niedziela, 26 maja 2019

Waterpolo przy Ratuszowej

Przedostatni domowy mecz w tym sezonie piłkarze Górnika Wałbrzych rozgrywali w dość niefortunnym terminie, w czasie trwania Dni Wałbrzycha. Biało-niebieskim nie grozi zmiana pozycji w tabeli już do końca rozgrywek, nie liczy się również w klasyfikacji Pro Junior System, by liczyć na kilkunastotysięczną gratyfikację finansową. Na trybunach Stadionu 1000-lecia pojawiła się dosłownie garstka fanatyków futbolu, gdzie liczbę podaną przez redaktora Skibę należy podzielić przez 4 i tak będzie ona zawyżała sobotnią frekwencję. Na pewno wpływ miały opady deszczu, które pojawiły się zaledwie kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Mimo to spowodowały, że murawa stadionu przy Ratuszowej była niczym gąbka, a wznowienie intensywnych opadów spowodowało, że gra bardziej przypomniała zabawę czy uda się trafić/przyjąć piłkę w tych anormalnych warunkach. Topniejąca w przerwie liczba kibiców z pewnością z ulgą przyjęła informację, którą z szatni sędziowskiej dostarczył kierownik wałbrzyskiej drużyny Czesław Zapart o odwołaniu dalszego grania.
Nie był to pierwszy przypadek w historii wałbrzyskiego futbolu, gdy mecz został przerwany. Oto kilka takich przypadków z przeszłości:
1947 - na początku października w Wałbrzychu drużyna Julii Biały Kamień (dzisiejsze Zagłębie Wałbrzych) rywalizowało w trzecioligowych rozgrywkach z OMTUR ze Strzelina. Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego to protoplasta dzisiejszej Strzelinianki. Goście prowadzili 2:0, gdy w 67 minucie sędzia z powodu zapadających ciemności przerwał mecz. Mecz dokończono (grano brakujące minuty) po 6 tygodniach i wynik się nie zmienił
 1971 - mecz na Stadionie 1000-lecia w ramach Pucharu Intertoto  Zagłębia ze szwedzkim Malmö FF zapisał się w historii polskiego futbolu nie tylko z racji jednego z nielicznych triumfów w rywalizacji polskich klubów ze szwedzkimi, ale i ostatnim w roli I trenera wałbrzyskiego zespołu Antoniego Brzeżańczyka, który doprowadził do 3.miejsca w lidze, co jest do dnia dzisiejszego największym sukcesem wałbrzyskiego futbolu. Pierwszy mecz Zagłębia w europejskich pucharach przyciągnął zaledwie 5 tysięcy widzów, ale było to spowodowane przede wszystkim fatalną pogodą. Spotkanie prowadził jeden z najlepszych wówczas polskich arbitrów Marian Kustoń z Poznania, który w 18 minucie zdecydował się przerwać mecz z powodu ogromnej ulewy. Po kwadransie grę wznowiono, a zaraz zielono-czarni po uderzeniu Jerzego Odsterczyla objęli prowadzenie. Mecz zakończył się zwycięstwem Zagłębia 2:0, a od tamtej pory wielu kibiców zaczęło twierdzić, że deszczowa pogoda jest wręcz stworzona dla wałbrzyszan.
1983 - mecz z 17 sierpnia w ramach 3.kolejki 1.ligi obrósł w legendę identyczną do meczu na wodzie we Frankfurcie nad Menem podczas niemieckiego mundialu'74. Beniaminek ekstraklasy Górnik gościł Wisłę Kraków, na trybunach ponad 25 tysięcy widzów z całego Dolnego Śląska chcących na żywo zobaczyć gwiazdy polskiego futbolu w osobach Iwana, Skrobowskiego, Motyki, Nawałki czy byłego bramkarza Zagłębia Wałbrzych Jerzego Zajdy. Kilka godzin przed meczem nad Wałbrzychem przechodzi ulewa, która kończy się dokładnie o 17, czyli porze rozpoczęcia meczu. Boisko przypomina bajoro, które osuszyć próbują trzy jednostki straży pożarnej. Nie chcą grać piłkarze, nie chce rozpocząć meczu łódzki arbiter Wiesław Karolak. Kibice cierpliwie czekają, spiker Marian Kuster puszcza popularną wówczas piosenkę Bajmu Nie ma wody na pustyni co wywołuje salwy śmiechu. Po pracy motopomp udaje się doprowadzić jedną z połów do miejsca zdolnego do gry. Dzięki sugestii obserwatora PZPN Władysława Mołodeckiego z Wrocławia o godz. 18:19 rozbrzmiewa pierwszy gwizdek sędziego. Zalaną połowę wybrała Wisła, która szybko przeliczyła się. Mimo objęcia prowadzenia po strzale Andrzeja Iwana do przerwy Górnik prowadzi 3:1 po hat-tricku Włodzimierza Ciołka, który dwa razy celnie trafia z rzutów karnych. Po przerwie rozpędzony beniaminek dobija krakowian po golach Stelmasiaka i Ciołka, który strzelając 4 gole otrzymuje od katowickiego Sportu notę marzeń, czyli 10. Warto dodać, że swoje szanse mieli jeszcze Stelmasiak, Spaczyński, Kosowski czy Rusiecki. Po latach te spotkanie również pamięta Andrzej Iwan, który w swojej biografii poświęcił wiele krytycznych zdań na temat rzekomo stronniczej postawy sędziego Karolaka.
