poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Świąteczna wygrana z GKS Mirków


Górnik Wałbrzych po przegranym finale Pucharu Polski po ligowe punkty pojechał do Mirkowa. GKS, beniaminek 4.ligi jesienią grał głównie na wyjeździe, podobnie jak Zjednoczeni Żarów i Unia Bardo. Wywiezione zwycięstwa z okręgu wałbrzyskiego (Nowa Ruda, Kłodzko, Bardo) wystarczyły jedynie do wyprzedzenia w tabeli Zjednoczonych Żarów. Nic dziwnego, że po zakończeniu rundy trenera Bartosza Mazura zmienił Grzegorz Dorobek. Zimą dokonano kilku transferów, których śmiało mogą zazdrościć ligowi rywale. Kamil Mańkowski, znany również w Wałbrzychu z epizodu ze spadkowego sezonu, czy Tobiasz Jarczak z powodzeniem grali w czołowym trzecioligowcu Ślęzie Wrocław. Z Karkonoszy Jelenia Góra przyszedł Paweł Pytel, a dziury w defensywie ma załatać doświadczony Artur Monasterski ostatnio reprezentujący barwy Orła Prusice. Wiosnę GKS rozpoczął od "domowych" meczów przy Oporowskiej we Wrocławiu (0:5 ze Śląskiem II) i Łozinie (3:2 z MKP). Pierwszy historyczny mecz w Mirkowie zakończył się zwycięstwem nad Nysą Kłodzko 4:1, a tydzień później z jedynego wiosną wyjazdu w Żarowie mirkowianie przywożą 3 punkty co oznaczało opuszczenie strefy spadkowej.  Dwa kolejne mecze rozegrano już na obiekcie przy ul. Kiełczowskiej vis a vis marketu Leroy Merlin i GKS po rozgromieniu Orła Prusice 5:1 uległ Sokołowi Marcinkowice 0:1.
Grzegorz Dorobek w meczu z Górnikiem nie mógł skorzystać z pauzujących za kartki: Kacpra Tarki, Artura Monasterskiego, Dariusza Górala oraz bramkarza Sebastiana Bralewskiego, któremu na udział w meczu nie pozwoliły sprawy zawodowe. Z kolei wałbrzyszanie przyjechali bez Marcina Smoczyka, Michała Oświęcimki, Miłosza Rodziewicza, a po raz pierwszy w tym sezonie Denis Dec, który dotychczas pomagał zespołowi rezerw grającemu w A klasie. Debiut w wyjściowej jedenastce zalicza 18-letni Patryk Rękawek, od pierwszego gwizdka ponownie rozpoczynają grę Daniel Borowiec i Allan. Na ławce rezerwowych ewentualnym zmiennikiem Jaroszewskiego Szymon Stec, a ciekawostką jest fakt, że w pucharowym meczu przeciwko Lechii drugim bramkarzem biało-niebieskich był ledwie 16-letni wychowanek UKS Baszty Wałbrzych Oskar Bilejszys.
W świąteczną Wielką Sobotę na stadion przybyła około setka widzów, kilkunastu pracowników ochrony bezskutecznie oczekiwało przyjazdu zorganizowanej grupy kibiców Górnika.
