niedziela, 29 kwietnia 2012

Antyjedenastka - oni nie zagrają na Euro

Od dawna pokutuje w Polsce opinia, że wszyscy znają się na polityce i futbolu. Ilu mieszkańców tylu selekcjonerów. Turnieje mistrzowskie wywołują emocję nawet u tych co nie wiedzą ilu graczy biega po murawie. Przed turniejem jedną z najważniejszych rozrywek w mediach było typowanie jedenastki na Euro. Oto moje subiektywne wybory - gracze, którzy przewijali się czy to w rozmowach dziennikarzy z Franciszkiem Smudą, czy to tylko w prasowych spekulacjach.
Bramkarz - Bartosz KANIECKI. Selekcjoner ma prawo do swoich wyborów, nawet jeśli nie mają one pokrycia w rzeczywistości.
Bartosz KANIECKI [foto.widzewlodz.pl]
W grudniu 2010 kadrę czekał mecz w krajowym składzie z Bośnią i Hercegowiną. Bilet na wyjazd do Turcji otrzymał mający zaledwie 3 (słownie TRZY) występy w lidze bramkarz Widzewa Łódź Bartosz Kaniecki. W najwyższej klasie rozgrywkowej od debiutu w 2007 roku skompletował zaledwie 11 meczów, nie wygrywając rywalizacji z Maciejem Mielcarzem. Jesienią bieżącego sezonu pozostało mu grzanie ławy w lidze, dwa mecze w PP - wtym przegrany przy Łazienkowskiej 0:3. Zimą dość niespodziewanie odchodzi do Lechii Gdańsk. Najpierw mówiło się o przenosinach jedynie napastnika Grzelczaka, ale gdy furorę w naszej lidze zrobił bramkarz gdańszczan Pawłowski i latem ma zmienić ligę klub z Trójmiasta chcąc zabezpieczyć się sięgnął i po Kanieckiego. Nie mając zbytnio szans na grę w ekstraklasie Kaniecki zdecydował się na wypożyczenie do drugoligowego Bałtyku Gdynia. Tam póki co nie ma powodów do radości, bowiem zespół zamyka ligową tabelę. Od treningów w kadrze po bronienie bramki outsidera...
Łukasz MIERZEJEWSKI [foto:przegladsportowy.pl]
Prawy obrońca - Łukasz MIERZEJEWSKI. Złote pokolenie rocznika 1982. Kuszczak, Mila, Kaźmierczak, Golański i spółka ponad dekadę temu w swojej kategorii wiekowej ogrywała nawet Hiszpanów! Po triumfie w czempionacie w Finlandii wydawało się, że "Mierzej" ma futbolowy świat u stóp, zwłaszcza, że już wtedy reprezentował Legię Warszawa. Nie podbił Łazienkowskiej, na wypożyczeniach w ŁKS Łódź, Świcie Nowy Dwór Mazowiecki dorobił się jedynie podejrzeń o korupcję. Przełom nastąpił po przenosinach na Dolny Śląsk. Od 2004 do 2007 to bodaj najlepszy okres w jego seniorskiej karierze. Choć wtedy również miał największe problemy osobiste - został zatrzymany przez niemiecką straż graniczną w drodze na przedsezonowe zgrupowanie. Był poszukiwany przez władze Finlandii za domniemany gwałt na małoletniej Fince w 2001 roku, tuż po zdobyciu ME juniorów. Przebywał w niemieckim oraz fińskim areszcie. Został uniewinniony z wszystkich zarzutów. Na boisku spotkał ponownie Franciszka Smudę (wcześniej w Legii), który wycofał go z ataku do obrony. Nowa pozycja okazała się dla niego zbawieniem. Z Lubinem wywalczył najpierw 3.miejsce a potem tytuł MP. Oczywiście potem okazało się, że jest zamieszany w korupcję jeśli chodzi o pierwszy medal w Zagłebiu. Po karnej degradacji kolejnymi przystankami były Widzew i Cracovia. Do Pasów trafił w tym samym czasie co Damian Misan. Nieporozumieniem okazał się wyjazd do greckiej Kavali. W tym sezonie gra w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Zarówno podczas gry w Krakowie jak i w Bielsku był kilka razy obserwowany przez selekcjonera Smudę. Franc liczył na odrodzenie formy Łukasza, ale dyspozycja z Lubina dawno minęła i nie wróciła. Przebieg kariery nieco podobny do Piszczka (z napadu do defensywy), ale do młodszego imiennika i kolegi z czasów gry w Lubinie dużo mu brakuje.
Manuel ARBOLEDA [foto:legionisci.com]
Środkowy obrońca - Manuel ARBOLEDA. 33-letni dziś kolumbijski defensor trafił do Polski do Lubina zimą 2006. Tam po raz pierwszy pracował z Franciszkiem Smudą. Tam zyskał renomę twardego, walecznego defensora, który wywalczył z Zagłębiem MP. Później przeniósł się do Lecha Poznań, gdzie gra do dziś. Puchar Polski, Superpuchar, mistrzostwo, udane mecze w pucharach europejskich. Z drugiej strony jeden z najwyższych kontraktów w lidze, irytujące zachowanie na boisku, wieczne wypłakiwanie i incydent z Ebim Smolarkiem. Również przy Bułgarskiej spotkał się z Smudą. Franc najpierw zapowiadał, że żadnych "farbowanych lisów" nie będzie powoływał, a temat Arboledy w kadrze mocno wałkowały media. Przez zachowanie wspomniane wyżej oraz kontuzje temat niejako sam sie rozwiązał i mimo permanentnych kłopotów ze środkowymi obrońcami oraz naturalizowaniu Perquisa nikt nie nawołuje do zrobienia Polakiem Mańka Arboledy. Jego zmiennikiem w Antyjedenastce mógłby być Thiago Rangel Cionek - od października ubr. Polak z brazylijskimi korzeniami. 26-letni obrońca od 2008 gra w Jagiellonii Białystok i od początku wspominał o swoich polskich korzeniach. Na warunki polskie dość przeciętny Brazylijczyk, który zapamiętany był głównie z ostrej, czasami brutalnej gry. Na szczęście Smuda od samego pczątku był przeciwny choćby sprawdzeniu Cionka. Jak na ironię - Thiago pozbawiony nadziei na powołanie w tej rundzie jest najlepszym obrońcą Jagiellonii, z którą wywalczył PP i Superpuchar.
Bartosz SALAMON [foto:przegladsportowy.pl]
Środkowy obrońca - Bartosz SALAMON. Rocznik 1991 - bardziej znany za granicą niż u nas. Wywodzący się z Poznania Bartek grając w Kolejorzu grał w kadrze juniorów już od U-15. Porwany za młodu do Italii (w wieku 16 lat) gra w Brescii do dnia dzisiejszego z przerwą na wypożyczenie do Foggi. Franciszek Smuda powołał go raz - w sierpniu 2010. Od tamtej pory głównie o Salamona nawoływały media, które opierały swoje opinie na doniesieniach prasowych, a nie faktach. Nie było praktycznie okresu transferowego bez doniesień, gdzie Bartosz miałby trafić. Juve, Milan? Proszę bardzo. Josep Guardiola odwiedza swój dawny włoski klub Brescia - Salamon w Barcelonie? Najczęściej jednak pojawiały się polki o transferze do Lizbony: w Benfice miałby zastąpić "belgijskiego rzeźnika" - Axela Witsela, lub założyć biało-zieloną koszulkę Sportingu. Tak naprawdę niewiadomo co sobą reprezentuje, bo niewielu go widziało. Na chwilę obecną bardziej wirtualny piłkarz. Powołanie Smudy było na zasadzie zamknięcia ust dziennikarzom.
Adrian MROWIEC [foto:futbolnews]
Lewy obrońca - Adrian MROWIEC. Wałbrzyszanin, z którego możemy być dumni. W kraju niedoceniony, za to w solidnej szkockiej lidze radzący sobie bardzo dobrze. W seniorskiej karierze w Polsce grał na zasadzie wypożyczenia w Arce Gdynia (2009-10), gdzie bardziej zapamiętany był z pieknego samobója w meczu z Wisłą. Sprowadzając go do żółto-niebieskich Andrzej Czyżniewski chwalił się, że to przyszły reprezentacyjny defensywny pomocnik. Ligi naszej nie podbił, w Szkocji grywał regularnie. Czas przeszły tylko dlatego, że obecnie leczy kontuzję. W Hearts w ubiegłym sezonie terminował Dawid Kucharski, były lechita, który nie potrafił się przebić do składu. Mrowiec grywa na różnych pozycjach - dlatego eksperymentalnie u mnie na lewej stronie. Jaki ma związek z kadrą? W październiku ubiegłego roku polskie media przeinaczyły nieco jego wypowiedź, z której wylewają się jedynie żale, że nikt z nim się nie kontaktował ze sztabu szkoleniowego, nie oglądał, nie prosił o dvd z meczami. Ale już tak jest, że dziennikarze szukający sensacji potrafią zamienić słowo, dwa by wywiad, wypowiedź brzmiała bardziej sensacyjnie. Po tym artykule więcej było szydery pod kątem Mrowca, ale faktem jest, że w lidze radzi sobie lepiej niż choćby Paweł Brożek, który nie przebił się w Celticu Glasgow.
Waldemar SOBOTA [foto:tvpsport.pl]
