środa, 29 października 2014

Koniec sezonu w Norwegii

Ze względów klimatycznych sezon w Norwegii kończy się wcześniej niż w ligach kontynentalnych. W przeszłości sporo wałbrzyszan grało na Wyspach Owczych, a ostatnimi czasy popularna stała się Norwegia. Dwójka byłych piłkarzy Górnika Wałbrzych reprezentuje trzecioligowy Fram Larvik.  Miasto liczące ok. 25 tysięcy mieszkańców w świecie sportu jest znane dzięki żeńskiej drużynie piłki ręcznej Larvik HK, która w swojej zaledwie 24 historii 16 razy świętowała mistrzostwo kraju, 14 krajowy puchar, a także 6-krotnie w europejskich pucharach, w tym 2 razy w Lidze Mistrzyń. Obecnie w tymże klubie gra Polka Alina Wojtas. Piłkarze nożni z kolei grają dopiero w trzeciej lidze - Oddsen-ligaen i w zakończonym w miniony weekend sezonie zajęli wysokie trzecie miejsce z 49 punktami za Jerv (59 pkt) i Vindbjart (51 pkt).
Michał Zawadzki
Miejscowy Fram już drugi sezon reprezentuje dwójka Polaków, którzy swego czasu razem grali w Zielonej Górze - Marcin Pietroń i znany pod Chełmcem Michał Zawadzki.  Były defensor Górnika w mijającym już sezonie zagrał 11 ligowych meczów i dwa pucharowe. W lidze trzykrotnie wpisał się na listę strzelców i tyleż razy był upomniany żółtą kartką. Oprócz tego zaliczył 6 występów w zespole rezerw grającego 3 klasy niżej.
O wiele lepiej wygląda w zespole sytuacja Pietronia, który w lidze opuścił zaledwie jeden występ i to ze względu na absencję kartkową.
Do wspomnianej pary w sierpniu dołączył Dawid Kubowicz, o którego angażu marzono w wałbrzyskim drugoligowcu. Popularny Kuba najpierw bawił na testach w drugoligowym Hamarkameratene, który wówczas zamykał ligową tabelę. Ostatecznie dołączył do rodaków szczebel niżej i od sierpnia zaliczył 7 spotkań strzelając jedną bramkę. O wiele bardziej "okazała" wygląda statystyka kartek, bowiem Dawid dwukrotnie oglądał czerwoną kartkę przez co jego bilans jest tak skromny. Poza tym wałbrzyszanin zaliczył jeden epizod w rezerwach, które w swojej lidze zajęły 6.miejsce na 12 drużyn. Norweskie media pozytywnie oceniły grę Kubowicza w jego debiutanckim sezonie, sugerując przedłużenie umowy. Czy tak się stanie, czy polski zawodnik zmieni barwy klubowe? O tym przekonamy się w przerwie między sezonami, bowiem w Norwegii system ligowy wciąż rozgrywany jest wiosna - jesień.
Dawid Kubowicz
Na południu kraju w Honefoss zakotwiczył na ten sezon Łukasz Jarosiński. Wałbrzyski bramkarz po dwóch sezonach w zespole Alta IF i uzyskaniu awansu do drugiej ligi postanowił zmienić klub. Honefoss BK co ciekawe rywalizuje w tej samej lidze co poprzedni klub Łukasza i walczy obecnie o utrzymanie w lidze. Do zakończenia rywalizacji w Adeccoligaen zastała ostatnia 30.kolejka. Honefoss zajmuje bezpieczne 11.miejsce z 37 pkt, oczko wyżej od Nest -Sotra i trzy od Alta IF, która plasuje się na pierwszym spadkowym miejscu. Aby było jeszcze ciekawiej  - 2 listopada Jarosiński zagra u siebie przeciwko niedawnym kolegom, którym zwycięstwo pozwoli minąć w tabeli Honefoss (w pierwszym meczu Alta IF wygrała 2:0). Trzecia zainteresowana drużyna walką o utrzymanie z kolei gra na wyjeździe ze zdegradowaną drużyną (Ullensaker/Kisa). Do tej pory Łukasz wystąpił w 20 z 29 ligowych meczów oraz przegranym meczu pucharowym. W tych spotkaniach 38 razy wyciągał piłkę z siatki i oglądnął dwukrotnie żółtą kartkę. 5 razy udało mu się zachować czyste konto. Oprócz tego pięciokrotnie wystąpił w zespole rezerw.
Raz udało mu się obronić rzut karny - w meczu wyjazdowym Ranheim TF (1:4), gdzie za drugim razem musiał uznać wyższość egzekutora.
Efektowny lot Jarosińskiego
i niestety piłka w bramce Honefoss BK
Swego czasu bogaty biogram piłkarski miał Józef Kwit, który po wyjeździe do Norwegii grał m.in. Stabaek IF, Fossum IF, Ullensaker /Kisa IF, Bjerke IL, IF Birkebeineren, Hauger FK czy Lommedalens IL. Po tym jak rok temu pokazał się w Świdnicy ślad po nich zaginął. Podobnie rzecz ma się z młodszym bratem Łukasza Jarosińskiego - Kamilem jak i Rafałem Wodzyńskim. Popularny Wodzu w ubiegłym roku dołączył do starszego z braci Jarosińskich do Alty, gdzie łączył funkcję rezerwowego goalkeepera ze szkoleniowcem bramkarzy.
AKTUALIZACJA
W ostatniej kolejce, w niedzielne samo południe Honefoss BK pokonał Alta IF 1:0 po złotej bramce Kevina Bosse Elie Beugre. Łukasz Jarosiński bronił 90 minut zachowując czyste konto, a mecz oglądało aż 2212 widzów. W końcowej tabeli zespół polskiego bramkarza zajął 11.miejsce (40 pkt), a Alta z 34 pkt trzynaste co wiąże się z końcem rocznej przygody na zapleczu norweskiej ekstraklasy.

poniedziałek, 27 października 2014

Ekspresowa runda

Zaledwie półtora miesiąca trwała runda jesienna w wałbrzyskiej B klasie. Niestety, wałbrzyski podokręg piłki nożnej nie zdecydował się na wariant szkocki czy dawny austriacki, gdzie skromna liczba drużyn rozgrywała kilka rund. Sezon zaczęty w połowie września półmetek osiągnął przed końcem października.
Ósemka drużyn, w której "na papierze" trójka mogła mieć aspiracje awansowe. Życie dosyć brutalnie zweryfikowało szanse wałbrzyskiego Zagłębia. Thoreziacy we wrześniu mogli się pochwalić kompletem 3 zwycięstw po czym nie wygrali już do końca rundy żadnego meczu. Najboleśniej odczuli mecze z najgroźniejszymi rywalami - Górnikiem Gorce i Iskrą Witków, a w dodatku pogubili punkty w remisowych meczach z Unią Stare Bogaczowice i Podgórzem Wałbrzych. W tabeli Zagłębie wyprzedził również Płomyk Borówno, który niespodziewanie, obok Gorc może pochwalić się nieprzegranym meczem na wyjeździe.
Bartosz Ogrodnik - najskuteczniejszy w B klasie
7 meczów - 13 bramek i 7 asyst!
O ile zielono-czarni z Wałbrzycha mogą odłożyć marzenia o powrocie do A klasy, to ich odpowiednicy pod względem barw z Gorc śmiało mogą mówić o walce o awans. W 7 meczach tylko Płomykowi udało urwać się punkty (sensacyjny remis w Gorcach 2:2), a niebagatelne znaczenie może mieć zaliczka z pierwszego meczu z Iskrą, którą Górnik pokonał 2:0. Podopieczni Rafała Siczka odzyskali nie tylko skuteczność, ale i radość z gry, której brakowało z czasów pracy Jarosława Borconia. Oczywiście tacy zawodnicy jak Garwol, Poręba, Szczurek, Pryk, Ostrowski marnują się w tej klasie rozgrywkowej, ale co ma powiedzieć Kornel Duś? Były reprezentant Polski juniorów systematycznie wpisywał się na listę strzelców, ale sama obecność w tej klasie rozgrywkowej to dla niego powinien być ... wstyd. Miejmy nadzieję, że  zimą zmieni klub na występujący w wyższej klasie rozgrywkowej i nie będzie rozmieniał swojego talentu na drobne.
Jedyną drużyną, która na chwilę obecną może realnie włączyć się do rywalizacji z Górnikiem jest Iskra Witków Śląski. W tym klubie od dłuższego czasu wszystko kręci się wokół Bartosza Ogrodnika. Ten 26-letni, wysoki (194 cm) napastnik od lat jest najskuteczniejszym graczem zespołu. W sezonie 2009/10 pokazał się w czwartoligowym MKS Szczawno Zdrój, gdzie strzelił nawet 4 bramki, a o miejsce w  ataku drużyny Wiesława Walczaka rywalizował m.in. z Marcinem Wojtarowiczem czy Łukaszem Bębeńcem. Po sezonie klub z uzdrowiska zainteresowany był dalszą grą Ogrodnika, ale veto postawili "działacze" z Witkowa oczekując pieniędzy za transfer definitywny. Koniec końców rosły napastnik wrócił do macierzystego klubu i do dnia dzisiejszego kopie w B klasie, gdzie Iskra nie może nawiązać do 3 sezonów, w których grali w A klasie.
Ogrodnik w 7 ligowych meczach strzelił aż 13 bramek i dołożył do nich 7 asyst. Popisem był mecz z outsiderem ligi Grodnem Zagórze Śląskie, które nie uciułało nawet punktu - Bartosz trafił pięciokrotnie i przy jednej bramce asystował. W ostatniej kolejce przeciwko Zagłębiu Ogrodnik dorzucił 3 kolejne trafienia, a niedawny faworyt musiał przełknąć gorzką pigułkę nie porażki, ale klęski w postaci 2:8. Zresztą średnia bramek Iskry może imponować 37 bramek w 7 meczach - ponad 5 bramek na mecz !
W pozostałych zespołach widoczna jest zmiana pokoleniowa. Więcej można było się spodziewać po Podgórzu Wałbrzych, a przede wszystkim po Unii Stare Bogaczowice, gdzie epizody w B klasie zaliczyli Bartosz i Tomasz Sobotowie.Seniorzy w Unii nie mają priorytetu, bardzo dobrze funkcjonuje praca z juniorami, którzy przewodzą bez porażki w klasie terenowej, a także sekcja kobiet.
W Zagórzu Śląskim nie spodziewano się zapewne zera po stronie zdobytych punktów. W Świebodzicach niewiadomą jest zawsze skład personalny na dany mecz - wiadomo, że priorytet mają zespoły seniorów i juniorów grające w klasie okręgowej. Gdy nałożą się terminarze to nie ma komu grać - stąd blisko kompromitacji w spotkaniu z Zagłębiem Wałbrzych, gdzie grano po przerwie w dziewiątkę.
Tak mała ilość drużyn, meczów nie służy podniesieniu poziomu, który nie jest za wysoki. Oczywiście tabela prawdę ci powie i nie sposób pokusić się o stwierdzenie, że każdy może wygrać z każdym. Najprawdopodobniej rozstrzygnięcie w lidze może zapaść w 10.kolejce gdy do Witkowa Śląskiego przyjedzie Górnik Gorce, który obecnie ma jeden punkt więcej od Iskry.