1995 - sobotnie przedpołudnie, końcówka maja, rozgrywki 3.ligi zbliżają się do końca. Przy Ratuszowej ósmy w tabeli KP Wałbrzych podejmuje Obrę Kościan, która jest na spadkowym 16.miejscu, ale z małymi stratami do sąsiadów z tabeli - do jedenastej Stali Chocianów dzieli zaledwie 3 punkty! Gospodarze, spadkowicz z 2.ligi, jesienią długo nie mogli odnieść zwycięstwa i dopiero po powrocie do zespołu doświadczonych zawodników w osobach Marka Wierzbickiego, Waldemara Nowickiego i Jacka Sobczaka zespół opuścił spadkową strefę zimując na 12.miejscu, podczas, gdy beniaminek z Kościana okupował ostatnią 18.lokatę. Po dobrze przepracowanej zimie oba zespoły zaczęły wiosną wreszcie punktować. W Wałbrzychu zaczęto spoglądać w górę tabeli, choć za granicę wyjechali Nowicki z Wierzbickim, a w Polskę ruszył utalentowany Cieśla. Mecz z Obrą nie miał być trudnym dla KP, a mimo to do przerwy niespodziewanie piłkarze z Kościana prowadzili 2:1. Tuż po wznowieniu gry przechodzi nad Stadionem 1000-lecia ogromna ulewa, sędzia przerywa mecz. Oczekiwanie na decyzję trwa 40 minut. Orędownikiem dalszego grania po ustaniu ulewy była Obra, dla której bezcenne byłoby zwycięstwo. Tymczasem po wznowieniu podopieczni Zbigniewa Góreckiego zagrali bardzo ambitnie i po celnych uderzeniach dwóch Jacków - Sobczaka i Michałowskiego odwrócili losy meczu. Jak się później Obrze do utrzymania zabrakło jednego punktu...
1998 - Górnik Wałbrzych w czerwcu po niezwykle udanym sezonie w 2.lidze wycofał się z rozgrywek, by wznowić rywalizację na poziomie 4.ligi. W 14.kolejce z pozycji wicelidera (2 punkty za ... Śląskiem II!) pojechał do spadkowicza z 3.ligi BKS Bolesławiec, który mocno kadrowo, a przede wszystkim finansowo ucierpiał po wycofaniu się firmy Rulimpex ze sponsorowania. Do przerwy bez bramek, a na drugą połowę wyszli tylko piłkarze z Wałbrzycha. Co się stało, że w szatni zostali piłkarze z Bolesławca? Zapis w protokole meczowym brzmiał: Drużyna BKS Bolesławiec nie wyszła na II połowę i nie chciała kontynuować gry, nie mogąc zagwarantować bezpieczeństwa sędziom i piłkarzom. Za Górnikiem przyjechała ponad setka kibiców, za którymi ciągnęła się fatalna opinia awanturników. Również podczas I połowy nie obyło się bez przeskakiwania małego płotku, biegania po bieżni, uszkodzenia siedzisk na kwotę 2,5 złotych. Mimo, że za bezpieczeństwo odpowiada gospodarz zawodów BKS nie został ukarany walkowerem, bowiem zdecydowano na ponowne rozegranie meczu, a nie dogranie drugich 45 minut. Do powtórki doszło jednak tuż przed rundą wiosenną - BKS zdążył osiąść na dnie tabeli, a Górnik mimo rozegrania jednego meczu mniej od Śląska II prowadził z przewagą 4 punktów. 07 marca 1988 w Bolesławcu pojawiło się 78 widzów, którzy oglądali bezproblemowe zwycięstwo lidera 4:0 po dubletach 19-letniego wówczas Marcina Morawskiego i Pawła Murawskiego.
Wodne granie Górnika z Polonią Trzebnica.
