czwartek, 27 listopada 2014

Hegemonia rezerw Miedzi w IV lidze

Pierwszym mistrzem IV ligi dolnośląskiej był Górnik Wałbrzych w sezonie 2008/09 - wtedy po raz pierwszy tak nazwano piąty szczebel rozgrywek. Podopieczni Roberta Bubnowicza w całym sezonie doznali jednej porażki, 5 spotkań zremisowali ugrywając 77 punktów. Imponujący bilans może zostać wymazany z annałów tej ligi. Prawdziwym postrachem ligi stały się rezerwy legnickiej Miedzi. W 16 meczach (15 I rundy + 1 z wiosennej rundy) legniczanie wygrywali ... 15 razy, tylko raz w Szczedrzykowicach remisując (0:0). Obecne 80 strzelonych bramek to najlepszy wynik w historii, bowiem żadna drużyna na finiszu rozgrywek nie strzeliła tyle bramek! Średnia 5 strzelonych bramek na mecz ma swoją wymowę - 9:0 z Granicą Bogatynia, w Zgorzelcu z Nysą, 7:0 w Mirsku nie wzięły się przypadkowo. Sam Adam Wasilewski strzelił 23 bramki, co daje mu prymat w klasyfikacji strzelców IV ligi.
Przed sezonem więcej szans dawano beniaminkowi KS Polkowice, który po wycofaniu się z 2.ligi przejął miejsce drużyny rezerw w klasie okręgowej i spokojnie wywalczył awans. Zespół przed sezonem przejął Jarosław Pedryc (wcześniej m.in. Miedź Legnica, Prochowiczanka), a w zespole wciąż grają pamiętający grę na szczeblu centralnym Fryzowicz, Bancewicz, Wacławczyk, Primel, Szuszkiewicz, a dodatkowo wzmocnił napastnik Krzysztof Kaliciak swego czasu grający w Cracovii, GKS Katowice, a ostatnio w Sosnowcu.  Polkowiczanie doznali jednej porażki (0:4 w Legnicy), a poza tym zremisowali u siebie z Orkanem (1:1) i w Strzegomiu (1:1). Przewaga nad trzecim zespołem wynosi aż 12 punktów co doskonale definiuje układ sił w lidze.
Arkadiusz Felich (Zjednoczeni Żarów)
W grupie środka znajduje się trio z okręgu wałbrzyskiego. Najwyżej sklasyfikowany jest beniaminek Zjednoczeni Żarów. Po awansie grającym trenerem został Adam Łagiewka - rocznik 1982 mający za sobą grę w Zagłębiu Lubin (debiut w ekstraklasie), Jarocie, Turze Turek, Stali Stalowa Wola. Kilka lat temu był próbowany pod kątem gry w Wałbrzychu, ale R.Bubnowicz nie widział go w składzie. Potem krótko grał w Świdnicy by zakotwiczyć w A-klasowym Płomieniu Makowice. Dość niespodziewanie działacze z Żarowa sięgnęli po niego, ale póki co nie mają co narzekać - blok obronny opiera się na dawnych graczach Polonii Świdnica: bramkarzu Hruszowcu (40 lat) i stoperze Marszałku (32 lata). Nie brak wałbrzyskich akcentów - Łukasz Wawrzyniak (rocznik 1985) grał w Górniku/Zagłębiu, ale i również w Zagłębiu Wałbrzych. Arkadiusz Felich (1980) swego czasu uchodził za wielki talent - w 1998 pomagał juniorom Górnika Wałbrzych w walce o tytuł MPJ, później grywał m.in. w RKS Radomsko, Miedzi Legnica, Promieniu Żary, by od dekady grywać bliżej domu (Świdnica, Jawor, Strzegom) z przerwą na grę w austriackim Sarling. Nie jest już tak groźny, a przede wszystkim skuteczny jak w przeszłości, ale jego doświadczenie przydaje się na tym szczeblu.
Orzeł Ząbkowice to uznana firma na tym szczeblu. Grającym szkoleniowcem jest 28-letni Damian Okrojek najmłodszy trener na tym szczeblu. Kadra zespołu została mocno odmłodzona,choć pozostał ograny szkielet w osobach 30-letniego Bielskiego (dawniej Ślęza, Miedź, Polar, Polonia/Sparta Świdnica), 32-letniego pomocnika Pietrzykowskiego (Lechia Dzierżoniów), a także egzotycznych Brazylijczyków: Marlona (rocznik 1991 - 1 gol) i Saulo Camargo (1985 - 3 gole).
Wojciech Rzeczycki
Na 11.miejscu przezimuje AKS Strzegom, który zgromadził 19 punktów co jest 10 punktów od trzeciego Bolesławca, ale i 6 nad dwunastym Mirskiem. W Strzegomiu trwa remont stadionu, przez  co podopieczni Jarosława Krzyżanowskiego większość spotkań rozegrali na wyjeździe, a domowe rozgrywali w Jaworzynie Śląskiej. Zespół opuścił obrońca Sudoł, który przeszedł do Świdnicy, a w drugą stronę powędrował doświadczony Jacek Fojna, którego trener nie wystawiał zbyt często. Były gracz m.in. Odry Opole, Arki Gdynia czy Górnika Wałbrzych może liczyć na wsparcie wychowanków klubu spod Chełmca - Marcina Traczykowskiego czy też wypożyczonego młodzieżowca Wojciecha Rzeczyckiego (rocznik 1995). Nie jest wykluczone, że zimą znów dojdzie do transferu na linii Wałbrzych - Strzegom.
A co się działo w innych zespołach? Na pewno niespodzianką in plus jest wysokie trzecie miejsce BKS Bobrzan Bolesławiec, który przegrał u siebie z Miedzią II 1:5. Głównym architektem sukcesu jest trener Andrzej Kisiel - w przeszłości obrońca wałbrzyskiego Górnika czy Miedzi Legnica. Właśnie w Legnicy rozpoczął pracę szkoleniową z juniorami Miedzi, potem seniorami rezerw, Konfeksu Legnica, Mewy Kunice, a ostatnio Górnika Złotoryja. Wśród bolesławieckich podopiecznych jest 23-letni Nigeryjczyk Emmanuel Ohagwu strzelec 7 bramek - najskuteczniejszy stranieri piątego frontu. Dwie bramki mniej ma Ukrainiec z Granicy Bogatynia Jewhen Sawczuk.
Damian Chajewski
Na pewno apetyty na lepsze miejsce były w kowarskiej Olimpii, którą prowadzi 28-letni Krzysztof Kapelan. Kluczowymi graczami są wałbrzyszanie - 31-letni już obrońca Marcin Smoczyk oraz 22-letni pomocnik Damian Chajewski. "Chajek" z 4 bramkami jest najlepszym (wraz z Nowińskim) strzelcem w zespole. Coraz rzadziej pojawia się na boisku, nękany urazami skrzydłowy Maciej Udod, który swego czasu do Wałbrzycha trafił z czeskiego Nahodu.
Jedyna drużyna, która potrafiła urwać punkty duetowi liderów to Orkan Szczedrzykowice, który jesienią trzykrotnie schodził z boiska pokonany, w tym dwa razy u siebie. Zespół oparty jest na doświadczonych graczach, którzy grali w Miedzi Legnica czy Prochowiczance. W obronie gra Ukrainiec Jewhen Kowalczuk, który oprócz Miedzi reprezentował barwy Kotwicy Kołobrzeg i Nielby Wągrowiec. Podstawowymi graczami zespołu są byli piłkarze Górnika Wałbrzych - 37-letni już Rafał Majka i 28-letni Adam Kłak. Przy Ratuszowej grywali głównie w defensywie, co było dość nowatorskim rozwiązaniem w stosunku do Kłaka, który potem tę rolę pełnił w Żaganiu, a obecnie w Orkanie. Majka z kolei grywa w środku pola, gdzie wykorzystuje swoje doświadczenie.
Rafał Majka (Orkan)
LZS Stary Śleszów mimo sporych zmian kadrowych w lecie tego roku wciąż plasuje się w górnej części tabeli. Wchodzącym graczem jest wychowanek Górnika - Tomasz Sokół (r.1988). W Sokole Wielka Lipa regularnie występuje rówieśnik Sokoła - Wojciech Ciołek, który nie dość, że zaczął wpisywać się na listę strzelców to stwarza zagrożenie po stałych fragmentach gry. Choć do precyzji ojca wciąż sporo mu brakuje.
Na chwilę o utrzymanie walczyć będzie 5 zespołów. Pomiędzy czwórką (Włókniarz Mirsk, GKS Kobierzyce, Widawa Bierutów, Nysa Zgorzelec) jest zaledwie dwa oczka różnicy. Ostatnia Chojnowianka Chojnów z kolei do najbliższego rywala traci 4 punkty. Ten kwintet wyraźnie odstaje od reszty stawki, ale wiosną można spodziewać się wszystkiego. Największą niespodzianką jest obecność w tej grupie drużyny z Kobierzyc, gdzie wraz z trenerem Krzykowskim ze Starego Śleszowa przeprowadził się wałbrzyszanin Łukasz Jaworski. Linia defensywna zespołu została wzmocniona dość niespodziewanie pierwszoligowcem z Miedzi Legnica 35-letnim Krzysztofem Wołczkiem, który nie tak dawno świętował mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław.

środa, 26 listopada 2014

Jedenastka młodzieżowców 2.ligi wg Piłki Nożnej

Druga liga nie cieszy się popularnością wśród tradycyjnych mediów. Przegląd Sportowy podaje wyniki i strzelców bramek, Sport dorzuci do tego zestawu składy oraz opisy zmagań śląskich drużyn, a najwięcej miejsca rywalizacji na trzecim poziomie rozgrywek poświęca tygodnik Piłka Nożna. Próbujący odbudować dawną markę periodyk poświęca regularnie tyle samo miejsca co zmaganiom zaplecza ekstraklasy. W bieżącym numerze po raz kolejny podsumowano rundę jesienną pod kątem gry młodzieżowców, czyli zawodników urodzonych w 1994 i później.
W krótkim podsumowaniu:
- najwięcej młodzieżowców grało łącznie w Rakowie - dziewięciu,
- najmłodszym zawodnikiem - Kamil Rokita (Stal Mielec) - rocznik 1998, zagrał dwukrotnie jesienią.
 - wśród 108 młodzieżowców 14 bramkarzy, 25 obrońców, 49 pomocników i 20 napastników.
A jak wygląda JEDENASTKA MŁODZIEŻOWCÓW ?