Początek meczu to przede wszystkim walka w środku pola i szukanie szansy przez gości atakami skrzydłami. Brakuje jednak dobrego końcowego podania. Wałbrzyszanie nie potrafią wykorzystać niepewnej dyspozycji bramkarza GKS. Mirków odgryzł się strzałem z dystansu Tobiasza Jarczaka. Wychowanek słynnego Marcinki Kępno, gdzie swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiali m.in. Rafał Kurzawa, Patryk Tuszyński, czy Kamil Drygas, strzelał już w 3.lidze w Ślęzie Wrocław, a wiosną wpisał się na listę strzelców już sześciokrotnie (w meczu z Górnikiem gol numer 7). Najbliżej zdobycia bramki był jednak Jarosław Gołda, któremu centymetrów zabrakło, by przejąć piłkę zagraną tyłem, głową przez Dariusza Michalaka do Jaroszewskiego. W Górniku szybko opuścił boisko kontuzjowany Tomasz Wepa, którego zastąpił Mateusz Sawicki. Sawka przeszedł na prawą obronę, skąd do środka powędrował Jan Rytko, który zanotował kilkanaście przechwytów lub przerwań akcji rywala. W 25 minucie znakomicie pomiędzy obrońców zagrał piłkę Damian Chajewski, a Szymon Tragarz wykorzystał sytuację sam na sam wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Wałbrzyszanie powinni szybko podwyższyć, ale brakowało precyzji. Allan posłał co prawda piłkę do siatki, ale uczynił to ze spalonego. Brazylijczyk sam był zszokowany, jak mógł spudłować w 32 minucie, gdy zamiast bramki sędzia był zmuszony wskazać na rzut rożny. Na szczęście po nim było 2:0. Krótkie rozegranie kornera, Chajewski spod pola karnego wrzuca na przedpole, gdzie gapiostwo obrońców i bramkarza wykorzystuje Sławomir Orzech głową pakując piłkę do bramki. Końcówka I połowy należała jednak dla GKS, a szczególnie do Jarczaka. Bombę z rzutu wolnego z odległości ponad 30 metrów Jaroszewski ładnie odbił na rzut rożny. Kilka minut później napastnik Mirkowa składał się do uderzenia przewrotką, a przy wybiciu piłki głową najbardziej ucierpiał Mateusz Sawicki. Groźnie to wyglądało, na szczęście skończyło się jedynie faulem i żółtą kartką dla Jarczaka. On z kolei powetował sobie w 42 minucie. Niezdecydowanie w kole środkowym wałbrzyskich pomocników wykorzystuje natychmiast Grzegorz Zygadło, który prostopadłym podaniem uruchamia Jarczaka. Michalak wślizgiem nie sięga piłki, a Jaroszewski w sytuacji sam na sam jest bez szans i do przerwy GKS Mirków przegrywał 1:2.
Po przerwie nie było wiele składnych akcji. Wałbrzyszanie szybciej operowali piłką, ale zawodzili skrzydłowi. Rękawek bardzo szybko zgasł, a Tragarz, za wyjątkiem bramki, był praktycznie niewidoczny. O ile w destrukcji goście radzili sobie bezproblemowo to z kreowaniem sytuacji bramkowych było trudno. Najgroźniejszą akcję w II połowie stworzył rezerwowy … Marcin Siwek, który niedokładnym zagraniem do tyłu puścił w bój Allana, którego szarżę faulem przerwał kapitan gospodarzy Damian Żminkowski. Z dystansu ładnie i celnie uderzali Michalak i Rytko, jednak 19-letni bramkarz Przemysław Rak efektownymi paradami wyłapał futbolówkę. Miejscowych kibiców zdenerwowała zmiana Macieja Gędaja za Jarosława Gołdę. Rezerwowy raził nieporadnością i pasywnością, nic dziwnego, że zmianę powrotną publika przyjęła oklaskami. Rozczarowany takim obrotem sytuacji Gędaj szybko udał się do szatni. Ciekawostką jest fakt, że następcą nieszczęśnika z nr 13 był niejaki Damian Błoński, którego poczynania obserwował ojciec – Wojciech, były koszykarz Śląska Wrocław, reprezentacji Polski, a później radny i dyrektor sportowy piłkarskiego Śląska. Im bliżej końca meczu tym oba zespoły zaczęły preferować ataki z pominięciem drugiej linii. Odpowiednio zareagował trener Fojna, który wprowadzając rosłych zmienników w osobach Damiana Bogacza i Denisa Deca narobił sporo problemów drużynie GKS. W końcówce Mirków nie rzucił się do huraganowych ataków, a bramkę mogli zdobyć wałbrzyszanie. Po kiksie Kamila Mazurkiewicza piłkę przed polem karnym przejął Chajewski, ale szybko został zablokowany. Doliczony czas nie zmienił obrazu ostatnich minut i Górnik jak najbardziej zasłużenie wygrał w Mirkowie 2:1.