niedziela, 26 października 2014

Debiuty juniorów w drugoligowym Górniku

Każdy trener życzyłby sobie takiego debiutu juniora jaki miał miejsce w przypadku Michała Bartkowiaka. Pod koniec marca 2013 Górnik podejmuje Chojniczankę, Robert Bubnowicz przy stanie 0:0 zmienia Adriana Moszyka na Bartkowiaka, potem był karny w ostatniej minucie dla gości, a grający w "9" gospodarze w doliczonym czasie gry odwracają losy meczu z 0:1 na 2:1 po asyście i bramce 16-letniego wówczas Michała!
W historii drugoligowych występów mieliśmy kilkanaście debiutów wychowanków czy juniorów Górnika, ale oczywiście nie każdy był tak spektakularny jak Bartkowiaka i nie każdego przygoda z seniorami potoczyła się jak sobie by sam zawodnik i trenerzy życzyli.
Kornel Duś - w ligowym debiucie gol i asysta.
Sezon 2010/11 - najbardziej spektakularny debiut zaliczył oczywiście Kornel Duś, wtedy 17-latek, wychowanek Górnika Gorce, który w Żaganiu (2:2) zaliczył asystę przy bramce D.Janika, a sam w ostatniej minucie gry wyrównał stan meczu. Później było niestety tylko gorzej. W całym sezonie strzelił raptem 3 gole, co nie przeszkodziło mu powrócić do kadry juniorów (U-18, U-19), po jesieni sezonu 2011/12 klub zrezygnował z jego usług, a on sam nie potrafił odnaleźć się w poważnej piłce kopiąc w niższych klasach (Olimpia Kamienna Góra, Górnik Gorce, Skalnik Czarny Bór). Obecnie jest najgroźniejszym strzelcem macierzystego Górnika Gorce - lidera B klasy.
W tymże sezonie debiut zaliczyła grupa wychowanków wałbrzyskiego klubu pod koniec sezonu, gdy trzon ekipy seniorów zaangażowany był w akademicką rywalizację. Przeciwko Elanie Toruń (1:1) ligowe debiuty zaliczyli: Damian Nawrocki (18 lat), Marcin Antoniak (20 lat), Damian Chajewski (19 lat) i Dominik Grzesiak (18 lat). Z tego kwartetu jedynie dla Chajewskiego nie był to jednorazowy epizod, o pozostałych słuch zaginął. "Chajek" w następnym sezonie zaliczył 8 występów wchodząc z ławki rezerwowych, by w 2012/13 dodać do tego dorobku dodać 16 meczów. Jesienią 2013 10 razy pokazał się w drugiej lidze, by wiosną zasilić czwartoligową Olimpię Kowary, gdzie gra do dzisiaj.
Wcześniej niż wspomniany kwartet debiut w 2.lidze zanotował 19-letni Dominik Radziemski, wychowanek Baszty Wałbrzych. Syn Krzysztofa, bratanek Sławomira - znakomitych ongiś defensorów Zagłębia i KP Wałbrzych, wszedł na kilka ostatnich chwil w meczu w Chojnicach (3:0 dla Górnika) zmieniając bohatera meczu Daniela Zinke. W przeciwieństwie do swego rówieśnika Chajewskiego, Dominikowi udało się wywalczyć miejsce w wyjściowej jedenastce, choć trudno mówić w jego przypadku o pewnym miejscu. Jego bilans to 45 meczów i 4 gole. Latem tego roku w wieku 22 lat opuścił Wałbrzych przechodząc do 3-ligowych Karkonoszy Jelenia Góra, gdzie zbiera bardzo pozytywne recenzje (13 meczów i 3 gole w tej rundzie).
Podobny do Radziemskiego debiut w sezonie 2010/11 zaliczył Łukasz Kalka (19 lat), który w ostatniej kolejce w Turku (2:1) zmienił w ostatniej minucie Maciejaka. Był to jednak tylko epizod, później ten ponoć utalentowany zawodnik powrócił do macierzystego Włókniarza Głuszyca, gdzie gra do dnia dzisiejszego z przerwą na sezon 2012/13, gdzie jedną rundę zaliczył w Nowej Rudzie, a drugą w Świdnicy.
Paweł Matuszak gra w Austrii
Sezon 2011/12 - Paweł Matuszak (17 lat) syn Radosława, byłego gracza Czarnych, Górnika i KP Wałbrzych. Matuszak jr miał udane wejście do zespołu, podobnie jak rok wcześniej Duś. Dobry technicznie, odważny pomocnik w debiucie w seniorach strzelił bramkę w PP (2:5 z Rozwojem II), w lidze trener Bubnowicz stawiał na niego w wyjściowym składzie póki nie zmogła go kontuzja. Podobieństwa do Kornela nie kończą się jednak tylko na debiucie, bowiem z czasem Paweł dawał coraz mniej zespołowi, z klubem nie mógł się dogadać w sprawie umowy. Ostatecznie przygoda z ligowym Górnikiem trwała ledwie półtora sezonu (17 meczów), a sam zawodnik wzorem ojca kontynuuje grę na poziomie powiatowym w Austrii (ASV Worthington Kienberg/Gaming).
Kamil Jarosiński (19 lat) poszedł w ślady starszego brata i próbował sił jako bramkarz. Debiutował w spotkaniu w Żaganiu, gdy Damian Jaroszewski zobaczył czerwoną kartkę i w swoim pierwszym kontakcie z piłką wyjmował ją z siatki. Górnik przegrał 1:2, nie można mieć pretensji do Kamila za występ, który występ okupił sporym stresem (wymiotował podczas meczu). W drugim meczu musiał przełknąć gorzką pigułkę - 0:5 w Legnicy, a w dopiero w myśl przysłowia do trzech razy sztuka - w swoim meczu nr 3 wygrał (4:1 z Rakowem). W następnym sezonie w sukurs przyszła mu kontuzja Jogiego i wszedł w przerwie meczu z Elaną (0:0), a w kolejnym puścił kolejne 5 bramek (1:5 w Polkowicach). Bilans młodszego Jarosińskiego to 5 meczów i 13 puszczonych bramek. Rok temu próbował swoich sił w piątej lidze norweskiej (IL Nordlys).
Trzecim debiutantem w lidze był 20-letni Przemysław Polak, który w końcówce sezonu (1:1 z Calisią w Kaliszu) zmienił w ostatniej minucie Maciejaka.W następnym sezonie pięciokrotnie wchodził z ławki, ale suma jego występów nie sięgnęła nawet 90 minut minut.
Sezon 2012/13 - o Michale Bartkowiaku wspomniałem na początku. W pucharowym meczu zaliczyli swoje jedyne mecze w seniorach Marcin Matysek i Dawid Rosicki.Natomiast w lidze drugim po Bartkowiaku wychowankiem klubu, który zaliczył debiut był 17-letni Kamil Misiak - dołączony do zespołu na wniosek nowego trenera seniorów Macieja Jaworskiego. W debiucie zaliczył ponad godzinę gry przeciwko Gryfowi Wejherowo (1:2), by 4 dni później zaliczyć połówkę meczu z ROW-em Rybnik (0:2). W następnym sezonie zaledwie kilka razy usiadł na ławce rezerwowych, podobnie jak w obecnym, gdzie Andrzej Polak i Piotr Przerywacz widzieli go w roli ewentualnego zmiennika. Jest podstawowym graczem drużyny juniorów, której występy regularnie obserwuje Jerzy Cyrak i być może wzorem Bronisławskiego niebawem otrzyma Kamil swoją szansę.
Sezon 2013/14 - Mateusza Krzymińskiego (18 lat) trener Jaworski znakomicie zna z zespołu juniorów i  już wiosną sezonu 2012/13 włączył go do kadry seniorów, ale dopiero w kolejnym sezonie dał mu szansę debiutu i stopniowo wprowadzając do zespołu. Łącznie Mateusz za kadencji zarówno Jaworskiego i Polaka zaliczył 16 meczów, a w obecnym 11 - grając za każdego trenera. Mogący pochwalić się dobrym dośrodkowaniem nie pokazuje w pełni tego co mogą zobaczyć obserwatorzy zmagań juniorów, gdzie Krzymiński rozgrywał niekiedy rewelacyjne zawody.
Damian Migalski (16 lat) - wydawało się, że będzie to gracz w stylu Bartkowiaka. W juniorach w strzelający seryjnie bramki, a w seniorach prócz robienia wiatru nie miał czym się pochwalić. W sezonie 13/14 zaliczył 6 końcówek meczów, o których nie wiele dobrego można powiedzieć. W tym sezonie filigranowy napastnik (170 cm) zaliczył już 4 mecze, a Jerzy Cyrak trzykrotnie wystawił go w wyjściowej jedenastce. Grający na boku pomocy kilkakrotnie pokazał się z niezłej strony i mimo młodego wieku wszystko wskazuje, że stał się pewniakiem w meczowej osiemnastce Górnika.
Sebastian Surmaj (18 lat) - w listopadzie 2012 w sparingu z białoruskim Mińskiem Maciej Jaworski dal szansę pokazania się dwóm obiecującym juniorom: Bartkowiakowi oraz Surmajowi. Jednak na ligowy debiut musiał poczekać aż do maja bieżącego roku, gdy Górnik pechowo przegrał w Bytomiu z Polonią (1:2). Maciej Jaworski wpuścił go w trudnym momencie, gdy zespół przegrywał 1:2 i trzeba było gonić wynik, za Szubę wprowadził Surmaja, który nie okazał się mężem opatrznościowym, ale nie był odstającym od partnerów. W obecnym sezonie zagrał u 3 trenerów cztery razy kompletując niewiele ponad 60 minut gry.
Dominik Bonisławski
Sezon 2014/15 - porównując kadrę Górnika z obecnego sezonu z tymi z poprzednich rzuca się w oczy ogromna rotacja. Nie przełożyła się to korzystnie póki co na wyniki ligowe. Nie udało się Andrzejowi Polakowi, ani Piotrowi Przerywaczowi. Jerzy Cyrak stara się jak może odwrócić złą kartę. Wśród nowych twarzy jedynym wychowankiem na chwilę obecną jest Dominik Bronisławski, który zaliczył udane 90 minut przeciwko Puszczy Niepołomice. Czy po powrocie z absencji kartkowej Adriana Moszyka utrzyma miejsce w wyjściowej jedenastce? Bronek ma 18 lat, ale konkurentów do roli podstawowego młodzieżowca ma wielu - począwszy od kolegów jeszcze z drużyny juniorów (Migalski, Krzymiński, Surmaj) po przybyłych latem Cichockiego i Mańkowskiego. Potencjał Dominik ma, tylko potrzeba mu czasu na ogranie, zdobycie doświadczenia.