Krystian Rudnicki (MKS Kluczbork, 1994 - 16 występów w sezonie 2014/15, 1.sezon w 2.lidze)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mateusz Załucki (Stal Mielec, 1994 - 17/1 gol 6żk)
Przemysław Szymiński (Rozwój Katowice, 1994 - 17/1 gol, 2żk/1czk, 3.sezon w 2.lidze)
Dawid Gojny (ROW Rybnik, 1994 - 18/0, 1żk,1.sezon w 2.lidze)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Maksymilian Banaszewski (Znicz Pruszków, 1995 - 18/1 gol, 2żk, 4.sezon w 2.lidze)
Mateusz Argasiński (Stal Stalowa Wola, 1995 - 17/0, 1żk, 3.sezon w 2.lidze)
Oskar Fijałkowski (Błękitni Stargard Szcz., 1994 - 18/2 gole, 2żk, 1.sezon w 2.lidze)
Łukasz Reinhard (MKS Kluczbork, 1994 - 16/3 gole, 3żk, w 2.lidze od wiosny'14)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakub Arak (Zagłębie Sosnowiec, 1995 - 18/9 goli, 3żk, 1.sezon w 2.lidze)
Sebastian Musiolik (ROW Rybnik, 1996 - 17/3 gole, 1żk, debiut w 2.lidze w 2013r., w 1. - wiosną'14)
Adam Żak (Rozwój Katowice, 1994 - 14/7 goli, 3żk, 2.sezon w 2.lidze)

Najskuteczniejszy młodzieżowiec 2.ligi
Jakub Arak (Zagłębie Sosnowiec)
Dziennikarze zauważyli również innych wyróżniających się młodzieżowców. Wśród bramkarzy Oskara Rybickiego (ROW), Wojciecha Fabisiaka (Zagłębie), Pawła Florka (Nadwiślan), Mikołaja Smyłka (Legionovia) czy Michała Leszczyńskiego (Wisła). Obiecujący młodzi defensorzy to: Kamil Dankowski (Legionovia), Wojciech Jurek (Nadwiślan), Damian Lepiarz (Puszcza), Sebastian Murawski (Błękitni), gracze ofensywni: Robert Brzęczek (Raków), Jakub Więcek (Siarka), Sebastian Czapa (Legionovia), Łukasz Żegleń (Stal Mielec).
Tyle dziennikarze Piłki Nożnej, którzy raczej nie byli świadkami naocznymi ligowych meczów. Jako ciekawostkę należy wspomnieć serbskiego pomocnika Legionovii Lazara Pavića (1994, 16/2 gole), reprezentanta łotewskiej młodzieżówki Kasparsa Svarupsa (Nadwiślan, 1994, 10/2 gole).
Znakomicie na współpracy ze stołeczną Legią wychodzi Zagłębie, które w składzie ma obecnie nie tylko bodaj najlepszego młodzieżowca rundy Jakuba Araka, ale i Miłosza Kozaka (1997), Konrada Budka (1995). Aż dziw bierze, że Piłka Nożna nie wspomniała o Hubercie Tylcu (1994)- sosnowieckim napastniku, który dwukrotnie wybierany był do Jedenastki Kolejki.
Wałbrzyscy młodzieżowcy: Bronisławski, Mańkowski, Cichocki,Surmaj, Migalski, Krzymiński
Jeśli chodzi o wałbrzyskiego Górnika, to outsider nie miał zbyt wielu argumentów, by kogoś wytypować jako wyróżniającego się młodzieżowca. W ubiegłym sezonie był Michał Bartkowiak. W aktualnym sezonie trener Andrzej Polak postawił na swoich letnich wybrańców: obrońcę pozyskanego z Otmuchowa Przemysława Cichockiego (1994, 12/0 3żk) oraz skrzydłowego Kamila Mańkowskiego (1995, 17/0 1żk), który pozyskany został z LZS Piotrówka, ale pochodzi z Wrocławia. Rola zmiennika przypadła z kolei Mateuszowi Krzymińskiemu (1995, 11/0), wychowankowi, który zanotował kilka udanych epizodów w ubiegłym sezonie. Wyniki Górnika były coraz gorsze, pozycja trenera Polaka była coraz słabsza. W spotkaniu z Nadwiślanem dał szansę Sebastianowi Surmajowi (1996, 5/0 1żk), który również debiut zaliczył w poprzednim sezonie. Po zmianie trenera szansę z kolei dostali kolejni zawodnicy z zespołu juniorów - Damian Migalski (1997, 5/0 1 żk) i Dominik Bronisławski (1996, 4/0 żk). Miejsce w składzie po objęciu zespołu przez Jerzego Cyraka co prawda stracił Cichocki, ale wykorzystał absencję kartkową Bartosza Tyktora i końcówkę jesieni grywa regularnie w wyjściowym składzie. Trudno ocenić sekstet wałbrzyskich młodzieżowców na tle najgorszej od lat rundy. Cichocki robi postępy i w tej chwili stał się jednym z pewniejszych punktów dziurawej do tej pory defensywy. Mańkowski charakteryzuje się szybkością, ale brakuje mu skuteczności, ostatniego podania. Więcej spodziewano się po Krzymińskim, który na plus jedynie mógł zaliczyć zagrania ze stojącej piłki (rożne, wolne). Migalski pokazał się w swoich występach o wiele lepiej niż w ubiegłym sezonie, ale to jeszcze melodia przyszłości. Dobre wejście miał Bronisławski, który w kilku spotkaniach miał stuprocentowe sytuacje na strzelenie bramki, ale zabrakło jeszcze doświadczenia, zimnej krwi. Surmaja jeszcze trudniej ocenić, bo w sumie grał u wszystkich 3 jesiennych wałbrzyskich trenerów, ale w 5 występach skompletował niewiele ponad 60 minut. Rzucany od linii obronnej po drugą linię nie okazywał tremy, walczył, a jeszcze wiele przed nim.

poniedziałek, 24 listopada 2014

W 3.lidze rewelacja z Dzierżoniowa

Zakończyli swoje jesienne zmagania trzecioligowcy w grupie dolnośląsko-lubuskiej. Przed sezonem na pewno nikt nie stawiał na prowadzący obecnie w tabeli duet Formacja Port 2000 Mostki - Lechia Dzierżoniów, a jeszcze większą niespodzianką jest fakt, że wspomniane zespoły nie przegrały jeszcze na wyjeździe. Swoje niepowodzenia ponieśli na swoich obiektach. Dla wielu to nie jest do przełknięcia, że najlepszą drużyną z województwa lubuskiego jest drużyna Formacji. Zespół z Mostek to przede wszystkim kolejny sukces prężnego działania Dariusza Marcinkiewicza, który zbudował Port 2000 przy obecnej drodze krajowej 92, a wcześniej znanej drodze na zachodnią granicę. Stacje benzynowe, sklepy, hotel, mini zoo, a do tego doszła drużyna piłkarska, która ogrywała większość trzecioligowców. Co ciekawe jedyna porażka przyszła w Zaduszki, z rezerwami Śląska Wrocław i to w niespotykanych okolicznościach. Lider do przerwy prowadził już 3:0, by przegrać 3:4! Trzy pierwsze miejsca w klasyfikacji najlepszych strzelców należą do graczy Formacji. Najskuteczniejszym jest Piotr Okuniewicz, przeżywający najlepszą rundę w swojej karierze. Co ciekawe latem był próbowany przez Andrzeja Polaka, zagrał w sparingu z GKS Katowice, po czym wrócił do domu. Jesienią strzelił 15 bramek w 17 meczach, a koncertem był występ w bodaj najważniejszym meczu rundy w Dzierżoniowie, gdzie trzykrotnie pokonał Łukasza Malca i jego zespół ograł Lechię 3:1. Przy okazji jesiennego trzecioligowego szczytu Słowo Sportowe przepytało Okuniewicza, który nie żałował braku transferu do Wałbrzycha z perspektywy wyników osiąganych przez Górnika jak i obecny klub Okuniewicza.
Drugie miejsce Lechii Dzierżoniów jest jedną z największym niespodzianek sezonu. Spodziewano się wysokiego miejsca rezerw zespołów z Lubina i Wrocławia, może Ślęzy, Stilonu Gorzów, ale dobrej passy podopiecznych Zbigniewa Soczewskiego nikt się nie spodziewał. Lechia w 9 wyjazdowych spotkaniach jesienią 9 razy sięgała po komplet punktów, co jest rekordowym wyczynem w 4 najwyższych klasach rozgrywkowych w Polsce. Jedynie liderowi grupy podlasko - warmińsko - mazurskiej, Olimpia Zambrów zaliczyła komplet zwycięstw w jednej rundzie, tyle, że na własnym boisku. Rewelacyjną postawę piłkarzy z Dzierżoniowa dostrzegli opiekunowie reprezentacji Dolnego Śląska w rozgrywkach Regions Cup, którzy powołali aż 5 lechistów. Biorąc pod uwagę ten fakt jak i również to, że regularnie z Dzierżoniowa młodzi piłkarze wyjeżdżają na testy do klubów ekstraklasy, aż dziw bierze, że tak rzadko działacze Górnika Wałbrzych próbują ściągnąć kogoś z Lechii. Warto zauważyć, że tacy gracze jak Adrian Leśniarek, Mariusz Paszkowski czy Łukasz Maciejewski są czołowymi graczami całych rozgrywek, a również zauważeni zostali młodzieżowcy Damian Niedojad (1994 - najskuteczniejszy gracz Lechii z 6 bramkami), Piotr Pietkiewicz (1995 - grał już w Arce Gdynia) czy Bartłomiej Cegiełka (1997 - dwoma bramkami rozstrzygnął o wygranej w derby powiatu w Bielawie 2:1).
Paweł Tobiasz
Najwięcej graczy z wałbrzyską przeszłością gra w Polonii-Stali Świdnica. Prowadzony przez Jarosława Lato zespół sezon rozpoczął od wysokiego C, czyli dwóch zwycięstw i bilansie bramkowym 10:0. Potem przyszły wyjazdowe porażki w Mostkach, Zielonej Górze i we Wrocławiu ze Ślęzą, ale w międzyczasie rywale wyjeżdżali ze Świdnicy z pustym kontem punktowym, a niekiedy i bramkowym. Wydarzeniem rundy pod względem kibicowskim było derbowe spotkanie świdniczan w Jeleniej Górze z Karkonoszami, które Morawski i spółka wygrali bez problemów aż 4:0. Jak się okazało po tym Poloniści całkowicie zatracili skuteczność przez co przyszły aż 3 domowe porażki z niżej notowanymi zespołami z Brzegu Dolnego czy Gaci. Złą passę odmienił dopiero przyjazd outsidera z Trzebnicy, gdzie świdniczanie pewnie wygrali aż 6:0.  W bramce znanego w Wałbrzychu Amina Sitou wygryzł Bartłomiej Kot. W obronie rzadko pojawiał się Sławomir Truszczyński - b.gracz Górnika i Szczawna Zdroju, a prawdziwą ostoją został pozyskany przed sezonem Michał Sudoł z AKS Strzegom. Najsilniejszą formacją Polonii-Stali była druga linia. Marcina Morawskiego nie trzeba szerzej przedstawiać. Jesienią Moraś trafił 7-krotnie. Po nieudanym epizodzie w Górniku Wałbrzych odżył w rodzinnym mieście Wojciech Szuba (3 gole), progres zanotował Paweł Tobiasz (5 goli) - wychowanek wałbrzyskiego klubu. Udane mecze zaliczył również Mateusz Jaros, który w przeszłości bezskutecznie próbował przekonać do siebie sztab szkoleniowy wałbrzyskiego ligowca. Świdniczanie finiszowali na 8.miejscu, ale mają możliwości na skok do czołowej piątki.
Michał Łaski
Trzecim przedstawicielem OZPN Wałbrzych w 3.lidze jest Bielawianka, która niestety dużymi krokami zmierza ku degradacji. Trener Tomasz Zieliński będzie musiał wykonać tytaniczną pracę, by zespół zaczął punktować wiosną i skutecznie powalczyć o utrzymanie.
Być może klub wzorem lat poprzednich sięgnie po wychowanków wałbrzyskiego klubu. Póki co jesienią ponownie koszulkę Bielawianki zakładał Michał Łaski, który zagrał we wszystkich meczach i to w pełnym wymiarze czasowym.
W innych klubach spoza okręgu wałbrzyskiego nie brakuje znanych wałbrzyszanom nazwisk. Wysokie miejsce wrocławskiej Ślęzy nie może dziwić, bowiem od dłuższego czasu jest to czołowy zespół w tej klasie rozgrywkowej, a jest głównie zasługa doskonałej pracy trenera Grzegorza Kowalskiego. Nie przeszkodziła zmiana pokoleniowa w kadrze zespołu.  Wysoko uplasował się Śląsk II Wrocław - mieszanka młodzieży, ligowców (Socha, Plaku, Angielski), która jako jedyna znalazła sposób na lidera. Zaledwie 35 minut trwała przygoda z zespołem Piotra Jawnego wałbrzyszanina Michała Bartkowiaka, który w 1.kolejce w spotkaniu z UKP Zielona Góra doznał koszmarnego złamania nogi co wykluczyło go z gry w całej rundzie. Więcej niż 6.miejsce spodziewano się po Zagłębiu II Lubin. W rezerwach pierwszoligowca trzykrotnie pokazał się Paweł Oleksy, który w meczu prawie w domu, czyli w Świdnicy zobaczył czerwoną kartkę.
Dominik Radziemski
Beniaminek Karkonosze Jelenia Góra może pochwalić się pięknym kameralnym stadionem, którego zazdrościć mogą i powinni wałbrzyszanie. Piłkarze prowadzeni przez Artura Milewskiego zajmują przyzwoite 9.miejsce. Niespodzianką jest skuteczność Marcina Pacana (10 goli), a jednym z najlepszych od lat transferów było letnie sprowadzenie Dominika Radziemskiego. Wałbrzyszanin wystąpił we wszystkich jesiennych meczach i trzykrotnie wpisał się na listę strzelców. Gorzką pigułką dla kibiców były porażki domowe z Polonią-Stalą Świdnica 0:4, Lechią Dzierżoniów 1:3.
Ciężkie chwile jesienią przeżywali sympatycy MKS Oława, niedawnego drugoligowca, czołową drużynę ubiegłego sezonu. Latem zespół opuścił trener Zbigniew Smółka, który do swojego nowego klubu tradycyjnie zabrał znanych sobie zawodników. Przeżywający ogromne problemy finansowe klub nie potrafił przekonać dotychczasowych zawodników do gry w klubie, dziur personalnych nie załatali juniorzy czy gracze z niższych klasach i jeśli nic się nie zmieni to oławianie szybko zameldują się w IV lidze. Zaledwie jedno zwycięstwo i wyjazdowy bilans dwóch punktów to jesienny dorobek Polonii Trzebnica. Ciężko oczekiwać, że zespół grającego trenera Sławomira Kołodzieja odda innej drużynie czerwoną latarnię. Ciekawostką jest fakt, że w kadrze Polonii figuruje aż 5 nazwisk bramkarzy, w tym pamiętanego w Wałbrzychu Marka Siemiątkowskiego - 46 letniego dziś szanowanego w regionie trzebnickim społecznika i animatora na tamtejszych Orlikach. Równie trudno będzie się utrzymać lubuskiemu beniaminkowi Dąb Przybyszów, który gra w doskonale znanej wałbrzyskim letnikom Sławie.
W Foto-Higienie Gać w kadrze możemy znaleźć nazwisko Jacka Sorbiana, który po werdyktach sądowych i związkowych postanowił nie udzielać się jako piłkarz trzecioligowca spod Oławy.