Prawy pomocnik - Waldemar SOBOTA. 25-letni pomocnik rodem z Ozimka oczarował obserwatorów pierwszoligowych zmagań gdy reprezentował MKS KLuczbork. Po wybraniu Śląska Wrocław, wielu z zazdrością spoglądało i czekało na potwierdzenie supertalentu w polskiej lidze. Pierwszy sezon mimo zakończenia wicemistrzostwem kraju nie był rewelacyjny. Jesień piłkarze Oresta Lenczyka zaliczą to jednej z najlepszych w karierze. Franciszek Smuda chcąc nie chcąc musiał ugiąć się pod presją opinii publicznej i na krajowe zgrupowanie do Turcji (grudzień 2011) powołał kilku wrocławian. Oczy obserwatorów skierowane były głównie na Sebastiana Milę, ale najwięcej pochwał zebrał strzelec jedynej bramki w sparingu z Bośnią i Hercegowiną - Waldemar Sobota. Wiosna miała być piękniejsza niż jesień, a tymczasem Śląsk szybko roztrwonił 5-punktową przewagę, z pucharu wyrzucony został przez gdyńską Arkę. Gdy co niektórzy oczami wyobraźni widzieli Śląska w podwójnej koronie teraz muszą zastanawiać się czy w ogóle piłkarze Lenczyka będą w pucharach. Indywidualnie o kadrze, a co za tym idzie o Euro mogli myśleć Mila, Celeban czy Sobota. Teraz nie ma żadnych podstaw by jakikolwiek wrocławianin w obecnej formie znajdzie się w kadrze.
Środkowy pomocnik - Grzegorz KRYCHOWIAK.  2007 rok, mistrzostwa świata U-20. Polska bez kilku graczy kluczowych, którzy rezygnują z udziału w turnieju, na inaugurację gra z Brazylią.
Grzegorz KRYCHOWIAK [foto:przegladsportowy.pl]
Polacy znakomicie się bronią, a w 23 min. kapitalnie wykonany rzut wolny daje sensacyjne zwycięstwo. Strzelcem bramki był jeden z najmłodszych w ekipie 17-latek Krychowiak grający w Girondins Bordeaux. Później turniej wypromował Dawida Janczyka czy bramkarza Białkowskiego. Grzegorz od tamtej pory jest kojarzony tylko z tą bramką - niczym Jan Domarski z golem na Wembley. Z Polski wyjechał broniąc barw Arki Gdynia. Po kanadyjskim turnieju jesienią podpisał profesjonalny kontrakt z Bordeaux, ale do tej rozegrał jeden mecz w I zespole. Potem były wypożyczenia do Stade Reims, gdzie wreszcie zaczął regularnie grać, FC Nantes. Franciszek Smuda wypróbował głównie bazując na wspomnieniu z turnieju dwudziestolatków. W 2008 roku 18-letni wówczas Krychowiak zadebiutował w meczu z Serbią. Drugi epizod zaliczył w 2011 w meczu z Norwegią.  Swoją drogą szkoda, że nadzieje z mistrzostw U-20 w osobach Dawida Janczyka czy Bartosza Białkowskiego nie rozwinęły się tak jak się spodziewano. Białkowskiego przygoda z Southampton przypomina rollercoaster, a Janczyk po nieudanym podbiciu Moskwy zmienia kluby, kraje - być może po wygaśnięciu umowy z CSKA ustabilizuje sowją przynależność klubową.
Łukasz TRAŁKA [foto:tvpsport.pl]
Środkowy pomocnik - Łukasz TRAŁKA. W nim Leo Beenhakker powiedział, że jest jak pirania. Swoją agresywną grą miał wywalczyć miejsce w kadrze na lata. U Holendra Łukasz zadebiutował, a i Smuda dał mu szansę pokazania się podczas prób w krajowym składzie. Od 2009 po przeprowadzce z Lechii Gdańsk reprezentuje barwy Polonii Warszawa. Nie jest łatwo się tam wybić, gdy Józef Wojciechowski zmienia trenerów niczym rękawiczki. Swego czasu medialną ciekawostką było napiętnowanie Trałki za niezbyt aktywną postawę przy straconej bramce w Lubinie. Portal weszlo.com rozreklamowany został głównie przez fotomontaże leżącego Trałki. Z czasem Łukasz dał się poznać jako jeden z nielicznych na których można w Polonii polegać na dłuższy okres. Stał się kapitanem zespołu, tylko z nim (po wyjeździe Adriana Mierzejewskiego) rozmawia Wojciechowski. Mimo pozycji w jednym z klubów czołówki, mimo szacunku dla jego umiejętności nie jest to gracz reprezentacyjnego formatu. Niewykluczone, że w najbliższej przyszłości będzie szukał nowego klubu bo prawdopodobnej rezygnacji z finansowania Czarnych Koszul przez JW.
Patryk MAŁECKI [foto:gwizdekse.pl]
Lewy pomocnik - Patryk MAŁECKI. Enfant terrible polskiej ligi. W tym sezonie z nieba do piekła. Bodaj największy przegrany sezonu. Gdy strzelał gola przyszłemu ćwierćfinaliście LM wydawało się, że będzie to jego sezon. Potem zgubił formę, podobnie jak pozostali koledzy z Wisły. Wiosnę rozpoczął od obrażenia się na trenera Kazimierza Moskala, co skutkowało wyrzuceniem z zespołu. Po zmianie szkoleniowca wrócił co prawda do łask, ale formy nie odzyskał. Osobnym rozdziałem jest jego zachowanie - na boisku i poza nim. Z jednej afiszowanie się z wiarą (koszulka z papieżem, tatuaż - różaniec), z drugiej wyzywanie rywali, obrażanie ich, kibiców. Na takie zachowanie zwrócił uwagę również Franciszek Smuda. To u niego "Mały" zadebiutował w kadrze i to w reprezentacyjnym debiucie Smudy. Do tej pory rozegrał 8 meczy (2 gole) po raz ostatni we wrześniu z Meksykiem (1:1). Smuda raczej nie będzie ryzykował i nie będzie brał na turniej tykającej bomby zegarowej. Nikt nie wie, kiedy Małeckiemu odbije, jaki numer wykręci. Poza tym forma pozostawia wiele do życzenia, a na skrzydle o wiele lepiej prezentuje się choćby Szymon Pawłowski. Szkoda, bo Patryk traci również na wartości i myśląc o grze za granicą gra w Euro byłoby znakomitą okazją do promocji.
Ofensywny pomocnik - ROGER GUERREIRO. W 2006 Legia sięga po mistrzostwo Polski i w zgodnej opinii zawidzęcza głównie dzięki Brazylijczykom: skutecznemu w rzutach wolnych Edsonowi oraz
Roger Guerreiro [foto:wp.pl]
niekonwencjonalnie grającemu Rogerowi. Za transferem stał były gracz Legii Mariusz Piekarski, a klub szybko wykupił Rogera. W 2008 w marcu Roger otrzymuje polskie obywatelstwo by w maju zadebiutować w kadrze. Marzyła się powtórka z Olisadebe, który strzelał za kadencji Engela bramki jak na zawołanie. Roger na turnieju austriacko-szwajcarskim strzelił jedynego gola. Nigdy nie stał sie kluczową postacią, choć miewał przebłyski kapitalnej gry (vide gol z Walią). W kadrze rozegrał 25 meczów (4 gole), Franciszek Smuda sprawdził gracza AEK Ateny czterokrotnie - najczęściej jako zmiennik Ludo Obraniaka. Roger na pewno wiele sobie obiecywał po meczu w Atenach (2011 - 0:0), ale zagrał jedynie 7 minut. W Atenach miewa różne okresy, ale w tej rundzie grywa stosunkowo często, choć trzeba pamiętać, że po premierowym sezonie w Helladzie okrzyknięty został najbardziej przepłaconym transferem. Brak od roku powołań nie pozostawia złudzeń, że Brazylijczyk z polskim paszportem w Euro może wziąć udział jedynie jako ekspert od futbolu greckiego lub polskiego (dla Greków).
Dawid NOWAK [foto:wp.pl]
Napastnik - Dawid NOWAK. As GKS PGE Bełchatów, wieczny talent. Dawidek błysnął u Oresta Lenczyka, kiedy w Bełchatowie nie było już Radosława Matusiaka. Większość zachwycała się techniką, szybkością, umiejętnościami Nowaka. Problemem były kontuzje. Dzięki niemu wróciło powiedzenie, że otworzy lodówkę i już łapie przeziębienie. Kto wie jakby potoczyłyby się jego losy, gdyby przyjął ofertę Józefa Wojciechowskiego i trafił do Polonii Warszawa. Najpierw przyjął zaliczkę, potem się rozmyślił, odesłał kasę, ale niesmak pozostał. Usłyszał wiele pretensji, przeczytał niepochlebnych opinii. W kadrze seniorów jest (był?) od 2008, ale po debiucie pozostałe 7 meczów zaliczył w latach 2010-11 za kadencji Smudy. Franc zachwycał się jego umiejętnością gry jeden na jednego, stosowaniem podcinek a'la Tomasz Frankowski. Dawidek mimo, że w lidze grał w kratkę w kadrze zaliczył mecze z silnymi rywalami. Obok Lewandowskiego wybiegł w podstawowym składzie przeciwko Serbii i Hiszpanii. Po laniu w Murcii (0:6) Nowak zaliczył epizod w lutym ubiegłego roku z Mołdawią (wszedł w ...90 minucie). To daje jasno obraz jaką ma pozycję w obecnej kadrze. Nowak należy do grupy "wiecznie młodych". Wciąż czeka się na eksplozję talentu, grę na miarę oczekiwań bez wymagań "tu i teraz". Ale "Dawidek" ma już 28 lat i jeśli nie podbił krajowej ligi to trudno oczekiwać by eksplodował w dojrzałym wieku, bądź czynił postępy.

