sobota, 1 września 2012

Ostatni dzień sierpnia

Koniec sierpnia to w futbolu w większości krajów (wyjątkiem choćby Turcja) to również koniec letniego okienka transferowego. W tym roku ostatni dzień sierpnia dostarczył kilka piłkarskich wydarzeń.
W Monaco rozegrano tradycyjny mecz o Superpuchar, w którym triumfator Ligi Mistrzów Chelsea Londyn została zmiażdżona przez zwycięzcę Ligi Europejskiej Atletico Madryt. Wynik 4:1 mówi sam za siebie, a bohaterem został Kolumbijczyk Radamel Falcao Garcia Zarate, znany powszechnie jako Falcao. Znakomity snajper jest gwiazdą wielkiego formatu i pewnie lada chwila któryś z szejków wyłoży niebotyczną kasę by go wyciągnąć z Madrytu. Mecz ten był również pożegnaniem z Monaco, które przez kilkanaście lat gościło najlepsze drużyny ubiegłej edycji. Teraz rozgrywka o Superpuchar ma corocznie odbywać się na innych obiektach. Już niebawem blisko nas, bo w Pradze, pewnie za kilka lat zagości na którymś obiekcie po EURO 2012.A swoją drogą ten mecz pokazał, że siła ligi hiszpańskiej to nie tylko gwiazdy Realu i Barcelony, ale również innych zespołów. Zresztą konia z rzędem temu, który kojarzy twarz Javi Martineza, którego przejście z Bilbao do Bayernu Monachium za 40 milionów EURO stanowi rekord Bundesligi? Nam pozostaje podniecanie się plotkami transferowymi ile i kto by dał za Lewandowskiego.
Jeśli chodzi o okienko transferowe to w rodzimej ekstraklasie hitem okazało się zatrudnienie przez poznańskiego Lecha 40-letniego Piotra Reissa. Jaka liga taki hit. Przy Bułgarskiej mówiono o zagranicznym napastniku, najczęściej z ligi szwedzkiej lub holenderskiej, a wybór padł na klubową ikonę pogonioną kilka lat temu po zarzutach korupcyjnych. Wtedy gromy posypały się na działaczy o formę pożegnania, teraz mówi się o spełnieniu marzenia "Reksia", jego grze do zimy, późniejszej pracy w klubie. Na pewno jest to dobry krok marketingowy, ale czy sportowy... Korona króla strzelców dla leciwego Frankowskiego, dobra gra Saganowskiego w Legii podziałała na wyobraźnię w kraju, gdzie o dobrego napastnika naprawdę ciężko. Stąd w tym roku takie ruchy jak zatrudnienie przez Lechię Rasiaka, czy Koronę Żewłakowa. Można się spierać o zasadność tych transferów, bowiem jest wiele przykładów na tak i na nie. Wiedzą coś o tym choćby Maciej Żurawski czy Artur Wichniarek, których ponowna gra w polskiej ekstraklasie była jednym wielkim rozczarowaniem.
Transfery przeprowadzano również w niższych ligach, w drugiej lidze odwieszono zakaz transferowy toruńskiej Elanie, która po wzmocnieniach z Olimpii Grudziądz powinna być o wiele groźniejszym zespole. Najwięcej roszad było u niedawnego pogromcy Górnika Wałbrzych - Chojniczanki, gdzie pożegnano kilku graczy a wzmocniono się skutecznym napastnikiem Retlewskim, który strzelał w minionym sezonie gole dla Bytovii, a po transferze do legnickiej Miedzi w ogóle nie zaistniał. Dzięki portalowi 90minut.pl wiemy, że ostatni dzień mercato wywołał aktywność pod Chełmcem - nie mający większych szans na grę Dawid Rosicki przeszedł do MKS Szczawno Zdrój. W tym sezonie zagrał jedynie w Żórawinie w PP i mimo skromnej liczby młodzieżowców nie miałby okazji na regularne występy co z kolei może stać się w drużynie Wiesława Walczaka. Jeśli chodzi o Górnika to apetyt kibiców wzrósł po angażu Dawida Kubowicza. Zwłaszcza, że z zespołem Roberta Bubnowicza trenuje Adrian Mrowiec. Trudno określić jego przyszłość, ale fakt, że obecnie jest wolnym graczem nie przekreśla jeszcze jego gry przy Ratuszowej. Z transferów okołowałbrzyskich warto zauważyć, że klub znalazł Marcin Smoczyk, który dołączył do Macieja Udoda do Olimpii Kowary i z miejsca stał się gwiazdą defensywy beniaminka IV ligi.
Z końcem sierpnia dobiegł końca kontrakt Franciszka Smudy. Cicho nie było, bowiem media dramatycznie opisywały reakcję eks-selekcjonera po zakończeniu omawiania jego raportu z pracy z kadrą. Nie wiem czy Smuda miał łzy w oczach, ale normalnego raportu z wnioskami i zaleceniami nie spodziewałem się. Trudno było tego oczekiwać, skoro po turnieju Franc sam twierdził, że nic by nie zmienił, że postawa na mistrzostwach to nie porażka. Zresztą sprawa poturniejowych raportów w PZPN to sprawa śliska, bo bodaj tylko Engel złożył merytoryczną ocenę swojej pracy. Nagrodzony przez prezydenta Leo Beenhakker w ogóle nie pofatygował się skreślić paru słów.  Smuda nie powinien się martwić, bo prędzej czy później wróci na trenerską karuzelę. Już wymienia się go w kontekście nowego szkoleniowca Wisły Kraków czy Śląska Wrocław.
