sobota, 30 czerwca 2012

TUReckie szczęście

PZPN już kilkanaście dni temu podał terminarz na nowy sezon drugiej ligi 2012/13 z zastrzeżeniem jednak, że skład może się zmienić po zakończeniu prac Komisji Licencyjnej. No i stało się - pierwszym zespołem, który wylatuje ze względów proceduralnych jest lubuski jedynak Czarni Żagań. O tym klubie od dawna czytało się, że druga liga to ponad możliwości miasta mniejszego od Świdnicy, ale okazało się, że im gorzej tym lepsze wyniki. Oddano nowy stadion, ale nie zainstalowano monitoringu, który wymagany jest w licencji. Nie załatwiono, mimo ponagleń ugód z US, ZUS oraz wierzycielami. Na chwilę obecną Czarni mogą się starać o licencję na grę w 3.lidze, co zmartwi na pewno działaczy w Świebodzinie (oznacza to bowiem spadek 13-tej w 3.lidze Pogoni), a uradowało związanych z Turem Turek. Wielkopolski spadkowicz dostał warunkową licencję na grę w 2.lidze przed finiszem minionego sezonu, który zakończył się degradacją i teraz znów Tur jest drugoligowcem. Patrząc wstecz nie po raz pierwszy na nieszczęściu innych zyskuje turecki zespół. Po raz pierwszy miało to miejsce w sezonie 2007/08 kiedy druga liga była zapleczem najwyższej klasy rozgrywkowej. Tur zajął 16.miejsce, ale okazało się, że Zagłębie Sosnowiec karnie spadnie z ekstraklasy o dwie klasy rozgrywkowe, a po fuzji z Groclinem Polonia Warszawa nie przystąpi do rozgrywek. W 2011 roku już w drugiej lidze zachodniej Tur zajął spadkowe 15.miejsce, ale licencji nie otrzymał spadkowicz z 1.ligi Odra Wodzisław. Teraz znowuż poszczęściło się Turowi. Czy to nie koniec niespodzianek personalnych w lidze? Niekoniecznie. Wciąż licencji nie ma spadkowicz Polonia Bytom. Ważą się losy pierwszoligowców, bowiem licencji nie uzyskały na chwilę obecną jeszcze ŁKS Łódź i GKS Katowice. Wariantów jest wiele. W przypadku nie otrzymania licencji przez Polonię Bytom do drugiej ligi w teorii przywrócono by Calisię Kalisz, która sezon zakończyła za Turem Turek na spadkowym 16.miejscu. Jeśliby jakimś cudem jeszcze jedna drużyna wypadła z drugiej ligi to wskoczyłby ostatni na mecie sezonu 2011/12 Bałtyk Gdynia, który w przeciwieństwie do przedostatniej Nielby uzyskał licencję. W przypadku braku licencji u pierwszoligowców ich stawkę uzupełnią w pierwszej kolejności spadkowicze - Polonia Bytom póki co nie jest brana pod uwagę, bowiem wciąż nie wiadomo w której lidze wystartuje ze względów na licencję, Wisła Płock - jak najbardziej, KS Polkowice - finansowa niewiadoma, nie ma póki co trenera, raczej nie będzie zainteresowany, Olimpia Elbląg - ma licencję na 2.ligę. Mało prawdopodobne by na licencyjnym zamieszaniu skorzystał jakiś drugoligowiec z naszej grupy.
Zdecydowana większość drugoligowców rozpoczęła już przygotowania. Głównym terminem okazał się poniedziałek 25.czerwca. W Wałbrzychu wciąż wielka niewiadoma jeśli chodzi o personalia i sprawy organizacyjne. Obserwując to co się dzieje w innych klubach to wyraźnie kryzys dotknął większość klubów. Nie ma takiego potentata jakim była Miedź w ubiegłym sezonie. Kluby żegnają się z dość znanymi nazwiskami, szukają oszczędności. Po pierwszych dniach wydaje się, że królem letniego polowania może być Chrobry Głogów. Pożegnano tam kilku zawodników, ale za to zakontraktowano czołowych graczy ubiegłego sezonu, bo do takich można zaliczyć najskuteczniejszego strzelca Elany (Sędziak), rozgrywającego MKS Kluczbork (Ulatowski), najskuteczniejszego snajpera Nielby (Szczepaniak) i obrońca z 2.ligi cypryjskiej (Odrzywolski), a lada chwila być może trafi Otwinowski z Górnika Zabrze, który w ub.roku grał w Radzionkowie. Niektórzy mają już za sobą pierwsze sparingi. Od wysokiego C rozpoczęła Chojniczanka, która wygrała w Gdańsku z Lechią 1:0. W Chojnicach jest nowy trener, podobne ruchy przeprowadzono w Kluczborku, Zdzieszowicach, na nowych szkoleniowców czekają piłkarze spadkowiczów z 1.ligi. Niewiadomą będzie postawa beniaminków, zwłaszcza, że w Rypinie istniało prawdopodobieństwo nie przystąpienia do rozgrywek. Pucharowa rewelacja z Wejherowa być może straci swoich dwóch graczy, bowiem Kocucha i Gicewicza testowała Lechia Gdańsk. Najwięcej strat poniósł Ruch Zdzieszowice, który po odejściu Bukowca, Buchały, Kasprzyka, Drąga, Belli, Rewuckiego wyrasta na kandydata do spadku. W innym klubie z Opolszczyzny - MKS również mała rewolucja kadrowa, bowiem oprócz trenera nie ma tam graczy kluczowych w ostatnim sezonie (Sudoł, Glanowski, Pajączkowski, Ekwueme, Kaczmarek, Dymkowski, Fryzowicz). W Częstochowie pożegnano Macieja Gajosa (Jagiellonia), a jego mogą zastąpić dwaj Brazylijczycy. Najbardziej rozchwytywanym piłkarzem póki co jest król strzelców Rafał Jankowski (Zagłębie Sosnowiec), który próbował swych sił na testach w Kielcach, Zabrzu. Oprócz wspomnianego Gajosa, do ekstraklasy z drugiej ligi gr.zachodniej póki co trafił świdniczanin Fabian Pawela, który z Czarnych Żagań trafił do Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Pod Chełmcem z kolei wciąż kibice nie wiedzą czego się spodziewać. W klubie działalność informacyjna leży, bowiem póki co nie ma chętnych by reanimować choćby stronę internetową, zwołać konferencję prasową, czy zaprosić lokalną telewizję. Najszybciej informację można uzyskać od red.Bogdana Skiby, tyle, że nastrój i ton wypowiedzi zmienia się szybciej niż pogoda za oknem. Raz można przeczytać na jego stronie, że Bubnowicz wyszedł ze spotkania z prezesem Grzesiakiem z niewesołą miną, a za chwilę, że człowiek z KGHM ma zasiąść w zarządzie klubu i organizacyjnie ogarnąć kłopoty. Raz Skiba swoje daje rady prezydentowi (co prawda w większości nierealne), by później pisać o sugestiach (wskazaniach) przez miasto podmiotów gospodarczych, które miałby współfinansować klub. Ładnie to wszystko brzmi tylko mnie zastanawia jedno: czy red. Skiba jest jedynym dobrze poinformowanym, dlaczego inne strony/gazety nie piszą o sprawach organizacyjnych? Pożyjemy -zobaczymy. Jeśli chodzi o sportowy aspekt, to zespół pożegnał Roman Maciejak. Napastnik o dużych możliwościach, jeszcze większych ambicjach, który nie potrafił jednak sprzedać ich w Wałbrzychu. Ciekawe, że oprócz okresu gry w Wągrowcu (kilkanaście bramek w sezonie) nie potrafił zbliżyć się do poziomu choćby 5 goli w sezonie. W Górniku miał sporo szans, grał dużo, ale liczbą goli nie poraził. Drybling, sposób poruszania się wyraźnie wyróżniał go na tle przeciwników, tylko, że indywidualne umiejętności nie szły w parze ze skutecznością, której wymaga się od gracza na jego pozycji. Witryna z jego rodzinnej miejscowości poinformowała, że następnym przystankiem może być SC Paderborn 07, którego w Polsce kibice mogli skojarzyć ze stadionu, który był wzorem obecnego obiektu Piasta Gliwice. Prawdę powiedziawszy niewielu wierzy w powodzenie testów w piątej drużynie 2.Bundesligi, ale kto wie, może Romanowi się powiedzie. W przerwie letniej pewnie znowu na testy ruszy Dariusz Michalak, może któryś z jego starszych kolegów (Wepa, a przede wszystkim Orłowski), ale być może odejście Maciejaka będzie jedyną personalną stratą. W klubach wyższych lig piekielnie trudno będzie im się załapać to raz, a dwa - czy w innych drugoligowych klubach będą dostawać więcej pieniędzy niż w Wałbrzychu by zrekompensowało to opuszczenie zespołu, miasta i dawało stabilizację życiową?? W większości klubów skończyło się życie ponad stan, zatrudnia się głównie młodych, a przede wszystkim tanich w utrzymaniu graczy. Oczywiście trzeba trzymać kciuki za wałbrzyskich graczy, by jak najszybciej trafili do wyższych lig, ale z tym nie jest łatwo. W innych klubach póki co wałbrzyszanie są żegnani: we Flocie Świnoujście próżno szukać już Damiana Misana, ale za to szansę otrzymał Michał Protasewicz, który wiosnę jak się okazało spędził w rezerwach Floty (kl.okręgowa) a nie niemieckiej lidze regionalnej, Termalica Nieciecza podziękowała za współpracę Dawidowi Kubowiczowi, Czarni Żagań Adamowi Kłakowi, a Miedź Legnica Patrykowi Spaczyńskiemu, który pewnie będzie chciał spróbować sił w zespole Roberta Bubnowicza. Tylko, czy stać klub na gracza? Mówi się o uzupełnieniu składu o młodzieżowców. W tym sezonie będą to gracze z rocznika 1992 i młodsi. Z tego wieku wyrośli właśnie Jan Rytko i Mateusz Sawicki, choć ten ostatni, podobnie jak Zawadzki, G.Michalak, Bartoś początek sezonu będą obserwować z perspektywy trybun lecząc jeszcze kontuzje. Z obecnej kadry zostają więc Kamil Jarosiński, Dominik Radziemski, Damian Chajewski, Sławomir Orzech, Paweł Matuszak, którzy zostali już sprawdzeni w lidze, oraz gracze mający za sobą debiut, ale w sumie będący wielką niewiadomą - Przemysław Kaszuba,Jarosław Polak, Damian Nawrocki. Ciekaw jestem czy pisząc o nowych młodzieżowcach autor miał na myśli tych co już są w kadrze Górnika, czy nowych z wałbrzyskiego regionu, a może ktoś przyjdzie wraz z nowym dyrektorem/prezesem z Lubina, gdzie z juniorami osiąga się sukcesy na skalę krajową?
Górnik Wałbrzych ponownie wyjazdowy mecz w 2.lidze rozegra na Stadionie 1000-lecia.

