piątek, 30 września 2016

Solarz nie powstrzymał Górnika

W mijającym tygodniu poznaliśmy ćwierćfinalistów Pucharu Polski - zarówno na szczeblu centralnym jak i okręgowym. Zanim będziemy trzymać kciuki za wałbrzyski duet w Puszczy Niepołomice Dominik Radziemski - Marcin Orłowski, na czterech stadionach w byłym województwie wałbrzyskim rozegrane zostaną ćwierćfinały.
W środę w Tuszynie miejscowa Victoria podejmować będzie Iskrę Jaszkowa Dolna, z którą mierzyła się już na inaugurację obecnego sezonu klasy okręgowej. W sierpniu gospodarze wygrali 2:0 po dwóch golach Bartłomieja Cegiełki i również teraz będą oni faworytami. Wśród podopiecznych Pawła Sibika - uczestnika azjatyckiego mundialu w 2002, jest doskonale znany w Wałbrzychu Marcin Gawryszewski grający wcześniej w Świdnicy, czy Mieroszowie. Victoria jak i Iskra awans do 1/4 wywalczyły dopiero po seriach rzutach karnych, ale to większy sukces odnieśli piłkarze z Jaszkowej - odrobili trzybramkową stratę w 15 minut z Nysą Kłodzko, by dobić wyżej notowanego rywala w konkursie jedenastek.
Pogoń Duszniki pokonała ligowego rywala Unię Złoty Stok 2:0 i zagra z czwartoligowcem z Bielawy. Zespół Michała Łaskiego (cały mecz na ławce rezerwowych) doprowadził do dogrywki w Nowej Rudzie dopiero w 92 minucie gry, a po bezbramkowej dogrywce wygrał 4:2 z miejscowym Piastem. Czwartoligowca z Nowej Rudy nie prowadził już wałbrzyszanin Tomasz Poros, który latem objął Piasta - 0 wygranych w 6 meczach, po takim bilansie nie może dziwić decyzja zarządu. W pucharowym meczu przeciwko Bielawiance zagrali wałbrzyszanie Wojciech Rzeczycki oraz Michał Starczukowski.
Największa niespodzianka pucharowa miała miejsce w Jedlinie, gdzie odpadła czwartoligowa Polonia-Stal. Świdniczanie już w ubiegłej rundzie mieli problemy z odniesieniem zwycięstwa nad słabiutkim Podgórzem Wałbrzych, kiedy to szybko odrobili dwubramkową stratę - teraz role się prowadzenie 2:0 i porażka! Na celne strzały Szuby i Borowego Zdrój odpowiedział golami Chabrowskiego (dwa, w tym decydujące trafienie w doliczonym czasie gry) i Lipińskiego. Rywalem piłkarzy z Jedliny będzie kolejny czwartoligowiec - AKS Strzegom, który w rzutach karnych pokonał Karolinę w Jaworzynie Śląskiej. W zespole gospodarzy cały mecz rozegrał Adrian Mrowiec, a Maksym Tatuśko pojawił się dopiero po przerwie.
Victoria Świebodzice wygrała 1:0 w Gorcach z Górnikiem i w walce o półfinał spotka się z inną drużyną o tej samej nazwie, tyle, że grającą w trzeciej lidze. Wałbrzyszanie po 14 latach ponownie wystąpili na boisku w Witkowie Świdnickim. W sezonie 2002/03 trenowany przez Ryszarda Mordaka Górnik/Zagłębie pokonał Grom 3:0 po golach Wojciecha Błażyńskiego 2 i Marcina Miecznikowskiego. Tym razem oba zespoły dzielą dwie klasy rozgrywkowe i łatwo było wskazać faworyta. Piłkarze z Witkowa w obecnym sezonie zanotowali komplet 7 porażek, strzelili zaledwie 5 bramek tracąc przy tym 20. Problemy kadrowe powodują, że w większości meczów Grom występuje gołą jedenastką. Ostoją linii defensywnej jest Jarosław Solarz, który swego czasu był ikoną defensywy drużyny z Ratuszowej.
Jarosław Solarz w koszulce
Gromu i reklamą własnej firmy
[foto: D.Broniszewski]
Popularny swego czasu Soli trafił do KP Wałbrzych latem 1995 z Polonii Świdnica jako utalentowany pomocnik. Z potrzeby chwili trafił do linii defensywnej, gdzie mimo początkowych, wręcz elementarnych błędów, stał się pewniakiem na środku obrony, a koledzy obdarzyli go zaufaniem powierzając mu kapitańską opaskę. Sześć lat przy Ratuszowej to swoisty rollercoaster: awans z KP do drugiej ligi, która była wówczas zapleczem najwyższego szczebla rozgrywek, wycofanie się z tejże ligi już jako Górnik, awans z czwartej do trzeciej i w końcu spadek do czwartej pod nazwą Górnik/Zagłębie. W 190 występach strzelił jedną bramkę. Po spadku do czwartej ligi przeszedł niespodziewanie do grającego również na tym poziomie zespołu Łużyc Lubań, by po jednej rundzie odejść i przez 5 lat grać na szczeblu drugiej ligi (Polar, GKS Bełchatów, KSZO, HEKO, Śląsk). Po krótkim epizodzie w słonecznej Grecji wrócił do rodzinnej Świdnicy, gdzie jeszcze wywalczył awans do nowej 3.ligi i bezskutecznie walczył w barażach o awans do drugiej. W Witkowie z kolei Solarz gra od sezonu 2010/11 z przerwą spowodowaną zawieszeniem za grzechy korupcyjne. Poza tym prowadzi agencję menadżerską Solsport, do której należą świdniccy stranieri Arkadiusz Piech czy Janusz Gol.
Solarz w ostatniej kolejce klasy okręgowej strzelił bramkę w Szczawnie Zdroju, ale takich fajerwerków w jego wykonaniu nie zobaczyliśmy w pucharowym meczu przeciwko Górnikowi. Co ciekawe wśród wałbrzyszan wystąpili dwaj byli boiskowi koledzy - Damian Jaroszewski i Marcin Morawski, który po raz kolejny zdobył bramkę strzałem z dystansu. Wałbrzyszanie bardziej skupili się na uniknięciu kontuzji, odniesieniu sukcesu jak najmniejszym nakładem sił, niż na kreowaniu sytuacji do festiwalu bramek. Warte odnotowania są debiuty Denisa Deca i Olivera Długokęckiego w seniorach. Więcej młodzieży, to większa rywalizacja wśród młodzieżowców, co może przynieść jedynie korzyść dla trzecioligowca.

niedziela, 25 września 2016

Udany tydzień wałbrzyszan

Kolejny jasnogórski cud, wymodlone zwycięstwo - premierowe trzy punkty w bieżącym sezonu Górnika Wałbrzych zdobyte na boisku niepokonanego do tej pory rywala z Częstochowy, naprawdę niektórzy mogą postrzegać jako zjawisko nie mieszczące się w kategoriach przyziemnych. Podopieczni Roberta Bubnowicza w ubiegłym tygodniu mierzyli się z liderem z Jastrzębia i zaliczyli pierwsze zero z tyłu, a przepaści pomiędzy pierwszą a ostatnią drużyną 3.ligi nie było.Inna sprawa, że goście myślami byli przy pucharowym meczu z Górnikiem Łęczna, który ostatecznie GKS wygrał po rzutach karnych i został sensacyjnym ćwierćfinalistą. Zaległy mecz w Częstochowie miał swojego faworyta - Skra do piątkowej rywalizacji nie przegrała meczu, a dodatkowo tylko Stal Brzeg straciła mniej od niej bramek. Wałbrzyszanie, jakby było mało problemów, przyjechali w mocno okrojonym składzie. Niech nikogo nie zmylą nazwiska w meczowym protokole, bowiem po raz kolejny figurowały w nim nazwiska zawodników, którzy w ogóle nie byli pod Jasną Górą. Piłka nożna jest grą błędów i te popełnione przez defensorów gospodarzy Górnik bezlitośnie wykorzystał. Najpierw wrzut z autu, obserwowana futbolówka trafia do nieobstawionego Mateusza Sobiesierskiego, który celnym uderzeniem otwiera wynik meczu. Potem gonienie wyniku przez Skrzaków i uważna obrona gości, do której wrócił Dariusz Michalak. Po przerwie kapitalny strzał Marcina Morawskiego po rzucie wolnym ląduje w bramce Kamila Kosuta i po raz pierwszy w tym sezonie wałbrzyszanie wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Według relacji lokalnych mediów Skra miała przewagę, ale trudno wymienić okazję, która miałaby przynieść kontaktową bramkę. Mimo, że goście skoncentrowali się głównie na obronie wyniku, a nie kontrowaniu, to zwycięstwo jest jak najbardziej zasłużone.
Bramkę Marcina Morawskiego można obejrzeć przy okazji wypowiedzi szkoleniowca Skry Jakuba Dziółki dla portalu cz-pilka.pl:
Górnik nie przegrał trzeciego meczu z rzędu, w drugim kolejnym nie stracił bramki. Takie małe passy buduje wałbrzyski zespół, którego postrzeganie się ponownie w tej rundzie zmienia. Początek sezonu to głównie respekt, dzięki ubiegłosezonowym wynikom, potem w świetle kłopotów organizacyjnych Górnika nie bronią również wyniki stając się ligowym outsiderem. Poprawę w grze zauważa już trener lidera GKS Jastrzębie, który w katowickim Sportu zauważył, że Wałbrzych jest już innym zespołem niż ten, który rozpoczynał rozgrywki. Mieli problemy organizacyjno - finansowe, których część już wyprostowali (...). Wiadomo, że dla większości zawodników Górnika czas działa na ich korzyść. Zdobywają niezbędne doświadczenie, ogranie, piłkarze coraz bardziej się rozumieją, a większości rywali nie jest poza ich zasięgiem. Letni odpływ krwi był aż nadto widoczny, odcisnął piętno na jakości. W połowie rundy Górnik jest przedostatni, brakuje jednak zaledwie 3 punktów by być 4 -5 miejsc wyżej. Szwankuje skuteczność, ale już prowizorycznie wydawałoby się sklecona linia obrony jest szczelniejsza niż np. czwartej Ślęzy czy piątego Żmigrodu. Oby triumf w Częstochowie był początkiem serii zwycięstw lub co najmniej przedłużeniem serii meczów bez porażki.
Radosław Cielemęcki w kadrze U-14
[foto:laczynaspilka.pl]
Mijający tydzień był udany nie tylko dla obecnych piłkarzy Górnika, ale dla większości byłych wałbrzyszan. Najmłodszy z nich Radosław Cielemęcki (rocznik 2003) został powołany przez selekcjonera Bartłomieja Zalewskiego na mecz kadry U-14. Młodzi piłkarze, uczestnicy jednego ze sztandarowych projektów PZPN - Letniej Akademii Młodych Orłów w sobotę w Bydgoszczy rywalizowali z rówieśnikami z Litwy. Trudno mówić o polskiej gościnności, bowiem biało-czerwoni oglądani m.in. przez prezesa Zbigniewa Bońka młodym Litwinom podczas trwającego 70 minut meczu strzelili aż 12 goli nie tracąc żadnego. Radek wybiegł w podstawowym składzie i strzelił w 52 minucie bramkę nr 11. Dla przypomnienia Cielemęcki został powołany do kadry jako zawodnik stołecznej Legii, wraz z dwoma klubowymi kolegami - bramkarzem Jakubem Ojrzyńskim (synem trenera Leszka) oraz Dominikiem Krajewskim.
W pierwszej lidze bardzo dobre opinie zbiera Michał Bartkowiak, którego możemy oglądać na antenie PolsatSport, które transmituje rozgrywki 1.ligi. Skrzydłowy Miedzi ma pewną pozycję w drużynie Ryszarda Tarasiewicza, w meczu z GKS Katowice (2:2) zaliczył asystę, był bodaj najgroźniejszym zawodnikiem miejscowych, a Piłka Nożna wybrała go na Zawodnika Meczu i do Jedenastki Kolejki. Telewizyjni komentatorzy szarże Bartkowiaka porównują do gry Grosickiego. Niestety, przeziębienie spowodowało absencję na treningach oraz w sobotnim meczu w Pruszkowie (0:0) - a warto zacytować tu trenera Tarasiewicza, który wprost stwierdza, że obecność Michała determinuje ustawienie całego zespołu.
Radziemski i Orłowski z Puszczą
są już w 1/4 PP.
[foto:sportowefakty.pl]
Jeśli chodzi o drużyny niższego szczebla to na pewno na ustach piłkarskiej Polski jest niepołomicka Puszcza. Drużyna, która swego czasu w Wałbrzychu kojarzona była z niemiłosiernym laniem wiosną 2015 (0:5) od lata jest pracodawcą Marcina Orłowskiego i Dominika Radziemskiego. Pierwszy póki co nieco zawodzi - jako król strzelców 3.ligi szczebel wyżej nie potwierdza skuteczności i stracił miejsce w podstawowym składzie. Radziemski z kolei przez dłuższy czas leczył kontuzję. W środę Dominik wrócił do meczowej kadry i podobnie jak Orzeł usiadł na ławce rezerwowych w pucharowym meczu z liderem ekstraklasy Lechią Gdańsk. Obaj pojawili się po przerwie, zaliczając dogrywkę, po której przyszło wykonywać rzuty karne. Marcin Orłowski, podobnie jak we wcześniejszym pucharowym meczu z Koroną (1:1, karne 3-2) celnym strzałem rozpoczął konkurs jedenastek. Bohaterem został bramkarz Andrzej Sobieszczyk, który jesienią w Puszczy bronił tylko w PP. Wygrana w karnych 4-2 oznacza, że do Niepołomic przyjedzie walczyć o półfinał kolejny przedstawiciel ekstraklasy Pogoń lub Jagiellonia. Po pucharowych emocjach Puszcza pojechała do Bytomia na mecz z Polonią. Debiutujący w lidze Sobieszczyk podarował gospodarzom bramkę i trener Tomasz Tułacz chcąc ratować wynik puścił w bój rezerwowych, w tym duet byłych piłkarzy Górnika. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę - po akcjach wszystkich zmienników odmieniło się całkowicie oblicze meczu. Po dośrodkowaniu rezerwowego Barbusa Radziemski głową trafia w poprzeczkę, a dobitka innego zmiennika Uwakwe ląduje już w siatce. Remis. Kilka minut później po dośrodkowaniu Radziema Orłowski trafia w poprzeczkę, wreszcie w ostatniej akcji meczu po kolejnej centrze Barbusa Dominik pięknym wolejem pokonuje Marko Perdijića - piłka jeszcze odbija się od słupka i wpada do bramki! Czy takie wejście Radziemskiego będzie przepustką do wyjściowej jedenastki?
Na czele drugoligowej tabeli są zespoły, które w roli kapitana wyprowadzają na murawę byli piłkarze Górnika. Raków Częstochowa Rafała Figla może pochwalić się kompletem domowych zwycięstw, w sobotę wygrana z Rozwojem 3:0, a Figo z dwoma asystami! Do meczowej kadry wrócił również rekonwalescent Dominik Bronisławski, który póki co musi pogodzić się z rolą rezerwowego. Podobnie jak Raków, zero porażek w tym sezonie ma beniaminek z Opola. Odra, której kapitanuje Tomasz Wepa może pochwalić się stabilnym sponsorem, którym została Grupa Azoty. Od Wepy trudno oczekiwać bramek czy asyst,bowiem to nie jest jego boiskowa rola. Mimo to o nim, jak i innych graczach Odry już mówi się w kontekście rewelacji rundy, a już niektórzy widzą ich jako faworytów do awansu.
Wysoko w tabeli jest beniaminek z Elbląga, gdzie kapitanem jest Dawid Kubowicz. Zaledwie jedna porażka (z Odrą u siebie), ale aż 7 remisów na 10 meczów. Więcej na pewno oczekiwano od Polonii Warszawa (dopiero 11.miejsce), gdzie Michał Oświęcimka ma lepszą prasę wśród kibiców niż szkoleniowców, którzy zarzucają mu niezdyscyplinowanie taktyczne. Cimek póki co jedynie w debiucie zaliczył pełne 90 minut, a tak częściej wchodzi w roli zmiennika lub też jest zmieniany.