Nadzieja z Puszczy

Sobotnie jesienne popołudnie wydawałoby się znakomitą porą dla kibica by wybrać się na piłkarski mecz. Na Stadion 1000-lecia pofatygowała się dawno nieoglądana znikoma liczba widzów. Nie dość, że pogoda nie rozpieszczała, kilka godzin później meczami w ciepłej hali kusili siatkarze i koszykarze, to w dodatku wyniki piłkarzy Górnika Wałbrzych nie zachęcały fanów futbolu,by zobaczyć poczynania biało-niebieskich. Na takie spotkania przychodzą kibice, których zobaczyć można by było na spotkaniu Górnika nawet po degradacji i kiepskich wynikach w niższych klasach. Również sobotni rywal dla niektórych nie był wystarczającym magnesem. Puszcza Niepołomice przez wielu traktowana jest z przymrużeniem oka, jako efemeryda podobnie jak w nie tak dawnej przeszłości było w Pniewach, Wronkach, Grodzisku Wlkp., Zabierzowie, Gorzycach czy Stróżach. Dopiero w bieżącej dekadzie futboliści z małopolskich Niepołomic wdarli się na szczebel centralny. Nie było by to możliwe bez pieniędzy sponsora, czyli firmy Oknoplast, która zasłynęła, że została jednym ze sponsorów ... Interu Mediolan. W Puszczy klub zaczęto budować metodycznie - nie ściągnięto hurtem ligowców o znanych nazwiskach. Trenerem, za którego kadencji klub sięgnął po największe sukcesy, był Dariusz Wójtowicz - w przeszłości piłkarz m.in. Lechii Gdańsk i Wisły Kraków, a jako szkoleniowiec znany z pracy z kadrą juniorów. Dzięki jego pracy Puszcza zaliczyła awans do 1/16 Pucharu Polski, a w ub.roku w okrągłą 90-tą rocznicę powstania klubu zdobyła awans na zaplecze ekstraklasy.  Przygoda w 1.lidze trwała rok, a zespół na mecie wyprzedził zaledwie OKS Brzesko i ROW Rybnik. Mimo, że po udanej końcówce rundy jesiennej pojawiła się nadzieja na nawiązanie skutecznej walki o utrzymanie, w klubie nie poczyniono głośnych transferów, opierając zespół na zdolnej młodzieży. Wśród nich znalazł się wałbrzyszanin Bartosz Biel, którego trener Wójtowicz znał ze wspólnej pracy w SMS Łódź. Bartek zagrał w 23 meczach, a po sezonie przeniósł się do Suwałk. Wiosną o mały włos klubowym kolegą nie zostałby Sławomir Orzech, lecz na przeszkodzie stanęły finanse - po prostu oferta małopolskich działaczy była śmiesznie niska, a Górnik nie chciał za pół darmo pozbywać się defensora.
Latem po spadku Puszczę opuściło kilkunastu zawodników, z których jedynie wspomnianemu Bielowi oraz Wełnie i Moskwikowi udało się znaleźć klub w wyższej klasie rozgrywkowej. Z kolei z Puszczą kontrakty podpisało kolejnych kilku zdolnych juniorów i dodatkowo zawodnicy, których szerzej nie trzeba przedstawiać. Madejskiego i Zakrzewskiego w Wałbrzychu pamięta się z gry w Miedzi Legnica, Gawęcki gościł przy Ratuszowej w barwach Olimpii Grudziądz, a do tego defensywę wzmocnili ograni Cichy (wcześniej Odra Wodzisław, a ostatnio Kolejarz Stróże) i Napierała (członek ekipy "złotopolskich" - rocznik 1982, czyli Mila, Madej i spółka oraz mistrzostwo i wicemistrzostwo Europy). Puszcza była przed sezonem wymieniana w gronie faworytów do awansu i nie były to tylko buńczuczne zapowiedzi jak w przypadku ... Górnika Wałbrzych. Na usprawiedliwienie niezbyt udanych tegorocznych wyników w 2.lidze jest fakt, że do chwili obecnej Puszcza nie rozegrała żadnego meczu w Niepołomicach. Stadion jest remontowany i dotychczasowe mecze rozgrywane były na boiskach rywala, nawet jeśli kalendarz wskazywał niepołomiczan jako gospodarzy (w meczu z Siarką) to rozgrywany był na obiekcie ... Okocimskiego Brzesko. Oczywiście, jeśli weźmie się pod uwagę zdobycze na obcym boisku Puszcza ustępuję dorobkiem tylko Zagłębiu Sosnowiec, które dorobek 12 punktów uzyskało jednak w 7 a nie 14 meczach.
Oczekiwania wobec Puszczy były i są spore, dlatego po niezbyt szczęśliwym przebiegu rundy jesiennej rezygnację po 3 latach pracy złożył Dariusz Wójtowicz, a jego następcą dość niespodziewanie został Łukasz Gorszkow. Po udanym debiucie, gdzie w Rybniku zespół zremisował z Energetykiem ROW zespół pod wodzą nowego trenera przegrał w Stalowej Woli, gdzie dopiero w ostatniej kolejce mieleckiej Stali udało się wygrać. Po słabiutkich wynikach Górnika faworytem meczu był spadkowicz z 1.ligi. I mimo, że zabrakło w drużynie wykartkowanego Zbigniewa Zakrzewskiego. W wałbrzyskiej drużynie z tego powodu zabrakło Dariusza Michalaka i Adriana Moszyka, kontuzja wyeliminowała Damiana Jaroszewskiego. Nawet na ławce rezerwowych zabrakło Bartosza Szepety. Oprócz tematu bramkarza w ekipie Górnika newsem tygodnia było potwierdzenie do drugoligowych rozgrywek juniora Dominika Bronisławskiego. Dla popularnego Bronka jest to drugie podejście do I zespołu, bowiem w maju ubiegłego podczas pierwszych dni pracy w roli I trenera Maciej Jaworski postanowił dokooptować trójkę juniorów: Krzymińskiego, Misiaka i właśnie Bronisławskiego. Ze wspomnianego trio tylko Dominikowi nie dane było zadebiutować w zespole seniorów. Drużyna Górnika boryka się z problemami w każdej formacji i nikt się nie spodziewał, że junior zacznie mecz w podstawowym składzie. A jednak. W dodatku Bronisławski nie dał plamy, walczył, biegał, zaliczył kilka odbiorów, były też błędy, brak odwagi w kilku momentach, ale kolokwialnie można nazwać jego debiut za obiecujący.
Radość po meczu wałbrzyszan - po raz pierwszy w tym
sezonie ... [foto:R.Bajek - walbrzyszek.com]
Wracając do samego meczu - nie było to porywające widowisko. Górnik w tym sezonie wyglądał lepiej niż w starciu z Puszczą. Mimo, że nie stworzył wielu sytuacji podbramkowych zdobył jednego gola, nie dopuścił do utraty bramki. W kilku akcjach pod bramką Patryka Janiczaka dopisało szczęście, którego z kolei brakowało w poprzednich meczach. Wiadomo, że gra się tak, jak przeciwnik na to pozwala. Biorąc pod uwagę zajmowaną pozycję Puszcza po części rozczarowała. Najgroźniejszym zawodnikiem był skrzydłowy Piotr Madejski, który wiosną 2012 dawał się we znaki wałbrzyskim defensorom. Wówczas w barwach Miedzi Legnica skutecznie wkręcał obrońców Górnika, ale podobnie jak dwa i pół roku temu efekt był żaden. Na dodatek, podobnie jak w przypadku Nigeryjczyka Longinusa Uwakwe, mógł mówić w pewnym sensie o szczęściu, że arbiter nie pokazał czerwonej kartki, bowiem surowszy, bardziej pryncypialny rozjemca mógł się pokusić o wykluczenie. Takiego szczęścia nie miał tydzień temu Dariusz Michalak.
Jerzy Cyrak wciąż szuka optymalnego zestawienia - w bloku defensywnym po raz pierwszy za swojej kadencji zaufał Przemysławowi Cichockiemu, z kolei po raz pierwszy posadził na ławce Kamila Mańkowskiego. Po raz pierwszy od pucharowego meczu z Podlasiem w Białej Podlaskiej w wyjściowej jedenastce wybiegli Marcinowie Orłowski i Folc. W ofensywie diametralnych zmian na lepsze nie było, w defensywie wciąż indywidualne błędy mogły mieć katastrofalne skutki. Na szczęście brakowało skuteczności zawodnikom Puszczy lub w decydujących momentach na wysokości zadania stanął Patryk Janiczak. Po raz pierwszy za kadencji Jerzego Cyraka Górnik zachował czyste konto po stronie strat. No i po raz pierwszy kibice w Wałbrzychu nie zobaczyli w tym sezonie jak gospodarze tracą bramkę.
Wałbrzyszanie wygrali wreszcie mecz w tym sezonie. Pokonali tym samym pewną barierę psychologiczną. Na pewno wynik wzmocni ich mentalnie i dobrze by było w tej rundzie dorobić się kilkunastu punktów. Nie będzie to łatwe, ale poprzednie mecze pokazują, że każde rozstrzygnięcie jest możliwe. Obecnie do najbliższego rywala w tabeli podopieczni Jerzego Cyraka tracą już tylko 4 punkty, do bezpiecznego miejsca dającego utrzymanie - osiem, a tydzień temu było dramatyczne 11 oczek.