[foto: Bartłomiej Nowak/walbrzych24.com]
Oczywiście to nie wszystkie przypadki przerwania meczu, czy odwołania ze względów złych warunków. W sobotnie popołudnie skromna liczba kibiców liczyła na podreperowanie bilansu bramkowego. Polonia jesienią była jedną z rewelacji sezonu kończąc I rundę na wysokim czwartym miejscu. Wiosną z kolei gorzej punktuje jedynie Nysa Kłodzko. Po 7 kolejnych porażkach podopieczni Andrzeja Ignasiaka 3 mecze zakończyli bez porażki, by przegrać w minionej kolejce u siebie z Sokołem Marcinkowice. Po zimowej zawierusze organizacyjnej trzebnicki klub tytułuje się jako GKS (Gminny Klub Sportowy), choć w strukturach DZPN nie odnotowano żadnego nowego podmiotu i wciąż w rozgrywkach gra TSSR (Trzebnickie Stowarzyszenie Sportowo Rekreacyjne) Polonia. Początek sobotniego meczu zwiastował wysoką wygraną wicelidera. Wałbrzyszanie zamknęli rywala nie tyle co na ich połowie, ale wręcz na 20-25 metrze od bramki. Szczęścia nie mieli Allan, Rytko, Sawicki czy Chajewski, choć wynik został otwarty już w 8 minucie. Murawa Stadionu 1000-lecia, jakże chwalona dzięki drenażowi w 1995 po meczu z Obrą, po 24 latach przypominała gąbkę, która szybko się nasącza. Piłkarze wielokrotnie gubili piłkę, która sprawiała nie lada psikusy na takiej nawierzchni. Allan pędził w 17 minucie w towarzystwie 3 partnerów na bramkę Polonii, ale piłkę zgubił, bo zatrzymała się w kałuży. Goście z kolei nie mogli z podobnych powodów skutecznie skontrować rywali, czy wykorzystać kiksy Orzecha, który nie najlepiej czuł się na tej nawierzchni. W końcu pierwsza składna akcja trzebniczan przynosi dośrodkowanie z lewego skrzydła i kapitalną główkę 19-letniego Jakuba Czternastka, po której piłka wpada do bramki tym razem strzeżonej przez Szymona Steca, dla którego był to debiut przed wałbrzyską publicznością.
Według redaktora Skiby obie drużyny przychylają się do decyzji, by nie dogrywać drugich 45 minut i utrzymać wynik z przerwanego meczu. Byłby to swego rodzaju ewenement, a z drugiej strony dla obu ekip to oszczędności (koszty organizacji meczu, koszty dojazdu z Trzebnicy). Decyzja w sprawie meczu zapewne zapadnie w DZPN w tym tygodniu, a za kilkanaście dni wałbrzyscy kibice poznają decyzje co do przyszłości I zespołu seniorów i oby tytuł relacji z portalu WałbrzychDlaWas.info nie okazał się proroczy.

niedziela, 19 maja 2019

Świdnicka twierdza

Derbowe mecze Polonii Świdnica z Górnikiem Wałbrzych w przeszłości przynosiły sporo emocji. Nie miało znaczenia, która drużyna była na topie, jaka obowiązywała wówczas nazwa klubu, niespodzianki można było się spodziewać. Nawet biorąc obecną dekadę, w której o wiele lepiej wiedzie się wałbrzyszanom, to rywale zza miedzy potrafili napsuć sporo krwi. Końcówka sezonu 2009/10 to niespodziewane zgubione punkty w Świdnicy (0:0) przez podopiecznych Roberta Bubnowicza, co spowodowało, że Górnik wywalczył awans do 2.ligi w doliczonym czasie ostatniego meczu sezonu. 6 lat później, również 3.liga, a tym razem pod Chełmcem świdniczanie sensacyjnie wygrywają 2:1, co spowodowało, że wałbrzyszanie ostatecznie prymat w lidze musieli zdobyć po barażowym meczu z KS Polkowice.
W zdecydowanej większości meczów nie było nudy, sporo się działo na murawie, sędziowie musieli kartkami temperować zapędy zawodników.Tymczasem w sobotnie południe atmosfera meczu była o wiele spokojniejsza niż na pikniku organizowanym w sąsiedztwie stadionu przez Świdnickie Bractwo Rycerskie.  Choć pojedynek świdniczan z biało-niebieskimi był pierwszym w historii, gdy obie drużyny okupowały ligowe podium.
Mija 8 miesięcy od oddania do użytku Stadionu im. Janusza Kusocińskiego, pięknego obiektu lekkoatletycznego, z krytą trybuną, ale i również z piękną murawą. Mecz Polonii-Stali z Górnikiem był dziesiątym ligowym z udziałem świdniczan i do tej pory zaledwie w 2 meczach nie sięgnęli po komplet punktów. Co więcej, wiosną podopieczni Rafała Markowskiego dopiero przed tygodniem po raz pierwszy przegrali (1:3 w Marcinkowicach), a przed sobotnimi derbami gospodarze pojedynku mieli identyczny bilans co Górnik: 8 zwycięstw, 2 remisy i 1 porażka. Lepiej wiosną, jak i w przekroju całego sezonu lepiej prezentuje się Śląsk II, który zresztą obie ligowe porażki doznał właśnie z duetem wałbrzysko-świdnickim, a w 21.kolejce właśnie na murawie nowego stadionu.
