sobota, 31 sierpnia 2013

Oleksy vs. Mrowiec

Piątkowe mecze T-Mobile Ekstraklasy po raz pierwszy zostały rozegrane o tej samej godzinie. Powodem był rozgrywany wieczorem mecz o Superpuchar Europy, który niespodziewanie blisko był rozgrywany naszego kraju - na praskim Edenie. Kibice musieli wybierać pomiędzy pojedynkiem liderów ligi Lechią a Górnikiem Zabrze, a spotkaniem Ruchu z Zagłębiem Lubin. W obu spotkaniach padły dwa gole, ale o wiele ciekawszym pojedynkiem był ten w Gdańsku. Chorzów z kolei miał jeden główny magnes, który nazywał się Arkadiusz Piech. Powrót napastnika z Turcji nastąpił na stadionie, który znakomicie znał z gry w barwach Niebieskich.Napastnik rodem ze Świdnicy swoją grą w barwach Ruchu zaskarbił sobie sympatię
Paweł Oleksy i Maciej Jankowski
tamtejszych fanów. Zimą emigrował do Turcji do Sivasspor, gdzie łącznie w 10 meczach dwukrotnie trafił do siatki rywala. Niestety, nie przebił się do podstawowej jedenastki, a trener - słynny brazylijski obrońca Roberto Carlos - nie widział go w swojej drużynie i od kilkunastu dni tajemnicą poliszynela było, że dni w Turcji Piecha są policzone. Łączono go m.in. z Wisłą, Lechem, ale najbardziej konkretne było Zagłębie Lubin. Ponoć Arek skasował 250 tysięcy za sam podpis i miesięcznie na konto ma wpływać 70 tys. Smaczku tej transakcji dodaje fakt, że lubiński klub latem starał się zakontraktować b.partnera Piecha z Ruchu - Macieja Jankowskiego. Kluby nie dogadały się co do kwoty odstępnego, Jankowskiemu nie pasowała wysokość pensji w Belgii, skąd była propozycja i suma sumarum "Jankes" wciąż zakłada koszulkę Niebieskich. W piątek póki co Piech nie wybiegł w podstawowej jedenastce, bowiem dopiero w dniu meczu dotarł z Turcji certyfikat i trener Adam Buczek nie chciał zmieniać w ostatniej chwili ustawienia składu. Świdniczanin przed meczem został sympatycznie przywitany przez kibiców, z klubu dostał pamiątkowy szalik, a na boisku pojawił się po godzinie gry, gdzie po 11 minutach gry celnym strzałem ustalił wynik na 2:0 dla gości. Z szacunku dla kibiców Niebieskich nie okazywał radości, czym trybuny odwdzięczyły się oklaskami. Kiedy ostatni raz obserwowano taki obrazek, gdy zawodnik strzela gola i słyszy oklaski kibiców przeciwnej drużyny?
Adrian Mrowiec i Arkadiusz Piech
Oprócz niecodziennego widoku Piecha na stadionie przy ul. Cichej w koszulce innego klubu niż Ruch, ciekawostką był pojedynek dwóch byłych juniorów wałbrzyskiego klubu. Paweł Oleksy ostatnio siedział na ławce rezerwowych Zagłębia, zaliczył występ w 3.lidze przeciwko Formacji 2000 Mostki, a w meczu w Chorzowie powrócił do podstawowego składu. Trener Buczek powrócił do ustawienia, gdzie Đorđe Čotra, nominalny konkurent Pawła do gry na lewej obronie, zagrał na lewej pomocy. Oleksy zaliczył w miarę dobry mecz - Przegląd Sportowy wycenił jego grę na 5, Sport na 6.
Z kolei dla Adriana Mrowca był to debiut przed chorzowską publicznością. Tydzień wcześniej debiutował w spotkaniu z Górnikiem w Zabrzu, a teraz nie udało mu się powstrzymać napastników z Lubina. Od Sportu dostał słabą czwórkę, a PS - piątkę. I tak dostał wyższe oceny niż bardziej ograny w lidze polskiej partner z defensywy - Marek Szyndrowski. Ciekawe czy jak wyzdrowieją Gieraga  i Stawarczyk wciąż trener Jacek Zieliński będzie stawiał na wałbrzyszanina?