wtorek, 16 kwietnia 2019

MKP Wołów rozgromiony

Sobotni mecz piłkarzy Górnika to jedna z organizacyjnych porażek działaczy wałbrzyskich, którzy nie potrafili pogodzić dwóch imprez, których terminy się nakładały. Piłkarskich ligowych meczów jest wiosną'19 jak na lekarstwo, a mimo to, w sobotę 13 kwietnia, wielu kibiców biało-niebieskich wybrało o wiele bardziej prestiżowy pojedynek play-off koszykarzy, który zaczynał się 60 minut po rozpoczęciu zmagań futbolistów. Dlaczego nie doszło do porozumienia, by przełożyć mecz piłkarski (na wcześniejszą godzinę) lub koszykarski (choćby na godz.18.00)? Co więcej, pierwsi kibice, którzy zdecydowali się marznąć na czwartoligowym meczu mocno musieli się zdziwić, że jedyna brama prowadząca na koronę Stadionu 1000-lecia była zamknięta i droga na trybuny prowadziła przez tunel i bramkę z bieżni. Kwadrans przed pierwszym gwizdkiem udało się w końcu opanować problem z kłódką i większość z niewiele ponad setki kibiców, weszła normalnie na trybuny.
Oba zespoły przystępowały do spotkania w nie najlepszych nastrojach. Gospodarze w ostatnim meczu doznali pierwszej porażki w tym sezonie mecz i strata do prowadzącego Śląska II wynosiła aż 10 punktów. Poza tym trener Jacek Fojna nie mógł skorzystać z usług pauzujących za kartki Tomasza Wepy, Damiana Chajewskiego - pewniaków w środku pola. Jako zmiennik Jaroszewskiego w meczowej kadrze debiutował 18-letni bramkarz Patryk Bińkowski. Szymon Stec, etatowy rezerwowy bramkarz doznał w środowym meczu pucharowym w Żarowie kontuzji wykluczającej go z występu ligowego. Z kolei MKP Wołów początek wiosennych zmagań nie będzie miło wspominał, bo dotychczasowe mecze zakończył porażkami i w tabeli wiosny 2019 wyprzedza jedynie Polonię Trzebnica, która również wszystko przegrywa, tyle, że w wyższym stosunku. Wołowianie musieli uznać wyższość m.in. beniaminków z Mirkowa, Żarowa, z którymi czekać będzie ciężka walka o utrzymanie w lidze. Zimą, co prawda prezesem klubu został Robert Sadowski, wcześniej pracujący w Zagłębiu Lubin, ale na efekty pracy przyjdzie jeszcze poczekać. Zimą do Lechii Dzierżoniów odszedł najskuteczniejszy jesienią strzelec Oskar Majbroda, zdobywca 5 trafień. Nie udało się przekonać do gry Patryka Bobkiewicza (Piast Żmigród), który 3 lata temu był w orbicie zainteresowań 3-ligowego wówczas Górnika Wałbrzych szukającego młodzieżowca. W sobotnim meczu trener Piotr Bolkowski ponownie zaprezentował zespół mieszankę młodości z rutyną. Przedstawicielami tej drugiej byli przede wszystkim kapitan, były szkoleniowiec MKP 41-letni Konrad Tabak, czy 37-leni Michał Sikorski, który rywalizował z Górnikiem w przeszłości w barwach MKS Oława, Pogoni Oleśnica i Stali Brzeg. 
Z kolei skład wałbrzyszan musiał zaskoczyć obserwatorów dotychczasowych meczów wicelidera. Wobec braku w środku pola Chajewskiego i Wepy trener Fojna postawił na Daniela Borowca i Jana Rytko. Dla 20-latka ze Świebodzic był to debiut w wyjściowej jedenastce, a wcześniej zaliczył zaledwie 3 epizody wchodząc z ławki rezerwowych.