sobota, 28 kwietnia 2012

Euronominacje

Długi tydzień przełomu kwietnia i maja to nie tylko 3 kolejki ligowe, ale przede wszystkim ogłoszenie wstępnej selekcji Franciszka Smudy. 26 nazwisk, z których trzy ubędą przed turniejem. Wiadomo, że znajdą się 3 bramkarzy. Od kilkunastu miesięcy prasa bawi się w spekulacje jak powinna wyglądać jedenastka biało-czerwonych. Przegląd Sportowy i Sport prosił o wybory piłkarzy, trenerów, tygodnik Piłka Nożna ostatni wystartował z tą zabawą, więc by się nie powtarzać wyboru dokonywali ... dziennikarze. Nie ma co oczekiwać niespodzianek tak jak było w ubiegłych latach. Jerzy Engel niespodziewanie zrezygnował z Tomasza Iwana a postawił na Pawła Sibika. Paweł Janas podziękował za współpracę Tomaszom: Rząsie, Kłosowi, Frankowskiemu, a przede wszystkim Jerzemu Dudkowi. To najgłośniejsze przedturniejowe decyzje. Teraz wiemy, że zabraknie ulubieńców większości dziennikarzy i kibiców Artura Boruca, Michała Żewłakowa. Za nimi pokutuje samolotowe picie wina. Żewłakow otrzymał szansę oficjalnego pożegnania się z kadrą w meczu z Grecją, a po udanym powrocie do ojczyzny i dobrej dyspozycji w Legii coraz głośniej odzywały się głosy domagające się powrotu 36-letniego już defensora do kadry. Na szczęście rozdział o tytule Michał Żewłakow w kadrze jest zamknięty zarówno dla selekcjonera jak i piłkarza. Boruc nie omieszkał wbić kilka szpil w trenera w wywiadach, potem spokorniał, w lansowaniu jego comebacku brała udział nawet publiczna telewizja jadąc na specjalny wywiad do Florencji - efekt jednak podobny jak w przypadku Żewłakowa. W Wielkanoc drzwi do kadry z hukiem zatrzasnął sobie Sławomir Peszko. Nie był on kluczowym graczem i mający w pamięci pudła w meczu z Niemcami kibice zbytnio nie nalegają na jego powrót, zwłaszcza, że "Peszkin" mimo mizernej formy dostawał więcej szans niż szalejący w Turcji Kamil Grosicki.
Kto jest pewniakiem na Euro? Kto bez większych emocji 2.maja będzie oglądał w tvp1 odczytania nominacji Smudy? Oczywiście prócz reklamowego klanu Adamiaków :) .Wśród bramkarzy pewniakiem jest duet z Arsenalu Szczęsny - Fabiański. O trzecie miejsce walczyć będą Tytoń, który powrócił do bramki PSV Eindhoven po kontuzji, Sandomierski (Jagiellonia). Szkoda, że selekcjoner nie chce zauważyć kapitalnej formy, którą odzyskał Tomasz Kuszczak w Watford, bowiem w obecnej dyspozycji były bramkarz Manchesteru United daje większą gwarancję niż zasiedziały na ławce Fabiański.
Wśród obrońców drżeć o swoje pozycje nie powinni: Piszczek, Wojtkowiak, Perquis, Wasilewski, Głowacki, Wawrzyniak, Boenisch, Dudka. Być może blisko będą krajowi defensorzy: Jodłowiec (Polonia), Kamiński (Lech - już przedwcześnie okrzyczany nowym Żmudą, ale 4 lata temu tak samo było w przypadku Kokoszki, który w pewnym momencie miał więcej meczów w kadrze niż w lidze), Jędrzejczyk, Rzeźniczak (Legia). Może odkurzy Kamila Glika, który ma pewny plac w AC Torino, z którym awansuje do Serie A? Słaba forma wiosną wykluczyła chyba Celebana czy próbowanego swego czasu Pietrasiaka.
W pomocy pewniakami są: Murawski, Polanski, Matuszczyk, Rybus, Błaszczykowski, Mierzejewski, Obraniak, Grosicki. Po wykluczeniu Peszki wydaje się naturalnym powołanie Szymona Pawłowskiego (Lubin), bez echa nie przeszła forma młodych legionistów, z których najwyżej stały akcje Wolskiego, ale w finale PP bohaterem był Żyro. Borysiuk z kolei opuścił Legię by spaść z Bundesligi z Kaiserslautern, ale skoro jest miejsce dla drugoligowego Matuszczyka, to czemu Ariel nie miałby trafić do kadry na Euro? Próbowany był również lider Śląska Wrocław Sebastian Mila, ale w kadrze nawet nie wykonywał rzutów rożnych/wolnych, czyli z tego z czego słynie. Z klubem zgubił formę i pewno miejsce na turniej, podobnie jak klubowy kolega - Sobota. A może asem z rękawa okaże się świdniczanin z Legii - Janusz Gol?
W ataku mamy gwiazdę świecącą pełnym blaskiem, czyli Roberta Lewandowskiego. A poza nim posucha. Niestety, opcja z jednym napastnikiem jest chyba najbardziej optymalną. Paweł Brożek zamienił Turcję na słynny Celtic, gdzie grzał ławę, a jak wchodził  na murawę to goli nie strzelał i Szkoci nie zdecydują się na wykupienie jego. Ireneusz Jeleń zgubił formę w Lille, nie wykrozystał sytuacji meczowej z Portugalią, po czym został zawieszony we Francji. Powołanie jego nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Kto zatem do napadu? Tabloidy sugerują nawet powrót Ebiego Smolarka, który przeciętnie radzi sobie w Holandii, może szansę dostanie Artur Sobiech, który miał zaledwie kilka dobrych wejść w Bundeslidze w Hannoverze. Lepszym rozwiązaniem wydawałoby się postawienie na duet z rewelacyjnego Ruchu: Arkadiusz Piech - Maciej Jankowski. Albo próbowany już w kadrze legionista Kucharczyk. Reasumując - brakuje dublera dla Lewandowskiego!!!
Najskuteczniejszym polskim napastnikiem w rodzimej lidze jest Tomasz Frankowski. Za kadencji Pawła Janasa udowodnił, że potrafi radzić sobie z presją i zdobywać gole w meczach o punkty - nawet w roli dżokera. "Franek" na turnieju będzie, tyle, że w roli trenera napastników. Jest to ewenement na skalę światową, kiedy czynny zawodowo zawodnik udziela się w kadrze w roli trenera. Jeśli jego wiedza, doświadczenie jest wg Smudy niezbędne by poprawić skuteczność napastników kadry - czemu nie powoła go jako zawodnika? Być może przykład dla naszego trenera przyjdzie z obozu obrońcy trofeum, gdzie przebąkiwuje się o powrocie do kadry Raula, który wbrew malkontenom nie wyjechał do Schalke na piłkarską emeryturę tylko strzela gola za golem. Frankowski mógł pomóc jako zmiennik w końcówkach meczów. Ale trener ma inne zdanie.
Historia pokazuje, że nawet ogłoszenie kadry nie zamyka piłkarzom. W 2006 za Gorawskiego awaryjnie dostał się do kadry Bartosz Bosacki, który okazał się bohaterem meczu z Kostaryką strzelając oba gole.  Czy w tym roku będziemy mieli do czynienia z wejściem smoka? Możliwe, bowiem kontuzje nie omijały kadrowiczów. Z pretendujących kilkanaście miesięcy temu do kadry odpadli z tego powodu Piotr Brożek czy Rafał Boguski. Wiadomo, że kontuzjogennym graczem jest Głowacki, wciąż leczy się Perquis. Być może wskoczy ktoś spoza ogłoszonej 2.maja grupy?

czwartek, 26 kwietnia 2012

Oświęcimka już awansował !

Michał Oświęcimka [foto:okocimski.com]
Najważniejsze rozstrzygnięcia w krajowym futbolu poznamy już za kilkanaście dni. Na szczeblu centralnym poznaliśmy rozwiązanie jednej zagadki - z drugoligowej grupy wschodniej na kilka kolejek przed końcem rozgrywek awans zapewnił sobie Okocimski Brzesko. Zespół z małopolskiego miasteczka występował już na zapleczu ekstraklasy, sponsorowany przez browar miał stabilną sytuację finansową, ale nigdy nie udało mu się wybić ponad przeciętność i nie odgrywał poważniejszej roli w grupie wschodniej 1.ligi. Gdy browar Okocim przejął koncern Carlsberg nastały ciężkie czasy dla futbolistów, bowiem mocno przykręcono kurek z pieniędzmi. Koniunktura zmieniła się na początku minionej dekady, kiedy Okocimski zaczął od IV ligi i stopniowo zespół zaczął wracać na stracone miejsce w futbolowej hierarchii.5.miejsce w 2008 w trzeciej lidze po reorganizacji rozgrywek dało im awans do nowej drugiej ligi. W ubiegłym sezonie OKS zajął czwarte miejsce ze stratą zaledwie dwóch punktów do pierwszej Olimpii Elbląg. Wówczas pojawiły się głosy, że piłkarzy brzeskich zbytnio nie interesował awans, bowiem drugie miejsce premiowane awanse stracili w ostatnim meczu. W wyjazdowym meczu z Ruchem Wysokie Mazowieckie Okocimskiego wystarczał remis, a tymczasem gospodarze wygrali niespodziewanie 2:1. W barwach gospodarzy grał 20-letni niewysoki blondyn Michał Oświęcimka, który zszedł w 87 min. przy stanie 2:0. Kilka tygodni później zakładała już koszulkę ekipy z Brzeska.
W ostatnich latach informacje z turniejów młodzików, juniorów z udziałem drużyny Górnika miały wspólny mianownik - Michał Bartkowiak. Albo najlepszy piłkarz lub strzelec. Kilka lat wstecz taką osobą był Michał Oświęcimka. Najlepszy junior Górnika/Zagłębia Wałbrzych, kadrowicz po sezonie 2007/08 wraz z Mateuszem Sawickim spróbował szczęścia w uznanej wielkopolskiej Akademii Piłkarskiej Remes w Opalenicy. Po udanych występach w Wielkopolskiej Lidze Juniorów w wieku 17 lat debiutuje w 3.lidze w Promieniu Opalenica. Kłopoty finansowe firmy Remes spowodowały wycofanie zespołu z 3.ligi - piłkarze porozjeżdżali się po kraju. Michał trafia do zespołu sponsorowanego przez Freskovitę - Ruch Wysokie Mazowieckie. Być może przygoda trwała by dłużej niż 2 sezony w drugiej lidze (53 mecze/2 gole) gdyby nie odwrót sponsora. Ruch mimo wywalczenia bezpiecznego miejsca nie złożył w terminie wniosku licencyjnego co jednoznaczne było z utratą miejsca w 2.lidze w obecnym sezonie. Oświęcimka był na testach w innych klubach, ale ostatecznie trafił do wspomnianego Brzeska. W minionych rozgrywkach grupy wschodniej OKS do tej pory nie doznał porażki. Michał w większości wybiegał w podstawowym składzie strzelając jedną bramkę. Drugą dołożył w PP przeciwko Śląskowi Wrocław. Miejsce w jedenastce meczowej zawdzięczał zarówno umiejętnościom jak i swojemu wiekowi, bowiem spełnia jeszcze warunek młodzieżowca. Ten status w ekipie trenowanej przez Krzysztofa Łętochę ma niewielu piłkarzy co powodowało małe pole manewru. Ten przywilej Michał Oświęcimka straci przed następnym sezonem co może spowodować kłopoty z wywalczeniem miejsca w składzie. Po awansie być może dojdzie do wzmocnień, przewietrzenia kadry. Czy wałbrzyszanin zadebiutuje w brzekim zespole na zapleczu ekstraklasy? Zobaczmy.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Charakterni

