poniedziałek, 31 października 2016

Album "70 lat piłkarskiego Górnika Wałbrzych"

Rok jubileuszu piłkarskiego Górnika nie został uczczony przez seniorów powrotem do 2.ligi. Zawierucha organizacyjna o mały włos nie spowodowałaby w ogóle zniknięcia I drużyny z piłkarskiej mapy Polski. Nie doszło do żadnego okolicznościowego meczu, a w czerwcu, ani we wrześniu nie było obchodów jubileuszowych, które najprawdopodobniej będą połączone z centralizowaną imprezą w grudniu.
Praktycznie album zatytułowany "70 lat piłkarskiego Górnika Wałbrzych" jest aktualnie najbardziej rozpoznawalnym produktem związanym z jubileuszem futbolistów biało-niebieskich.
Autorem jest dziennikarz Tomasz Piasecki, który pięć lat wcześniej podpisał się pod książką z okazji 65-lecia piłkarskiego Górnika. Tym razem nie jest to kronika, monografia tylko album. Zresztą w przedmowie sam autor pisze: nie jest to kronikarski zapis 70 lat istnienia piłkarskiego Górnika Wałbrzych. Nie jest to też szczegółowa historia rok po roku wzlotów i upadków piłkarzy z Nowego Miasta.To raczej subiektywny najważniejszych wydarzeń z dziejów klubu (...).
Zamiarem  było wydanie albumu z dużą ilością zdjęć. Im starszych, tym lepszych (...).
Nie licząc reklam mecenasów wydawnictwa mamy praktycznie 90 stron ilustracji opatrzonych komentarzem autora przedstawiających sytuację klubu rok po roku. Oczywiście największym atutem albumu są fotografie, które na kredowym papierze naprawdę prezentują się rewelacyjnie. Malkontenci pewnie zauważą, że część z nich pojawiła się we wcześniejszych dziełach p.Piaseckiego czy na blogu Krzysztofa Truszczyńskiego, ale trzeba docenić autora, który dotarł do wielu byłych piłkarzy, trenerów, którzy udostępnili zdjęcia ze swoich prywatnych zbiorów.
Mając w rękach album nie sposób odnieść wątpliwości, że autora kusiło popełnić większego formatu dzieło z tabelami, zestawieniami. Doszło do tego, że są tabele, ale umieszczone w niefortunnych miejscach - wyniki i tabela eliminacji o awans do I ligi w 1951 przy opisie wydarzeń z 1960. Kadra mistrzowskich juniorów z 1973 znalazła swoje osobne miejsce, a ich poprzednicy z 1968 są wymienieni jedynie w nazwiska. Z kolei kadra, która wywalczyła awans do I ligi w 1983 umiejscowiona została dopiero po opisie lat gry na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i zestawieniu wszystkich wałbrzyszan grających i strzelających dla pierwszoligowego Górnika!
Pojawiają się oczywiście błędy. Dlaczego oczywiście? Bo błędów nie popełnia tylko ten kto nic nie robi. Na zdjęciach Sobczyk pomylony z Sobczakiem, Jacek a nie Józef Trojak, bramkarz Banaszyński a nie Banasiński, pominięcie tragicznie zmarłego w wypadku samochodowym Grzegorza Rosińskiego wśród transferów ze Ślęzy Wrocław, Emil Nowakowski na Ratuszową trafił wracając ze słonecznej Italii, a nie z Chrobrego Głogów, Lenkiewicz to Damian a nie Bartosz. Też może dziwić przy opisywanych latach 2009-10 fotografia Bartosza Soboty (był wyróżniającym się piłkarzem drużyny), który w Górniku/Zagłębiu zagrał ledwie sezon i to pięć lat wcześniej.
Zdecydowaną większość fotografii to zawodnicy, zdjęcia zbiorowe, zaledwie kilka przedstawia szkoleniowców. Brakuje zestawienia nie tylko szkoleniowców, ale i prezesów klubu, najlepszych strzelców czy graczy z największą liczbą występów. Szkoda, że bardzo mało miejsca poświęcono na temat występów piłkarzy Górnika w reprezentacjach kraju - wspomniano o Żakowskim, Kempnym i Ciołku. A co z resztą?
JAK ZAKUPIĆ?
W wałbrzyskich mediach zostało rozpowszechniona informacja jak dokonać zakupu albumu. Nie jest to wydawnictwo przeznaczone do sprzedaży, więc można zakupić poprzez zakup cegiełki w cenie 100 złotych.
Problemy organizacyjne klubu powodują również problemy techniczne z zakupem. Po pierwsze w ogłoszeniach związanych z zakupem albumu jest podany błędny nr telefonu. Jedna cyfra (5 zamiast 0), a powoduje kłopoty. Poza tym uczący się lub pracujący praktycznie nie jest w stanie zakupić albumu w siedzibie klubu. Chyba, ze pofatyguje się w godzinach popołudniowych na trening seniorów i skontaktuje się z kierownikiem zespołu Czesławem Zapartem. Zawsze pozostaje zakup przez dokonanie wpłaty na konto (+ koszty wysyłki) i oczekiwanie przesyłki pocztowej.
CZY WARTO KUPIĆ?
Do albumu dołączony jest karnet na domowe mecze sezonu 2016/17. Podobnie jak bilety w tym sezonie nie jest to nowinka dla kolekcjonerów, tylko karta vip z ubiegłego sezonu. Znając sytuację finansową klubu, kwotę zakupu nie można traktować tylko i wyłącznie w kategoriach cena albumu czy cena zestawu album+karnet. Cena 100 złotych za samo wydawnictwo na pewno jest kwotą niewspółmiernie wysoką, ale według mnie nie można jej tak traktować. Cegiełka na potrzeby klubu to rodzaj wsparcia, tak jak zakupywany bilet na ligowy mecz. Z czasem album może osiągnąć wartość o wiele większą niż obecnie dołączony do cegiełki czy karnetu. Nie jest znany nakład, ale zapewne nie jest duży, nie wiadomo czy w ogóle będzie można z czasem zakupić na portalach aukcyjnych czy antykwariatach bądź internetowych księgarniach sportowych. Wielu osób nie trzeba namawiać do zakupu książki ze względu lokalnego patriotyzmu, bowiem naprawdę brakuje publikacji sportowych związanych z Wałbrzychem, okolicami, historią, postaciami będącymi dziś symbolami.
Jest to publikacja wyjątkowa, choć oczekiwania z okazji jubileuszu na pewno były większe. Jakościowo papier robi wrażenie, zawartość już mniej, ale takie było zamierzenie autora o czym wspomniał we wstępie. Wybór subiektywny, pozostawiający jednak pewien niedosyt, zwłaszcza, że jeśli była możliwość opracowania takiego wydawnictwa, to można było zrobić coś lepszego niż na 65-lecie.
Mimo wszystko należą się podziękowania Tomaszowi Piaseckiemu za pomysł, chęci i kawał roboty, która przybliża historię klubu Górnik Wałbrzych.