piątek, 30 sierpnia 2013

Bartkowiak z Pucharem Syrenki

Mimo, że Puchar Syrenki jednoznacznie kojarzy się z Warszawą to międzynarodowy towarzyski turniej piłkarski dla juniorskich reprezentacji rozgrywany jest corocznie w sierpniu-wrześniu na stadionach w różnych miastach Polski. Turniej został zorganizowany w 1986 roku pierwotnie dla drużyn narodowych U-15. Od 1992 roku w turnieju wzięli udział drużyny narodowe U-16. Od 2001 roku w turnieju uczestniczą drużyny narodowe U-17.W turnieju występuje osiem drużyn i rozgrywano najpierw kołowy turniej w dwóch grupach, a potem mecz o 7 miejsce, mecz o 5 miejsce oraz mecz o 3 miejsce i finał. W przypadku remisu przeprowadzana była seria rzutów karnych. Grano 2x40 minut.
Michał Bartkowiak w kadrze rezerwowy.
W mijającym tygodniu w 28.edycji po raz szósty triumfowała drużyna gospodarzy, która tym samym zrównała się z Czechami w ilości triumfów. Wcześniej Polska wygrywała w latach 1990, 1997, 1999, 2006, 2011.  W latach 1988, 1991, 1992, 1996, 2001 i 2004 przegrywała w finale. Wśród triumfatorów w przeszłości był gracz wałbrzyskiego Zagłębia Sebastian Matuszak, który wówczas grał w kadrze U-15. Matuszak, wychowanek AKS Strzegom miał wielki talent, ale nie potrafił go spożytkować. Jedynym sukcesem była gra na zapleczu ekstraklasy w barwach Zagłębia i KP Wałbrzych, a w ostatnich latach czarował w amatorskiej lidze w Bawarii w Polonii Monachium.
Obecnie nie mniejszym, jak nie większym talentem pod Chełmcem jest Michał Bartkowiak. Głośno o nim po występach w seniorach, gdzie gra lepiej niż w Matuszak w jego wieku.  Niestety, wspólnym mianownikiem między Michałem a Sebastianem jest opinia o kłopotach pozasportowych. Miejmy nadzieję, że Bartkowiak nie pójdzie drogą Matuszaka.
Od dawna w kadrze juniorów występuje wałbrzyski pomocnik. Nie zdziwiło więc powołanie od Roberta Wójcika, opiekuna kadry U-17 na XXVIII Międzynarodowy Turniej o Puchar Syrenki. Oprócz niego znaleźli się piłkarze z Zagłębia Lubin, Lecha, Legii, Pogoni, SMS Łódź, ale i Nielby Wągrowiec (Piechowiak), Stali Mielec (Walski). Z Anderlechtu  przyjechał Płonowski, Racek z Arminii Hannover, z Schalek duet Olczyk - Skrzecz, a z norweskiego FK Fyllingsdalen Walczak. 
Z Cyprem Bartkowiak strzelił bramkę.
 Swoje mecze Polska rozgrywała w Ciechanowie. W każdym z trzech rozegranych spotkań Bartkowiakowi przypadła rola rezerwowego. W tej roli w premierowym, wygranym aż 5:0 meczu z Cyprem, ustalił wynik meczu po przerwie a obserwatorzy uznali gola najładniejszym w meczu. Kolejnym przeciwnikiem biało-czerwonym była Gruzja, która w pierwszym meczu wygrała z Norwegią po karnych 4-3 (po remisie 1:1). Michał zagrał ostatni kwadrans meczu wchodząc za Oktawiana Skrzecza (Schalke). Polacy wygrali 2:1 po golach Dawida Kownackiego z Lecha Poznań. To dało przepustkę do finału, gdzie czekała Ukraina po pokonaniu Irlandii Płn 3:1 i Danii 1:1 karne 5-3. W finale podopieczni trenera Wójcika dwukrotnie obejmowali prowadzenie po golach Adama Ryczkowskiego (Polonia Warszawa) i Kownackiego z karnego, ale nasi wschodni sąsiedzi dwukrotnie wyrównywali, w tym z karnego w ostatniej minucie gry na 2:2. Michał Bartkowiak grał nieco dłużej, bo wszedł w 52 minucie za Marcina Gałkowskiego (Pogoń Szczecin). O triumfie w turnieju decydował konkurs jedenastek, który zaczął się doskonale dla Ukraińców: celny strzał Czobotenko, a Fastow broni uderzenie Walskiego. W 4 serii bramkarz Lecha Adam Makuchowski broni strzał Sautina, co wobec celnego uderzenia Szubertowskiego dało wyrównanie. Za chwilę Ukrainiec Kapelan trafia w słupek, a Kownacki celnym strzałem zapewnia triumf Polsce!
Bartkowiak być może strzelałby karnego w dodatkowych seriach. Tytuł MVP turnieju odebrał pomocnik Zagłębia Lubin Filip Jagiełło, z kolei królem strzelców rozgrywek został Dawid Kownacki z czterema bramkami na koncie.
Triumfujący Polacy - z nr 14 Bartkowiak
Jeśli wierzyć doniesieniom Bogdana Skiby, to Michał pomoże Górnikowi już dzień po finale w Ciechanowie. Czyli zbytnio nie poświętuje. Z Mazowsza pojedzie wprost do Wielkopolski, do Kalisza na mecz wałbrzyszan z outsiderem Calisią. Wobec absencji G.Michalaka, M.Oświęcimki, przeziębienia A.Moszyka pomoc Bartkowiaka może okazać się nieoceniona. Nie wystąpiłby oczywiście w pełnym wymiarze czasowym, ale wejście w roli jokera nie jest mu obce (vide Głogów). Gdyby ziścił by się taki scenariusz to śmiało można byłoby porównać go do wyczynu obecnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka z 1985, kiedy to najpierw zagrał z finale PM w Brukseli Juventus-Liverpool, a dzień potem strzelił bramkę w meczu el.MŚ w Tiranie (1:0 z Albanią).