wtorek, 20 września 2016

Trener Polak objął TOR

Dobrzeń Wielki - wieś w powiecie opolskim, którą piłkarscy kibice kojarzyć mogą z drużyną TOR. Te trzy tajemnicze litery nie oznaczają jednak gol po niemiecku, tylko ... Techniczną Obsługę Rolnictwa. Cóż, w historii dobrzeńskiego klubu funkcjonowały normalne nazwy jak Odra, Włókniarz, Pogoń, ale od blisko 40 lat funkcjonuje nazwa ówczesnego dobrodzieja TOR. Największym sukcesem zespołu była dwukrotna gra na trzecim poziomie rozgrywek, które wówczas zwane było trzecią, a nie jak dziś drugą, ligą. Za każdym razem na mecie meldowali się na ostatnim miejscu, lecz jeden mecz przeszedł do historii TOR-u i ... wrocławskiego Śląska. Wrocławianie 25.09.2004 mimo prowadzenia 1:0 ulegli gościom z Dobrzenia Wielkiego 1:2, a strzelcami bramek byli Rafał Pierskala i Sławomir Sieńczewski (grający również i w obecnym sezonie). Jedyne w tamtym sezonie wyjazdowe zwycięstwo TOR-u oznaczało dymisję trenera Śląska Grzegorza Kowalskiego. TOR 4 lata temu spadł z hukiem z 3.ligi opolsko - śląskiej i do dnia dzisiejszego gra w IV lidze opolskiej. Obecny sezon drużyna rozpoczęła od 4 kolejnych porażek. W 1.kolejce do porażki przyczynił się m.in. były gracz wałbrzyskiego Górnika Przemysław Cichocki, który z kolegami z LZS Starowice Dolne ograł TOR 3:0. Mimo, że po serii niepowodzeń przyszły dwa zwycięstwa i remis tydzień temu doszło do zmiany trenera. Wojciecha Lasotę, który trenował piłkarzy z Dobrzenia Wielkiego zastąpił Andrzej Polak.
Andrzej Polak [foto:tordobrzen.com]
Szkoleniowiec cieszący się dużą estymą na Opolszczyźnie w Wałbrzychu kojarzony się raczej zgoła odwrotnie. Odnoszący sukcesy z MKS Kluczbork, Odrą Opole czy Ruchem Zdzieszowice trener objął drugoligowego Górnika wiosną 2014, latem otrzymał wolną rękę w doborze wykonawców swojej koncepcji i ... Finisz jest doskonale znany, porażka za porażką, wysokie kontrakty wciąż są wypominane do dziś jako jeden z powodów obecnej finansowej zapaści klubu. Również przeprowadzone przez niego transfery nie obroniły się, jeśli chodzi o kolejne kluby byłych piłkarzy ówczesnego Górnika. Po krótkim odpoczynku prowadził Swornicę Czarnowąsy, która przed planowaną reformą trzeciej ligi w sezonie 15/16 nie przystąpiła do rozgrywek. Obecnie piłkarze Swornicy po wygraniu klasy okręgowej jako beniaminek nieźle sobie radzą w IV lidze. W miniony weekend doszło do pojedynku TOR kontra Swornica, co było jednoczesnym debiutem Polaka w roli szkoleniowca zespołu z Dobrzenia Wielkiego. Goście z Czarnowąsów w derbach gminy wygrali 2:1 nie strzelając w dodatku rzutu karnego, który podyktował ekstraklasowy arbiter z Kluczborka Jarosław Przybył. Tym samym przerwana została mała pozytywna seria TOR-u po trzech meczach bez porażki. Kiepski debiut Andrzeja Polaka musi boleć zwłaszcza, że Swornica to jego ostatni klub, który wcześniej trenował.
Wspominając nie tak dawny wałbrzyski etap Andrzeja Polaka przy Ratuszowej, warto dodać, że po zaledwie 24 miesiącach w obecnym Górniku z szerokiej jesiennej kadrze ówczesnego drugoligowca pozostali jedynie Damian Jaroszewski, Dariusz Michalak, Mateusz Krzymiński, Jan Rytko, Grzegorz Michalak i Damian Migalski. A dla przypomnienia jeszcze byli: Patryk Janiczak (dziś Sokół Wielka Lipa), Mateusz Gawlik (MKS Szczawno Zdrój), Jan Bartoś (SK Brna), Przemysław Cichocki (LZS Starowice Dolne), Filipe (Brandenburger SC), Michał Łaski (Bielawianka), Sławomir Orzech i Mateusz Sawicki (obaj SV Rot-Weiss Bad Muskau), Bartosz Szepeta (Livadiakos/Salamina), Kamil Mańkowski (Ślęza Wrocław), Kamil Misiak (Górnik Nowe Miasto Wałbrzych), Adrian Moszyk (ASKO Lunz am See), Michał Oświęcimka (Polonia Warszawa), Tomasz Wepa (Odra Opole), Marcin Orłowski (Puszcza Niepołomice),Kamil Śmiałowski (ostatnio Lechia Dzierżoniów, wyjechał miesiąc temu za granicę). Z kolei Marcin Folc zakończyli karierę, a blisko tej decyzji jest Bartosz Tyktor.
Dla przypomnienia inny trener, który prowadził wałbrzyszan w ostatnim drugoligowym sezonie - Jerzy Cyrak obecnie prowadzi Elaną Toruń. W ubiegłym sezonie szkolił Pelikan Niechanowo, który mimo zajęcia znakomitego drugiego miejsca z powodu kłopotów finansowych wycofał się z rozgrywek, a także byl asystentem Leszka Ojrzyńskiego w Górniku Zabrze, od lipca prowadzi Elanę Toruń. Drużyna z miasta pierników zawdzięcza byt właśnie wycofaniu się Pelikana. Cyrak za sobą ściągnął aż 7 zawodników, w tym Damiana Lenkiewicza, którego wcześniej wypożyczył z Miedzi Legnica do Górnika Wałbrzych. Obecnie po 7 kolejkach Elana przewodzi tabeli grupy II wygrywając w 5 meczach i ponosząc jedną porażkę i jeden mecz remisując. Lenkiewicz zagrał w 5 meczach strzelając aż dwa gole.

