środa, 30 marca 2016

Biało-czerwona fatamorgana

Piłkarskie EURO zbliża się dużymi krokami. Praktycznie od drugiej połowy maja kadrowicze będą do dyspozycji Adama Nawałki. Obóz regeneracyjny na Helu, potem przygotowania w Arłamowie, sparingi z Holandią (Gdańsk) i Litwą (Kraków) i wylot do Francji. W ostatnim dniu maja podane mają być wszystkie nazwiska na turniej. W minionym tygodniu w Poznaniu i Wrocławiu mogliśmy oglądać Polaków w towarzyskich potyczkach. Oba wygrane - o ile po Serbii panowało trzeźwe ocenienie stanu posiadania, tak po 5:0 z Finlandią nastąpiła erupcja hurraoptymizmu.
Kamil Grosicki - bohater czerwcowego turnieju ?
[foto:katowickisport.pl]
Jeśli chodzi o drużynę Nawałki jestem eurosceptykiem, co nie znaczy, że sukcesy piłkarzy będą mnie smucić, a niepowodzenia radować. Na francuskich boiskach mamy niepowtarzalną szansę osiągnąć historyczny sukces, jakim niewątpliwie będzie wyjście z grupy.Oczywiście pojawią się głosy, że to nasz obowiązek, zwłaszcza, że wychodzić będą trzy najlepsze zespoły z grupy. Przeszłość pokazała, że już nie jeden raz przystępowaliśmy do turnieju pełni nadziei, by przegrać mecz otwarcia, potem mecz o wszystko i czekać na mecz o godne pożegnanie z turniejem. Podobnie jak przed laty za kadencji Engela, Janasa czy Beenhakkera możemy pochwalić się grupą zawodników rozpoznawalnych w Europie. Teraz mamy gwiazdę z prawdziwego zdarzenia w osobie Roberta Lewandowskiego. Niektórzy oczami wyobraźni widzą nas w czołowej ósemce czy nawet w strefie medalowej. Lodu na rozpalone głowy!
W Poznaniu największym wygranym był niewątpliwie Jakub Błaszczykowski - niegdyś lider reprezentacyjnej drużyny, ostatnio rezerwowy w Fiorentinie, który w koszulce z orłem na piersi pokazał, że można na niego wciąż liczyć. Odbiór poznańskiego meczu byłby na pewno inny, gdyby na początku meczu Ivanović głową trafił w pustą bramkę, a nie posłał piłkę nad poprzeczką, czy po przerwie kapitalnie nie interweniował Wojciech Szczęsny. Serbowie oddali więcej celnym strzałów, byli groźniejsi, bardziej konkretni, zwłaszcza w środku pola. Znamienna była wymiana zdań pomiędzy naszymi filarami Krychowiakiem a Lewandowskim - w środowym meczu Polska nie zagrała tak jak spodziewałby się tego selekcjoner.
We Wrocławiu sporo kibiców było z całego dolnośląskiego regionu. Moda na kadrę, wciąż nieodkryty dla każdego kibica wrocławski stadion, a przede wszystkim pora meczu w sobotnie popołudnie były wystarczającym magnesem zarówno dla wiernych fanów reprezentacji jak i amatorów malowanych twarzy, sweetfoci itd. Adam Nawała do boju wysłał innych, co nie oznacza gorszych zawodników. Różnica w porównaniu z meczem z Serbią była zasadnicza - rywal biało-czerwonych nie był zainteresowany większym przeszkadzaniem w grze gospodarzom. Wynik 5:0 robi wrażenie, podobnie jak gra kilku piłkarzy, którzy wypromowali się i dali sygnał selekcjonerowi, że można na nich liczyć (Starzyński, Wszołek, Salamon). Dziennikarze rozpływali się nad ofensywnymi wejściami Jędrzejczyka, rajdami Grosickiego, pomysłowością i inteligencją Starzyńskiego czy Zielińskiego. Wszystko to pięknie wyglądało, ale wystarczy przeanalizować ile oni mieli miejsca na boisku, jak zachowywali się rywale, w jakim tempie i agresją próbowali odebrać naszym orłom piłkę. Momentami można było odnieś wrażenie, że bardziej zdeterminowanym zespołem od Finlandii był Gibraltar. Mimo wszystko w mediach zapanował trend - skupmy się na naszych plusach a nie słabości rywala.Zgoda, tylko, że na turnieju trudno sobie wyobrazić, by przykładowo Grosicki miał tyle miejsca by rozpędzić się, Wszołek nie będzie w ogóle atakowany w polu karnym, czy półgórne podanie Salamona przejdzie przez dwie strefy na odległość kilkudziesięciu metrów. Na tle słabszego rywala Polacy wyglądali efektownie, ale nie czyńmy z nich już medalistów Euro. Niemcy przegrali z Anglią - media domagają się dawać tych Niemców! Irlandia Północna ogrywa Słowenię - skromne zwycięstwo, bramkarz Irlandii najlepszy, czy po wygranej Ukrainy nad Walią - Ukraina wygrała, ale nie mamy czego się bać. Gdy Niemcy ograli gładko Włochów niektórzy dziennikarze w końcu zauważyli, że "czas wytrzeźwieć po Finlandii" - cokolwiek autor miał na myśli :).
Niemcy to Niemcy, oni nawet w kryzysie będą groźni - wyśmiewany tu i ówdzie Goetze już w eliminacyjnym meczu we Frankfurcie w pojedynkę wręcz ograł Polskę. Teoretycznie najsłabsi Irlandczycy z Ulsteru obecnie legitymuje się najdłuższą serią meczów bez porażki - 10! Kapitalny Roy Carroll w bramce, czy skuteczny Kyle Lafferty - te nazwiska powinny być znane polskim kibicom. Ponadto już za kadencji Beenhakkera boleśnie przekonaliśmy się o ich trudnym do ujarzmienia stylu gry - 2:3 w Belfaście (pamiętny samobój Żewłakowa) i 1:1 w Chorzowie. Ukraina targana różnymi problemami to nieobliczalna ekipa z Jarmolenko, Pjatowem, Szewczukiem, Rotanem i wieloma innymi zawodnikami. Ledwie trzy lata temu przegraliśmy w el.MŚ w Warszawie 1:3 a w Charkowie 0:1, choć grali Lewandowski, Glik, Krychowiak czy Jędrzejczyk. Absolutnie nie możemy zlekceważyć żadnego z rywali, przypisać sobie punkty jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra.
Adam Nawałka ma ból głowy odnośnie wyboru kadrowiczów na turniej. Pewnie ostateczne wybory nie każdego zadowolą. Warto pamiętać, że większość reprezentantów nie potrafi utrzymać dłużej formy na odpowiednim poziomie. Są pewniacy, na których zawsze można polegać (Lewandowski, bramkarze, Krychowiak, Glik, Błaszczykowski, czy Piszczek), ale już nawet Grosicki - bodaj najbardziej hołubiony po meczu z Finami, kilka tygodni temu był przymierzany do powrotu do Polski, by regularniej grać, na co nie może liczyć w lidze francuskiej. Starzyński z podkulonym ogonem wrócił z Belgii, by błyszczeć w przeciętnej rodzimej lidze, Wszołek jesienią głównie grzał w Serie A ławkę. Z drugiej strony gdzie są teraz bohaterowie z eliminacji - Olkowski, Mila czy Peszko? Niewykluczone, że finałowe kolejki ligowe wyłonią innych kandydatów na EURO, odkurzeni zostaną nieco zapomniani byli kadrowicze.
Z optymizmem, ale bez przesady.Polska nie przegrywa, ale nie gra tak rewelacyjnie, jak niektórzy sądzą po ograniu Finów. Wrocławski mecz dla co niektórych stanowił swoistą fatamorganę - nagle zobaczyli super zespół mogący ograć każdego w sposób jaki tylko chce. Z pokorą niech biało-czerwoni spokojnie się przygotują, bez pompowania balonika.

wtorek, 29 marca 2016

Diamentowe urodziny dawnych gwiazd

Trzecia dekada marca przyniosła nie tylko rocznicę powstania Górnika Wałbrzych, ale również 60-te urodziny trzech piłkarzy Górnika, którzy w 1973 sięgnęli po tytuł mistrza Polski juniorów, a po latach świętowali triumfy w zespole seniorów.
[foto: rzelik7.blogspot.com]
24 marca 1956 urodził się Włodzimierz Ciołek - wałbrzyska legenda, o którym chyba napisano wszystko. Dzień wcześniej na świat przyszedł Benedykt Bylicki, a 30 marca "sześćdziesiątkę" świętuje Waldemar Sysiak.
W porównaniu z p.Włodkiem duet obrońców to dla wielu postacie wręcz anonimowe, a był czas, gdy zapowiadali się na co najmniej tak dobrych grajków jak Ciołek.
Rok 1973 to powtórka największego wówczas sukcesu wałbrzyskiego futbolu, czyli złotego medalu w mistrzostwach Polski juniorów.  Historię zdobycia tytułu przedstawia wraz z fotografiami Krzysztof Truszczyński na swoim blogu. Dla przypomnienia - Górnik prowadzony przez legendarnego trenera Józefa Jasińskiego był najlepszy na Dolnym Śląsku, potem w turnieju półfinałowym w Szczecinku ograli Zawiszę, Włókniarz Białystok oraz Darzbór Szczecinek. W bydgoskim zespole grał Zbigniew Boniek, który raczej niemiło wspomina przegrany pojedynek z wałbrzyszanami, bowiem zobaczył w nim czerwoną kartkę. W barwach Zetki grał również późniejszy reprezentant śp. Henryk Miłoszewicz. Nim Górnik zagrał w turnieju finałowym, część zawodników, w tym Waldemar Sysiak reprezentował Dolny Śląsk na Spartakiadzie Młodzieży, skąd przywieźli złote medale. W sierpniu na Nowym Mieście Górnik ograł Chemika Kędzierzyn 2:0, ŁKS Łódź 3:2 i zremisowali w Ruchem Chorzów 1:1 i na piersiach wałbrzyskich juniorów zawieszono złote medale. Sysiak i Bylicki byli podstawowymi zawodnikami, a Ciołkowi przypadła rola rezerwowego. Czy wtedy ktoś mógł przypuszczać, że losy tej trójki potoczą się nieco inaczej?
Jako pierwszy w zespole seniorów zadebiutował jednak Włodzimierz Ciołek. W sezonie 1975/76 prowadzony przez Stanisława Świerka zespół wywalczył awans do drugiej ligi, a w nim z wymienionej trójki skromny udział miał wchodzący głównie z ławki rezerwowych Ciołek. Bylicki i Sysiak grali jedynie w meczach pucharowych.
Sezon 76/77 - beniaminek w grupie południowej finiszuje na solidnym ósmym miejscu - Ciołek kompletuje 26 meczów, w których strzela jedną bramkę. Sysiak zagrał tylko jesienią w 6 meczach, Bylicki musiał wciąż czekać na swoją szansę.
Sezon 77/78 - to pamiętny sezon przegrany tylko z GKS Katowice. Jednym z twórców tego sukcesu w ekipie Stanisława Świerka był Włodzimierz Ciołek (26 meczów/7 goli), który w meczu z Hutnikiem Kraków strzelił swego pierwszego gola z rzutu wolnego. Z kolei jego koledzy z drużyny juniorów sezon spędzili na wypożyczeniu: Sysiak w Bielawiance, a Bylicki w Krysztale Stronie Śląskie.
Po sezonie największe gwiazdy Górnika zostały rozkupione przez pierwszoligowców. Skuteczny Bożyczko trafił do niedawnego rywala z Katowic, Pięta do budującego dopiero swą potęgę Widzewa, a Ciołek trafia do jednej z najlepszych ekip w kraju - mieleckiej Stali.Tam zbiera rewelacyjne oceny - tygodnik Piłka Nożna na koniec roku wybiera go Odkryciem Roku.W Stali debiutuje również w kadrze A, w europejskich pucharach, wyjechał na mistrzostwa świata w Hiszpanii, skąd przywiózł medal za trzecie miejsce. Co potem było? Powrót do Wałbrzycha, sukcesy z Górnikiem i w końcu zasłużone saksy w szwajcarskim Grenchen, gdzie grał wraz z Bogdanem Gunią pod wodzą Huberta Kostki.
Po powrocie na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia wielokrotnie namawiany był do trenowania seniorów. Bodaj najbliżej był w 1992 roku, gdy po półrocznej karencji, po wycofaniu się z II ligi Górnik ruszał w trzeciej lidze. Ciołek to nie tylko historia, ale i wielu wychowanków, którzy pierwsze treningi zaczynali pod jego okiem. Obecnie p.Włodzimierz trenuje na Nowym Mieście - w tamtejszym Górniku. Latem opuścił KP Górnik Wałbrzych z Ratuszowej - różnie się słyszy o genezie tego rozstania. Redaktor Artur Szałkowski w swoim artykule z okazji urodzin Ciołka wbija ostro szpilkę aktualnemu zarządowi Górnika. Faktem jest - brak życzeń, wspomnienia na oficjalnej stronie klubowej to delikatnie mówiąc nietakt. Miejmy nadzieję, że wszelkie nieporozumienia zostaną niebawem zapomniane, bo taką osobę jak Włodzimierz Ciołek należy szanować w Wałbrzychu, a już szczególnie w Górniku.
A co z pozostałymi jubilatami?
Waldemar Sysiak po powrocie z Bielawy szybko przekonał do siebie Horsta Panica i w sezonie 78/79 zaliczył 20 występów ligowych. Benedykt Bylicki zadebiutował dopiero w rundzie wiosennej, gdy zespół prowadził już Franciszek Mikucki. Bylicki zaliczył 4 mecze, a zespół skończył na 8.miejscu.
Potem ich bilans w drugoligowym Górniku wyglądał następująco:
sezon 1979/80 (trener Józef Majdura - 4.miejsce) - Bylicki-2 mecze, Sysiak -30 meczów
sezon 1980/81(trener Józef Majdura - 12.miejsce ) - Bylicki - 22 mecze/1 gol, Sysiak -30 meczów
sezon 1981/82 (trener Józef Majdura, Horst Panic - 8.miejsce) - Bylicki- 14 meczów, Sysiak - 24 mecze
sezon 1982/83 (trener Horst Panic - 1.miejsce) - Bylicki -28 meczów, Sysiak - 2 mecze (jesienią).
Jak widać pozycja w zespole obu defensorów zmieniała się diametralnie. W najważniejszym dla nich sezonie uwieńczonym awansem Benedykt Bylicki był podstawowym obrońcą, a Waldemarowi Sysiakowi przypadła rola obserwatora z ławki rezerwowych.
Po awansie do I ligi duet obrońców nie znalazł uznania w oczach trenera Horsta Panica, zwłaszcza, że blok defensywny wzmocnił Janusz Łukaszewski z Zagłębia Wałbrzych i Marek Gawryszewski z Zagłębia Lubin. Właśnie do Lubina wyemigrowali Sysiak z Bylickim. Zagłębie rozbite po przegranej walce o awans z Górnikiem długo nie mogło odnaleźć się w nowym sezonie. Apogeum kryzysu nastąpiło w ... Wałbrzychu, gdzie lubinianie przegrali z imiennikiem z Ratuszowej 1:7! Po tej klęsce Edward Nalewajko zmienił Huberta Fajkowskiego, a w obronie zadebiutował Benedykt Bylicki, a tydzień  później przyszła pora na Waldemara Sysiaka. Sezon 83/84 Zagłębie zakończyło na czwartym miejscu, ale już rok później nie mieli sobie równych na zapleczu ekstraklasy. Wśród bohaterów Lubina, którzy wywalczyli największy wówczas sukces piłkarski w historii nie tylko miasta, ale całego województwa legnickiego, byli dwaj wałbrzyszanie.
Zagłębie Lubin - 1985
[foto:zaglebie.org]
Na zdjęciu obok bohaterowie Lubina z 1985. Benedykt Bylicki w dolnym rzędzie pierwszy, obok Eugeniusz Ptak, Waldemar Sysiak stoi trzeci od prawej.
27.07.1985 historyczny pierwszy mecz Zagłębia Lubin w ekstraklasie przeciwko GKS Katowice (1:0).  W wyjściowej jedenastce Eugeniusza Różańskiego wybiegło kilku zawodników wcześniej związanych z Wałbrzychem: Eugeniusz Ptak strzela jedyną bramkę, świeży nabytek z Górnika Marian Kowalski zobaczył historyczną pierwszą żółtą kartkę oraz Waldemar Sysiak, który doznał kontuzji i został zmieniony już w 25 minucie. I tak wyglądał jedyny występ Sysiaka na najwyższym szczeblu rozgrywek, a zarazem pożegnanie z Zagłębiem.  Benedykt Bylicki zadebiutował dopiero dwa tygodnie później w meczu ze Stalą Mielec (1:1).Jego bilans to raptem 5 spotkań. Wałbrzyski duet zakończył pierwszoligową przygodę w Lubinie w sezonie 1985/86.