niedziela, 23 listopada 2014

Fatum czy pech

Błękitni Stargard Szczeciński mogą być uznani za zespół, który wybitnie nie leży wałbrzyskiemu Górnikowi. W ubiegłym sezonie jako beniaminek dwukrotnie utarł nosa ekipie prowadzonej przez Macieja Jaworskiego, w bieżącym nie dał rady również w roli trenera Andrzej Polak, a teraz przyszła pora na Jerzego Cyraka. Obecny szkoleniowiec był jednak najbliżej sukcesu, czyli zdobycia co najmniej punktu. W pomeczowej wypowiedzi słusznie zauważył, że zespół idzie powoli do przodu, tyle, że te kroki są za małe. Bramki ze Stargardu Szczecińskiego można było zobaczyć w magazynie TVP Szczecin:
Po ostatnich udanych, w porównaniu z poprzednimi, meczami Cyrak wykrystalizował zestawienie wyjściowej jedenastki. Naprawdę niewiele brakowało, by w kolejnym spotkaniu Górnik zapunktował. Pierwsza połowa to prowadzenie 1:0. Według miejscowych gospodarze grali bardzo źle, bodaj najgorzej w tej rundzie w domowym spotkaniu. Dla przypomnienia w ostatniej kolejce Błękitni przegrali u siebie 1:3 ze Stalową Wolą będąc zespołem lepszym, częściej atakującym i strzelającym na bramkę rywala. Z Górnikiem tak już nie było. A że podopieczni Krzysztofa Kapuścińskiego grali źle to tylko zasługa wałbrzyszan. Gra się tak jak przeciwnik pozwala - prawi stare futbolowe porzekadło. Niestety, po przerwie losy meczu diametralnie się odmieniły. Który to już raz w tej rundzie wałbrzyszanie tracą przewagę wypracowaną do przerwy? W Katowicach 1:0 - kończy się 1:2, w Mielcu z 1:0 na 1:3, w Stalowej Woli jeszcze do przerwy utraconą przewagę jednej bramki. Swego czasu Czesław Michniewicz, który doprowadził Zagłębie Lubin do mistrzostwa Polski, a poznańskiego Lecha do Pucharu Polski wykuł komentując w telewizji teorię, że najniebezpieczniejszy wynik to 2:0, bowiem często kończy się remisem, a nawet porażką. W przypadku wałbrzyszan wyjazdowe prowadzenie tej jesieni stało się symptomem rychłej porażki. W Stargardzie Szczecińskim było naprawdę blisko, miejscowych nie pobudziła głośna, niespokojna przerwa w szatni, bowiem przez kwadrans niewiele się zmieniło. Kluczem do sukcesu było wprowadzenie asystenta trenera - 39-letniego Jarosława Piskorza. Po jego podaniu inny zmiennik - Sebastian Inczewski zdobył wyrównującą bramkę, a później dalekimi przerzutami próbował siać popłoch w wałbrzyskiej defensywie. Jeśli Błękitni nie dawali rady grą kombinacyjną, po ziemi, trzeba było próbować gry dalekimi podaniami. Mimo wszystko i tak wałbrzyszanie byli bliscy wywiezieni choćby remisu, gdyby nie kuriozalny gol Filipe. Chociaż w tym przypadku Brazylijczyk najmniej zawinił, bowiem bramka obciąża konto Patryka Janiczaka. Nie jest to bramkarz dający gwarancję spokoju w obronie - w obecnej sytuacji zespołu potrzebny jest pewniak w bramce, który wybroni kilka punktów. Janiczak zaliczył udany występ w Brzesku, a na Pomorzu zawalił co najmniej punkt. Oby nie zabrakło go w końcowym rozliczeniu.
Wracając do Błękitnych - udana runda wiosenna była zwiastunem, że jest to ciekawy zespół tej klasy rozgrywkowej. Rewelacją ub. sezonu był Michał Magnuski, który na razie pochwalić może się jedynie dwoma trafieniami. Oprócz młodych zawodników na boisku jest miejsce dla doświadczonych jak 37-letni bramkarz Ufnal, rok młodszy napastnik Gajda czy wspomniany wcześniej Piskorz. Ilekroć tej rundy narzekano w Wałbrzychu na dziurawą defensywę? Marek Wojtarowicz może nie był wirtuozem defensywy, ale więcej razy ratował zespół niż przysparzał mu kłopotów. Takiego doświadczenia brakuje czasami Górnikowi i nie tylko w obronie, ale przede wszystkim w drugiej linii, gdzie nie ma komu przytrzymać piłki, w odpowiednim momencie przyspieszyć, zagrać na skrzydło, czy prostopadle do napastnika.
W najbliższej kolejce mecz z Limanovią, która co prawda nie wygrała od 15 meczów, ale w ostatnich 3 meczach zremisowała z faworytami do awansu. Zwycięstwo pozwoli Górnikowi przezimować na przedostatnim miejscu, ale do opuszczenia strefy spadkowej jeszcze sporo punktów. A tempo punktowania wciąż za wolne ...

sobota, 22 listopada 2014

60-tka Henryka Janikowskiego

22 listopada swoje sześćdziesiąte urodziny obchodzi jeden z najlepszych w historii napastników Górnika Wałbrzych Henryk Janikowski. Dzisiejsi kibice kojarzą go jako ojca Sebastiana, jedynaka w zawodowej lidze futbolu amerykańskiego. Henryk zadebiutował w seniorach biało-niebieskich w udanym dla wałbrzyszan sezonie 1971/72, kiedy to biało-niebiescy bardzo długo walczyli o awans do ekstraklasy, który ostatecznie przegrali o punkt z Lechem Poznań. Wiosną w 22.kolejce liderujący Górnik pojechał do Pabianic na mecz z miejscowym Włókniarzem - już w 3 minucie Kazimierza Sularza pokonał Drozdowski i goście musieli gonić wynik. Trener Marian Anioł w 66 minucie zmienił Zygmunta Jaronia na Janikowskiego i tak zaczęła się poważna gra 18-latka w Górniku. Tamten mecz faworyt spod Chełmca przegrał i stracił fotel lidera. Był to zresztą jedyny mecz w tamtym sezonie Janikowskiego. W następnym sezonie (72/73), który zakończył się degradacją wałbrzyszan Henryk nie zagrał ani razu, a pewne miejsce w składzie wywalczył sobie dopiero w sezonie 74/75 w lidze wojewódzkiej - odpowiedniku 3.ligi, gdzie strzelił 11 bramek.
Horst Panic, Henryk Janikowski, a poniżej
Krzysztof Truszczyński,
 z którego strony pochodzi
 to zdjęcie 
[blogpilkarza.blogspot.com]
Sezon później (75/76) to wygranie ligi wojewódzkiej i ponownie najwięcej bramek w zespole (9). W barażach o drugą ligę podopieczni Stanisława Świerka nie przegrali żadnego z 6 meczów, a najbliższy pokonania był imiennik z Knurowa, ale w 88 min. remis uratował właśnie Janikowski. Potem kariera Janikowskiego przebiegała następująco:
1976/77 - 8.miejsce - 1 gol (w 1.kolejce) w 22 meczach. Z czasem stracił miejsce w ataku na rzecz skuteczniejszych graczy, a konkurencja była spora: Bożyczko,Augustyniak, Pięta, Śpiewak.
1977/78 - 2.miejsce  - zaledwie jeden występ jesienią. Na duet Bożyczko - Pięta po prostu nie było mocnych. Wiosną 1978 wraz z Leszkiem Fajkiem został wypożyczony do Kryształu Stronie Śląskie.
1978/79 - 8.miejsce - 6 goli w 21 meczach . Po odejściu Ciołka, Bożyczko i Pięty siła ofensywna zespołu diametralnie spadła. Henryk miał kłopoty z wywalczeniem miejsca w składzie jesienią, a wiosną był podstawowym graczem, gdzie partnerem był debiutujący w seniorach Górnika Leszek Kosowski. Popisem Janikowskiego było spotkanie z Goplanią Inowrocław (5:1) kiedy to trzykrotnie pokonał Slęgę.
1979/80  - 4.miejsce - 14 goli (wicekról strzelców 2.ligi) - najlepszy sezon w Górniku co stało się przepustką do transferu do Stali Mielec, gdzie dołączył do Włodzimierza Ciołka
1980/81 - 9.miejsce. Bawiąc na zgrupowaniu z kadrą Waldemara Obrębskiego w dalekiej Japonii w styczniu i lutym 1981 nie spodziewał się, że po latach spotkania te zostaną zakwalifikowane jako mecze kadry A. W Tokio i Tokushimie zagrał trzykrotnie przeciwko gospodarzom, a w drugim spotkaniu, wygranym 4:2 dwukrotnie wpisał się na listę strzelców
1981/82 - 3.miejsce oraz znalezienie w szerokiej kadrze na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Miejsce na tej liście nie oznaczało gry w drużynie Piechniczka, w podobnej sytuacji znaleźli się m.in. bramkarz Jarecki (Śląsk, a wcześniej Górnik), pomocnik Widzewa Romke.
1982/83 - debiut w Pucharze UEFA, gdzie Stal musiała uznać wyższość belgijskiego KSC Lokeren (1:1 w Mielcu przy 40 000 widzów i 0:0 w Lokeren), a w lidze ... 15.miejsce i degradacja. Janikowski w 24 występach zaledwie dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. 3 sezony w Mielcu kończy z bilansem 79 meczów i 19 goli.
1983/84 - wraz z niedawno zmarłym Zbigniewem Hnatio koszulkę Stali zamienia na pasiastą Cracovii, ale nie był to najlepszy wybór, bowiem krakowianie finiszowali na spadkowym 15.miejscu. Henryk strzelił 6 bramek w 21 meczach.
1984/85 - po 4 latach Janikowski wraca do Wałbrzycha. Górnik drugi sezon w 1.lidze kończy na 8.miejscu, a Henryk w 19 meczach wpisuje się na listę strzelców jedynie czterokrotnie.
1985/86 - Henryk grał tylko w rundzie jesiennej, wydłużonej o 3 mecze ze względu na meksykański mundial. W 17 meczach strzelił 5 goli.
Zimą wyleciał do USA, gdzie grał w polonijnym zespole Orłów z Nowego Jorku. W rozgrywkach polonijnych wybrzeża wschodniego Eagles stali się postrachem innych drużyn, a Janikowski zdobył koronę króla strzelców.
Oczywiście, gdyby nie wyjazd za ocean nie byłoby sukcesów syna Sebastiana. Niektórzy przypominali historię wysyłania pieniędzy ze Stanów do Polski dzięki pracy fizycznej a nie piłce. Rozwód, trudne chwile rodziny w Polsce, przyjazd Sebastiana do ojca i początek american dream. Nie obyło się bez kłopotów wychowawczych o czym najlepiej napisał portal ESPN. W Polsce to najczęściej pisze się o historycznych kopnięciach Sebastiana z czasów juniorów - w tym miesiącu ponownie Zbigniew Górecki dał o sobie znać w artykule nieco zapomnianego Andrzeja Basińskiego. Swoją drogą Raidersi dopiero kilka dni temu wygrali pierwszy mecz w tym sezonie, zresztą po ponad 12-miesięcznej absencji...