piątek, 29 czerwca 2012

EURO zjawiska część 2

POLITYCY
Okres mistrzostw Europy to oddech od polityki, tej w najgorszym wydaniu. Ci co na co dzień z chęci zamknęliby każdego, który nosi szalik, teraz sami ubrali się w biało-czerwone szale (pewnie zakupione za państwowe pieniądze), udawali ekspertów od futbolu, a z czasem nawet uchodzili za uzdrowicieli polskiej piłki. Jakoś nie została nagłośniona afera biletowa z puli rządowej. Otóż parlamentarzyści mogli bez rejestracji na portalu biletowym UEFA zakupić po 2 bilety z zastrzeżeniem nie odstępowania/odsprzedania ich. Tymczasem jeden z "wybrańców narodu" z ministerstwa zdrowia (samo ministerstwo otrzymało aż 52 bilety!) postanowił sprzedać z zyskiem swój bilet na półfinał. No comments. Szkoda, że niektórym bilety daje się z urzędu, choć nie mają nic wspólnego z futbolem, a byli reprezentanci, medaliści, trenerzy, którzy mogliby podglądnąć na żywo jak grają najlepsi musieli obejść się z przysłowiowym makiem.Wśród posłów mamy trzech byłych piłkarzy - Janowi Tomaszewskiemu dano turniejową dyspensę od zacietrzewionych ataków na wszystkich, ale już ona się skończyła, więc lada chwila powróci on i to podejrzewam z jeszcze większą siłą. Cezary Kucharski udzielał się w mediach, ale konkretów w stylu "zaproponuję ustawę współfinansującą szkółki dla dzieci" lub "zniesienie zakazu sponsorowania klubów sportowych przez firmy bukmacherskie" nie usłyszeliśmy. Pewnie dlatego, że pilnował w tym czasie spraw związanych z Robertem Lewandowskim, o którego starają się włoskie i angielskie kluby, z którym brał udział w różnego rodzaju eventach od spotkań z dziećmi po routy magazynów dla panów. Roman Kosecki - poseł z najdłuższym stażem, nie pchał się na afisz, a czas poświęcił na promowanie rywalizacji niepełnosprawnych.
Tematem ostatnich dni jest uchwała dotycząca Stadionu Narodowego  i nadania jemu imienia Kazimierza Górskiego. Idea szczytna, tyle, że niektórym jest niesmak w tym, bowiem ze względów komercyjnych teraz zamyka się drogę dla sponsorów, którzy za nazwę mogliby przelać grube pieniądze. A samo utrzymanie Narodowego kosztować ma jeden milion rocznie. Ale to już problem NCS - operatora stadionu, który stanął po ścianą i raczej nie przeciwstawi się głosu narodu. Inną ciekawostką jest, że w Polsce stadionów nazwanych imieniem Trenera Tysiąclecia jest co najmniej kilka. W Płocku grała nawet reprezentacja Polski, w Koninie stadion, na którym o ekstraklasę walczył Górnik/Aluminium/KP nazywa się im.Złotej Jedenastki Kazimierza Górskiego. Również w mniej znanych miastach są obiekty poświęcone Panu Kazimierzowi - w Bartoszycach, Kowalu, Rejonowcu Fabrycznym, Blachowni i pewnie w kilku innych.
JĘZYKOZNAWCY
Od lat 70-tych ubiegłego wieku słyszałem, czytałem, że gwiazda Dynama Kijów Błochin ma na imię Oleg. Teraz podczas EURO doznał syndromu Rudniewa (Rudnevsa, Rudneva itd.) i okazało się, że ponad ćwierć wieku żyłem z milionami kibiców w nieświadomości - bo to Ołeh Błochin a nie żaden Oleg. Co ciekawe ukraińskie i rosyjskie media piszą Олег, a jak mnie uczono na lekcjach ówczesnego słusznego języka ostatnią literę wymawia się jako "g" a nie "h". Niestety, nie wiem jak wyłączyć polski komentarz w telewizorze... Jest oczywiście przycisk mute, ale nie tędy droga. Szpakowskiego nie da się słuchać od lat i coraz bliżej skory jestem uwierzyć, że wszystko co złe w polskiej piłce wiąże się z komentowaniem przez niego meczów kadry. Błędy w wymowie, merytoryczne, jeden i ten sam ton wypowiedzi, stronniczość - to wszystko od połowy lat 80-tych może się znudzić. Inni, niestety również popadają w przeciętność. W karnych Hiszpanów z Portugalią, przed ostatnim uderzeniem Fabregasa usłyszeć mogliśmy, że jest jednak remis 3:3 (a nie 3:2) i bez względu na uderzenie Cesca strzelać będzie Ronaldo. Jaka telewizja tacy komentatorzy, szkoda jedynie najlepszego z nich - Jacka Laskowskiego, który nie może "przeskoczyć" Szpaka. Na układy nie ma rady.
FLAGA
 Tomasz Zimoch, mimo, że jest komentatorem radiowym, może uchodzić za jednego z wygranych turnieju. Wcześniej łódzkiego radiowca kojarzyłem ze Studia S-13, sławę zdobył dzięki wykrzyczeniu końcówki meczu Broendby IF-Widzew, a następnie dzięki komentowaniu skoków Małysza. Teraz przeszedł do historii histerycznie radując się po golu Lewandowskiego. Na dokładkę zabłysnął sprawą polskiej sektorówki. Znów gliwicka firma musiała robić nadgodziny, bowiem trzeba było dorobić baner z podziękowaniami w 16 językach. Daleki jestem od podejrzeń, że Zimocha łączy coś z tą firmą, ale faktem jest, że takiej reklamy wiele firm zazdrości gliwiczanom. Ale jak to u nas bywa, miało być pięknie a wyszło jak zawsze. Flaga miała być pokazana podczas warszawskiego półfinału, została wniesiona na murawę po meczu, kiedy większość kibiców już przemieszcza się do wyjścia, kamery telewizyjne chcą wyłapać twarze zawodników, a telewizje pokazują statystyki z meczu, ciekawsze akcje, bramki. Znając życie flaga nie zakończy swego żywota tylko znów zostanie przywieziona do Warszawy np. na jesienny mecz z Anglikami.
TRYBUNY
Media po odpadnięciu Polaków i braku meczów w kraju w sprawie dopingu skupiły się na strefach kibica. Teraz jednak można się dowiedzieć nie tylko o pracy ludzi zabezpieczających imprezę, ale o wstydliwych epizodach typu - najem ludzi do prowadzenia dopingu. W Gdańsku na trybunach zasiadała nie tylko Shakira, ale i stewardzi, którzy otrzymali niebieskie dresy i usiedli na wolnych miejscach by ładnie zakryć luki na pięknych siedziskach.
Na Ukrainie podczas ćwierćfinałowego meczu Włochy - Anglia po raz kolejny okazało się, że Wyspiarze mają czasami skłonności do obnażania się. W ten sposób (na zdjęciu w zielonej koszulce nad włoską flagą po prawej stronie) jeden fan Albionu próbował zdezorientować, któregoś z wykonawców rzutu karnego. Jak się później okazało nieskutecznie. Po kilku dniach okazało się, że ten futbolowy naturysta jest ... milionerem z Londynu! 35-latek mieszka tuż obok Johna Terry'ego w willi wartej 6 mln funtów i był tak zdesperowany by wytrącić z równowagi Alessandro Damantiego. Swoją drogą przy karnych okazało się jak zawodny jest słynny bank informacji - już w przypadku Przemysława Tytonia, który obronił karnego, mimo, że miał info o przeciwnym kierunku strzału, a teraz Joe Hart ponoć przestudiował wszystkie karne wykonywane przez Włochów na przestrzeni 10 lat. Dziwne, że zapomniał o "łyżeczce" a'la Panenka w wykonaniu Pirlo, którego karnego złapał rezerwowy bramkarz Barcelony 2 lata temu podczas pucharu Gampera.
TERAZ PRZERWA
Niestety EURO przyniosło ofiary śmiertelne. Na Dalekim Wschodzie pewien fanatyk futbolu oglądał mecze na okrągło, nie jedząc, nie sypiając, posiłkując się niezbyt zdrowymi używkami co tragicznie się dla niego skończyło. Turniej w Polsce tragicznie skończył się dla irlandzkiego kibica. W piękny sposób oddał mu cześć najbardziej znany w tej chwili piłkarz kadry Eire - Robbie Keane, który po zdobyciu bramki w amerykańskiej lidze MLS pokazał całemu światu koszulkę z imieniem i nazwiskiem zmarłego Jamesa Nolana. Swoją drogą to trzeba podziwiać niemłodego już napastnika, który kilka dni po grze na EURO zagrał w ligowym meczu. U nas nie do pomyślenia. Z naszych "orłów" podczas turnieju z T-Mobile Ekstraklasy wystąpił jedynie Rafał Murawski, natomiast Kamiński, Wawrzyniak, Wolski (Wojtkowiaka nie liczę, bo przechodzi do TSV Monachium) grzali ławę i z tego też powodu przerwa letnia u nas w lidze wynosi ponad 3 miesiące!!! Problem będą mieć nasi pucharowicze, którzy rywalizację zaczną od lipca. Jakie uzasadnienie jest tak długiej przerwy?