poniedziałek, 28 marca 2016

Udany tydzień Górnika

Remis domowy z przeciętną Foto-Higieną Gać i kontuzja Michała Oświęcimki, a także fakt, że w lidze wyjazdowa przydarzyła się Górnikowi 5 miesięcy temu mogły spowodować obawy przed dwoma wyjazdowymi meczami w Dzierżoniowie i Mostkach. Oczywiście, co do wygranych wyjazdowych w III lidze to trzeba pamiętać, że po wygranej w Polkowicach biało-niebiescy grali jedynie w Rzepinie i Lubinie, a potem była długa przerwa zimowa.
W Dzierżoniowie popołudniowa pora meczu, deszczowa aura wyraźnie obniżyła rangę derbowego meczu, który przed laty potrafił zmobilizować kilkukrotnie większość ilość kibiców niż obecnie. W pomeczowych galeriach na dzierżoniowskich portalach mogliśmy dostrzec bodaj najsłynniejszego kibica Lechii, a przede wszystkim Ruchu Chorzów - panią MaRiolę Zborowską-Kierzkowską (na zdjęciu z parasolką), główną bohaterkę dokumentu HBO pt. Miłość bez ustawki.
W pojedynku z Lechią zadebiutował Mateusz Krawiec, który bez kompleksów zaprezentował się w drugiej linii,na pewno podwyższył średnią wzrostu, co nie jest bez znaczenia przy stałych fragmentach gry. Wałbrzyszanie wystawili jednak swoich sympatyków na sporą próbę cierpliwości. Przewaga nie podlegała dyskusji, wreszcie grając na naturalnej nawierzchni, szerszym boisku można było się rozpędzić i głównie poakcjach oskrzydlających Górnik stwarzał zagrożenie pod bramką Łukasza Malca. W niemałe kompleksy mógł wpaść Mateusz Sawicki,który powinien wpisać się na listę strzelców, a piłka z uporem mijała bramkę. Swoje szanse miał tradycyjnie Marcin Orłowski, który zamiast bramki zapisał na swoim koncie żółtą kartkę. Wykluczenie defensora miejscowych było praktycznie niewidoczne przez większość spotkania. Co więcej, Lechia grając w osłabieniu niespodziewanie zdobyła prowadzenie. Gol Marcina Buryło po szybkiej kontrze to nauczka dla Dominika Radziemskiego, który nieco zlekceważył całą sytuację, a później nie zdążył z kryciem. Na szczęście odpowiedź wałbrzyszan była iście ekspresowa. Po akcjach prawym skrzydłem najpierw zrehabilitował się Radziemski, a za chwilę wykazał się Damian Migalski, który zarówno w Dzierżoniowie, jak i w Mostkach udowodnił, że ławka rezerwowych w premierowym meczu przeciwko Foto-Higienie to nieporozumienie. Współudział w obu bramkach miał  Jan Rytko, który jest bodaj największym odkryciem tego sezonu - prawa obrona to faktycznie najlepsza pozycja dla niego w układance Bubnowicza.
Wałbrzyszanie wygrali w Dzierżoniowie, co nie jest oczywiście niespodzianką, ale już wyjazd do Mostek wydawał się o wiele większą przeszkodą. Formacja Port 2000 to jedna z największych niespodzianek in minus bieżącego sezonu. W ubiegłym sezonie zespół Rafała Wojewódki dzielił i rządził w trzeciej lidze i tylko infrastrukturalne uwarunkowania spowodowały, że zespół nie przystąpił do baraży o drugą ligę. Piłkarze z Mostek zaczęli sezon od 3 porażek, w tym domowej z Polkowicami, która do soboty była jedyną domową. O tym, że jest to naprawdę dobra drużyna, w Wałbrzychu mogliśmy się przekonać na początku września, kiedy to mimo zwycięstwa 2:0 był to bardzo szczęśliwy wynik dla Górnika. Formacja wiosnę rozpoczęli od zdemolowania rezerw Śląska 6:1,by sensacyjnie ulec w Rzepinie 1:2. W meczu z Ilanką wykartkował się z meczu z wałbrzyszanami Krzysztof Piosik, depczący po piętach w klasyfikacji strzelców Marcinowi Orłowskiemu. Dzielnie mu w zdobywaniu goli sekunduje inny Krzysztof Sikora - ten duet strzelił w tym sezonie 28 bramek. A w Wielką Sobotę nie zrobił nawet sztycha.
Obiekt w Mostkach trzeba osobiście zobaczyć, by zrozumieć ten ewenement. Kompleks wybudowany głównie dla kierowców udających się na starej trasie A2 Niemcy- Poznań, miejsce do wypoczynku, również z dziećmi (minizoo), a wśród atrakcji stadionik, z trybuną z jednej strony. Piknikowa atmosfera z szumem przejeżdżających zza boiskiem ciężarówek.
Rafał Wojewódka zaskoczył składem,bowiem na ławce rezerwowych znalazło się aż dwóch rezerwowych bramkarzy! Faktem jest, że w każdym tegorocznym meczu Formacji bronił inny goalkeeper. Na Górnika wybiegł w podstawowym składzie najbardziej znany z nich Łukasz Merda - grający swego czasu w ekstraklasie. Czemu Robert Kuta i Daniel Tomczak siedzieli na ławce? To już tajemnica szkoleniowca zespołu z Mostek. Robert Bubnowicz nie ma tego typu dylematów. Kołderka w seniorach jest naprawdę krótka i trzeba się posiłkować juniorami z DLJ. Niestety, podopieczni Piotra Przerywacza przegrali piątkowy mecz z Karkonoszami komplikując sobie sytuację. Kto wie, czy wynik rywalizacji (1:2) byłby inny, gdyby nie trio Sobiesierski-Tytman-Brzeziński zagrało tylko w I połowie. Zawodnicy szybko dołączyli do terminujących w Babimoście seniorów, by w sobotę nie zaliczyć ani minuty. Jak długo Bubnowicz będzie operował gołą jedenastką? W najbliższym meczu z pewnością pojawi się Sławomir Orzech, bowiem wykartkował się Dariusz Michalak (żółte kartki w Dzierżoniowie i Mostkach).
Mecz z Formacją był najlepszym pojedynkiem od wygranej w Polkowicach. Agresywnie grający wałbrzyszanie nie dali pograć miejscowym, którzy gubili się w środku pola. Marcin Morawski przeżywa drugą młodość i nie chodzi tu o bramkę zdobytą bezpośrednio z kornera. Znów groźnie było na skrzydłach, Migalski kręcił rywalami, Sawicki szarżował przy linii, Radziemski efektywnie grał w środku pola,nie popełniając większych błędów, Krawcowi i Orłowskiemu brakowało szczęścia pod bramką Merdy. Bramkarz Formacji miał najwięcej pracy - o ile w pierwszej odsłonie nie popełniał błędów, to w drugiej może zapisać obie bramki na swoje konto. Wielka Sobota w III lidze na lubuskich boiskach to dobre miejsce dla egzekutorów rzutów rożnych. W Gorzowie bramkę dla Stilonu z tego stałego fragmentu gry zdobył Tomasz Szwiec, a w Mostkach Marcin Morawski. Dla grającego asystenta trenera nie jest to pierwszy tego typu gol. Jesienią 2011 w drugiej lidze aż dwukrotnie pokonał z narożnika boiska bramkarzy rywali - Łukasza Przezdzięka z Czarnych Żagań (1:2) i Jakuba Miszczuka z Zagłębia Sosnowiec (3:1). Marcin czekał 11 miesięcy na ligową bramkę - ostatni gol jego autorstwa padł w kwietniu ub.r., gdy prowadził jeszcze Polonię-Stal Świdnica. Po dobrze przepracowanej zimie obecność Morawskiego na boisku stanowi dla zespołu wartość dodaną. Udany występ ponownie zaliczył Mateusz Krawiec,który zdobył swoją premierową bramkę w Górniku.
Wałbrzyszan czeka teraz kolejny wyjazd, tym razem do najsłabszego rywala - Bystrzycy Kąty Wrocławskie. Nie spodziewajmy się zlekceważenia rywala, ani też fajerwerków strzeleckich. Nie jest tajemnicą, że Górnik lepiej sobie radzi,gdy gra naprzeciw mocniejszym rywalom, preferujących otwartą grę, nie wyczekujących szans do kontrataków. Oby również lista absencji nie została poszerzona o kolejne nazwisko.