W podobnej sytuacji co popularny Boro znalazł się Brazylijczyk Allan de Paula, który po raz pierwszy zaprezentował się od pierwszego gwizdka sędziego i był to bardzo obiecujący występ. Praktycznie po 6 minutach gry było już po meczu, bowiem wałbrzyszanie prowadzili już 2:0. Pierwsza ofensywna akcja miejscowych zakończyła się bramką. Akcję rozpoczął i zakończył Borowiec. Piłka trafiła na lewą stronę, gdzie wbiegający Mateusz Krzymiński miękko wrzucił na przedpole bramki Przemysława Harwata, gdzie Borowiec głową otworzył wynik meczu. Kilka minut później Rytko zagrał tym razem na prawą stronę do Mateusza Sawickiego, który łatwo minął rywala i nie dał szans bramkarzowi w sytuacji jeden na jeden. Zziębnięta publiczność rozgrzana została szybko, ale na kolejne bramki przyszło jej jeszcze poczekać. Wałbrzyszanie nie forsowali tempa, ale koronkowe akcje mogły się podobać. Pod obserwacją znalazł się Allan, który oprócz tradycyjnego dla swojej nacji wyszkolenia technicznego, imponował wyszkoleniem, a także zaangażowaniem w grze defensywnej.
Trio strzelców bramek w I połowie dla Górnika:
od lewej Sawicki, Borowiec i Allan.
[foto:walbrzych24.com]
Goście długo nie mogli stworzyć jakiejkolwiek akcji pod bramką Górnika, a Jaroszewski po raz pierwszy piłkę dotknął, gdy otrzymał ją rzuconą przez partnera z autu. Mimo to, bramkarz gospodarzy musi najmocniej uderzyć się w pierś za stratę bramkę - MKP przejął wybijaną piłkę przed polem karnym,a strzał z około 20 metrów wpadł pod rękami właśnie Jogiego do siatki. Goście jednak nie mieli pomysłu, by zepchnąć wałbrzyszan do defensywy, czy nękać szybkimi kontratakami. Z drugiej strony, zastępujący Wepę w roli kapitana, Dariusz Michalak łatwo nawinął sobie obrońcę spokojnie wrzucił, gdzie kapitalnie głową akcję sfinalizował Allan podwyższając wynik na 3:1. Po przerwie wszelkie wątpliwości, o ile ktoś miał, szybko rozwiał Borowiec. Znów koronkowa akcja z lewej strony, znakomite dogranie wzdłuż końcowej linii Allana, a nadbiegający pomocnik Górnika nie miał problemów z wpakowaniem piłki do bramki. Dokonywane zmiany przez Jacka Fojnę nie zdezorganizowały gry, choć zapewne kibice woleliby jeszcze oglądać w akcji brazylijskiego napastnika. W roli egzekutora skutecznie zastąpił go Miłosz Rodziewicz, który po rzucie rożnym głową zdobył piątą bramkę. Dla Rodzyna było to trzecie trafienie w sezonie w roli zmiennika - w całej lidze tyle samo ma na koncie w roli jokera niegrający już w rezerwach Śląska Czech Kamil Vacek i Paweł Gryz z Orła Prusice. Warto również zauważyć, że już dawno Górnik nie zdobył aż 3 goli w jednym meczu po uderzeniach głową - ostatni raz miało to miejsce 26.09.2015, gdy trzecioligowy Górnik rozgromił Budowlanych Lubsko 7:1 Ostatecznego dzieła zniszczenia dokonał Szymon Tragarz, który strzałem zza pola karnego ustalił wynik na 6:1. Szymon zanotował już piąte trafienie w rundzie wiosennej (skuteczniejszy z 7 golami w tym roku jest Bartosz Chabrowski z Piasta Nowa Ruda), mimo to nie znalazł uznania w oczach trenerów Grzegorza Kowalskiego i Jacka Opałki, którzy odpowiadają za dolnośląską  reprezentację na Regions Cup.
Po raz pierwszy od 1 września ostatnie miejsce w tabeli grupy wschodniej opuścił zespół Zjednoczonych Żarów. Piłkarze Macieja Jaworskiego sukcesywnie punktują na własnym boisku, wiosną zdobywając w sumie więcej punktów niż Górnik! W dotychczasowych ligowych meczach w 2019 roku najlepiej prezentuje się Polonia-Stal Świdnica 16 punktów (5-1-0), a za nią:
Śląsk II -15 (5-0-1),
GKS Mirków i Zjednoczeni -12 (4-0-2)
Górnik -11 (3-2-1).