czwartek, 28 czerwca 2012

Smuda się pożegnał

Sękocin do tej pory kojarzył się głównie z I polską edycją reality show Big Brother. W ostatnich dniach w tej podwarszawskiej mieścinie obradował PZPN - nie było jednak show, nie było głosowania i nie wiemy kto był Dzięciołem a kto Manuelą. Poznaliśmy trzech kandydatów na selekcjonera, a jedynym konkretem było pożegnalne wystąpienie Franciszka Smudy. Selekcjoner, wciąż trener bowiem kontrakt jego kończy się za dwa miesiące, złożył krótki raport z przygotowań kadry do turnieju, wręczył pamiątkowe koszulki oraz podziękował za dobrze płatną pracę. Nie jest tajemnicą, że jego sukcesor będzie zarabiał połowę mniej od Franca, który zgarniał 150 tysięcy, a na kandydata czeka raptem 70. Smuda się nie pokajał, bo wg niego nie ma za co. Już wcześniej w telewizji mogliśmy usłyszeć, że wszystko było w porządku, trener gdyby mógł cofnąć czas zrobiłby to samo, nie poczuwa się do przeproszenia kibiców za ostatnie miejsce w najsłabszej grupie turnieju. Wśród większości piłkarzy również zdaje się wyczuć atmosferę wzajemnej adoracji z trenerem Smudą. Może z upływem czasu zaczną wypływać do opinii publicznej newsy z okresu przygotowań, z meczowej szatni i dowiemy się dlaczego kadrowiczom zabrakło sił podczas poszczególnych meczów, dlaczego Lewandowski nie miał wsparcia, czemu gra w środku pola opierała się głównie na defensywnych pomocnikach.
Wielu się uśmiechało gdy usłyszało, że Smuda zostawia po sobie grupę zawodników, która powinna grać jeszcze lepiej, zdobyć awans na mundial. Skoro jest tak dobrze to czemu wyniki były takie złe??? Cóż, nasz trener i w większości nasi piłkarze nie są w stanie przyznać się, że zawiedli. Owszem, zrobią smutne miny przed wspierającymi ich kibicami, ale zabraknie wówczas stwierdzenia "przepraszam, byłem słabszy, zagrałem nie na miarę swoich możliwości, nie miałem pomysłu na grę rywala, nie potrafiłem zareagować na zmianę ustawienia przeciwnika podczas trwania meczu, itd".  Gdyby turniej odbywał się w innym kraju niż Polska, społeczeństwo nie śledziło by po odpadnięciu kadry innych meczów z takim zainteresowaniem, kadra i jej trener zostaliby poddani dogłębnej analizie. A u nas równolegle: czy Lato złoży rezygnację (nie, nie złoży, bo będzie czekał na październikowe wybory, gdzie można obalić go z posady prezesa), kto za Smudę, jakie zmiany w PZPN, no i wciąż podtrzymywana jest atmosfera piłkarskiego święta, która sukcesywnie gaśnie z powodu braku naszych kopaczy w turnieju i opuszczenia kibiców miast-organizatorów.  Nim następca Franca weźmie w obroty swoich wybrańców na pewno przeanalizuje grę polskich graczy podczas turniejów. Gdy poszpera się w internecie okaże się, że ... Smuda miał rację!!! No, może częściowo, ale jego wybory w pewnym stopniu okazały się trafne.
Witryna whoscored.com zajmująca się statystykami dogłębnie analizuje wszelkiego rodzaju rozgrywki. W czerwcu wiadomo, że po lupę zostało wzięte EURO 2012. My Polacy możemy znaleźć swoich piłkarzy jedynie w fazie grupowej. Niestety. Po fazie grupowej strona wybrała jedenastkę tej fazy i okazuje się, że najlepszym lewym obrońcą po 3 seriach meczów turnieju jest ... Sebastian Boenisch!!! Najbardziej krytykowany  zawodnik kadry wobec którego najpopularniejszą opinią było to, że nie jest to rozczarowanie, a jedynie potwierdzenie słabej formy/lub jej braku już z okresu przed turniejem.  Ale opierając się na samych, suchych liczbach Sebastian nie wypada tak źle, wręcz przeciwnie. Idąc dalej tym tropem strona wybrała gracza - największą niespodziankę fazy grupowej, czyli przysłowiowego "czarnego konia". Zwyciężył Duńczyk Michael Krohn-Dehli, ale wśród innych wymienionych (m.in. Czech Vaclav Pilar) znów znajdujemy nazwisko lewego obrońcy kadry Smudziaków.  Na zdjęciu możemy zobaczyć jego statystyki, które ze średnią 2 strzałów/mecz, 3 przechwytów/mecz, łącznie 13 dośrodkowań mogą robić wrażenie. Szkoda tylko, że strona w zestawieniu jedenastki przy nazwisku Boenischa umieściło stare logo PZPN - te mniej dynamiczne.
Postawę byłego już obrońcy Werderu Brema również nasi, rodzimi dziennikarze różnie oceniali. Oto co na przykład na temat dyspozycji Sebastiana pisze Piłka Nożna:

Uwagę zwracają oceny, a najbardziej średnia, która nijak ma się do not z poszczególnych meczów. Mecze oceniane w skali 0-6, czyli prawie szkolnej, w wykonaniu Boenischa były w okolicach noty przeciętnej, a po braku awansu okazuje się, że był jednym z najsłabszych ogniw ekipy. Gorsze noty mieli jedynie Obraniak, Szczęsny i Brożek. Wracając do oceny (pozbawionej emocjonalnego zabarwienia) zawodnika przez whoscored.com możemy przeczytać, że o wiele lepiej zaprezentował się od swego odpowiednika na prawej obronie Łukasza Piszczka, po którym spodziewano się o wiele więcej. Nic dodać nic ująć.
  Również inny wynalazek Smudy rodem z Niemiec, kolejny "farbowany lis" Eugen Polanski oceniany jest dwuznacznie. Niektórzy uważają (w tym niżej podpisany), że był jednym z tych co zostawili serducho na boisku, walczyli do upadłego i w pierwszych dwóch meczach był wyróżniającym się graczem kadry. Inni zaś oceniają Ojgena z perspektywy jego pochodzenia, wcześniejszej niechęci do gry w kadrze i ocena jest zdecydowanie negatywna.
Infografika z whoscored.com informuje, że Polanski wygrał najwięcej pojedynków ze wszystkich graczy w fazie grupowej. Tak więc, nie ma co  - na pewno jeździł na d... a nie spacerował jak to miał w swoim zwyczaju Ludovic Obraniak.
Trudno w tym momencie wyrokować kto zostanie nowym trenerem kadry. Również nie sposób wytypować zawodników, którzy już nie założą koszulki biało-czerwonej. Każdy trener ma nie tylko swoją koncepcję, ale również swoje personalne sympatie i antypatie. Pod hasłem właśnie koncepcji Smuda bardzo rzadko grał duetem napastników co w przypadku eksplozji formy Roberta Lewandowskiego zamknęło drzwi do kadry kilku innym zmiennikom, w tym świdniczanina Arkadiusza Piecha. Kto wie, czy w przypadku wyboru Waldemara Fornalika droga do kadry wychowanka Polonii Świdnica nie skróci się.