We Wrocławiu manita

Czwartkowy mecz z Sevillą popsuł ogólny obraz tegorocznego występu w europejskich pucharach Śląska Wrocław. Podopieczni Stanislava Levy'ego zdobyli sympatię piłkarskiej Polski najpierw znakomitym stylem skutecznej gry ze słabiutkim Rudarem, a potem kapitalny dwumecz z wyżej notowaną belgijską Brugią. Również pierwszy mecz w Hiszpanii zaskoczył obserwatorów, kiedy Mila i spółka prowadziła otwartą grę, wygrywała 1:0, miała szanse na podwyższenie wyniku. Ostateczny rezultat 1:4 tłumaczono wyrzuceniem Dudu, wyczerpującymi warunkami atmosferycznymi. Tak jak przed laty zachodnie kluby Europy oszaleli na punkcie Marka Citko, kiedy strzelał gole w Lidze Mistrzów w Widzewie, tak po latach na topie znalazł się
W jak Wrocław, W jak Waterloo
Waldemar Sobota, który notabene jest podopiecznym menedżera Citko. Dzięki Sobocie prasa zaczęła pisać o jego pierwszych klubach Małej Panwi Ozimek, kiedy dziennikarze uczyli się jak odmienia się nazwę tego zapomnianego drugoligowca. Do tego doszedł udany występ Soboty w kadrze i już jednym tchem wymieniano kluby, do których ma trafić wrocławski skrzydłowy. Pożegnaniem z Polską miał być mecz z Sevillą, a po słabym występie sam zawodnik twierdzi, że po nim jego transfer nie jest wcale taki pewny. Śląsk rozpoczął znakomicie i nie wiadomo jakby się spotkanie potoczyło, gdyby w 11 sekundzie Plaku trafił do bramki. Mecz oglądało ponad 40 tysięcy widzów. Po raz pierwszy od finału PP kibice przyszli ze względu na grę WKS, a nie zwiedzać nowy stadion jak było to w przypadku wcześniejszych rekordowych meczów ligowych z Wisłą i Lechią. Niestety, piłkarze nic nie zrobili by zatrzymać kibiców, by ponownie przyjechali na Stadion Miejski. Wynik 0:5 nie mówi całej prawdy. Jest to największa klęska domowa polskiej drużyny w europejskich pucharach. Nikt przed Śląskiem w Polsce nie przegrał u siebie pięcioma bramkami! Wcześniej co prawda tracono dużo bramek u siebie: Gwardia - PSV 1:5 w 1974, Lech - Duisburg 2:5 w 1978, Legia - Bayern 3:7 w 1988, Lech - Spartak 1:5 w 1993, Śląsk - Hannover 3:5 w 2012, ale nigdy nie była to tak wysoka klęska jak ta z Sevillą. Hiszpańska drużyna zagra bez ośmiu czołowych graczy, grała oszczędzając się przed ligowymi meczami, a i tak pięciobramkowa przewaga to najmniejszy wymiar kary dla wrocławian. Przed dwumeczem w el.LE wielu było zwolenników powołania do kadry Gikiewicza, ale występem w czwartek tym chwilowym zwolennikom bramkarz Śląska zamknął na długo usta. Najbardziej rozpoznawalny w tej chwili piłkarz wrocławian, kapitan drużyny Sebastian Mila trzeźwo ocenił odpadnięcie z Sevillą - pokazali nam miejsce w szeregu, zagrali na luzie, ale i tak na poziomie nieosiągalnym dla nas.
Śląsk i tak jest specyficzną drużyną, która wygrywa w pucharach mało meczów a rozgrywa ich w sumie sporo.
Sezon 2011/12 - jedno zwycięstwo (w pierwszym meczu 1:0 z Dundee United) - łącznie 6 meczów;
sezon 2012/13 - jedno zwycięstwo (w pierwszym meczu w Podgoricy z Buducnost 2:0) - łącznie 6 meczów;
sezon 2013/14 - dwa zwycięstwa (4:0 z Rudarem Pljevlja i 1:0 z FC Brugge) - łącznie 6 meczów.
W 18 rozegranych meczach ledwie 4 zwycięstwa. Szkoda, że w tym sezonie wrocławski zespół podkpił końcówki meczów w Podgoricy i Brugii, gdzie tracił pewne prowadzenie. Szkoda, bo punktów rankingowych może w przyszłości zabraknąć.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Eurobalonik pękł przy Ł3

Oczekiwanie na Ligę Mistrzów niebawem osiągnie pełnoletność. Od połowy lat 90-tych ubiegłego wieku mistrzowi Polski nie udaje się dostać do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Wiśle Kraków jak nie zabrakło szczęścia w Atenach, gdzie ulegał Panathinaikosowi po dogrywce to na Cyprze zabrakło bodaj 3 minut, by cieszyć się futbolowym i finansowym rajem. Legia w tym roku przeczołgała się do IV rundy - po słabiutkim dwumeczu z Walijczykami, dwukrotnie zremisowała z Molde, ale dzięki bramce na wyjeździe awansowała do decydującej rundy. Wylosowanie rumuńskiej drużyny przyjęto z mieszanymi uczuciami, ale panował
Szukała zagrał na nieosiągalnym  dla Legii poziomie 
ogólnie optymizm. W pierwszym meczu w Bukareszcie padł bramkowy remis, który odebrano nad Wisłą jako dobrą monetę. Zapomniano o fatalnej grze, Steaua zdominowała wszakże u siebie w pierwszych 45 minutach Legię i tylko słowackiemu bramkarzowi zawdzięczają remis. Tydzień dzielący oba spotkania to istne pompowanie balonika. Zwycięski dwumecz z Goeteborgiem za kadencji Pawła Janasa w Legii przypomniano w większości mediów. Liczono miliony €, które przeliczano na złotówki i spekulowano na co stołeczny klub wyda. Miasto zasponsorowało  budowę stadionu, więc najgłośniej mówiono o ośrodku treningowym pod Warszawą.  Gdzieś w oddali słychać było głosy rozsądku, które doliczyły się ledwie 2 wygranych w ostatnich 7 meczach, w tym nad drugoligowym Rozwojem Katowice... Ileż głosów celebrytów, znanych osobistości można było usłyszeć w obronie Żylety, którą zamknęła UEFA na ten wyjątkowy mecz. Jak zapewniał stadionowy spiker Żyletą we wtorkowy wieczór był cały stadion. Do atmosfery na trybunach, w mediach, do tej całej otoczki nie dostosowali się piłkarze, którzy praktycznie po 9 minutach mogli myśleć o fazie grupowej ale Ligi Europejskiej. Zabrakło jakości - taki najpopularniejszy komentarz brzmiał. Wynik 2:2 jest głęboko mylący, po latach gdy spojrzy się na dwa remisy pierwszą myślą będzie, że był to wyrównany bój. Nic bardziej mylnego. Steaua pokazała Legii miejsce w szyku, jak jej dużo brakuje do średniego poziomu europejskiego.
Tak miał wyglądać Przegląd Sportowy w przypadku awansu
Kuciak, ewentualnie Kosecki (dzięki głownie szybkości), Radović (waleczność) - ta trójka w opinii fachowców pokazała, że była przygotowana na walkę o Ligę Mistrzów. A co z resztą? Czy aby na pewno to trio podołałoby w walce z Arsenalem, Borussią czy choćby z Viktorią Pilzno? A co z letnimi transferami? Junior uzupełnił lukę w defensywie. Co do Pinto, to po meczu nie słychać z obozu Legii głosów zawodu, bo jak się okazało po 2 miesiącach, że nie miał być wzmocnieniem przed LM, tylko miał być katalizatorem dla podniesienia poziomu Furmana, Łukasika... Media jak to media, przed meczem liczono plusy, wychwalano, a po meczu część odwróciła poglądy o 180 stopni. Taki urok i piłkarze z elką na piersi nie powinni obwiniać dziennikarzy. Bo przecież to oni kreują gwiazdy.
Prawdziwą wartość obecnej drużyny Jana Urbana poznamy jesienią w rozgrywkach Ligi Europejskiej. Liga Mistrzów póki co, dla płaczących po meczu na murawie Rzeźniczaka, Koseckiego, to za wysokie progi. Będą sukcesy w fazie grupowej LE - legioniści wyciągnęli wnioski, zdobywają doświadczenie i być może powalczą o LM, a jeśli będą porażki - formuła Urbana się wyczerpała, czas na zmiany.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Włodarczyk strzela w Pucharze Polski