Najgorzej idzie zdobywanie punktów Nysie Kłodzko (1 punkt w 5 meczach), a przede wszystkim wspomnianym wcześniej Polonii Trzebnica i MKP Wołów (komplet 5 porażek). Sensacyjnie zakończył się sobotni mecz w Świdnicy, gdzie Śląsk II zakończył passę  15 kolejnych zwycięstw. Porażka sprawiła powrót do status quo sprzed tygodniowego meczu przy Oporowskiej - lider ma 7 punktów przewagi nad Górnikiem. Różnica polega, że okazji do straty punktów jest coraz mniej - pozostało 9 meczów, a przed rezerwami mecze z Trzebnicą (d), Żernikami, Piastem Nowa Ruda (d), Ząbkowicami, Sokołem Wielka Lipa (d), Bielawianką, Unią Bardo, Nysą (d) i MKP Wołowem.
Przed Górnikiem kolejne mecze, zarówno pucharowe jak i ligowe. Na chwilę obecną są jeszcze szanse na wygranie grupy wschodniej, poza tym optymizmem powiało ze względu na grę, skuteczność zawodników, którzy do tej pory byli w głębokim cieniu bardziej doświadczonych kolegów. 

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Przegrany najważniejszy mecz sezonu Górnika

Biorąc pod uwagę stawkę meczu, to niedzielne spotkanie Śląska II Wrocław z Górnikiem Wałbrzych, dla gości było jednym z  najważniejszych spotkań w obecnym stuleciu. Podobnie jak pamiętne baraże o powrót do 2.ligi w 2016 roku ze stołeczną Polonią, rezultat rywalizacji miał nie tylko sportowy wymiar, ale niebagatelne znaczenie dla przyszłości piłkarskiego Górnika. 3 lata temu powrót na szczebel centralny miał być magnesem dla potencjalnych sponsorów, większej dotacji miejskich, a przegrany dwumecz z Czarnymi Koszulami spowodował powolny upadek odczuwalny do dziś. Po odejściu kluczowych zawodników, braku finansów,by uzupełnić kadrę wartościowymi następcami, Górnik nie był w stanie nawiązać równorzędnej rywalizacji w 3.lidze, co skończyło degradacją do 4.ligi. Obecnie Górnik spłaca długi z przeszłości, ewentualny awans do 3.ligi, podobnie jak 3 lata temu promocja do drugiej ligi, otwierałby ewentualnie drzwi do nowych dobroczyńców,  byłby mocnym argumentem w pozyskiwaniu środków z miasta czy gminy. Brak sukcesu w obecnej, trudnej finansowo sytuacji klubu, stawia duży znak zapytania, co do przyszłości obecnej kadry I zespołu. Trener Jacek Fojna już w minionym sezonie udowodnił, że ma pomysł na zespół, solidnie zapracował na swoje nazwisko i być może latem odejdzie do klubu, który nie tylko da szansę dalszego rozwoju, ale przede wszystkim doceni finansowo. W podobnej sytuacji znajdzie się kilku zawodników, dla których kolejny sezon przy Ratuszowej mógłby być straconych, zwłaszcza, gdyby pojawiły się propozycje gry w trzeciej lidze za większe pieniądze, które funkcjonują w większości czwartoligowych klubów.
W sezonie 2018/19 rywalizacja w 4.lidze dolnośląskiej przypomina z ubiegłego sezonu - dwie ekipy mocno odskoczyły reszcie stawki, między sobą decydując o prymacie w grupie. Rok temu na zachodzie AKS Strzegom bił się nieskutecznie z Apisem Jędrzychowice, a rezerwy Śląska uznać wyższość musiały Foto-Higieny Gać. Przegrani z czerwca'18 w bieżącej kampanii przeżywają istne deja vu - strzegomianie łeb w łeb idą z rezerwami Chrobrego Głogów, a wrocławski team długo musiał oglądać się na wyniki Górnika Wałbrzych. 