Składy obu zespołów nie zaskoczyły, choć wałbrzyscy kibice spodziewali się zapewne zobaczyć na boisku Wojciecha Szubę w ekipie gospodarzy. Górnik, gdzie aż roi się od zawodników i trenerów, którzy w przeszłości reprezentowali barwy biało-zielonych (Fojna, Stec, Orzech, Smoczyk, Tragarz, Rytko), wciąż nie może liczyć na rekonwalescenta Michała Oświęcimkę. Zmiennikiem Jaroszewskiego w bramce nie był świdniczanin Szymon Stec, ale 18-letni Patryk Binkowski. Z kolei Jacek Fojna próbował miejscowych zaskoczyć ustawieniem zespołu – Dariusz Michalak rozpoczął mecz w drugiej linii, Jan Rytko biegał na skrzydle, ale nie dało to wymiernego efektu. Już w 4 minucie instynktownie nogami Jaroszewski broni strzał Sebastiana Białasika, a dobitkę kapitana Polonii-Stali Wojciecha Sowy zablokował Chajewski. Po początkowej przewadze gospodarzy gra się wyrównała, a z posiadania piłki przez wałbrzyszan niewiele wynikało. Najgroźniejszą sytuację goście stworzyli w 23 minucie, gdy sam na sam z Bartłomiejem Kotem wyszedł Allan Cristian de Paula, ale przy próbie minięcia znakomicie świdnicki bramkarz wyłuskał piłkę spod nóg napastnika. Strzały z dystansu Rytko czy Chajewskiego mijały bramkę w bezpiecznej odległości. Szansę bramkową miał Marcin Smoczyk, który po dośrodkowaniu Chajewskiego z kilku metrów fatalnie skiksował. Poloniści w swoim składzie oprócz wychowanków mają duet Brazylijczyków i grającego asystenta Ukraińca Kozachenko. On też popisał się kapitalnym podaniem prostopadłym do Alefe Lima Santosa. Brazylijski napastnik samotnie pognał na bramkę Jaroszewskiego, którego minął i posłał piłkę do bramki, z której nie zdołał wybić futbolówki Tomasz Wepa nienadążający zresztą za szybkim napastnikiem. W 35 minucie gospodarze prowadzili 1:0. Chwilę później Jaroszewski udanie wybija dośrodkowanie Łukasza Kota. Do końca I połowy wałbrzyszanie nie potrafili oddać ani jednego celnego uderzenia na bramkę Bartłomieja Kota. Sporo nerwowości wprowadziły w tej części meczu decyzje arbitra, a pokłosiem tego był niepotrzebny faul Allana, który kosztował go zasłużoną żółtą kartkę.
Najważniejszy moment meczu - Alefe Lima Santos zdobywa jedyną bramkę.
foto: Paweł Gołębiewski [walbrzych.naszemiasto.pl]

niedziela, 12 maja 2019

Coraz mniej niewiadomych. Kolejny dramat AKS

Ligowe rozgrywki są już na finiszu. Na szczeblu centralnym wiadomo już coraz więcej - trójka Legia, Piast, Lechia walczy o mistrza, o 4.miejsce premiowane udziałem w eliminacjach LE pozostało trio Cracovia, Jagiellonia, Zagłębie Lubin, z ligi spada beniaminek z Sosnowca, a w ciągu tygodnia poznamy drugiego spadkowicza z kwartetu Arka, Śląsk, Miedź, Wisła Płock. Do ekstraklasy z kolei po długiej nieobecności wracają Raków i ŁKS, spadła Garbarnia, a spośród trójki GKS Katowice, Wigry, Bytovia zostanie wyłoniona dwójka spadkowiczów. W drugiej lidze awans wywalczyły Radomiak i Olimpia Grudziądz, spadł Ruch Chorzów i Rozwój Katowice - do rozstrzygnięcia pozostały kwestie awansu trzeciej drużyny (GKS Bełchatów czy Elana) oraz degradacji dwóch kolejnych zespołów (Olimpia Elbląg, Siarka, ROW). Spadek górnośląskich zespołów do 3 grupy III ligi powoduje zwiększenie liczby zespołów, które pożegnają się z tym szczeblem. Obecnie z dolnośląskich ekip w najgorszej sytuacji jest Lechia Dzierżoniów - 16.miejsce i aż 10 punktów do 12.miejsca, które najprawdopodobniej da utrzymanie. Na chwilę obecną tę pozycję
Sebastian Surmaj - piłkarz meczu
Warta Gorzów-Ruch Zdzieszowice.
[foto: Patryk Pyrlik]
zajmuje Foto-Higiena Gać, dla której premierowe trafienie po zimowym transferze zaliczył Jan Jakacki. W podobnej co dzierżoniowianie sytuacji jest duet drużyn z Gorzowa Wielkopolskiego. W tamtejszej Warcie, wzorem Jakackiego, pierwsze trafienie zaliczył wałbrzyszanin Sebastian Surmaj, którego uderzenie w doliczonym czasie gry dało niezwykle ważne zwycięstwo 2:1 nad Ruchem Zdzieszowice. Do końca sezonu w 3.lidze pozostało 6 kolejek, w teorii 18 punktów do zdobycia.