wtorek, 22 marca 2016

70 lat Górnika Wałbrzych - medialna cisza

22 marca 1946 - przy Dyrekcji Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu zostaje założony klub sportowy "Górnik", który był nazywany później Górnik-Zamek lub Górnik - DśZPW. Niektóre źródła mówią jeszcze o dacie 16 marca, ale to ta późniejsza przewija się przez większość opracowań. Dzień później, 23 marca powiadomiono pisemnie Urząd Starosty Grodzkiego w Wałbrzychu o powołaniu  do działalności klub sportowy. I tak się to wszystko zaczęło.
Górnik nie był pierwszym klubem powojennym w Wałbrzychu, bo palmę pierwszeństwa dzierżył KS "OMTUR " (Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego), który powstał pod koniec lipca 1945. Wałbrzyskie Zagłębie powstało 12 grudnia 1945 jako Klub Sportowy "Julia". Górnik chronologicznie był dopiero szóstym powstałym po wojnie klubem w Wałbrzychu.
Podobnie jak okrągła rocznica powstania Zagłębia, tak i dzisiejsze 70-te urodziny Górnika w mediach przechodzą niezauważalnie.
Do godz. 15 nie licząc strony koszykarskiej Górnika oraz wpisów na facebooku kompletna cisza medialna w sprawie rocznicy powstania klubu. Oczywiście dociekliwi znajdą cyferkę 70 w kolumnie kalendarzowej portalu 90minut.pl. Na twitterze polskich speców od socialmedia zawstydzili Brazylijczycy, którzy z dalekiej Ameryki Południowej zauważyli 70-te urodziny Górnika.
[źródło: twitter]
Rok 2016 ma być rokiem sportu w Wałbrzychu, wiele imprez o różnej randze już się odbyło i będzie mieć miejsce pod Chełmcem. W obecnych czasach nie ma tylu klubów, co choćby w 1948, kiedy to było 20 klubów! Obecnie kluby funkcjonują w wąskich specjalizacjach - pod nazwą Górnik funkcjonują futboliści, koszykarze, lekkoatleci, kolarze, a dawniej oni wszyscy grali pod jednym szyldem KS "Górnik".
Historią nie można żyć, ale trzeba ją znać. Jeśli bodaj najbardziej rozpoznawalna marka sportowa miast jest przemilczana i to przez lokalne media to o czym można mówić?
W innych miastach od miesięcy pisze się,mówi o planowanych obchodach rocznicowych. I nie trzeba obserwować wielkich klubów (jak choćby stulecie stołecznej Legii), ale wystarczy spojrzeć na dolnośląskie podwórko. W prowincjonalnym, w porównaniu z Wałbrzychem, Żmigrodzie chwalą się o niespodziankach dla kibiców, banerach. Podobnie jest w innych miejscach.
Nie jest rozpowszechniony powszechnie plan obchodów 70-lecia wałbrzyskiego sportu, ale szkoda, że ważna dla każdego klubu data powstania została praktycznie przemilczana. Można było to marketingowo rozegrać kapitalnie, a tak mimo wszystko pozostaje niesmak.

poniedziałek, 21 marca 2016

Debiut Adriana Mrowca w Jaworzynie Śląskiej

11 miesięcy. Tyle czasu minęło od ostatniego występu Adriana Mrowca w pierwszej lidze. W Niecieczy, w obecności 750 (czyli 100% mieszkańców) Termalica ogrywa Miedź 2:1 strzelając w ciągu 30 minut oba gole. W tym czasie boisko opuszcza Mrowiec, w wyniku kontuzji zastąpiony przez Grzegorza Bartczaka. Potem była rehabilitacja, by latem pożegnać Legnicę po zaledwie półrocznym epizodzie i powrócić do rodzinnego Wałbrzycha. W Górniku Adrian grał wcześniej w drużynie juniorów, jeszcze w latach 90-tych ubiegłego stulecia. Potem była reprezentacja Polski juniorów, terminowanie w szerokiej kadrze wielkiej Wisły Kraków, gra na Litwie, Szkocji, Niemczech okraszone krajowymi pucharami, mistrzostwem Litwy, grą w europejskich pucharach. Do tego w końcu 30 meczów i jeden gol w rodzimej ekstraklasie. W wieku 32 lat defensor miał być ostoją bloku obronnego wałbrzyskiego spadkowicza. Dodatkowo miał objąć grupę 7-latków, czyli piłkarskich skrzatów.
Adrian Mrowiec
Jego przygoda w Wałbrzychu na pewno nie potoczyła się ani po jego myśli, ani nie spełniła oczekiwań trenerów i kibiców. Długa rehabilitacja opóźniła debiut, podczas jesieni zagrał zaledwie 9 razy, ale tylko trzykrotnie w pełnym wymiarze czasowym. Brakowało mu nie tylko ogrania meczowego, ale przede wszystkim szybkości, zwrotności, co widoczne było zwłaszcza w rywalizacji z mocniejszymi rywalami. Zimą wraz z Maksymem Tatuśko został wypożyczony na pół roku do Karoliny Jaworzyna Śląska.
11 miesięcy z drugiego poziomu rozgrywkowego na szósty...
Co ciekawe grającym trenerem Karoliny jest Tomasz Idziak, który w Górniku pełni funkcję koordynatora nad pracą trenerów. Debiut wałbrzyskiego duetu Mrowiec-Tatuśko wypadł w Jaworzynie Śląskiej bardzo dobrze - gospodarze w ciągu 4 minut odwrócili losy meczu z Iskrą Jaszkowa i wygrali 2:1, a Tatuśko zanotował asystę.
W Jaworzynie Śląskiej powstała mała wałbrzyska kolonia, co nie może dziwić, skoro w samym Wałbrzychu brak jest drużyn grających na poziomie choćby klasy okręgowej. W przeszłości o obliczu swoich nowych zespołów wałbrzyszanie decydowali m.in. w Bielawie, Dzierżoniowie, Świebodzicach, Świdnicy, ale i Kamiennej Górze, Lubawce, czy Świerzawie, gdzie 20 lat temu grupa ligowców z Górnika wyciągnęła Pogoń z A klasy, aż do trzeciej ligi!
Obecnie najliczniejsza grupa wałbrzyszan jest bodaj w Świebodzicach i Jedlinie Zdrój.Victoria nie kryje ambicji awansowych, a do grupy grających już jesienią piłkarzy spod Chełmca dołączył Dominik Janik. Póki co ciężko napastnikowi wywalczyć pewne miejsce w wyjściowym składzie, ale o tym wcześniej przekonał się choćby Wojciech Błażyński, wiele lat grający w klubach z okręgu jeleniogórskiego, gdzie od niego zaczynało się ustalanie wyjściowej "11", a w Świebodzicach często wchodzi z ławki rezerwowych. W KS Zdrój również sięgnięto po byłych juniorów klubu z Ratuszowej, bo po prawdzie Bartkowiak, Kobylański czy najmłodszy z braci Kubowiczów nie mieli gdzie w Wałbrzychu grać. A i tak najbardziej rozpoznawalną postacią jest skuteczny Piotr Kałoń. Z zimowych transferów klubu z Jedliny ciekawie zapowiada się pierwszy internacjonał w Zdroju, czyli Czech Vaclav Pohl. Po rundzie jesiennej sezonu 2010/11 był on w grupie testowanych przez drugoligowy wówczas zespół Górnika Wałbrzych, zagrał nawet w sparingu z Polonią/Spartą Świdnica. Ostatecznie nie trafił na Ratuszową, ale w międzyczasie zaliczył sparing w barwach MKS Szczawno Zdrój. Teraz,były gracz takich klubów jak FK Nachod, Broumov, Ćeśka Skalice ma szansę w końcu zagrać w polskiej lidze, o ile działaczom uda się załatwić wszelkie formalności.

niedziela, 20 marca 2016

Falstart z Gacią

Kto wie czy pierwszy tydzień wiosennych rozgrywek nie będzie najważniejszy dla Górnika Wałbrzych. W sobotę z fotelu lidera biało-niebieskich zrzuciły najpierw rezerwy Miedzi, które ograły Polonię-Stal Świdnica. Tyle samo punktów, remis w bezpośrednim meczu, ale korzystniejszy bilans bramkowy - to decydowało, że zaplecze dolnośląskiego pierwszoligowca jest wyżej sklasyfikowane. Później KS Polkowice wygrywa ze Stilonem Gorzów i o dwa punkty wysforował się na czoło tabeli. Podopieczni Roberta Bubnowicza mogli spowodować powrót do jesiennego status quo wygrywając z Foto-Higieną Gać. Nie ma co się oszukiwać - wynik inny niż wygrana gospodarzy, to wielka niespodzianka. Ale w niedzielne popołudnie po końcowym gwizdku można się z jednego punktu cieszyć, zwłaszcza, że wyrównujący gol padł w samej końcówce meczu.
Górnik zagrał wręcz w standardowym zestawieniu, choć może dziwić obecność na ławce Damiana Migalskiego zamiast Mateusza Krzymińskiego. Do przerwy o mały włos, a szybciej od kolegów do szatni zszedłby za wykluczenie Sebastian Surmaj. Lider grzeszył schematyzmem, monotonnością i brakiem improwizacji. Łatwo można było rozszyfrować zamiary ofensywne głównego faworyta ligi. Po przerwie wałbrzyszanie podkręcili nieco tempo, ale prócz częstszych prób strzałów z dystansu niewiele z tego wynikało. Koniec końców gol padł, tyle, że dla przyjezdnych. Podobnie jak w jesiennym meczu z tym rywalem gol padł po rzucie wolnym. Podobieństw z meczem w Brzegu było więcej, bowiem trafił do siatki również Marcin Orłowski i również w końcówce meczu i z rzutu karnego.
Na pewno po meczu sporo się będzie mówiło i pisało o sztucznej nawierzchni, ale warto zaznaczyć, że to na niej wałbrzyszanie głównie trenowali zimą i rozgrywali sparingi. Więc jest to wręcz doskonale znane boisko dla piłkarzy Górnika i może dziwić, że nie został wykorzystany ten handicap. Rewolucji w składzie, ustawieniu czy zagrywkach też próżno szukać. Po pierwszym nieudanym występie trudno być optymistą na najbliższe spotkania, bo wyraźnie brakuje świeżej krwi.
W tym tygodniu wałbrzyszan czekają dwa arcytrudne wyjazdy. W środę wyjazd do Dzierżoniowa, a w sobotę do Mostek. Każda kombinacja punktowa jest możliwa - od zera po sześć punktów. W pamięci wałbrzyskich kibiców wciąż tkwi, że pod wodzą Roberta Bubnowicza runda wiosenna jest zwykle nieco słabsza niż jesienna. Oby ten kryzys minął jak najszybciej. Lider z Polkowic również ma 2 wyjazdy, ale nieporównywalnie słabsze - do Kątów Wrocławskich i Świdnicy, więc w przypadku niepowodzenia Górnika może zwiększyć się przewaga KS. Rezerwy Miedzi jadą do Lubska, gdzie strata punktów będzie niespodzianką.
Po spotkaniu padło dość intrygujące zdanie z ust Roberta Bubnowicza, które zapisali dziennikarze, którzy przyjechali z gośćmi.
[foto: foto-higienagac.futbolowo.pl]
"...Chcemy grać dobrze i wygrywać mecze, a nie mamy nacisku na to by awansować".
Takiej wypowiedzi nie znajdziemy w wałbrzyskich mediach, ale takie zdanie to PR-owy strzał w kolano nie tylko trenera, ale i dyrektora sportowego klubu. Takimi nieprzemyślanymi (a może szczerymi?) wypowiedziami klub wręcz zniechęca kibiców do drużyny. Brzmi to jak wywieszenie białej flagi już na początku rundy rewanżowej.
Miejmy nadzieję, że kontekst tej wypowiedzi jest zgoła inny, niż ten, że wałbrzyszanie nie chcą bić się o drugą ligę.