Drużyna z Oporowskiej spadła dwa lata temu wraz z wałbrzyszanami z 3.ligi. Od tamtej pory na własnym boisku rozegrała 26 meczów, w których 25 razy schodziła w glorii zwycięzców, a jedyny mecz przegrała 7 października 2017 roku z Foto-Higieną Gać 1:3. Te niepowodzenie miało kluczowe znaczenie na mecie sezonu, bowiem wiosenne zwycięstwo 1:0 w Gaci okazało się niewystarczające i w barażach wystąpił zespół spod Oławy. W bieżącym sezonie Śląsk II uniknął do tej pory wpadek, jakie miały miejsce w poprzednim sezonie i wygrał wszystkie spotkania za wyjątkiem meczu w Wałbrzychu. Górnik przez dłuższy czas przewodził ligowej stawce, ale remisy spowodowały, że pomimo braku porażek ekipa Jacka Fojny traciła dystans do wrocławian. Wiosną Śląsk II rozgromił GKS Mirków 5:0 przy Oporowskiej (choć był to teoretycznie mecz wyjazdowy), ograł ambitnie walczącego wiosną beniaminka Zjednoczonych w Żarowie 4:1, 3:0 u siebie Orła Prusice i 4:0 w Marcinkowicach.  Takie wyniki musiały wzbudzać szacunek. Górnik rozpoczął równie efektownie, bo 3:0 z Sokołem Wielka Lipa, a przede wszystkim 5:1 w Nowej Rudzie. Później w ciągu tygodnia biało-niebiescy stracili aż 4 punkty po dwóch remisach. W Bielawie obijana była poprzeczka, Górnik prowadził 1:0, ale stracony gol w doliczonym czasie gry bolał niemiłosiernie mocno. Tydzień później w Bardzie prawdziwy rollercoster od 1:0, przez 1:2 po wywalczony w samej końcówce remis 2:2. Nadmiar żółtych kartek spowodował, że na megahit sezonu do Wrocławia wałbrzyszanie jechali bez Dariusza Michalaka (ostatniego gracza Górnika, który trafił przy Oporowskiej) i Michała Oświęcimki. Śląsk II w środę poprzedzającą mecz z wiceliderem odpadł z okręgowego Pucharu Polski, ulegając Sokołowi Wielka Lipa 1:2. W tym meczu zabrakło zawodników z bezpośredniego zaplecza I zespołu. Co prawda trener Piotr Jawny w ciągu całego sezonu korzystał z usług Czecha Vaćka, Serbów Srnića i Cotry, Irańczyka Farshada, obrońcy Pawelca, pomocników Dankowskiego, Cholewiaka, Gąski, napastników Szczepana czy Piecha, ale wielkim nadużyciem byłoby stwierdzenie, że to jest główna siła zespołu lidera. W niedzielne przedpołudnie zabrakło jakiegokolwiek z ww. zawodników, dodatkowo urazy wyeliminowały udział w meczu Bartkowiaka i Scaleta - najskuteczniejszych strzelców rezerw.
7 punktów straty - z takim bagażem wałbrzyszanie przystępowali do pojedynku kategorii BYĆ ALBO NIE BYĆ. Co ciekawe nawet zwycięstwo nie gwarantowało sukcesu Górnika, bowiem niwelowało różnice punktową do 4 oczek, by w 10 pozostałych meczach liczyć na komplet zwycięstw przy jednoczesnych potknięciach wrocławian, które po prostu się nie zdarzają w tym sezonie. Goście z Wałbrzycha nie tracili jednak wiary i odważnie rozpoczęli spotkanie. Do Wrocławia wybrało blisko trzy setki szalikowców, którzy zaczęli wchodzić na obiekt około 15 minuty gry. Niestety,nie zobaczyli najlepszego okresu gry wałbrzyszan w całym sezonie. Początek meczu w wykonaniu Górnika był kapitalny. Już po pierwszej minucie goście mieli za sobą dwa rzuty rożne, dwukrotnie od utraty bramki miejscowych ratuje bramkarz Dariusz Szczerbal, rocznik 1995 - nestor zespołu Piotra Jawnego, pozostali zawodnicy są z roczników 1997-2000. Wreszcie w 5 minucie po kolejnym rożnym zamieszanie pod bramką Śląska II, piłka trafia pod nogi Szymona Tragarza, który z bliska otwiera wynik meczu. Szok wśród wrocławskich kibiców mógł szybko minąć, bo po 3 kolejnych minutach powinien być remis, gdy Szymon Krocz minął już Jaroszewskiego, a z pustej bramki na rzut rożny piłkę wybił Sławomir Orzech.