wtorek, 26 czerwca 2012

Kaka, Ajwen, Oko

W gorączce związanej z EURO wielu producentów zwietrzyło szansę dodatkowego zarobku i mogliśmy/możemy kupić od pasztetu kibica po firmowe ubrania identyczne, które noszą uczestnicy turnieju. Nie zabrakło różnego rodzaju wydawnictw, w tym książek. Rynek wydawniczy w Polsce w porównaniu z angielskim, włoskim jest dość ubogi, bowiem tam czynnie grający piłkarz w wieku 25-28 lat ma na swym koncie biografię. U nas póki co są albo zagraniczne przedruki albo biografie piłkarzy, których kariery już się zakończyły.  Wybierając się do księgarni, EMPIK-u możemy na półkach znaleźć nie tylko historię życia Ibrahimović, Van Persiego czy Ronaldo, ale również książki o naszych rodakach. Czynnikiem odstraszającym jest oczywiście cena, bowiem w maju zdecydowana większość książek była w cenie 39,90. Nie jest to zachęcająca cena i pewnie wielu woli poczekać kilka tygodni na przecenę lub na przeszukaniu internetowych księgarni. Nie wiem czy możemy już mówić o modzie na książki futbolowe. Biografie są potrzebne i to nie tylko dla ich bohaterów. Potrzebę pisania poczuł nawet Jerzy Dudek, który jedną książkę już napisał, a teraz bazując na swym życiowym sukcesie jakim było wygranie Ligi Mistrzów z Liverpoolem (po karnych, a wcześniej 3:3 mimo, że Milan prowadził 3:0) teraz popełnił książkę o ... psychologii. "Pod presją" nosił film z Demi Moore i Alekiem Baldwinem i jest nieporównywalnie lepszy niż kilkadziesiąt stron zapełnionych sloganami, które większość zna z życia powszedniego. Nic nowego, odkrywczego i ciekawego - strata czasu!
W tym roku w ręce wpadły mi trzy biografie polskich piłkarzy i trzeba stwierdzić, że są one wyjątkowe, w formie, treści. Z angielska są produkty zwane "must to have" - czyli musisz je mieć i ci, którzy interesują się futbolem, powinni przeczytać te książki.
DEYNA
Tytuł mówi sam za siebie. Autorem książki jest wielbiciel, a zarazem wielki znawca talentu Kazimierza Deyny Stefan Szczepłek. Dziennikarz Rzeczypospolitej znał osobiście bohatera swej książki, która jest już drugim wydawnictwem poświęconym jednemu z najlepszych (wg niektórych najlepszemu) piłkarzy w historii polskiej piłki nożnej. W 1996 Szczepłek już jedną książkę o Deynie napisał. W tegorocznej książce największym skarbem są unikatowe zdjęcia ze zbiorów prywatnych autora (prywatnie kolekcjonera koszulek znanych piłkarzy i innych pamiątek, które wypełniły wystawę w Muzeum Sportu). Historia "Kaki" zaczyna się w
rodzinnym Starogardzie Gdańskim i kończy się tragicznie w USA. Są opisy nie tylko sukcesów Deyny, ale i kilka słów o jego kolegach z Legii czy kadry. Czyta się jednych tchem i prawdę powiedziawszy można odnieść po przeczytaniu wrażenia niedosytu, że jest dużo opisów całego otoczenia piłkarza, a tak naprawdę ten literacki pomnik niewiele mówi o nim jako człowieku. Mile rozczarowują się ci, co spodziewają się bezkrytycznym wychwalaniu stołecznej Legii, której autor poświęcił kilka gorzkich słów przy okazji pogrzebu jednego z najlepszych trenerów warszawskiej drużyny Czecha Vejvody czy stanowiska klubu wobec Deyny, które jednakże w ostatnich latach moze byc uznawane za wzorcowe.
Z okołowałbrzyskich wątków można się dowiedzieć, że tytuł króla strzelców monachijskiej olimpiady Deyna zdobył grając w butach typu Huragan produkowanych w Wałbrzychu. Również znana przyśpiewka z wałbrzyskiej hali śpiewana przez kibiców koszykarzy Górnika "Reschke Tadeusz Górnika to Prometeusz" została zaadoptowana od kibiców Legii, którzy tak hołubili Nowaka Tadeusza - notabene byłego gracza Zagłębia Wałbrzych.
W promocję książki zaangażowana została wdowa po Deynie - Mariola oraz  władze Starogardu Gdańskiego, które projektem "Legenda Deyny" chce wypromować miasto.
SPALONY
Krzysztof Stanowski jest uznawany za kontrowersyjnego w poglądach dziennikarza. Mimo dość młodego wieku doświadczenia prasowego może mu pozazdrościć wielu kolegów po piórze. Rynek księgarski zdobył swego czasu bezkompromisową biografią Wojciecha Kowalczyka - pierwszą polską futbolową książką, która trafiła swego czasu na pierwsze miejsce rankingu najlepiej sprzedających się książek. Ile w tym zasługi Stanowskiego a ile barwnego życiorysu Kowala - niech osądzą specjaliści od literatury. Stanowski, którego artykuły wcześniej można było czytać w Przeglądzie Sportowym, magazynie Futbol, a obecnie na jego stronie weszlo.com, namówił do współpracy Andrzeja Iwana. Były napastnik Wisły Kraków, pomocnik Górnika
Zabrze, grający z sukcesami w Niemczech i Grecji ostatnimi czasy zdobył uznanie jako obiektywny, nie owijający w bawełnę komentator w orangesport. Starsi kibice pamiętają zapewne jego pozaboiskowe problemy, o których nie boi się wspomnieć autor biografii o Iwanie pt. Spalony.  Książka zaczyna się dość szokująco, bo opisuje pobyt bohatera w ośrodku odwykowym. I taka jest w sumie cała książka - do bólu szczera, bez lukru. Ajwen - zwany tak przez kolegów, bez ogródek opowiada o swoich życiowych sukcesach jak i porażkach. Nie stroi się na nieomylnego, potrafi dopiec byłym kolegom z boiska, trenerom. Na tym podejściu zbudował popularność swoją Kowalczyk, ale moim skromnym zdaniem opowieść o Iwanie jest bardziej ciekawa i nic dziwnego, że do księgarń trafia kolejny dodruk. Inna sprawa, że akcja promocyjna rozwinięta została na szeroką skalę i Stanowskiego w stolicy wspomagają głośne futbolowe nazwiska. 
Jeśli chodzi o wątki okołowałbrzyskie to na pewno warto poczytać o ludzkim dramacie byłego bramkarza Górnika Wałbrzych, a potem Lecha i Wisły -Jana Karweckiego. Jest parę słów o Jerzym Kowaliku, niezbyt pochlebne zdania o Tadeuszu Dolnym. Nie zabrakło słynnego meczu na wodzie, czyli jesień 1983 i zwycięstwo Górnika nad Wisłą 5:1. Z krakowskiej perspektywy mecz wyglądał całkowicie inaczej - a jak, to odsyłam do lektury.
OKO
Podobnie jak Deyna Mirosław Okoński doczekał się drugiej swojej biografii. W 1995, nieżyjący już dziennikarz Ryszard Chomicz wydał książkę pt. "Okoń". Pod tym samym tytułem w tym roku książkę wydał Radosław Nawrot - z zawodu dziennikarz, z zamiłowania fan Lecha. Okoński był bohaterem Kolejorza w latach 80-tych XX wieku, potem podbił Bundesligę w barwach HSV Hamburg oraz ligę grecką. Był znakomitym piłkarzem, który potrafił lewą noga wiązać krawaty (bodaj po raz pierwszy te określenie właśnie wygłoszono opisując jego grę). Znakomity w klubie, a w kadrze ... zerowy dorobek. Są piłkarze, którzy w
historii Lecha zapisali się może z większymi sukcesami. Okoński był charyzmatycznym zawodnikiem i królem Poznania poza boiskiem. O jego imprezowym stylu życia krążyły legendy. Czy autor wietrząc sukces chciał pójść drogą młodszego kolegi Stanowskiego i skupić się na pozasportowym życiu napastnika Lecha? Nie. Druga książka o Okońskim, który w Niemczech został ochrzczony Oko, jest wyjątkowa w swoim rodzaju. Chodzi tu o formę. Pierwszy raz się spotkałem, żeby historia życia piłkarza została opisana w formie książki beletrystycznej ! Główny bohater nie przemawia do nas w pierwszej osobie, nie ma tutaj również narratora - jest za to historia życia piłkarza rodem z Koszalina zdobywającego laury w piłce, przeżywającego wzloty i upadki, są mniej lub bardziej fikcyjne dialogi autentycznych postaci. Przyznam się szczerze, że początkowo dziwnie się to czyta. Autor, mimo, że zbliża się do czterdziestki, niestety w kilku szczegółach zbliżył się do fantastyki. O ile ikarusy w latach 70-tych na ulicach Poznania, czy pizzerie w Koszalinie w tamtejszych czasach jeszcze się strawi to nijak koronę króla strzelców Szarmacha na olimpiadzie w Monachium, gdzie słynnego "Diabła" najzwyczajniej zabrakło! Książkę czyta się lekko, oczywiście postać bohatera została odpowiednio wybielona i wylukrowana, jedynie końcówka boleśnie przypomina o dramacie dnia codziennego dawnego idola poznańskich "kiboli" (tak, tak kiboli - bowiem te słowo pochodzi z gwary wielkopolskiej i nie oznacza kibica awanturnika jak przedstawiają nam teraz "znawcy tematu", tylko kibica wiernie dopingującego swój zespół).
W takiej formie trudno doszukać konkretnych zestawień, niektórzy mogą doszukać się fikcyjnych faktów niezgodnych z ówczesną rzeczywistością.  Mimo wszystko książka godna polecenia zarówno na wzgląd na bohatera jak i na formę całej opowieści.