O oldbojach, którzy grają z powodzeniem w Pucharze Polski pisałem przed rokiem.W tym roku z pucharowych rozgrywek odpadła już Reprezentacja Śląska Oldbojów Katowice, która w I rundzie przegrała ze Śląskiem Świętochłowice 1:4. Spore emocje towarzyszyły meczowi Oldbojom Lecha ze sławnym Odlewem Poznań. Sławnym z powodu permanentnych porażek. Kolejorz wygrał 9:2. W tym roku mocną kadrowo ekipę wystawili oldboje warszawskiej Legii. W swoim pierwszym meczu pokonali oni
Oldboje Legii z Włodarczykiem (drugi od lewej).
FC Lesznowolę z warszawskiej grupy A klasy. W przeddzień meczu o Ligę Mistrzów legioniści zagrali o nietypowej porze - 21.00 i bez problemów wygrali 3:0.  Po fantastycznym uderzeniu z dystansu Tomasza Sokołowskiego legioniści prowadzili 1-0, na 2-0 podwyższył Maciej Bykowski dobijając strzał Marcina Mięciela. Wynik ustalił w 77. minucie meczu Piotr Włodarczyk po zagraniu Ariela Jakubowskiego. Kto zagrał w Legii? Na ogół byli piłkarze stołecznej drużyny: Szamotulski w bramce, obaj Tomaszowie Sokołowscy, Michał Żewłakow, Kiełbowicz, Mięciel i najstarszy na boisku 51-letni Dariusz Dziekanowski, którego po przerwie zastąpił właśnie Włodarczyk. Oprócz nich wystąpili zawodnicy nie wiele mający wspólnego z grą przy Łazienkowskiej w koszulce z elką na piersi. Bykowski, Kłos czy Jakubowski bardziej kojarzeni są z klimatami łódzkimi. Tych zawodników w swój charakterystyczny sposób podsumował Piotr Włodarczyk w rozmowie z redaktorem strony weszlo.com K.Stanowskim - jest taka fundacja "Mam marzenie". No i są tacy piłkarze, co mieli marzenie, by kiedyś zagrać w Legii, ale im się nie udało. My im teraz pomagamy.
Najważniejsza w ich wieku jest dobra zabawa, a mecz o tak późnej porze oglądało ponad setka wiernych fanów.