25 lat temu - Sopel podbija Europę

Długie ćwierć wieku polski futbol czeka, by klubowa rodzima ekipa wygrała wiosenny dwumecz. Ostatni raz udało się to stołecznej Legii, a wśród piłkarzy w koszulkach z eLką na piersi był wałbrzyszanin Jacek SOBCZAK.
Sezon 1990/91 Legia jako zdobywca Pucharu Polski reprezentowała nasz kraj w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów. W lidze zespół trenowany przez Władysława Stachurskiego prezentował się bardzo przeciętnie. W Europie nie miał problemów z wyeliminowaniem Swift Hesperange z Luksemburgu (3:0,3:0), co dało przepustkę do walki o czołową ósemkę. Szkocki FC Aberdeen nie miał już takiej renomy co 7 lat wcześniej, kiedy pod wodzą Alexa Fergusona zdobył PZP, a potem Superpuchar Europy. Bezbramkowy remis na Pittodrie Stadium w pierwszym meczu i skromne 1:0 przy Łazienkowskiej oznaczało, że Legia wiosną'91 zagra w ćwierćfinale PZP!
Co ciekawe dwa tygodnie po ograniu Szkotów legioniści zawitali do Wałbrzycha. Na Stadionie 1000-lecia ograli gładko Zagłębie w Pucharze Polski 3:0. Gdy gospodarze skupili uwagę na największej gwieździe zespołu Romanie Koseckim dwa gole Waldemarowi Nowickiemu strzelił Jacek Cyzio, a jednego dorzucił strzelec bramki z Aberdeen Krzysztof Iwanicki. Całkowicie bez rozgłosu przeszedł pierwszy występ Wojciecha Kowalczyka w wyjściowym składzie Legii. Popularny Kowal zadebiutował 3 dni wcześniej w ligowym meczu z GKS Katowice, a przy Ratuszowej zaliczył pierwsze 90 minut.
Przeciwnikiem Legii została włoska Sampdoria Genua, wówczas czołowy zespół europejski z reprezentantami Włoch Viallim, Mancinim, Pagliucą czy Lombardo, Brazylijczykiem Cerezo, Słoweńcem Katancem, Ukraińcem Michajliczenko. Tymczasem  Legię opuścił Roman Kosecki, absolutna gwiazda nr 1 zespołu, może nie tak skuteczny, ale wiecznie absorbujący obronę rywali, waleczny, nieustępliwy. Pieniądze za jego przejście do Galatasaray Stambuł postanowiono spożytkować na transfery. Drugą linię warszawian wzmocnił kadrowicz Piotr Czachowski, do niego dokupiono zdolnych kadrowiczów - juniorów Andrzeja Sazonowicza z Białegostoku (18 lat), Krzysztofa Przałę (17 lat z Myślenic), a także Jacka Sobczaka 23-letniego pomocnika Górnika Wałbrzych. Popularny pod Chełmcem Sopel miał w swoim piłkarskim CV 22 mecze w 1.ligowym Górniku, z którym spadł do 2.ligi. W niej z kolei zyskał większą pewność siebie i najpierw pod okiem Mirosława Jabłońskiego, a potem Ryszarda Walusiaka stał się czołową postacią drużyny. Nienaganna technika, piłkarska wyobraźnia sprawiła, że wpadł w oko stołecznych działaczy i wiosną sezonu 1990/91 był już piłkarzem Legii.
Jacek Sobczak (z prawej) i Wojciech Kowalczyk
Debiut Jacka przypadł na pierwszy ćwierćfinałowy mecz z Sampdorią. Genueńczycy nieco zlekceważyli gospodarzy, którzy uważnie grali w obronie i wygrali niespodziewanie 1:0 po golu Dariusza Czykiera. W dodatku na początku meczu kontuzji doznał Łatka, za którego zagrał Kowalczyk. Sobczak w spotkaniu z Sampdorią zobaczył żółtą kartkę. Do rewanżu zaliczył 180 ligowych minut, kiedy to Legia zremisowała w Krakowie z Wisłą 0:0 i u siebie przegrała z Górnikiem Zabrze 0:1. Czy po takich wynikach można było oczekiwać sukcesu w Genui?
20 marca 1991 Stadio Luigi Ferraris. Późniejszy mistrz Włoch po godzinie gry przegrywał 0:2 z futbolowym kopciuszkiem jakim niewątpliwie byli Polacy. Dwukrotnie Gianlucę Pagliucę pokonał 19-letni Wojciech Kowalczyk. Końcówka niezwykle nerwowa, bowiem gospodarze faulują, sędzia nie zauważa chamskiego zachowania gwiazd, Maciej Szczęsny pokonany w ciągu 5 minut przez Manciniego i Vialliego, w dodatku ogląda czerwoną kartkę, a do bramki musi wejść obrońca Marek Jóźwiak. Koniec meczu - 2:2 oznacza sensacyjny awans Polaków. Jacek Sobczak zalicza cały mecz, bez kartki. W pomeczowych relacjach jest chwalony za kapitalne pojedynki z Atillo Lombardo, łysiejącym pomocnikiem Sampy.
W edycji 90/91 Sobczak zaliczył jeszcze występ na słynnym Old Trafford, gdzie Legia wywiozła remis z Manchesterem United, późniejszym triumfatorem PZP.
Pobyt Sobczaka w Legii nie był pod względem sportowym dość udanym, bowiem nie wywalczył żadnego trofeum. W 1991 był finał Pucharu Polski, rok później zespół był zagrożony nawet spadkiem, a jesienią'92 po zaledwie 4 spotkaniach opuścił Łazienkowską, bowiem nie pasował do koncepcji Janusza Wójcika. Późniejsza przygoda z futbolem Sopla to nieudane epizody w 1.lidze (dziś ekstraklasa) w Śląsku, Polonii Warszawa, a także mecze na peryferiach wielkiej piłki (Dzierżoniów, Bolesławiec, Kamienna Góra). Od kilku lat poza sportowym światkiem Wałbrzycha, trochę rozżalony do działaczy Górnika, którego jest wychowankiem, gdy podczas choroby zwrócił się o pomoc. Chorujący na cukrzycę potrzebujący pomocy apelował o nią jesienią na łamach Tygodnika Wałbrzyskiego w artykule Bartłomieja Nowaka.

sobota, 19 marca 2016

Polacy w "500" World Soccer

Miesięcznik "World Soccer" ma w świecie piłkarskim uznaną renomę. Polski rynek próbował podbić dwukrotnie, ostatni raz wydając magazyn z okazji EURO 2012. Niestety, w obecnych czasach drukowane wydawnictwa w większości przypadków przegrywają z elektronicznymi mediami i World Soccer nie trafił do kiosków, saloników prasowych. Miesięcznik, dla którego piszą fachowcy, dziennikarze z całego świata pod koniec I kwartału przedstawia dość specyficzne zestawienie 500 najważniejszych piłkarzy świata. Z jednej strony zestawienie niewiele znaczące, a z drugiej przekrój postaci, które wyróżniły się w ciągu ostatnich 12 miesięcy i niekoniecznie z pierwszych stron ogólnoświatowych gazet.
W 2015 do tego zestawienia trafiło 4 Polaków. Robert Lewandowski szerszego przedstawiania nie wymaga, Grzegorz Krychowiak i Arkadiusz Milik znani są nie tylko ze względu na kadrę, ale i występy klubowe. W ubiegłym roku dostrzeżono popularność w Polsce Sebastiana Mili - zwłaszcza w kontekście pokonania Niemiec i sławetnej bramki obecnego pomocnika Lechii Gdańsk. Z wymienionego kwartetu, niestety Sebastian zanotował prawdziwy zjazd - w klubie pozycja coraz słabsza, podobnie jak wartość marketingowa, a w dodatku na najbliższe spotkania kadry Adam Nawałka nie powołał Mili.
Pięć setek nazwisk najważniejszych futbolistów nie jest sklasyfikowana. Ułożona alfabetycznie, oprócz zdjęcia wybrańca zawiera krótką notkę. W tegorocznym zestawieniu nie mogło również zabraknąć polskich akcentów.
Grzegorz Krychowiak - środkowy, defensywny pomocnik, który może występować również w obronie. Niektórzy, dzięki World Soccerowi mogą się dowiedzieć, że jest nazywany plumber, czyli hydraulik, ponieważ specjalistą jest od brudnej roboty. Oczywiście na boisku.
Robert Lewandowski został doceniony nie tylko za skuteczność w Bayernie, ale również za pełnienie kluczowej roli w kadrze biało-czerwonych.
Arkadiusz Milik uznany został za jedną z najjaśniej świecących gwiazd holenderskiej ligi, co również spowodowało wykupienie z Leverkusen Polaka przez Ajax.
Ciekawostką jest, że w bardzo wąskim gronie szerzej opisywanych zawodników znalazł się jedynak z polskiej ekstraklasy Nemanja Nikolić - Węgier z Legii Warszawa. Nick Bidwell z World Soccer przypomniał 21 bramek w 21 meczach, jego 87 bramek w lidze węgierskiej, pościgu za Henrykiem Reymanem, skuteczności większej od Lewandowskiego z czasów gry w Lechu oraz krótką historię występów w kadrze Węgier.
W kontekście zbliżających się mistrzostw Europy warto dodać, że nasi grupowi rywale również goszczą w tym zestawieniu. Niemcy dostarczyli aż 34 nazwiska (w Europie więcej tylko Hiszpanie 39, a na świecie Argentyńczycy -46). Irlandia Północna to 3 nazwiska: kapitana kadry Stevena Davisa, Jonny Evansa i Kyle Laferty'ego, podobnie Ukraina, gdzie doceniono Jewhena Konoplankę, Andrija Jarmołenko i Jewhena Sełezniowa.

piątek, 18 marca 2016

Sztuczna inauguracja

Aura nie rozpieszcza piłkarzy dolnośląskich. Storpedowały mecze w ubiegłym tygodniu, a i w kilku miejscowościach w nadchodzący weekend mecze zostaną nie rozegrane. W Wałbrzychu zaplanowane były dwa spotkania na Stadionie 1000-lecia, ale zarówno sobotni występ ekstraklasy kobiet jak i niedzielny trzecioligowy mężczyzn nie zostaną rozegrane na płycie głównej obiektu. Władze związkowe były nie dały się przekonać do przełożenia spotkań na inny termin. Rozwiązaniem było zweryfikowanie boiska ze sztuczną nawierzchnią i dopuszczenie go na wspomnianych wyżej rozgrywek.
Z jednej strony można się cieszyć, że znaleziono rozwiązanie i drużyny nie będą miały zaległości. Zwłaszcza dotyczy to piłkarzy Górnika, który ma już dwa mecze zaległości. Z drugiej strony oba spotkania odbędą się bez udziału publiczności. Boisko nie posiada ławek, trybunki, ale i tak trudno sobie wyobrazić, by wałbrzyscy fani nie oglądali meczów zza płotu. Szkoda, że w takiej sytuacji w stronę fanów futbolu nie wyjdą wałbrzyskie media, a konkretnie telewizje i nie przeprowadzą choćby retransmisji z meczów.
Dla piłkarzy Górnika Wałbrzych, mogących się pochwalić o wiele bogatszą historią od piłkarek AZS PWSZ, będzie to historyczne pierwsze spotkanie ligowe w Wałbrzychu na sztucznej murawie. Już jesienią w trzeciej lidze doszło do spotkania na sztucznej nawierzchni w Lubinie, gdzie na boisku nr 6 rezerwy Zagłębia rywalizowały z Piastem Żmigród. Wałbrzyszanie jeszcze na sztucznej murawie w III lidze nie grali, ale już w meczu o stawkę zagrali. W Gdyni (wiosną 2011 i wiosną 2012) Górnik dwukrotnie pokonał 1:0 Bałtyk grający wówczas na Narodowym Stadionie Rugby. Natomiast prawie trzy lata temu w Częstochowie, w spotkaniu Pucharu Polski z rezerwami miejscowej Skry drugoligowy wówczas Górnik przegrał 1:2. Gospodarze domowe mecze rozgrywają na boisku przy ul.Loretańskiej, z niezbyt mocnym oświetleniem, ale i sztuczną nawierzchnią posiadającą certyfikat FIFA do rozgrywania nawet międzynarodowych spotkań.
Wałbrzyszanie, o ile dojdzie do niedzielnego meczu z Foto-Higieną Gać, będą mogli dopisać kolejne boisko, na którym rozgrywali ligowe mecze. Oprócz spotkań na Nowym Mieście, Stroniu Śląskim (podczas odbywania kary), awaryjnie, a z czasem legalnie na Stadionie 1000-lecia, w 2001 na inaugurację IV ligi dolnośląskiej Górnik/Zagłębie przegrał ze Strzelinianką 1:3 grając na nieistniejącej bocznej płycie stadionu przy Ratuszowej. Obecnie znajduje się tam parking Aqua-Zdrój. Miejmy nadzieję, że obecna premiera ligowa nowego wałbrzyskiego boiska będzie bardziej udana zarówno dla piłkarzy jak i piłkarek.