czwartek, 27 października 2016

Wałbrzyskie kolonie

Latem bieżącego roku doszło do prawdziwego exodusu piłkarzy Górnika Wałbrzych. Zapaść organizacyjna sprawiła,że większość zawodników szukając środków na utrzymanie siebie i swoich rodzin była zmuszona szukać futbolowego szczęścia poza miastem pod Chełmcem. Nie wszyscy trafili do zespołów grających choćby na szczeblu centralnym.
Pewnie wielu sympatyków zdziwił wybór dokonany przez Mateusza Sawickiego i Sławomira Orzecha,którzy trafili SV Rot-Weiss Bad Muskau, zespołu grającego we wschodniej grupie saksońskiej Landesklasse, czyli siódmym poziomie rozgrywek. Dla usystematyzowania:
1.poziom- Bundesliga
2.poziom- 2.Bundesliga
3.poziom- 3.Liga
4.poziom- Regionalliga
5.poziom- Oberliga
6.poziom- Landesliga (w przypadku Saksonii Sachsenliga).
Sławomir Orzech w barwach Rot-Weiss
Drużyna z Mużakowa, uzdrowiska przy granicy z Polską w swojej kadrze ma więcej Polaków niż Niemców. Dla przykładu można podać skład z ostatniego meczu z Trebendorfem, gdzie w wyjściowym składzie wybiegło aż 10 Polaków! A warto jeszcze dodać, że nie mógł zagrać pauzujący za czerwoną kartkę Orzech. Popularni Orzi jest jednym z czterech wałbrzyszan - oprócz Sawickiego grają również inni wychowankowie Górnika w osobach Michała Bartkowiaka (starszego od bardziej znanego imiennika - pomocnika Miedzi Legnica) i Jarosława Piątka, którzy latem zmienili drużynę z polskiego uzdrowiska w Jedlinie na niemieckie uzdrowisko w Bad Muskau. Resztę rodaków tworzą zawodnicy, którzy w ojczyźnie grali w drużynach lubuskich (Promień Żary, Budowlani Lubsko).Najbardziej znanym jest Bartosz Kosman, który swego czasu grał w reprezentacji juniorów młodszych roczników, a nauki piłkarskie pobierał we Wronkach czy Poznaniu. Wałbrzyska kolonia mogłaby być większa niż wspomniana czwórka, gdyby latem Rot-Weiss nie opuścili Adrian Sobczyk (trafił do austriackiego Erlauf) i Wojciech Rzeczycki (do Piasta Nowa Ruda).
W przeszłości również wałbrzyszanie za granicą tworzyli mniejsze bądź większe kolonie. W latach 70-tych ubiegłego stulecia najbardziej znanych wałbrzyskim gastarbeiterem był śp. Marian Szeja we francuskim AJ Auxerre grał z kolegą z Zagłębia Zbigniewem Szłykowiczem (1974-78). Popularny Szłyko odszedł następnie do trzecioligowego Beaune FC, natomiast Szeja miał za partnerów kolejnych rodaków.
W 1973 w Stanach Zjednoczonych w jednym klubie - Cosmos Nowy Jork - grali Dieter Zajdel i Bronisław Sularz (trzecim Polakiem był Karol Kapciński).
Andrzej Pacek podczas gry na Wyspach Owczych
Na kolejne wspólne zagraniczne występy wałbrzyszan w jednym zagranicznym klubie trzeba było praktycznie czekać dwie dekady do czasów emigracji na Wyspy Owcze. Dwaj Thoreziacy Waldemar Nowicki i Marek Wierzbicki razem grali w B71 Sandoy (1995-96), następnie do bramkarza dołączali kolejni. W 1997 byli to Tomasz Resel i Marek Buganiuk, a w 2002 roku bracia Krzysztof i Sławomir Radziemscy. W 1998 w drugoligowym Líf Leirvík Resel grał z Mirosławem Otokiem.  Z kolei Wierzbicki po odejściu z Sandoy również miał przyjemność grać z kolegą z Zagłębia Andrzejem Packiem w KI Klaksvík (1999-2000), którzy sięgnęli po krajowy dublet i posmakowali gry w europejskich pucharach. Obaj później wspólnie reprezentowali barwy EB-Streymur (2003).
W Skandynawii wałbrzyszanie również występowali w Norwegii, gdzie do dziś gra m.in. Łukasz Jarosiński. Razem we Fram Larvik jesienią 2014 grali Dawid Kubowicz i Michał Zawadzki - byli defensorzy drugoligowego Górnika.
Później głównym kierunkiem emigracji z Wałbrzycha stały się Niemcy i Austria, a konkretniej niższe ligi tych państw. W niemieckim BSV SW Rehden razem występowali koledzy z Zagłębia Ireneusz Bednarski i Piotr Jacyna.
Do dziś ogromną wręcz popularnością cieszy się gra pod Alpami, gdzie co niektórzy zapracowali sobie na spore uznanie. Do nich należą m.in. bracia Bartosz i Tomasz Sobotowie grający z przerwami od 2001. Grali razem w Kilb SC oraz ASV Kienberg Gaming. Swego czasu na krótko do nich dołączył Piotr Smoczyk w ASV Kienberg Gaming (2005/06). Z kolei Marcin Smoczyk grał z  Marcin Wojtarowicz w SVG Purgstall, a gdy postanowił skupić się na grze w kraju zastąpił go Marek Wojtarowicz. Trzech wałbrzyszan w sezonie 2008/09 (Wojciech Błażyński, Adrian Sobczyk, Piotr Smoczyk) grało w USV Kirnberg.
Zanim Radosław Matuszak namówił do gry w Austrii syna Pawła grał z Grzegorzem Rolą w Krummnussbaum SV. Matuszakowie od dłuższego czasu grają w jednym klubie ASV Kienberg/Gaming, a od roku wspólnie z nimi gra Łukasz Kalka. W ubiegłym sezonie na krótko czwartym wałbrzyszaninem do brydża był Patryk Perlak. A w bieżącej dekadzie w ASKO Lunz am See z braćmi Sobotami grał Damian Misan, po ich odejściu, dołączył 2 lata temu Adrian Moszyk. Obecnie w Austrii gra jedynie Bartosz Sobota w Erlauf SV razem z Adrianem Sobczykiem i znanym z gry w Victorii Świebodzice Marcinem Kokoszką.