Dobry weekend ekswałbrzyszan w wyższych ligach

Debiut ligowy w Ruchu - Mrowiec vs. Nakoulma
Adrian Mrowiec w końcu zadebiutował w ekstraklasie w Ruchu Chorzów. Po transferze doznał podczas treningu kontuzji, potem zaliczył mecz w trzecioligowych rezerwach Niebieskich, potem był w Gdyni (na ławce rezerwowych meczu pucharowego, a nie na plaży). W piątek z kolei, dzięki absencji kontuzjowanych defensorów Ruchu, trener Jacek Zieliński dał szansę debiutu Adrianowi w Wielkich Derbach Śląska. Mrowiec walczył z Nakoulmą, Zacharą, którzy co prawda strzelili po bramce, ale ostateczny rezultat 2:2 na pewno jest sukcesem chorzowian. Media oceniły występ wałbrzyszanina średnio - na 6 w skali 1-10. W tym samym dniu nie wystąpił w Lubinie Paweł Oleksy, który przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych. Ptaki ćwierkają o kolejnej roszadzie trenerskiej w Zagłębiu, może wtedy Oleksy powróci na stałe do składu Miedziowych?
Dawid Kubowicz ostatnie dwa ligowe mecze z kolegami z Arki Gdynia kończył w iście szampańskich humorach. Dwa razy po 3:0 ma swoją wymowę. Kuba jest w tym sezonie pewniakiem w defensywie żółto-niebieskich i coraz śmielej mówi się w Trójmieście o włączeniu się do walki o awans.
Bartosz Biel w Puszczy Niepołomice opuścił ostatnie miejsce w lidze. Najpierw w środę w derby Małopolski Puszcza pokonał faworyta Termalikę 2:0, a teraz wywiozła punkt z Olsztyna po remisie 1:1. W obu spotkaniach Bartek wchodził w końcówkach meczów. W Olsztynie wszedł w 70 minucie za Łukasza Nowaka, a w 81' dograł Pawłowi Moskwikowi, który celnym strzałem zapewnił punkt beniaminkowi. Sportowa prasa (Przegląd Sportowy, Sport) z reguły nie oceniają piłkarzy, którzy nie zaliczą co najmniej jednej połowy, ale w przypadku Biela oceniono jego wkład w bramkę dla niepołomiczan i otrzymał od PS solidną szóstkę.
Marcin Orłowski w Chojniczance nie ma co liczyć na wyjście w podstawowej jedenastce, ale dość regularnie wchodzi w roli jokera. Chojnice zajmują wysokie 5.miejsce, a w Niecieczy Orzeł zaliczył skromne pięć minut.
W niższych ligach byłym graczom z Wałbrzycha różnie się wiedzie.W trzeciej lidze sensacyjnym liderem grupy dolnośląsko-lubuskiej jest Foto-Higiena Gać, gdzie wciąż rozgrywa 38-letni już Jacek Sorbian! Damian Olejnik i Marcin Matysek z Bielawianką przegrali u siebie z Oławą aż 0:5. Czerwoną latarnią póki co jest Polonia/Sparta Świdnica, która wg niektórych miała bić się o awans. Póki co Marcinowi Morawskiemu, Jackowi Fojnie, Józefowi Kwitowi brakuje czasem szczęścia, czasem pokory, a przede wszystkim skuteczności.
Piotr Przerywacz znowu w grze!
Próżno wyglądać trzecioligowych występów Wojciecha Ciołka w beniaminku GKS Kobierzyce. Nie mogąc wywalczyć sobie miejsca w składzie zdecydował się na transfer do czwartoligowego Sokoła Wielka Lipa.  Kobierzycka "Gieksa" ma na swoim koncie jedną porażkę - wyjazdową z Gacią 1:2 po golu w ostatniej minucie gry, a w ostatniej kolejce w doliczonym czasie gry wyrównała w meczu przy Oporowskiej ze Śląskiem II (1:1). Drugą połowę meczu w barwach GKS zagrał 41-letni trener juniorów Górnika Wałbrzych Piotr Przerywacz! Popularny Przeryw w Kobierzycach grywał do tej pory w oldbojach, a na spotkanie we Wrocławiu był przewidziany jako rezerwowy. Wszedł po przerwie za Mateusza Kuźniecowa, który w doliczonym czasie trafił samobója! GKS wyrównał, a Piotr zaliczył trzecioligowy debiut.
A w klasie okręgowej w barwach Skalnika Czarny Bór debiut zanotował Kornel Duś - rocznik 1993. Kto by pomyślał, że trzy lata temu był jedną z największych rewelacji Górnika Wałbrzych debiutującego wówczas w 2.lidze zachodniej. Wydawałoby się, że wałbrzyszanie mają problem z młodzieżowcami rozwiązany na kilka lat, bowiem w bieżących rozgrywkach Duś traktowany jest jako młodzieżowiec. Kornel po drodze grał w kadrze, potem coraz słabiej w lidze, aż podziękowano mu za grę. Po epizodach w Kamiennej Górze i Gorcach trafił do Czarnego Boru.

