Dolnego Śląska ogrywa AZS Wrocław 3:0, wobec porażki SMS w Koninie stało się jasne, że jedyną realną przeszkodą do medalu będą Czarne Sosnowiec. Najbardziej utytułowana drużyna w historii polskiego futbolu (12 tytułów mistrza Polski) w play off nie doznaje porażki! U siebie remisuje z Medykiem 1:1, a w Łęcznej 0:0. Tym samym przed ostatnią serią spotkań 3 punktowa zaliczka AZS PWSZ w perspektywie wyjazdu do Łodzi była niewystarczająca.
W ostatniej serii wałbrzyszanki musiałyby przegrać, by stracić medalowe miejsce. Czarni Sosnowiec swoje zadanie wykonały pokonując u siebie AZS Wrocław, natomiast piłkarki Kamila Jasińskiego po złotym trafieniu Klaudii Miłek ogrywają łodzianki 1:0 i mogły świętować zasłużone 3.miejsce!
AZS PWSZ Wałbrzych trzecią drużyną w kraju!
[foto: walbrzych24.com]
Jest to historyczny sukces wałbrzyskich piłkarek. Do tej w historii kobiecego futbolu z okręgu wałbrzyskiego srebrne i brązowe medale wywalczyły w latach 70-tych ubiegłego stulecia zawodniczki Karoliny Jaworzyna Śląska. Po 5 medalach koszykarzy Górnika i wspomnianym na wstępie sukcesie Zagłębia jest to dopiero siódmy medal wałbrzyskiego klubu w grach zespołowych.
One wywalczyły medale:
bramkarki - Daria Antończyk (25 meczów), Patrycja Urbańska (4),
gracze z pola - Małgorzata Mesjasz (27 meczów/16 bramek), Oliwia Maciukiewicz (27/9), Karolina Gradecka (26/5), Sabina Ratajczak (26), Dominika Dereń (25/1), Weronika Aszkiełowicz (25), Emilia Bezdziecka (24/4), Aleksandra Bosacka (24/1), Julia Kowalczyk (23/1), Jessica Pluta (23), Klaudia Miłek (20/4), Anna Rędzia (18/2), Aleksandra Jaworek (13/3), Karolina Jędras (12/1), Ana Jelenić (12), Olena Klepacka (12), Angelika Smagur (12), Katarzyna Iwańczuk (10), Sofia Gonzales (8/1), Patrycja Salwa (3), Julia Furmankiewicz (1).
Kamilowi Jasińskiemju pomagali - Ewa Zeligowska i Damian Jaroszewski, który zluzował w roli szkoleniowca bramkarek Damiana Michno.
Dodatkowo w tym roku AZS PWSZ zdobył złoty medal Akademickich MP. Wzmocnione Agatą Sobkowicz w turnieju finałowym okazały się lepsze w lutym w Katowicach lepsze od studentek uczelni z Opola, Gdańska i Szczecina, w półfinale ograły AZS AWF Warszawa 6:1, a w finale Uniwersytet Jagielloński 4:3 po dogrywce.

Wałbrzyskie ostatki w 3.lidze.

Dwie najlepsze drużyny okręgu wałbrzyskiego walczące o utrzymanie w 3.lidze. Derby. Spotkanie ostatniej szansy dla gospodarzy, czyli piłkarzy Górnika Wałbrzych, którzy jeszcze ani razu w ligowym pojedynku nie przegrali z Lechią Dzierżoniów. Mobilizacja zawodników, kolejna nadzieja na przełamanie niemocy na boisku przy ul. Ratuszowej. Wydawać się mogło, że obserwatorów meczu biało-niebieskich z Lechią czeka niezły mecz pełen emocji. Tak jednak nie było.
Zarówno Robert Bubnowicz jak i Zbigniew Soczewski praktycznie mogli liczyć na wszystkich swoich podopiecznych, z jednym wyjątkiem - w dzierżoniowskim zespole nadal za czerwoną kartkę pauzować musi bramkarz Łukasz Malec. W jego miejsce do bramki wskoczył Dominik Spaleniak, 19-latek, który co prawda wpuścił po dwa gole w swoich pierwszych 2 meczach w tym sezonie, ale zaprezentował się co najmniej solidnie. Natomiast w Wałbrzychu egzamin w meczu być albo nie być zdał wręcz celująco.