niedziela, 19 października 2014

W pogoni za rekordem

Dokładnie 30 lat temu kibice Górnika Wałbrzych świętowali największe sukcesy drużyny seniorów. W 1984 na mecie ekstraklasowego sezonu zespół finiszował na szóstym miejscu (co zresztą jeszcze zdarzy mu się to powtórzyć), a lider zespołu Włodzimierz Ciołek sięgnął po koronę króla strzelców. Mimo tego historycznego wyniku trudno powiedzieć, by w Wałbrzychu cieszono się wówczas z tego miejsca, bowiem kapitalna runda jesienna rozbudziła mocno apetyty pod Chełmcem. Górnik Wałbrzych prowadzony przez Horsta Panica do rundy wiosennej 1984 przystępowała z pozycji lidera, na stadion na Nowym Mieście przychodziły nie spotykane później tłumy kibiców, a piłkarze tymczasem rozczarowywali. Dość szybko opuścili strefę medalową przenosząc się do grupy średniaków. Na pierwsze zwycięstwo w rundzie wiosennej Górnik czekał aż do ostatniej kolejki. W 30.kolejce, czyli nr 15 w rundzie rewanżowej, zresztą nie bez problemów biało-niebiescy ograli chorzowski Ruch 2:1.
14 długich meczów bez kompletu punktów. Z tak niechlubną bessą mogą niebawem zapoznać się obecni gracze i trenerzy wałbrzyskiego Górnika. Rekord spotkań bez zwycięstwa może być wyrównany w najbliższym spotkaniu z Puszczą Niepołomice.
A jakie wcześniej były najdłuższe serie meczów bez zwycięstwa Górnika?
11 meczów - 2.liga sezon 2012/13 -14.miejsce (gdyby nie walkowery z Lechem Rypin i MKS Oława seria sięgnęła by co najmniej 13 meczów!)
10 meczów - 1.liga sezon 1987/88 - 14.miejsce (utrzymanie po barażach)
10 meczów - 2.liga sezon 1993/94 (jako KP Wałbrzych) -15.miejsce (spadek)
9 meczów - 2.liga sezon 1969/70 -14.miejsce (spadek)
8 meczów - 2.liga sezon 1990/91 - 10.miejsce
8 meczów - 2.liga sezon 2013/14 - 6.miejsce
Jeśli chodzi o najgorszy start w rozgrywkach ligowych to niechlubny rekord został już pobity:
1987/88 - 1.liga - 10 meczy bez zwycięstwa (4 remisy, 6 porażek) - na mecie 14.miejsce
1993/94 - 2.liga (jako KP Wałbrzych)- 10 meczy bez zwycięstwa (po 5 remisów i porażek) - na mecie 16.miejsce - spadek
1994/95 - 3.liga (jako KP Wałbrzych) - 9 meczy bez zwycięstwa (3 remisy, 6 porażek) - na mecie 7.miejsce
A jak wyglądają obecne dokonania Górnika Wałbrzych w porównaniu z poprzednimi sezonami, gdy trzeci szczebel rozgrywek stał się szumnie nazywany drugą ligą? Oto bilans outsiderów po 13.kolejkach:
2008/09 - gr.wsch. ŁKS Łomża 5 pkt (1-2-10) - na mecie sezonu 18.miejsce (ostatnie) zaledwie 12 pkt (3-3-28); gr.zach. Polonia Słubice 6 pkt (2-0-11) - koniec sezonu 18.m. 26 pkt (Polonia utrzymała się dzięki wycofaniu się Victorii Koronowo i Chemika Police)
2009/10 - gr.wsch. GKS Jastrzębie 6 pkt (1-3-9) - koniec sezonu 14.m. 38 pkt. - spadek; gr.zach. - Lechia Zielona Góra 5 pkt (1-2-10) - koniec sezonu 13.m. 36 pkt
2010/11 - gr.wsch. Motor Lublin 6 pkt (1-3-9) - koniec sezonu 16.m. 29 pkt - miejsce spadkowe, ale wskutek zawirowań licencyjnych Motor utrzymał się; gr.zach. Polonia Nowy Tomyśl 5 pkt (1-2-10) - zespół wycofał się po 27.kolejce
2011/12 - gr.wsch. KSZO 7 pkt (1-4-6) - zespół za trzykrotne nieprzystąpienie do zawodów został wycofany z rozgrywek, Czarni Żagań 8 pkt (2-2-9) - koniec sezonu 12.miejsce
2012/13 - gr.wsch.Świt Nowy Dwór Maz. 8 pkt (2-2-9) - koniec sezonu 16.miejsce 33 pkt (zespół utrzymał się, dzięki nieotrzymaniu licencji przez Resovię i Unię Tarnów); gr.zach. Elana Toruń 4 pkt (0-4-9) - na mecie 17.m. 19 pkt - spadek
2013/14 - gr.wsch. Garbarnia Kraków 10 pkt (3-1-9) - na mecie 16.m. 35 pkt i spadek; gr.zach. - Calisia 8 pkt (2-2-9) - na mecie 15.m. 36 pkt. spadek.
Jeśli odrzucić sprawy proceduralne i szczęście przy zielonym stoliku to jedynym outsiderem w drugiej lidze, który zamykał po 13 meczach tabelę, a finiszował w bezpiecznej strefie jest zespół Czarnych Żagań. Tyle, że lubuski zespół i tak musiał opuścić ligę, bo sam nie uzyskał licencji.
Jedną ekipą w historii nowej drugiej ligi, który na obecnym etapie rozgrywek nie zasmakował zwycięstwa była Elena Toruń, która dwa lata temu pierwszy komplet punktów zdobyła dopiero w 16.kolejce. Miejmy nadzieję, że wałbrzyszanie nie pobiją tego rekordu.