Właśnie w dolnośląskiej stolicy ostatni dzień sierpnia był ostatnim dniem pracy Oresta Lenczyka w charakterze trenera mistrza Polski. Jak ostatnio grał Śląsk - każdy widział, a jak nie widział to jest szczęściarzem i powinny mu wystarczyć nawet suche wyniki. Niezaprzeczalnym faktem jest, że Lenczyk przejął Śląsk, kiedy on był w strefie spadkowej, na "dzień dobry" zaliczył kilkanaście meczów bez porażki, doprowadził na finiszu do wicemistrzostwa kraju, by sezon później zdobyć mistrzostwo i superpuchar Polski. Takie są NIEZAPRZECZALNE FAKTY i tylko laicy mogą twierdzić, że to fartowny tytuł, że najsłabszy mistrz itd itp. Inna sprawa, że Oro-profesoro nie panował nad szatnią, porobiły się konflikty, gdzie apogeum był wyciek jego rozmowy w magistracie, gdzie skrytykował imiennie kilku zawodników. Stąd też swoje "pięć minut" mieli "panowie piłkarze" jak Ćwielong czy Dudek nazywając swojego trenera panem od wf-u czy panem, a nie trenerem. Gwoździem do trumny były boje pucharowe, gdzie Śląsk dzięki pracy Lenczyka zaliczył w ciągu dwóch edycji aż 12 meczów, z czego solidarnie wygrał po jednym, zresztą pierwszym w danej edycji. Hannoveru na chwilę obecną nie przeszła by żadna polska ekipa i cudów od wrocławian nikt nie oczekiwał, jednak wiadome było, że gęsta atmosfera w klubie spowoduje po dwumeczu z Niemcami właśnie dymisję trenera. I tak się stało. Ciekawe, że już w dniu dymisji ci co wieszali psy na trenerze jako pierwsi zaczęli pisać o tym, że zwolnić powinno się również inne osoby: od poszczególnych piłkarzy po ludzi z zarządu. Ale to, podobnie jak malejąca liczba widzów,  kulejący marketing już problem wrocławian. Złośliwym przeciwnikom trenera Lenczyka polecić należy zestawienie ligi polskiej od momentu kiedy objął on drużynę Śląska - na dzień dzisiejszy jest ona wciąż na 1.miejscu.
Ostatnim, ale bodaj najbardziej wkurzającym newsem ostatniego dnia sierpnia była wiadomość o możliwości, że meczów naszej reprezentacji możemy nie zobaczyć na ekranach telewizorów. No chyba, że zapłacimy za nią, tak jak w przeszłości bywało w przypadku walk bokserskich, czy płacąc i oglądając, bo tak należy przetłumaczyć system pay-per-view. Przed laty krytykowano sprzedaż praw telewizyjnych przez PZPN firmie SportFive, a tymczasem firma Andrzej Placzyński umie liczyć i chce wytargować jak najwięcej. Niestety, nasze pieniądze z abonamentu nie dadzą możliwości oglądnięcia meczów reprezentacji Polski w publicznej telewizji tak jak zostało ustanowione prawnie (żaden komercyjny kanał sportowy nie może wykupić transmisji z meczów reprezentacji). Szaranowiczowi zwiększyła się częstotliwość mrugania oczami za coraz większymi okularami gdy usłyszał ofertę Placzyńskiego i mecze z Czarnogórą (bardzo prawdopodobne) i Mołdawią (być może ktoś się obudzi po Czarnogórze i do tego nie dopuści) możemy nie zobaczyć. Szykuje się grubsza dyskusja, do której dołączą zapewne politycy oraz kandydaci na nowego prezesa PZPN.
Telewizyjne wymagania mogą wyjść bokiem również w Wałbrzychu. W pierwotnym terminie pucharowy pojedynek z Olimpią Grudziądz miał być rozgrywany o godz. 17.00, a ze względu na transmisję teraz - o 15.00. Wiadomo, że wysokie jest bezrobocie, ale część kibiców najnormalniej w życiu pracuje i w tej sytuacji nawet może nie zdążyć ani na mecz, ani na transmisję w telewizji. Poza tym zamiast wpływów za bilety, reklamy futbolu w tv, możemy my, wałbrzyszanie, najeść się wstydu - wielu wybierze wygodne domowe oglądanie zamiast siedzenie na brudnych siedziskach, więc kłuć w oczy będą pustawe trybuny. Powtórzenie frekwencji z meczu z ŁKS będzie sukcesem. Kłania się infrastruktura stadionowa - gdyby było oświetlenie to i transmisja mogła być o innej "piłkarskiej" porze.