niedziela, 18 września 2016

W deszczu nadziei

GKS Jastrzębie to trzecioligowa firma. W porównaniu z niektórymi klubami jest to zespół młody, bo zaledwie 54 letni, ale już w przeszłości spotykała się z wałbrzyskim Górnikiem. Co ciekawe, były to rywalizacje w okresach, gdy wałbrzyszanie byli głównie w kryzysie.
Premierowy dwumecz miał miejsce w 1.lidze, dzisiaj szumnie zwanej ekstraklasą. GKS był beniaminkiem i zaliczał historyczny jednoroczny epizod w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jesienią na Nowym Mieście gospodarze odnieśli zwycięstwo po niezwykle dramatycznej końcówce i golu Wiesława Stańko w 89 minucie. Wiosną lepsi okazali się jastrzębianie 2:0. Wówczas oba zespoły spadły, z tym, że GKS okazał się gorszy od Zawiszy dopiero w barażach.  Sezon później, już w drugiej lidze również w dwumeczu okazał się GKS - po jesiennym remisie w Wałbrzychu 0:0, wiosną w Jastrzębiu  było 1:0. W GKS wówczas bronił były bramkarz wałbrzyskiego klubu Gerard Marszałek, a w Górniku grali m.in. już niestety świętej pamięci Jan Janiec, bracia Milewscy, Leszek Kosowski, Grzegorz Krawiec czy Jacek Sobczak.
Później oba kluby przechodziły różne zawieruchy organizacyjne, by w sezonie 2000/01 w 3.lidze MKS Górnik Jastrzębie rywalizował z Górnikiem/Zagłębiem Wałbrzych. W Jastrzębiu dramatyczny mecz - czerwona kartka dla Marcina Wojtarowicza, a mimo to Rafał Jeziorski wyrównuje na 1:1 w 88 minucie! Niestety, minutę później Damiana Jaroszewskiego pokonuje Mariusz Miąsko i komplet punktów zostaje na Górnym Śląsku. Wiosną przy Ratuszowej wałbrzyszan prowadzi już Józef Borcoń, a gospodarze łatwo pokonują gości 3:0 po dwóch celnych uderzeniach Rafała Tragarza i przepięknym strzale Zdzisława Pyrdoła. Z jastrzębskiej ekipy próżno szukać kogoś, kto występowałby jeszcze na poważnych boiskach, a wśród wałbrzyszan byli m.in. bracia Radziemscy, Wojtarowiczowie, Zbigniew Zawadzki czy zbierający najlepsze wówczas recenzje Adam Jaworski.
Reasumując w Wałbrzychu jastrzębianie nie wygrali jeszcze, ale w sobotę wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na przełamanie wałbrzyskiego fatum.
GKS 1962 Jastrzębie przyjeżdżał na Ratuszową w glorii lidera, po 4 kolejnych zwycięstwach i po 20 kolejnych meczach bez porażki. Kilka dni po meczu z outsiderem podopiecznych Jarosława Skrobacza czeka mecz Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna, którego stawką będzie ćwierćfinał. Jastrzębianie, obok KSZO Ostrowiec jest największą sensacją tegorocznej edycji pucharu. Wcześniej pokonali wyżej grające drużyny Olimpii Grudziądz (1:0 po golu Szczepana) i Radomiaka (2:1 - Pacholski, Caniboł). Na wyjeździe GKS nie wygrał jedynie w Kowarach.
Górnik z kolei to ostatnia drużyna w tabeli, jedyna bez zwycięstwa, o powszechnie znanych kłopotach organizacyjnych nie wspominając. Dodatkowo nie mogli wystąpić bracia Michalakowie, którzy w obecnym sezonie ostoją defensywy. Dariusz pauzował za 4 żółte kartki, natomiast Grzegorza wyeliminowały ważne sprawy rodzinne (wersja wg wałbrzyskich portali) lub kontuzja (wersja Bubnowicza z pomeczowej wypowiedzi). W środę, w pucharowym meczu w Goli Świdnickiej zagrali młodzi Piotr Rojek oraz Damian Bogacz i można było się spodziewać ich występu również w lidze. Tymczasem, gdy spiker podał skład wałbrzyszan wielu kibiców zapewne zwątpiło w powodzenie zaproponowanej przez Bubnowicza linii defensywnej.
Walki w meczu ostatniej z pierwszą drużyną nie brakowało.
[foto: Aneta Serafin/gornik-walbrzych.pl]
Tymczasem po zakończeniu meczu ta eksperymentalnie zestawiona obrona okazała się najskuteczniejszą w sezonie!
GKS był lepszą drużyną, widać było lepsze zgranie, większy potencjał, a gospodarze mogli przeciwstawić jedynie walkę. I tym zapewne kupili wałbrzyską publiczność. Warto dodać, że więcej od wydarzeń boiskowych pisze się o tym co się działo na trybunach Stadionu 1000-lecia. Za liderem przyjechała blisko setka fanatyków i chyba była to jedyna zorganizowana ekipa, która jesienią zawitała pod Chełmcem. Może wiosną przyjadą kibice BKS Stali Bielsko-Biała, którzy mogą liczyć na wsparcie legnickich fanów. Z kolei wałbrzyscy szalikowcy postanowili zakończyć bojkot i wrócili na trybuny. Ich doping jest niezbędny dla wałbrzyskiej drużyny i chyba w sobotę byliśmy w końcu świadkami potwierdzenia tej symbiozy. Kibice potrafią docenić walkę, a bezkompromisowa gra wałbrzyszan była głównym atutem w walce z Jastrzębiem. Głośny doping, który zapewne byłby jeszcze lepszy, gdyby nie pogoda, wyzwalał dodatkową mobilizację wśród piłkarzy Górnika.
Biorąc pod uwagę aspekty czysto piłkarskie, to mecz był "widowiskiem" mocno przeciętnym. Wydarzenia na murawie determinowała pogoda, która bardziej sprzyjała obronie niż konstruowaniu ataków. W pierwszej połowie, większą jakość - o ile można mówić o jakiejkolwiek jakości - była po stronie gości. Ale żadnej z drużyn nie udało się stworzyć sytuację, która pachniałaby golem. Podobnie było po zmianie stron, choć tutaj koneserzy mogliby przypomnieć niecelne próby Dominika Szczęcha i szansę Damiana Migalskiego, który nie potrafił pokonać Grzegorza Drazika w sytuacji sam na sam.
Generalnie wynik odzwierciedla poczynania zawodników na boisku. Na pewno nie mogą być zadowoleni goście. Trener Skrobacz po przerwie puścił w bój nowy ofensywny duet zostawiając w szatni najskuteczniejszego snajpera ligi Wojciecha Caniboła oraz Kamila Jadacha, którzy łącznie strzelili 10 bramek, czyli blisko dwa razy tyle co wszyscy piłkarze Górnika. Ale i ten manewr personalny nie przyniósł gościom skutku.
Wałbrzyszanom lepiej niż w poprzednich meczach wychodziło przeszkadzanie rywalom. Tym razem żaden z błędów nie miał bramkowych konsekwencji. Dobrze interweniował Jaroszewski, który praktycznie nie ma konkurenta. Z Czech przyszła smutna informacja o wypadku Kamila Jarosińskiego, któremu wsparcie wyrazili zarówno piłkarze jak i kibice Górnika.
Pierwszy w sezonie mecz bez straty bramki, drugi kolejny bez porażki. Takie są pozytywy, ale z drugiej strony to już ósmy mecz bez zwycięstwa. Dłużej wałbrzyszanie czekali na zwycięstwo dwa lata temu w drugiej lidze, a zakończyło się to degradacją. Przed wałbrzyszanami kolejny ciężki mecz, w piątek w Częstochowie, na sztucznej murawie stadionu Skry, która obecnie zajmuje piąte miejsce. Każdy punkt będzie na wagę złota, a zwycięstwo byłoby niezwykle cennym prezentem w czasie świętowania 70-lecia piłkarskiego Górnika, które PONOĆ ma mieć miejsce w najbliższą sobotę. Czy obchody rocznicowe będą przemilczane przez klub, media, tak jak chociażby okolicznościowe spotkanie koszykarzy, o którym wałbrzyszanie dowiedzieli dzięki zdjęciom uczestników w mediach społecznościowych.

piątek, 16 września 2016

W pucharze bez kompromitacji

W lipcu 2007 przy Ratuszowej Górnik/Zagłębie rozpoczął przygotowania do czwartoligowego sezonu. W pierwszym sparingu przeciwnikiem były rezerwy Śląska Wrocław. Gospodarze prowadzeni przez Ryszarda Mordaka prowadzili 1:0 po celnym strzale z rzutu karnego Roberta Bubnowicza. Goście wyrównali po strzale testowanego przy Oporowskiej Marcina Orłowskiego, a ostatecznie wygrali 2:1. U miejscowych zagrało dwóch nowych zawodników - młodziutki napastnik Olimpii Kamienna Góra Adrian Moszyk i obrońca występującej w klasie okręgowej Stali Świdnica Rafał Wilk.
Rafał Wilk był testowany przez
wałbrzyszan 9 lat temu
Świdniczanin z powodu kontuzji łuku brwiowego musiał po przerwie opuścić boisko, zagrał jeszcze w sparingu z Orłem Ząbkowice, ale ostatecznie nie trafił na Ratuszową. Większą chrapkę wałbrzyscy działacze mieli na jego klubowego kolegę Szymona Majcherczyka, skutecznego napastnika, ale i on pozostał w Stali.
Od tamtego czasu minęło sporo czasu. Górnik/Zagłębie pożegnał drugi człon nazwy, wspiął się do drugiej ligi, zleciał z niej, natomiast Wilk przeżył fuzję Stali z Polonią/Spartą, a sam ostatecznie trafił do Goli Świdnickiej. W środę jego LKS zagrał w I rundzie okręgowego Pucharu Polski z Górnikiem Wałbrzych, a ze wspomnianego na wstępie sparingu mógł kojarzyć jedynie duet trenerski Bubnowicz - Przerywacz, którzy wówczas grali na murawie Stadionu 1000-lecia.
Piłkarze LKS występują trzeci sezon w klasie okręgowej, co jest największym sukcesem w historii klubu. Bieżący sezon rozpoczęli od dwóch porażek (z Nysą Kłodzką i spadkowiczem z Żarowa), po kolejnych dwóch remisach przyszło zwycięstwo z Niemczanką,co mogło podnieść morale.W ubiegłym sezonie pierwszoplanową postacią był doskonale znane w regionie Jarosław Lato, były gracz drużyn ekstraklasowych. Z 13 bramkami był najskuteczniejszym strzelcem zespołu. W tym sezonie brakuje go w drużynie z Goli Świdnickiej. Wynik 1:2 jest oczywiście sukcesem gospodarzy, dla których było to bodaj najważniejsze wydarzenie w historii. Wspomniany Wilk szybko opuścił boisko z powodu kontuzji. Górnik ma swoje problemy, w tym sezonie jeszcze nie potrafił wygrać w spotkaniu o stawkę. Również kadra jest na tyle wąska, że Robert Bubnowicz nie ma wielkiego pola manewru. W meczu w podświdnickiej wsi zabrakło jedynie braci Michalaków, których w defensywie zastąpili niedawno juniorzy Piotr Rojek i Damian Bogacz. Z pewnością obu będziemy mogli zobaczyć w meczowym protokole w sobotę, bowiem Dariusz Michalak będzie pauzował za nadmiar żółtych kartek. Dla wałbrzyszan wynik, a konkretnie wysokość wygranej, był sprawą drugorzędną, najważniejsze było zgrywanie, przećwiczenie elementów gry, uniknięcie kontuzji. Oczywiście przełamanie się to również pokonanie bariery psychicznej, bowiem nie ma co się oszukiwać - po tegorocznych wynikach morale nie może być wysokie w drużynie.
Wałbrzyszanie niejako z urzędu są faworytem w okręgowym PP. Teoretycznie najgroźniejszy rywal, przeciwnik z ostatniego finału, również trzecioligowiec Lechia Dzierżoniów pożegnał już puchar po niespodziewanej porażce w Tuszynie, gdzie trenerem jest Paweł Sibik i gra wielu wychowanków Lechii. Sprawcami największej sensacji stali się piłkarze Włókniarza Kudowa Zdrój,którzy obecnie grają w A klasie. W spotkaniu z czwartoligową Unią Bardo szybko stracili trzy bramki, ale zdołali wyrównać na 3:3 zdobywając trzecią bramką w doliczonym czasie gry. W karnych bohaterem został bramkarz miejscowych Damian Bohuń.
Najniżej grającą drużyną było wałbrzyskie Podgórze, któremu przyszło grać ze spadkowiczem z 3.ligi Polonią-Stalą Świdnica. Już w drugiej minucie gości zaskoczył Przemysław Paduch, który jeszcze przed przerwą podwyższył wynik na 2:0. Goście jednak po przerwie wzięli się ostro do roboty i za sprawą hat-tricka Grzegorza Borowego ustrzelonego w 4 minuty wygrali 4:2. Nie zawiedli inni czwartoligowcy - Victoria Świebodzice strzeliła 7 goli w Lubawce,Piast Nowa Ruda 6 w Kamieńcu Ząbkowickim (gola strzelił m.in. wałbrzyszanin Michał Starczukowski), Bielawianka 5 w Niemczy, a Karolina w Szczawnie Zdroju-4, AKS Strzegom - 3 w Łagiewnikach, gdzie bramkę zaliczył niedawny piłkarz Górnika Damian Uszczyk.
Za dwa tygodnie wałbrzyszanie pojadą do Witkowa Świdnickiego na mecz z miejscowym Gromem. W listopadzie 2002 Górnik/Zagłębie w A klasie wygrał tam podczas jedynej do tej pory wizyty 3:0 po dwóch bramkach Wojciecha Błażyńskiego dziś grającego w Świebodzicach i jednej Marcina Miecznikowskiego.Grom największy swój sukces osiągnął w 2011, gdy zajął drugie miejsce w klasie okręgowej. Na tym szczeblu obecnie rozgrywa ósmy sezon, po którym najprawdopodobniej witkowianie spadną. 5 dotychczasowym ligowych meczów drużyna zakończyła porażkami. Już wiosną Grom zanotował przykre porażki, pojawiły się plotki o wycofaniu się. Latem odeszło kilku zawodników, a wśród tych co pozostali zwraca uwagę nazwisko 43-letniego Jarosława Solarza, przed laty obrońcy KP i Górnika Wałbrzych. Pucharowe zwycięstwo nad ligowym rywalem z Bystrzycy Górnej 5:1 na pewno musiało podbudować gospodarzy. Nie dość, że jako pierwsi stracili bramkę i straty odrobili z nawiązką, to - podobnie jak Górnik - odnieśli pierwsze w tym sezonie zwycięstwo.