Kotwica nie oderwała Górnika od dna

W sobotni wieczór wielu w Wałbrzychu oczekiwało pomyślnych wieści z Kołobrzegu. Tamtejsza Kotwica w meczu 13.kolejki walczyła z Górnikiem Wałbrzych, dla którego miał to być kolejny mecz z cyklu "na przełamanie". Jedni wierzyli w magię trzynastki, inni wspominali historię ligowych meczy Górnika z Kotwicą. W sezonie 1999/2000 w ówczesnej trzeciej lidze wałbrzyszanie jesienią wygrali przy Ratuszowej 1:0 po rzucie karnym Marcina Morawskiego, by we wiosennym rewanżu zdobyć punkt po bezbramkowym remisie. Ciekawostką jest, że wówczas Kotwicę prowadził ojciec bohatera ostatnich meczów reprezentacji Sebastiana Mili - Stefan. Z tamtych, zamierzchłych czasów pozostał jedynie Damian Jaroszewski, który bronił w Kołobrzegu, a obecną wizytę nie będzie wspominał dobrze, bowiem na rozgrzewce doznał bolesnego urazu.
Kibice spotkanie mogli śledzić na żywo w relacji na stronie informacje.kolobrzeg.pl. Obszerny skrót wraz z pomeczową konferencją poniżej
 Stream był bardzo dobrej jakości, z nieprzeszkadzającym komentarzem - choć miejscowy dziennikarz nie grzeszył znajomością zawodników gości. Z drugiej strony oglądając zarówno kołobrzeski obiekt, stronę klubową czy nawet tę relację internetową pozostaje żal, że takiego czegoś nie uświadczymy w mieście pod Chełmcem. Są prężne portale, jest kilka telewizji lokalnych, a bramek, skrótów, wywiadów próżno szukać. Przy obecnej grze, wynikach co prawda nawet najlepszy marketing by nie pomógł zapełnić trybun Stadionu 1000-lecia, ale potencjał w tym obszarze wciąż nie jest wykorzystany.
Trener Jerzy Cyrak szuka idealnego rozwiązania, by nie tyle odmienić los, by zdobyć choć punkt. Za kartki wylecieli Marcin Orłowski oraz Filipe. Ile znaczy dla zespołu Orzeł nie trzeba nikogo przekonywać. Absencja Filipe ograniczyła pole manewru w defensywie. Kontuzja Jaroszewskiego spowodowała powrót do bramki Patryka Janiczaka, który co prawda nie zawalił drastycznie którąś z bramek, ale brak zdecydowania, niepewność niektórych interwencji nie pozostawała bez wpływu na partnerów w obronie. Parę stoperów tworzyli Bartosz Tyktor i Tomasz Wepa. Niestety, pomysł nie był to dobra koncepcja. Kapitan Górnika już przez kolejnego szkoleniowca ustawiany jest na środku obrony, ale po meczu w Kołobrzegu Wepka powinien mocno uderzyć się w pierś, zwłaszcza oglądając sytuacje po której gospodarze strzelili pierwszą czy trzecią bramkę.  Tyktor imponuje wzrostem, ale już nie szybkością, Wepa często próbował go asekurować, ale czynił to w I połowie tak nieudolnie, że powstawały duże korytarze dla graczy Kotwicy. Bartek miał niechlubny współudział przy obu golach z końcówki meczu. W pierwszym przypadku dał się ograć Patrykowi Pietrasowi niczym początkujący junior, a w drugim jego próba wybicia piłki wolejem piętką skończyło się przechwytem i celnym strzałem Krzysztofa Bułki.
Dariusz Michalak tym razem zagrał na lewej stronie obrony. Nie zdążył on doskoczyć do Krzysztofa Biegańskiego po piłkarskim bilardzie, z czego zrobiło się 2:0. Po przerwie wyleciał z boiska za faul, który na pewno był, było to przewinienie kwalifikujące się na kartkę, tyle czy aby na czerwoną? Nie tylko ja mam w tej kwestii wątpliwości.
Wałbrzyszanie zostali wręcz rozgromieni. W I połowie sprzyjało im szczęście w kilku sytuacjach pod bramką Patryka Janiczaka, który uchronił mimo wszystko od wyższej porażki. Bramki zostały stracone po dziecinnych indywidualnych błędach. Nadal kuleje konstruowanie sytuacji podbramkowych. Szukanie jedynego napastnika długimi dośrodkowaniami czy podaniami zostało szybko rozszyfrowane i wszelkie próby szybko były kasowane. Podsumowaniem gry kombinacyjnej Górnika był ostatni stały fragment gry w meczu w 94 minucie, które przez miejscową publiczność zostało skwitowane, że sami siebie zaskoczyli.
Jedynym plusem meczu był fakt, że Górnik mimo niekorzystnego wyniku, zwłaszcza w drugiej połowie nie poddawał się, ciągnął do przodu, próbował odmienić losy meczu. Brakowało co prawda umiejętności, szczęścia, ale nastawienie mentalne było takie, jakiego brakowało na przykład we wcześniejszych meczach tego sezonu, za kadencji Andrzeja Polaka czy epizodzie Piotra Przerywacza.

sobota, 18 października 2014

Michel Nykiel

Jednym z najsmutniejszych newsów tygodnia była informacja o tragicznej śmierci Michela Nykiela na wakacjach. W egipskim kurorcie Taba próbował ratować tonącą żonę. Niestety, oboje zginęli.
Nazwisko Nykiel nieodłącznie związane jest z historią Bielawianką. Nie tylko za sprawa Michela, ale i Henryka, który po piłkarskiej karierze był trenerem, jak i prezesem klubu z Bielawy. Nieżyjący już Henryk Nykiel był uznanym szkoleniowcem w wałbrzyskim Górniku, gdzie z sukcesami prowadził młodzież, ale i przy I zespole seniorów - najpierw jako asystent, a w latach 90-tych ubiegłego wieku zaliczył krótki epizod w roli trenera rozpadającego się wówczas drugoligowego Górnika.
O Michelu z kolei głośno zaczęło być w II połowie lat 70-tych. W sezonie 1975/76 Bielawianka grała jako spadkowicz w klasie międzyokręgowej (wałbrzysko-wrocławskiej), gdzie zajęła trzecie miejsce. Trener Stanisław Olearnik sięgał odważnie po juniorów, a wśród nich brylował młody Nykiel. O wiele lepiej we wspomnianym sezonie spisali się juniorzy z Bielawy, którzy sięgnęli po mistrzostwo Dolnego Śląska (2:2 po remisie ze Śląskiem Wrocław i wygrana w karnych, gdzie Michel zaliczył celne trafienie), które stało się przepustką do gry mistrzostwo Polski juniorów. W turnieju ćwierćfinałowym w Łodzi Bielawianka trenowana przez duet Henryk Nykiel - Leszek Kluźniak zajęła ostatnie, czwarte miejsce w swojej grupie - za Odrą Opole, ŁKS Łódź i Górnikiem Zabrze. W tej ekipie grało wielu przyszłych ligowców - w bramce późniejszy kadrowicz Jacek Jarecki (Górnik Wałbrzych, Śląsk), Marian Kowalski, Gerard Śpiewak trafią wraz Nykielem do Górnika Wałbrzych, a Jerzy Buczyński stanie się symbolem klubu na długie lata i nie tylko z powodu charakterystycznej łysiny.
W następnym sezonie (1976/77) Michel Nykiel grał więcej w seniorach, gdzie oprócz kolegów z juniorów mógł spotkać m.in. Leszka Fajka, który później grać będzie w wałbrzyskim Górniku, który został dla Michela kolejnym etapem piłkarskiej przygody.
Przed sezonem 1977/78 drugoligowy wówczas Górnik prowadził śp. Stanisław Świerk, a obiecujący junior wraz z Kowalskim, Fajkiem, Śpiewakiem z Bielawy stali się nowymi twarzami w drużynie, gdzie grali m.in. Walusiak, Zaczyński, Mordak, Ciołek, Pięta czy Chmaj. Na ligowy debiut Nykiel musiał czekać najdłużej z tego grona, bo nastąpił on dopiero wiosną'78 - w 18.kolejce Górnik pokonał u siebie 4:2 Hutnika Kraków, a 10 tysięcy wałbrzyskich kibiców oklaskiwało nie tylko bramki Ryszarda Bożyczko 2, Marka Pięty i Włodzimierza Ciołka z rzutu wolnego, ale interwencje, drugiego obok Michela, debiutanta Jacka Jareckiego w bramce.
Sezon 77/78 Nykiel zakończył z 10 występami, a trzeba nadmienić, że był to jeden z najlepszych w ówczesnych czasach sezonów w historii biało-niebieskich, którzy długo walczyli o awans do 1.ligi, a na mecie musieli uznać wyższość tylko GKS Katowice. Po sezonie zespół opuściły największe gwiazdy zespołu (Bożyczko, Ciołek, Pięta) i wałbrzyszanie musieli walczyć nie o awans, ale o bezpieczne utrzymanie. Ostatecznie Górnik zajął 8 miejsce, a grający w pomocy Michel Nykiel wystąpił w 20 meczach dwukrotnie wpisując się na listę strzelców w meczach z Goplaną Inowrocław (5:1) i Wartą Poznań (4:0). W tamtym czasie asystentem kolejnych szkoleniowców Górnika (Panic, Mikucki, Majdura) był Henryk Nykiel. Trenerzy najczęściej Michela wystawiali w drugiej linii, choć zdarzały się spotkania, gdy pełnił rolę drugiego napastnika. Jego dalsza przygoda w Górniku przedstawiała się następująco:
1979/80 - 4.miejsce - 27 meczów
1980/81  - 12.miejsce - 21 meczów i 3 gole
1981/82 - 8.miejsce - 1 mecz
1982/83 - 1.miejsce i awans do 1.ligi - 22 meczów
1983/84 - 6.miejsce (1.liga) - 14 meczów
1984/85 - 8.miejsce (1.liga) - 10 meczów
1985/86 - 6.miejsce (1.liga) - 5 meczów
Michel Nykiel był jednym z głównych architektów awansu do ekstraklasy będąc podstawowym, prawym obrońcą - bo na takiej pozycji widział go Horst Panic. Z czasem tracił swoją pozycję w podstawowym składzie i w pomundialowej przerwie latem 1986 w skarbach kibicach można było przeczytać lakoniczną adnotację: Michel Nykiel - ubył do drużyny rezerwowej. Jak się okazało Nykiel ponownie trafił pod skrzydła trenera Panica, do sąsiada zza miedzy, czyli Zagłębia Wałbrzych, któremu przyszło walczyć w sezonie 1986/87 w V grupie 3.ligi. Thoreziacy bez problemów wywalczyli promocję na zaplecze ekstraklasy. Przy Ratuszowej Nykiel zaliczył grę w 2.lidze:
1987/88 - 2.liga - 5.miejsce - 25 meczów
1988/89 - 2.liga - 4.miejsce - 26 meczów
1989/90 - 2.liga - 5.miejsce - 36 meczów
1990/91 - 2.liga - 16.miejsce - 20 meczów
1991/92 - 2.liga - 11.miejsce - 28 meczów -1 czerwona kartka
Horst Panic stworzył znakomity blok defensywny, gdzie jedną z centralnych postaci był Michel. W bramce niezawodny Nowicki, na prawym boku Fechner, na lewym Sinkiewicz, których w awaryjnych sytuacjach (absencja) zastępował właśnie Nykiel. Z kolei na środku obrony jego partnerami byli Szymczak, a później Pacek. W ostatnim sezonie zaczęły przyplątywać się kontuzje i z tego powodu zastępowali Go młodsi zawodnicy. Latem 1991 Horsta Panica zmienił Jerzy Jowik, a Nykiel pozostał suwerenem środka obrony - jesienią partnerował mu Dauksza, a wiosną doświadczenia nabierał młody obrońca z wycofanego po jesieni z rozgrywek Ligowych Górnika Wałbrzych Robert Bubnowicz.
Przed sezonem 92/93 było wiadomo, że będzie trudny dla wałbrzyskiego futbolu. Górnik po półrocznej nieobecności wrócił na piłkarską mapę zaczynając od 3.ligi, a targane również finansowymi problemami Zagłębie mocno odmłodziło skład. Michel Nykiel postanowił odpocząć od ligowej piłki, ale w swoim postanowieniu wytrzymał zaledwie kilka miesięcy, bowiem wiosną'93 i jesienią następnego sezonu (93/94) zobaczyliśmy go w barwach Lechii Dzierżoniów, gdzie na zapleczu ekstraklasy zagrał  15 spotkań.
W sumie Michel Nykiel grał na ligowym poziomie jeszcze w wieku 36 lat.
Później prowadził grupy młodzieżowe, w międzyczasie ukończył studia wyższe na wrocławskiej Politechnice co pozwoliło mu znakomicie odnaleźć się w środowisku pozafutbolowym.
Szacunek i sympatię zyskał wśród wałbrzyszan, którzy zapamiętali Go jako nauczyciela matematyki, radnego oraz społecznika.