Wałbrzyszanie w Niemczech

Na przełomie wieku, kiedy wałbrzyska piłka mocno podupadła w porównaniu z latami 70-tymi czy 80-tymi, wciąż w składach figurowały nazwiska zawodników, którym wróżono, może nie wielką karierę, ale co najmniej udaną grę w ekstraklasie. Losy ich potoczyły się nieco inaczej niż sobie oni sami zapewne oczekiwali. Oprócz przeszłości w Wałbrzychu łączy ich obecna gra w niższych klasach w Niemczech.
Sebastian Matuszak
Sebastian Matuszak, rocznik 1975 zauważony został w AKS Strzegom i trafił na początku lat 90-tych do wałbrzyskiego Zagłębia. Był etatowym reprezentantem kraju w juniorach, wielką nadzieją Thoreza, zwłaszcza, że w na zapleczu ekstraklasy zadebiutował jeszcze przed 18 urodzinami. Po fuzji, kłopotach finansowych Klubu Piłkarskiego Matuszak trafił do Kryształu Stronie Śląskie, gdzie dojrzał, ograł się i strzelał sporo bramek. Potem był powrót do KP, awans do 2.ligi (dzisiejszej pierwszej) i nieoczekiwanie jesienią 1997 zaczął się powolny zjazd w dół. W wieku 22 lat piłkarz zapracował na niezbyt pochlebną opinię, niekoniecznie związaną z postawą na boisku. Ówczesny szkoleniowiec wałbrzyskiego ligowca Grzegorz Kowalski nie widział go w składzie I zespołu, zwłaszcza, że w końcu odpalili następcy Wlodarczyka - Murawski i Zawalniak. Sebastian wyemigrował do Wielkopolski, gdzie przez 6 sezonów grał w Rawiczu, Kościanie i Gostyniu. Mimo wielu strzelonych bramek nie udało mu się wybić poza trzecią ligę. Później grał w macierzystym AKS Strzegom, w Czarnych Wałbrzych, a od 6 lat bawi się w futbol w Monachium. Kiedyś może Matuszak oczami wyobraźni widział się w Bawarii, ale w Bayernie, może TSV, a została mu Polonia. Tej jesieni drużyna oldbojów Polonii (+32) w trzecim roku swojego istnienia wywalczyła trzeci awans i zaczynający się w marcu 2015 nowy sezon zacznie w najwyższej klasie rozgrywkowej oldbojów regionu Górnej Bawarii (Oberliga). Co ciekawe, jego partnerem w drużynie był kolega z wałbrzyskiego Zagłębia Robert Rzeczycki. Jeśli chodzi o seniorską drużynę SV Polonia Monachium to trudno sklasyfikować w porównaniu z polskim systemem rozgrywek. W Bawarii po Regionallidze są niżej kolejno takie klasy jak Bayernliga, Landesliga, Bezirksliga, Kriesliga, a potem jeszcze Kriesklasse. Dopiero w 5.Kriesklasse występuje wspomniana Polonia, która jesień zakończyła na 10.miejscu (na 13 drużyn). Sebastian pojawił się zaledwie trzykrotnie na boisku nie zdobywając ani jednej bramki.
Jacek Cieśla
Rok młodszym od Sebastiana jest Jacek Cieśla. Również jako Matuszak w młodym wieku debiutował w seniorach i grywał w reprezentacji Polski juniorów. Jesienią 1992 po reaktywacji Górnika Wałbrzych w 3.lidze był jednym z jaśniejszych punktów drużyny seniorów, choć miał ledwie 16 lat. Po fuzji i przeobrażeniu w KP Cieśla grywał na 3 frontach: w 2.lidze, w rezerwach oraz w juniorach. Po spadku wałbrzyszan do 3.ligi Jacek stał się łakomym kąskiem dla klubów z wyższych klas rozgrywkowych i już po jesieni 18-latek spakował się i wyemigrował do Amiki Wronki, gdzie ściągnął go doskonale znany pod Chełmcem Horst Panic. Z wronieckim klubem wywalczył awans do ekstraklasy, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej zagrał dopiero w 2003 roku i to na Białorusi w Sławiji Mozyrz. W Polsce debiut zaliczył rok później w stołecznej Polonii, a bilans ekstraklasowy to ledwie dwa występy, niewiele ponad godzina na boisku. Pomiędzy Amiką a Polonią była gra w Groclinie, Obrze Kościan, Śląsku Wrocław, Varcie Namysłów, Odrze Opole, Arce Gdynia, Polarze Wrocław czy w Zorzy Dobrzany. Po opuszczeniu klubu z Kowniktorskiej zaliczył grę w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki i Mazowszu Grójec po czym wyemigrował w 2006 roku do Niemiec. Potencjał Jacka był porównywalny z obecnym Michała Bartkowiaka - wróżono mu grę w topowych polskich klubach, tymczasem głównie w drugo- i trzecioligowych zespołach. Nie schodził poniżej poziomu przyzwoitości, choć we wrocławskim Śląsku obiecywano sobie więcej po jego grze. Niestety, ciemna strona rywalizacji w tamtych czasach dosięgła również Cieślę i głównie z powodu wyroków korupcyjnych kojarzony jest obecnie przez fanów futbolu w Polsce. Za zachodnią granicą grał w 4 klubach: TSG Galbe, Wacker Nordhausen, VfR Osterode 1908 i od wiosny 2011 w FC Eisdorf. Po charakterystycznych długich włosach z czasów gry w Wałbrzychu pozostały jedynie wspomnienia, ale Jacek cieszy się uznanym szacunkiem i obecnie pełni rolę grającego trenera. W swojej północnej grupie Kriesligi Eisdorf zajmuje solidne 4.miejsce ze stratą zaledwie 3 punktów do prowadzącego 1.FC Freiheit. Cieśla jesienią strzelił 8 bramek, a popisem było spotkanie z początku listopada z byłym klubem Jacka VfR Osterode, kiedy to na wyjeździe podopieczni Jacka zmiażdżyli rywala w stosunku 10:1, a wałbrzyszanin strzelił 3 bramki.
W 1998 wałbrzyski Górnik SSA udanie się prezentował na zapleczu ekstraklasy po czym niespodziewanie nie przystąpił do kolejnych rozgrywek. Niektóre media próbowały mylnie zrzucić nieudolność działaczy z Ratuszowej na Bogu winnego Horsta Panica. Bodaj najlepszy w historii szkoleniowiec w Wałbrzychu w tamtym czasie prowadził Vartę Namysłów i latem ściągnął do swego klubu Jacka Cieślę z Obry Kościan. W Górniku obiecywano sobie, że Panic sięgnie po innego Jacka - Sorbiana, za którego pieniądze pozwolą podratować dziurawy budżet i druga liga wciąż będzie gościć w Wałbrzychu. Tak się nie stało i kolejny organizacyjny upadek odnotowano w historii wałbrzyskiego futbolu. W IV lidze dawny blask mieli przywrócić ci, po których nie sięgnęły inne mocne kluby oraz zdolni juniorzy, którzy kilka tygodni wcześniej przegrali dwumecz z Wisłą Kraków o brązowe medale mistrzostw Polski juniorów AD 1998. Juniorów do tego sukcesu doprowadził Wiesław Walczak, który w seniorach wspólnie z Ryszardem Mordakiem miał sprawić, aby gra na peryferiach wielkiej piłki trwała jak najkrócej. W grupie zdolnych juniorów były oczywiście perełki w osobach Rafała Jeziorskiego, Piotra Smoczyka, Marcina Morawskiego i Adama Jaworskiego, z czasem debiutu w seniorach doświadczyli również inni gracze (Jagielski, B.Sobota). Jednym z najskuteczniejszych w końcowych etapach walki o medale MPJ był Adam Jaworski (1979), który z czasem stał się kluczowym graczem w seniorach. W czwartoligowym sezonie 1998/99 mimo, że zagrał aż 35 razy i strzelił 7 bramek jeszcze o tak odważne określenie "Jawora" nikt by się nie odważył. Również po awansie do 3.ligi (26 meczów bez bramki) można było oczekiwać od niego więcej. Przełomowym sezonem okazał się ten najtrudniejszy organizacyjnie - 2000/01 kiedy to wałbrzyszanie przeobrazili się w Górnik/Zagłębie, a zespół opuścili m.in. Morawski, Murawski, Zawalniak. Wodzyński, R.Matuszak. Znów pojawiła się niepewność czy zespół wystartuje, a tymczasem drużyna zbierała systematycznie punkty, a znakomite recenzje zbierali rówieśnicy - Jeziorski i Jaworski, którzy szybko trafili do notes obserwatorów trzecioligowych zmagań. Po ligowym maratonie (38 meczów) wałbrzyszanie ostatecznie spadli do IV ligi, ale Adam był jednym z nielicznych do którego nie można było mieć pretensji. 22-letni pomocnik w 37 meczach (opuścił jedno spotkanie z powodu nadmiaru kartek) strzelił 13 bramek. Złośliwi wypomną mu zapewne mecz w Wałbrzychu z 36.kolejki z Górnikiem MK Katowice (0:1) kiedy w ostatniej minucie jego rzut karny obronił Mateusz Sławik, Górnik/Zagłębie przegrał co oznaczało spadek z ligi. Po sezonie zgodnie z oczekiwaniami nastąpił rozbiór ligowego zespołu, a wśród nazwisk tych co mieli trafić do wyższych lig spodziewano się znaleźć Jaworskiego. Tymczasem w wieku 22 lat Adam zdecydował się na trudny do zrozumienia ruch - przejście do czwartoligowych Łużyc Lubań. W Lubaniu do dziś wspominana jest jego finezyjna gra, ale w przeciwieństwie do jego kolegów z Wałbrzycha (Solarz, Marcin Wojtarowicz) gra w Łużycach nie stała się trampoliną do transferu do 1. czy 2.ligi. Od 2005 Jawor grywa za zachodnią granicą z krótką przerwą (jesień 2007) na nieudany epizod w Karkonoszach Jelenia Góra. Najpierw grał w Bischofswerdaer FV, z którym spadł saksońskiej Landesligi do Bezirksligi, a od 2008 na długie lata zakotwiczył w przygranicznym Goerlitz w NFV Gelb-Weiss. Żółto-biali  wielkich ambicji nie mają, do klubu trafiali i nadal trafiają polscy zawodnicy. Nazwisko Jaworskiego można bylo przeczytać przy okazji sparingów polskich zespołów z amatorami z Goerlitz. Na pewno do końca życia Adam zapamięta jedno spotkanie - z sierpnia 2009 kiedy to na jubileusz klubu przyjechał wielki Bayern Monachium i wygrał 10:0 mając w składzie takie gwiazdy jak Klose, Mueller, Olić, Lell.
2009 - Adam Jaworski vs. Thomas Mueller
Latem 2012 Adam opuścił zespół Gelb-Weiss. Obecnie występuje w drużynie FC Stahl Rietschen grającej dwie klasy niżej niż Gelb-Weiss - w lidze Landskron Oberlausitzliga. W tej klasie rywalizuje m.in. z rezerwami klubu z Gorlitz (w październikowym meczu Stahl wygrała 4:0). W trwającej jeszcze rundzie jesiennej zespół Jawora zajmuje wysokie drugie miejsce ze stratą 7 punktów do prowadzącego SV Oderwitz 02.
Adam w tej rundzie raz wpisał się na listę strzelców, a wśród boiskowych partnerów jest Arkadiusz Nowak, z którym grał w Łużycach Lubań jak i w Goerlitz.