Przed kilkunastoma dniami niektórzy kibice Górnika PWSZ obliczali ile punktów wystarczy do zapewnienia sobie utrzymania w drugiej lidze. Tymczasem piłkarze Roberta Bubnowicza wciąż kontynuują passę meczów bez porażki, którą wyśrubowali do 11 meczów. Tyle samo miał zdzieszowicki Ruch, który poległ pod Jasną Górą. Tyle wynosił rekord osiągnięty kilka sezonów wcześniej przez Pogoń Szczecin (2.liga gr.zachodnia). Ewenementem jest wyczyn Damiana Jaroszewskiego - wciąż niepokonanego w tym roku kalendarzowym. Za rekordy nie ma jednak punktów, awansów. Tym się interesują statystycy, łowcy piłkarskich ciekawostek. Ostatni tydzień miał dac odpowiedź czy wyniki sa dziełem przypadku, czy wałbrzyszanie są dobrze przygotowani do wiosennych zmagań - w ciągu 8 dni 3 mecze w tym najdalszy wyjazd do Gdyni. Górnicy zdobyli komplet punktów, okupując 9 punktów kontuzjami, kolejnymi kartkami. Ale ten sprawdzian wałbrzyszanie zdali celująco !!! Styl na pewno pozostawia wiele do życzenia, ale piłkarze grają na dużym procencie skuteczności - mało sytuacji podbramkowych, ale gole padają. Okazuje się, że nie ma również graczy niezastąpionych. Jesienią często można było z pamięci wyrecytować skład Górnika PWSZ. Wiosną doszły kontuzje, absencje kartkowe, a swoje szanse wykorzystują kolejni gracze - Michał Łaski stał się kluczową postacią defensywy, debiut marzeń w podstawowym składzie zaliczył Dominik Radziemski, wciąż ostatniego słowa nie powiedzili bracia Michalakowie. I tak można wymieniać. O jakość sportową nie ma co sie martwić, bowiem teraz Górnik PWSZ śmiało może spoglądać w górę tabeli, bo tam drużyny grają w kratkę, gubią niespodziewanie punkty i gdy zostanie podtrzymana ta passa może być pod koniec maja naprawdę rewelacyjne miejsce. Szkoda, że na grę piłkarzy jest rzucany cień działalności działaczy. Nie od dziś wiadomo, że sytuacja finansowa jest kiepska. Piłkarze nie narzekają głośno, grają jak tylko potrafią i  przynoszą chlubę dla miasta. Wielu na ich miejscu inaczej by się zachowywało, może by grało gorzej, a piłkarze Roberta Bubnowicza pokazują prawdziwy charakter, za który należy ich tylko i wyłącznie podziwiać. Wciąż są w klubie zaległości i to nie wobec piłkarzy, trenerów, ale wobec różnych podmiotów. Redaktor Bogdan Skiba cytuje Czesława Grzesiaka: "Ten sezon dogramy, pewnie wystartujemy w następnym, ale nie ma planu finansowego na najbliższe kilka lat. I to jest nasz główny problem na dzisiaj". Ale ogólnie na mieście słychać sprzeczne komentarze. Niestety, przeważają te najmniej optymistyczne. Kasa klubowa świeci pustkami. Niektórzy chcieliby szaleństw transferowych co rundę - tak jak to ma miejsce w innych klubach, ale póki co zdarza się jeden, góra dwa transfery, udaje się zatrzymać trzon zespołu i kręci się to dalej. A kręci się coraz lepiej. Czy aby nie był to łabędzi śpiew?
W historii mieliśmy do czynienia z wycofaniem zespołu z rozgrywek. Miało to miejsce najczęściej w latach kończących się na "2". Oby nie było powtórki. W 1992 Górnik wycofał się z 2.ligi grając marnie przy garstce kibiców na Nowym Mieście, 10 lat później Górnik/Zagłębie wycofał się  lutym przed startem rundy wiosennej, gdzie miał walczyć o utrzymanie... Dzisiejsza sytuacja jednak przypomina bardziej 1998 rok, kiedy doczekano się pod Chełmcem ciekawej drużyny w drugiej lidze, która mogła powalczyć o czołowe miejsca w tabeli. Tylko, że wtedy niby był sponsor, a dziś od dawna mówi się o zadłużeniu.
Obecnie w Górniku jest stowarzyszenie i spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Nie wiem jaki jest podział kompetencji - kto prowadzi zespoły młodzieżowe, kto seniorów, kto odpowiada za otoczkę organizacyjną, pozyskiwanie sponsorów itd. itp. Czytając w monografii T.Piaseckiego skład zarządów to w obu figuruje nazwisko p.Piwko. Więc chyba on jest osobą do którego można skierować pytanie o sytuację finansową seniorów. Nie będę rozwodził się nad marketingiem (a ściślej jego brakiem) czy szukaniem przez klubowych działaczy sponsorów, bo wielokrotnie już o tym wspominałem. Kibic jednak wie swoje i dał temu wyraz w meczu przeciwko MKS. Głównym winowajca stał się prezydent. Roman Szełemej nie zna się na sporcie, nie czuje go - o tym dał już znać, czy to sam przyznając przy wyjeździe akademików na fińskie mistrzostwa czy przy podziale stypendiów. Nie robi jednak takich błędów jak ministra Mucha. Jednak daleki jestem od zrzucania winy na niego czy urząd miasta. Pieniądze przekazywane są szkolenie młodzieży, stypendia to również część pomocy miasta, bo oficjalnie miasta nie sponsorują sportu tzw. kwalifikowanego. Przykłady z ekstraklasy są (Wrocław czy ostatnio Białystok), ale miasto Wrocław jest udziałowcem Śląska (ma udziały w spółce), a Jagiellonia dostaje miliony za promocję miasta. Pod Chełmcem nikt o takich sumach nie mówi, nie marzy, każdy widzi jaka sytuacja jest w mieście, społeczeństwo ma większe problemy niż sport. Wszelkie dotacje, sprawy związane z uregulowaniami opłat za obiekty powinny leżeć w rękach zarządu klubu i tu mimo wszystko trzeba uszczypnąć pana Marka Piwko, czy wydeptywał ścieżki po prośbie do wałbrzyskiego Ratusza?  Prezydent rzucał nie jeden raz pomysł na pomoc finansową klubu (np. część podatków ze strefy), ale temat powinien "pociągnąć" ktoś z klubu. Niestety, mimo, że Górnik PWSZ gra w centralnej klasie rozgrywkowej w pewnych kwestiach wciąż jest amatorka.
Trzeba mieć nadzieję, że najbliższe zebranie przyniesie jednak optymistyczne wieści. Scenariuszy jest kilka, niestety najczęściej te "czarne", ale mimo wszystko pozostaję osobiście optymistą, bo już przed startem sezonu 2010/11 człowiek będący "blisko I zespołu" przekonywał mnie o szybkim końcu drugoligowego zespołu. Jednak tak się nie stało i oby nie miało tego miejsca w najbliższej przyszłości.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Wilk czy kret?