W 4.lidze wiadomo, że mistrzowie obu grup rozegrają pomiędzy sobą baraż o jedno miejsce przysługującemu dolnośląskiemu czwartoligowcowi. Na 4 kolejki przed zakończeniem rozgrywek najprawdopodobniej parę barażową będą tworzyć rezerwy Chrobrego Głogów i Śląska Wrocław. W grupie zachodniej po jesieni głogowianie liderowali po tym jak odnieśli 13 zwycięstw w 14 meczach przegrywając jedyny mecz w Strzegomiu 0:5. AKS trenowany przez Roberta Bubnowicza to największy przegrany ubiegłego sezonu, gdy 1.miejsce zespół przegrał remisując w ostatniej kolejce na boisku zdegradowanego już Górnika Boguszów-Gorce. W tym sezonie, gdy jesienią chwilowa niemoc dopadła ubiegłorocznego mistrza grupy z Jędrzychowic, wydawało się, że nic nie zatrzyma AKS. Po pierwszej rundzie podopieczni Bubnowicza nie przewodzili w tabeli jedynie dlatego, że w 3 meczach tylko zremisowali. Zimą zespół opuścił doświadczony ligowiec Marcin Kokoszka, ale trafił były podopieczny spod Chełmca Marcin Gawlik. Skuteczny Emeka, dostrzeżeni przez trenerów Regions Cup Domaradzki, Sadowski, Słowik, wiecznie młody Morawski, szybki Migalski - wydawało się, że strzegomianie mają kadrę na miarę awansu. Wiosenny wyścig o 1.miejsce rozpoczął hat-trickiem Damiana Migalskiego w meczu z Prochowiczanką. Rywalizacja w grupie zachodniej jest bliźniacza do tej ze wschodniej - duet rezerwy ligowca i zespół z okręgu wałbrzyskiego z dużą przewagą nad resztą stawki. Przełom nastąpił w 19.kolejce, gdzie sensacyjnie Sparta Rudna ogrywa Chrobrego II aż 4:2. Równocześnie AKS wygrywa w Mirsku, zrównuje się punktami z dotychczasowym liderem, ale mając o wiele lepszy bilans bramkowy obejmuje przodownictwo. Dwa tygodnie później szok dla kibiców śledzących wyniki w grupie zachodniej - o ile premierową w sezonie przegraną AKS w Jędrzychowicach z rozpędzonym Apisem (1:3) można było przewidzieć, to już porażka Chrobrego II w Wąsoszu (1:2 z Orlą) to sporego kalibru niespodzianka. Tydzień później rewelacja wiosny, czyli Apis miażdży w Głogowie wicelidera aż 5:2, co po zwycięstwie AKS ze Stalą Chocianów 3:0 i przewadze 3 punktów wydawało się, że autostrada z przystankiem końcowym z napisem baraże stoi przed strzegomianami szerokim otworem.
Trener Robert Bubnowicz
[foto: jg24.pl]
Paradoksalnie wówczas nastąpiło zaciąganie hamulca przez punktujących do tej pory piłkarzy AKS. Remis w Grębocicach przy zwycięstwie rezerw Chrobrego spowodował, że przewaga stopniała do punktu. W 24.kolejce obaj faworyci zgodnie wygrali, ale to co wydarzyło się w mijającym tygodniu ma kolosalne znaczenie dla całej rywalizacji. Głogowianie wygrali pewnie w Jeleniej Górze i nasłuchiwali wyniku ze Strzegomia, gdzie w roli gospodarza wystąpił Orkan Szczedrzykowice dodatkowo osłabiony nieobecnością trenera Wojciecha Grzyba.Sensacyjne 2:1 dla Orkana spowodowało, że do niedzielnego megahitu w Głogowie Chrobry II przystępował z przewagą dwóch punktów. Stadion w Głogowie dla trenera Roberta Bubnowicza nie kojarzy się zbyt dobrze. W pamiętnym, co prawda zakończonym awansem, sezonie 2009/10 trenowany przez popularnego Bubę Górnik został rozbity przez Chrobrego aż 1:4, a wizyta już w ramach rozgrywek drugoligowych zakończyła się porażką 1:2. Niedzielny pojedynek AKS musiał wygrać. Opady deszczu spowodowały, że pierwotnie przygotowana na ten mecz druga płyta głogowskiego obiektu nie nadawała się do gry i mecz przeniesiono na główną płytę. I zespół Chrobrego dzień wcześniej grał ważny pierwszoligowy mecz w Bytowie, gdzie remis 1:1 zapewnił im ligowy byt. Ze znanych zawodników wystąpił jedynie potężny defensor mierzący 196 cm wzrostu Marek Wasiluk (mistrz Polski ze Śląskiem, ligowiec Jagiellonii, Cracovii, Widzewa), który w I zespole wystąpił po raz ostatni w grudniu'18. Bohaterem meczu był 19-letni Konrad Flis, który strzelił dwie bramki. Wynik otworzył z kolei doświadczony Konrad Kaczmarek, którego Bubnowicz i Morawski pamiętają z meczów Chrobrego z Górnikiem Wałbrzych. Wynik 4:0 ustalony został po godzinie gry przez Daniela Wajsaka. Kolejna wizyta trenera Bubnowicza w Głogowie, kolejny niezwykle ważny mecz i kolejna bezdyskusyjna porażka ze stratą 4 bramek.