piątek, 21 listopada 2014

Rasiak zapamiętany w Anglii

Przerwa na mecze reprezentacyjne to chwila oddechu pomiędzy ligowymi rozgrywkami na najwyższym szczeblu. Pomiędzy analizami, sprawozdaniami meczów kadry dziennikarze pochylają się nad różnego rodzaju statystykami. Na Wyspach Brytyjskich w ciągu ostatnich dni można było przeczytać kilka ciekawych zestawień, wśród których nie zabrakło polskich akcentów.
Premier League była porównywana do różnych światowych lig przez angielskich dziennikarzy. 
Pod względem cen biletów okazuje się, że nasza T-Mobile ekstraklasa jest w ścisłej czołówce pod względem przyjazności dla portfela kibica.  Uśredniona cena biletu to 3,60 funtów, czyli około 20 złotych.  Biorąc pod uwagę polską tygodniówkę, możemy za nią kupić 78 biletów. Dla porównania najdroższe bilety są w Anglii (blisko 29 £ i 14 biletów za tygodniówkę). W takim zestawieniu najlepiej wygląda liga algierska, a najgorzej chińska, brazylijska i wspominana angielska z 14 biletami za tygodniówkę.  Najtańsze bilety w przeliczeniu na funty są w afrykańskiej lidze, a najdroższe sięgające powyżej 20 funtów w USA (22£) i Anglii. Dla porównania Bundesliga to 19£, Hiszpania i Wlochy po 19 £.
Jeśli chodzi o frekwencję to niepodzielnie króluje Bundesliga ze średnią ponad 42 000/mecz. Co ciekawe druga liga angielska, czyli Championship ma wyższą średnią (16609/mecz) niż ligi w Brazylii, Turcji, Belgii i Polsce. Nasza rodzima ekstraklasa ze średnią nieco powyżej 8 tysięcy sklasyfikowana na 23.miejscu przed ligami skandynawskimi, grecką, austriacką czy izraelską.
Oprócz zestawień typowo statystycznych dziennikarze pokusili się na wybór najlepszego i najgorszego napastnika w historii Premier League.  Wśród najlepszych co nazwisko to piękna historia, sama najlepsza piątka snajperów to temat na piękny futbolowy film:
5. Wayne Rooney (Everton, Manchester United)
4. Dennis Bergkamp (Arsenal)
3. Eric Cantona (Leeds United, Manchester United)
2. Alan Shearer (Southampton, Blackburn, Newcastle)
1. Thierry Henry (Arsenal).
Francuz strzelił 175 ligowych goli, świętował z Kanonierami dwa tytuły mistrzowskie, w kolekcji ma 5 tytułów Piłkarza Roku decyzją PFA oraz FWA oraz czterokrotny zdobywca Złotego Buta. Jego grę najlepiej podsumowuje ostatnie zdanie z tego zestawienia: Magnifique.
Jeśli dziennikarze pokusili się najlepszych, to nie oparli się również pokusie o zestawienie najgorszych napastników w historii Premier League.  Czołowa piątka jest w większości dla "kontynentalnych" kibiców anonimowa. O ile sklasyfikowanego na 5.miejscu Szweda Tomasa Brolina doskonale pamięta się z meczów reprezentacji Trzech Koron czy grze we włoskiej Parmie, to angielski etap kariery w Leeds United i Crystal Palace był porażką. Na 4.miejscu to dość niespodziewanie 21-letni duński napastnik Andreas Cornelius, który po kapitalnej grze w FC Kopenhaga trafił do Cardiff za rekordową jak na ten klub kwotę 8 milionów £. Zaledwie 8 występów bez zdobytego gola i powrót do ojczyzny, gdzie znów trafia do siatki.
3.miejsce przypadło do b.napastnika Nottingham Forrest Jasona Lee, drugie natomiast do Holendra Marco Boogersa (West Ham United - kupiony za milion £ , a zagrał zaledwie ...cztery razy).
Prymat najgorszego napastnika w historii Premier League przypadł Chorwatowi Bośko Balabanowi, którego w 2001 Aston Villa kupiła z Dinamo Zagrzeb za 6 milionów £  dając jednocześnie 20 000 tygodniówki, co obecnie nie rzuca na kolana, ale wówczas była sumą zacną. dwukrotny król strzelców ligi chorwackiej miał być lekiem na nieskuteczność zespołu z Birmingham, a tymczasem wystąpił w zaledwie 8 meczach, w których nie strzelił żadnej bramki. Co ciekawe, skuteczność szybko odzyskał, bo po wypożyczeniu do Dinama strzelił 15 bramek. Po powrocie do AV ani razu nie zagrał, a po kolejnym transferze do FC Brugge znów potrafił strzelać po kilkanaście bramek na sezon.
O wiele ciekawsze nazwiska pojawiają się z kolei na dalszych miejscach. 12. - Brazylijczyk Jardel (Bolton, wcześniej seryjnie sięgający po koronę króla strzelców ligi portugalskiej),14. - Rumun Fiorin Raduciou (WHU), 29. Ukrainiec Sergiej Rebrow (Tottenham), 30. Urugwajczyk Diego Forlan (Manchester United), 33. Portugalczyk Helder Postiga ((Tottenham), 38.Serb Darko Kovaćević (Sheffield Wednesday) czy 40. Duńczyk Jon Dahl Tomasson (Newcastle).
Wśród tych nazwisk, medalistów turniejów mistrzowskich, Ligi Mistrzów znalazło się nazwisko Polaka. Co prawda wciąż odliczamy czas od bramki Polaka w lidze angielskiej i przekroczył już dwie dekady odkąd do bramki trafił w Evertonie Robert Warzycha, a tak naprawdę uznaną renomą cieszą się jedynie bramkarze. W zestawieniu na najgorszego w historii Premier League napastnika na 32.miejscu zauważony został Grzegorz Rasiak - często niesłusznie wyśmiewany w kraju napastnik, który naprawdę dobrze radził na zapleczu angielskiej ekstraklasy, gdzie przez 6 lat strzelił ponad 60 bramek. 
Sierpień 2005 -ostatni dzień okienka transferowego, londyńskie Koguty, czyli Tottenham desperacko szukają skutecznego napastnika. Wybór pada na polskiego napastnika, który w 35 meczach 16-krotnie wpisywał się na listę strzelców dla Derby County w swoim premierowym sezonie po opuszczeniu Groclinu. Za namową Holendra Martina Jola płynie do Derby przelew na 3 miliony £ a koszulkę Spurs założył Rasialdo. Jak piszą dziennikarze w opisie przypadku Polaka -jak się pojawił na White Hart Lane tak szybko okazało się, że Premier League to za wysokie progi na niego. Opisywany przez trenera jako wysoki, skuteczny napastnik, ciężko pracujący dla zespołu w ogóle nie pokazał tych atutów dla Spurs. Na boisku miał trudności z kontrolą nad piłką, był wolny i szybko trybuny zaczęły reagować na niego, tak jak to miało miejsce w polskim internecie - czyli wyśmiewać go. Po ośmiu epizodach został wypożyczony do Southampton, gdzie po kilku miesiącach podpisał kontrakt w maju 2006 roku. 
Jego grę w Tottenhamie podsumowano trafnym zdaniem: He was just awful unfortunately.
Trzeba autorom tego zestawienia oddać, że brali pod uwagę kwotę transferu, oczekiwania wobec zawodnika oraz średnią bramek, występów. Wielu z tej listy znakomicie odnalazło się w innych krajowych ligach.