Jakub Wilk z prawej - bez herbu Lechii
Ostatnia kolejka ekstraklasy. Poznań, stadion przy ul.Bułgarskiej mecz Lecha walczącego o miejsce w europejskich pucharach kontra Lechia Gdańsk, która musi się oglądać za siebie czy aby ŁKS nie przegonił jej w tabeli co oznaczało by degradację gdańszczan. W zespole Lecha asystentem trenera Rumaka wychowanek wałbrzyskiego Górnika Jerzy Cyrak, który jesienią pełnił taką samą rolę w Gdańsku, gdy zespół prowadził trener Kafarski. Ale to nie on był "bohaterem" meczu. Spotkanie toczyło się pod dyktando Kolejorza, ale dość przypadkowy gol gości po samobójczym uderzeniu Injaca skomplikował nieco sytuację gospodarzom. Aż nadchodzi 86.minuta gry. W polu karnym gdańszczan dość nieprzemyślanie i nieodpowiedzialnie próbuje piłkę wybić piętą Jakub Wilk. Uczynił to w taki sposób, że wyłożył jak na tacy piłkę Mateuszowi Możdżeniowi, który mocnym strzałem zdobywa bramkę, na którą rywale nie zdołają już odpowiedzieć. Radość w Poznaniu, smutek w Trójmieście. Smutek, który z czasem przeradza się w zdenerwowanie. Głównym winowajcą stał się wspomniany Wilk.
Defensor gości kilka miesięcy temu przywdziewał jeszcze koszulkę Kolejorza. Za poznańskiej kadencji Franciszka Smudy żartowano, że Lech ma bajkowe skrzydła: z lewej Wilk, z prawej Zając (Marcin). Ale do gry bajecznej obu wiele brakowało. Mimo to "Wilczek" doczekał się debiutu w kadrze. Z czasem zamiast postępów w grze, zamiast goli i asyst przybywało mu tylko tatuaży, a za trenera Bakero wylądował na dobre na ławce rezerwowych. Zimą wypożyczyła go dołująca w tabeli Lechii. Cena była promocyjna - zalediwe 50 tysięcy Euro, latem gdyby gdańszczanie dorzucili 200 000 w tej samej walucie toWilk stałby się ich graczem na stałe. Wilk nie wyrzekł się korzeni poznańskich, nie całował herbu Lechii, a przed meczem przy Bułgarskiej nawet dowiadywał się w Lechu czy może zagrać. Nie od dziś jest praktykowane, że wypożyczeni gracze mają w swoich umowach klauzulę zabraniającą występów w nowej drużynie przeciwko macierzystej (ostatni przykład: brak w półfinale PP Burligi w chorzowskim Ruchu w meczu przeciwko Wiśle Kraków). Jakub Wilk ponoć w poprzedzającym mecz tygodniu solidnie trenował rzuty wolne po treningach, rodzina miała mu kibicować, trzymać kciuki za jak najlepszy występ. Aż przyszła feralna 86.minuta... W oczach gdańszczan stał się on przysłowiową piątą kolumną, kretem. Najważniejszym dowodem jest fakt, że na jego koszulce zabrakło herbu gdańskiej Lechii!! Nie pomogły mu też wypowiedzi o trzymaniu kciuków za Lecha w jego walce o puchary...
Casus Wilka zakończy się pewnie końcem jego przygody w Lechii i latem powróci do Lecha. Kibice z Gdańska słusznie mają prawo poczuć się nabici w butelkę. Do tej pory nie było takiego przypadku. Nikt nie jest w stanie udowodnić graczowi umyślność kiksu, ale niesmak zawsze pozostanie. Gra przeciwko starej drużynie zawsze budzi emocje. Niektórzy wyzywani są od Judaszów (klasyczny przykład Figo po przejściu z FC Barcelona do Realu Madryt), niektórzy otrzymują oklaski (przywitanie Marcina Orłowskiego przez kibiców Miedzi Legnica w meczu z nowym klubem "Orła" - Górnikiem Wałbrzych). Sami gracze różnie podchodzą do tej kwestii - jedni nie okazują radości po strzeleniu bramki dawnemu klubowi, inni z kolei nadmiernie manifestują swoją radość (słynna "cieszynka" Dyskobola Piotra Rockiego w Odrze Wodzisław gdy trafił tam z Grodziska Wielkopolskiego)., a jeszcze inni podchodzą do tych tematów z chłodną głową. Po prostu to kolejne miejsce pracy, bez emocjonalnego związku z klubem czy kibicami. A propos tych ostatnich. Oni potrafią uprzykrzyć życie piłkarzowi. Już niepisaną tradycją są wizyty na treningach w celu zmobilizowania piłkarzy, również traktowanie indywidualne traktowanie graczy mogą zniszczyć przygodę zawodnikowi w danym klubie. Przykłady? Proszę bardzo - Paweł Kaczorowski z Lechem zdobył Puchar Polski przy Łazienkowskiej, śpiewał "legła Warszawa" itd., a potem nieprzemyślanie przeprowadził się do Legii, gdzie "chórzysta nigdy nie stał się legionistą". Zamiast oklasków czekał go deszcze gumowych kaczuszek wyrzuconych z sektora kibiców Legii. Mimo, że najprawdopodobniej był wówczas w życiowej formie, brak akceptacji kibiców wymusił przeprowadzkę ze stolicy popularnego "Kaczora". Przykład lokalny - Łukasz Jarosiński. Młody bramkarza Górnika/Zagłębia Wałbrzych na testach we wrocławskim Śląsku został sfotografowany w bluzie tego klubu. Podczas debiutu w seniorach wałbrzyskiego klubu niemiłosiernie wygwizdywany popełniał błąd za błędem, spalił się psychicznie. Trener wolał sięgnąć po weterana Rafała Wodzyńskiego niż przeżywać kłopoty z Jarosińskim.
Ł.Jarosiński (już po debiucie ligowym w norweskim Alta IF) również miał kłopoty z kibicami.
Jakuba Wilka czekają zapewne trudne chwile w Lechii Gdańsk jeśli chodzi o kibiców tego klubu, którzy nie darzą sympatią byłego klubu Wilka. Ile w tym winy samego gracza, ile nieszczęsliwego zbiegu okoliczności - to wie zapewne tylko i wyłącznie on.

niedziela, 15 kwietnia 2012

3:0 z Nielbą

Wielu odetchnęło z ulgą po meczu z Nielbą. Przede wszystkim Górnik PWSZ przełamał fatum meczów domowych bez zdobytej bramki. Zespół pokazał się z dobrej, skutecznej strony, awansował w tabeli i obok Ruchu Zdzieszowice wyrasta na rewelację wiosny. Zapewne przed pierwszym gwizdkiem sędziego wielu kibiców miało problem z rozpoznaniem wszystkich graczy podstawowego składu gospodarzy. W porównaniu z meczem w Sosnowcu zabrakło Dariusza Michalaka i młodzieżowca Pawła Matuszaka. Najmłodszego z klanu Michalaków zastąpił Jan Bartoś, natomiast absencja Matuszaka wymusiła debiut w podstawowym składzie starszego o 2 lata od Pawła Dominika Radziemskiego. Nie był to dla niego pierwszy występ w seniorach, bowiem Dominik zagrał do tej pory już trzykrotnie (Chojnice w ub.sezonie, Bytów, Sosnowiec w obecnym) - tyle, że każde wejście na boisko miało miejsce w doliczonym czasie gry!!! Poczynania bratanka z wysokości trybun oglądał Sławomir Radziemski, który podobnie jak on grywał na lewej stronie. Musiał być dumny, nie tylko z gola, ale i z gry, zwłaszcza w drugiej połowie. Radziemski junior nie tylko zachował zimną krew w zamieszaniu podbramkowym, kiedy zdobył gola, ale z każdą minutą nabierał coraz większej pewności, by w drugiej odsłonie być nawet jedną z wyróżniających się postaci w Górniku PWSZ. Co prawda wówczas rywal nie grał z taką determinacją jak wcześniej, ale zdobyte doświadczenie jest bezcenne.
Jeśli chodzi o drugą roszadę w składzie to trzeba sceptycznie podejść do gry Jana Bartośa na prawej obronie. W I połowie parę razy dał przejść rywalowi, w drugiej zapominał się schodząc do środka pola, co wykorzystywali rywale mając dość szeroki korytarz po swojej lewej stronie. Honza oczywiście zasłużył na oklaski za strzał z daleka z rzutu wolnego czy pięknym crossowym podaniu na lewą stronę w II połowie. Ale po prawdzie przy bardziej wymagającym rywalu mogą być problemy po prawej stronie. Znamienite jest to, że po przerwie Nielba głównie tamtą stroną próbowała zagrozić bramce Damiana Jaroszewskiego.
Pierwsze minuty meczu nie zapowiadały zdecydowanego zwycięstwa gospodarzy, bowiem dosyć niespodziewanie goście z Wielkopolski odważnie sobie poczynali na połowie Górnika PWSZ. Imponował techniką Adrian Pietrowski (nr 9), który sporo krwi napsuł na lewej stronie. Całe szczęście, że strzały były w większości blokowane. Ogromną pracę wykonał duet środkowych obrońców, gdzie znakomicie rozwija się Michał Łaski. On zapewne pamiętał jesienny mecz w Wągrowcu, gdzie wyleciał za 2 żółte kartki, teraz również został napomniany - z 6 żółtek jakie otrzymał w tym sezonie połowę zaliczył grając przeciwko Nielbie.
Dramatycznie mecz zakończył się dla dwóch graczy. As atutowy gości Tomasz Mikołajczak, który wiosną strzelił 3 gole, nie wiadomo kiedy powiększy swój dorobek, bowiem czeka go długa przerwa. Z kolei Michał Zawadzki doznając kontuzji barku bardzo zawęził pole manewru trenerowi Bubnowiczowi na lewej obronie. Nie jest do dyspozycji Mateusz Sawicki, teraz wypadł Zawadzki, więc zapewne w Gdyni wystąpi Dariusz Michalak, który nieźle sobie radził w nowej roli przeciwko piłkarzom wągrowieckim. W ogóle ta kolejka była dramatyczna - w szpitalu również wylądował Paweł Posmyk (Chojniczanka w meczu z Legnicy).
Teraz Gdynia
Już w środę kolejna seria drugoligowych meczów. Wałbrzyszan czeka najdłuższa wiosenna podróż do Trójmiasta. Nie dość, że zespół będzie osłabiony to będzie musiał poradzić sobie ze sztuczną murawą Narodowego Stadionu Rugby, gdzie Bałtyk rozgrywa swoje mecze. W ubiegłym roku, również w drugiej połowie kwietnia Górnicy wiosenne przełamanie zanotowali właśnie w Gdyni. Teraz zdeterminowani gdynianie są pod przysłowiową ścianą - podobnie jak niedawno Zagłębie Sosnowiec. Miejsce w strefie spadkowej, brak w tym roku ligowego zwycięstwa (2 remisy, 3 porażki) wymuszają ofensywną taktykę na mecz z Górnikiem PWSZ. Nie pomogła zmiana trenera - zwycięstw nie gwarantowała osoba Adama Topolskiego, który wprowadził do 1.ligi Zawiszę Bydgoszcz, teraz zespół prowadzi Waldemar Tęsiorowski, który znany w pracy szkoleniowej jest jako asystent Ryszarda Tarasiewicza w Śląsku, Jagiellonii i ŁKS Łódź. Póki co nie przynosi to zwycięstw. Liga pokazuje, że nie ma faworytów, o czym boleśnie ostatnio przekonał się Chrobry Głogów, który u siebie został upokorzony przez Tura Turek. W Gdyni wciąż liczą na przebudzenie Piotra Włodarczyka, który nie zagrozi ziomkom z Wałbrzycha, bowiem będzie pauzował za 7 żółtych kartek. Największe zagrożenie czekać będzie ze strony najczęściej chwalonego w mediach Dariusza Kudyby. Ciekawe jak zagra bramkarz Bartosz Kaniecki, który przybył z łódzkiego Widzewa, gdzie Franciszek Smuda zabrał na zimowe zgrupowanie kadry w Turcji (2010 rok). Wiadomo, że będzie to ciężki mecz dla wałbrzyszan i kolejny o życie gdynian.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Puchar Polski na ostatniej prostej