środa, 26 października 2016

Orłowski trafia w ćwierćfinale

Puszcza Niepołomice latem zakontraktowała dwóch piłkarzy Górnika Wałbrzych. Marcin Orłowski przyszedł w glorii łowcy bramek i zarówno trener Tułacz, jak i małopolscy kibice spodziewali się, że po 14 kolejkach rozgrywek drugiej ligi popularny Orzeł będzie miał więcej niż jedną bramkę, którą zdobył już w drugiej serii spotkań. O wiele lepiej wygląda dorobek Marcina w meczach pucharowych, bo w nich dwukrotnie wpisał się na listę strzelców w dodatkowym konkursie jedenastek. Napastnikowi przypadła rola rozpoczynającego serię rzutów karnych i ani razu nie zawiódł.
O wiele gorzej wygląda dorobek drugiego z wałbrzyszan - Dominika Radziemskiego, którego pechowo prześladują kontuzje. W lipcu zadebiutował w pucharze oraz w lidze po czym pauzował blisko dwa miesiące. Powrót na boisko świętował wyeliminowanie z PP gdańskiej Lechii, a trzy dni potem pięknym golem rozstrzygnął o zwycięstwie w Bytomiu,po czym znowu zniknął z meczowej kadry. W sobotę pojawił się w końcówce meczu ligowego w Poznaniu, a dziś zaliczył ponad dwa kwadranse w ćwierćfinałowym meczu Pucharu Polski przeciwko Pogoni Szczecin.
Marcin Orlowski
Na tym poziomie zwycięzców rywalizacji poznamy dopiero po dwumeczach, więc w Niepołomicach nie mieli co liczyć na trzeci z rzędu konkurs karnych rozpoczynanych zapewne przez Orłowskiego. Kazimierz Moskal solidnie przygotował swój zespół na pojedynek z drugoligowcem i uniknął wstydliwego niepowodzenia jakie stało się udziałem Korony Kielce czy Lechii Gdańsk. W poczynaniach Portowców widać było jakość i różnicę dzielącą zawodników obydwu drużyn.
Ricardo Nunes i absolutna gwiazda szczecinian ostatnich meczy,czyli Adam Frączczak pokonując Andrzeja Sobieszczyka zapewnili bezpieczną zaliczką. Końcówka meczu przyniosła jednak sporo nerwów szkoleniowcom gościom, a to za sprawą duetu byłych piłkarzy Górnika Wałbrzych. O ile Marcin Orłowski występował od pierwszej minuty, to Dominik Radziemski na murawie pojawił się na niej w 57.zmieniając Nigeryjczyka posiadającego również polskie obywatelstwo- Longinusa Uwakwe. W 84.minucie Dominik odważnie wbiegł z piłką w pole karne Pogoni i dośrodkował, a cofający się Orłowski głową przerzucił piłkę nad Jakubem Słowikiem. Co prawda bramkarz Portowców wybił piłkę z bramki, ale asystent sędziego jednoznacznie wskazał, że uczynił to już po przekroczeniu linii bramkowej.
Radziemski i Nunes.
[foto:laczynaspilka.pl]
Dominik zaliczył więc asystę, a zapewne wielu kibiców nie mogło go rozpoznać, bowiem występował z ochronną maską,która na szczęście nie przeszkadzała mu w grze.
Faworytem dwumeczu była i oczywiście jest Pogoń, która w Niepołomicach zrobiła to co do niej powinno. W pozostałych meczach,ligowy rywal wałbrzyszan GKS Jastrzębie,mimo wydumanej jedenastki nie dał rady Wigrom Suwałki (1:2) i ciężko będzie odrobić będzie na Mazurach. W zespole trzecioligowca w wyjściowej jedenastce zadebiutował Bartosz Szepeta, który kilka dni wcześniej zaliczył ligowy debiut w Zabrzu,gdzie GKS poniósł pierwszą po 26 meczach porażkę.Czyżby Szepeta przyniósł pecha?
Pod koniec listopada w pozostałych rewanżach Wisła Kraków będzie bronić bramkowej zaliczki po remisie w Poznaniu (1:1 z Lechem), natomiast Arka Gdynia będzie się starała odrobić stratę z Bytowa, gdzie niespodziewanie pierwszoligowa Bytovia wygrała 2:1.
Skrót meczu z Niepołomic wraz z bramkową akcją Radziemskiego z Orłowskim można obejrzeć na stronie polsatsport.pl.