środa, 19 listopada 2014

Ciekawie ze Szwajcarią

Euforia mediów trwa. Siatkarze są mistrzami świata, kluby rządzą w europejskich pucharach, w Lidze Mistrzów regularnie wygrywają szczypiorniści Vive Kielce, ale i tak najgłośniej jest o piłkarzach. Nie byłoby tego szumu bez wygranej z Niemcami. Polska przewodzi aktualnie w grupie D, ale nastroje diametralnie mogą się zmienić pod koniec marca przyszłego roku. Wystarczy, by Irlandia nas ograła w Dublinie, Niemcy wygrają w Tbilisi, a Szkoci planowo ograją Gibraltar. Czy taki, czarny dla nas scenariusz, nie jest możliwy? Obecnie panuje nastrój typu"chwilo trwaj wiecznie". Mecz ze Szwajcarią przedłużył optymistyczne nastroje, choć uważny obserwator zapewne zauważył niedostatki. Gra nie wyglądała różowo tak jak przedstawiali komentatorzy czy też dziennikarze. Szwajcarzy nie grali wielkiego meczu, ale przy odrobinie szczęścia mogli nas upokorzyć już do przerwy. Co prawa zdobyli bramkę tuż po rozpoczęciu, ale potem kiksy Olkowskiego, kompromitująca postawa Cionka w grze jeden na jeden pozwoliły zabłysnąć Arturowi Borucowi. Goście zbyt łatwo zdobywali teren, zbyt szybko przedostawali się przed nasze pole karne. A że Polska potrafiła stworzyć sytuacje bramkowe - mecz był ciekawy dla oka, mógł się podobać. samo spotkanie na pewno na długo zapamiętane zostanie z powodu dwóch bramek Polski. Pierwsza nie była specjalnej urody, ale wyobraźnią błysnął Artur Jędrzejczyk. Były legionista słynął w stołecznej szatni z poczucia humoru, robienia atmosfery, ale gorzej było z grą. Co prawda, jako bodaj jedyny Polak ustrzelił hat-tricka Arsenalowi Londyn, w przegranej 5:6 premierze Pepsi Arena, ale ze strzelaniem w oficjalnych meczach już nie było tak różowo. W kadrze na chwilę obecną gra na lewej obronie i daje sobie radę, choć nie jest to gracz klasy Glika. Jędza znalazł się w odpowiednim miejscu po dośrodkowaniu Rybusa, wyrównał stan meczu po czym nie tylko pobiegł pod trybuny, ale zajął miejsce na nich!
Nie z bramki Jędrzejczyk zostanie zapamiętanypo meczu ze Szwajcarią
Trzeba pogratulować inwencji zawodnika, media od razu przekuły to na sukces zespołu, ze jest w nim atmosfera jakiej dawno nie było. Co ciekawe najczęściej wspominanym trenerem ostatnich dni jest nie Nawałka, lecz Leo Beenhakker u którego obecny selekcjoner był asystentem. Porównań nie ma końca, Nawałka podobnie jak Holender traktuje po partnersku piłkarzy, wyciąga z nich to co najlepsze i porównuje się atmosferę do pierwszych lat pracy Leo z kadrą. I pomyśleć, że po pierwszych meczach za kadencji Nawałki piłkarzy żegnały gwizdy. Były trener Górnika Zabrze przeciwko Szwajcarii postanowił dać szansę Piotrowi Zielińskiemu, który wreszcie we Włoszech zaczął regularnie pojawiać się na boisku. Obwołany jednym z największych utalentowanych pomocników młodego pokolenia przeciwko Szwajcarom po prostu zawiódł. Nie był kreatywny, skuteczny, za dużo popełnił błędów. Choć mógł idealnie rozpocząć mecz, gdyby trafił do siatki w pierwszej minucie. Obronił bramkarz, a nie zdążył do piłki Kucharczyk. Spotkanie miało dać odpowiedź również o przydatności do kadry legionistów, którzy tak znakomicie radzą sobie w lidze jak i w Europie. O ile byli legioniści w osobach Boruca, Fabiańskiego, Jędrzejczyka czy Rybusa mogą zaliczyć spotkanie na plus, to już przy obecnych graczach stołecznego klubu trudno o jednoznaczną opinię. Jodłowiec przeciętnie, Kucharczyk chaotyczny, Broź zarobił kartkę, ale miał obiecujące fragmenty, natomiast Żyro będzie chciał zapomnieć jak najszybciej o tym meczu. 22-letni skrzydłowy jest bardzo lansowany przez stołeczne media, a że w Warszawie siedzibę ma większość gazet, portali, więc balonik może być pompowany szybciej i skuteczniej niż w pozostałych częściach kraju. Żyro przed miesiącami był na dobrej drodze a'la Rasiak, czyli stać się pośmiewiskiem niekoniecznie uzasadnionym. Dobre wyniki Legii, kilka udanych spotkań Michała i już media sprzedają Żyro za grube miliony. Ma być najdrożej wytransferowanym polskim piłkarzem z Legii, oferty zostały porozsyłane po klubach europejskich. Wielu się obruszało nie widząc ani jego, ani Kucharczyka w kadrze. Tyle, że wybory Nawałki bronione były przez wyniki. Szybkie dwie żółte kartki, w efekcie czerwona - to nie jest dobra wizytówka dla Michała Żyro.
W tym momencie było 2:1
O ile w defensywie we wrocławskim meczu wyglądaliśmy po prostu słabo to w grze do przodu mogliśmy być zadowoleni. Polacy dużo strzelali, grali kombinacyjnie, tyle, że znakomicie bronił Roman Burki, którego zapewne zapamiętał Robert Lewandowski. Najbardziej rozpoznawalny polski piłkarz w niczym już nie przypomina motającego się samotnie przed bramką przeciwnika gracza. Wcześniej rosła frustracja, Lewy często cofał się po piłkę, nie było komu wykończyć akcji. Teraz mimo gry samemu z przodu miał sporo sytuacji pod szwajcarską bramką, ale znów zabrakło skuteczności. Zmiana w postawie Roberta jest widoczna, choć może irytować zachowanie a'la Ronaldo, gdy w co drugiej akcji pokazuje partnerom,niczym nieopierzonym juniorom, ręką gdzie mu zagrać piłkę, ruchy zdenerwowania, gdy nie otrzyma piłkę.
W drugiej połowie pokazał się Arkadiusz Milik, który pięknym golem przedłużył swoją passę meczów ze zdobytą bramką.  Niewiele pokazał z kolei Teodorczyk, który ma być konkurentem do gry w ataku. Gorzej niż się spodziewano zagrał Mila, który nie dość, że grał na swoim stadionie, to znobilitowany został opaską kapitańską.
Bilans A.Nawałki [Sport]
Mecz kończy niezwykle udany rok dla kadry A. W 2014 roku Polska przegrała JEDEN mecz, towarzyski ze Szkocją w Warszawie. Oczywiście do historii przeszło inne spotkanie ze Stadionu Narodowego - październikowe z mistrzem świata. Mamy 10 punktów w grupie eliminacyjnej co jest ogromnym potencjałem na mecze w 2015 roku. Atmosfera zarówno w samej kadrze jak i wokół jej jest nieporównywalna choćby z początku obecnego roku. Nikt nie narzeka, grupa jest zdeterminowana, a do tego są wreszcie wyniki. Co prawda nie gra czasami budzi zastrzeżenia, ale to nie jest jazda figurowa na lodzie, gdzie punktowany jest styl. To również dotyczy ostatniego meczu ze Szwajcarią - wynik poszedł w świat, a że nasza defensywa czasem przypominała ... szwajcarski (sic!) ser, to już inna sprawa.
Adam Nawałka prowadził do tej pory w 12 meczach, powołał do kadry ponad 70 zawodników, z których 16 zagrało w reprezentacji A po raz pierwszy. 15 powołanych w ogóle jeszcze nie zagrało. Najliczniej oglądany był mecz z Niemcami - 56934, a najmniej mołdawski sprawdzian w Abu Zabi - 200.
Teraz będzie spijanie pianki sukcesu we wszelakiej maści plebiscytach. Oby podobne nastroje towarzyszyły nam za 12 miesięcy.

Cielemęcki i Łasicki w kadrze

Za kilkanaście lat Radosław Cielemęcki będzie mógł o sobie przeczytać w różnego rodzaju annałach polskiego futbolu. W poniedziałek i wtorek brał udział w historycznych premierowych meczach kadry U-12, która z rocznikiem trzynastolatków zapoczątkowali erę nowych najmłodszych roczników pod egidą PZPN. Arena zmagań może nie rzucała na kolana, bo był to powoli zapominany stadion wrocławskiego Śląska przy ul. Oporowskiej, ale za to najgłośniejszymi kibicami byli najwięksi idole nastolatków, czyli reprezentanci kadry A. W poniedziałkowej premierze Radek wraz z kolegami musiał uznać wyższość rówieśników ze Słowacji 0:1, ale dzień później wygrali 2:1.
R.Cielemęcki (U-12) - debiut w kadrze, a potem pierwszy wywiad dla polsat sport.
Ciekawe ilu z tych chłopców przebije się w przyszłości do starszych reprezentacyjnych roczników, ilu z nich osiągnie sukces, czy w ogóle zaistnieją w dorosłej piłce ?
Starsi koledzy z kolei rywalizują w eliminacjach, bądź turniejach mistrzowskich. Kadra dwudziestolatków rywalizuje w Turnieju Czterech Narodów. W bieżącym sezonie jest to czternasta edycja rywalizacji młodych Polaków, Włochów, Niemców i Szwajcarów. Do tej pory biało-czerwoni jako jedynie nie mogli się pochwalić triumfem w tej rywalizacji - Niemcy triumfowali ośmiokrotnie, Włosi trzykrotnie, a Szwajcarzy i Austriacy po razie. W ubiegłym sezonie po raz 4.z rzędu triumfowali nasi zachodni sąsiedzi, a nam przyszło się cieszyć jedynie z 3 miejsca (3 zwycięstwa i tyleż porażek) z 9 punktami, tyle samo co drudzy Włosi, o oczko mniej od zwycięzców. Największym sukcesem był marcowy triumf we Włoszech 1:0. W edycji 2014/15 podopieczni Marcina Dorny zaczęli od remisu w podpoznańskich Plewiskach z Szwajcarią 1:1 (bramka Radosława Murawskiego). W drugim meczu pokonali Włochów na wyjeździe 3:1 (P.Frankowski, J.Straus, A.Dźwigała).
Polska - Niemcy - od lewej: Schwabe, Kleindienst, Hagni Igor Łasicki.
Na otwarcie nowego stadionu w Lublinie Polacy pokonali Włochów 2:1 (M.Stępiński, P.Frankowski), a w meczu nr 4 wygrali w Szwajcarii 2:1 po dwóch bramkach Mariusza Stępińskiego. To otworzyło znakomitą szansę na historyczny triumf w rywalizacji! Do szczęścia pozostał dwumecz z Niemcami. Już pierwszy mecz, wtorkowy na stadionie Pogoni w Szczecinie mógł zadecydować o 1.miejscu w Turnieju Czterech Narodów. Wystarczyło tylko zremisować...
Na ten mecz Marcin Dorna powołał najsilniejszą kadrę wraz z piłkarzami z klubów zagranicznych. Powołanie wysłane było do Benfiki Lizbona (Dawidowicz), Malmoe (Cibicki), klubów niemieckich (Kobylański, Mrowca) oraz do włoskiego Gubio AS, gdzie gra urodzony w Wałbrzychu Igor Łasicki. Trener Dorna pamięta Igora ze wspólnej pracy w młodszych rocznikach. Próbował go również w młodzieżówce, która poległa w eliminacjach olimpijskich. Powołał go teraz na spotkanie dwudziestolatków. Niestety, młodsi koledzy Lewandowskiego, Glika i spółki nie wzięli z nich przykładu i przegrali z Niemcami 0:2.  Goście to aktualny mistrz kontynentu w kategorii U-19, a król strzelców czempionatu Devie Selke z Werderu Brema już w 4 minucie wyprowadził niemieckich piłkarzy na prowadzenie. Po przerwie wynik z 11 metrów ustalił Kerk. Kilkadziesiąt sekund później wspomniany Selke bez piłki kopnął Igora Łasickiego i musiał przedwcześnie opuścić plac gry. Mimo gry w przewadze Orły nie były w stanie odmienić losów meczu.
Polska przed wiosennym rewanżem w Niemczech ma 5 punktów przewagi nad obrońcą trofeum, który ma do rozegrania jeden mecz więcej. Podopieczni Marcina Dorny ma wciąż szanse na triumf - warunkiem jest nie przegrać z Niemcami. Czy również na te spotkanie powołany zostanie Łasicki?