W tym sezonie Górnik w Wałbrzychu strzela bramkę
średnio 1 bramkę na 3 mecze...
Trener Soczewski w tej rundzie skorzystał z usług z 20 zawodników, natomiast Bubnowicz z 18, a więc potencjał kadr jest porównywalny. Różnica jest taka, że dzierżoniowianie przed sobotnim meczem wywalczyli 17 punktów przy 9 wałbrzyszan. W Górniku zaskoczeniem mogła być nieobecność Bartosza Tyktora w linii defensywy, ale ostatnie przegrane mecze mogły nadwyrężyć zaufanie do wysokiego stopera, który ponadto z powodów zdrowotnych dwukrotnie nie dotrwał do końcowego gwizdka.
Kibice, którzy sobotnie popołudnie postanowili spędzić na trybunach Stadionu 1000-lecia rozczarowali się. Nie było widać, że jet to praktycznie najważniejszy mecz sezonu. Stawka była ogromna, szczególnie dla wałbrzyszan, dla których był to siódmy domowy mecz w tej rundzie, a zdobyli do tej pory wstydliwą jedną bramkę! Lechia wydawała się zespołem jak najbardziej w zasięgu miejscowych, ale po raz kolejny wałbrzyscy kibice przeżyli ogromne rozczarowanie. Nie było widać w poczynaniach piłkarzy Górnika determinacji, zdobycia bramki za wszelką cenę. Cóż z tego, że częściej byli przy piłce, ale od tygodni nie widać pomysłu na rozegranie akcji, stworzenie strzeleckiej sytuacji. Goście w tej kwestii byli konkretniejsi, ale bramkę zdobyli po stałym fragmencie gry. Zdrzemnęli się wałbrzyscy obrońcy, którzy pozostawili bez opieki Słoneckiego, który zgrał na piąty metr do Filipa Barskiego, który nie mógł nie trafić z tej odległości. A że i jego pozostawili defensorzy bez opieki to już inna sprawa,być może gdyby był Tyktor na środku obrony nie doszłoby do tego?
Po stracie bramki nie było szaleńczego rzucenia się na przeciwnika, lecz monotonne granie, próby dośrodkowań i bezsilność w walce z czujnie grającymi obrońcami Lechii, do których uśmiechnęło się również szczęście, gdy wybili piłkę z linii bramkowej.
Po przerwie gra wałbrzyszan nieco się poprawiła. Ale tylko nieco, a to za mało, czego można było oczekiwać po 45 minutach nadziei na odwrócenie losów nie tylko meczu, ale i całego sezonu. Na boisku było coraz bardziej nerwowo, stąd pokaźna liczba żółtych kartek, ale nawet wykluczenie Niedojada zbytnio nie zmieniła obrazu gry. Lechia nastawiona na grę z kontry pozbawiona została najskuteczniejszego snajpera, ale głównie skupiła się na rozbijaniu ataków gospodarzy, którzy sytuacji bramkowych mieli bardzo mało. A jak już doszło do nich, to przytomnie bronił Dominik Spaleniak, albo nie popisywali się Górnicy. Ale na co miałby liczyć wałbrzyski kibic, skoro zespół trafia najrzadziej w lidze mając tragiczną średnią 0,6 gola/1 mecz! Najskuteczniejszym zawodnikiem jest najstarszy gracz, grający asystent trenera Marcin Morawski z 4 bramkami. Łączny dorobek nominalnych napastników (Migalski, Dec, ewentualnie jeszcze Sobiesierski) - 3, słownie trzy. Tak źle nie było nigdy w historii Górnika Wałbrzych.
Trener Soczewski jest najdłużej pracującym nieprzerwanie szkoleniowcem na 4 najwyższych poziomach rozgrywkowych od ekstraklasy po trzecią ligę. A ewentualne utrzymanie zespołu w tym sezonie będzie bodaj największym sukcesem. Kadra bez głośnych nazwisk, systematyczne wprowadzanie juniorów,  łatanie dziur w składzie po kartkach i kontuzjach, mimo niezbyt efektownej grze dzierżoniowianie systematycznie zbierają punkty i coraz bliżej są osiągnięcia sukcesu, czyli utrzymania. Chciałoby się powiedzieć, że Lechia w sobotę przetrzymała napór rywala, ale od obrony Częstochowy było bardzo daleko. Goście bronili się rozsądnie, ale to, że nie było emocji zadbali również piłkarze miejscowych.