niedziela, 24 czerwca 2012

Początek rozliczeń


Franciszek Smuda uznawany jest za farciarza. Szczęście sprzyjało mu w trenerskiej karierze wielokrotnie, dzięki niemu piłkarska Polska pokochała Widzew wyrywający duńskiemu Broendby awans do Ligi Mistrzów czy wygrywający w 5 minut mistrzostwo kraju przy Łazienkowskiej. Po gorszym okresie, gdzie przydarzył się Francowi spadek z Widzewem, szybkie zwolnienie nie tylko z Legii, ale i z Piotrcovii przyszedł czas na wywalczenie medalu z Zagłębiem Lubin (choć cieniem rzuca się kupienie remisu z Cracovią) i sukcesy w PP i LE z poznańskim Lechem. Wielu wierzyło, że te szczęście będzie przy Smudzie również podczas pracy z kadrą. Po afrykańskim mundialu miał blisko 2 lata na próby, selekcje, były bolesne klęski (0:3 z Kamerunem, 0:6 z Hiszpanią), były obiecujące remisy (2:2 z Niemcami, 0:0 z Portugalią), zabrakło jednakże zwycięstwa z wyżej notowanym przeciwnikiem. Wielką niewiadomą był występ jego podopiecznych w meczach o stawkę. PZPN zapewnił przygotowania na wysokim, światowym poziomie. Kadrze nic nie brakowało i to wszyscy wiemy. Również wybory personalne, początkowo szeroko krytykowane umilkły po pierwszych meczach turnieju. Przed w różnych typowaniach podstawowych jedenastkach przewijały się nazwiska wyrzuconych przez Smudę Artura Boruca i Michała Żewłakowa. Czy po udanym występie Tytonia i pamięci postawy Szczęsnego choćby z meczu z Niemcami teraz ktoś odezwałby się, że Boruc wypadłby lepiej na turnieju? Czy Żewłakow zagrałby lepiej od kogoś z pary Perquis – Wasilewski? Może stoper Legii nie popełniłby faulu, po którym Rosjanie strzelili nam gola, może być nie zaliczył pustej wślizgu przy goli Jiraćka, ale nie sposób wyobrazić sobie 36-letniego już Żewłaka walczącego pod bramką rywala jak Wasyl, czy włączającego się do kontrataku jak Perquis.
Smudy szczęście nie opuściło mimo klęski na EURO. Opinia publiczna po sobotniej porażce we Wrocławiu skupiła się bowiem nie na analizie niepowodzenia tylko na tym kto za Franca zostanie selekcjonerem, czemu Błaszczykowski nie miał biletów na mecz i kiedy Grzegorz Lato złoży dymisję. Właśnie PZPN został obwiniony za sportowy wynik podczas turnieju. Dlaczego? Bo tak najprościej! Dziennikarze, a zwłaszcza politycy to populiści i wiedzą, że 
Czas Smudy w kadrze minął, teraz powrót do klubu?
najpopularniejszym hasłem wśród kibiców (nie tylko kiboli  jest „Je… PZPN”, to najłatwiej jest przyczepić się do związku w związku z nieudolnością piłkarzy. O ile powszechnie wiadomo o słabości, niekompetencji jej prezesa, to Grzegorzowi Lacie trzeba oddać, że riposta po oświadczeniu Jakuba „aczkolwiek/w pewnym sensie” Błaszczykowskiego, była jedną z nielicznych trafnych i merytorycznych jego wypowiedzi.  Piłkarzom nie brakowało niczego, nawet te nieszczęsne bilety (od 8 do 10 na mecz dla każdego kadrowicza) nie powinny wpłynąć na ich dyspozycję. Ujawnienie premii, startowego zdyskredytowało kapitana naszych orłów, bo okazuje się, że za brak wyniku – czytaj wyjścia z grupy – piłkarze dostaną premie w wysokości pół miliona euro. Czy w takim przypadku mają oni prawo narzekać na związek? Raczej nie, zwłaszcza, że opinia publiczna po części odwraca się od niedawnych bohaterów. Za uzdrawianie futbolu biorą się za to politycy. I to nie ci, co od lata są w parlamencie, kiedyś wyczynowo grali w piłkę. Posła Jana Tomaszewskiego kojarzy już większość obserwatorów życia politycznego jako zajadłego wroga PZPN, pewnie niebawem dostanie dyspensę nałożoną przed EURO i znów będzie zaciekle ujadał nie podając konkretnych rozwiązań. Ale Roman Kosecki, który udanie realizuje projekt szkolenia młodzieży w swoim Konstancinie, od lat jest posłem i jakoś nie przypominam sobie by był prekursorem zmian systemowych dotyczących futbolu. No, chyba, że udanie zagrywa do premiera na harataniu gały przez polityków. To samo Cezary Kucharski, któremu brakuje czasu na politykę będąc jednocześnie menadżerem Roberta Lewandowskiego, Rafała Wolskiego i kilku innych zawodników. Czy aby to nie kłóci się z obowiązkami poselskimi? Czy on zaproponował jakieś zmiany podczas prac komisji sportu? PZPN jest stowarzyszeniem, które muszą być niezależne od polityków na czym właśnie teraz zależy wsłuchując się w głos „wybrańców narodu”. UEFA za ingerencję rządu wielokrotnie straszyła sankcjami nie tylko Polskę, ale i swego czasu Grecję, Węgry oraz inne kraje. Polityków boli oczywiście pensja prezesa PZPN, prestiż posady, medialność, ale czemu nie próbowali ozdrowić futbolu dajmy na to 5, 10 lat temu? Czemu akurat teraz, gdy na topie jest kopanie związku przyłączają się? Bo wielu z nich nie wierzyło w organizacyjny EURO, tymczasem płynące pochwały ze wszystkich krajów, nie zauważalne przez zagraniczne media niedociągnięcia infrastrukturalno-transportowe spowodowały, że uaktywnić się należy poprzez atak na związek. A związki sportowe muszą być wolne od polityki, bo inaczej będziemy mieli do czynienia z korupcją, nepotyzmem, kumoterstwem.
Wszyscy również chcą wybierać następcę Smudy. Na giełdzie padają różne nazwiska, różne opcje włącznie z selekcjonerem tymczasowym. Wiadomo, że nie będzie nim Stefan Majewski, który bez sukcesów dokańczał eliminacje do Mundialu w RPA. Faworytów mediów, fachowców jest wielu. Od starych wyjadaczy pokroju Jerzego Engela, Oresta Lenczyka, Henryka Kasperczaka przez cenionych w kraju Macieja Skorżę, Waldemara Fornalika, Michała Probierza po szkoleniowców za oceanu Piotra Nowaka i Roberta Warzychę (niewielu o ich pracy coś wie, opierając swoje osądy jedynie na doniesieniach agencyjnych). Pojawiały się również opcje zagraniczne (forowany przez Latę Niemiec Berti Vogts, czy nadworny kandydat z Izraela Avram Grant), ale najprawdopodobniej namaszczony zostanie Polak. Na dzień dzisiejszy byli piłkarze-kadrowicze optują za Engelem (pamiętając udane eliminacje do mundialu 2002), szkoleniowcy wskazują na Fornalika, Probierz sam twierdzi, że dla niego za wcześnie, że musi coś w rodzimej lidze osiągnąć, telewizja polska już lobbuje Nowaka, który jest ceniony w Ameryce. Każdy z ww. ma swoje wady i zalety, nie ma zdecydowanego faworyta, który na kilka długości wyprzedzał resztę stawki. Zresztą notowania na tej giełdzie selekcjonerskiej zmieniają się z dnia na dzień. W sierpniu kadra rozegra swój pierwszy mecz po turnieju, czy będzie go prowadził nowy trener czy tymczasowy okaże się za prawie dwa miesiące. Smuda póki co twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, że nic by nie zmienił, pozostawia perspektywiczną kadrę. Aby na pewno?
Turniej okazał się weryfikacją dla wielu graczy. Tak jak ubiegłe turnieje pokazały, że krajowe gwiazdki formatu Żurawski, Bąk, Krzynówek w poważnej imprezie zawodzą i to nie raz i nie dwa, tak teraz przyszedł czas pożegnań dla kilku kadrowiczów. O Wasilewskim pisałem już wyżej. Woli walki, ambicji nie sposób mu odmówić, ba, gdyby wszyscy mentalnie byli przygotowani jak obrońca Anderlechtu być może EURO trwałoby dla nas dłużej.  Wasyl jest po 30-tce, prochu nie wymyśli i trzeba szukać nowych rozwiązań (Kamiński, Glik?). Rafał Murawski miał być liderem środkowej formacji drugiej linii, miał być takim graczem jakiego zapamiętał Franc ze wspólnej pracy w Lechu Poznań co poskutkowało transferem Murasia do Rosji. Niestety, nie było, bo pomocnik Kolejorza już w lidze zawodził, na turnieju skupił się na odbiorze a nie rozgrywaniu, przez co samotny Lewandowski nie wiele mógł zdziałał w ofensywie. Poza tym Murawski wraz ze Szczęsnym i Piszczkiem znalazł się w najgorszej jedenastce fazy grupowej. Wiele więcej zespołowi dawał w tym temacie krytykowany (nie ze względu na umiejętności piłkarskie) Eugen Polanski – młodszy, podobnie zresztą jak Dariusz Dudka, od Murawskiego. Po klapie turniejowej czas dać odpocząć Obraniakowi, bo wykonywać stałe fragmenty gry umie kilku innych kadrowiczów. Wciąż dla mnie zagadką jest Sebastian Boenisch, bo trudno mi go sklasyfikować – czy to niespodzianka In minus, czy po prostu słaby gracz grający na swoim poziomie. Nie było podczas turnieju odkryć, młodych graczy przebojem wdzierających się do kadry zajmujących miejsca dawnych podstawowych graczy. Jedynym, pasującym jako odkrycie mógłby pasować to Przemysław Tytoń. Turniej pokazał, że była to kadra bez lidera z prawdziwego zdarzenia. Błaszczykowski namaszczony na kapitana nie ma cech przywódczych, nie sposób odmówić mu umiejętności, ale nie potrafił pociągnąć zespołu w trudnych chwilach (wyjątek mecz z Rosją), a po turnieju zbłaźnił się pretensjami o bilety i dając dziennikarce koszulkę z meczu towarzyskiego twierdząc, że to turniejowa...
Jest to już czwarty turniej XXI wieku, który kończymy po fazie grupowej, drugi z rzędu, w którym nie potrafimy wygrać jednego meczu. Mimo wielu nadziei, obietnic ogromny zawód, gdzie jedną z głównych przyczyn niepowodzenia okazuje się złe przygotowanie fizyczne. Czemu nie potrafimy wyciągać wniosków? Czemu raporty poturniejowe nie są dogłębnie analizowane? Tutaj właśnie pstryczek w stronę Wydziału Szkolenia PZPN – zasiadają w nim autorytety w osobach trenerów z wynikami i nic z tego nie wynika. Po raporcie owszem, powie się, że Smuda i jego sztab zawalił to czy tamto, ale czy zostaną wyciągnięte wnioski dla przyszłych trenerów? Zwróci się uwagę na sposób przygotowania do turnieju? Czemu do pracy z kadrą nie namówi się prof. Chmurę, autorytet z dziedziny fizjologii, przygotowania fizycznego sportowców, który pomagał kliku ligowcom? Jeśli nikt nie bierze na poważnie jego wnikliwych analiz, które ukazują się w prasie sportowej to może wystarczyłoby go zatrudnić na umowę-zlecenie na okres przygotowawczy przed następnym turniejem. O ile przebrniemy z powodzeniem przez eliminacje…