poniedziałek, 12 września 2016

Wałbrzyskie kartofliska

Groundhopping - to obcojęzyczne pojęcie oznacza po prostu turystykę stadionową. Rodzaj hobby, gdzie zapaleńcy przemierzają setki kilometrów, by zobaczyć mecz. Nie chodzi tu o daną drużynę, bo są również firmy specjalizujące się w organizacji wyjazdów na mecze Ligi Mistrzów czy tez którejś z topowych europejskich lig. Wybierasz mecz, płacisz i lecisz dajmy na to do Mediolanu na San Siro na mecz Serie A. Kwestia ceny. Inni wybierają turystykę obiektów najniższych lig, gdzie nie ma komercji, spokojnie można wypić piwo, wysłuchać lokalnych legend, poczuć smak oldschoolowej piłki nożnej. Ludzi zajmujących się groundhoppingiem jest coraz więcej. Czasem kontaktują się ze sobą ruszają razem na weekendową wyprawę w niepoznane do tej pory rejony. Celem polskich groundhopperów są nie tylko polskie boiska, ale również te za południową czy zachodnią granicą. Relacje z wyjazdów można bardzo łatwo wygooglować blogi poświęcone tej tematyce.
Swego czasu fani turystyki stadionowej gościli na Stadionie 1000-lecia za czasów drugoligowych bojów Górnika. Baraż decydujący o triumfie w 3.lidze dolnośląsko-lubuskiej najlepiej został opisany przez autora strony od meczu do meczu. Również tegoroczny mecz biało-niebieskich w Bielsku-Białej znalazł się na tapecie miejscowego groundhoppera.
Istnym celebrytą, a dokładniej najbardziej znanym turystą stadionowym jest bodaj Radosław Rzeźnikiewicz, pseudonim Rzeźnik, czyli twórca portalu kartofliska. Ci co czytają m.in. weszlo.com oraz sektor kibica, to wiedzą o kim mowa. Zwłaszcza jego filmowe relacje na youtube, osławiona"8 Liga Mistrzów", gdzie prezentowane są relacje z wyjazdów Rzeźnika po B-klasowych boiskach okraszonych dowcipnym jakże trafnym komentarzem.
Na początku połączona ekipa kartofliska - pociąg do futbolu gościła w Wałbrzychu i okolicach.
Z wizyty pod Chełmcem powstały kapitalne ujęcia z największych wałbrzyskich stadionów (ze strony theta360.com - autor kartofliska.pl).

Stadion Górnika Wałbrzych. #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA

Stary stadion Górnika Wałbrzych. Cudo. #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA

Mecz Czarnych cieszył się sporym zainteresowaniem
[foto:twitter-kartofliska.pl]
Oprócz wizyty na Nowym Mieście i przy Ratuszowej panowie obejrzeli mecz przy ul. Dąbrowskiego - gdzie A-klasowy mecz rozgrywali Czarni Wałbrzych. Później ruszyli po okolicznych stadionach, a raczej boiskach co opisali na swoich stronach, profilach społecznościowych.
Niestety, obecnie w ponad stutysięcznym mieście większą atrakcją jest oglądanie piłkarskich reliktów przeszłości niż oglądanie zmagań futbolistów na cywilizowanych trybunach. Owszem, powoli się to zmienia, ale standardy Stadionu 1000-lecia nie są najwyższe takie jakie były, gdy został on oddany do użytku. Dla przypomnienia, był to wtedy jeden z najpiękniejszych, uniwersalnych obiektów w całej Polsce, gdzie nawet jakość murawy była obiektem zazdrości. Teraz trudno oczekiwać jakiejkolwiek modernizacji, a wiadomo, że jeśli chodzi o stadionowe remonty to w kolejce czeka dawny stadion Górnika na Nowym Mieście. Jest projekt, nikt się nie wycofał, a sam prezydent Roman Szełemej potwierdza chęć modernizacji, tyle, że obecnie w mieście są inne priorytetowe budowy.
Gdyby groundhopping był tak popularny dwie, trzy dekady temu jak obecnie, na pewno blogerzy mieliby co wspominać. Na Nowym Mieście mecz na tzw. górnej płycie, sąsiadującej z nieistniejącymi kasami od strony Parku Sobieskiego, to prawdziwa szkoła przetrwania dla piłkarzy. Niezwykle twarda nawierzchnia zniechęcała do robienia wślizgów, a paradoksalnie bardzo długo rozgrywano tam zimowe sparingi na pokrytej śniegiem płycie.
Wizyta kilka lat temu na boisku dawnej Koksochemii, a obecnie Gwarka, przed remontem płyty, zwłaszcza w upalne dni groziło pylicą nie tylko dla uczestników meczu, ale i blisko siedzących kibiców. Było słońce - kurzyło się niemiłosiernie, było deszczowo - futbol błotny, zawsze jakieś atrakcje.
Mecze Czarnych przy ul. Wrocławskiej z pewnością spodobałyby się groundhopperom ze względu na sprzedaż piwa i tanią kiełbasę z bułką i kiszonym ogórkiem. Charakterystyczne płotki tuż przy linii bocznej grożące naprawdę groźną kontuzją na szczęście nie były świadkiem ... nieszczęścia. (Nie)ciekawym widokiem była zapewne płyta po harcach dzików.
Czasy gdy nie było Auchan i Castoramy to specyficzne boisko Juventuru Wałbrzych, wcześniej funkcjonującego jako LZS Szczawienko czy Polaneksu. Nie wiem kto z działaczy OZPN Wałbrzych pozytywnie zweryfikował boisko, które było wyprofilowane ... pod górę. Oczywiście, gdy piłkarzom udało się wyrwać z A klasy, związek nie zgodził się na grę tym boisku i musieli oni korzystać z gościnności innych obiektów. Gdy ruszyła budowa marketów klub miał mieć wybudowane boisko na pobliskim Podzamczu - skończyło się budowlaną fuszerką i procesami sądowymi.
Również dzielnica Poniatów miała swoje boisko, które cieszyłoby się teraz popularnością wśród stadionowych turystów. Budrol grał tam z powodzeniem aż do drugiej połowy lat 90-tych, a zapewne wielu pamięta, że szatnie znajdowały się w pobliskiej octowni co łatwo można było wywąchać.
MKS Szczawno Zdrój obecnie może pochwalić się funkcjonalnym obiektem, a kilkanaście lat temu straszyła ... mocno wydeptana ścieżka w poprzek boiska. To były czasy Ogniwa, a potem Altry Szczawno Zdrój.
Również w okolicach Wałbrzycha były boiskowe perełki. W Strudze przykrótkie boisko, podobnie jak te na Szczawienku z jednej strony było wyższe, a z drugiej niższe. W Chwaliszowie można było doznać kontuzji przewracając się o ... wykopane linie, które częściowo zasypywane były piaskiem. O szatni można było zapomnieć, sędziowie mogli liczyć na luksus przebrania się w podstawionej budzie ze zniszczonej ciężarówki.
Oczywiście można tak jeszcze wymieniać relikty z przeszłości. Część została zmodernizowana, część całkowicie zbudowana od podstaw, a część ... po prostu zapomniana. W chwili obecnej w Wałbrzychu mamy do użycia zweryfikowane boiska przy Ratuszowej (również przy Piasta), Dąbrowskiego, na Nowym Mieście i na Podgórzu, gdzie rozgrywane są mecze seniorów. Juniorzy grają również przy Jagiellońskiej, a oprócz tego mamy Orliki, czy przyszkolne boiska wielofunkcyjne. Niszczeje dawny obiekt Czarnych, obiekt przy Kusocińskiego to w ogóle nieporozumienie, bo wybudowano boisko za wąskie nie nadające się w ogóle do rozgrywek na szczeblu seniorów. Czy to jest wystarczająco na miasto ponad stutysięczne? Wiadomo, dzieci, młodzież ma gdzie grać, trenować, ale czasu się nie oszuka - wyrosną z wieku juniora i co dalej? Zdecydowana większość kończy przygodę z futbolem. Czy ktoś, zwłaszcza z Rady Sportu przy Radzie Miasta zauważa ten problem?