wtorek, 15 marca 2016

Lubuska premiera

Pogoda storpedowała inaugurację rozgrywek trzeciej ligi dolnośląsko-lubuskiej. Meczem szlagierowym miała być potyczka Lechii Dzierżoniów z Górnikiem Wałbrzych. Do derbów nie doszło, podobnie jak pozostałe trzy spotkania zostaną rozegrane 23 marca. Mecz Karkonoszy z rezerwami Zagłębia tydzień później.
Rywalizacja Lechii z Górnikiem ma swoją historię, choć najczęściej zwycięsko wychodzili z niej wałbrzyszanie, wyżej stoją obecnie w tabeli, to nie jest pewne, że tym razem podopieczni Roberta Bubnowicza wywieźliby trzy punkty. Czas działa jednak na korzyść lidera, bowiem przy wąskiej ławce rezerwowych dojście do pełnej dyspozycji Sławomira Orzecha czy Grzegorza Michalaka poszerzy pole manewru szkoleniowca Górnika. Ponadto ucieszą się również kibice. Po tym jak padły oskarżenia na kibiców Górnika o napad na autobus z kibicami Karkonoszy komendant dzierżoniowskiej policji zakwalifikował derby na spotkanie podwyższonego ryzyka. Na szczęście taki stan rzeczy jest już nieaktualny, co potwierdził na twitterze niedoszły prezes OZPN Wałbrzych, a na co dzień prezes Lechii Łukasz Bienias. Tak więc środowy mecz będzie mogło obejrzeć więcej niż 199 osób jak nie tak dawno groziło.
Tak się złożyło, że boiska w województwie lubuskim nie zostały przed weekendem pokryte śniegiem, aura dopisywała i nie widziano zagrożenia w rozegraniu pierwszych tegorocznych meczów. A były to ciekawe spotkania. W Mostkach Formacja Port 2000 zmiażdżyła rezerwy Śląska aż 6:1.Goście nie mogli liczyć na wzmocnienia z I drużyny, nie wykorzystali rzutu karnego. Piłkarze gospodarzy pokazali dobrą skuteczność, zwłaszcza duet Krzysztof Sikora - Krzysztof Piosik, na który powinni uważać wałbrzyscy defensorzy, którzy staną naprzeciw nim już za niespełna dwa tygodnie.
W podgorzowskim Karninie spotkały się dwa Piasty i mimo, że goście ze Żmigrodu mieli sporą przewagę, to komplet punktów zgarnęli miejscowi. W identycznych nastrojach mecz swego czasu kończyli tam wałbrzyszanie. Ciekawostką jest fakt, że w obu drużynach debiutowali ukraińscy napastnicy - Władysław Teteruk w Karninie i Jurij Furta w Żmigrodzie.
W Gorzowie rezerwy Miedzi po raz drugi w tym sezonie zremisowały ze Stilonem. Debiutujący u ekipie miejscowych Krzysztof Kaczmarczyk zaliczył asystę. Podział punktów sprawił, że o kolejności w tabeli miejsc 4-8 decyduje tzw. mała tabela z wynikami rywalizacji pomiędzy aż 5 zespołami. To tylko zapowiedź jak zacięta może być walka o utrzymanie w lidze.
Pozostali trzecioligowcy, którym nie dane było walczyć o punkty postanowili jeszcze rozegrać mecze sparingowe. Początkowo z podobnym pomysłem nosili się szkoleniowcy Górnika, a red. Skiba zdążył zapowiedzieć mecz z Bielawianką. W sobotę zagrali juniorzy, którzy mierzą w triumf w Dolnośląskiej Lidze Juniorów. Pojedynek z trzecim KS Polkowice był jednym z najważniejszych w tej rundzie.Mimo absencji kartkowej bramkarza Gracjana Błaszczyka wałbrzyszanie rozpoczęli w tempie iście piorunującym prowadząc już po 10 minutach 3:0! Ostatecznie skończyło się na hokejowym wyniku 7:2, a trzy gole zapisał na swoje konto Michał Tytman, który powinien chyba w końcu dostać szansę debiutu w I zespole.
Rafał Figiel
[foto:rksrakow.pl]
W miniony weekend najlepszy występ po opuszczeniu wałbrzyskiego Górnika rozegrał Rafał Figiel. Rozgrywający Rakowa, 12 miesięcy temu przy Ratuszowej rozegrał kapitalne zawody przeciwko Siarce Tarnobrzeg (3:2), kiedy dwoma golami dał upragnione trzy punkty Górnikowi. Po roku znów przyszło mu zagrać przeciwko Siarce i znów zaliczył dublet. Figo już w I połowie mógł zaliczyć co najmniej dwie, trzy asysty, gdyby skuteczniejsi byli jego partnerzy. Po przerwie padły wszystkie cztery bramki (3:1), a Figiel zdobył gole na 2:0 i na 3:1 z rzutu karnego, choć w październiku nie udało mu się nie strzelić z 11 metrów. Wynik otworzył Brazylijczyk Carlinhos, którego w ostatnich sekundach meczu zmienił Dominik Bronisławski, który w pierwszej wiosennej kolejce siedział cały mecz na ławce rezerwowych.
A jak grali inni byli wałbrzyszanie? W ekstraklasie pewne miejsce w chorzowskim Ruchu ma Paweł Oleksy, który zbiera dobre recenzje za swoją grę. W Lubinie Paweł Żyra wypadł z meczowej kadry I zespołu i póki co grywa w drużynie juniorów U-19. W Śląsku wciąż nie gra Michał Bartkowiak - brakuje go zarówno w I jak i II zespole, jak i też w drużynie juniorów. We Wrocławiu pożegnano trenera Romualda Szukiełowicza, którego zmienił Mariusz Rumak. Niektórzy byli ciekawi, czy do niego dołączy dawny asystent z czasów poznańskich Jerzy Cyrak, któremu podziękowano w Zabrzu. Asystentem w Śląsku został Dariusz Dudek, którego mogliśmy oglądać wiosną w towarzystwie Rumaka na trybunach meczów ekstraklasy.
W I lidze ciężkie boje o utrzymanie czeka najgorzej grający na własnym obiekcie zespół Wigier Suwałki. W 2 wiosennych meczach Bartosz Biel nie podniósł się z ławki rezerwowych.
Rozpoczęły się wiosenne zmagania III ligi. W Odrze Opole debiut nowego trenera piłkarze okrasili zwycięstwem w Bytomiu z Szombierkami 2:1. Ciężki bój, niewykorzystany karny, a na dodatek stracona bramka po samobójczym strzale byłego kapitana Górnika Wałbrzych Tomasza Wepy. Odra prowadzi z 2 punktami przewagi nad Rekordem Bielsko-Biała. Większą przewaga ma z kolei Olimpia Elbląg, która wygrała 2:1 w Białymstoku z rezerwami Jagiellonii. Dawid Kubowicz zagrał cały mecz, ale zobaczył czwartą w tym sezonie żółtą kartkę, co oznacza przymusową przerwę w najbliższym meczu. Na trzecim miejscu w tej samej grupie jest Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie, gdzie Kamil Czapla dość niespodziewanie mecz z GKS Wikielec spędził zaledwie na ławce rezerwowych. W Wielkopolsce Start Warlubie przegrał u siebie z Pelikanem Niechanowo 0:3 - u gospodarzy Kamil Popowicz przesiedział mecz na ławce rezerwowych, a u gości debiut zaliczył Damian Lenkiewicz wchodząc na ostatnie minuty za strzelca trzeciej bramki i zobaczył żółtą kartkę. Tego samego koloru kartonik zobaczył Miłosz Trojak w meczu Ruchu II z LKS Bełk (2:0), a Bartosz Szepeta zagrał 84 minuty w przegranym meczu sandomierskiej Wisły ze Spartakusem Daleszyce (2:3).

niedziela, 13 marca 2016

Dariusz Stachurski nadal prezesem OZPN Wałbrzych

Temperatura rosła do chwili rozpoczęcia Walnego Zgromadzenia Członków Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Wałbrzychu. Kandydaci mieli nadzieję na sukces, coraz więcej portali internetowych publikowało wywiady z nimi, zapowiadana duża frekwencja miała być symptomem chęci przeprowadzenia gruntownych zmian. Ciekawie było również na związkowej witrynie, gdzie zarząd zajął stanowisko przeciwko rzekomo nieprawdziwym informacjom rozpowszechnianych przez kontrkandydatów urzędującego prezesa Stachurskiego oraz przeciwko nielegalnym praktykom stosowanych przy zgłaszaniu kandydatów.
Tymczasem po pierwszej turze odpadł najmłodszy kandydat Łukasz Bienias (41 głosów), którego o włos, a dokładniej o dwa głosy wyprzedził Andrzej Kaczmarek. Dariusz Stachurski uzyskał 53 głosy, co mogło zapowiadać ciekawą drugą turę. W niej zwolennicy Bieniasa poparli obecnie urzędującego Prezesa, który bezapelacyjnie w stosunku głosów 92 do 43 pokonał Kaczmarka.
W dalszej części zgromadzenia wybrano nowy zarząd, do którego trafił w roli wiceprezesa Łukasz Bienias, swoje funkcje wiceprezesów zachowali Łukasz Czajkowski (prezes Karoliny Jaworzyna Śląska, najmłodszy członek zarządu - rocznik 1987) i Jan Mularczyk (z podokręgu kłodzkiego piastujący już trzecią kadencję wiceprezesa ds. organizacyjnych).
Skład zarządu do duetu, który zachował swoje miejsce, czyli- Włodzimierz Bortnik (podokręg wałbrzyski) i Ryszard Wiktor (podokręg kłodzki), uzupełnili:
Andrzej Somala (podokręg świdnicki, znany z pracy w LKS Bystrzyca Górna), Paweł Sibik (podokręg świdnicki, legenda Lechii Dzierżoniów, uczestnik MŚ 2002, obecnie koordynator szkolenia w klubie), Józef Mierzwiński (podokręg kłodzki, wieloletni działacz Orła Ząbkowice), Mariusz Tylak (podokręg świdnicki, prezes UKS Bielawianka) i Jarosław Rudnicki.
Do nowego zarządu nie załapał się Andrzej Kaczmarek, który musi przeżywać ciężkie chwile - po odwołaniu z funkcji szefa dolnośląskich sędziów przegrał walkę o fotel prezesa ze Stachurskim, a dodatkowo nie zasiądzie w zarządzie. Po kilkunastu latach w zarządzie zabraknie Ignacego Pławeckiego (podokręg świdnicki), a z ubiegłej kadencji miejsca nie zachowali ponadto Piotr Kulawik, Kazimierz Goździejewski, Adam Bagiński, Eugeniusz Ciura, Marcin Dymecki, Jacek Mastalerz. Ta ostatnia dwójka była z wałbrzyskiego podokręgu, który z kadencji na kadencję jest wydaje się być coraz bardziej marginalizowany.
Miejmy nadzieję, że nowy zarząd będzie nie tylko kontynuował dobrą pracę, za jaką niewątpliwie został ponownie wybrany Dariusz Stachurski, ale nowi ludzie dadzą nowy impuls, nowe pomysły, rozwiązania i będziemy świadkami rozwoju wałbrzyskiego OZPN.