niedziela, 16 listopada 2014

Miedź najlepsza w jesiennych derbach

Obecnie trwający sezon 1.ligi jest wyjątkowy dla dolnośląskich kibiców. Nie dość, że województwo reprezentuje trójka klubów, to dodatkowo są oni z okręgu legnickiego i dzieli ich mała odległość. Jeszcze wiosną Zagłębie Lubin i Chrobry Głogów dzieliły dwie klasy rozgrywkowe, a jesienią przyszło im się mierzyć w derbowym, ligowym pojedynku. Zaplecze ekstraklasy wciąż nie może się doczekać tytularnego sponsora, tego tematu nie potrafił nawet załatwić Michał Listkiewicz, były prezes PZPN. Medialnie wspiera ligę stacja Orange Sport, której dni są policzone i najprawdopodobniej inna stacja będzie pokazywać mecze 1.ligi. Plotkuje się o tvp sport, gdzie po mundialu brakuje poważnej oferty dla kibiców piłki nożnej. Dzięki transmisjom w Orange sport nie tylko możemy poznać drużyny, zawodników zaplecza ekstraklasy, ale też zobaczyć jak wygląda infrastruktura w tej klasie rozgrywkowej. A tu sytuacja najlepiej wygląda właśnie na Dolnym Śląsku, gdzie każda ligowa drużyna śmiało może pochwalić się nowym, funkcjonalnym obiektem. Derbowe pojedynki wypełniają trybuny, które w ligowych zmagań niestety, nie jest łatwo zapełnić. Początek sezonu to ponad 4-tysięczna publika oglądała zmagania Arki czy Widzewa, ale o tym już można mówić w czasie przeszłym. W tej rundzie rekordową frekwencje zgromadziły derbowe mecze w Lubinie - z Chrobrym 8152, a z Miedzią 8509. Głośny doping, efektowne oprawy poparte zakazanymi racowiskami - wizualnie kapitalna reklama ligi. A tymczasem Orange sport ani razu nie pofatygował się na Dolny Śląsk by pokazać atmosferę derbów! Cóż, zamiast tego widzowie mogli w tej samej kolejce oglądać derby Pomorza Flota - Arka w niedzielne południe (niecały tysiąc widzów), czy pojedynek Stomilu z Wisłą Płock, gdzie w tle poczynań piłkarzy straszą puste trybuny. Jak dla mnie wizerunkowy strzał w kolano sportowej stacji.
Zarówno dla Chrobrego jak i dla Miedzi pojedynki z Zagłębiem to najważniejszy mecz w rundzie. Nic tak nie mobilizuje, jak bogaty, utytułowany sąsiad, z którym cale lata się nie grało, chyba, że w sparingach i to też w przypadkach, kiedy lubinianie nie grali z drużyną z wyższej półki. Do tego dochodzą personalne ambicje zawodników, którzy otarli się o lubińską drużynę, a obecnie grają w Głogowie czy Legnicy. A o presji kibiców nie ma co wspominać. Pierwsze pierwszoligowe derby w tym sezonie rozegrane zostało w piątkowy wieczór w połowie września, gdzie beniaminek z Głogowa przyjechał po 3 kolejnych zwycięstwach. Trzeba przypomnieć, że Chrobry sezon rozpoczął od 1 punktu w 4 pierwszych meczach, a o premierowym 0:6 z Niecieczą do dziś próbują zapomnieć w mieście nad Odrą. Zagłębie z kolei po zwycięstwie w 1.kolejce w trzech kolejnych meczach na własnym stadionie nie potrafiło zwyciężyć. Udało im się dopiero w derbowym spotkaniu po golu rezerwowego Krzysztofa Piątka.
Daniel Feruga i Paweł Oleksy
Po dwóch miesiącach do Lubina przyjechała Miedź Legnica, jedno z największych rozczarowań tego sezonu. Pod wodzą trenera Stawowego legniczanie mieli w końcu walczyć o awans do ekstraklasy, a tymczasem zespół osiadł na dnie tabeli wyprzedzając jedynie beznadziejny w tej rundzie Widzew Łódź. Trenera Stawowego już w Miedzi nie ma, a tymczasowym szkoleniowcem został Janusz Kudyba odpowiedzialny w klubie za Akademię Piłkarską. Zmian w wynikach nie było widać. Do derbowego pojedynku legnicki zespół przystępował po wymęczonym zwycięstwie 1:0 nad beniaminkiem z Siedlec. Tymczasem 8,5 tysięczna przecierała oczy ze zdumienia. Faworytem byli gospodarze, którzy wygrali poprzednie 4 kolejne mecze, w tym 4:0 z Arką i 3:0 w Łodzi. Skazana na pożarcie Miedzianka udanie się broni, by po przerwie objąć prowadzenie. Po strzale Daniela Ferugi piłka pechowo odbija się jeszcze od Pawła Oleksego i po rykoszecie ląduje w bramce lubinian. Ataki miejscowych nie przynoszą skutków, a w doliczonym czasie gry Zagłębie dobija Mateusz Szczepaniak, urodzony w Lubinie, były gracz drużyny KGHM, w barwach, której zresztą jedyny występ w ekstraklasie.
Oczywiście o popularnym w Legnicy "Dzikim" pisało się sporo, zwłaszcza w kontekście jego lubińskiej przeszłości. W minioną sobotę po derbach w Legnicy głośno ponownie o Szczepaniaku, tyle, że Łukaszu. Przyjazd Chrobrego do Legnicy przyciągnął raptem 3000 widzów, z Głogowa około 500, co nie było rekordem w legnickich wyjazdach (60 km). W Lubinie (36 km) fanów Chrobrego było ponad dwa razy tyle (ok.1100). Na boisku przewagę mieli gospodarze, ale to beniaminek objął prowadzenie po przepięknym uderzeniu Szczepaniaka.
Za chwilę Łukasz Szczepaniak zdobędzie bramkę.
Po uderzeniu piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki Andrzeja Bledzewskiego. Podbudowani ubiegłotygodniowym triumfem w derbach piłkarze Miedzi jeszcze mocniej przycisnęli po przerwie i po rzucie rożnym i celnym strzale Tomasza Miedzierskiego uratowali remis i punkt. Po spotkaniu w obu zespołach mieszane uczucia - z jednej strony radość z uniknięcia porażki, a z drugiej niedosyt z tylko jednego oczka. Miedź po ciężkich chwilach wchodzi na właściwe tory i sami zawodnicy cieszą się z atmosfery na boisku i szatni. Chrobry z kolei wciąż płaci frycowe. Jak nie braknie boiskowego szczęścia, to skrzywdzi ich sędzia - tak jak w meczu ze Stomilem, gdzie Łukasz Bednarek przed kamerami Orange Sport nie uznaje prawidłowo zdobytej bramki i dwukrotnie wyciąga faul z pola karnego gości. W Legnicy nie popisał się Damian Piotrowski, który wyleciał z boiska za dyskusje z arbitrem, a pierwszoplanową postacią w chwili obecnej jest Łukasz Szczepaniak, który ma na swoim koncie 5 ligowych bramek, a wg dziennikarzy Sportu prowadzi w klasyfikacji Srebrnego Buta dla najlepszego pierwszoligowego zawodnika. I pomyśleć, że swego czasu Górnik Wałbrzych nie widział go w swoim składzie...
Po jesiennych derbach pierwszoligowych dolnośląska tabela wygląda następująco:
1. Miedź Legnica    4 pkt 1 -1 -0  3:1
2. Zagłębie Lubin    3 pkt 1 -0 -1  1:2
3. Chrobry Głogów  1 pkt 0 -1 -1 1:2.
W tych derbowych pojedynkach brali udział piłkarze z okręgu wałbrzyskiego. W Zagłębiu w obu pojedynkach zagrał Krzysztof Piątek, który strzelił bramkę Chrobremu, a przeciwko Miedzi wszedł za Pawła Oleksego. Defensor rodem z Czarnego Boru nie zagrał najlepiej przeciwko legniczanom - zszedł przedwcześnie otrzymując najniższą notę za mecz. Choć tydzień wcześniej był najlepszy na boisku Widzewa. Z kolei pochodzący z Pieszyc Jarosław Jach zagrał pełny pierwszy derbowy mecz, potem wyleciał z podstawowego składu.

Piwo bez pianki, czyli małopolskie bramkowe zero

Druga liga osiągnęła półmetek, ale jeszcze w tym miesiącu, o ile aura pozwoli dwie kolejki wiosenne zostaną rozegrane. Górnik Wałbrzych do tej rundy nie będzie w przyszłości często pamięcią wracał, bo po prawdzie nie ma do czego. Zespół od niepamiętnych czasów zaliczył beznadziejną rundę. Jako jedyny ze stawki drugoligowców nie potrafił wygrać na wyjeździe, choć kilkakrotnie to wałbrzyszanie obejmowali prowadzenie. W ostatnim meczu w Brzesku Górnik bezbramkowo zremisował z miejscowym Okocimskim, który również jest w dość głębokim kryzysie. Oba zespoły liczyły na przełamanie, ale takowe nie nastąpiło. Emocji było tyle co kot napłakał, choć obie drużyny mogły strzelić bramkę. Najczęściej wymienianym nazwiskiem w meczowej relacji był Patryk Janiczak i co powinno cieszyć w bardzo pozytywnym kontekście. Jerzy Cyrak w swojej szkoleniowej przygodzie w Wałbrzychu wreszcie mógł przyjść na pomeczową konferencję jako trener nieprzegranej drużyny. Remis z OKS jest bowiem pierwszą wyjazdową zdobyczą odkąd objął on zespół. Po wygranej z Legionovią Cyrak dokonał drobnej korekty wśród wałbrzyskich młodzieżowców. Powrót po absencji kartkowej Bartosza Tyktora i Michała Oświęcimki nie oznaczał powrotu do wyjściowego składu. Zero po stronie strat oznacza, że defensor rodem z Lubuskiego może na dłużej usiąść na ławce rezerwowych.
Ciekawostką jest fakt, że Górnik jesienią tylko w trzech meczach nie stracił bramki - za każdym razem było to spotkanie z małopolską drużyną: 0:0 w Limanowej i Brzesku oraz 1:0 z Puszczą. O ile wyjazdy w ten region Polski może dobrze wspominać Patryk Janiczak i jego koledzy z bloku defensywy, to pewien niedosyt może mieć Grzegorz Michalak. Popularny "Dziki" z Limanovią nie strzelił rzutu karnego, a w Brzesku miał piłkę meczową i również przestrzelił.
Popularni "Piwosze" mają ogromny problem ze skuteczności - od września w 11 ligowych spotkaniach strzelili raptem 4 bramki!  3 z nich zdobył Wojciech Wojcieszyński, ale on nie był w najlepszej dyspozycji, podobnie jak jego imiennik Dziadzio. Ciekawostką jest, że szkoleniowiec gospodarzy po przerwie wprowadził aż 3 obcokrajowców oraz jednego z najmłodszych tegorocznych ligowców - 16-letniego Pawlika. Żaden ze zmienników nic nie wniósł dobrego do gry Okocimskiego, co nie zmartwiło z kolei gości. W Wałbrzychu liczono po udanym spotkaniu przełamaniu wyjazdowego fatum i udało się zaledwie częściowo. W obecnej sytuacji ten punkt trzeba szanować. Na pewno mentalnie ponownie zyskał, ale prawdziwy sprawdzian będzie podczas najbliższej kolejki, gdy przyjdzie zmierzyć się z Błękitnymi w Stargardzie Szczecińskim. Błękitni przegrali co prawda ze Stalą Stalowa Wola 1:3, ale nie byli zespołem gorszym, stworzyli więcej sytuacji bramkowych. No i oczywiście w głowach wałbrzyszan głęboko tkwi fakt, że w 3 ostatnich potyczkach ligowych Błękitni bez problemów ograli Górnika. Remis w najbliższej kolejce będzie oczywiście sukcesem biało-niebieskich spod Chełmca, aczkolwiek nie jest powiedziane, że może nastąpić niespodzianka.
Mistrzem półmetka został Rozwój Katowice, który wyprzedza ROW Rybnik i Stal Stalowa Wola. Młodzieżowiec z Katowic, Adam Żak zaliczył hat-trick w spotkaniu z Nadwiślanem Góra, również trzy gole dorzucił Łukasz Sekulski ze Stalowej Woli co pozwoliło Stalówce wywieźć komplet punktów ze Stargardu Szczecińskiego. Sekulski ma znakomitą średnią - 16 bramek w 17 meczach, zresztą dla ekipy ze Stalowej Woli strzelił ponad 60% wszystkich bramek (26), a na liście strzelców zespołu są zaledwie 4 nazwiska! Zresztą najskuteczniejszy drugoligowiec jest na celowniku m.in. Ruchu Chorzów i być może wiosną ponownie zagra w wyższej klasie rozgrywkowej.
Na czwartym miejscu - barażowym znajduje się MKS Kluczbork ze stratą zaledwie punktu do wicelidera i trzech do lidera. Co ciekawe ostatnie 5 spotkań kluczborski zespół zremisował, w tym 4 ostatnie bezbramkowo. Gdyby choć dwa z nich zakończyło by się zwycięstwem to w Kluczborku świętowano by przodownictwo na półmetku. Gdyby...
W Wałbrzychu przed sezonem zapowiadano walkę właśnie o czołową czwórkę, ale od wielu długich już miesięcy nerwowo spogląda się w stronę  14.miejsca gwarantującego utrzymanie w lidze. O ile ścisk w górnej części tabeli jest spory, bo lidera od ósmego miejsca dzieli 6 punktów, to 12.Legionovia ma przewagę 3 punktów na okupującą dopiero 16.miejsce Kotwicą.  Do tejże Kotwicy Limanovia ma deficyt 5 punktów, a Górnik już 7. Wałbrzyszanie tracą do bezpiecznego miejsca na tę chwilę 8 punktów i każdy punkt może okazać się bezcenny.