wtorek, 19 czerwca 2012

EURO zjawiska

Cóż, do końca turnieju będziemy obserwować jak toczy się mistrzowska batalia bez udziału biało-czerwonych. Nie będzie fali entuzjazmu, szalikowców-paralamentarzystów/artystów/dziennikarzy/celebrytów, media zaczną się rozliczaniem Smudy, kadrowiczów, więcej będzie się poświęcać organizacji turnieju, z noclegami, wyżywieniem, transportem – tym na co nie było do tej pory czasu. A co mogliśmy zauważyć podczas tych 10 pięknych dni EURO?
ZAINTERESOWANIE
Znajdą się malkontenci, których te mega zainteresowanie futbolem irytowało. Tak jak wszyscy u nas w kraju się znają na polityce tak również są znawcami piłki nożnej. Tych, którym nie poszczęściło się przy losowaniu biletów bolało, że przy takiego rodzaju imprezach uaktywniają się fani medialni, czyli wymalowani, w koszulkach reprezentacji (czasem nawet siatkarskich z logo plusa), ale dzielni, zadowoleni, bo biorą udział w imprezie podobnego typu jak Liga Światowa siatkarzy, skoki narciarskie, czy Puchar Świata w biegach narciarskich. Po wysypie takiego typu kibiców sukcesu (niekoniecznie sportowego, ale organizacyjnego) nie dziwi mnie ta irytacja, bo wcześniej była ona udziałem fanów skoków co pamiętają spluwającego na rozbiegu Piotra Fijasa, fanów siatkówki, gdy w Kędzierzynie był Chemik a nie Mostostal czy inny nazewniczy dziwoląg, czy wreszcie biegacze, uczestnicy Biegu Piastów lub Gwarków. Okazało się również, że nie tylko grillowanie jest sportem narodowym Polaków, ale i zbiorowe oglądanie meczów. Strefa Kibica, zwana Fan Zone, to sukces bardziej medialny, bo od dawna wiadomo, że kibicowanie ze znajomymi wiąże się ze spożyciem, a w strefach można było się napić jedynie napojów sponsorów, niekoniecznie procentowych. Najważniejsze, że w świat poszły migawki po szale radości po strzelonych golach. O turnieju mówili wszyscy, nawet ci, których w ogóle zmagania skórokopaczy nie interesowały, ale do tego zostali zmuszeni, bowiem informacje wylewały się z każdego praktycznie kąta. W historii naszego kraju czegoś takiego jeszcze nie doświadczyliśmy. Telewizje prześcigały się kogo zaprosić jako eksperta. Opinie wyrażali nie tylko byli selekcjonerzy, reprezentanci kraju, ale też niespełnione gwiazdy, które wyglądają jakoś przed kamerą, nie jąkają się i powiedzą coś co przeciętny telewidz zrozumie. Nie zgodził się piłkarz to też nie problem, bo w zanadrzu jest znany, rozpoznawalny aktor/artysta/piosenkarz/dziennikarz/polityk koniecznie z zaznaczeniem, że kibic. A poza mediami ręce zacierali producenci nie tylko  koszulek, ale różnego rodzaju nakryć głowy,  flag, akcesoria samochodowych, farb na twarze. To co kiedyś było obciachem – choćby w latach 90-tych, kiedy nie było na stadionach krzesełek, dachu, można było łatwo w gębę dostać i to niekoniecznie od kibica innej narodowości – teraz stało się niejako modą, standardem kibicowania.
Ten hura optymizm był zaraźliwy i szybkie pożegnanie się piłkarzy z EURO bardzo boli. Paradoksalnie dzień później nastąpiło podziękowanie kibiców piłkarzom. Tylko za co? Emocji z 3 meczów starczyło raptem może na godzinę, mecze zawdzięczamy PZPN, jako współorganizatorowi imprezy, ale jakoś nikt sobie wyobraża by krzyknąć związkowi „dziękujemy”. Ciekaw jestem jaka atmosfera będzie 11 września, kiedy Polska we Wrocławiu ma zagrać pierwszy eliminacyjny mecz do brazylijskiego mundialu. Stref kibica pewnie nie będzie, ale czy będzie komplet widzów? Będą chorągiewki na samochodach, tysiące wymalowanych twarzy? Znów pojawi się wielka flaga czy producentowi z Gliwic nie opłaci się jechać w ramach marketingu?
FLAGA – PATRIOTYZM CZY REKLAMA
Politycy wraz z PZPN spowodowali, że od pewnego czasu na krajowych meczach kadry brakuje kibiców z krwi i kości. Nie piszę „prawdziwych”, bo trudno mi takich jednoznacznie zdefiniować. Nie chodzi mi również o „kiboli”, choć te wyrażenie ma inne znaczenie niż te, które używają politycy i dziennikarze. Chodzi mi o tych kibiców, którzy jeździli na kadrę, gdy ona grała z San Marino, Słowenią, na mniejszych, mniej medialnych stadionach. Było ciężko rozkręcić doping, ale czasem się udawało. Podczas EURO wiadomo było, że kibice reprezentacji Smudy pozostawieni zostali sami sobie. Udawali się na mecz jak na innego rodzaju spektakl, z tą różnicą, że zamiast fraku trzeba było założyć koszulkę z orzełkiem (choć niekoniecznie), dać wymalować sobie facjatę i wypatrywać na trybunach telebimu z nadzieją, że kamera właśnie mnie uchwyci. Hymn oczywiście przed meczem i w okolicach 80 minuty, a pomiędzy tym jednostajne Polska, Polska lub Polska Biało-czerwoni. A po meczu marudzenie, że atmosfera siadła po kilkunastu minutach, po stracie bramki itd. Jeszcze tylko brakowało uwagi, że nie puszczano piosenek rodem z hal Ligi Światowej ! Na turnieju Chorwaci pokazali sektorówkę i przeszło to raczej bez echa. Ale gdy w meczu z nami udanie zaprezentowali się Rosjanie to naszym opadła szczęka. 
Pojawia się pytanie: jak to , my gospodarze, nie możemy mieć oprawy? Akcja szycia płacht białego i czerwonego materiału przez gliwicką firmę była transmitowana niczym akcja ratowania wałów przeciwpowodziowych podczas  tygodniowej ulewy i wzrostu stanu rzek. Zdążą czy nie. Zdążyli, flaga jest szersza niż zakładano, ale to uskrzydli piłkarzy podczas śpiewania hymnu. Szkoda tylko, że podczas hymnów piłkarz zwróceni byli do trybuny głównej, ale tam ciężko oczekiwać, by vipy rozkładali flagę, trudno było oczekiwać by piłkarze podczas hymnu nagle odwracali się by oglądać flagę… Wg mnie wyszło obciachowo. Wystarczy pooglądać ligowe mecze krajowe, by dowiedzieć się, że nasi ultrasi to nie ci co tłuką się po głowach, lecz ludzie z fantazją, którzy przygotowują oprawy na ŚWIATOWYM POZIOMIE! Ale podczas trwania sezonu więcej miejsca poświęcało się kolejnym zatrzymaniu Starucha czy przypinaniu każdemu zatrzymaniu jakieś grupy chuliganów z klubów futbolowych.  Tych znienawidzonych przez media „kumatych kibiców” zabrakło na EURO, bo oni zapewniliby doping nawet podczas marazmu na murawie i nie byłoby potrzebne angażowanie animatorów dopingu! Powiało, niestety tutaj komuną.
Inną sprawą dotyczą barw narodowych jest upadek wartości flagi – widać to było nie tylko w zakładaniu tam gdzie się da, ale po meczu, kiedy flaga potraktowana została jako gadżet kibica, materiał reklamowy producenta piwa. Ciekaw jestem ilu z tych „patriotów” wyciągnie flagi, chorągiewki 11 listopada czy 2 maja?
RUSCY W WARSZAWIE
Wyeliminowanie Rosji przez Grecję przyjęto z radością wśród władz jak i służb porządkowych. Z Rosjanami to były ciągle kłopoty, choć tak po prawdzie sami sobie politycy i urzędnicy ich poszukali. Sborna w hotelu w centrum miasta – zaraz sztuczny problem z „miesięcznicą smoleńską”, kompromitacja ministry Muchy, wreszcie sprawa przemarszu kibiców. Na początku miała to być manifestacja z okazji święta narodowego, która stała się zorganizowanym przemarszem kibiców na stadion. Od razu nasuwają się pytania: czemu polscy kibice odwiedzający przy okazji pucharów europejskie miasta nie musieli zgłaszać przemarszów?  Czemu władze zgodziły się na organizację przemarszu? Czemu w sobotę, kiedy Rosjan było o kilka tysięcy więcej nie zgłaszali przemarszu na mecz z Grekami? Odpowiedź jest jasna – prowokacja. Wschodnim sąsiadom o to chodziło, dążyli do konfrontacji i taka nastąpiła, potem można było oglądać spoty telewizyjne o bójkach, komentować rozmowy Putina z Tuskiem itd. itp. Poza tym władzom Rosji ewentualne zamieszki w Polsce były jak najbardziej na rękę, bowiem w tym samym czasie w Moskwie były manifestacje antyputinowskie. Odwrócenie uwagi - o to chodziło prezydentowi Putinowi. Starcia w Warszawie to również pożywka dla polskich polityków, zwłaszcza po wyrokach sądów – że za niskie, co spotkało się z krytyką ministra sprawiedliwości i prezydenta. Faktem jest, że w państwie demokratycznym, a za takie uchodzimy, winę trzeba jeszcze udowodnić, a przy takim a nie innym działaniu policji kary są takie a nie inne. Wystarczy pomyśleć panowie politycy a nie chlapać językiem o karach w postaci pielęgnacji trawnika ambasady rosyjskiej czy cmentarzy żołnierzy radzieckich.