Klęska w Głogowie oznacza, że Chrobry II ma 5 punktów przewagi nad AKS na 4 kolejki przed końcem. Rozkład jazdy do końca rozgrywek wygląda następująco:
27.kolejka - AKS pauzuje, Chrobry II gra z Orkanem Szczedrzykowice
28.kolejka - Chrobry II pauzuje, AKS jedzie do Bolesławca
29.kolejka - Chrobry II - BKS Bolesławiec, AKS - Górnik Złotoryja
30.kolejka - Górnik Złotoryja - Chrobry II, Victoria Ruszów - AKS.
Nieprawdopodobne wydaje się, żeby głogowianie w 2 z 3 pozostałych im meczach stracili punkty.
Na chwilę obecną spadek z grupy zachodniej przypada Victorii Ruszów, Włókniarzowi Mirsk, Sparcie Grębocice i BKS Bolesławiec. O tym jednak kto spadnie rozstrzygnie się po zakończeniu procesu licencyjnego, bowiem nie jest tajemnicą, że sporo klubów zajmujące czołowe miejsca z klas okręgowych nie spełnia podstawowych licencyjnych warunków, jeśli chodzi o infrastrukturę. Jednym z najbardziej zainteresowanych poprawą stadionowej infrastruktury powinien być lider wałbrzyskiej okręgówki Pogoń Pieszyce. Decyzja w sprawie Pieszyc i innych zespołów z okręgu wałbrzyskiego i wrocławskiego będzie kluczowa dla zespołów z grupy wschodniej. Matematyczne szanse na utrzymanie straciła Nysa Kłodzko, która uległa u siebie aż 0:6. Zespół Artura Oczkosia w tegorocznych meczach wywalczył zaledwie punkt i to w czasach, gdy drużynę trenował jeszcze Krzysztof Konowalczyk. Ciekawostką jest, że Górnik Wałbrzych po raz pierwszy w historii swoich ligowych występów strzelił 5 bramek do przerwy na wyjeździe. Po raz ostatni 6 bramkami na wyjeździe wygrał jesienią 2008 (6:0 w Chojnowie). Ligowy występ w wałbrzyskiej ekipie nr 200 zaliczył Marcin Smoczyk, który jubileusz uświetnił zresztą golem. Biorąc pod uwagę brak ligowej rywalizacji pomiędzy obiema drużynami oraz fakt, że w sezonie 2003/04 oba mecze rozegrane pomiędzy Górnikiem/Zagłębiem a Nysą rozegrane zostały na Stadionie 1000-lecia, to wałbrzyszanie odnieśli ligowe zwycięstwo na boisku w Kłodzku po raz pierwszy od 1961 roku!
Wałbrzyszanie mają co prawda matematyczne szanse na wygranie grupy wschodniej, ale do tego potrzebny jest komplet zwycięstw w pozostałych 4 meczach przy równoczesnych stratach aż w 3/4 spotkań Śląska II, którego rywalami będą Bielawianka, Unia Bardo, Nysa Kłodzko i MKP Wołów. Cudów nie ma co oczekiwać.
Matematyczne jedynie szanse na utrzymanie mają Zjednoczeni Żarów, którzy wiosenne mecze rozgrywają wyłącznie u siebie. Gdyby punktowali tak jak będąca w identycznej sytuacji Unia Bardo, być może Maciej Jaworski okrzyczany zostałby cudotwórcom. Handicap własnego boiska wiosną znakomicie wykorzystuje GKS Mirków, który opuścił na tę chwilę strefę spadkową, w której coraz bardziej zadomawiają się Orzeł Ząbkowice i Piast Nowa Ruda.
Ilość spadających drużyn zależy od wielu czynników: zwycięzca której grupy wygra baraże o 3.ligę, ile spadnie zespołów z 3.ligi, kto otrzyma licencję na sezon 2019/20 z beniaminków, czy drużyna z grupy wschodniej uzupełni grupę zachodniej.