niedziela, 11 września 2016

Remis ze Ślęzą

Pierwszy KS z Wrocławia, czyli Ślęza to dopiero pierwszy ligowy przeciwnik wałbrzyszan wywodzący się ze "starej" dolnośląsko-lubuskiej trzeciej ligi. Górnik w swoim siódmym meczu w bieżącym sezonie w końcu nie przegrał i nie stracił dwóch bramek.
Przyjazd ekipy Grzegorza Kowalskiego to była doskonała okazja do analizy pt. co można ugrać w bieżącym sezonie. Tydzień temu przy Ratuszowej gościł wicelider z Brzegu i obiektywnie trzeba stwierdzić, choć wynik, a szczególnie nie strzelony przez gospodarzy karny, może być nieco mylący, był zasłużony - Stal wygrała, a jakakolwiek strata punktów byłaby dla nich niesprawiedliwością. Teraz przyjechała trzecia drużyna naszej grupy, najwyżej sklasyfikowana dolnośląska ekipa. Ślęza do tej pory głównie grała z drużynami dolnośląskimi co okazuje się kluczem do uzyskania punktów. Po porażce na boisku w Turzy Śląskiej 0:3, wielu widziało wrocławian okupujących na stale dół tabeli. tymczasem wygrana "u siebie" z Kowarami, remis w Dzierżoniowie, pokonanie Piasta Żmigród i wreszcie mecz, który przeszedł do historii i pisało się w całej Polsce - 5:4 ze Śląskiem II Wrocław. Po domowej porażce ze Zdzieszowicami przyszło gładkie 3:0 w Zielonej Górze. Najtrudniejsze mecze najprawdopodobniej jeszcze przed Ślęzą.
Latem zespół z powodów finansowych (bez szukania zbędnych podtekstów w postaci ewentualnego konfliktu pomiędzy klubami) domowe mecze przeniósł z obiektu Śląska przy Oporowskiej na stadion w Oławie. Latem najprawdopodobniej zespół poniósł największe straty personalne. Porównajmy to z Górnikiem Wałbrzych:
ubyli latem 2016:
Sławomir Orzech (obrońca)              Marcin Gąsiorowski (bramkarz)
Michał Tytman (obrońca)                 Patryk Janiczak (bramkarz)
Mateusz Krawiec (pomocnik)           Konrad Kątny (obrońca)
Michał Oświęcimka (pomocnik)       Jacek Mądrzejewski (obrońca)
Dominik Radziemski (pomocnik)      Adam Miazgowski (obrońca)
Mateusz Sawicki (pomocnik)           Szymon Przystalski (obrońca)
Marcin Orłowski (napastnik)            Adrian Bergier (pomocnik)
                                                    Damian Celuch (pomocnik)
                                                    Paweł Niewiadomski (pomocnik)
                                                    Grzegorz Rajter (napastnik)
Więcej kluczowych zawodników straciła mimo wszystko Ślęza, w ich miejsce trafili piłkarze z FC Academy Wrocław z rocznika 1997 (bracia Kucharczykowie, Caliński, Szczebelski), z Karkonoszy trafił rok starszy Firlej, który w przeszłości testowany był przez największe kluby z regionu, wreszcie z nieudanej przygody z Bełchatowem wrócił do Wrocławia Wdowiak. Do bramki trafił z kolei doświadczony Krawczyk z Sokoła Wielka Lipa, którego trener Kowalski powoływał do kadry na Regions Cup. Ślęza może korzystać z dobrodziejstw lokalizacji klubu, czyli samego Wrocławia - sięgnąć może na zasadzie wypożyczeń po piłkarzy, którzy śmiało sobie radzili w ub.sezonie w Centralnej Lidze Juniorów w barwach FC Academy, bądź grywali wcześniej w rezerwach klubów ze szczebla centralnego, a w stolicy regionu chcą pogodzić grę ze studiowaniem (co umożliwia klub). Górnik na takie rozwiązania nie może liczyć. Tym samym w sobotnim meczu przeciwko Górnikowi wybiegło aż 7 młodzieżowców w wyjściowej jedenastce, a dwóch kolejnych pojawiło się po przerwie (trzech siedziało jeszcze na ławce rezerwowych). Dla porównania Robert Bubnowicz od pierwszego gwizdka arbitra do gry desygnował 3 młodzieżowców, wpuścił potem kolejnych trzech, a na ławce miał innych 3. Wśród rezerwowych po raz pierwszy w meczowym protokole pojawił się Cyprian Szymala z rocznika 1998, który już zdążył spróbować swoich sił również w Ślęzie Wrocław, a ostatnio w dalekiej Legionovii Legionowo, gdzie w seniorach grywał w rezerwach występujących w klasie okręgowej.
Górnik zamyka tabelę, a w kontekście sytuacji w klubie, paradoksalnie w ogóle obecność w tabeli ligowej wałbrzyszan można uznać za sukces. Piłkarze po raz kolejny musieli się zdystansować od problemów organizacyjnych i zmobilizować się w walce o pierwsze domowe punkty. Ciekawostką jest fakt, że po raz pierwszy w tym sezonie można było zobaczyć w niektórych punktach w mieście plakaty meczowe. Nie spowodowało to podniesienia frekwencji, wręcz przeciwnie - można było odnieść wrażenie, że kibiców przychodzi coraz mniej.
Trudno sobie wyobrazić Górnika
bez Marcina Morawskiego
foto:B.Nowak [walbrzych24.com]
Robert Bubnowicz chyba musi się pogodzić, że z Bartosza Tyktora raczej nie będzie mógł skorzystać. Wypadł Marcin Gawlik i po raz kolejny ustawienie musiało być inne niż w poprzednim meczu. Początek meczu to błąd Damiana Jaroszewskiego, rzut karny, prowadzenie gości, którzy po golu nie forsowali tempa. Gospodarze tradycyjnie nie mieli konceptu na stworzenie podbramkowej sytuacji za wyjątkiem stałych fragmentów gry i strzałów z dystansu. Poprawa w grze Górnika, w porównaniu ze spotkaniami z początku sezonu, jest widoczna, tyle, że nie przynosi ona ani bramek ani punktów. W drugiej połowie mogliśmy obiektywnie stwierdzić, że biało-niebiescy mają przewagę. Tylko cóż z tego, skoro nie wychodziło niewiele pozytywnego? Najstarszy na boisku Marcin Morawski strzelił wyrównującego gola, a później jego próby stanowiły realne zagrożenie dla Krawczyka stojącego w bramce Ślęzy. Tradycją staje się przepychanka na murawie Stadionu 1000-lecia z udziałem braci Michalaków. Arbiter obdzielił ich żółtymi kartkami, choć może przyjść moment, że zobaczą w takich sytuacjach czerwoną. Słusznie zauważa oficjalna witryna Ślęzy, że wałbrzyszanie mogą podziękować arbitrowi za brak wykluczenia dla Rytki za faul taktyczny (była tylko żółta kartka) i brak kartki dla Jaroszewskiego po faulu przy karnym. Z drugiej strony goście mogą mówić o szczęściu, że gwizdek sędziego milczał tuż po przerwie, gdy powalony w polu karnym był wspomniany Jan Rytko.
Po chaotycznym, niezbyt porywającym meczu oba zespoły do swego dorobku doliczają sobie jeden punkt, który praktycznie nie może żadnej z drużyn satysfakcjonować. Ślęza, w końcu trzecia drużyna ligi, prowadziła i mogła wywieźć komplet punktów, zresztą w przeciwieństwie do miejscowych w II połowie stworzyła sobie groźniejsze sytuacje. Górnik potrzebuje punktów jak ryba wody. Każdy punkt praktycznie jest bezcenny, ale remis w Wałbrzychu w meczu z przeciwnikiem, który był w zasięgu piłkarzy Bubnowicza to jednak porażka. Miejmy nadzieję, że przerwana seria porażek, w końcu zdobyty punkt będzie punktem zwrotnym i niebawem doczekamy się również premierowego w tym sezonie zwycięstwa.
Robert Bubnowicz w zbliżającym się meczu przeciwko liderowi z Jastrzębia nie będzie mógł skorzystać z wykartkowanego Dariusza Michalaka. Czy uda się przekonać do występu zapracowanego Tyktora? A może zagra Piotr Rojek na środku obrony? Kto zatrzyma najskuteczniejszego w lidze Wojciecha Caniboła? Są również inne pytania:
Co przyniesie najbliższy tydzień w kwestiach organizacyjnych w klubie?
Czy będziemy gościć zorganizowaną, jedną z nielicznych w lidze, grupę kibiców GKS? W świetle ogłoszonego przerwania bojkotu przez wałbrzyskich kibiców atmosfera na pojedynku z liderem może  zmobilizuje również piłkarzy Górnika.

piątek, 9 września 2016

Reanimacja trupa

W trakcie ostatnich dni w piłkarskim środowisku Wałbrzycha mieliśmy prawdziwy festiwal oświadczeń. Dla usystematyzowania:
Sobota - piłkarze trzecioligowego Górnika przegrywają kolejny mecz przy Ratuszowej. Po spotkaniu z brzeską Stalą rada zespołu (niestety w mediach nie poznaliśmy nazwisk) przedstawiła dramatyczną sytuację panującą w klubie. Zaległości finansowe sięgające 7 miesięcy, pożyczki na organizację wyjazdów na Górny Śląsk,brak zarządu, niepewna przyszłość, a przede wszystkim realna groźba wycofania zespołu.
Poniedziałek - najpierw portal walbrzych24.com, a potem telewidzowie TV Wałbrzych mogli usłyszeć opinię prezydenta miasta nt. sytuacji w klubie.
Roman Szełemej wyraźnie traci cierpliwość co do Górnika. Jest pomoc miasta i to naprawdę w wymiernej formie, praktycznie jest to obecnie jedyny sponsor klubu. Stypendia, chociaż skromne, ale zawsze coś, transza z tytułu konkursu na promocję miasta. Można narzekać, jeśli weźmie się pod uwagę dotowanie klubów szczebla centralnego przez miasta, ale trzeba wziąć pod uwagę w jakich warunkach funkcjonuje sam Wałbrzych i że klub piłkarski nie jest wśród priorytetów społecznych. Szełemej wyraził niepokój sposobem zarządzania klubu, który generuje coraz większe długi. Co najważniejsze - dług klubu wobec różnych podmiotów prezydent miasta oszacował na ponad milion złotych!
Środa - w wałbrzyskich mediach pojawia się stanowisko klubu do ostatnich wydarzeń. Ogólnie można z niego wyczytać, że: - zadłużenie wobec piłkarzy, trenerów to 3 a nie 7 miesięcy, nie było pożyczek na wyjazdy, przyznane miejskie stypendia są wypłacane na bieżąco, a pieniądze z miasta są przeznaczane na bieżącą działalność, a nie spłatę zadłużenia. Podpisał to Przemysław Strużyk - Kierownik Biura KP Górnik.
Na pozór można by wnioskować, że coś się zaczęło dziać wokół klubu, chociaż te pozorne ruchy nic optymistycznego nie przynoszą. Zawodnicy oraz główny dobrodziej klubu są zmęczeni sytuacją, która prowadzi donikąd bądź do upadku. Klub próbuje odbić piłeczkę pisząc o restrukturyzacji. Ale tak naprawdę to chyba dopiero teraz po wielu tygodniach wałbrzyszanie dowiedzieli się kto z imienia i nazwiska JESZCZE pracuje w zarządzie klubu. Pan Strużyk, co można wyczytać z oświadczeń stowarzyszenia KP Górnik, był(?)/jest przewodniczącym komisji rewizyjnej, więc o zadłużeniu klubu wiedział jako jeden z pierwszych. Od nagłośnionego zebrania rady miasta w sprawie klubu niebawem miną dwa miesiące, a wciąż nic nie wiadomo co do planu naprawczego, funkcjonowania klubu. Jeśli są zawierane umowy spłaty zadłużenia to ciekawe na jak długi okres, czemu w lipcu zadłużenie wynosiło ok.800 tysięcy, a na początku września prezydent Szełemej mówi o milionie - 1,2 mln? Czy tylko dotacje z miasta, gminy są jedynym źródłem dochodu klubu? Co z zadłużeniem wobec spółki Aqua Zdrój? Prezes spółki, wcześniej prezesujący również piłkarzom Górnika, Mariusz Gawlik chwalił się na konferencji prasowej z prezydentem miasta rekordowym, dodatnim bilansem spółki w tym roku. Czy w podanej do publicznej wiadomości kwocie zysku (ponad półtora miliona) było ujęte zadłużenie Klubu Piłkarskiego Górnik czy to tylko kwota wirtualna? Czy spółka Aqua Zdrój, która jest jednym ze sponsorów klubu, nie może swego aportu zwiększyć poprzez nieodpłatne korzystanie ze swoich obiektów przez piłkarzy?
W kwestii związku "klub-spółka zarządzająca obiektami" przypomina się casus Czarnych Żagań. W nie tak odległych czasach drużyna z Lubuskiego była ligowym przeciwnikiem Górnika, a sponsorowała go spółka Arena zarządzająca, podobnie jak Aqua Zdrój, basenem, halą sportową oraz stadionem. Co więcej Czarni występowali pod nazwą Czarni Arena, a mimo to wciąż generowany był dług klubu wobec Areny. Koniec końców żagański klub z powodów finansowych nie otrzymał licencji na grę w drugiej lidze, rozpoczął grę od B klasy i obecnie gra w klasie okręgowej. Tam też sporą pomoc otrzymywał klub z miasta, które w końcu powiedziało pas. Nie ma co porównywać potencjału obu miast, ale są podobieństwa, bo wszystko zmierza do przykręcenie miejskiego kurka z pieniędzmi dla Górnika. W komentarzach kibiców na różnych portalach wyczuć można rozżalenie do Szełemeja, do urzędujących w przeszłości prezesów, którzy doprowadzili do obecnej sytuacji. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to kto jest winny zaistniałej patowej sytuacji: dla każdego z panujących w ostatnich latach prezesów zarządzanie klubem piłkarskim grającym na szczeblu centralnym było tylko dodatkiem, niewdzięcznym, nie przynoszącym większych profitów w porównaniu z macierzystym zatrudnieniem. Wydaje się, że największe "zasługi" ponosi mimo wszystko Tomasz Jakacji - człowiek z WSSE, który miał przyciągnąć sponsorów ze strefy. Nie dość, że mu się nie udało, to osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego - klub pozostawia zadłużony, a sam niczym Piłat w Biblii umywa ręce i odchodzi. Prezydenta osobiście winiłbym najmniej - warto sobie przypomnieć przeszłość, gdzie prawdę powiedziawszy żaden z włodarzy miasta nie był tak zaangażowany w sprawy Górnika jak obecnie panujący. A to, że klubem kierowali ludzie blisko z nim związani i nie dali rady to już nie jego wina.
Obecne zadłużenie jest przeogromne i zapewne wielu zadaje sobie pytanie, jak można funkcjonować z drużyną seniorów w takich warunkach. Wycofanie zespołu z rozgrywek 3.ligi nie zlikwiduje długu, jedyne co, to nie będą generowane koszty. Czy do klubu bez drużyny seniorów wejdą sponsorzy? Nazwa Górnik Wałbrzych wciąż jeszcze coś znaczy (z naciskiem na słowo jeszcze), ale głównie kojarzona jest ze względu na wyniki z przeszłości. Owszem są firmy, które są zainteresowane dotowaniem piłki tylko na poziomie młodzieżowym, ale czy będzie to wsparcie sumami pozwalającymi na realną spłatę zadłużenia?
Obecna sytuacja powoduje skrajne emocje w Wałbrzychu. Po dosadnych, a przede wszystkich nie moderowanych komentarzach, zniknął artykuł z walbrzyszka. Z kolei redaktor Bogdan Skiba na temat sytuacji w klubie napisał... dwa takie same artykuły, ale pod innymi tytułami. Argumenty, jednego z bądź co bądź nielicznych wałbrzyskich sportowych dziennikarzy są ... absurdalne! Za mało kibiców - lokalnych patriotów, którzy nie chcą wspomagać wykupionymi biletami, wina piłkarzy podpisujących w przeszłości korzystne dla nich umowy, gmina niech ratuje klub uchwałą dającą milion złotych - to najważniejsze tezy z przydługiego wywodu pana Bogdana. Co do liczby kibiców już nie raz się odnosiłem. Przepłacani piłkarze? A który spośród występujących od ekstraklasy po B klasy piłkarzy nie jest przepłacany? Dla przeciętnego obywatela Polski sumy, które kasują nasi ligowcy mogą szokować, nawet kilkadziesiąt złotych w najniższych klasach rozgrywkowych znajdą swoich krytyków. Czy faktycznie było finansowe eldorado przy Ratuszowej, że piłkarze podpisywali zbyt wysokie kontrakty? Gdyby tak było to Górnik regularnie gościłby w czołówce tabeli, a praktycznie tylko w spadkowym sezonie duet Polak - Cyrak mieli wolną rękę z dobieraniu sobie piłkarzy. Porównanie z kolei zamożniejszych miast mających udziały w w klubach typu Śląsk, Górnik Zabrze do Wałbrzycha mija się z celem. Po pierwsze wspomniane kluby to spółki, w których miasta mają swoje udziały. Dotacje mają inny charakter niż wspomaganie przez gminę Wałbrzych stowarzyszenia KP Górnik. Wałbrzych nie może na przykład podwyższyć kapitału poprzez wykup akcji i tym samym pomóc klubowi rzeczonym milionem złotych.
Trudno zgodzić się również z p.Skibą, że zastrzyk z miasta w wysokości 140 tysięcy powoduje różową przyszłość w ostatnim kwartale tego roku. Pytanie co będzie w nadchodzącym 2017 roku. Dla przypomnienia - nie będzie żadnego jubileuszu, który by usprawiedliwiał większą chęć pomocy ze strony gminy czy miasta. Dalszy marazm organizacyjny zarządu, wyniki powodujące wyludnienie trybun Stadionu 1000-lecia to kolejne czynniki działające niekorzystnie dla ewentualnej pomocy.
Na chwilę obecną wiadomo, że najbliższy mecz ligowy ze Ślęzą Wrocław dojdzie jednak do skutku. Co dalej?