Inną kwestią jest surowe podejście UEFA (a nie uefy – jak wmawiają media!) do rzucania rac, niezgłoszonych flag. Rosjanie dostali ostrzeżenie, które mogło się zakończyć nie tylko karą finansową, ale i odjęciem 6 punktów w eliminacjach do następnego EURO w 2016r. Polacy też znaleźli się na cenzurowanym za …flagi. Cóż, festiwal miast na biało-czerwonych płótnach również jest pod kontrolą.
EUROCIEKAWOSTKA Z ZIEMI WAŁBRZYSKIEJ - ALE ZA TO JAKA !
Zdjęcia modelki Natalii Siwiec obiegły cały świat. Okrzyczana najpiękniejszym kibicem Polski nie była fotografowana jak fan znaleziony przypadkowo w tłumie przez fotoreportera tylko jak 
osoba pozująca na trybunach biało czerwonego tłumu. Zresztą nieważne, dziewczyna ładnie wygląda i każdy woli taką polską reklamę turnieju niż kobiety z zespołu Jarzębina, których przebój dziwnie został wyciszony podczas trwania turnieju. Siwiec znana jest w środowisku piłkarskim jako była partnerka byłego kadrowicza Damiana Gorawskiego. Były gracz Ruchu, Wisły, FK Moskwa, a ostatnio Górnika Zabrze potrafił się bawić i to w pięknym towarzystwie. Potem jednak wylewał żale w prasie na swe byłe już partnerki. O „złej, materialnej” Natalii można było przeczytać już 4, 5 lat temu, teraz na topie jest odbicie Gorawskiemu przez Radosława Majdana partnerki w osobie aktorki Anny Prus. Gorawski miał szanse na udział w mistrzowskiej imprezie 6 lat temu, ale lekarze stwierdzili u niego problemy z sercem i do kadry wskoczył Bartosz Bosacki, który został bohaterem meczu z Kostaryką. Teraz również nieszczęście jednego z kadrowiczów sprawiło, że człowiek z drugiego planu został bohaterem narodowym. Gdyby Fabiański został w kadrze na EURO to on, a nie Tytoń wszedłby do bramki za Szczęsnego. Wracając do Gorawskiego, to praktycznie od tamtej pory Damian notował sportowy zjazd w dół i nie pomógł mu nawet intratny finansowo kontrakt z zabrskim klubem, który odbija się czkawką Górnikowi do tej pory. Gorawski od kilku sezonów nie jest widziany na boisku, a pamięć o nim powróciła właśnie za sprawą panny Siwiec. Wróciła to nawet za duże słowo jeśli chodzi o niego, bo powrót medialny zaliczyła zmysłowa modelka, która notabene pochodzi z ziemi wałbrzyskiej, bo urodziła się w Boguszowie-Gorce. Swego czasu nawet sportowym samochodem jakąś dekadę temu w podwałbrzyskim mieście odwiedził Radosław Majdan. Ot taki wałbrzyski euroakcent...
MEDIA OGŁUPIAŁY
Słowa pewnej piosenki o Euro mówią, że świat oszalał – chodziło o pozytywne znaczenie tego słowa. U nas media zgłupiały. Od prasy przez radio po internet –wszyscy pisali, mówili, pokazywali turniej i można podejrzewać, że po pożegnaniu się z turniejem rodzimych piłkarzy rozmiar zmaleje, napięcie spadnie. Lokalne media sięgały po ekspertów, którzy mieli do 
czynienia z piłką na poziomie reprezentacyjnym. Pisma kobiecie wzięły na tapetę życie rodzinne kadrowiczów, partnerki życiowe itp. Radiowe konkursy skupiły się turniejowych nagrodach. Oczywiście trzeba współczuć ludziom, którzy nie interesują się futbolem za to, że muszą przeżywać euro-katusze, ale na szczęście dla nich ten okres ma się ku końcowi. W telewizji znów musieliśmy przełknąć mecze komentowane przez Szpakowskiego, którego wspomagali Juskowiak z Trzeciakiem. Ten drugi potrafi ciekawie opowiadać, tylko dlaczego nie trzyma się do zawsze kupy? Ma chłop pecha, bo jak zaczął krytykować Di Natale ten trafił do bramki rywala, jak zaczął jazdę z Torresem ten za chwilę strzela dwa gole. Trzeciak potrafił się odnaleźć w sytuacji, bo jak chorągiewka na wietrze zmienił tor myślenia. Czemu publiczna, państwowa telewizja bierze za eksperta Jacka Zielińskiego umoczonego za korupcję w Piaście Gliwice?  Z całym szacunkiem dla piłkarzy pokroju Onyszki czy Kowalewskiego - oni nawet nie zagrali na turnieju mistrzowskim, a oceniają kadrowiczów, trenera...W TVN nie mając praw do pokazywania migawek z meczów (tak jak np. Polsat) skupiono się na tym, na czym znają się najlepiej, czyli pierdołach typu kadrowicze jedzą właśnie obiad.
 O fachowości rodzimych dziennikarzy niech świadczy zrzut z tvn24 o Rooneyu. 
Wśród mediów wygranym było chyba polskie radio z niesamowitymi komentarzami w wykonaniu Tomasza Zimocha, Andrzeja Janisza, Roberta Skrzyńskiego i spółki. Oczywiście najbardziej znany był Zimoch ze swoich nadekspresyjnym komentarzem wydarzeń - zwłaszcza, że wrzuta na youtube zrobiła ogromną popularność. Zimocha chciano w strefach kibica, jako alternatywny do Szpakowskiego podkład podczas telewizyjnych relacji. Cóż, dla mnie, który wychował się na Studiu S-13 to prawdziwe deja vu, ale z tamtych czasów, w erze meczów w HD, pozostały tylko wspomnienia.
EURO TURNIEJE
Niepisaną tradycją i to od wielu lat jest organizacja rożnego rodzaju  turniejów czy to młodzików, juniorów, niezrzeszonych, gdzie drużyny występują pod nazwami uczestników mistrzowskiego turnieju. Również w Wałbrzychu jest bogata tradycja - począwszy od rywalizacji na Podzamczu organizowana przez p.Kazimierza Staszewskiego po rywalizację na murawie Stadionu 1000-lecia. W tym roku wałbrzyscy ligowcy występujący w Górniku Wałbrzych, Polonii/Sparcie Świdnica, MKS Szczawno, Bielawiance i innych pod egidą PWSZ uczestniczyli w Akademickich MP. W ubiegłym roku wałbrzyszanie musieli opuścić gremialnie drugoligowy mecz z Elaną, w tym roku na całe szczęście obyło się bez konsekwencji ligowych. Współpraca uczelni z klubem kończy się ostatniego dnia czerwca, ale wiadomo, że na akademickie mistrzostwa do hiszpańskiej Cordoby piłkarze-studenci/pracownicy uczelni pojadą. I tu miła dla kibiców niespodzianka - klub wystąpił do PZPN o przełożenie meczu pucharowego z tego powodu. Co prawda przeciwnik z klasy okręgowej wydaje się być w zasięgu nawet okrojonego składu, ale pomni nauczki z rywalizacji z Rozwojem II w Katowicach w ubr., działacze woleli zabezpieczyć się. Wracając do turnieju finałowego organizowanego przez uczelnię w Katowicach wałbrzyszanom została przypisana Grecja i w grupie zanotowali same zwycięstwa!!! Później było już nieco gorzej, bowiem po wygranym ćwierćfinale
przyszła porażka w rzutach karnych w półfinale i przegrana w meczu o trzecie miejsce. Mimo to emocji nie zabrakło. Spotkania przypominały nieco zmagania drugoligowe, bowiem oprócz ligowców (m.in. Łaski, bracia Michalakowie, Rytko, Orłowski) zespół prowadzili z ławki Robert Bubnowicz z Piotrem Przerywaczem, kierownikiem ekipy był Czesław Zapart. Kończąc temat Górnika, to wciąż niewiadomo co dalej. Zespół otrzymał licencję, co nie udało się kilku, wydawałoby się lepiej zorganizowanym klubom (vide Elana Toruń). Wiadomo również, że w najbliższym czasie piłkarze, działacze spotkają się z prezydentem Romanem Szełemejem, będą pierwszym sparingpartnerem beniaminka 1.ligi Miedzi Legnica, pierwszym rywalem w PP będzie sensacyjny zwycięstwa PP na szczeblu DZPN -LKS Stary Śleszów z doskonale znanymi w Wałbrzychu Łukaszem Jaworskim, Sławomirem Jurkowskim - termin może być przesunięty, a miejsce meczu Żórawina. W przypadku zwycięstwa w Wałbrzychu Górnik będzie gościł zwycięzcę pojedynku Start Bogdanowice-GKS Tychy. Ewentualny trzeci mecz pucharowy rozegrany byłby 1 sierpnia - już z udziałem pierwszoligowców, 4-5.08 pierwszy ligowy mecz w Bytowie, chyba, że Górnik po 3 zwycięstwach w PP trafiłby na Śląsk lub Legię wówczas obligatoryjnie musiałby w tym terminie rozegrać pucharowy mecz.