Czemu w Dzierżoniowie udało się to, czego nie potrafiono zrobić przy Ratuszowej? Zimą praktycznie pożegnano tylko cudzoziemców, a w ich miejsce sprowadzono dwóch doświadczonych ligowych wyjadaczy. Grzegorza Borowego, były kapitan Polonii-Stali Świdnica, wzmocnił linię ofensywną, podobnie jak Damian Szydziak, który przyszedł z Unii Bardo. Obaj są groźni przy stałych fragmentach gry. Szydziak ma za sobą debiut w ekstraklasowym Śląsku Wrocław, doświadczenie było widać w poprzednich meczach, w Wałbrzychu musiał jednak podporządkować się dobru zespołu i po wykluczeniu Niedojada szybko został zmieniony, bowiem Soczewski chciał zabezpieczyć tyły. Duet zimowych nabytków to 3 gole i kilka asyst, czyli podobny bilans co wałbrzyskich transferów. Tyle, że gdyby wyciągnąć Bronisławskiego (2 gole) to dorobek Sadowskiego i Popowicza wygląda bardzo mizernie. Poza tym w komplecie pod Chełmiec trafili młodzieżowcy, którzy z miejsca mieli ciągnąć wózek w kierunku utrzymania w lidze. W takiej sytuacji znaleźli się po raz pierwszy w swojej niezbyt długiej przygodzie z piłką. Czemu nie sięgnięto po choćby jednego doświadczonego zawodnika w ofensywie? Może w Wałbrzychu powinni bardziej przyglądać się zawodnikom z okręgu, nawet z niższych lig?
Drugoligowe wyniki rozstrzygnęły o utrzymaniu się Rozwoju Katowice, co powoduje na dzień dzisiejszy, że lokata nr 14 najprawdopodobniej da utrzymanie. Obecnie zajmuje je Lechia Dzierżoniów z przewagą 2 punktów nad Unią Turza Śl. i 3 nad Śląskiem II, a z oba zespołami ma lepszy bilans dwumeczów. Owszem może sytuacja się zmienić po ostatecznych decyzjach Komisji Licencyjnej w sprawie Ruchu Chorzów.
Górnik Wałbrzych na chwilę obecną ma zaległy mecz z Olimpią Kowary i być może nie dojdzie do tego spotkania. Do Zielonej Góry kowarzanie pojechali bez bramkarza, w jedenastu, natomiast do Bielska-Białej na pojedynek z Rekordem już nie zebrano chętnych do gry. Czy w ciągu kilkudziesięciu najbliższych godzin wyzdrowieją kolejni piłkarze Olimpii? Dla kibiców wałbrzyskich mogła to być niepowtarzalna szansa zobaczenia być może ostatniej trzecioligowej bramki uzyskanej przez Górnika w Wałbrzychu, bo choć jeszcze na Stadion 1000-lecia przyjadą rezerwy Śląska to trudno spodziewać się zdobytej bramki.
Matematycznie podopieczni Bubnowicza mają szanse - gdyby po zaległościach z Kowarami dopisali sobie 3 punkty to strata do Lechii wynosiłaby 5 punktów. Trudno jednak spodziewać się, że wałbrzyszanie nagle zaczną strzelać bramki przy jednoczesnych porażkach rywali, którzy dodatkowo mogą liczyć na atut własnego boiska. A w ostatnich 3 meczach rozkład jazdy drużyn walczących o utrzymanie jest następujący:
32.kolejka - Lechia- Rekord, Unia - Pniówek, Śląsk II - Falubaz, Piast - Górnik,
33. kolejka - Skra - Lechia, Górnik II Zabrze - Unia, Górnik - Śląsk II
34. kolejka - Lechia - Pniówek, Unia - Stal Brzeg, Śląsk II - Rekord, Ruch - Górnik.