poniedziałek, 5 września 2016

Górnik "x:2" Wałbrzych

Tradycji stało się zadość - wałbrzyski trzecioligowiec w szóstym ligowym meczu bieżącego sezonu stracił dwie bramki. Regularność godna ... raczej pożałowania. O ile są w lidze pod względem straconych bramek gorsze drużyny, to pod kątem zdobytych bramek, a przede wszystkim punktów takich już nie ma.
Wizyta Stali Brzeg przy Ratuszowej to kolejny mecz z cyklu przyjazd anonimowego faworyta. Anonimowego pod względem historii, ale jak w przypadku poprzednich wizyt Rekordu czy Pniówka, nieliczna, mocno przeszacowana przez portal 90minut.pl, publiczność przekonała się, że na dzień dzisiejszy są to drużyny lepsze od Górnika. O błędach gospodarzy nie ma większego sensu się rozpisywać. Trener Robert Bubnowicz jest w najgorszej sytuacji ze swoich ligowych odpowiedników - musi obracać się wśród bardzo skromnej grupy nazwisk, praktycznie bez nominalnych środkowych obrońców, w dodatku trzeba się liczyć z kontuzjami czy wykluczeniami. Nowe ustawienia, mobilizacja zawodników są jednak zbyt skromne by wykrzesać coś ponad to co możemy oglądać, czyli skromna, ale jak najbardziej zasłużona porażka. Beniaminek z Brzegu przyjechał ze skromną ilością młodzieżowców, ale wśród starszych mieliśmy Odkrycie Roku 2003 i byłego kadrowicza w jednej osobie, czyli Marcina Nowackiego oraz grupę byłych graczy MKS Oława (Sikorskiego, który po raz kolejny wyleciał z boiska w meczu przy Ratuszowej, Lipińskiego, Kiełbasę) oraz solidnego Stitou w bramce. Futbol ma to do siebie, że niekiedy słabszy zespół jest w stanie zdobyć punkt w starciu z wyraźnie lepszą drużyną. Naprawdę szkoda Janka Rytko, który z 11 metrów posłał piłkę wysoko ponad bramką. Obecny kapitan biało-niebieskich zalicza bodaj najgorszą rundę w swojej karierze przygodzie z piłką. Najprawdopodobniej został wyznaczony do rzutu karnego na przełamanie. Ale jak nie idzie to nie idzie...
Grzegorz Michalak - lepszy pod bramką rywala niż pod
własną. [foto: Aneta Serafin/gornik-walbrzych.pl]
Można wyliczać poszczególne indywidualne błędy, zwłaszcza przy stratach goli. Ale wystarczy nieco przyjrzeć się obecnej sytuacji organizacyjnej w klubie, że zamiast krytyki naprawdę trzeba postarać się zrozumieć chłopaków na boisku. Wiadomo, że brakuje jakości. Najlepszymi, co nie znaczy, że prawie bezbłędnymi, są piłkarze, którzy jeszcze w minionej rundzie raczej by nie wybiegali w podstawowym składzie.  Grzechy bramkarskie Jaroszewskiego są powszechnie znane, ale gdyby nie Jogi to zamiast wspomnianych 12 byłoby o wiele więcej straconych goli. Najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu jest 33-letni Grzegorz Michalak, który przecież na początku wakacji ogłosił koniec kariery. Ma jednak Górnika w sercu i stara się jak może, a że nigdy nie grał ostatniego obrońcy to bywa w defensywie często niezbyt wesoło. Marcin Morawski wiosną głównie wspierał kolegów z ławki rezerwowych, teraz stara się być liderem drugiej linii, ale wieku się nie oszuka, więc często zdarza się i strata i odpuszczenie krycia w środku.
W klubie gdzie nie ma zarządu, nie płaci się od wielu miesięcy, nie wiadomo co będzie dalej, panuje niespotykany nigdy wcześniej chaos, naprawdę cud, że chłopakom się jeszcze chce. Po sobotnim meczu jednak coś i w nich pękło. Niestety, nie wszystkie media przekazały informacje, które przekazali futboliści trzecioligowego Górnika. Głównie przekazały media za sprawą Bartłomieja Nowaka, o dramatycznej zapaści pisze również Słowo Sportowe, które cytuje Roberta Bubnowicza stwierdzającego, że tak źle to jeszcze w historii klubu nie było. A popularny Buba wie co mówi, bo przeżył historyczne pierwsze wycofanie się Górnika po rundzie jesiennej sezonu 1991/92.
Podziwiać można ultra/mega* (niepotrzebne skreślić) optymizm Bogdana Skiby, który pisze Muszą przetrwać czy Bywało gorzej. To ostatnie stwierdzenie jest niezbyt fortunne, bowiem jesiennej niemocy punktowej już nie dało się uratować drugoligowego sezonu, co więcej powstałe wówczas finansowe zadłużenie jest obecnie betonowym kołem ciągnącym klub na dno. Redaktor wciąż liczy, że ktoś się znajdzie chętny do pomocy, stanie się prawdziwy cud, zima mieni się niczym światełko w tunelu.
Piłkarze i trenerzy starają się jak mogą - od nich tego się wymaga i obiektywnie trzeba stwierdzić, że widać postęp w grze Górnika. Jednak organizacyjny koszmar musi oddziaływać również na boiskowe poczynania. W tym sezonie wyraźnie to zauważamy na każdym szczeblu centralnym- w ekstraklasie zamieszanie ze zmianą właściciela Wisły Kraków i Biała Gwiazda zamyka tabelę, a trzecioligowe rezerwy zostały wycofane z rozgrywek. W pierwszej lidze to samo ze Zniczem Pruszków, gdzie latem zmienił się zarząd, a zaś w drugiej doświadcza tego wałbrzyszanin Bartosz Biel w Zambrowie.
W chwili obecnej kibice zamiast oczekiwać meczu ze Ślęzą Wrocław będą spodziewać się komunikatu czy w ogóle dojdzie do tego spotkania.
Poniżej bramki z meczu Górnika ze Stalą Brzeg - być może ostatnie w trzeciej lidze z udziałem wałbrzyszan...
źródło: youtube - kanał klubowy Stali Brzeg

Borat, Pazdan, Milik i cała reszta

Dla niektórych mleko się wylało. Kadra Adama Nawałki, ćwierćfinalista mistrzostw Europy, co z lubością wciąż podkreślają co niektórzy dziennikarze, rozpoczęli eliminacje do rosyjskiego mundialu od niespodziewanego remisu. Kazachstan nie uchodził za trudnego rywala, wszelkie futbolowe porównania sprowadziły się do przypominania stereotypów rodem z filmu o Boracie i sztucznej murawie na której rozegrany został eliminacyjny mecz. Co do składu to nikt nie spodziewał się niespodzianek - jedyną niewiadomą było to kto zastąpi na środku pola Mączyńskiego, za którym po meczu wielu nagle zatęskniło. Tuż przed meczem wypadł z powodu urazu Pazdan, z kolei solidnego Jędrzejczyka zastąpił Rybus, który z kolei niezbyt udanie zadebiutował w lidze francuskiej.
Mecz został rozłożony przez fachowców, dziennikarzy, a przede wszystkim kibiców rozłożony na atomy. Główne grzechy kadry zawarły się praktycznie w braku Pazdana w składzie oraz nieskuteczności Milika. Ze stoperem Legii nie przegrywamy w meczach o punkty, zapewne jego interwencje dawałyby więcej pewności niż Salamona, o którym praktycznie niewiele wiemy z wyjątkiem tego, że od 9 lat gra we Włoszech, gdzie zagrał oszałamiające dwa mecze w Serie A i figurował w szerokiej kadrze słynnego Milanu. Czy lepiej był zaprezentowałby się choćby Lewczuk? Dla przypomnienia - mecz z Kazachstanem nie miał być meczem, w którym najważniejszą formacją miała być nasza defensywa.
Druga sprawa - Arkadiusz Milik. Ilością żartów, memów najprawdopodobniej napastnik Napoli przebije Grzegorza Rasiaka, który niezasłużenie cieszył się szyderą wśród "kibiców". Milik owszem, irytować może nieskutecznością, w niedzielę obił i poprzeczkę i słupek kazachskiej bramki, ale warto zauważyć, że jako nieliczny z Polaków potrafi dojść do strzeleckiej sytuacji, stworzyć zagrożenie pod bramką niekiedy większe niż Lewandowski. Przełamanie, czyli trafienie do bramki rywali jest kwestią czasu. Tylko czy cierpliwości starczy Nawałce?
Mecz z Kazachstanem dla mnie był podobny to wielu z poprzednich eliminacji. Jeśli chodzi o styl, a nie wynik, bowiem różnica polegała głównie na tym, że w przeciwieństwie do walki o francuskie Euro tym razem lepszy okres gry rywala wiązał się ze zdobyciem przez niego bramki. Może wielu Nawałkoentuzjastów już nie pamięta długie fragmenty słabiutkiej gry, nawet w wygranych meczach z Gruzją czy Gibraltarem, ale było podobnie jak w Astanie. Kazachom, w przeciwieństwie do wcześniejszych naszych rywali, udało się pokonać Fabiańskiego, Polakom nie udało się odmienić losów meczu.
Warto zwrócić uwagę na zaledwie pięć fauli popełnionych przez Polaków. Kto widział mecz to wie, że ze strony miejscowych głównie była to rąbanka rodem z boisk najniższych lig. Biało-czerwoni dali się sprowokować Kazachom i prawdę powiedziawszy przy innym arbitrze nikt by nie miał pretensji, gdyby wykluczeni zostali Lewandowski z Glikiem. O czerwonych kartkach dla gospodarzy nie wspomnę. 5 fauli i 4 żółte kartki - bilans niebywały. Polacy nie poradzili sobie z ostrą, brutalną grą, co już sygnalizowali uważni obserwatorzy meczów Polski z Wyspiarzami w poprzednich eliminacjach. Do naszych grupowych rywali został wysłany jasny przekaz - można Polaków zdominować fizycznie, łatwo dają się sprowokować.
Przywiązanie selekcjonera do nazwisk tym razem się nie obroniło. O ile Krychowiaka uważam za najlepszego naszego kadrowicza podczas Euro, to tym razem był jednym z najsłabszych. Chyba każdy się przekonał teraz dlaczego Krycha nie zadebiutował jeszcze w ligowym meczu swojego nowego klubu - PSG. Słabiutka dyspozycja Rybusa spowodowała uzasadnioną tęsknotę za Jędrzejczykiem. W drugiej linii po raz kolejny zawiódł krajan Zieliński, który tak naprawdę chyba zaledwie raz (w towarzyskim meczu z Danią w Gdańsku w 2013) zagrał na miarę oczekiwań. Kapustka strzelił gola i... No właśnie, praktycznie lewa strona nie istniała, gdy oczekiwano wzmocnienia tej flanki (np. wejście Jędrzejczyka i przesunięcie do przodu Rybusa, bądź wprowadzenie Wszołka) to na boisku pojawił się Linetty, o którym raczej trudno napisać, że jest graczem stricte ofensywnym.
Bramki straciliśmy w pierwszym kwadransie po przerwie, ale gra przez długi czas nie wyglądała najlepiej. Adam Nawałka JEDYNEJ zmiany dokonuje w 83 minucie gry. Wciąż nie wiemy jak w doborowym towarzystwie naszych największych gwiazd funkcjonowaliby piłkarze, których rzadziej możemy oglądać w meczach kadry - Teodorczyk szaleje po transferze do Anderlechtu, mocną markę wypracował sobie w Danii Wilczek, może lepiej niż Krychowiak zaprezentowałby się Jodłowiec?
W sumie remis w Astanie nie jest tragedią, bo być może punkty tam mogą stracić pozostałe zespoły naszej grupy. Z drugiej strony tych dwóch straconych punktów może nam zabraknąć w końcowym rozliczeniu. W październiku czeka nas domowy dwumecz z Danią i Armenią, a 11.11. czeka nas wyjazdowy mecz w Rumunii. Przypomnieć należy, że awans wywalczą tylko zwycięzcy grup, a drugie miejsce może nie dać możliwości gry w barażach, bowiem pretendentów do ośmiu miejsc będzie 9.