środa, 15 października 2014

Kamiennogórski Ekspedyt?

Na początek krótkie wyjaśnienie tytułu - święty Ekspedyt jest jednym z mniej znanych świętych, a jest on orędownikiem spraw beznadziejnych, zwiastuje nadzieje na odwrócenie złego losu.  Ikonografia przedstawia go w stroju legionisty - w ręku trzyma krzyż z napisem "hodie (tzn. dzisiaj),  a stopami depcze kruka, który w dziobie trzyma szarfę z napisem "cras" (tzn. jutro).
Wyniki wałbrzyskiego Górnika spowodowały, że już chyba tylko najwięksi optymiści, ludzie dużej wiary wierzą w odmianę losu piłkarzy, odbicie od dna tabeli i skok w górę tabeli. Wierzą w powodzenie misji "2 liga w Wałbrzychu" sami zawodnicy i sztab szkoleniowy. Ale zapewne i oni swoje modlitwy skierowaliby do św. Ekspedyta. 
Mecz Olimpii Kamienna Góra z Górnikiem Wałbrzych
był okazją do spotkania dwóch przyjaciół z Zagłębia Wałbrzych
Janusza Wodzyńskiego i Jana Grzesińskiego.
 
Gra wałbrzyszan wygląda dużo lepiej niż na początku sezonu. Widać powoli efekty pracy Jerzego Cyraka, tylko jest jedno "ale" - nie przekłada się to na punkty. A tych potrzebuje wałbrzyski klub jak ryba wody. Nie ma punktów, bo nie ma bramek, których Górnicy ostatnimi czasy zaprzestali strzelać. Najlepszy strzelec zespołu Marcin Orłowski będzie w najbliższym meczu ligowym pauzował za nadmiar żółtych kartek. Zdecydowaną większość bramek uzyskał z rzutów karnych, ale i w tym elemencie piłkarskiej sztuki zawiódł w spotkaniu z MKS Kluczbork.
Gdy zespół jest w przysłowiowym dołku sztab szkoleniowy szuka sposobu na odwrócenie złej karty. Albo krótkie zgrupowanie, albo integracja w postaci odmiennych zajęć, albo sparing z zespołem z niższej klasy rozgrywkowej. Wariantów jest wiele, ale Cyrak ze swoimi współpracownikami postawili na towarzyską grę z kamiennogórską Olimpią. Wiadomo, że wynik inny niż wygrana Górnika byłaby nie lada sensacją. W Kamiennej Górze sporo osób sympatyzuje z Górnikiem i nie robiono z tego sekretu jak z ubiegłosezonowego sparingu z Karkonoszami Jelenia Góra, który prowadzeni wówczas przez Macieja Jaworskiego niespodziewanie przegrali. Poza tym brak drugiego zespołu seniorów był znakomitą okazją do gry kilku piłkarzy, którzy nie mogą co liczyć na grę w lidze. Jerzy Cyrak postanowił rozpocząć sparing w dość eksperymentalnym zestawieniu z Janiczakiem, Śmiałowskim, Cichockim czy Folcem w wyjściowej jedenastce. Ale po 3 kwadransach grająca w okręgówce Olimpia remisowała 1:1 po golach Hadały i Folca. W drugiej odsłonie, po korektach w składzie drugoligowcy wyraźnie potwierdzili swoją dominację strzelając aż 6 bramek po celnych uderzeniach Orłowskiego 3, Folca, Moszyka z karnego i Oświęcimki. Dla Adka Moszyka był to sentymentalny występ, bowiem jest on wychowankiem kamiennogórskiego klubu. Z kolei w ekipie gospodarzy wystąpili znakomicie znani w Wałbrzychu - Marcin Masiel i Wojciech Błażyński.
Jerzy Cyrak powrócił w rodzinne strony z poznańskiego Lecha. W Kolejorzu pamiętają doskonale tzw. cud w Błażejewku. W sezonie 1976/77 Lech Poznań pikował ostro w stronę degradacji do drugiej ligi - na niewiele zdała się zmiana trenera. Nowy szkoleniowiec, Jerzy Kopa, rozpoczął od 3 porażek z rzędu, a wygraną zaliczył dopiero w piątym meczu. Później również nie było wesoło, nawet w rundzie wiosennej. Tuż przed ostatnią prostą, Kopa zabrał zespół do Błażejewka, miejsca znanego w Wielkopolsce z kempingów, jeziora. Odpoczynek, odbudowa psychiczna, strategia, integracja - to wszystko spowodowało, że Kolejorz wygrał dwa ostatnie spotkania i cudem utrzymał się zajmując 14 miejsce.
Cyraka z Kopą łaczy nie tylko imię, ale i praca z klubem z ul. Bułgarskiej. Do tej pory Cyrak prowadził  Górnika w 5 meczach i zanotował jeden remis przy 4 porażkach. Wałbrzyszanie w końcu, po wielu, wielu długich miesiącach byli chwaleni za grę. Czas by przełożyło się to na punkty. Czy sparing w Kamiennej Górze okaże się punktem zwrotnym w bieżącym sezonie? Mecz pokazał, że zespół potrafi strzelać gole, Marcin Folc powinien zastąpić Orłowskiego w pojedynku z Kotwicą. Od dłuższego czasu pokazał się Kamil Śmiałowski, z ekipy juniorów zagrali Surmaj i Migalski, dłużej zagrał dawno nieoglądany w lidze Cichocki.
Mecz w Kamiennej Górze kończył się w świetle jupiterów. W podobnej scenerii rozgrywany będzie ligowy mecz w Kołobrzegu w sobotę. Piękny obiekt Kotwicy póki co niezbyt służy gospodarzom, którzy w 5 domowych meczach aż czterokrotnie musieli schodzić z murawy z zerowym kontem. Legionovia, Raków, Nadwiślan, Energetyk ROW wywieźli komplet punktów, Puszcza Niepołomice zremisowała, a jedyny triumf kołobrzeżan przyszedł w najbardziej prestiżowym do tej pory spotkaniu - 4:3 z Błękitnymi Stargard Szczeciński, którzy do przerwy prowadzili już 3:0!
Oba zespoły zagrają więc na przełamanie - gospodarze swojej domowej bessy, a wałbrzyszanie o pierwsze ligowe zwycięstwo. Miejmy nadzieję, że w sobotni wieczór z nieco zapomnianej stolicy piosenki żołnierskiej nadejdą dobre wiadomości o sukcesie wałbrzyskich piłkarzy.