środa, 9 marca 2016

Czas wyborów w OZPN Wałbrzych

2016 to rok jubileuszowy dla wałbrzyskiego sportu. 70-lecie klubów uświetnione będzie wieloma imprezami. W tym roku okrągłą rocznicę obchodzi również Okręgowy Związek Piłki Nożnej w Wałbrzychu - 40 lat.
Tuż pod wojnie na wałbrzyskiej ziemi zaczął działalność podokręg wałbrzyski podporządkowany Dolnośląskiemu ZPN i tak stan rzeczy trwał do 1976. Po reformie administracyjnej w 1975, zgodnie z polityką piłkarskiej centrali każde województwo posiadało swój związek. We wrześniu'76 decyzją Wojewódzkiej Federacji Sportu został powołany Okręgowy Związek Piłki Nożnej w Wałbrzychu. Swoją pierwszą siedzibę miał w budynku NOT-u przy ul. Wysockiego, by po 4 latach przenieś się do budyneczku przy ul. Chopina 1c, gdzie funkcjonuje do dziś. Pierwszym prezesem został Józef Nowak, który jednocześnie pełnił funkcję Kuratora Oświaty i Wychowania. Potem od 1980 aż do 2006 prezesem był Kazimierz Drożdż. Funkcję łączył z prezesowaniem Kryształowi Stronie Śląskie był również członkiem prezydium PZPN, członkiem PZPR, senatorem z ramienia SLD, a ostatnio radnym z powiatu Stronie Śląskie.
W 2006 jego następcą został Jan Studziński, były drugoligowy sędzia, później obserwator i jednocześnie dyrektor biura OZPN. Funkcję prezesa łączył z ocenianiem sędziów. Był to czas oskarżeń, podejrzeń, zaczęła się krucjata przeciwko korupcji, a wśród pozakulisowych podejrzeń padało nazwisko Studzińskiego. Kolejne wybory, które przyniosły przedłużenie kadencji odbyły się również w atmosferze skandalu, gdzie przedstawiciele klubów wszem i wobec oskarżali prezesa o wykorzystywanie funkcji obserwatora i poprzez sędziów próbował w okręgu wpływać na głosy wśród klubów.
Nowe rozdanie nastąpiło w 2012 roku, gdy nowym prezesem został Dariusz Stachurski. Świdniczanin w sobotę 12 marca podczas zjazdu w Starej Kopalni stanie w szranki z dwoma kontrkandydatami.
Argumenty za i przeciw kandydaci przedstawili na łamach lutowych wydań Słowa Sportowego licząc, że lektura tygodnika oraz wywiady w kilku regionalnych portalach przekonają uprawnionych do głosowania na oddanie głosu. Panowie Bienias i Kaczmarek nie omieszkali wbić kilka szpilek obecnemu prezesowi, który nie nie tylko nie pozostawał dłużny odpowiadając na zarzuty, ale przypomniał Kaczmarkowi, że ten też zasiadał w krytykowanym przez niego zarządzie.
Oto co ciekawego obiecują na najbliższe lata kandydaci:
DARIUSZ STACHURSKI
 działacz świdnickich klubów piłkarskich, samorządowiec, również wiceprezes Dolnośląskiego ZPN.
- kontynuacja rozwoju związku (strona internetowa, podniesienie rangi PP, dofinansowanie kursów i szkoleń, współpraca z Ludowymi Związkami Sportowymi, wspieranie turniejów organizowanych przez kluby w postaci pucharów, statuetek itd.)
- dalszy rozwój szkolenia najmłodszych adeptów futbolu zgodnie z unifikacją PZPN,
- program "sędzia klubowy" przynoszący oszczędności dla klubów,
- Puchar Polski B, czyli rozgrywek najniższych klas rozgrywkowych zakończony finałem i cennymi nagrodami rzeczowymi,
- ustępstwa dla klubów z mniejszych miejscowości w rygorze co do ilości drużyn młodzieżowych,
- miejsce w zarządzie dla kanclerza PWSZ Jana Zwierki jako docenienie rozwijającej się prężnie piłki kobiecej.
ŁUKASZ BIENIAS
najmłodszy z kandydatów, prezes Lechii Dzierżoniów, administrator klubowej strony, która działa od 2000 roku i jest najlepszą w regionie.
- poprawa kontaktu między klubami a związkiem,
- większy rozwój związku (informatyzacja - na której Bienias, z zawodu informatyk się naprawdę zna),
- większy nacisk na szkolenie - wykorzystanie doświadczeń z Dzierżoniowa, gdzie od wielu lat odnosi się w tej materii sukcesy,
- zmiany personalne w zarządzie związku - kompetencje,
- powrót do kadr OZPN w różnych kategoriach wiekowych,
- program "sędzia klubowy",
- przejęcie spraw księgowych klubów (procedury związane z PIT),
-darmowa rejestracja zawodników przez nowe kluby B klasy,
- w przypadku wyboru rezygnacja z funkcji prezesa Lechii (zarzut wobec Stachurskiego, że wbrew związkowemu statutowi nie zrezygnował z szefowania Polonii-Stali).
ANDRZEJ KACZMAREK
były piłkarz Piasta Nowa Ruda czy Nysy Kłodzko, były arbiter III ligi, dziś obserwator na tym szczeblu, do niedawna przewodniczący Dolnośląskiego Kolegium Sędziów, członek zarządu OZPN Wałbrzych za kadencji J.Studzińskiego i D.Stachurskiego
- poprawa kontaktu klubów ze związkiem, większe wykorzystanie podokręgów (Wałbrzych, Świdnica, Kłodzko),
- większe zaangażowanie związku w pozyskiwanie środków unijnych, dofinansowań ministerialnych czy od sponsorów prywatnych,
- stworzenie okręgowego programu pracy z młodzieżą
- obowiązek jednej drużyny młodzieżowej na szczeblu klasy okręgowej, brak - od A klasy i niżej,
- obniżenie opłat dla OZPN za zmianę barw klubowych kosztem klubu odstępującego zawodnika,
- zmiany personalne w związku - kompetencje,
- kontynuacja szkoleń z przepisów w klubach prowadzonych przez sędziów.

Wydaje się, że najmniejsze szanse ma Andrzej Kaczmarek, który w styczniu tego roku został wyproszony z posiedzenia zarządu DZPN i oczekuje na pisemne odwołanie z funkcji szefa dolnośląskich arbitrów. Sam podejrzewa, że to pokłosie ogłoszenia kandydowania na funkcję prezesa OZPN Wałbrzych. Za nim pewnie będzie głosowało środowisko sędziowskie, ale już klubowe niekoniecznie. Warto dodać, że każdemu klubowi zrzeszonemu w OZPN przysługuje prawo wyboru jednego delegata, a takich klubów jest blisko 150.
Wiele postulatów kandydatów się powtarza, przede wszystkim "sędzia klubowy", gdzie kluby nie musiałby ponosić opłat za trójkę sędziowską na najniższych szczeblach. Za Dariuszem Stachurskim stoi przede wszystkim doświadczenie i znajomości wypracowane podczas kadencji. Łukasz Bienias prezentuje młode pokolenie, które niekoniecznie może się wszystkim podobać.
Kto zostanie nowym sternikiem wałbrzyskiego związku przekonamy się po sobotnich obradach walnego zgromadzenia.

poniedziałek, 7 marca 2016

Maksym Tatuśko w Karolinie, czyli Skarb Kibica

Swego czasu, gdy nie było internetu, błyskawicznego przepływu informacji stałym punktem przygotowań kibiców do rozpoczynającej się rundy był zakup Skarbu Kibica. Swego czasu niedoścignionym wydawnictwem mogło się pochwalić krakowskie Tempo przedstawiające kadry zespołów od pierwszej do trzeciej ligi. Z czasem konkurencja również podchwyciła temat wydając swoje edycje. Obecnie jedynie wydawca Przeglądu Sportowego i Sportu wydaje osobne wydawnictwo ze składami do trzeciej ligi włącznie. Właśnie przed inauguracją wiosennych rozgrywek w niższych ligach kibice mogli zakupić wraz z piątkowym numerem Skarb Kibica -wiosna 2016.
Owszem, w czasach gdy mamy do czynienia z inwazją newsów, powstawaniem co rusz to nowych stron piłkarskich, czy wydrukowane 82 stron ze składami, które w większości przypadków w chwili wydruku są już nieaktualne, są warte zakupu? To tak, jakby spierać się o wyższości ebooków nad książką w wersji Gutenberga. Każda wersja ma swych zwolenników jak i przeciwników. Skarb Kibica ma to do siebie, że nie zużywa prądu, nie trzeba klikać i wszystko jest w jednym miejscu. Praktycznie w świecie wirtualnym konkurencyjny dla Skarbu Kibica jest portal 90minut.pl, ale nie da nam np. tabeli wszechczasów I ligi 1927 - 2015. W tym zestawieniu w czołówce znajdziemy wałbrzyskich ligowców. W podsumowaniu rywalizacji na zapleczu najwyższego szczebla rozgrywek przewodzi Piast Gliwice (35 sezonów, 1491 punktów) przed Zawiszą (33 sezony 1462 punktów) i Lechią Gdańsk (32 sezony 1451 punktów). Na ósmym miejscu sklasyfikowany został Górnik Wałbrzych (28 sezonów 1088 punktów), a na jedenastym Zagłębie (21 sezonów 972 punkty). W najbliższym czasie Górnika najprawdopodobniej wyprzedzi GKS Katowice (19 sezonów 1032 punkty), któremu w tym sezonie awans lub spadek raczej nie grozi, a w ciągu co najmniej 3 rund jest w stanie wywalczyć ponad 50 punktów. W tym zestawieniu jest również KP Wałbrzych, któremu statystycy naliczyli osobny bilans, choć na tym szczeblu przejął miejsce Zagłębia i bardziej logiczne byłoby doliczenie punktów do dorobku zielono-czarnych. KP wg Skarbu Kibica rozegrało na zapleczu ekstraklasy 3 sezony (102 mecze) i z 115 punktami daje obecnie 124 miejsce tuż przed Lechią Dzierżoniów (3 sezony 114 pkt). Polonia Świdnica (2 sezony 33 pkt) sklasyfikowana została na 169.miejscu, a Kryształ Stronie Śląskie (1 sezon 19 pkt) na 181.miejscu. Sklasyfikowano 192 drużyny.
Co do aktualności transferów, to wiadomo, że cykl wydawniczy nie pozwala na ujęcie wszystkich zmian barw klubowych przeprowadzanych praktycznie do ostatniego dnia przed inauguracją rozgrywek. Warto dodać, że zima była ciężkim okresem dla kibiców kilku drużyn, które z powodów finansowych wycofały się z rozgrywek. Zawodnicy szukali nowych klubów, a Przegląd Sportowy już w piątkowym wydaniu dołączyło erratę do transferów.
Dolcan Ząbki w pierwszej lidze, Okocimski Brzesko w drugiej, w trzeciej z kolei KP Brzeg Dolny i Poroniec Poronin. Tych zespołów nie zobaczymy wiosną. Małe ośrodki piłkarskie, które w nie tak dawnej przeszłości przeżywały prosperity a w najbliższym czasie wznowią granie o co najmniej dwie klasy niżej. W Ząbkach zainstalowano oświetlenie, rozbudowano infrastrukturę, piłkarsko zespół prezentował się co najmniej solidnie, po piłkarzy po zakończeniu każdej z ostatnich rund sięgały kluby z ekstraklasy. Krach finansowy głównego sponsora i koniec poważnego grania w podwarszawskich Ząbkach. W Brzesku, małopolskiej mieścinie mniejszej od Ząbek, swego czasu wyczerpała się współpraca z miejscowym browarem, a ostatnio z firmą Can-Pack produkującą opakowania. Can-Pack więcej zyskiwał na współpracy z koszykarkami Wisły Kraków, nie mających sobie równych od kilku sezonów w rozgrywkach krajowych. W Brzegu Dolnym o czasach, gdy koncern Rokita przelewał pieniądze szerokim strumieniem dawno minęły, a miasto nie było w stanie udźwignąć finansowania KP, zwłaszcza, że zarząd popełniał sporo błędów. W Poroninie prezesem klubu był młody podhalański milioner Jakub Pawlikowski-Bulcyk- filantrop kochający sport. Jego rodzina pomagała Justynie Kowalczyk oraz innym olimpijczykom sportów zimowych. W pomyśle na futbol miały pomóc uznane nazwiska z Maciejem Żurawskim na czele. Również nazwiska bramkarza Cabaja, pomocników Madejskiego, Nowaka czy Wolańskiego nie są anonimowe. Tymczasem dobrodziej nie łożył już swoich pieniędzy, nie pojawił się na horyzoncie żaden sponsor, gmina również nie sypnęła groszem stąd decyzja o wycofaniu z rozgrywek.
Oprócz wspomnianych zespołów wiele klubów, wg Skarbu Kibica boryka się kłopotami finansowymi. Najwięcej miejsca poświęcono I lidze, a tam Bytovia drży czy firma Drutex nie przeniesie swojej futbolowej miłości do innego miasta, Stomil co rundę walczy o życie, w Katowicach Rozwój nie może liczyć na taką dotację jak GKS, w Kluczborku niebawem rozbłysną jupitery, ale dawne zadłużenie powoduje, że sytuacja finansowa jest bardzo trudna, brak awansu może oznaczać koniec poważnej piłki w Bydgoszczy. W drugiej i trzeciej lidze nie lepiej, bowiem nie jest tajemnicą, że w większości klubów się nie przelewa.
W kontekście składów z III ligi dolnośląsko - lubuskiej kibice w Wałbrzychu mogą dowiedzieć, co stało się z Maksymem Tatuśko. Urodzony w 1995, a więc młodzieżowiec, jesienią wrócił pod Chełmiec po przygodzie w klubach górnośląskich. 9 razy wystąpił, najdłużej na murawie jednorazowo przebywał przez drugą połowę meczu z Lubskiem. Wśród tych 130 minut ligowej gry dał się zapamiętać z jedynej bramki, ale za to jakiej - pięknym strzałem ustalił wynik z Bystrzycą na 3:0. W zimowych sparingach nie można było znaleźć jego nazwiska wśród piłkarzy Górnika. Drużyna, w której liczba młodzieżowców daleka jest od imponującej, zimą ponoć poszukiwała głównie graczy właśnie spełniających kryterium wiekowe. Jak się to skończyło - wiadomo. Poza tym szeregi młodzieżowców skurczyły się o nazwisko Maksyma, którego gra kibicom o wiele się podobała niż choćby Mateusza Krzymińskiego.
Mimo, że przygotowania I drużyny Górnika Wałbrzych ruszyły od początku stycznia, mimo, że reaktywowana została oficjalna strona klubowa to dopiero po zakupie Skarbu Kibica, DWA MIESIĄCE po rozpoczęciu przygotowań do wiosny, wałbrzyscy kibice mogli oficjalnie dowiedzieć się o odejściu Tatuśki do Karoliny Jaworzyna Śląska trenowanej przez Tomasza Idziaka, będącego jednocześnie koordynatorem trenerów w Górniku Wałbrzych. Gdyby potwierdził się transfer do klasy okręgowej to wypadałoby jedynie wyrazić ogromne zdziwienie. Czemu zabrakło miejsca dla niego w szerokiej kadrze biało-niebieskich? Czy młody zawodnik, który grać potrafi, nie znalazłby miejsca choćby w IV lidze? W chwili obecnej trudno znaleźć nazwisko Tatuśki w składzie Karoliny - klubowa strona nie jest aktualizowana, a w składach ze sparingów nie podawane były nazwiska graczy testowanych. Całkiem niewykluczone, że Tatuśko w ogóle nie trafił do Jaworzyny Śląskiej.