czwartek, 2 maja 2019

Wygrana na Gregorek Stadium po raz drugi

Maj piłkarze Górnika Wałbrzych rozpoczynali wyjazdowym meczem z Orłem Prusice. Beniaminkiem, który utrzymuje wysoką czwartą pozycję i jedyną drużyną, której do środy zespół Jacka Fojny w tym sezonie nie strzelił bramki. Mecz rozegrano na boisku w Wielkiej Lipie, gdzie na co dzień gra inny czwartoligowiec Sokół. Informacja o miejscu rozegrania meczu nie pojawiła się w żadnym wałbrzyskim portalu, czy gazecie. O Wielkiej Lipie nie można przeczytać ani na 90minut.pl, ani na portalu związkowym Łączy Nas Piłka, nie znajdziemy też wzmianki o tym, gdy prześledzimy obsadę sędziowską na stronie DZPN.
A największym skandalem jest błędne podanie miejsca rozgrywania meczu przez oficjalny profil wałbrzyskiego klubu!
Faktem jest, że wyjazdowe spotkania biało-niebieskich, oczywiście poza tymi prestiżowymi dla szalikowców, nie cieszą się wiosną nawet przeciętnym zainteresowaniem. Mimo tego obowiązkiem klubu jest zachęcanie do wspierania piłkarzy nie tylko przy Ratuszowej, ale i na wyjazdach. A tutaj mamy nawet wprowadzenie w błąd, choć o miejscu meczu klub wiedział z wyprzedzeniem.
 Na mecz udałem się pierwotnie do Prusic, gdzie trafił również inny zmotoryzowany wałbrzyszanin. Obiekt Orła to sympatyczny obiekt z krytą trybuną, z wydzielonymi aż trzema parkingami: dla oficjeli, dla kibiców gospodarzy i dla kibiców gości. Na boisku pracowały urządzenia nawadniające, które były ponoć przedmiotem reklamacji remontu prusickiego stadionu. Orzeł wiosną domowe mecze rozgrywał w oddalonej o 20 km Wielkiej Lipie, gdzie ograł Unię Bardo 1:0 i MKP Wołów 2:1. Na wyjazdach już tak różowo nie było - najpierw 3 przegrane 0:3 ze Śląskiem II, 1:5 z GKS Mirków i 2:4 w Żarowie, ale ostatnie delegacje przyniosły komplet punktów. 3:1 w Kłodzku i 2:1 w Marcinkowicach to kolejne trafienia najskuteczniejszego snajpera całej ligi Grzegorza Rajtera. Podobnie jak jesienią, również teraz Rajter nie zagrał przeciwko wałbrzyskiej drużynie. Figurował co prawda w meczowym protokole, ale jego nazwisko bardziej służyło jako straszak. Trener Adrian Bergier konstrukcję swojej jedenastki opiera na doświadczonym kręgosłupie uzupełnionym młodymi zawodnikami. W bramce 36-letni Karol Buchla, defensywę trzyma w ryzach rok młodszy Dariusz Zalewski, tempo gry regulować ma były ligowiec m.in. Śląska czy Widzewa Krzysztof Ostrowski - rocznik 1982, a w ataku rówieśnik Buchli Przemysław Stasiak. Lasota, Kuczer, Sakwa, Olikiewicz grali już w wyższych klasach rozgrywkowych w innych klubach.
Trener Jacek Fojna nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych, ale obecnych z zespołem, Tomasza Wepy i Michała Oświęcimki. Nie przyjechał Damian Bogacz, ale za to po raz drugi pojawił się Denis Dec. Debiut z kolei w zespole seniorów zalicza 18-letni Adam Niedźwiedzki, najskuteczniejszy snajper juniorów dołujących w Wojewódzkiej Lidze Juniorów (10 bramek z 23 zdobytych przez Górnika).
Mecz rozpoczął się od walki w środku pola, ale animuszu miejscowym na równorzędną walkę starczyło na kilkanaście minut. Szybko piłka trafia do siatki Orła, ale arbiter słusznie odgwizduje spalonego. Bramkę powinni zdobyć jako pierwsi gospodarze, gdy Mateusz Olikiewicz w wydawało się niegroźnej sytuacji kapitalnie zauważył wyjście z bramki Jaroszewskiego i przelobował go z około 30 metrów. Na szczęście dla wicelidera piłka odbiła się na poprzeczce. Górnik grał szybciej, dokładniej od gospodarzy. Potrafili zamknąć Orła w taki sposób, że prusiccy piłkarze tracili piłkę na 30-40 metrze od bramki Karola Buchli. Szczęścia nie mieli Chajewski, Tragarz i wyjątkowo w środę ofensywnie usposobiony Michalak. Na trybunach szmer podziwu było słychać po indywidualnych popisach Allana, ale jego uderzenie również padło łupem Buchli. Wreszcie pod koniec drugiego kwadransa gry wynik został otwarty przez wałbrzyszan. Piłkę nieudolnie wybijaną przez defensorów Orła przejął na 20 metrze Allan, który sprytnie posłał prostopadłą piłkę do Chajewskiego. Zagubienie obrońców spowodowało, że najskuteczniejszy gracz Górnika znalazł się w sytuacji sam na sam i lekkim strzałem po ziemi zdobył prowadzenie. Wynik powinien podwyższyć Szymon Tragarz, który w idealnej wydawało się sytuacji nieudanie próbował przelobować Buchlę. Dynamiczna akcja Sawickiego prawą stroną z kolei mija centymetry bramkę Orła. Tuż przed przerwą faulowany przed polem karnym jest Chajewski, na którego nie mogli znaleźć sposobu rywale. Do piłki podszedł poszkodowany, którego dośrodkowanie przerwał stojący w murze Olikiewicz. Decyzja arbitra Tarnowskiego mogła być tylko jedna - jedenastka oraz żółta kartka dla gracza Orła. Karnego na bramkę zamienił pewnie Dariusz Michalak i Górnik schodził na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem. Co ciekawe, podczas poprzedniej wizyty na tym obiekcie, w sierpniowym meczu z Sokołem wygranym przez biało-niebieskich 4:2, duet Chajewski-Michalak również wpisał się na listę strzelców.