czwartek, 13 października 2016

Sześć punktów Lewandowskiego

Polska wygrywając oba domowe spotkania awansowała na drugie miejsce w tabeli grupy E eliminacji mistrzostw świata.
Przed październikowym dwumeczem dopytywano się, kiedy obudzi się potwór, który szalał podczas francuskiego EURO. Okazało się, że obecnie potworem jest jedynie Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji stał się mężem opatrznościowym w obu spotkaniach. Od czasu Zbigniewa Bońka reprezentacja Polski nie miała takiego zawodnika, który by w pojedynkę potrafił odwrócić losy meczu. Francuski turniej nie mógł zaliczyć do udanych - jeden gol, mizerne cyfry jeśli chodzi o statystyki, to nie jest dorobek satysfakcjonujący napastnika pretendującego do najlepszych zawodników kontynentu. Tymczasem po kilku miesiącach nikt w kraju nie wyobraża sobie kadry bez Roberta. Znamienne jest, że wielu kibiców co chciałoby nosić na rękach RL po meczu z Danią dwa lata wcześniej po gdańskim meczu z tym samym rywalem niemiłosiernie go wygwizdało.
O Danii było wiadomo, że grają trójką środkowych obrońców, wahadłowi boczni obrońcy często angażują się w ofensywę, a główne zagrożenie będzie grozić po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry. Polska potrafiła sobie radzić z nimi przez połówkę z haczykiem. Ten haczyk to oczywiście kapitalna szarża Lewandowskiego, która zapewne będzie przez lata wspominana i porównywana do bramki Lubańskiego z meczu z Anglią w 1973 roku. Potem, podobnie jak w Astanie, Polska koncertowo wręcz pozwoliła rywalom odrobić straty - znów nerwowa końcówka, z tą różnicą, że Duńczykom nie udało się wyrównać stanu meczu.
Mecz z Armenią był problemem również dla realizatorów
odpowiadających za wynik podczas transmisji tv.
Mecz z Armenią miał być z kolei łatwy i przyjemny - tymczasem było to przysłowiowe bicie głową w mur. W mur złożony z dziesięciu Ormian, którzy znakomicie ustawieni taktycznie stali się przeszkodą nie do pokonania przez gospodarzy. Grający w osłabieniu goście byli nawet bliscy wywiezienia kompletu punktów. Przed wstydliwą strata punktów uratował biało-czerwonych duet Błaszczykowski - Lewandowski: pierwszy znakomicie dośrodkował, drugi celną główką w 95.minucie gry zapewnił trzy punkty.
Euforia po wygranej w takich okolicznościach była oczywista, wiadomo, że optyka była by zgoła odmienna, gdyby zwycięska bramka padła przykładowo w 60 minucie. Pomeczowe wypowiedzi stają się nudne do bólu - liczą się punkty, wyciągniemy wnioski, rezerwy w sferze mentalnej, gramy dalej itd itp.
Oczywiście każdy woli punkty zdobyte po kiepskiej grze niż porażki po zaprezentowaniu najpiękniejszego stylu. Pięknych porażek nikt nie lubi, również w Polsce, których mieliśmy sporo w przeszłości. Na przykład mija dokładnie 20 lat od 1:2 na Wembley po kapitalnej grze Marka Citko, Piotra Nowaka i spółki. Sześć punktów w warszawskich meczach pozwoliło podopiecznym Adama Nawałki usadowić się na drugim miejscu z taką samą ilością punktów co prowadząca Czarnogóra. Niespodziewanie punkty zgubiły Dania z Rumunią - rywalizacja do samego końca eliminacji może być piekielnie ciekawa.
Ćwierćfinał mistrzostw Europy zdobyty po zwycięskich eliminacjach, w których pokonani zostali Niemcy przesłonił większości ekspertów rzeczywisty obraz polskiej reprezentacji. Wypisywane pochwalne peany na cześć zawodników w chwili obecnej są zastępowane przez bardziej trzeźwe w ocenie opinie.
Niektórzy dziennikarze wciąż mają problemy z właściwym określeniem realnej przydatności pewnych graczy. Przykłady?
Cionek - po co go Nawałka powoływał, skoro nikt nie wie jak on tak naprawdę prezentuje się we Włoszech? Po Danii - opinia jednego z najlepszych w defensywie, po Armenii i niefortunnej wywrotce w polu karnym znów szydera.
Glik - słabiutka gra w obu meczach bez większego echa, wciąż oceniany przez pryzmat EURO i skutecznej gry w AS Monaco.
Krychowiak - po EURO bez dobrego meczu w kadrze, gdzie jest aktualnie największym hamulcowym. Rezerwowy w PSG swoją postawą udowadnia, że brak jego w składzie paryżan nie jest przypadkiem. W kadrze gra słabiutko, ale bez większej krytyki ze strony mediów. Aktywność medialna, a przede wszystkim popularność Krychy robi swoje - czy na taki parasol ochronny ze strony dziennikarzy mógłby liczyć przykładowo Mączyński, gdyby zagrał na obecnym poziomie jak Krychowiak?
Grosicki - od ilości hasła Turbogrosik, które padły z ust Tomasza Hajto podczas kapitalnej I połowy z Danią w wykonaniu Kamila, pewnie co niektórych zbierało na mdłości. Sympatia sympatią, ale czemu ten niekonwencjonalnie grający skrzydłowy nie potrafił charakterystycznych zrywów pokazać częściej niż przez 45 minut? Proponowany przez Hajto hit Pojawiam się i znikam nt. Grosika powinien brzmieć pojawił się i zniknął na dłużej.
Milik, Teodorczyk - o Miliku zaczęły już powstawać dowcipy i memy, ale jak go z Armenią zabrakło, nagle okazało się, że zdecydowana większość fachowców za nim tęskni. Ci co krytykowali Nawałkę za brak zmian w ataku, teraz ubolewali, że napastnik Napoli jest kontuzjowany. Z kolei Teodorczyk po skutecznym okresie gry w Anderlechcie miał być antidotum na nieskuteczność właśnie Milika, stać się godnym uzupełnieniem Lewandowskiego. Tymczasem mimo prób i szczerych chęci po wtorkowym meczu z Armenią Teo został kozłem ofiarnym, okrzyczany najsłabszym zawodnikiem kadry i najchętniej, by do Brukseli nie zostały już wysyłane powołania.
Problemów personalnych można wyciągnąć więcej - Zieliński nie gra tak jak w Serie A, podobnie jak Linetty, Kapustka nie gra w Anglii, co również przekłada się na formę w kadrze, a kiedy dobry mecz rozegrał u Nawałki Rybus? Do tego dochodzą kontuzje podstawowych zawodników. Owszem, może się okazać, że za miesiąc z Rumunii Polska wywiezie trzy punkty i znów wróci moda na kadrę.
Niepodważalnym faktem jest, że atmosfera, zwłaszcza po wtorkowym meczu z Armenią, zaczyna gęstnieć wokół kadry. Najpierw kamyk do ogródka wrzucił sam jej kapitan mówiąc o zaangażowaniu poniżej 100%. Do niego obecnie można mieć najmniej pretensji, bo prawdą jest, że ciągnie ten wózek najlepiej jak tylko można.
Czy "13" może okazać się pechowa dla kadry? Właśnie 13-go października Przegląd Sportowy, niewątpliwie przychylny do tej pory kadrze, będący niejako prasową tubą kadry Nawałki, na okładce wysyła komunikat do kibiców Ostrzeżenie dla Nawałki. Dziennikarzom nie chodzi tutaj o wyniki kadry czy jej formę, chodzi o rzekome imprezowanie piłkarzy przed meczem z Armenią, przypomnienie o odreagowaniu niektórych futbolistów czy to w Arłamowie czy już francuskim La Baule. Generalne przesłanie - piłkarze nie są tacy kryształowi jak wcześniej pisano w gazetach, pokazywano w filmikach z produkcji związkowej Łączy nas piłka. Jak się okazuje są to normalni faceci, tacy jak ich poprzednicy z kadry, Artykuł głównie uderza jednak w Adama Nawałkę, który zapewne przez tenże Przegląd Sportowy być może zostanie wybrany Trenerem Roku. Za duże ustępstwa co wobec zawodników, autokrata w sztabie szkoleniowym, nietykalność gwiazd kadry (Krychowiak!).
Dla przypomnienia na początku swojej pracy z reprezentacją Adam Nawałka nie miał takiego komfortu jak teraz. Krytykowany był praktycznie do października 2015, kiedy udało mu się ograć Niemców. Po 12 miesiącach jest autorytetem, chodzącym wręcz szkoleniowym ideałem. Zastanawiające jest czemu ma służyć te prasowe "ostrzeżenie", skoro nie pada żadne nazwisko imprezującego piłkarza. Skoro chwila odprężenia przed EURO nie była warta wspomnienia to po co wyciągać teraz, po zwycięstwie?
Przed nami kolejne mecze, ciekawe mecze, które przyniosą sporo emocji, oby głównie tych pozytywnych. Ale najprawdopodobniej czeka nas również wiele interesujących informacji około kadrowych, może odbrązawiających niektóre pomniki, które postawiły głównie media.