Piłkarska wiosna ruszyła na dobre. Przed niższymi ligami prócz weekendowych bojów czekają środowe mecze, których nienawidzą kibice. A ponoć głównie dla nich jest piłka nożna. Praca, szkoła - wiadomo, że frekwencja nie będzie taka jak podczas kolejki rozgrywanej w sobotę czy niedzielę. Środa od dawna była zarezerwowana dla pucharów. Od pewnego czasu, wzorując się na modelu europejskim, mecze o puchar rozgrywane są również we wtorki. Teraz już w kwietniu poznamy zdobywcę Pucharu Polski, a zestaw finalistów gwarantuje prawdziwe emocje. Wiosenne boje, które można było oglądać w telewizji (tvpsport i tvnturbo) pokazały, że tegoroczna edycja śmiało może być zaliczona do jednych z ciekawszych ostatnimi czasy. Regulaminowy dwumecz obowiązujący od ćwierćfinałów skutecznie ostudził zapędy maluczkich, wśród których znalazł się Gryf Wejherowo oraz ligowy rywal wałbrzyskiego Górnika PWSZ - Ruch Zdzieszowice. Dzięki wylosowaniu Legii piłkarze z Wejherowa znaleźli się w kilku ogólnopolskich stacjach. Takiej promocji dla klubu i miasta nie zapewniłyby najlepszy spec od marketingu. To samo z Ruchem Zdzieszowice, który przez długi czas nawet prowadził z bardziej znanym imiennikiem. Można gdybać, czy w przypadku jednego meczu, któraś z drużyn postarałaby się sprawić więcej problemów finalistom obecnej edycji? Jedynakiem spoza ekstraklasy w półfinałowym kwartecie okazała się Arka Gdynia, która poradziła sobie ze Śląskiem Wrocław. Ekipie Oresta Lenczyka nie pomogła nawet podróż samolotem, która i tak komicznie zakończyła się spóźnieniem na stadion - korki skutecznie wykluczyły punktualny przyjazd autokaru. Przeciwko obrońcom trofeum żółto-niebiescy również tanio skóry nie sprzedali, będąc wymagającym fragmentami rywalem, choć oba pojedynki zakończyły się zwycięstwami legionistów. W drugim dwumeczu Ruch wyeliminował Wisłę Kraków pozbawiając aktualnego wciąż mistrza kraju szans na jesienną grę w Europie. W Chorzowie 3:1 dla Niebieskich po słabiutkiej grze Wisły, a w rewanżu wynik odwrotny. Choć dogrywkę krakowianie wywalczyli w ostatniej minucie to po prawdzie skrzywdził ich arbiter nie uznając prawidłowo zdobytej bramki. W rzutach karnych dokonał się ostateczny dramat gospodarzy i awansując do finału Ruch chyba na dobre zapewnił sobie grę w europejskich pucharach.  Mimo, że we Wrocławiu bliższa sercom kibiców Śląska jest Wisła to paradoksalnie jej odpadnięcie z pucharowej rywalizacji zapewniło (?) grę w Lidze Europy właśnie Śląskowi. Biorąc pod uwagę układ meczów oraz formę wrocławian trudno przypuszczać by nadrobili stratę do Legii, trudno też przypuszczać by wypadli poza pierwszą czwórkę. Mistrz w eliminacjach LM, drugi, trzeci i ewentualnie czwarty zespół ligi w eliminacjach LE - a to dlatego, że finaliści pucharu są w ścisłym kwartecie najlepszych zespołów obecnego sezonu.
Blisko dwie dekady temu wiosną na szczeblu centralnym rywalizował Klub Piłkarski Wałbrzych. Nowopowstały klub wykorzystał rewelacyjną postawę wałbrzyskiego Zagłębia jesienią 1992 roku i na Nowym Mieście grał ze stołeczną Legią prowadzoną przez Janusza Wójcika. Skazany na pożarcie KP pokonał u siebie renomowanych rywali 2:1 i dopiero rewanż - przegrany 0:2 - zadecydował o awansie drużyny naszpikowanej olimpijczykami i kadrowiczami. Od tamtej pory na palcach jednej ręki można policzyć występy wałbrzyskiej drużyny w ogóle na szczeblu centralnym, nie mówiąc o kolejnych rundach. W ostatniej dekadzie emocje towarzyszyły praktycznie na szczeblu regionalnym, a męki te skrócił awans do drugiej ligi, kiedy to niejako z klucza Górnik PWSZ rozpoczyna pucharowe boje ze zwycięzcami regionalnych rozgrywek. W lipcu los skojarzył z rezerwami katowickiego Rozwoju, które co prawda po dogrywce, ale pokonali bardziej utytułowanego rywala aż 5:2. Dla piłkarzy z Katowic był to początek udanej przygody, bowiem potem przyszło zwycięstwo nad Nielbą, walkower za wycofane KSZO i mecz z Legią. Czy podobny scenariusz nie byłby mile widziany przez sympatyków futbolu pod Chełmcem?
Przyjazd Górnika PWSZ nie wywołał na stadionie Rozwoju zainteresowania  takiego jak przyjazd kilka tygodni później Legii. Kiedy w Wałbrzychu doczekamy się wizyty zespołu z ekstraklasy lub jej zaplecza ?
Mecz z Rozwojem to już historia. Większość sympatyków o nim nie pamięta. Z obecnej  perspektywy zapamiętany on będzie z dogrywki, z jedynych w tym sezonie trafień Kornela Dusia i Pawła Matuszaka, dla którego był to początek jesiennego zachwytu nad jego umiejętnościami. Był to również jak do tej pory jedyny występ w I zespole seniorów Przemysława Kaszuby. Otoczka tamtego meczu jest znana - zespół wałbrzyski prowadzony przez grającego trenera Piotra Przerywacza grał bez większości podstawowych graczy uczestniczących w akademickim czampionacie w Finlandii oraz bez zatwierdzonego jeszcze Bartośa. Dziś zapewne wynik rywalizacji byłby zgoła odmienny - wg pucharowej drabinki na Ratuszową przyjechałaby Nielba, która  nawet w formie z lata ub.roku była w zasięgu Górnika. Potem była by wizyta Legii. Mogło być piłkarskie święto. Tak jak było choćby w 1982 roku, kiedy to na Nowe Miasto przyjechał zespół CWKS pod wodzą nieodżałowanego Kazimierza Górskiego i ograł Górnika 2:0. Lub 1991 (0:3) kiedy na Ratuszową przeciwko Zagłębiu stanęła Legia z ogólnokrajowym idolem w osobie Romana Koseckiego. Mimo popołudniowej godziny wiele szkół poszło na rękę uczniom - kibicom umożliwiając im oglądanie meczu na Stadionie 1000-lecia. Nawet kibice Górnika, co może dla niektórych jest dziś niepojęte, wspomagali fanów Zagłębia w dopingu w meczu z Legią. Uwagę zwracano głównie na szybkiego, długowłosego Koseckiego, który dał się we znaki Thoreziakom grając jeszcze w stołecznej Gwardii, a tymczasem awans dwoma bramkami Legii załatwił niedoceniany Jacek Cyzio. Mało kto wie, ale w te listopadowe popołudnie swój pierwszy oficjalny mecz w podstawowym składzie Legii prowadzonej przez Władysława Stachurskiego zaliczył 18-letni Wojciech Kowalczyk. 
Wynik mógłby być podobny tak jak 20 lat temu, ale z wiadomych przyczyn wałbrzyszan ominęła okazja goszczenia rywala z wyższej półki. Poza tym o Wałbrzychu można było usłyszeć w tvn, reklamy na Stadionie 1000-lecia widoczne byłyby w ogólnopolskiej telewizji i to w najlepszym czasie antenowym...
Może los uśmiechnie się w tym roku? Górnik PWSZ będzie musiał pokonać rywala w rundzie wstępnej, do której miejmy nadzieję przystąpi w najsilniejszym zestawieniu a nie z głębokimi rezerwami.
Finał tegorocznej edycji Pucharu Polski rozegrany zostanie na jednym z najładniejszych obiektów w kraju. Można się dziwić czemu Kielce są omijane szerokim łukiem przez kadrę. Rekordowe zwycięstwo nad San Marino czy bezbramkowa próba z Finlandią to trochę mało. Biorąc pod uwagę, że po Euro PZPN będzie upychał wszelkie mecze na Narodowym, PGE Arenie i wrocławskim obiekcie to finał PP jest jedną z nielicznych szans organizacji ciekawszej imprezy niż ligowy mecz Korony. Chyba, że żółto-czerwoni wywalczą przepustkę do europejskich pucharów. 
Ruch i Legia napisały wiele kart historii klubowego futbolu w naszym kraju. Zdecydowanego faworyta trudno wskazać, choć po wielkanocnej potyczce przy Łazienkowskiej wydaje się, że więcej atutów jest po stronie stołecznej ekipy. Co prawda Maciej Skorża nie będzie mógł skorzystać z kontuzjowanych kilku graczy, a Waldemar Fornalik będzie musiał szukać alternatywy dla wykluczonego za kartki Arkadiusza Piecha. Świdniczanin miał prawdziwy patent na strzelanie goli Legii, chorzowianie złożyli odwołanie od kartki, ale wątpliwe by PZPN przychylił się pozytywnie do tego wniosku. Zapewne nie dojdzie do pojedynku pomiędzy kolegami ze Świdnicy Januszem Golem a wspomnianym Piechem. Kartki wykluczyły Janusza z ligowego meczu, teraz absencja najprawdopodobniej czeka Arkadiusza. Biorąc pod uwagę skrupulatność kieleckich służb porządkowych, która ostro dała się we znaki fanom Korony, jak i ogólnokrajową psychozę związaną z kibicami nie należy się spodziewać "emocji" jakie miały miejsce rok temu w Bydgoszczy.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Sosnowiec wreszcie zdobyty!