Historia

Data 11 października przeszła do historii polskiego futbolu. Swego czasu magicznymi datami były 10 września - rocznica finału olimpijskiego z Monachium, który miał się stać Dniem Piłkarza i 17 października, czyli Wembley z 1973 roku. Teraz do jesiennych triumfów złotymi zgłoskami zapisali się piłkarze prowadzeni przez Adama Nawałki. Tylko niepoprawni optymiści wierzyli bezkrytycznie w triumf biało-czerwonych nad mistrzem świata. Tak naprawdę to racjonalnych przesłanych na korzyść gospodarzy nie było. Od wielu, wielu lat Polska nie potrafiła wygrać z renomowanym przeciwnikiem w meczu o punkty, Nawałka do tej pory sprawdził pół setki piłkarzy i trudno było wskazać topową jedenastkę, styl zespołu. Z drugiej strony hegemon światowego futbolu, który kilka miesięcy wcześniej zmiótł Brazylię i to na jej boisku aplikując jej 7 bramek, a potem sięgając po tytuł mistrza świata. Co prawda kilku mistrzów zakończyło swoją reprezentacyjną karierę, kilku zmogły kontuzje, ale Niemcy to Niemcy. Jeśli nie liczyć meczów z NRD, to Polska czekała na triumf nad niemieckim teamem od 1933 roku!
Najwięksi wygrani warszawskiego dwumeczu - dwaj panowie M
W ostatniej dekadzie aż czterokrotnie spotkaliśmy się z naszym zachodnim sąsiadem. Najpierw na niemieckim mundialu, a potem w austriackim Euro ulegliśmy nie strzelając bramki. W obu meczach najlepszym zawodnikiem naszej kadry był Artur Boruc. Tuż przed EURO 2012 sekundy dzieliły nas od historycznego triumfu w Gdańsku, ale Wawrzyniak się potknął no i stało się - 2:2. Wreszcie obecny rok i bezbramkowy remis w Hamburgu, gdzie Niemcy wystawili bodaj trzeci garnitur.
Od sobotniego meczu minęło wystarczająco dużo czasu, by każdy poznał kulisy, przebieg meczu. Pokonanie niewygodnego rywala, aktualnego mistrza świata spowodowała nie tylko powrót nadziei na lepsze czasy narodowej drużyny, ale i polepszenie atmosfery wokół polskiej piłki. Atmosfera, nastawienie mediów zmieniły się diametralnie. O ile po mistrzostwie  świata siatkarzy jedne z najpopularniejszych opinii były te o przepłacanych futbolistach, którzy nie potrafią osiągnąć z kadrą jakiegokolwiek sukcesu, to po sobocie znów wróciła moda na piłkę w wersji kopanej. Wtorkowy mecz ze Szkocją miał być łatwy i przyjemny, po którym dopisane 3 punkty miały zapewnić nam pozycję lidera. Potomkowie Williama Wallace'a okazali się twardym orzechem do zgryzienia i zasłużenie wywieźli jeden punkt. Po niespodziewanym remisie Niemiec z Irlandią podopieczni Adama Nawałki co prawda są liderami grupy, ale stawka jest niesamowicie wyrównana i praktycznie oprócz Gibraltaru wszyscy mają realne szansę na awans.
Indywidualne noty zostały już wystawione, choć oglądający mecze mogą się zastanawiać co dziennikarze Przeglądu Sportowego widzieli w grze Waldemara Soboty, skoro ocenili go na "6", podczas gdy najlepszy wśród Polaków, Arkadiusz Milik otrzymał siódemkę (Lewandowski otrzymał "5"). 4 punkty przed warszawskim dwumeczem każdy wziął by w ciemno, triumf nad Niemcami rozbudził nadzieje, ale w drugim meczu ponownie Polacy byli krócej w posiadaniu piłki. Co wiadomo o autorskim pomyśle Adama Nawałki? Czy mamy szansę na grę w najbliższym EURO?
1. Zespół ma szczęście, a te jest niezbędne w sporcie.
2. Wreszcie defensywa ma lidera z prawdziwego zdarzenia - kapitan Torino Kamil Glik był wręcz perfekcyjny przeciwko Niemcom, a ze Szkocją błysnął heroizmem i z bandażem na głowie przypominał klasyków wśród futbolowych twardzieli (Terry Butcher - Anglia).
3. Personalne wybory Nawałki bronią się w 100% - kto postawiłby na grającego w Chinach Mączyńskiego? Kto postawiłby na Milika, który nie ma pewnego placu w Ajaksie? Wreszcie kto by zdecydował się na 32-letniego Milę?
4. W ofensywie wciąż liderem jest Robert Lewandowski, który mimo, że nie wpisał się na listę strzelców, absorbował uwagę defensorów, asystował.
5. Istnieje życie bez Błaszczykowskiego - Grosicki dynamiką nie ustępuję pomocnikowi z Dortmundu, gorzej jest natomiast po lewej stronie, gdzie ani Rybus, ani Sobota nie zachwycili swoją grą. Szkoda, że w Warszawie większej szansy pokazania się nie otrzymali legioniści - Żyro i Kucharczyk.
6. O ile potrafimy w drugiej linii zatrzymać przeciwnika to gorzej jest z rozgrywaniem. Głównie atakowaliśmy skrzydłami, po długich podaniach. Jodłowiec, Krychowiak to gladiatorzy, ale playmakerami nie będą. Podobnie Krzysztof Mączyński, który ze Szkotami na połowie przeciwnika nie zaliczył ani jednego podania do przodu!
7. Mila największym wygranym obu eliminacyjnych pojedynków.
Chyba tylko niepoprawni optymiści wierzyli, że Sebastian Mila może okazać się jednym z bohaterów stołecznych pojedynków. O jego perypetiach w klubie (nadwaga, pozbawienie opaski kapitana, ławka rezerwowych, odrodzenie) napisano, powiedziano, wszystko. Z Niemcami kapitalnie wykorzystał zagranie z boku, a ze Szkocją rozruszał drużynę i gdyby Grosicki posłał piłkę kilkanaście centymetrów w prawo to moglibyśmy powiedzieć o "asyście dekady".
Victoria nad Niemcami przeszła do historii, ale jeśli nie zdobędziemy awansu będzie postrzegana jako przypadek. A wszyscy życzylibyśmy sobie by była zwiastunem lepszych czasów, była tym czym Wembley dla ekipy Górskiego. 

czwartek, 9 października 2014

Wałbrzyski Puchar Polski pod dyktando dzierżoniowian

Na raty rozgrywano 1/8 finału Pucharu Polski na szczeblu OZPN Wałbrzych. W ubiegłym tygodniu zanotowano największą niespodziankę rozgrywek, bowiem do ćwierćfinału awansowali juniorzy Lechii Dzierżoniów pokonując czwartoligowy AKS Strzegom. Goście po słabym w lidze początku powoli się rozkręcają i mało kto się spodziewał, że podopieczni Jarosława Krzyżanowskiego, który notabene wypłynął na szersze wody grając właśnie w Dzierżoniowie, potkną się z reprezentantem LDJ. Trenowani przez Rafała Markowskiego od blisko roku nie ponieśli porażki w lidze, a pogromcę znaleźli w ostatni weekend przegrywając na własnym boisku z wałbrzyskim Górnikiem. W pucharowym boju Lechia prowadziła 1:0, by następnie stracić 3 gole. Końcówka meczu to gol kontaktowy w 85 minucie i wyrównanie w 90. Dramatyczny konkurs rzutów karnych potoczył się po myśli juniorów, którzy wygrali 4:3. Tydzień później ich starsi koledzy nie mieli problemów z pokonaniem Piławianki w Piławie Górnej 3:0. Inni trzecioligowcy również pewnie wywalczyli promocję: Bielawianka ograła w Świebodzicach Victorię 6:2, a Polonia/Stal Świdnica w Ząbkowicach  A-klasową Polonię 3:0.
Kopciuszek pucharowej rywalizacji, czyli B-klasowy Słowianin Wojbórz uległ Orłowi Ząbkowice 0:4, Kryształ Stronie Śląskie, który zapisał swego czasu piękne karty historii w pucharowej przygodzie przegrał u siebie z Zamkiem Kamieńcem 1:4. Beniaminek 4.ligi Zjednoczeni Żarów, niepowodzenia ligowe powetowali sobie ogrywając w Bystrzycy Górnej miejscowy LKS 3:0. Wreszcie w Wałbrzychu Czarni ograli Skalnik Czarny Bór aż 4:0. Wałbrzyski jedynak nie był faworytem w spotkaniu z ekipą Piotra Wyszowskiego, mimo, że goście przyjechali bez Zdzisława Pyrdoła, Waldemara Poręby, Rafała Grzelaka. Gospodarze prowadzili do przerwy 1:0 okupując to kontuzją Patryka Konsewicza. Po przerwie, gdy spodziewano się ataków przyjezdnych Czarni bezlitośnie wypunktowali przedstawiciela klasy okręgowej strzelając aż trzy bramki nie tracąc przy tym żadnej! A wynik mógł być jeszcze wyższy.