poniedziałek, 10 października 2016

Pogrom z Polkowicami, patent Pedryca

Biednemu wiatr w oczy wieje. Górnik Wałbrzych funkcjonuje wciąż bez zarządu, to ewenement na skalę krajową. Nie ma innej drużyny na czterech najwyższych szczeblach krajowych z taką sytuacją organizacyjną. Pewnie na palcach jednej ręki można byłoby policzyć kluby z czwartej ligi czy klasy okręgowej. A może i tam by się taka sytuacja nie znalazła? Największy klub piłkarski w ponad stutysięcznym mieście zamyka również trzecioligową tabelę. Ostatnie mecze przyniosły bezcenne punkty, pierwsze zwycięstwo, zaczęto liczyć minuty bez straty bramek. Tymczasem zespół zmogła epidemia, która była powodem odwołania pojedynku w Legnicy. Również z tego powodu przeciwko KS Polkowice nie mogli zagrać Damian Migalski i Mateusz Krzymiński. Czy ktoś w Wałbrzychu kilka miesięcy temu mógł by choćby podejrzewać, że będzie odczuwalny brak tych zawodników? Do tego stan cywilny zmieniał Dariusz Michalak, którego wraz ze starszym bratem zabrakło w sobotnie popołudnie na murawie Stadionu 1000-lecia. Czterech podstawowych zawodników to jednak za dużo, by nawiązać choćby walkę o minimalną porażkę. Polkowiczanie personalnie niewiele się zmienili od wiosennej batalii o awans, kwestią czasu było, aż zaczną punktować. To jesienią przychodzi im wyjątkowo trudno - warto zauważyć, że 3 punkty przy Ratuszowej jest dopiero premierowym w tym sezonie wyjazdowym zwycięstwem.
Denis Dec - debiutant w Górniku.
[foto:Bartłomiej Nowak -walbrzych24.com]
Pięć miesięcy minęło od pamiętnego meczu Górnika z KS Polkowice, który goście łatwo wygrali 3:1.  Dokładnie taki wynik spowodował, że oba zespoły po zakończonym sezonie musiały rozegrać baraż, gdzie w Trzebnicy wałbrzyszanie okazali się lepsi 2:1. Od tamtego czasu w Górniku zmieniło się bardzo wiele - niestety na gorsze. Porównując kadry na majowy mecz i ten sobotni, to Robert Bubnowicz do meczowego protokołu wpisał zaledwie 6 tych samych nazwisk: Rytko, Surmaja w wyjściowej jedenastce oraz wówczas rezerwowych Jaroszewskiego, Brzezińskiego, Woźniaka i Sobiesierskiego, który wszedł w 90 minucie gry. Natomiast Jarosław Pedryc z majowego składu z kolei nie miał teraz do dyspozycji Dziedziny, Magdziaka i rezerwowych Hempela, Karpińskiego. I na boisku było to widać. Trener Bubnowicz tradycyjnie nie mógł sklecić nawet meczowej osiemnastki. Musiał sięgnąć po juniorów Piotra Krawczyka, Jakuba Jędrasa, podobnie jak zmiennik Jaroszewskiego Bartłomiej Ziobro z rocznika 1999. W wyjściowej jedenastce znalazł się debiutant Denis Dec, premierowy występ od pierwszego gwizdka arbitra zaliczył Filip Brzeziński. Ale nie można było się spodziewać niespodzianki. Owszem na początku były próby przedostania się na przedpole bramki Damiana Primela, ale Dominikowi Woźniakowi jeszcze bardzo dużo brakuje do klasy choćby Marcina Orłowskiego. Do przerwy tylko jeden gol, a po przerwie całkowita dominacja i spokojne wypunktowanie gospodarzy. Pewnie Jarosław Pedryc pomyślał, że ten wynik mógłby paść w maju, co dało by KS mistrzostwo 3.ligi i grę przeciwko Polonii Warszawa o drugą ligę.
2008 rok -  Górnik PWSZ - Prochowiczanka 0:4
G.Michalak i P.Tobiasz
[foto:prochowiczanka.pl]
Górnikowi Wałbrzych w ostatnich latach zdarzały się mecze, w których był bezradny wobec gry przyjezdnych. W drugoligowym sezonie 2013/14 bardzo dotkliwe były wizyty przy Ratuszowej Błękitnych Stargard Szczeciński (1:4) i MKS Kluczbork (2:5). Ostatnia domowa porażka czterema bramkami miała miejsce w marcu 2008 - trenowany przez Roberta Bubnowicza Górnik PWSZ uległ Prochowiczance w 4.lidze 0:4 po celnych trafieniach Kaszczyszyna, Gajewskiego, Wawryka i Niewdany, a asystował im obecny piłkarz biało-niebieskich Paweł Tobiasz, który zakończył mecz z żółtą kartką na koncie. Wtedy był to mecz ligowy, podobnie jak teraz, na czwartym poziomie rozgrywkowym. Co ciekawe szkoleniowcem prochowiczan był Jarosław Pedryc!
To było 8 lat temu, a wcześniejsza równie wysoka porażka pod Chełmcem i to w stosunku 0:4, miała miejsce również 8 lat wcześniej. Czerwiec 2000 na Ratuszową przyjeżdża w 32.kolejce 3.ligi (dziś druga) najlepsza drużyna, która już wywalczyła sobie awans na zaplecze ekstraklasy Górnik Polkowice. Górnik Wałbrzych z Marcinem Morawskim, który zobaczył wówczas żółtą kartkę, przegrał bezapelacyjnie 0:4 - Rafała Wodzyńskiego pokonali Bugaj, Salamoński z karnego, Malawski i Ujek. Była to historyczna, bo pierwsza porażka ligowa z polkowiczanami w Wałbrzychu, ale historia pokazała, że nie ostatnia.

Strzeleckie fajerwerki w B klasie

Jedną z możliwości zawierania zakładów bukmacherskich jest typowanie ilości bramek w meczu -  powyżej/poniżej. Najczęściej jest to opcja <2,5>, ale oczywiście są również mniejsze i większe od tej przykładowej wartości. Obserwując wyniki w najniższych klasach rozgrywkowych to wyjściowa liczba powinna oscylować około 5,5.
Grający seniorzy z Wałbrzycha w najniższej klasie rozgrywkowej  w bieżącym sezonie rywalizują z zespołami z grupy świdnickiej. 14 zespołów, 26 serii spotkań to o wiele lepsze rozwiązanie już kadłubowe rozgrywki i granie kilka razy w rundzie z tym samym przeciwnikiem.  Na półmetku jesiennej rywalizacji można śmiało napisać, że w walce o awans powinny się liczyć dwa wałbrzyskie zespoły: Górnika Nowe Miasto i Podgórza. Gorzej wiedzie się Zagłębiu, które kadrę uzupełniło kilkoma zawodnikami Jokera Jaczków, który nie zgłosił się do rozgrywek A klasy, Na Nowym Mieście reaktywowano drużynę seniorów a udane wyniki nie mogą być niespodzianką, skoro juniorzy już od kilku sezonów z powodzeniem rywalizują w klasie okręgowej.
Górnik Nowe Miasto przed meczem B klasy.
[foto:gorniknowemiasto.futbolowo.pl]
Wałbrzyski tercet w minioną niedzielę w komplecie grał u siebie, ale tylko wynik beniaminka z Nowego Miasta musiał zwrócić uwagę, nawet postronnych obserwatorów wydarzeń piłkarskich w mieście pod Chełmcem. Strzelenie OSIEMNASTU bramek w jednym meczu nie zdarza się, bowiem często. Podopieczni Łukasza Steca nie mieli problemów ze zdeklasowaniem najsłabszej ekipy w B klasie, czyli Huraganu Olszany. Goście w dotychczasowych meczach nie zdobyli nawet punktu, a w 4 wcześniejszych wyjazdach zanotowali bilans bramkowy 1:33 - tracąc średnio 8 goli na mecz wyjazdowy. Górnik pierwszą bramkę strzelił w 5 minucie, po nieco ponad kwadransie było 5:0, a na przerwę zawodnicy schodzili już z rekordowym 11:0. Po przerwie 17-letni bramkarz gości Piotr Niziołek jeszcze siedem razy wyjmował piłkę z siatki.18:0. Łupem bramkowym podzielili się Adam Walkosz-Berda, Sebastian Misiułajtys, Andrzej Kawiński po 3, Patryk Rosiński, Tomasz Strzelec, Kamil Misiak po 2, Marcin Wroczyński, Bartosz Polak i Rafał Kacperski po 1.
Ósma seria spotkań B klasy rozegrana w drugą niedzielę października była pod względem skuteczności iście rekordowa. W 7 meczach padło aż 55 goli, co daje średnią blisko 8 bramek na 1 mecz! Najmniej bramek na boisku Podgórza (2:0 gospodarzy z LKS Piotrowice Świdnickie), ale już w Szczawnie Zdroju rezerwy MKS odprawiły Błyskawicę Kalno dwucyfrowym 11:0. Zagłębie zremisowało z Orłem Witoszów 3:3, po 7 goli padło na boiskach w Pankowie (6:1) i Bolesławicach (5:2). Przy tych fajerwerkach skromnie wygląda zwycięstwo lidera Wierzbianki Wierzbna 4:0 nad Nysą Kłaczyna 4:0.
Futboliści z Wierzbnej jako jedyni nie znaleźli póki co jeszcze pogromcy w tym sezonie, jedynie w domowym meczu z Orłem Witoszów remisując 1:1. Punkt mniej ma wałbrzyski duet, mogący również pochwalić się 7 zwycięstwami w 8 meczach, ale i mający na koncie po jednej przegranej (Górnik 1:4 w Witoszowie, Podgórze 0:3 w Szczawnie). Wspomniany wyżej Górnik może pochwalić się stadionem o największej pojemności. Dawniej skarby kibica szacowały największy w Wałbrzychu obiekt sportowy na 35-40 tysięcy, dziś to tylko atrakcja dla historyków. Mimo to piłkarze w B klasie zbudowali prawdziwą twierdzę - 4 mecze, tyleż zwycięstw i aż 39 bramek zdobytych!
Oczywiście można wybrzydzać co do prezentowanego poziomu sportowego, dla tych co nie mają czasu by osobiście oglądać mecze polecam kanał na youtube wałbrzyskiego portalu swsport.info, który w swojej ofercie ma również skróty z niektórych meczów B klasy.