Marcin Morawski spędził w Sosnowcu 2 lata.
Mimo, że od pierwszej rywalizacji pomiędzy Zagłębiem (dawniej Stalą) Sosnowiec a Górnikiem Wałbrzych mija okrągłe 60 lat to dopiero w Wielką Sobotę gospodarze Stadionu Ludowego schodzili do szatni po meczu z zerowym kontem. Tak dziwnie się porobiło w tym sezonie w drugiej lidze, że zasłużone ekipy typu Bałtyk czy wspomniane Zagłębie zamykają ligową tabelę i będą długo drżeć o utrzymanie. W Sosnowcu do tej pory spoglądano raczej na czub tabeli, ale były ku temu powody, bowiem skład personalny pozwalał realnie myśleć o awansie. Przed tym sezonem doszło do rewolucji kadrowej, zmniejszono budżet i mimo braku głośnych jak na tę ligę nazwisk nikt nie przyjmował myśli o Zagłębiu jako outsiderze. Tymczasem przez dłuższy czas zespół nie potrafił przywieźć choćby punktu z wyjazdu - choć np. w Chojnicach prowadził już 3:0 (porażka 3:5). Gdy pokonano wyjazdowe fatum, nowy trener Jerzy Wyrobek tchnął nowego ducha to i tak zespół gra w przysłowiową kratkę. Wystarczy przyjrzeć się wiosennym meczom - niespodziewane wyjazdowe remisy w Głogowie i Jaworznie a u siebie porażki z Rakowem i Górnikiem.
Szczerze mówiąc wałbrzyszanie byli cichym faworytem meczu, ale tylko chyba w opinii obserwatorów spod Chełmca, bo tak naprawdę każdy liczył, że Zagłębie grając z nożem na gardle będzie za wszelką cenę zdobyć jakieś punkty. Tymczasem Górnik PWSZ nie dość, że umiejętnie się bronił to i skutecznie wypunktował rywala zdobywając jak najbardziej zasłużone trzy punkty. Zespół na Stadionie Ludowym zagrał w przemeblowanym składzie. Wiadomo, że nie zagrają Wepa (kartki) i Sawicki (kontuzja). Największy problem wydawałoby się będzie z zastąpieniem "Wepki", ale Robert Bubnowicz wymyślił na jego pozycję Jana Bartośa. Czech grający kapitalnie w tym roku na środku obrony zdał znakomicie egzamin tocząc wiele wygranych pojedynków w środku pola. To, że jest uniwersalnym graczem pokazał już jesienią, gdy w końcówkach niektórych meczów wcielał się w rolę nawet napastnika, gdy wałbrzyszanie rozpaczliwie gonili wynik. Z kolei absencja Sawickiego otworzyła szansę powrotu do podstawowej jedenastki Dariuszowi Michalakowi, który zaliczył nietypową asystę przy drugim golu - wrzut z autu. Obok Jana Rytko drugim młodzieżowcem był zatem Paweł Matuszak, któremu miejsce na lewej pomocy zrobił Daniel Zinke. Czech z kolei zluzował Romana Maciejaka będąc partnerem bohatera sobotniego meczu Marcina Orłowskiego. Piłkarze Roberta Bubnowicza wygrali drugi z rzędu wyjazdowy mecz i nie tracąc przy tym bramki. W sumie to już ósmy mecz bez porażki !! Więcej ma tylko rewelacyjny wiosną Ruch Zdzieszowice  - 10 (komplet zwycięstw w 2012!!). Bramkarz "Zdzichów" Marcin Feć, podobnie jak Jaroszewski, w tym roku w lidze nie wpuścił bramki, ale "Jogi" ma lepszy minutowy bilans - 450 minut - o 80 lepszy niż goalkeeper z Opolszczyzny.
Czas na Nielbę - będzie 1:1?
Po tak znakomitych ligowych wynikach należy się spodziewać nieco lepszej frekwencji na najbliższym meczu przy Ratuszowej. Chyba, że znowu przypomni o sobie ze złej strony aura. Rywalem będzie wągrowiecka Nielba, z którą do tej pory wałbrzyszanie grali trzykrotnie i solidarnie remisowali 1:1. Czy będzie w sobotę ciąg dalszy tego serialu? W sporcie wszystko możliwe. Wielkopolski zespół wiosną gra podobnie jak ... Zagłębie Sosnowiec, z tą różnicą, że na wyjazdach sięga po komplety punktów i w dodatku strzelając gospodarzom po cztery bramki (Calisia, Raków). U siebie Nielba przegrała póki co z walczącymi o awans Chrobrym i GKS Tychy (pierwsze historyczne zwycięstwo tyskich piłkarzy w rywalizacji z Wągrowcem). Piłkarze zanotowali fatalną jesień i zimą doszło do rewolucji kadrowej. Niespodzianką było opuszczenie zespołu przez graczy - symboli, takich jak bramkarz Jacek Wosicki czy pomocnik Krzysztof Gryszczyński. Niespodzianie również odszedł jesienny nabytek, gracz z ekstraklasową przeszłością - Robert Bednarek, którego niedawno można było oglądać przy Ratuszowej w barwach Chojniczanki. W zamian przybyło kilku graczy o ciekawej przeszłości. Bramkarzem nr 1 jest obecnie Jakub Miszczuk, który jesienią trzykrotnie wyciągał na Stadionie 1000-lecia piłkę z siatki w meczu Górnika z Zagłębiem Sosnowiec. Czy również i teraz Marcin Morawski pokona go z rzutu rożnego? Wzmocnieniem okazał się duet młodych graczy z Arki Gdynia: Radosław Strzelecki i Damian Rysiewski, którzy są jeszcze młodzieżowcami. Hitem okazał się jednak powrót na "stare śmieci" Adriana Pietrowskiego i Tomasza Mikołajczaka. Pietrowski nie zdołał zawojować pierwszej ligi z Polonią Bytom, natomiast Mikołajczak to prawdziwa żyjąca legenda Nielby. Z tym zespołem wygrał 3.ligę zdobywając przy tym koronę króla strzelców. Indywidualny triumf powtórzył w drugiej lidze co zaowocowało transferem do Lecha Poznań. Przy Bułgarskiej napastnik zwany "Laczkiem" sięgnął po mistrzostwo kraju, zaliczył epizod w europejskich pucharach. Nie powiodło mu się na wypożyczeniu w bytomskiej Polonii, a ostatni ligowy występ zanotował w Kolejorzu wiosną 2011. Jesienią nigdzie nie grał, odsunięty od kadry Lecha, nie udało mu się załapać do Arki Gdynia. Powrót do Nielby ma być trampoliną do ponownego skoku do wyższej ligi. Póki co po kiepskim początku (w pierwszych 2 meczach - aż 3 żółte i 1 czerwona kartka) w 2 kolejnych Mikołajczak trzykrotnie wpisał się na listę strzelców. Biorąc pod uwagę posuchę wśród czołowych snajperów ligi (zaledwie 14 bramek najskuteczniejszego Rafała Jankowskiego z Sosnowca) to być może podtrzyma wągrowiecką hegemonię królów strzelców w grupie zachodniej.
Maciejak vs Mikołajczak ?
T.Mikołajczak i R.Maciejak - duet napastników Nielby 2008/09.