niedziela, 6 marca 2016

Derbowy weekend

Pierwszy weekend marca przyniósł na Dolnym Śląsku trzy niezwykle ciekawie zapowiadające się mecze derbowe. W piątek na inaugurację pierwszoligowego grania w Głogowie Chrobry grał z Miedzią. W derby dawnego województwa legnickiego faworytem byli goście, choć w tabeli plasowali się nieco niżej. Wiadomo, że za Miedzią stoi znakomita organizacja, większe niż w Głogowie pieniądze, a przede wszystkim znane w całym piłkarskim światku nazwiska w trenerem Tarasiewiczem na czele. Legniczanie od pewnego czasu zapowiadają szturm do ekstraklasy, ale kończy się na kolejnej zmianie trenera i rewolucji kadrowej. Ryszard Tarasiewicz ma być tym, który odmieni zły los i wprowadzi w końcu zespół na najwyższy poziom rozgrywkowy. Jeśli nie tera, to za rok. Poczynione zimą transfery miały pozwolić Miedziance spróbować już w tej rundzie zbliżyć się do awansu. Tymczasem w Głogowie przegrali i chyba definitywnie marzenia o ewentualnym awansie muszą odłożyć o co najmniej rok. Miedź zaczęła od szybkiego prowadzenia, potem miała kilka znakomitych sytuacji na podwyższenie rezultatu. Chrobry wyrównał po wzorcowo przeprowadzonym kontrataku,by w ostatnim kwadransie zdobyć zwycięskiego gola. Jak na ironię złotą bramkę zdobył reprezentant Haiti Kevin Lafrance, którego kilka tygodni wcześniej pożegnano w ... Legnicy. Defensor głogowian znalazł się na linii strzału Mateusza Machaja i odbita od jego nóg piłka znalazła drogę do siatki. Mimo prób i szans goście nie zdołali wyrównać. Mecz mógł się podobać, było sporo walki, a oprócz Lafrance będzie się mówić i pisać głównie o zniszczeniu krzesełek przed fanów gości, które wylądowały na bieżni.
Dzień później już na najwyższym szczeblu rozegrano derby Dolnego Śląska. Śląsk Wrocław łudzący się szansą załapania się do czołowej ósemki ligi podejmował Zagłębie Lubin, które wygrało dwa ostatnie mecze. Pod kilkoma względami ekstraklasowe derby były podobne do tych rozgrywanych dzień wcześniej w I lidze. Szybki gol, dwie bramki zwycięzców występujących w pomarańczowych strojach. Zagłębie wykorzystało błędy w obronie gospodarzy i już w pierwszym kwadransie rozstrzygnęło losy meczu. Gospodarze ustępowali pod wieloma względami rywalowi - znamienne jest zero w pomeczowych statystykach w rubryce strzały celne. Po tym meczu wrocławianie muszą póki co skupić się na walce o utrzymanie się w lidze, bo bardzo niepokojący jest styl prezentowany przez podopiecznych Romualda Szukiełowicza. W tym spotkaniu w kadrach drużyn zabrakło wychowanków wałbrzyskiego Górnika - ani Michał Bartkowiak, ani Paweł Żyra nie znaleźli uznania w oczach szkoleniowców i w 2016 roku nie dane im było ani razu znaleźć się w kadrze meczowej.
Oficjalny pierwszy mecz Mateusza Krawca i gol nr 1
[foto:walbrzych24.com/gornik-walbrzych.pl]
W Świdnicy z kolei zagrano derbowy pojedynek, którego stawką był awans do finału Pucharu Polski szczebla OZPN Wałbrzych. W przeciwieństwie do wspomnianych wyżej ligowych derbów towarzyszyła im zgoła odmienna atmosfera wśród kibiców, bowiem o żadnych animozjach nie mogło być mowy pomiędzy świdniczanami a wałbrzyszanami. Być może trofeum będzie wręczał nowy prezes OZPN, ale pewne jest, że trzeci raz z rzędu nie przypadnie on Polonii-Stali Świdnica. Szansę na pucharowy hat-trick ma z kolei Marcin Morawski - grający asystent trenera Górnika Wałbrzych grając, a potem trenując w Świdnicy sięgnął dwa razy po okręgowe trofeum.
Robert Bubnowicz nie zaskoczył ani ustawieniem zespołu, ani wyborami personalnymi. Z kolei Piotr Bolkowski nie skorzystał z usług m.in. stopera Patryka Salamona czy doskonale pamiętanego w Górniku Wojciecha Szuby. Nie zagrał również weteran Dariusz Filipczak czy ukraiński napastnik Jehor Tarnow. Jesienią w ligowym spotkaniu, które było elementem obchodów 70-lecia Polonii Świdnica, Górnik wygrał bez problemów 2:1. Tym razem wynik był lepszy (2:0), ale gospodarze byli o wiele konkretniejsi niż w ligowym meczu. Jeśli porównamy składy z obu spotkań to wśród świdniczan w wyjściowym składzie zachowali jedynie Truszczyński, Borowy, Sowa, Jaros, natomiast w Górniku Jarosiński, D.Michalak, Tyktor, Oświęcimka, Rytko, Morawski, Orłowski, Surmaj. Obrazuje to jak zmieniła się Polonia - Stal, której do bezpiecznej strefy brakuje aż 12 punktów.W porównaniu z wrześniowym meczem świdniczanie zagrali o wiele odważniej, stworzyli sobie kilka sytuacji bramkowych, których wtedy zabrakło. Gospodarze mieli swoje szanse, ale zabrakło precyzji lub na wysokości zadania stanął duet Jarosiński - Jaroszewski, którym w sukurs przychodziły elementy bramki. Inna sprawa, że gra się tak, jak pozwala przeciwnik.
Mecz rozgrywany był na bocznym boisku Świdnickiego OSiR-u co nie wpływało pozytywnie na obserwację meczu zza linii bocznej.  Obyło się bez kontuzji i obie drużyny oczekiwać będą teraz na ligową inaugurację w nadchodzący weekend. Polonia-Stal podejmować będzie Ślęzę, a przed liderem niezwykle ciężki mecz w Dzierżoniowie, czyli kolejne derby byłego województwa wałbrzyskiego. Najprawdopodobniej przeciwko Lechii wybiegnie identyczna jedenastka jak w sobotnim meczu pucharowym. Kto wie, czy nie będzie to również przedsmak finału Pucharu Polski, bowiem gdy dzierżoniowianie w kwietniu ograją w Ząbkowicach Orzeł zostaną finałowym rywalem wałbrzyszan.

Bez sentymentu

Za niespełna miesiąc zakończy się regular season polskiej ekstraklasy. Na początku kwietnia poznamy skład grup walczących o mistrzostwo i utrzymanie się w lidze, dotychczasowy dorobek punktowy zostanie podzielony na pół i w dodatkowych siedmiu seriach spotkań poznamy wszystkie rozstrzygnięcia sezonu 2015/16. Na chwilę obecną, na 5 kolejek przed podziałem tabelę zamykają wielce zasłużone i utytułowane kluby Górnika Zabrze i Wisły Kraków. Wspólnym mianownikiem dla obu drużyn jest fakt, że kilka dni temu pożegnano trenerów, w tym osoby związane wcześniej z Wałbrzychem.
Tadeusz Pawłowski ustanowił w bieżącym sezonie nie lada rekord, bowiem w krótkim okresie został aż dwukrotnie urlopowany. Po wielu latach pracy szkoleniowej w Austrii w lutym 2014 pojawił się w Śląsku Wrocław, gdzie odnosił największe sukcesy w roli piłkarza. Najpierw opanował kryzys w zespole po niezbyt udanym epizodzie czeskiego trenera Levego, by miniony sezon dość niespodziewanie zakończyć na czwartym miejscu dającym w efekcie możliwość gry w europejskich pucharach. Jesień bieżącego sezonu nie była już tak udana, wydłużała się seria spotkań bez zwycięstwa, w ćwierćfinałowym dwumeczu Pucharu Polski WKS został ośmieszony przez pierwszoligowego Zawiszę. Koniec końców zarząd wrocławskiego klubu postanowił urlopować Pawłowskiego. Część komentatorów łączyła ten fakt z chorobą syna, ale szybko ten argument został im wytrącony z rąk, gdy przed Świętami Bożego Narodzenia podpisanie umowy z Tadeuszem Pawłowskim ogłosiła krakowska Wisła. Pod Wawelem liczono, że nowy trener wprowadzi Białą Gwiazdę do czołowej ósemki w tym sezonie. Zespół co prawda opuścili Jankowski, Burliga, a decyzją zarządu odsunięto od I drużyny bramkarza Cierzniaka, ale w ich miejsce pojawili się Bałaszow, Brlek, Drzazga, Małecki, Ondrasek, Pietrzak, a już po wznowieniu rozgrywek Rafał Wolski. Debiut Pawłowskiego w roli trenera Wisły nastąpił we Wrocławiu, gdzie przegrał z byłymi podopiecznymi 0:1. Nieco te niepowodzenie osłodziło mu wspaniałe przyjęcie i podziękowanie ze strony gospodarzy. Niestety, dwa kolejne mecze, które rozgrywane były przy Reymonta przelały czarę goryczy. W spotkaniach z Górnikiem Łęczna i Podbeskidziem Bielsko-Biała liczono na komplet sześciu punktów, a tym czasem Wisła zdobyła raptem jedno oczko. Tłumaczenia Pawłowskiego zamieniły się w seryjne żarty, szkoleniowiec w sieci stał się powszechnym obiektem żartów. Nic dziwnego, że zarząd Wisły widząc staczający się do pierwszej ligi zespół postanowił ... urlopować Tadeusza Pawłowskiego.
Bieżący sezon, w którym dwukrotnie popularny Ted zawiódł oczekiwania pracodawców i kibiców, rzucił nieco cień na jego wcześniejsze dokonania i raczej nie prędko wskoczy ponownie na trenerską karuzelę.
W tym tygodniu skończyła się również przygoda z ekstraklasą Jerzego Cyraka. 23 lata młodszy od Pawłowskiego szkoleniowiec nie może się pochwalić ani karierą piłkarską ani sukcesami szkoleniowymi takimi jak były napastnik Śląska. Cyrak na najwyższym szczeblu figurował w protokołach meczowych w ponad 150 meczach w roli asystenta I trenera w Lechii Gdańsk i Lechu Poznań. Od września 2014 zaczął pracować na własny rachunek - drugoligowego Górnika Wałbrzych nie zdołał utrzymać w lidze, a bieżący sezon zaczął w trzecioligowym Pelikanie Niechanowo. Od października ub.r. wrócił do asystentury w ekstraklasie dołączając do Leszka Ojrzyńskiego w Górniku Zabrze. Współpraca jesienna to 3 zwycięstwa, 5 remisów i 2 porażki, ale sześć ostatnich meczów bez porażki dawało w Zabrzu nadzieję, że wiosną 14-krotny mistrz kraju spokojnie się utrzyma. Cyrak w międzyczasie prolongował licencję UEFA Pro, gościnnie prowadził treningi ze zdolnymi juniorami Górnika. Krach w Górniku nastąpił w o wiele większym rozmiarze niż w Wiśle. Porażka w Krakowie z Cracovią 0:3, która przerwała passę meczów bez porażki nie spowodowała większych reperkusji, bowiem zbliżały się Wielkie Derby Śląska połączone z otwarciem trzech trybun nowego stadionu w Zabrzu. Porażka 0:2 z Ruchem przy beznadziejnej grze był mocnym sygnałem ostrzegawczym. Następne mecze miały dać odpowiedź czy w drużynie jest kryzys czy tylko chwilowy przestój. Wrocław - 0:0 ze Śląskiem, słaba gra, pierwszy celny strzał po godzinie gry i wreszcie bezapelacyjna porażka domowa z Lechem 0:2 oznaczała, że w Zabrzu misja Ojrzyńskiego w roli sternika I drużyny dobiegła końca. Zero strzelonych wiosną bramek, bezbarwny, a raczej brak stylu gry spowodowały, że zarząd przychylił się do nawoływań z trybun, by pożegnać się z trenerem. Za Ojrzyńskiego nowym trenerem został Jan Żurek. Klub pożegnał się z całym sztabem szkoleniowym firmowanym przez Ojrzyńskiego, czyli Grzegorzem Opalińskim, Dawidem Dubasem i Jerzym Cyrakiem.
Jerzy Cyrak jest szkoleniowcem na dorobku, wciąż zdobywającym doświadczenie. Wątpliwe, by wrócił do Pelikana, który prowadzi obecnie były reprezentant kraju Sławomir Majak i nic nie wskazuje by beniaminek miał wiosną kłopoty z utrzymaniem w lidze, zwłaszcza, że wyniki sparingów oraz transfery (m.in. były podopieczny Cyraka z Wałbrzycha Damian Lenkiewicz) napawają optymizmem.
Cyrak być może wiosną obejmie któryś z zespołów w roli strażaka gaszącego pożar, a może zaliczy kolejny staż zagraniczny. Na pewno pobyt w Zabrzu był dla niego pożyteczny i zakończenie współpracy nie będzie miało takiego wpływu na postrzeganie jego pracy jak w przypadku Pawłowskiego - trenera z nieporównywalnie większą renomą szkoleniową.

sobota, 5 marca 2016

Podsumowanie przygotowań w trzeciej lidze.