piątek, 7 października 2016

Szepeta tropem Rzeczyckiego

Część kibiców wałbrzyskiego Górnika zapewne już zapomniała, że barwy drugoligowego wówczas zespołu dwa lata temu bronił niejaki Bartosz Szepeta. Był to jeden z autorskich transferów trenera Andrzeja Polaka, jeden z wielu, który, niestety, nie wypalił. 12 występów bez gola i po zmianie szkoleniowca Bartek szybko poszedł w odstawkę, by zimą przenieść się do Wisły Sandomierz. Trzecioligowiec z Szepetą w składzie dopiero w barażach (0:0, 1:2) przegrał walkę o awans do 2.ligi z Radomiakiem. W następnym spadł do 4.ligi, a jasnowłosy pomocnik pożegnał się z sandomierską drużyną. Na początku września pojawiła się informacja, że nowym pracodawcą Szepety będzie cypryjski Livadiakós/Salamína Livadión. Polak z beniaminkiem tamtejszej 3.ligi związał się umową do kwietnia 2017. Sezon na Cyprze ruszył 17-18 września -Livadiakós do tej pory dwa mecze zremisował i jeden przegrał co daje obecnie 14.miejsce (na 16 zespołów - strefa spadkowa). Bez udziału Polaka, a tymczasem zamiast doniesień o ewentualnych boiskowych sukcesach, w tym tygodniu katowicki Sport poinformował, że Bartosz został nowym zawodnikiem lidera 3.ligi GKS 1962 Jastrzębie! Jako doświadczony zawodnik (blisko 200 występów na szczeblu drugiej i trzeciej ligi) ma być antidotum na kłopoty kadrowe ćwierćfinalisty Pucharu Polski. 34-letni Szepeta ma tym samym okazję osiągnąć swój największy sukces - grę właśnie na szczeblu 1/4 PP.
Pochodzący z Kluczborka Szepeta jest prawdziwym piłkarskim obieżyświatem. Wystarczy rzut oka na jego piłkarskie CV, by zauważyć, że długo miejsca w żadnym z klubów nie zagrzał. Jastrzębie jest jego 28 pracodawcą:
Bartosz Szepeta
1. Metal Kluczbork
2. SMS Wrocław (1997-99)
3. Odra Opole (1999j)
4. UKS SMS Łódź (2000w)
5. Polar Wrocław (2000-01)
6. Inkopax Wrocław (2001j)
7. LZS Kuniów (2002w)
8. Astra Krotoszyn (2002j)
9. MKS Kluczbork/Kuniów (2003w)
10. Hetman Zamość (2003-2005)
11. Świt Nowy Dwór Mazowiecki (2006w)
12. Miedź Legnica (2006j)
13. PÓ Xylotýmbou (2007w)
14. Frénaros FC 2000 (2007j)
15. MKS Kluczbork (2008w)
16. Ethnikós Ássias (2008j)
17. Gawin/Ślęza Wrocław (2009w)
18. Ślęza Wrocław (2009j)
19. Ruch Zdzieszowice (2010w)
20. Oderka Opole (2010/11)
21. Rozwój Katowice (2011j)
22. Start Bogdanowice (2012w)
23. Calisia Kalisz (2012j)
24. Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp. (2013-2014)
25. Górnik Wałbrzych (2014j)
26. Wisła Sandomierz (2015-2016)
27. Livadiakós/Salamína Livadión (2016j)
28. GKS 1962 Jastrzębie (2016j-?)
Ta iście rekordowa liczba klubów przez niektórych może być zweryfikowana o kilka pozycji. MKS Kluczbork/Kuniów to protoplasta dzisiejszego MKS Kluczbork, podobnie jak Gawin/Ślęza przeistoczył się w Ślęzę. No i czy można traktował cypryjski Livadiakós jako pracodawcę, skoro Szepeta nie rozegrał tam żadnego spotkania?
Całkiem inaczej wygląda piłkarska biografia futbolowego Tony Halika czyli Roberta Rzeczyckiego. Popularny Jugol nie daje o sobie zapomnieć i latem tego roku ponownie zmienił barwy klubowe. W rundzie jesiennej możemy oglądać go w barwach KS Walim. To klub nr 28 Rzeczyckiego:
1. Zagłębie Wałbrzych
Robert Rzeczycki
2. Lechia Dzierżoniów (1989-92)
3. KP Wałbrzych (1993)
4. Zagłębie Lubin (1993-94)
5. Górnik Konin (1994-95)
6. Hutnik Warszawa (1995)
7. Stal Rzeszów (1996-97)
8. Pogoń Szczecin (1997)
9. Stomil Olsztyn (1997-99)
10. Lechia/Polonia Gdańsk (1999)
11. Korona Kielce (2000)
12. Tłoki Gorzyce (2000-01)
13. Zagłębie Sosnowiec (2001)
14. Jagiellonia Białystok (2002)
15. Pelikan Łowicz (2002-03, 2004)
16. KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2003)
17. Włókniarz Pabianice (2004)
18. GI Gota (2005)
19. KS Paradyż (2006)
20. Polonia New York SC (2006-08)
21. Orzeł Lubawka (2009)
22. LZS Jankowy (2010)
23. Juventur Wałbrzych (2010-11)
24. Włókniarz Głuszyca (2011-12)
25. SV Polonia Monachium (2012-14)
26. Hottur Borowice (2015)
27. GLKS Kamiennik (2016)
28. KS Walim (2016).
Obaj pewnie nie myślą o zakończeniu kariery, aczkolwiek większe szanse w wyścigu kto więcej klubów zaliczy ma jednak 13 lat młodszy Bartosz Szepeta.