Sezon 2008/09 był niezwykle udany dla wspomnianego Mikołajczaka, który wystąpił w 30 meczach i strzelając 18 bramek sięgnął po koronę króla strzelców. Nie był to jednak zespół z jednym skutecznym napastnikiem, bowiem obok niego występował obecny napastnik wałbrzyskiego Górnika PWSZ Roman Maciejak, który w 28 meczach 14-krotnie pokonywał bramkarzy rywali. Obaj opuścili po sezonie Nielbę i w ekstraklasie zadebiutowali w tym samym meczu!!! 02.08.2009 Piast Gliwice w 1.kolejce uległ Lechowi Poznań. Roman wszedł na ostatnie półgodziny i w debiucie zdobył jedyną swoją ekstraklasową bramkę, a Mikołajczak zmienił Roberta Lewandowskiego w ostatniej minucie gry. Maciejak zawodzi skutecznością - dlatego też w Sosnowcu mecz zaczął na ławce rezerwowych. Najprawdopodobniej będzie tak i w spotkaniu z Nielbą. Może jednak Robert Bubnowicz da szansę gry Romanowi przeciwko dawnym kolegom? Jesienią powrót jego nastąpił w spotkaniu z Zagłębiem, kiedy to strzelił jedną z dwóch bramek w tym sezonie. Bronił wówczas Jakub Miszczuk, który najprawdopodbniej i teraz wybiegnie w podstawowem składize, tyle, że wągrowieckiej drużyny. Sam Maciejak zapewne tęskni to skuteczności z czasów gry w Wielkopolsce, kiedy to aż trzykrotnie skompletował hat-tricka.
Kto zdejmie klątwę z Ratuszowej.
Tak R.Maciejak (z prawej) trafiał w Nielbie - czas na gola w Górniku!!
Od dawna kibice zasiadający na brudnych, wciąż farbujących trybunach Stadionu  1000-lecia nie oglądali bramki w meczu ligowym. Mecz z Nielbą będzie znakomitą okazją do zdjęcia tego fatum. Nie będzie już żadnego alibi dla wałbrzyszan, że rywal z górnej półki. Wręcz przeciwnie - biało-niebiescy są faworytem tej rywalizacji i dużym rozczarowaniem byłby brak bramek po stronie zysków.
Do zespołu wróci zapewne Tomasz Wepa co spowoduje powrót Jana Bartośa do defensywy. Być może w przypadku korzystnego wyniku więcej minut gry zaliczą wałbrzyscy młodzieżowcy, bo oprócz Sawickiego, Rytko i ostatnio Matuszaka reszta zalicza jedno, dwa kontakty z piłką w trakcie swego kilkudziesięcio sekundowego pobytu na placu gry.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Bezbramkowy licznik

Mijają się z prawdą wałbrzyskie media twierdząc, że Górnik PWSZ zremisował bezbramkowo u siebie drugi raz z rządu. Kibice odwiedzający Stadion 1000-lecia przy Ratuszowej bramki w drugiej lidze nie oglądali od ponad 400 minut !!! Po raz ostatni bramkę w ligowym meczu w Wałbrzychu zdobył Jacek Fojna w listopadowym meczu z Rakowem Częstochowa (patrz zdjęcie), a po tym meczu Górnik PWSZ gościł 4 zespoły już w rundzie rewanżowej. Z tej czwórki aż trzy to główni kandydaci do awansu. Również Czarni Żagań, mimo, że obecnie zespół Roberta Bubnowicza przeskoczył ten zespół w tabeli, uchodził pod koniec ubiegłego roku za trudny do pokonania – w sumie nie każdy potrafi mieć passę 8 meczów bez porażki. Tak więc bezbramkowy serial pod Chełmcem można odbierać dwuznacznie – z jednej strony jak indolencję strzelecką lub sukcesywne odbieranie punktów faworytom. Zimą przyszedł do zespołu Marcin Orłowski, którego forma ze sparingów pozwala wierzyć, że wałbrzyski zespół może być o wiele skuteczniejszy niż w poprzedniej rundzie.  W jego przypadku po 3 meczach można stwierdzić, że póki co przypomina Romana Maciejaka – stara się, walczy, dochodzi do sytuacji strzeleckich, ale brakuje tylko strzelonej bramki. Defensywy Miedzi czy Chojniczanki są personalnie jedne z najmocniejszych w lidze, więc zerowe konto po stronie zysków usprawiedliwia. Zespół z Chojnic praktycznie co rundę dokonuje małej rewolucji kadrowej, a nazwiska, którymi dysponuje Grzegorz Kapica są znane kibicom, którzy interesują się nie tylko drugoligowymi zmaganiami. Przeciwko wałbrzyszanom wybiegli na przykład dwaj srebrni medaliści ME U-16 z 1999 Hajduczek i Sierant (złoty medalista U-18 z 2001), a w ataku wystąpił Karol Gregorek, który grał nie tylko w ekstraklasie ale i w europejskich pucharach w Amice Wronki, Lechu Poznań (Intertoto). Mimo, że Chojniczanka przez wielu trenerów i dziennikarzy jest chwalona za grę, to w dotychczasowych 4 ligowych meczach z teoretycznie słabszym zespołem Górnika PWSZ nie udało jej się wygrać. 
Na łamach Słowa Sportowego Robert Bubnowicz sam się zastanawia czy cieszyć się z urwania punktów faworytom w wałbrzyskich meczach czy martwić się brakiem bramek. Mecz w Jarocinie pokazał, że ze skutecznością niekoniecznie jest problem. Wykrystalizowana podczas przygotowań jedenastka znakomicie funkcjonuje z kolei w defensywie. Damian Jaroszewski i koledzy z obrony do tej pory nie dopuścili jeszcze do utraty gola! Podobnym wyczynem może się pochwalić jedynie legnicki aspirant do awansu. Okazuje się, że nawet jak wypadnie z żelaznej jedenastki jakieś ogniwo to zmiennik nie gra gorzej. Za kartki wyleciał przed meczem w Jarocinie Jan Rytko godnie zastąpił go Paweł Matuszak, z Chojnicami Michał Łaski udanie zagrał w miejsce Marka Wojtarowicza. A przecież w odwodzie są jeszcze bracia Michalakowie, rekonwalescent Jacek Fojna. Robert Bubnowicz przed meczem na Stadionie Ludowym w Sosnowcu będzie musiał poszukać z kolei zmiennika dla wykartkowanego Tomasza Wepy co w teorii może stanowić problem, bowiem niezdolny do gry był wspomniany Fojna. Postawa Zagłębia w tym sezonie jest jedną z największych niespodzianek In minus. Klub o wielkich tradycjach, ambicjach sięgających wyżej niż utrzymanie bytu w drugiej lidze przegrywał jesienią mecz za meczem. Gdy wydawało się, że nowy trener, doskonale znany w Wałbrzychu, Jerzy Wyrobek opanował katastrofę znów przyszły straty punktów i sosnowiecki klub dzierży przysłowiową czerwoną latarnię. Wiosną Zagłębie może liczyć znów na doping rzeszy swoich fanów, którzy jesienią skupili się na kibicowaniu B-klasowemu zespołowi Zagłębie 1906, który miał być historycznym kontynuatorem „jedynego prawdziwego” Zagłębia. Po niespodziewanym remisie u wicelidera z Głogowa na inaugurację, ponad 3 tysiące widzów musiało przełknąć gorzką pigułkę w postaci porażki u siebie z przeciętnym Rakowem. W ostatniej kolejce piłkarze z Sosnowca sprawili nie lada niespodziankę remisując w Jaworznie z liderującym GKS Tychy. Mecz zapowiada się ciekawie, bo choć wałbrzyszanie plasują się wyżej w tabeli wcale nie są faworytami w meczu z zdeterminowanym outsiderem.
Po dwóch kolejkach wałbrzyskiej A klasy kibice Zagłębia Wałbrzych również nie oglądnęli do tej pory bramki w bramce zarówno zielono-czarnych jak i ich rywali. O ile w premierze w Uciechowie mogło to pozostawić pewien niedosyt, to już w spotkaniu z faworytem z Jaworzyny Śląskiej trzeba uznać to za wielki sukces. Karolina jesienią jako jedyna nie przegrała z rezerwami Górnika PWSZ w Wałbrzychu i gdyby podtrzymała by tendencję z pierwszej rundy to sezon zakończyła by w fotelu lidera. W spotkaniu z Zagłębiem nie było widać wielkiej przepaści pomiędzy czołową Karoliną a przeciętnymi gospodarzami, choć stwierdzenie, że wynik odzwierciedla grę byłoby nadużyciem i krzywdzącym stwierdzeniem dla gości. Owszem można się pokusić o odważną opinię, że przy odrobinie szczęścia to Thoreziacy mogli pokusić się o komplet punktów. Byłaby to superniespodzianka, bowiem podopieczni Roberta Tymcika jako jedyni do tej pory nie znaleźli pogromcy. W I połowie Zagłębie nie ugrało przysłowiowego sztycha, ale po przerwie niespodziewanie obudziło się z letargu i śmielej przenosiło grę na połowę rywala. Piękne uderzenie Tomasza Radonia czy próba Artura Smolca nie znalazły jednak drogi do bramki. Mogło, a raczej powinno się to zemścić w końcowej fazie meczu kiedy dobrze dysponowanemu w tym meczu Marcinowi Wojciechowskiemu w sukurs przyszła poprzeczka i słupek Z podziału punktów cieszono się w obozie rezerw Górnika, bowiem pozwoliło beniaminkowi na wskoczenie na pierwsze miejsce. Piotr Borek wciąż korzysta z juniorów z DLJ, rezerwowych z pierwszego składu plus Przerywacz, Bębeniec i od tej rundy Adrian Sobczyk. Końcowy sukces będzie zależeć od kalendarza drugoligowców, bo jeśli terminy się pokryją to wyszczuplona kadra A-klasowego zespołu może już nie powalczyć tak skutecznie.