Kilka zespołów trzeciej ligi dolnośląsko-lubuskiej wyjechało na zgrupowania, niektórym się nie udało mimo planów, a jeszcze inne przygotowywały się głównie na własnych obiektach. Z różnych względów, naprawdę trudno zdobyć rzetelne informacje na temat wyników sparingów, zawodników testowanych, ruchów personalnych. Trudno było również zdefiniować pojęcie sparingu trzecioligowca - najświeższy przykład z wałbrzyskiego podwórka: czy porażkę 1:5 z Victorią Świebodzice traktować jako mecz I zespołu czy drużyny juniorów? Podobnie rzecz się miała z meczami wrocławskiego Śląska, gdzie przeciwko Piastowi Żmigród de facto zagrała ekstraklasowa drużyna, ale tego meczu dla przykładu nie zauważyła futbolowa encyklopedia w postaci portalu 90minut.pl.
 Oto najważniejsze wydarzenia na czwartym poziomie rozgrywkowych, które miały miejsce od grudnia 2015 do końca lutego 2016.
Z rozgrywek wycofał się KP Brzeg Dolny - rywali wiosennych popularnych Diabłów czeka bonus w postaci darmowych punktów za walkowery.
Doszło do trzech zmian trenerów. W Świdnicy pożegnano się z Marcinem Dymkowskim, a w jego miejsce pojawił się Piotr Bolkowski ze wspomnianego KP Brzeg Dolny. Dymkowski z kolei znalazł pracę w Foto-Higienie Gać osieroconej przez Romualda Szukiełowicza, który objął Śląsk Wrocław. Zmiany szkoleniowe w Zagłębiu Lubin dotknęły również zespół rezerw, gdzie Paweł Karmelita objął zespół juniorów młodszych (U-16), a zastąpił go Andrzej Turkowski -prowadzący ostatnio zespół kobiecy.
Krzysztof Drzazga
Hitem transferowym było odejście najskuteczniejszego w lidze z 21 bramkami Krzysztofa Drzazgi (rocznik 1995) do krakowskiej Wisły. Pogrążona w wielkim kryzysie Biała Gwiazda już zdążyła pożegnać trenera Tadeusza Pawłowskiego, a sam Drzazga zadebiutował dopiero w ostatni weekend lutego w przegranym meczu z Podbeskidziem (1:2).
Jeśli chodzi o najgłośniejsze transfery do zespołów trzecioligowych to miały miejsce one w Gorzowie Wielkopolskim. Stilon wzmocnił pomocnik Krzysztof Kaczmarczyk ostatnio grający w ekstraklasowej Termalice Nieciecza, ale i tak bardziej znany w futbolowym światku jest zapewne 32-letni obrońca Dawid Kucharski. Były defensor Amiki Wronki, Lecha Poznań, w barwach których występował w europejskich pucharach, po półrocznej grze w niemieckim SV Peheim reprezentować będzie barwy Piasta Karnin.
Najbardziej zdeterminowanym zawodnikiem szukającym zatrudnienia w grupie dolnośląsko-lubuskiej III ligi był świdniczanin Kamil Szczygieł. 20-letni pomocnik przez ostatnie 5 lat grał w juniorach, a później w rezerwach Ruchu Chorzów, zimą testowany przez Lechię Dzierżoniów, by ostatecznie zakotwiczyć w macierzystej Polonii-Stali Świdnica. W meczach towarzyskich trafiał dla obu zespołów, a dla świdniczan nawet w spotkaniu z ... Lechią (1:2). Z kolei wiosną w Dzierżoniowie będzie grał Patryk Klimala, który jesienią grał w juniorach Legii Warszawa, a zimą testowany był w Legionovii Legionowo i Śląsku II Wrocław
Największą ilość meczów towarzyskich rozegrał gorzowski Stilon - 10, który tylko 2 z nich przegrał, gdy rywalami byli pierwszoligowcy z Głogowa i Kołobrzegu.
Najwięcej obcokrajowców zaprezentowało się podczas sparingów rezerw Śląska Wrocław. Najpierw skutecznością błyszczał Portugalczyk Flavio Paixao - karnie odesłany z ekstraklasowej drużyny do drugiego zespołu, po tym jak podpisał kontrakt z Lechią Gdańsk. Ostatecznie Flavio nie będzie gnębił bramkarzy trzeciej ligi, bo dołączył do brata bliźniaka w Trójmieście, ale wcześniej zaliczył zgrupowanie w zespole rezerw. Nieco później niego trener Arkadiusz Bator mógł liczyć w lutowych sparingach na Ukraińca Ihora Tyszczenko, a ostatnio na Węgra Bence Mervo.
Jedynym zagranicznym sparingiem jaki rozegrali trzecioligowcy była dość niespodziewania wizyta rezerw Miedzi w Berlinie, gdzie ulegli Hercie II 0:1. Blisko meczu w czeskiej Desnej były Karkonosze, które miały zagrać z goszczącym w niedalekich Mysłakowicach GKS Wikielec. Ostatecznie mecz rozegrano nie w Czechach, ani w pobliżu pobytu gości z Warmii i Mazur czy Jeleniej Górze, ale dopiero w podwałbrzyskich Świebodzicach!
Do jeleniogórzan należy z kolei rekord w ilości strzelonych bramek - Piast Wykroty (klasa okręgowa) został pokonany w stosunku 11:1. Inna sprawa, że podopieczni Artura Milewskiego w pozostałych zimowych meczach nie potrafili nawet zremisować... Jeśli wziąć pod uwagę najboleśniejsze porażki w zimowych przygotowaniach to doznały je rezerwy Śląska i wspomniane Karkonosze - po 1:7. Co ciekawe za rywali mieli ligowych przeciwników - wrocławian upokorzyła Ślęza, a jeleniogórzan Zagłębie II Lubin.
Najwięcej bramek w jednym meczu zdobył Mateusz Fedyna z Piasta Żmigród, który czterokrotnie pokonał bramkarza Dolpaszu Skokowa (8:0) - inna sprawa, że rywal gra w A klasie, czyli odpowiedniku szóstej ligi.
Jeśli wziąć pod uwagę skuteczność w sparingach to mocnym kandydatem na wiosenne odkrycie w III lidze jest ukraiński napastnik żmigrodzkiego Piasta - Jurij Furta (rocznik 1988). Mający za sobą grę w rodzimej ekstraklasie czy epizody w ukraińskiej młodzieżówce zawodnik trafiał do siatki w 4 z 8 sparingów Piasta, w tym przeciwko piłkarzom I zespołu Śląska Wrocław.
Najbardziej wartościowe wyniki sparingów? Oczywiście największą chwałą jest pokonanie zespołów z wyższych klas rozgrywkowych. Górnik Wałbrzych pokonuje Cracovię 3:2,która grała w najsilniejszym zestawieniu, m.in. jeszcze z Denisem Rakelsem, który krótko po tym wyemigrował do angielskiego Reading. Z ekstraklasowymi zespołami grali jeszcze zespoły:
Foto-Higieny Gać - 1:2 ze Śląskiem Wrocław, KS Polkowice - 0:4 ze Śląskiem Wrocław oraz wspomniany już wcześniej Piast Żmigród - 1:0 ze Śląskiem, który wystawił zawodników, którzy nie załapali się na rozgrywany dzień wcześniej mecz w ekstraklasie.
Najmniej chlubny wynik - porażkę z drużyną grającą dwa szczeble niżej - poniosły rezerwy Zagłębia Lubin, które uległy u siebie występującej w leszczyńskiej klasie okręgowej Kanii Gostyń 0:1.

wtorek, 1 marca 2016

Zimowe okno transferowe zamknięte

Koniec lutego to również koniec okienka transferowego w Polsce. Oczywiście nie oznacza to jednoznacznie, że kluby nie podpiszą umowy już z żadnym zawodnikiem czy też nie pożegnają się z którymś ze swoich graczy. Piłkarzy bez przynależności klubowej w Polsce nie brakuje.
Z perspektywy Wałbrzycha jakie obserwowaliśmy zmiany byłych graczy spod Chełmca?
Górnik Wałbrzych póki co oficjalnie pożegnał się jedynie z Adrianem Mrowcem, którego transfer do spadkowicza z drugiej ligi latem mógł uchodzić za jeden z największych hitów transferowych w lidze. Podopieczni Roberta Bubnowicza byli jesienią najlepsi, a najlepszym zawodnikiem był niewątpliwie kapitan drużyny Marcin Orłowski, który mógł liczyć na zainteresowanie ze strony innych klubów. Najgłośniej bodaj było o ofercie łódzkiego Widzewa, z której Orzeł nie skorzystał. Głównie to media łączyły z Górnikiem nowych zawodników (Bobkiewicz z KP Brzeg Dolny, Pieśkiewicz -Włókniarz Leśna), a swoje teorie miał również red. Bogdan Skiba (m.in. Adrian Leśniarek z Lechii Dzierżoniów rozpoczynający studia w Wałbrzychu). Wśród sprawdzanych nowych twarzy (Prokop z Bielawianki, Jastrzębski z Lubina) nie było głośnych nazwisk, ale i te nie znalazły uznania (a może zabrakło funduszy?) by ostatecznie dołączyć do drużyny biało-niebieskich. Jedynym, na tę chwilę nabytkiem jest Mateusz Krawiec, były kadrowicz w kategorii juniorów, który w kategorii seniorów grał jedynie sezon w drugiej lidze w Odrze Opole. Cały ubiegły rok spędził w czwartoligowym Gromie Wolsztyn, który jesień zakończył na 11.miejscu, a kilkadziesiąt godzin temu ... wycofał się z rozgrywek!
W pierwszej lidze z Bełchatowem pożegnał się Krystian Stolarczyk, któremu nie udało się zadebiutować w ligowym meczu I drużyny GKS. Próbował zahaczyć się w Broni Radom, ale ostatecznie wciąż jest na etapie poszukiwania nowego klubu.
Do Pogoni Siedlce próbował załapać się Patryk Parol, który ostatnie lata spędził we Włoszech. Niestety, po serii treningów, sparingów trener Marcin Sasal wałbrzyszaninowi pokazał drzwi jak to barwnie opisał siedlecki portal.
Legnicką Miedź opuścił Damian Lenkiewicz, który teoretycznie figurował w kadrze I zespołu (był zgłoszony do rozgrywek I ligi), ale grywał głównie w trzecioligowych rezerwach. Po rozwiązaniu umowy sprawdzany był przez drugoligową Stal Stalowa Wola, by trafić szczebel niżej do Pelikana Niechanowo. Beniaminek III ligi z Wielkopolski sezon rozpoczynał pod wodzą trenera Jerzego Cyraka, który opuścił szybko zespół na rzecz asystentury w Zabrzu. Leny doznał kontuzji podczas przygotowań z Pelikanem, ale wyleczył się i w ostatnim dniu lutego podpisał umowę z Pelikanem.
Stal Stalowa Wola to miejsce, gdzie próbuje zahaczyć Kamil Mańkowski. Młodzieżowiec z Polonii Bytom zimą zagrał w kilku sparingach i co nie jest powszechne w jego przypadku, strzelił nawet bramkę! Uczynił to zresztą w spotkaniu z byłym swoim klubem z Piotrówki. W Stalowej Woli wystąpił w 3 sparingach, w których nie zaliczył ani asysty, ani bramki i już zabrakło go w sobotniej grze przeciwko Stali Rzeszów. Gdzie Maniek zagra wiosną?
Jeśli chodzi o trzecioligowców to Kamil Czapla przez krótki czas trenował w macierzystym Lechu Poznań, ale z powrotu nic nie wyszło i najprawdopodobniej będzie wciąż bronił barw Finishparkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie. Do trzeciej ligi z kolei wraca świdnicki weteran Dariusz Filipczak, który dołączył do I zespołu Polonii-Stali.