środa, 5 października 2016

Regions Cup - legnickie rozczarowanie

Puchar Regionów, zwane również nieoficjalnymi Mistrzostwami Europy amatorów stał się znakiem firmowym reprezentacji Dolnego Śląska. W rozgrywanych od 1999 roku w cyklu dwuletnim reprezentujący jednocześnie Polskę Dolnoślązacy triumfowali w 2007, a w ostatniej edycji (2015-Irlandia) w finałowym turnieju pożegnali się po fazie pucharowej.
Edycja 2017 to podobne przygotowania jak ostatnio-również zgrupowanie w Wałbrzychu, a potem turniej eliminacyjny na boiskach w Legnicy i Polkowicach. Dwa lata temu kadra DZPN okazała się lepsza od rywali z Francji, Rumunii i Macedonii.
Kadra DZPN - RegionsCup 2016
[foto: lechia.dzierzoniow.pl]
Od 24 do 28 września na obiektach Miedzi i KS Polkowice rywalizowały 4 ekipy - oprócz gospodarzy z Dolnego Śląska, Portugalczycy z Lizbony - Associação de Futebol de Lisboa, Łotysze z  FC Caramba Riga oraz Bialorusini FC Zvezda-FOTS Victoria. W poprzednich edycjach piłkarzy naszego regionu prowadził duet trenerski, teraz potrzebne było szkoleniowe trio. Do doskonale znających realia rozgrywek Regions Cup Grzegorza Kowalskiego (trener Ślęzy Wrocław) i Mirosława Drączkowskiego (właśnie pożegnał się z posadą trenera Sokoła Wielka Lipa) dołączył Jacek Opałka (świeżo upieczony szkoleniowiec outsidera 4.ligi Orła Sadowice). Jak się okazało o losach Polaków rozstrzygnął praktycznie pierwszy już mecz. W Legnicy Portugalczycy z Lizbony wygrali 2:0 po golach Nevesa i Pinto w pierwszych dwóch kwadransach, co mocno skomplikowało sytuację gospodarzy. W drugim meczu Caramba zremisowała FC Zvezdą 1:1. W drugiej serii DZPN długo się męczył z Bialorusinami, którzy zresztą po celnym uderzeniu Mikalaia Hurynivicha objęli prowadzenie. Na szczęście dwa celne strzały Damiana Niedojada i Macieja Firleja przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść DZPN. Lizbona z kolei spokojnie ograła przeciwników z Rygi 2:0, co oznaczało, że nawet w przypadku przegranej zakończą rozgrywki na 1.miejscu i awansują do rundy finałowej. W ostatniej serii spotkań nie musieli na nikogo się oglądać i ograli Białorusinów 1:0 po golu w doliczonym czasie gry. A DZPN rozgromił FC Caramba aż 7:0 po bramkach Łuczaka 2, Jakóbczyka 2, Niedojada 2 i Niewiadomskiego. 6 punktów wystarczyło do zajęcia zaledwie drugiego miejsca.
A oto bilans dolnośląskich zawodników (kolejność według numerów):
1.Sebastian Idziorek (1996,MKP Wołów) 1 mecz
2.Patryk Gołębiewski (1993,Piast Żmigród) 3 mecze
4.Dawid Pożarycki (1991,Foto Higiena Gać) 2 mecze
5.Mateusz Miazga (1997, Miedź II Legnica) 2 mecze
6.Krzysztof Cieśla (1996,Śląsk II Wrocław) 2 mecze
7.Adrian Repski (1994,Śląsk II Wrocław) 3 mecze
8.Marcin Buryło (1990,Lechia Dzierżoniów) 1 mecz
9.Damian Niedojad (1994,Lechia Dzierżoniów) 3 mecze-4 gole
10.Maciej Firlej (1996,Ślęza Wrocław) 1 mecz-1 gol
11.Daniel Łuczak (1996,Śląsk II Wrocław) 2 mecze-2 gole
12.Jarosław Krawczyk (1985,Ślęza Wrocław) 2 mecze
13.Adrian Niewiadomski (1996,Ślęza Wrocław) 2 mecze-1 gol
14.Dawid Domaradzki (1994,AKS Strzegom) 3 mecze
15.Jakub Jakóbczyk (1990,Ślęza Wrocław) 3 mecze-2 gole
16.Mateusz Kluzek (1996,Ślęza Wrocław) 2 mecze
17.Adrian Wójcik (1996,Miedź II Legnica) 3 mecze
19.Mateusz Jaros (1993,Olimpia Kowary) 3 mecze
20.Jakub Bohdanowicz (1996,Ślęza Wrocław) 3 mecze.
Biorąc pod uwagę eliminacje oraz turniej finałowy poprzedniej edycji to największym stażem może pochwalić się niewątpliwie najstarszy w ekipie bramkarz Jarosław Krawczyk, który w kadrze DZPN grał wcześniej reprezentując barwy GKS Kobierzyce i Sokoła Wielka Lipa. Patryk Gołębiewski, Jakub Jakóbczyk, Damian Niedojad, Paweł Boczarski, Marcin Buryło i Jakub Bohdanowicz to kolejni zawodnicy, którzy grali w ubiegłorocznym turnieju w Irlandii.
Można się po fakcie zastanawiać o zasadność personalnych wyborów. Czy aby trenerzy nie są przyzwyczajeni do pewnych nazwisk - aż 6 nazwisk to gracze Ślęzy Wrocław, macierzystej drużyny Kowalskiego. Rywalem do miejsca w bramce Krawczyka miał być Amin Stitou, ale letni transfer z dolnośląskiej Świdnicy do opolskiej Stali Brzeg zablokował mu udział w Regions Cup. O ile nie może dziwić brak zawodników Górnika Wałbrzych, to już zastanawiająca jest absencja graczy KS Polkowice (choć akurat wyróżniających się Fryzowicza, Azikiewicza, czy Wacławczyka eliminują czynniki proceduralne)- czołowej bądź co bądź drużyny ubiegłego sezonu. Znakomite recenzje w trzeciej lidze obecnie zbierają Grzegorz Mazurek z Piasta Żmigród, czy Mateusz Baszak z kowarskiej Olimpii. Na pytanie czy lepiej zaprezentowaliby się niż ww. wybrańcy,niestety, nie uzyskamy już odpowiedzi. Przed dolnośląskimi piłkarzami teraz będą boje w eliminacjach krajowych, które będą przepustką do eliminacji Regions Cup 2019.