Z czasem wrocławianie opanowali sytuację, mecz się wyrównał, ale i tak najwięcej mówiło się o pracy sędziego Kamila Wieliczko z Jeleniej Góry, którego decyzje zaważyły o losach meczu. Kwadrans po stracie bramki rezerwy Śląska wyrównały. Przysnęli wałbrzyszanie na swojej lewej stronie, 19-letni Bartosz Boruń znakomicie zagrał na siódmy metr, gdzie Krocz przepchał Rytkę i pokonał Jaroszewskiego. 10 minut później mieliśmy pierwszą i nie jedyną kontrowersyjną sytuację w meczu. Sprytne przerzucenie piłki nad wałbrzyskimi obrońcami do wybiegającego Kotowicza przeczytał Jaroszewski, który wybiegł na 10-11 metr. Wybiegł w swoim stylu, kierując się doświadczeniem wysuwając nogę do przodu. Siłą rozpędu zderzył się w biegnącym zawodnikiem Śląska II, a po gwizdku arbitra oczekiwać można było równie dobrze rzutu wolnego dla gości jak i rzutu karnego. Jeleniogórski sędzia postawił na "jedenastkę", którą obronił Jogi odbijając strzał Mateusza Młynarczyka. Ostatni kwadrans I połowy to już okres przewagi optycznej miejscowych, którzy udokumentowali ją golem z kolejnego problematycznego karnego. W 39 minucie po lewej stronie szarżującego przy końcowej linii rywala przytrzymywał lekko Jan Rytko. Gdy rywal wbiegł w pole karne, Janek go już nie dotykał, a zawodnik ani nie stracił piłki, szansy na odegranie, oddanie strzału itp, a mimo to pan Wieliczko przerwał grę dyktując karnego. Decyzja oczywiście zbulwersowała obóz wałbrzyszan, za protesty żółtą kartkę zobaczył Tomasz Wepa, ale zadziwiła również wrocławską ławkę, bowiem gospodarze ze swojej perspektywy nie wiedzieli za co przerwana została gra. Podyktowanie rzutu karnego w takim momencie, w tak ważnym gatunkowo meczu to nie była odwaga, lecz brak doświadczenia. Odwagi, a raczej konsekwencji sędziemu zabrakło już kilkadziesiąt sekund później po drugiej stronie boiska, gdy po dośrodkowaniu Sawickiego staranowany przez obrońców został Miłosz Rodziewicz.
Wrocławian uradował Paweł Kucharczyk,choć jego strzał z 11 metrów wyczuł Jaroszewski. Jogi błysnął jeszcze w 45 minucie, kiedy piękną robinsonadą uchronił Górnika od utraty bramki.