Janas przegrywa w Wałbrzychu

Bytovia Drutex Bytów gra trzeci sezon w drugiej lidze, dwa poprzednie zakończyła w ścisłej czołówce, a w ostatnim wręcz niespodzianie zakończyła dopiero na trzecim miejscu. Firma Drutex pompuje spore pieniądze w klub, choć w przeszłości spekulowano zaangażowanie w Lechię czy Lecha. Ten sezon ma być potwierdzeniem przysłowia do trzech razy sztuka, ale początek sezonu nie potwierdza aspiracji Bytovii. Najpierw odpadnięcie z Pucharu Polski z przeciętnym Gryfem Wejherowo (2:3 u siebie), potem remis na boisku beniaminka z Ostrowa Wielkopolskiego czym zapłacił głową Waldemar Walkusz - chodząca legenda klubu, który prowadził klub od okręgówki. Szybko jednak o nim zapomniano, gdy podano nazwisko jego następcy. Paweł Janas to topowe nazwisko nie tylko w drugiej, ale na pewno wśród szkoleniowców klubów wyższych lig. Póki co do soboty nie zaznał goryczy porażki - wywożąc punkt z gorącego boiska Warty Poznań i pokonując jedynego pogromcę Górnika Wałbrzych- Błękitnych ze Stargardu Szczecińskiego.
Wałbrzyski klub już wpisał się w historię bytowskiego klubu. To z Górnikiem Bytovia odniosła historyczne pierwsze drugoligowe zwycięstwo. W sierpniu 2011 w 3.kolejce Bytovia po 2 porażkach (w Częstochowie 0:2 i Tychami u siebie 0:4 m.in. po 2 golach Marcina Folca) przyjechała na Ratuszową, gdzie po celnych strzałach Michała Pietrzyka i Dawida Ambroziaka wygrała 2:1. W tymże sezonie wałbrzyszanom udało się zremisować w Bytowie 1:1 po golu Marka Wojtarowicza, co było jedyną do soboty zdobyczą punktową Górnika w pojedynkach z bytowską ekipą.  Faworytem spotkania była Bytovia, ale boisko po raz kolejny
Paweł Janas nie miał wesołej miny w Wałbrzychu.
  zweryfikowało papierowe spekulacje. O potencjale obu zespołów mogły świadczyć choćby ostatnie transfery w tygodniu poprzedzającym mecz - Bytovia pozyskała Konrada Niedzielskiego z Młodej Ekstraklasy GKS Bełchatów (23 mecze w minionym sezonie), który od razu wyszedł w podstawowej jedenastce, a Górnik zatwierdził 16-letniego Damiana Migalskiego, który grywał w DLJ. Goście jak na kandydata do gry w 1.lidze rozczarowali, ambitnie grający wałbrzyszanie zneutralizowali wysokiego, skutecznego Roberta Hirsza, zagęszczając środek nie dawali szans na grę kombinacyjną. Akcja Daniela Zinke i piękna główka Grzegorza Michalaka dała prowadzenie, potem postacią numer stał się arbiter bytomski Piotr Lasyk, który podpadł obu drużynom. Najpierw niezrozumiale ukarał Zinke za rzekome wymuszanie faulu w doliczonym czasie gry I połowy. Za chwilę dał dograć akcję gościom, którzy o mały włos nie wyrównali. Potem był karny za faul na Marcinie Folcu. Abstrahując od faktu czy Diego faulował napastnika Górnika to pozostaje pytanie czemu Lasyk dwukrotnie pokazał czerwoną kartkę? Najpierw w tłumie zawodników w okolicach szesnastki, gdy wskazywał na "wapno", a potem w środku boiska gdy były obrońca Rakowa dyskutował jeszcze o przewinieniu. Koniec końców fatum karnych pokonał Adrian Moszyk i było 2:0. Trzecią bramkę zdobył Grzegorz Michalak po wzorcowej zespołowej akcji gospodarzy. Wynik mógł wyglądać jeszcze lepiej, gdyby nie kiks Wojciecha Szuby. Świdniczanin przejął źle zagraną piłkę od bramkarza gości Dominika Sobańskiego i mógł zrobić wszystko - sam próbować szczęścia, zagrać do lepiej ustawionego Folca, poczekać na nadbiegającego G.Michalaka. Z zagrania, które wylądowało poza ... boczną linią boiska można domniemać, że Szuba chciał podaniem uszczęśliwić Moszyka. Faktem jest, że młodzieżowy pomocnik Górnika należał do najsłabszych na placu i daleko mu do następcy Morawskiego. W końcówce meczu goście coraz śmielej atakowali, głównie za sprawą wprowadzonego Wojciecha Pięty - rocznik 1976 (tylko Drąg z Odry jest starszy w tej lidze)- imponującemu rozgrywaniem stałych fragmentów gry. W doliczonym czasie gry w siatkarskim stylu Marek Wojtarowicz chciał pomóc Jaroszewskiemu w śrubowaniu rekordu minut bez straty gola, ale sędzia zauważył przewinienie wyrzucając Maro i dyktując karnego, który dał honorowe trafienie gościom. Szkoda, że część mediów, w tym spiker/red.skibasport.pl Bogdan Skiba twierdzi, że jedenastka była pokłosiem faulu a nie zagrania ręką. Nie zmienia to faktu, że Wojtara, Grześka Michalaka z powodu problemów kartkowych zabraknie w najbliższym meczu w Kaliszu. Calisia - dziś outsider - na pewno tanio skóry nie sprzeda. Maciej Jaworski zmuszony będzie na pewne roszady w składzie: Wojtarowicza zastąpi zapewne Łaski lub Orzech, na występ będzie mógł liczyć Sawicki (w pomocy lub obronie), a oprócz wykartkowanych nie zagrają kontuzjowany Oświęcimka i będący na kadrze Bartkowiak. Michał być może zagra już w dzisiejszym meczu przeciwko Cyprowi, a oprócz Kalisza będzie mógł zapomnieć również o meczu z Ruchem.
Paweł Janas ostatni raz na Stadionie 1000-lecia gościł w drugiej połowie lat 90-tych ubiegłego stulecia, kiedy obserwował w KP Wałbrzych Piotra Włodarczyka, którego powoływał do kadry olimpijskiej. Drugi przyjazd to, niestety dla niego historyczna pierwsza porażka w drugiej lidze. I znów Górnik Wałbrzych zapisał się poniekąd w historii Bytovii.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Skąpy jak ... Wenger ?