poniedziałek, 3 października 2016

W pogoni za legendami

Termin legenda czy ikona klubu często jest przez media nadużywany, podobnie jak kultowy w przypadku większości telewizyjnych premier filmowych. Jakie kryteria należy przyjąć, by kogoś ogłosić legendarnym piłkarzem? Staż pobytu w klubie, liczby występów, bramek czy wreszcie lista zdobytych trofeów. Jednak to dla niektórych może być za mało - kapitalnym przykładem jest postrzeganie obecnego defensora stołecznej Legii Jakub Rzeźniczak, będącego bodaj najbardziej krytykowanym zawodnikiem zespołu, ale biorąc pod uwagę wymienione wcześniej czynniki jak najbardziej spełnia kryteria, by został uznawany za jedną z legend warszawskiego klubu. Na wałbrzyskim podwórku mamy podobną sytuację w koszykarskim Górniku, gdzie Rafał Glapiński jest bliski uzyskania statusu legendy poprzez liczbę występów w biało-niebieskim stroju. Rozgrywający z klubem związany jest kilkanaście lat, sukcesy juniorskie, wiele występów w lidze uwieńczonych awansem do ekstraklasy, w której na dobrą sprawę nie zaistniał, ale porównania z grą dawnych gwiazd Górnika, która przynosiła medale mistrzostw Polski po prostu nie wytrzymuje. Poza tym obecnie rozgrywa się o wiele więcej meczów, co równoznaczne jest z możliwością śrubowania rekordów.
W tym roku przypada 70-lecie wałbrzyskiego sportu, w tym również piękne urodziny piłkarskiego Górnika. Wiadomo jaka jest sytuacja w klubie, więc pewnie oficjalne spotkanie ludzi futbolu spod biało-niebieskich barw odbędzie się przy okazji ogólnego miejskiego świętowania. Kibice nie doczekają się okolicznościowego wydawnictwa jakie miały miejsce przed 30 laty - dotyczące wszystkich dyscyplin w wałbrzyskim Górniku, jak i 5 lat temu- jedynie o futbolistach.
Benedyktyńska praca statystyków czy historyków niestety, nie może przynieść najdokładniejszych zestawień kto rozegrał najwięcej meczów w historii klubu czy też ułożenia najlepszych strzelców.  Białą kartą dla statystyków są nieszczęsne sezony biało-niebieskich na przełomie lat 50- i 60-tych ubiegłego stulecia, gdy drużyna grała w lidze okręgowej, trzecim szczeblu rozgrywek, gdzie oprócz wyniku trudno dotrzeć nawet do nazwisk strzelców bramek. Z globalnego rozliczenia wałbrzyskich snajperów najwięcej na tym traci Jerzy Swoboda. Pochodzący z Tarnowa napastnik trafił pod Chełmiec w wieku 20 lat z Cracovii, gdzie zaliczył 3 mecze w 1.lidze (dziś ekstraklasa). Wiosną 1961 udokumentowano jego 7 trafień, bez danych z wysoko wygranych meczów z Olimpią Kowary (6:1) i Kabewiakiem Legnica (7:2), gdzie bardzo prawdopodobne jest, że Swoboda wpisał się na listę strzelców. Sezon 1961/62 to 17 bramek. 1962/63 - to brak strzelców z 3 meczów, ale i 12 trafień ligowych Swobody plus 5 w barażach o wejście do drugiej ligi.
1963/64 - 13 bramek, 64/65 -17, 65/66 - 14, 66/67 - 6 i po powrocie z Australii, gdzie grał w Polonii Melbourne - sezon 1969/70 - dwa trafienia.
Jerzy Swoboda
[foto:wikipasy.pl]
Ile więc bramek w barwach Górnika strzelił Jerzy Swoboda? Autorzy monografii na 40-lecie klubu, doskonale znani również jeszcze w czasach teraźniejszych panowie Skiba, Niemierka i Bilewicz, wymieniają liczbę 52 trafień na szczeblu centralnym. Te salomonowe rozwiązanie problemu z historyczną skutecznością wałbrzyskich snajperów po latach nieco zdezaktualizowało się, bowiem ostatnie kilkanaście lat to gra na niższych szczeblach.  Swoboda ma udokumentowane 93 trafienia ligowe (wraz z barażami o wejście do 2.ligi).
O wiele bardziej znaną postacią w historii piłkarskiego Górnika jest Leszek Kosowski. W porównaniu ze Swobodą grał praktycznie tylko na szczeblu centralnym, bowiem wyniki oraz jego jedyne trafienie z meczu z Górnikiem Złotoryja (2:0) jesienią 1992 zostało anulowane przez zimową fuzję Górnika z Zagłębiem Wałbrzych.
Popularny Kosa to wychowanek klubu, z którym awansował i spadł z 1.ligi. Indywidualnie zdobył koronę króla strzelców drugiej ligi sezonu 1982/83, zaliczył grę w reprezentacji, aczkolwiek nie dane mu było zagrać w tej najważniejszej - kadrze A. Największy sukces klubowy osiągnął jednak w Widzewie Łódź, gdzie zagrał w sezonie 1991/92 i swoimi 9 trafieniami pomógł zdobyć trzecie miejsce w lidze, co premiowane było udziałem w Pucharze UEFA. Niestety, a może stety, Kosowski zamiast zbierać oklep z Eintrachtem Frankfurt (pamiętne 0:9) grał na boiskach w Iłowej, Nowej Soli czy Stroniu Śląskim.
Leszek Kosowski
Ile trafień zaliczył Leszek Kosowski w oficjalnych meczach Górnika Wałbrzych? Oto zestawienie trafień ligowych i pucharowych:
1978/79 2.liga 2 gole
1979/80 2.liga 0
1980/81 2.liga 4 gole
1981/82 2.liga 10 goli
1982/83 2.liga 18 goli + 2 gole w PP
1983/84 1.liga 8 goli
1984/85 1.liga 7 goli
1985/86 1.liga 18 goli + 3 gole w PP
1986/87 1.liga 4 gole + 1 gol w PP
1987/88 1.liga 4 gole + 3 gole w PP
1988/89 1.liga 8 goli
1989/90 2.liga 5 goli
1990/91 2.liga 14 goli
1992/93 3.liga 1 gol (anulowano)+ KP Wałbrzych 2.liga 4 gole 
W latach  1978-1991 102 ligowe trafienia dla Górnika oraz 9 w Pucharze Polski. Można oczywiście dodać 4 trafienia z wiosny sezonu 1992/93, gdy zamienił koszulkę Górnika na Klubu Piłkarskiego Wałbrzych, ale osobiście uważam za nadużycie doliczanie dorobku KP do Górnika, zwłaszcza, że nowopowstały klub przejął miejsce w lidze Zagłębia Wałbrzych.
Obecnie rozgrywa się więcej ligowych meczów niż w przeszłości. W ostatnich dekadach trudno było znaleźć napastników ze skutecznością zapewniającą podjęcie pościgu za wspomnianymi bombardierami. Jeśli naciągniemy historię i dorobek Górnika/Zagłębia Wałbrzych do obecnego Klubu Piłkarskiego Górnika to nadzieję mogli dać kilku zawodników.
Marek Wojtarowicz rozpoczynał jako napastnik, ale kończył grę jako obrońca. W ciągu 17 lat, z przerwą trzyletnią, gry przy Ratuszowej zaliczył bodaj rekordowe 385 występów okraszonych aż 58 ligowymi trafieniami (od czwartej do drugiej ligi).
Tomasz Sikorski okazał się niezwykle skutecznym goleadorem jedynie na najniższych szczeblach - w dwóch sezonach w A klasie (2002/03) i klasie okręgowej (2003/04) zaliczył aż 38 trafień, ale już 4.liga okazało się za wysokim progiem na jego umiejętności.
Adrian Moszyk przychodził do wałbrzyskiego klubu z Olimpii Kamienna Góra z opinią niezwykle skutecznego młodego napastnika. Tylko dwa, spośród 7 sezonów (łącznie zaliczył siedem i pół sezonu przy Ratuszowej), zaliczył z dwucyfrową liczbą goli. Wyjeżdżając do Austrii żegnał się z okrągłą liczbą 40 bramek. Jedno mniej trafienie ma w historii swych występów w Górniku Dominik Janik, ale nie dość, że nękały go kontuzje, to zgromadził je podczas 4 sezonów.
Ostatnie lata to popisy snajperskie Marcina Orłowskiego. 2011/12 w- 4 gole, 2014/15 - 11 goli i wreszcie 2015/16 - 30 ligowe trafienia i 2 w barażach. 47 trafień w 2,5 roku musi budzić szacunek. Póki co nie zanosi się, by w najbliższej przyszłości Orzeł poprawił swój dorobek w wałbrzyskim klubie.
Obecny sezon seniorów Górnika nie należy do udanych. Nie dość, że drużyna ma najmniej punktów to również najmniej trafień. Paradoksalnie najwięcej trafień mają najstarsi zawodnicy, którzy dzięki swojej długowieczności uzbierali pokaźną liczbę trafień dla wałbrzyskiego klubu.
36-letni Marcin Morawski gra dziewiąty sezon w Górniku i w 230 meczach zaliczył 55 bramek. Dla przypomnienia, obecny II trener zespołu, rozpoczynał grę jako napastnik, a dwa sezony przed transferem do Widzewa Łódź kończył z dorobkiem 11 goli/sezon.
O trzy lata młodszy Grzegorz Michalak zalicza trzynasty z rzędu sezon. 318 meczów jest już znakomitym osiągnięciem, ale, gdyby nie kontuzje oraz pauzy za kartki ta liczba byłaby bardziej imponująca. Starszy z braci Michalaków ma na swoim koncie 51 ligowych trafień.
Biorąc pod uwagę ligowe bramki to oprócz rekordowych osiągnięć Leszka Kosowskiego i Jerzego Swobody następnymi najskuteczniejszymi zawodnikami są wspomniani Marcin Morawski i Grzegorz Michalak.