sobota, 3 września 2016

Koniec transferowego lata

Koniec sierpnia to w większości krajów koniec letniego okna transferowego, czyli dokonywania transferów pomiędzy klubami. Teraz, aż do zimowego okna transferowego, kluby mogą zatrudniać zawodników bez kontraktów. W tym roku, głównie za sprawą startującej w Lidze Mistrzów Legii, polscy kibice mogli posmakować emocji jakie co roku mają miejsce na Wyspach Brytyjskich, we Włoszech czy też innych topowych ligach. Mieliśmy ekspresowy, w sumie niespodziewany transfer Lewczuka do Bordeaux, co spowodowało, że stołeczny klub uruchomił klauzulę odejścia zapisaną w kontrakcie stopera Pogoni Szczecin Czerwińskiego. Inne zmiany barw klubowych również miały w sobie coś z niespotykanego na co dzień działania. Wśród największych przegranych ostatniego dnia sierpnia jest niewątpliwie Kamil Grosicki. Skrzydłowy francuskiego Rennes wyleciał ze zgrupowania kadry do Anglii, by podpisać kontrakt z Burnley FC, drużyny z wymarzonej przez Grosika ligi angielskiej. Jak się kolokwialnie mawia transfer wysypał się na samej mecie - już na miejscu obie strony nie doszły do porozumienia i Kamil wrócił z niczym na zgrupowanie.
Nie najlepiej na tym wyszli również dziennikarze Przeglądu Sportowego, którzy wydali okładkę czwartkowego wydania koncentrując się właśnie na Grosickim. Cykl wydawniczy jest czasem okrutny dla redaktorów, bowiem numer musi być zamknięty praktycznie przed północą, musi iść do druku, a sprawa transferu została wyjaśniona dopiero po zamknięciu numeru. Na nic zdała się natychmiastowe info na stronie internetowej Przeglądu Sportowego i errata na okładce piątkowego numeru - pewien niesmak wśród czytelników najstarszego sportowego dziennika pozostał. Sam niedoszły transfer kadrowicza Nawałki jest owiany aurą tajemnicy- Grosicki chciał odejść, Francuzi podbijali cenę, Burnley zgadzał się, by w końcu powiedzieć stop tuż przed podpisaniem umowy. Sam piłkarz ma pretensje do pewnych ludzi, którzy pomagali przy transferze. Między wierszami niektóre portale piszą o tym, że Rennes chciało odzyskać przy transferze część pieniędzy, które poszły na spłatę hazardowych długów Grosickiego. A jak naprawdę było to pewnie wie sam Kamil i ludzie z nim związani.
W Polsce nie było hitowych transferów w ostatnim dniu okienka transferowego. Owszem doszło do zmian barw klubowych przez kilkudziesięciu zawodników, ale nie oszukujmy się, że są to nazwiska wywołujące dreszcze emocji. Przeglądając informacje o transferach można też zauważyć wątki wałbrzyskie. Drugoligowy Raków Częstochowa sięgnął po Kamila Czaplę z Lecha Poznań. 20-letni bramkarz półtora roku temu trafił do Górnika Wałbrzych, gdzie zagrał w końcówce sezonu, ale pokazał się najlepiej z trójki grających wówczas bramkarzy. Ubiegły sezon spędził on w trzecioligowym Finishparkiecie Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, który uchodzi za jeden z najlepiej zorganizowanych i zamożnych (oprócz oczywiście drużyn grających na szczeblu centralnym) w tamtym rejonie. Po sezonie nie przedłużono wypożyczenia i Kamil w teorii wrócił do macierzystego Lecha Poznań, skąd teraz został ponownie wypożyczony, ale już z opcją pierwokupu. O miejsce w bramce z innym młodzieżowcem Tomaszem Loską, który w tej chwili jest podstawowym bramkarzem Rakowa. Obaj są młodzieżowcami. Czapla spotka pod Jasną Górą dwóch kolegów z czasów gry przy Ratuszowej - Rafał Figiel jest liderem drugiej linii obecnego wicelidera 2.ligi, strzelił 3 gole, a tygodnik Piłka Nożna wybrał go do Jedenastki Miesiąca, z kolei Dominik Bronisławski wciąż dochodzi do pełni sprawności po kontuzji i do tej pory nie wystąpił w żadnym meczu I jak i II drużyny Rakowa.
Z końcem sierpnia z Lechią Dzierżoniów pożegnał się Kamil Śmiałowski, który już nie wystąpił w ostatnim meczu w Polkowicach. Blond włosy skrzydłowy w tym sezonie nie wpisał się na listę strzelców, ale w minionym był najskuteczniejszym z lechistów z 10 golami. Wg klubowej strony internetowej wyjeżdża za granicę w celach zarobkowych, gdzie być może będzie występował w niższych klasach rozgrywkowych. Taki sposób dorabiania jest bardzo popularny przez graczy z drużyn b. województwa wałbrzyskiego. Do licznej kolonii w Austrii dołączył ostatnio Roman Maciejak, mogący pochwalić się gole w debiucie w ekstraklasie. Podobnie jak w Polsce, w Niemczech z sezonu na sezon, 28-letni napastnik reprezentował kluby w coraz to niższych klasach rozgrywkowych, by latem Hammer SpVg zamienić na austriacki Gerersdorf (2.klasse grupa Alpenvorland - ósmy poziom rozgrywkowy), gdzie występują inni Polacy (Sajak, Kopernicki, Hajdamowicz).
Z Dzierżoniowa latem wyemigrował również Jakub Długosz z rocznika 2002. Podobnie jak jego rówieśnicy, wychowankowie klubu z Boguszowa - Dawid Woźniak czy Damian Filipiak trafili do Lechii z Górnika Wałbrzych. Długosz był wyróżniającym się zawodnikiem w kategorii trampkarzy i zaliczył nawet epizody w Dolnośląskiej Lidze Juniorów Młodszych. Teraz kolejnym etapem w jego przygodzie z piłką będzie Piast Gliwice.
R. Cielemęcki gra w roczniku 2003
w Akademii Piłkarskiej
Legii Warszawa [foto:jg24.pl]
O zmianach barw klubowych przez młodych wałbrzyszan pisał Bogdan Skiba, a w uzupełnieniu  Filip Krupa oraz Kacper Dumicz w roczniku 2002 mają również kolegów z Wałbrzycha w osobach Jakuba Piątka, W roczniku 2001 w SMS Łódź występuje od tego sezonu Patryk Woźniak, który trafił z Wałbrzycha via Miedź Legnica, a innym wałbrzyszaninem w drużynie jest Adam Niedźwiedzki - wychowanek Gwarka, a potem gracz MKS Szczawno Zdrój i Górnika Wałbrzych.
Oczywiście w kategorii zawodników urodzonych w XXI wieku najwięcej emocji wzbudza osoba Radosława Cielemęckiego (rocznik 2003), za którego trzymamy kciuki w Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa.
Z wałbrzyskiej perspektywy niewielu zawodników, byłych ligowych graczy Górnika latem'16 zmieniło kluby na grające w wyższej klasie rozgrywkowej. Marcin Orłowski z Dominikiem Radziemskim przeprowadzili się do Puszczy Niepołomice, która jest jedną z rewelacji obecnego sezonu. O ile Orzeł ma pewne miejsce w składzie (pewnie niebawem przyjdzie mu pauzować, bo zobaczył już 3 żółte kartki) to Radziem leczy kontuzję. Trzecią na drugą ligę zamienił Michał Oświęcimka, który ostatnio nie ruszył się nawet z ławki rezerwowych. Ekstraklasę opuścił z kolei Michał Bartkowiak, ale w jego przypadku trudno mówić o rozczarowaniu. W Śląsku Wrocław nie miał co liczyć na grę w I zespole, atmosfera wokół niego mocno zgęstniała, a po przejściu do pierwszoligowej Miedzi Legnica z miejsca stał się podstawowym graczem, co więcej z meczu na mecz zbiera pochlebne recenzje i tylko kwestią czasu pozostaje chyba otrzymanie powołania do kadry przez 19-letniego pomocnika.
Na koniec ciekawa zmian barw klubowych w samym Wałbrzychu, świadcząca, że również w najniższych klasach rozgrywkowych dochodzi do transferów last minute. Bartłomiej Kochanowski, 31-letni zawodnik Podgórza Wałbrzych postanowił wrócić do Zagłębia. W minionym sezonie B klasy był najskuteczniejszym strzelcem zespołu Podgórza, a w meczach z Zagłębiem strzelił 4 z 12 zdobytych bramek.

czwartek, 1 września 2016

Sukces juniora i co dalej?