niedziela, 5 października 2014

Po Kluczborku pozostaje (tylko?) nadzieja

Jeśli się przegrywa u siebie z najsłabszą drużyną w tabeli i to bezapelacyjnie to trudno liczyć na sukces, gdy jedzie się do drużyny ze ścisłej czołówki tabeli. Górnik Wałbrzych gościł w Kluczborku 12 miesięcy wcześniej i z perspektywy roku zmieniło się w obu zespołach wiele. Wałbrzyszanie wtedy prowadzeni byli przez Macieja Jaworskiego, wygrali 2:1, ale w obecnej ekipie nie ma Szuby, Wojtarowicza, Radziemskiego, Chajewskiego, a z ówczesnej wyjściowej jedenastki jedynie Jaroszewski, Wepa, Orzech, Sawicki, Moszyk wybiegli w podobnej roli w sobotnim meczu. Jeszcze kilka tygodni temu przed meczem MKS-Górnik wydawało się, że najwięcej będzie się mówić w kontekście trenera Andrzeja Polaka, który wprowadził kluczborski zespół na zaplecze ekstraklasy, a w czerwcu utrzymał wałbrzyszan w 2.lidze. Później nie udało mu się naprowadzić zespół spod Chełmca na właściwe tory i musiał wrócić na Opolszczyznę. Mimo spekulacji Polak nie prowadzi obecnie żadnego zespołu seniorów, a pełni funkcję doradcy w Swornicy Czarnowąsy, którą trenuje Wojciech Ścisło.
Podczas gdy wałbrzyszanie zaliczyli już dwie zmiany szkoleniowców to MKS wciąż prowadzi Andrzej Konwiński, choć początki jego pracy nie były łatwe. Dla przypomnienia piłkarze z Kluczborka zimę spędzili na spadkowym miejscu, ale wiosną wespół z Błękitnymi Stargard Szczeciński podbili grupę zachodnią II ligi. W Wałbrzychu wypunktowali Górnika 5:2, po fatalnych błędach indywidualnych miejscowych obrońców. Latem do kadry dołączyły dwa głośne na tę klasę rozgrywkową nazwiska - były kadrowicz Marcin Nowacki i napastnik Jakub Grzegorzewski. Duet ten wygrał swego czasu drugą ligę z Miedzią Legnica. Mimo, że Nowacki jest podstawowym graczem to Grzegorzewskiemu pozostaje rola rezerwowego. Porównując wyjściowe jedenastki MKS z ubiegłorocznego i wczorajszego pojedynku z Górnikiem to znajdziemy 5 tych samych nazwisk (Orłowicz, Ganowicz, Gierak, Hober, Arian), ale w sobotę grał Piotr Burski, który swego czasu dwoma bramkami rozstrzygnął mecz w sezonie 2012/13. Na ławce z kolei siedział Michał Kojder, który pojawił się po przerwie, ale znakomicie z nim poradził sobie jego były klubowy kolega z Zielonej Góry Bartosz Tyktor.
Ten sezon miał należeć dla wałbrzyszan - tak przynajmniej twierdziło kierownictwo klubu. Ale wyniki są dalekie od oczekiwanych. Zgoła odmienne nastroje są w kluczborskim klubie, gdzie MKS rozpoczął ligę od 5 kolejnych zwycięstw i to bez straty gola! Później przyszły również i porażki, ale i tak przed potyczką z Górnikiem nikt nie uważał, że spotkanie nie zakończy się innym wynikiem niż sukces gospodarzy.
Bartosz Szepeta wiosną 2008 grał w MKS Kluczbork.
A na co mogli liczyć w obozie Górnika? Jerzy Cyrak nie załamał rąk po ostatnich niepowodzeniach tylko próbuje poukładać zespół, by ten prezentował się dobrze przez dłuższy czas niż kwadrans czy dwa. W składzie na mecz z MKS pojawiło się kilka niespodzianek. Na ławce rezerwowych usiedli Dariusz Michalak, Jan Rytko, Bartosz Szepeta, którym ostatni mecz, delikatnie ujmując - nie wyszedł. Mateusza Krzymińskiego w ogóle zabrakło w meczowej osiemnastce (wierząc składom z lajfy.com). Po 4 meczach nieobecności ponownie w defensywie od pierwszej minuty zagrał Filipe, w pomocy z kolei wybiegli Michał Oświęcimka i Damian Migalski, dla którego był to debiut w wyjściowej jedenastce w zespole seniorów. Cyrak zaufał również Moszykowi, który dał dobrą zmianę w meczu z Wisłą. Tak poustawiany zespół, zdaniem bezstronnych oraz miejscowych obserwatorów zaprezentował się w Kluczborku co najmniej dobrze. Gospodarze nie mogli przez dłuższy czas rozwinąć skrzydeł. Sporo działo się na połowie MKS, ale główne zagrożenia były po dośrodkowaniach Moszyka, Oświęcimki i młodego Migalskiego. Przy przyjrzy się metrykom obrońców gospodarzy to szybko można dojść do wniosku, że osamotniony Marcin Orłowski nie miał łatwego życia z Ganowiczem (188 cm), Uszalewskim (185 cm) czy Gierakiem (187 cm wzrostu). Mimo to Orzeł był bliski zdobycia bramki. Niestety, pojedynek z 11 metrów przegrał z 20-letnim Krystianem Rudnickim okrzyczanym po meczu wszem i wobec bohaterem meczu.
Krystian Rudnicki (MKS)
Rudnicki zalicza swój najlepszy rok w piłkarskiej przygodzie. Nie mając większych szans na grę w ekstraklasie w Pogoni Szczecin zimą szukał klubu na Opolszczyźnie - nie udało się w Odrze Opole, ale za to po pół roku spodobał się w Kluczborku, gdzie od dawna stawiają na młodzieżowca między słupkami. Swego czasu dobre recenzje zbierał Mateusz Abramowicz, a w ostatnim czasie Grzegorz Wnuk. W tej rundzie wejście smoka zaliczył Rudnicki (wspomniane 5 meczów bez straty gola). Dyspozycja została zauważona przez trenera kadry U-21, który we wrześniu bronił w spotkaniu z Włochami w podpoznańskich Plewiskach, a Marcin Dorna tuz przed spotkaniem z Górnikiem wysłał mu powołanie na spotkanie rewanżowe z Włochami i mecz ze Szwajcarią.
Z pewnością, gdyby Orłowskiemu udało się trafić z karnego inaczej brzmiałby nie tylko wynik, ale inaczej wyglądała by gra wałbrzyszan. Po przerwie lepiej niż w pierwszych 45 minutach zagrał MKS i strzelił dwa gole, a poza tym to Górnik wciąż utrzymywał się przy piłce, prowadził grę, tylko, że nie przekładało się na sytuacje bramkowe. Zmiany przeprowadzone przez Jerzego Cyraka nie osłabiły zapału gości: Grzegorz Michalak w dwóch z trzech poprzednich spotkaniach w Kluczborku wpisywał się na listę strzelców, teraz mu się nie udało, a otrzymana żółta kartka (czwarta w sezonie) oznacza pauzę w piątkowym spotkaniu z Sosnowcem. Szepeta to z kolei piłkarz, który dwukrotnie w swojej piłkarskiej biografii zakładał koszulkę MKS. Zapewne chciał się przypomnieć miejscowym kibicom, ale oprócz kilku wygranych dryblingów większej krzywdy swemu byłemu klubowi nie zrobił. Marcin Folc z kolei w maju dwukrotnie trafił w Wałbrzychu do bramki MKS, teraz miał za mało czasu by coś pokazać, choć zapewne nie brakuje zwolenników gry dwójką napastników w parze z Orłowskim.
Podsumowaniem porażki w Kluczborku są opinie szkoleniowców i opolskich dziennikarzy - pochwały dla przegranych i zdziwienie, że z taką grą zespół z Wałbrzycha zdobył ledwie dwa punkty. Cieszyć może przede wszystkim gra, ale brak punktów już nie, bo rywale punktują i strata do nich się pogłębia. Wisła Puławy ograła Znicz Pruszków, w tej chwili do przedostatniej drużyny Górnik traci 6 punktów, a do ostatniego bezpiecznego miejsca jeszcze więcej. Nie ma co czekać na zimową przerwę tylko chcąc się utrzymać trzeba zacząć nie punktować, ale w końcu zwyciężać. Mecze z Kluczborkiem czy wcześniej w Stalowej Woli pokazały, że Górnik potrafi nawiązać walkę z faworytami, teraz MUSI przełożyć się to na punkty.