sobota, 15 listopada 2014

Złota polska jesień

Po nadspodziewanie wysokim zwycięstwem nad Gruzją Polska po tegorocznych meczach prowadzi w swojej grupie eliminacji do mistrzostw Europy we Francji. W grupie, gdzie karty miał rozdawać mistrz świata.
Od dawna kibice reprezentacji nie byli w tak dobrych humorach. Od lat tak dobrze nie było, a jak bywało w przeszłości?
el.ME 2000 (trener J.Wójcik) - 1.miejsce po 2 meczach (2 zw.)- brak awansu,
el.MŚ 2002 (trener J.Engel) - 1.m. po 3 meczach ( 2 zw.,1 rem.) - awans,
el.ME 2004 (trener Z.Boniek) - 3.m. po 2 meczach (1 zw., 1 por.) - obecny prezes PZPN zrezygnował z funkcji, a kadra pod wodzą Pawła Janasa nie zdołała wywalczyć awansu,
el.MŚ 2006 (trener P.Janas) - 2.m. po 4 meczach (3 zw., 1 por.) - awans,
el.ME 2008 (trener L.Beenhakker) - 3.m. po 5 meczach (3 zw., 1 rem., 1 por.) - awans,
el.MŚ 2010 (trener L.Beenhakker) - 3.m. po 4 meczach (2 zw., 1 rem., 1 por.) - brak awansu
el.MŚ 2014 (trener W.Fornalik) - 3.m. po 3 meczach (1 zw., 2 rem.) - brak awansu.
Obecną atmosferę można śmiało porównać do tej, która miała miejsce za kadencji Jerzego Engela. Kadra nie wygrywała w towarzyskich meczach, odliczano minuty bez strzelonej bramki, a tymczasem już pierwszy mecz w jaskini lwa przynosi zaskakujący triumf - w Kijowie Polska ogrywa Ukrainę 3:1! Mówiło się, że wtedy narodziła się drużyna, która potrafiła odwrócić losy ciężkich wyjazdowych meczów w Norwegii czy Walii. Awans wywalczyła ekipa Pawła Janasa, która bezlitośnie ogrywała słabszych rywali, a uznała wyższość Anglii. Z kolei Beenhakker zaczął od kompromitacji w Bydgoszczy z Finlandią 1:3, by później ograć w Chorzowie Portugalię 2:1. Później zabrakło spektakularnych zwycięstw, korzystne wyniki rywali spowodowały, że świętowaliśmy historyczny awans do EURO.
Lewandowski w starciu z Lobzanidze
Od zwycięskich eliminacji minęło długich 7 lat. Reprezentacyjna piłka miała swoje wielkie chwile, ale to były właśnie chwile. Balonik nadziei został napompowany do granic możliwości zwłaszcza podczas ostatniego EURO, gdzie wydawało się po losowaniu marzeń nie potrafiliśmy odnieść zwycięstwa. Z ostatnich eliminacji najbardziej zapamiętamy aferę z dachem Stadionu Narodowego, kiedy mecz  z Anglią został przełożony na drugi dzień. Adam Nawałka nie był faworytem większości kibiców, nie może do tej chwili pochwalić się sukcesami szkoleniowymi. Dziesiątki graczy wypróbowanych nie przysparzały mu zwolenników, bowiem mało kto wierzył, że do turnieju Polskę pomoże wprowadzić Kosznik, Robak czy Leszczyński w bramce. Nastrojów nie poprawił pogrom Gibraltaru, a wszystko zmieniło się za sprawą historycznego zwycięstwa nad Niemcami. Potem był wywalczony remis ze Szkocją. Mecz z Gruzją miał być prawdziwym testem podopiecznych Nawałki, którzy zdali go na ... czwórkę.
Gruzja przedstawiana była jako groźny zespół u siebie, któremu niezwykle trudno strzelić bramkę. Tylko znawcy tamtejszego futbolu zwracali uwagę na zamieszania organizacyjne, problemy z trenerem Kecbają, który zresztą tuż przed meczem złożył rezygnację. Pierwsza połowa to męczarnia dla polskich kibiców - podobnie było z Gibraltarem, gdzie Polska zagrała tak jak za kadencji poprzedników. Nieskutecznie, bez pomysłu w środku pola. Wszystko odmieniło się za sprawą Kamila Glika i jego celnego strzału. Kapitan Torino jest jednym z największych wygranych ostatnich miesięcy w kadrze. Wcześniej świętował wielkie chwile za sprawą bramki strzelonej Anglii, a teraz był ostoją przeciwko Niemcom, a w Tbilisi grając z kontuzją, na silnej blokadzie nie tylko skutecznie bronił dostępu na przedpole bramki, ale strzelił bramkę, po której Gruzini się nie pozbierali. Polska pokazała charakter - premierową bramkę zdobył Krychowiak, ładnego gola strzelił Mila, który do przerwy był obok Mączyńskiego jednym z najsłabszych w zespole. Po przerwie nie tylko strzelił, ale miał udział przy kolejnych bramkach. Media wykreowały go na bohatera jesieni, bo ludzie lubią takie historie - niczym w amerykańskim filmie od zera do bohatera. Kilka miesięcy temu odsunięty od funkcji kapitana klubowego zespołu, a potem od I składu za nadwagę, krytykowany za wysoki kontrakt i boiskowe lenistwo po kilku miesiącach strzela bramkę najlepszemu bramkarzowi na świecie, staje się idolem nie tylko kibiców, ale i sąsiadów, którzy witają go niczym czempiona z najważniejszego z turniejów. Wynik ustalił Arkadiusz Milik - prawdziwy wynalazek Nawałki, który najpierw szlifował go w Górniku Zabrze, a potem powoływał go do kadry seniorów, choć mógł się przydać w kadrze młodzieżowej walczącą w eliminacjach MME i IO. Milik był bodaj najsłabszym w spotkaniu z Gibraltarem, ale gdy później trafiał w każdym z 3 pozostałych meczów kadry jest obecnie na topie. W Ajaksie Amsterdam strzela amatorom w krajowym pucharze, trafia w lidze, pokazał się w Lidze Mistrzów - jest idealnym materiałem na kolejną futbolową gwiazdę niczym Robert Lewandowski.  Jego grę już zauważono, bowiem jest nominowany do nagrody Golden Boy, czyli Najlepszego Piłkarza Młodego Pokolenia. Choć nagrodę przyznają dziennikarze, internauci już wzięli sprawy w swoje ręce i Arek na chwilę obecną ma najwięcej głosów.
Po pierwszym eliminacyjnym meczu sporo się mówiło o bramkach Roberta Lewandowskiego, który w następnych meczach już nie wpisał się na listę strzelców. Przed kilkoma tygodniami jeszcze o obecnym kapitanie kadry mówiło się, że w reprezentacji potrafi strzelać jedynie słabeuszom. Obecne mecze mogą potwierdzić tę teorię, ale gdy się ogląda spotkania to trzeźwo trzeba ocenić grę RL jako głównego filara poczynań ofensywnych. To nie tylko absorbowanie uwagi obrońców, to również walka, strzały, asysty. W tej chwili Robert jest dojrzałym graczem, europejskiego formatu, którego nie sposób zastąpić w kadrze. Dzięki niemu błyszczy Milik, dzięki niemu mają więcej miejsca inni koledzy.
Niemcy szykowali się na rekord w spotkaniu z Gibraltarem, tymczasem strzelili mniej bramek niż Brazylii na mundialu. Szkoci wygrali z Irlandią i jak twierdzi brytyjska prasa wrócili do gry. Gdy rzucimy okiem na tabelę to oczywiście cieszy bilans biało-czerwonych. Wiadomo, że do mistrzostw awansuje dwójka zespołów, szanse ma również ekipa z trzeciej lokaty - bowiem najlepsza z drużyn, które zajmą 3.miejsce we wszystkich grupach awansuje bezpośrednio, a pozostałe grać będą w barażach. Początek przez Polaków został zrobiony, teraz trzeba podtrzymać znakomitą passę, bo rywale nie położą się przed nami. Warto zaznaczyć, że czwarta Irlandia, czyli najbliższy marcowy rywal ma zaledwie 3 punkty mniej. Przetasowania w czwórce będą zapewne po każdej serii spotkań, a rywalizacja nie sięgnęła nawet półmetka. Po gruzińskiej victorii jest teraz czas zasłużonych pochwał, ale nie wolno zwariować, trzeba również trzeźwo spojrzeć na grę Polaków, sytuację w tabeli. Oby za 12 miesięcy nie było spełnienia najczarniejszego scenariusza z brakiem Polski w turnieju finałowym.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesień pod Alpami

Zakończył się sezon w Norwegii, a powoli dobiegła końca runda w niższych ligachw Austrii, gdzie wciąż gra kilku byłych wałbrzyskich piłkarzy. Najpopularniejszą ligą wśród nich jest ...ósmy poziom rozgrywkowy zwany 2.klasse. Tak dla przypomnienia:
1.poziom - Bundesliga
2.poziom - Erste Liga
3.poziom - Regionalliga
4.poziom - 1.Landesliga
5.poziom - 2.Landesliga - dwie grupy:wschodnia i zachodnia
6.poziom - Gebietsliga - 4 grupy podzielone geograficznie
7.poziom - 1.klasse - 8 grup
8.poziom - 2.klasse - 18 grup
9.poziom - 3.klasse.
W grupie Alpenvorland w zespole SV Neumarkt występuje Dariusz Filipczak, który jesienią trafił 3 razy do siatki rywali, a kilkakrotnie był wybierany do Jedenastki Kolejki przez ligaportal. W zespole jednak ma sporą konkurencję do roli najlepszego piłkarza, bowiem latem dołączył jego rówieśnik, kolega ze wspólnej gry w Świdnicy Tomasz Romaniuk, który z kolei nominowany został w plebiscycie na najlepszego piłkarza rundy. Ich klub zajmuje 8.miejsce na 12 zespołów. O wiele gorzej sobie radzi przedostatni TSU Hafnerbach, gdzie gra Bartosz Sobota. Dla 35-letniego napastnika to już czwarty klub w Austrii po ASV Kienberg/Gaming, USV Kirnberg i ASKO Lunz/See. Słynący ongiś ze skuteczności Sobota w rundzie trafił ledwie dwukrotnie.
Damian Misan
Z kolei w grupie Ybbstal na trzecim miejscu jesień zakończył zespół ASV Kienberg/Gaming, gdzie 14 bramek w 13 meczach zdobył 20-letni Paweł Matuszak. Warto dodać, że to daje mu dopiero szóste miejsce w tabeli strzelców ze stratą 10 goli do najskuteczniejszego.4 razy z kolei w tym zespole zagrał ... jego ojciec Radosław. Co ciekawe, o ile nazwisko Pawła austriackie media piszą poprawnie, to Radek może liczyć na Matuzaka. W tej samej grupie występuje ASKO Lunz/See - 7.miejsce (na 14 drużyn), gdzie 13 bramek (w 12 meczach) strzelił Damian Misan. Dla niego jest to trzeci klub w Austrii i ze skutecznością było u niego lepiej. Jego kolegą w zespole jest były gracz kamiennogórskiej Olimpii Łukasz Bieńkowski.
W grupie Yspertal gra najbardziej znany i najbardziej doświadczony z graczy z okręgu wałbrzyskiego występujących w Austrii. Mowa o Rafale Tragarzu. 39-letni świdniczanin jeszcze gra w zespole SV Kleinpochlarn (7.miejsce na 13 drużyn). Strzelił 10 bramek (na 24 zespołu) i jest szóstym snajperem ligi. Popularny "Rura" grywał pod Alpami już w latach 90-tych ubiegłego stulecia. Wcześniej grywał w Raxendorf SV, Yspertal SV, SC Gresten-Reinsberg, a w SVK grał w latach 2005-2007 i obecnie od 2011 łączy rolę zawodnika z funkcją trenera. W tej rundzie zaliczył średnią 1 gol/mecz, a najlepszy występ zanotował przeciw doskonale znanemu mu Yspertal SV, gdzie strzelił 3 gole w meczu zremisowanym 3:3. W swoim zespole jednym z podopiecznych jest jego brat Artur. Na 9.miejscu w tabeli uplasował się SC Pogstall, gdzie sporadycznie, bo zaledwie dwa razy wystąpił Tomasz Sobota. Strzelił jednego gola, a miało to miejsce w sierpniu. Później wrócił do kraju, gdzie prowadzi B-klasą Unię Stare Bogaczowice.