W lipcu minęło ćwierć wieku od ostatniego derbowego spotkania pomiędzy Zagłębiem a Górnikiem Wałbrzych. Na Stadionie 1000-lecia lepsi okazali się goście, którzy niespodziewanie wówczas wygrali 2:0. Czas pokazał, że był to łabędzi śpiew biało-niebieskich - zespół wycofał się z rozgrywek, potem połączył się z niedawnym rywalem, a z czasem, po transformacjach organizacyjnych oraz nazewniczych, został gospodarzem obiektu przy Ratuszowej. Bohaterem wspomnianego na wstępie spotkania został Adrian Rzepecki, który dwa tygodnie wcześniej świętował zaledwie 15 urodziny! Już wówczas powoływany był do reprezentacji Polski juniorów stał u progu wydawało by się wielkiej kariery. Los początkowo był przychylny dla Adriana, bowiem dość szybko wyfrunął z Wałbrzycha do budującego krótkotrwałą potęgę Sokoła Pniewy. Nastolatek musiał rywalizować o miejsce w składzie z późniejszych królem strzelców Zenonem Burzawą czy kadrowiczem Tomaszem Rząsą, który dopiero później przekwalifikuje się na gracza defensywnego. O Rzepeckim różne krążyły opinie co do charakteru, mimo wędrówki po klubach (m.in. Miedź Legnica, Radomiak, Łada Biłgoraj, Stal Gorzyce, Juventur Wałbrzych, a ostatnio wiosną tego roku Orzeł Piława Dolna) nigdy nie potwierdził talentu, którym błyszczał na początku swojej przygody z futbolem. Gdyby zorganizowano plebiscyt na najbardziej zmarnowany wałbrzyski talent zapewne 40-letni dziś Adrian otrzymałby bardzo dużo głosów.
Od lewej Zieliński, Łasicki i Milik - polskie trio w Napoli.
Problem z przejścia ze statusu utalentowanego juniora do wartościowego seniora jest często obserwowany. Jak potwierdzić talent, fakt ciągłych pochwał, powołań do kadry juniorów? W chwili obecnej przed tym dylematem stoi Igor Łasicki. Urodzony w Wałbrzychu obrońca w czerwcu skończył 21 lat i wielu jego rówieśników z powodzeniem bryluje w zespołach seniorów, a nawet w reprezentacji. Przykładowo Bartosz Kapustka jest o rok młodszy od Igora. Łasicki z Wałbrzycha szybko wyjechał do Lubina, gdzie grę w juniorach łączył z epizodami Młodej Ekstraklasy. W wieku zaledwie 16 lat grał w drużynie m.in. z obecnymi ligowcami (Rakowski, Danielewicz, Szczepaniak, Osyra). Od 4 lat gra we Włoszech, gdzie najpierw grywał w rozgrywkach młodzieżowych, by potem być wypożyczanym z Neapolu do grających zespołów w niższych ligach (Gubbio Calcio, SS Maceratese, AC Rimini). Do tej pory może pochwalić się jednym epizodem w Serie A, ale może to się zmieni, bowiem latem znów dołączył do kadry I zespołu i w dotychczasowych obu ligowych meczach siedział na ławce rezerwowych. Łasicki regularnie grywał jednocześnie w reprezentacjach juniorów, a największym sukcesem jest 3-4 miejsce w ME U-17 w 2012 roku. Większość z tej kadry, podobnie jak Igor, nie zaistniała jeszcze w seniorach, a znamienitymi wyjątkami są Linetty, Stępiński czy Dawidowicz.
Partnerem w Napoli Łasickiego jest inny zawodnik pochodzący z byłego województwa wałbrzyskiego Piotr Zieliński. Niby dzieli ich tylko niewielka różnica wieku, ale status, zwłaszcza we Włoszech jest zgoła odmienny. O rok starszy od Igora również do Italii trafił via Zagłębie Lubin. Wychowanek Orła Ząbkowice już po roku terminowania w młodzieżowym zespole Udinese zadebiutował w Serie A, później było wypożyczenie do Empoli, wybór do Jedenastki Sezonu i wreszcie kilkunastomilionowy transfer do Napoli. Na chwilę obecną ma już ponad 80 występów w najwyższej klasie rozgrywek we Włoszech. Od 7 lat regularnie gra w reprezentacji Polski - od U-15 do tej najważniejszej, z którą pojechał na francuskie Euro. Co prawda oceny jego występów nie są najlepsze, ale młody wiek, czynione na Półwyspie Apenińskim postępy pozwalają wierzyć, że w przyszłości będzie grał na miarę nie najmniejszych przecież oczekiwań.
Piotr Zieliński w przeciwieństwie do Łasickiego nie może pochwalić się sukcesem w reprezentacji Polski juniorów. A jak potoczyły się losy dolnośląskich talentów, którzy udanie pokazali się w turniejach mistrzowskich w reprezentacji juniorów? Weźmy pod uwagę turnieje z XXI wieku:
2001 - złoty medal ME-18 - na fiński turniej trener Michał Globisz zabrał z Dolnego Śląskiego dwóch zawodników. Wśród nich był Tomasz Kuszczak (1982), wychowanek Śląska, ale wówczas terminujący w Hercie Berlin. Od 2004 gra w Anglii, a w latach 2003-14 zagrał 14 razy w pierwszej reprezentacji Polski. Wyróżniony nagrodą za Paradę Sezonu 2007/08 w Anglii, przez 5 lat gry w Manchesterze United kolekcjonował medale, choć był tylko bramkarzem rezerwowym. Od ubiegłego roku broni barw Birmingham.
Drugim przedstawicielem regionu był obrońca Mateusz Żytko (1982), wych. Śląska, który w 2003 przeszedł do Lubina, gdzie w 2007 świętował mistrzostwo Polski. Grywał również w Polonii Warszawa, Wiśle Płock, Polonii Bytom, Cracovii, a od roku w pierwszoligowej Pogoni Siedlce. W ekstraklasie zagrał 159 meczów, ale głównie zanany został z jego krytyki przez dziennikarzy. W kadrze grał również w U-21, a także zaliczył mecz w kadrze B w 2004 roku.
2004 - 4.miejsce w grupie w ME U-19 - trener Andrzej Zamilski w drużynie miał m.in. Fabiańskiego czy Błaszczykowskiego, ale również grali Grzegorz Bartczak, a w kadrze byli Piotr Stawowy i Michał Ilków-Gołąb. Popularny Baczo jest wychowankiem Konfeksu Legnica, potem grał w Zagłębiu Lubin z którym zdobył MP, ale i został ukarany za korupcję. Po krótkim epizodzie w Jagiellonii Białystok i Warcie od trzech lat występuje w Miedzi Legnica.Oprócz blisko 150 meczów w ekstraklasie, występów w europejskich pucharach zaliczył dwa mecze w kadrze A jesienią 2007. Do takiego dorobku nawet nie zbliżył się Michał Ilków-Gołąb, który na mistrzostwa pojechał jako gracz Polaru Wrocław. Największym sukcesem jest gra w rezerwach niemieckiego Kaiserslautern, a po powrocie do kraju w 2006 nie grał wyżej niż obecna pierwsza liga. Od 2013 w barwach Chrobrego Głogów z przerwą na króciutki epizod w Miedzi Legnica. Klubowym kolegą Ilkowa-Gołąba na ME był Stawowy, który z Dzierżoniowa do Polaru trafił via Ślęza Wrocław. W sezonie 2004/05 był w szerokiej kadrze Górnika Zabrze, ale zagrał tam jedynie w Pucharze Polski, potem był Gawin, MKS Kluczbork, Ślęza, a ostatnio Foto-Higiena Gać. Podobnie jak kolega z czasów gry na Zakrzowie nie grał wyżej niż zaplecze ekstraklasy.
2012 - brązowy medal (meczu o 3.miejsce nie rozgrywano) ME U-17 - oprócz wspomnianego Łasickiego w kadrze grał Gracjan Horoszkiewicz (1995, wychowanek GLKS Gaworzyce), który był zresztą kapitanem zespołu. Po krótkim epizodzie w Polkowicach zauważony został w Zagłębiu Lubin, gdzie zadebiutował w kadrze U-15. Po testach w Anglii i Niemczech ostatecznie trafił w 2012 do Herthy Berlin, którą reprezentował na wspomnianym czempionacie. Mimo sukcesu z kadrą grywał w niej do jesieni ubiegłego roku (U-21), natomiast kariera klubowa ostro wyhamowała. W 2014 wrócił do kraju, gdzie w barwach Cracovii i Podbeskidzia zaliczył 4 występy w ekstraklasie, w minionym sezonie wypożyczony do Chrobrego (6 meczów), a obecnie terminuje w ... rezerwach Podbeskidzia! Trzecim Dolnoślązakiem był Piotr Azikiewicz, który do Lubina trafił z Prochowiczanki. Po turnieju pożegnał się z grą w kadrze, ale rok później w wieku  18 lat zadebiutował w ekstraklasie (łącznie 4 mecze). Po wypożyczeniach do drugoligowych Rozwoju Katowice i Kotwicy Kołobrzeg wrócił na Dolny Śląsk i latem przeszedł do trzecioligowego KS Polkowice.
Oprócz wspomnianych warto przypomnieć nazwiska dobrze zapowiadających się młodych zdolnych, którzy nie osiągnęli tego do czego większość obserwatorów się spodziewała. Biorąc pod uwagę urodzonych w latach 80-tych ubiegłego stulecia i później to najbardziej rozczarowali dawni etatowi kadrowicze:
Krzysztof Kazimierczak (1981) - obrońca, etatowy reprezentant Polski juniorów debiutował w ekstraklasie w Zagłębiu Lubin w wieku 18 lat. W Lubinie, a potem Płocku zaliczył ponad 80 meczów, sięgnął z Wisłą po krajowy puchar (po zwycięskim finale z ... Zagłębiem). Zagrał jeszcze w kadrze U-21. Wydawało się, że kariera stoi otworem po transferze do Boavisty Porto, ale zdołał tam zaliczyć jedynie debiut. Po powrocie do kraju w wieku 27 lat zaliczył grę w Polonii Warszawa, Górniku Łęczna na zapleczu ekstraklasy. Potem wrócił w rodzinne strony, gdzie grał w Prochowicach, a ostatnio w Polkowicach.
Adrian Błąd (1991) - pomocnik, wychowanek Zagłębia Lubin z którym wygrywał tytuł mistrza Polski juniorów, w seniorach w lidze debiutował w wieku 18 lat, regularnie grywał w kadrach juniorów. Znakomicie prezentował się na wypożyczeniu do Zawiszy Bydgoszcz, gdzie przez półtora sezonu 18 razy trafił do bramki rywala. Po powrocie do Lubina, niestety nie zagrał nigdy na podobnym poziomie. Z Zagłębiem spadł do 1.ligi, awansował z niej, ale jego rola była wręcz marginalna. 25-letni dziś filigranowy pomocnik został wypożyczony latem do Arki Gdynia, gdzie również pełni rolę zaledwie zmiennika.
Ariel Famulski (1991) - pomocnik, który w Lubinie do tytułu MPJ dorzucił triumfy w Młodej Ekstraklasie. Kadrowicz reprezentacji juniorów do 2009 roku. Krótko po 20 urodzinach debiutuje w ekstraklasie - w meczu z Lechem w Poznaniu (2:3) zdobywa nawet bramkę! Mimo znakomitych recenzji do chwili obecnej jest to jedyny występ Ariela na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Od 2012 gra w Polkowicach (z przerwą na powrót do Lubina w 2014), a największym sukcesem był awans do 3.ligi.
Obecnie możemy obserwować losy dwóch piłkarzy pochodzących z byłego woj. wałbrzyskiego stojących przed problemem potwierdzenia umiejętności, zerwania łatki "młody, zdolny". Obaj po przejściu z Dzierżoniowa do Zagłębia Lubin otrzymywali i nadal otrzymują powołania do kadr U-20 i U-21, zadebiutowali w ekstraklasie, gdzie wpisali się na listę strzelców. Mowa o duecie rocznika 1995 Jach - Piątek. Jarosław Jach wyciągnięty z Pogoni Pieszyce przez Lechię Dzierżoniów w marcu 2013 trafił do Lubina, by po 12 miesiącach zadebiutować w ligowym meczu I zespołu. Na chwilę obecną ma 22 występy okraszone dwoma golami. Po odejściu do Legii Dąbrowskiego Jach częściej pojawia się na ligowych boiskach i wciąż jest na fali wznoszącej.
O wiele wyżej stoją akcje Krzysztofa Piątka. Wychowanek dzierżoniowskiej Dziewiątki, wyróżniał się w juniorach Lechii. Zauważył to również Górnik Wałbrzych, który testował młodego napastnika, ale ostatecznie nic nie wyszło z transferu. Trafił do Zagłębia oraz przeszedł drogę bliźniaczo podobną jak Jach. 6 bramek strzelonych w ubiegłym sezonie, w tym połowę Legii zwróciło uwagę lepszych klubów. Pisało się o zainteresowaniu właśnie stołecznego klubu, Lechii Gdańsk, Lecha, a ostatecznie w sierpniu zmienił miedziowe barwy na pasiastą koszulkę Cracovii.