Transfery są naturalną rzeczą, a głównym tematem zwłaszcza podczas przerw pomiędzy sezonami oraz podczas okienek transferowych. Niektóre są dopinane ekspresowo, inne zaś przekształcają się w prawdziwą epopeję. Niekiedy jest to gra obu stron próbujących ugrać więcej (pieniędzy) dla siebie, czasem jest to nieudolność menedżerów. W tym roku polscy kibice mogli się przyglądać historii Roberta Lewandowskiego, który już miał być wg słów jego menago posła Cezarego Kucharskiego w Bayernie, a ostatecznie pozostał w BVB. Przegląd Sportowy swego czasu prowadził stałą rubrykę "z życia Lewandowskiego". Wciąż trwa epopeja pt. Czy Bale przejdzie z Tottenhamu do Realu. Tu kwestią jest wysokość transferu. Sprowadzenie Walijczyka ma być odpowiedzią na transfer Neymara do Barcelony. Z kasą zaszaleli we Francji w PSG i Monaco, gdzie inwestują cudzoziemcy. Szaleństw zabrakło w Anglii, gdzie oczekiwano w końcu (!!!!) ofensywy Arsenalu Londyn. Popularni Kanonierzy od kilku lat nie mogą się pochwalić żadnym trofeum, oszczędność na rynku transferowym najpierw tłumaczyli znakomitą pracą z młodymi piłkarzami we własnej akademii, potem spłacaniem kredytu zaciągniętego na budowę stadionu. Ale gdy z ekipy Arsene'a Wengera możni zaczęli wyciągać za grubą kasę kolejne gwiazdy typu Cesc, Toure, Nasri, van Persie cierpliwość fanów powolutku się wyczerpywała. W tym okienku transferowym Wenger miał do dyspozycji rekordową sumę ( £123 milionów), pożegnano kilkunastu zawodników, na których nie tylko zaoszczędzi klub finansowo, ale zrobi się miejsce na nowych. Z potencjalnych gwiazd miał trafić Higuain, Rooney czy Suarez. Nie trafił nikt. Najwięcej emocji towarzyszyło Urugwajczykowi, na którego londyński klub miał poświęcić ponad 40 milionów. Póki co jedynym nowym graczem jest pozyskany z
Mecz z AV -fani The Gunners żądają transferów
drugoligowego Auxerre Yaya Sanogo, ale trudno oczekiwać by doprowadził Arsenal do sukcesów. Pierwsza kolejka to porażka u siebie z Aston Villa 1:3, po którym gromy spadły na głowę menedżera Wengera. Francuz zaprzecza, że jest skąpy. Brak transferów jest dla większości niezrozumiały. Analizując tylko okres od początku lipca media łączyli z The Gunners kilkadziesiąt nazwisk, od zdolnych nastolatków po głośne postacie, które najprawdopodobniej zainteresowanie londyńczyków wykorzystali by wytargować lepsze pieniądze z nowym klubem.
Daily Mail przypomina Francuzowi ile czasu mu zostało.
Spróbowałem spisać te nazwiska: Yohann Canaye Francja Newcastle
Kolbeinn Sigthórsson Islandia Ajax
Paul Pogba Francja Juventus
Luis Suarez Urugwaj Liverpool
Ashley Williams Walia Swansea
Michu Hiszpania Swansea
Karim Benzema Francja Real Madryt
Gonzalo Higuain Argentyna Real Madryt (dziś SSC Napoli)
Adil Rami Francja Valencia
Marouane Fellaini Belgia Everton
Goeffrey Kondogbia Francja Sevilla
Atsuto Uchida Japonia Schalke 04
Luiz Gustavo Brazylia Bayern (wybrał Wolfsburg)
Sebastian Jovetić Czarnogóra Fiorentina (dziś Manchester City)
Florian Thauvin Francja Lille
Etienne Capoue Francja Tuluza (dziś Spurs)
Sebatian Perez Kolumbia Atletico Nacional
Matthias Ginter Niemcy Freiburg
David Villa Hiszpania FC Barcelona (dziś Atletico Madryt)
Bernard Brazylia Atletico Mineiro (Szachtar Donieck)
Christian Benteke Belgia Aston Villa
Ciprian Marica Rumunia Schalke 04
Victor Valdes Hiszpania FC Barcelona
Godfrey Oboabona Nigeria Sunshine Stars
Aleksandar Dragović Austria FC Basel (dziś Dynamo Kijów)
Sinan Kurt Niemcy Borussia Moenchengladbach
Ilkay Gundogan Niemcy Borussia Dortmund
Jesus Navas Hiszpania Sevilla (dziś Manchester City)
Julio Cesar Brazylia QPR
Victor Wanyama Kenia Celtic Glasgow
Eduardo Salvo Argentyna Benfica Lizbona
Wayne Rooney Anglia Manchester United
Pepe Reina Hiszpania Liverpool (dziś Napoli)
Cesc Fabregas Hiszpania FC Barcelona
Stephan El-Shaarawy Włochy AC Milan
Cheikhou Kouyate Senegal Anderlecht Bruksela
Junior Malanda Belgia Zulte Waregem
Tim Krul Holandia Newcastle United
Ignazio Abate Włochy AC Milan
Jewhen Konoplanko Ukraina Dnipro Dniepropietrowsk
Maxime Gonalons Francja Lyon
Nicolas N'Koulou Kamerun Marsylia
Benjamin Mendy Francja Le Havre (dziś Marsylia)
Andrea Ranocchia Włochy Inter Mediolan
Frederico Marchetti Włochy Lazio Rzym
Julian Draxler Niemcy Schalke 04
Sebastian Rode Niemcy Eintracht Frankfurt
Asier Illarramendi Hiszpania Real Madryt
Stephen Mbia Kamerun QPR
Lucas Barrios Paragwaj Evergrande Guangzhou
Julien Ngoy Belgia Standard Liege
Antonio Sanabria Paragwaj FC Barcelona (La Massia)
David Accam Ghana Helsinborg.
Uff, starczy. Niektórzy jeszcze by dodali kogoś z naszych dortmundczyków, ale póki co w szatni Arsenalu pozostaje duet polskich bramkarzy Fabiański - Szczęsny. Choć jak przeanalizuje się tę listę to również szukano nowych bramkarzy (Julio Cesar, Valdes, Reina). Z pewnością ta lista traci na aktualności z godziny na godzinę, o czym świadczy rzekome zainteresowanie Casillasem, po tym jak Iker zaczął pierwszy ligowy mecz na ławce rezerwowych.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Jedenastka Wszechczasów wg World Soccer