niedziela, 17 czerwca 2012

Murawski jak Brzęczek, czyli polowanie na czarownice zaczęte!

Pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia głosem narodu (podobnie jak Smuda) selekcjonerem został Janusz Wójcik, jedyny, który powinien wprowadzić po latach nieobecności kadrę na turniej mistrzowski. Polska uporała się z popadającą w kryzys Bułgarią, nie zdobyła Wembley, choć oczekiwania były spore. Tuż po londyńskim meczu do parteru sprowadzili nas w Chorzowie Szwedzi wygrywając 1:0. Jeden z liderów środka pola Jerzy Brzęczek stracił wówczas piłkę na rzecz Fredrika Ljunberga, który popędził na polską bramkę i strzałem między nogami Kazimierza Sidorczuka ustalił wynik meczu. Mecz ten mocno nas oddalił od mistrzostw Europy, a głównym winowajcą okrzyczano wuja obecnego kapitana kadry. Po sobotniej porażce z Czechami, kiedy jedyna bramka dla naszych południowych sąsiadów padła po stracie Rafała Murawskiego w najbliższych dniach będziemy mogli czytać o błędzie lechity. Znając życie miliony, które pompowały balonik do sobotniego wieczoru, teraz będą psy wieszały na Smudzie. Ale to było do przewidzenia. Fakty są brutalne - Polska najsłabszym zespołem w najsłabszej grupie Euro. Przez niewiele ponad tydzień mieliśmy trzy mecze.
POLSKA-GRECJA
Niewiadomo dlaczego powszechnie panowała opinia, że mecz będzie spacerkiem. W to po 45 minutach uwierzyli nasi piłkarze. Pierwsze 20-30 minut to naprawdę dobra gra, bodaj najlepsza za kadencji Smudy i tylko jeden gol. Po przerwie, mimo, że graliśmy z przewagą jednego gracza, stanęliśmy. Taktycznie Smudę trener Santos zakasował. Przemeblował skład, zneutralizował prawą naszą stronę, odciął od podań Lewandowskiego. W dodatku szybko pada wyrównanie - Szczęsnemu chyba zaszkodziły bąbelki z pepsi, bo zabrakło komunikacji z Wasilewskim, w efekcie czego gracz Arsenalu zaliczył pusty przelot i obserwację w pozycji horyzontalnej jak Salpingidis strzela do pustej bramki.
Potem był karny obroniony przez Tytonia, który wyrósł na bohatera meczu. Końcówka meczu to człapanie i strach przed porażką. Cisza na trybunach, strach Smudy, który nie przeprowadza żadnej zmiany. Nawet jubilat Grosicki nie doczekał się wejścia na murawę co stało się tematem ogólnokrajowych żartów.  Morale nie upadło nisko - w końcu na koncie mamy po pierwszym meczu więcej bramek niż Holandia i Portugalia razem wzięte! Po zwycięstwie Rosji nad Czechami "fachowcy" oczami wyobraźni widzą Sborną w gronie medalistów Euro.
POLSKA - ROSJA
Ileż to się nie pisało o podtekstach historycznych, narodowych, społecznych. Przypominano, że niemiecki arbiter Wolfgang Stark prowadził najlepsze w XXI mecze Polaków - zwycięskie pojedynki w Chorzowie z Portugalią i Czechami. Mecz z Rosją okazał się, że nie taki czerwony niedźwiedź straszny jak go malują.
Franciszek Smuda zrezygnował z Rybusa, który najlepiej zna drużynę przeciwnika, bo wiosną zbierał bardzo dobre recenzję za grę w tamtejszej lidze. Zamiast dobrego skrzydła wybrał wzmocnienie tyłów poprzez wprowadzenie Dudki jako kolejnego defensywnego pomocnika. W tym meczu okazało się, że "farbowane lisy" nie był pomysłem chybionym. Polanski po raz kolejny notuje mnóstwo przechwytów, mało zwrotny Boenisch był najbliższy zdobycia gola w I połowie, a środka obrony nie sposób wyobrazić sobie bez twardego jak skała Peruisa.Niestety, jeden błąd i rosyjski Messi z Biesłanu, czyli Ałan Dzagojew zdobywa gola. Po przerwie smudziaki się budzą i grają tak jakbyśmy sobie marzyli, tak jak powinni zagrać w II połowie z Grecją.
W 57 minucie jak na kapitana przystało wyrównał Jakub Błaszczykowski wprowadzając miliony rodaków w uzasadnioną ekstazę, a zagranicznych obserwatorów w osłupienie, bo do tej pory takiego gola nie oglądano na słowiańskim Euro. Przebudził się wreszcie Smuda, który przeprowadzając PRZEMYŚLANE zmiany dał sygnał, że Rosjan się nie przestraszył i wie, że w tym dniu uskrzydleni dopingiem, umotywowani Polacy mogą wygrać! Poturbowanego Dudkę zmienia na usposobionego ofensywnie Mierzejewskiego, który okazał się graczem, który może dać kadrze więcej niż Obraniak. Zmęczonego, skopanego Polanskiego zmienił Matuszczyk, którego ostatnie 7 minut to udane przerwanie akcji rywali. Wreszcie w doliczonym czasie gry za Ludo wszedł Brożek, który miał tylko jeden kontakt z piłką, ale za to mógł w nim pokonać bramkarza. Po meczu ogólna radość, duma z braku porażki z wyżej notowanym rywalem. W końcu wciąż jesteśmy niepokonani ! Od 1986 nie zaliczyliśmy serii dwóch pierwszych meczów bez porażki i wciąż mamy szanse na wyjście z grupy. Tak naprawdę, zachowalibyśmy je nawet w przypadku porażek w dwóch pierwszych meczach. W drugim meczu naszej grupy Czesi rozpoczęli spotkanie z Grecją tak jak wcześniej z Rosjanami - z tą różnicą, że wtedy nadziali się na zabójcze kontry, a teraz w ciągu 6 minut strzelili 2 gole. Po przerwie klops Petra Czecha, gol Greków, nerwówka w końcówce, ale zwycięstwo naszych południowych sąsiadów, którzy wychodzą na drugą lokatę w grupie.
POLSKA - CZECHY
Ileż to mieliśmy meczów o wszystko. W futbolu głównie były to spotkania eliminacyjne, na turniejach trzecie spotkanie było z reguły meczem o honor i dopiero ostatnie Euro w Austrii przyniósł nam porażkę z Chorwatami. Tematami przedmeczowymi były sprawy personalne: w Polsce, czy wyleczą się Dudka, Perquis i Polanski, czy do bramki wróci namaszczony przed turniejem nr 1 Szczęsny, czy pozostanie Tytoń; w Czechach - czy zagra główny kreator gry Czechów Tomas Rosicky. Okazało się, że wszystkie odpowiedzi na te pytania były korzystne dla wybrańców Smudy. Ten sam skład biało-czerwonych vs. Czesi bez "małego Mozarta". Balon nadziei nie napompowany, lecz przepompowany. Dosłownie trudno było znaleźć kogoś, kto nie żył tym meczem, nie wiedział, że ma takie spotkanie miejsce. Pierwsze minuty zapowiadały emocje, na które liczyliśmy wszyscy. Sytuacja Lewandowkiego, zaraz strzał z dystansu Boenischa, główka Wasilewskiego. Ale okazało się, że animuszu w meczu starczyło na kilkanaście minut. Bardziej doświadczeni Czesi zorientowali się, że osamotniony Lewandowski nie ma wsparcia od głównie defensywnie nastawionych pomocników, Błaszczykowski przedrybluje jednego, drugiego rywala, ale na trzecim się zatrzyma, bocznych obrońców nie ma się co obawiać, bo nie ruszą zdecydowanie do przodu, bo nie mając wsparcia muszą zabezpieczyć tyły. W przerwie szok - w Warszawie Rosja przegrywa z Grecją, co powoduje, że w tym momencie właśnie te drużyny awansują z naszej grupy marzeń. W tym upatrywano szansy smudziaków, bo Czesi muszą w końcu się odkryć. No i się nie dość, że odkryli to i zaatakowali. Milan Baroś, najbardziej krytykowany czeski gracz nie dochodził do sytuacji strzeleckich, ale ile guzów i siniaków nabił Perquisowi to jedynie nasz francuski Polak tylko wie.
Aż nadeszła feralna 72.minuta i strata Rafała Murawskiego. Petr Jiracek strzelił gola i ...mleko się wylało. Wówczas Smuda pokazał co ma jaja, tak jak zapowiadał przed meczem Błaszczykowski. Już kwadrans wcześniej słusznie zauważył, że poobijany Ojgen nie jest tym zawodnikiem co we wcześniejszych meczach i wprowadził Grosickiego. Po stracie bramki wymienia kolejne dwa, co tu dużo mówić, najsłabsze w sobotę ogniwa: Murawskiego zmienia Mierzejewski i Obraniaka Brożek. Murawski za mało dawał w grze ofensywnej, ponadto złapał kartkę, Obraniak prócz wolnych nic nie dawał drużynie! Inna sprawa, że w obecnej formie Paweł Brożek nie miał prawa nie tylko pojawić się na murawie mistrzowskiego meczu, ale w ogóle w kadrze! W końcówce Polacy uzyskali przewagę, ale konkretów jak nie było tak nie ma.
Szkocki arbiter jeszcze przedłużył mecz, a w tym doliczonym czasie była bodaj najlepsza w drugiej odsłonie szansa, która nie zakończyła się celnym strzałem. Koniec meczu i radość Czechów, którym awans o wiele bardziej smakował po tym zwycięstwie i w świetle wydarzeń w Warszawie. Na Narodowym, bowiem kibice, zwłaszcza ci ze Wschodu oglądali grecką tragedię. Gol Karagounisa w doliczonym czasie I połowy okazał się jedynym. Rosjanie, którzy przed meczem byli pewni swego, rozpoczęli turniej od wysokiego C, żegnali się z turniejem. Czy ktoś tydzień wcześniej tego się spodziewał? Takie rozstrzygnięcie zaskoczyło nawet dziennikarzy tvp, którzy nie potrafili wyjaśnić dlaczego Grecja w tabeli wyprzedziła Rosję powołując się bezsensownie na bilans bramkowy!
Największa sensacja EURO- Grecja, a nie Rosja w 1/4!!
Już w godzinach wieczornych zaczęło się szukanie przyczyn niepowodzenia. Pierwsze wypowiedzi pseudofachowców, niekoniecznie związanych z futbolem, trenerów, którzy nic sensownego osiągnęli, niespełnionych piłkarzy itd. itp. Czekać należy kiedy zwrócą się dziennikarzy do triumfującego Jana Tomaszewskiego - największego oponenta Smudy. Sami piłkarze też mają świadomość, że życiową imprezę, mówiąc językiem Eugena Polanskiego spierd...Na ich komentarze, odczucia, przemyślenia pewnie chwilę poczekamy, ale na pewno nie było tak różowo jak przedstawiały media. Sam Franciszek Smuda odważnie stwierdził, że nie będzie kadry prowadził, choć pewnie Grzegorz Lato mógłby się przekonać do przedłużenia kontraktu. Nie miał łatwego zadania, ale z pustego to i Salamon nie naleje...