Jak się zmienił obiekt od poprzedniej wizyty Górnika?
Przede wszystkim na środkowym kole pojawił się napis SOKÓŁ, który nie jest wysypany wapnem, lecz miejscem pozbawionym trawy. Ponadto nad tablicą wyników (w sierpniu działającą, tym razem - nie) pojawiła się budka spikera, który był najbarwniejszą postacią środowego meczu. Widzów powitał na Gregorek Stadium, bowiem obiekt w Wielkiej Lipie rozwija się dzięki energii prezesa miejscowego Sokoła Leszka Gregorka, który dwa dni wcześniej sensacyjnie złożył rezygnację z zajmowanej funkcji. Wracając do spikera to najbardziej go zapamięta go Szymon Tragarz, który usłyszał dwukrotnie komentarz pod swoim adresem. Po niewykorzystanej szansie w I połowie: 17 to we Włoszech pechowa liczba - diciasette. A przy zmianie, gdy opuszczał boisko wolnym truchtem ustępując miejsca Kamilowi Młodzińskiemu - moja prababcia szybciej biegała. Z kolei docenił Damiana Chajewskiego przypominając jego skuteczną grę w Olimpii Kowary i bramki strzelane Sokołowi. Karol Buchla usłyszał, że występuje w jaskrawym stroju, by był widoczny na drodze i na boisku, w przerwie meczu zachęcał do śpiewania hitów królowej Shazzy oraz Greka Zorby. Dokładnie policzył widzów: 122, w tym kobiety i dzieci.Na pewno daleko było do profesjonalizmu, ale za to sporo humoru.
Tuż po przerwie goście z Wałbrzycha powinni zamknąć mecz. Znów "ten niesamowity Chajewski" pokręcił obrońcami na prawej stronie i został powalony przed polem karnym przez Zalewskiego. Doświadczony stoper zobaczył żółtą kartkę, a uderzenie Damiana odbite od wyskakującego obrońcy poszybowało tuż nad poprzeczką. Rzut rożny, który wykonuje Chajo i główka Michalaka minimalnie mija bramkę Orła. Tymczasem pierwszy zryw po przerwie podopiecznych Adriana Bergiera przynosi im kontaktową bramkę. Znakomicie za pola karnego przymierzył kapitan Orła Krzysztof Ostrowski i piłka ląduje po długim rogu w bramce Jaroszewskiego. Gra nieco się wyrównała, ale groźniejsze sytuacje stwarzali goście. Tragarz po raz trzeci przegrywa sytuację sam na sam z bramkarzem, 5 minut później kapitalne uderzenie Chajewskiego wybija obrońca z pustej bramki. Prusice rzadko dochodzili na przedpole bramki Górnika, a jak zawodnicy dochodzili do strzeleckiej sytuacji to posyłali piłkę daleko i wysoko od bramki. W końcówce meczu trenerzy zaczęli wprowadzać rezerwowych, z tą różnicą, że po wałbrzyszanach nie widać było obniżenia jakości gry. Wreszcie po dalekim wybiciu Mateusz Sawicki w pełnym biegu uderzył kapitalnie z woleja ustalając wynik meczu na 3:1.
Z pewnością więcej można było spodziewać się po grze Orła, który jesienią mocno i twardo postawił się Górnikowi w Wałbrzychu. Tymczasem teoretycznie osłabiony zespół wałbrzyski był bezapelacyjnie lepszy. Szkoda głupiej kartki za opóźnianie gry Jana Rytko, który po raz ósmy zobaczył z tym sezonie żółtą kartkę i czeka go pauza. Słabiej zaprezentowali się Borowiec z nieskutecznym Tragarzem. .
Co ciekawe, że zaledwie część wałbrzyskich mediów zauważyła w pomeczowych relacjach, że spotkanie odbyło się w Wielkiej Lipie (a nie w Lipie, jak niestety twierdzi oficjalny profil Górnika Wałbrzych). Przykładowo wałbrzyszek.com upiera się, że mecz odbył się w Prusicach.