W drugiej odsłonie oczekiwano, że Górnik nie mając czego bronić ruszy frontalnie do ataku, będzie szukał zwycięstwa. Tak się nie stało, bowiem sytuacji pod bramką Szczerbala było jak na lekarstwo.A i kolejnych kontrowersji nie zabrakło. W 52 minucie ładną szybką akcję zainicjował Rytko uruchamiając Tragarza, ten idealnie w tempo zagrał do wbiegającego w pole karne Damiana Chajewskiego (zdjęcie nr 1), który nie był w momencie podania na spalonym. Przy mijaniu obrońcy został przez niego lekko przytrzymywany, stracił równowagę i upadł (zdjęcie nr 2), gwizdek arbitra nie oznaczał rzutu karnego jak w 41' przy drugim karnym, nie oznaczał również odgwizdania próby wymuszenia karnego, lecz ... spalony - o czym świadczy sylwetka pana Wieliczko (zdjęcie nr 3) odwróconego twarzą do środka boiska z ręką podniesioną wysoko:
Za protesty Chajewski zobaczył żółtą kartkę, która oznacza pauzę w najbliższym meczu. Niewiele wniósł do gry Brazylijczyk Allan, ktory zastąpił Rodziewicza. Więcej od Szczerbala pracy miał Jaroszewski. W 62 minucie jedyna w meczu żółta kartka dla Mikołaja Łazarowicza, który w ubiegłym sezonie ustrzelił hat-tricka w barwach Nysy Kłodzko w meczu z Górnikiem. Defensor po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pod wałbrzyską bramką ostro potraktował Sawickiego w sytuacji bez piłki. Szukając na siłę argumentów przeciwko sędziemu, można byłoby doszukiwać się w tej sytuacji wykluczenia dla Łazarowicza. W 77 minucie sędzia powinien odgwizdać faul na Młynarczyku, którego ostro zatrzymał Smoczyk. Wieliczko nie widział przewinienia tuż przed polem karnym (na pewno na żółtą kartkę), a poturbowany wrocławski napastnik musiał opuścić boisko. 5 minut później było już jednak po meczu. Orzech niedokładnie próbował zagrać do kolegów, strata, szybka kontra i faul w polu karnym na Izydorczyku. Ponownie Jaroszewski odgadł w który róg strzeli Kucharczyk, ale mocny strzał jest nie do obrony. W końcówce meczu drugą żółtą kartkę za niepotrzebne komentarze decyzji arbitra ogląda Wepa i podobnie jak wcześniej Czesław Zapart musiał udać się wcześniej do szatni.
Emocje wzięły górę - Czesław Zapart i Tomasz Wepa.
[foto: Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl]
Śląsk II wygrał zasłużenie, bo strzelił więcej bramek od rywala, ale wynik nie odzwierciedla przebiegu spotkania i jest za wysoki. Wałbrzyszanie byli nie tylko równorzędnym rywalem, ale okresami to oni prowadzili grę, a gdyby Chajewski z Tragarzem, zwłaszcza na początku spotkania, mieli więcej szczęścia pod bramką Szczerbala, to rezultat byłby odwrotny.
Nie miał najlepszego dnia sędzia Kamil Wieliczko, który swoimi decyzjami wyprowadził z równowagi wałbrzyszan. Nadużyciem byłoby napisać, że wrocławianie wygrali dzięki sędziemu. Piotrowi Jawnemu wyboru w napadzie trener Fojna może zazdrościć. Rodziewicz mógł się przekonać ile mu brakuje do piłkarzy, którzy wcześniej grali w CLJ czy mogli trenować z I zespołem grającym w ekstraklasie. Kibice czekają na eksplozję skuteczności Allana, widoczny był brak w II linii walecznego Oświęcimki czy solidnego w defensywie Michalaka. Gdyby doświadczeni Jaroszewski, Rytko czy Orzech lepiej się zachowali przy sytuacjach z karnymi, mogło inaczej się zakończyć. Gdyby...
Po tym meczu we Wrocławiu powoli mogą szykować się do barażu o 3.ligę, natomiast w Wałbrzychu duży niedosyt. Za kilka tygodni nikt nie będzie już pamiętał o pięknej passie bez porażki, o dobrej postawie w meczu z liderem. Liczy się tylko zwycięstwo, a tego Górnikowi zabrakło w niedzielę, choć nie była to mission impossible. Zespół miał swoje szanse, z których wykorzystał zaledwie jedną. Nie bez wpływu na grę pozostawały dyskusyjne, niejednoznaczne decyzje sędziego, które mogły być zinterpretowane w inny, niż w niedzielne południe, sposób. A były to decyzje dla obu drużyn, tyle, że te kluczowe akurat przyniosły bramki dla wrocławian. Rozbici psychicznie Górnicy nie byli w stanie w drugiej odsłonie odwrócić losów meczu.
Co dalej Górniku? Odpowiedź przyniesie już najbliższy mecz z MKP Wołów. Bez wykartkowanych Wepy i Chajewskiego, jak zareagują po utraconej szansie na wygranie 4.ligi? Tak naprawdę to pytań jest więcej dotyczących I drużyny. Czy latem trenerzy i wszyscy piłkarze zdecydują się po raz kolejny powalczyć z Górnikiem o 3.ligę, czy te zadanie spadnie na barki nowej ekipy?