Sezon wakacyjny dla mediów piszących o futbolu okres śledzenia sparingów, transferów, jak i również wszelkiego rodzaju podsumowań. Nie tylko posezonowych. Miesięcznik World Soccer w dodatkowym letnim magazynie pokusił się o zestawienie Jedenastki Wszechczasów. Wśród głosujących znaleźli się byli piłkarze, trenerzy jak i również dziennikarze współpracujący z World Soccer. Polskę reprezentowali Zbigniew Boniek (przedstawiony jako były reprezentacyjny piłkarz, a nie prezes PZPN), Jerzy Dudek (jako ... ekspert telewizyjny), Dariusz Kurowski (dziennikarz). Nominowano 102 zawodników spośród których wybierano drużynę marzeń. Dodatkowo głosujący oddawali swoje głosy na trenerów.
Jak głosowali Polacy? Boniek postawił na zestaw: Buffon - Carlos Alberto, Beckenbauer, Scirea, Facchetti - LATO, Platini, Zidane, Messi - Cruyff, Maradona. Również wśród szkoleniowców Zibi głosował za rodakiem - Antonim Piechniczkiem, a oprócz niego na Trapattoniego, Łobanowskiego, Guardiolę i Mourinho.
Dudek wybrał z kolei Casillasa- Roberto Carlosa, Gentile, Beckenbauera, Maldiniego - Ronaldinho, Platiniego, Zidane, C.Ronaldo - Messiego, Maradonę. Wśród trenerów - Ferguson, Mourinho,Benitez, Houlier, Beenhakker - czyli w większości ci, którzy Dudzia prowadzili w klubach i kadrze.
Kurowski z kolei postawił na old school: Maier - Carlos Alberto, Beckenbauer, Maldini, Facchcetti - Messi, Cruyff, Zidane - Pele, Di Stefano. Trenerzy? Michels, Happel, Pozzo, Herrera, Mourinho.
Jedenastka Wszechczasów wg World Soccer
Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że polska ekipa głosująca była mocno piłkarsko, bo Bońka i Dudka większość kojarzy. Inne nacje reprezentowane głównie były przez dziennikarzy, a stricte piłkarskie środowisko reprezentowali Fredi Bobić, Giuseppe Bergomi, Brian Kerr, Bora Mulitunović.
Jedenastka przedstawiona jest na infografice. Jaszyn zdecydowanie wyprzedził Banksa i Zoffa, a sensacją jest pojawienie się Argentyńczyka Carrizo, na którego głosował korespondent Reutera. Wśród bocznych obrońców wygrali Cafu i Maldini, którzy wyprzedzili brazylijskie trio Carlos Alberto, Roberto Carlos, Djalma Santos. Egzotycznym wyborem był głos na Szkota McGraina (głosował irlandzki dziennikarz). Na środku obrony bezkonkurencyjny był Franz Beckenbauer (68 głosów), a Bobby Moore (23) o głos okazał się lepszy od Franco Baresiego! Wśród rozgrywających najwięcej głosów zdobył boski duet - Boski Diego (64) i Boski Johann (58). Kolejny duet, królewski z Madrytu, czyli Di Stefano i Zidane wyprzedził nieznacznie Platiniego. Daleko w tyle Cristiano Ronaldo czy Xavi. Grzegorz Lato dzięki głosowi Bońka również znalazł się w tym elitarnym gronie, gdzie brakło np. Iniesty. Atak to Pele (56 głosów), Messi (46) a dalej długo nikt. Trzeci Puskas zgromadził 11 głosów. Tę najwspanialszą ekipę miałby poprowadzić Alex Ferguson (49 głosów), który nieznacznie wyprzedził trzema głosami Rinusa Michelsa. Special One, czyli Mourinho był trzeci (21 głosów). Wśród szkoleniowców nie zabrakło polskich akcentów. Na Piechniczka głos oddał Boniek, ale już Kazimierza Górskiego docenił ...Carlos Ramirez z Meksyku! 

W pucharze ostał się jedynie Kubowicz

PZPN włożył dużo pracy, by nadać odpowiednią rangę rozgrywkom Pucharu Polski. Działaniom marketingowym, organizacyjnym przyświeca cel, by "turniej tysiąca drużyn" był tym, czym jest chociażby w Anglii, Hiszpanii, Niemczech czy we Włoszech. W tym roku już latem poznaliśmy drabinkę, kto na kogo może trafić w drodze do finału, który ma być rozegrany na Stadionie Narodowym. Pamiętając ubiegłoroczne wyniki Górnika Wałbrzych pozostaje żałować, że to wszystko dzieje się bez udziału biało-niebieskich. Można gdybać co by było, gdyby Maciej Jaworski był przy zespole, a nie na wakacjach, gdyby udało się pokonać w Częstochowie rezerwy Skry... Częstochowianie w 3.lidze obecnie radzą sobie znakomicie- komplet punktów, bez straty gola w 3 dotychczasowych spotkaniach. Gdyby Górnik wygrał pod Jasną Górą to do Wałbrzycha zawitałby jeden z faworytów drugiej ligi gr. wschodniej Motor Lublin, co byłoby sporym wydarzeniem, nie tylko piłkarskim, ale i pod względem kibicowskim, bo za Motorem przyjechałoby kilkaset fanów m.in. z Wrocławia. Gdyby udało się pokonać Motor to mielibyśmy okazję do rewanżu z Olimpią Grudziądz, która na papierze uznana została jako faworyt do awansu do ekstraklasy. Choć zespół trenowany przez Tomasza Kafarskiego przegrał na inaugurację u siebie z Ząbkami aż 0:5 to wciąż jest groźny, nieobliczalny zespół, w którym gra ubiegłoroczny król strzelców, wrocławianin Maciej Kowalczyk, o którym głośno było po zatrzymaniu przez CBŚ w związku z handlem narkotykami. Gdyby Górnikowi udało się zrewanżować Olimpii i ją wyeliminować to w ostatni weekend znów moglibyśmy spodziewać się tłumów przy Ratuszowej, bowiem przyjechałaby legnicka Miedź.  A gdyby wtedy doszło do kolejnej niespodzianki i ostałaby pokonana Miedź to w Wałbrzychu szykowano by się na przyjazd Lecha Poznań...
Ale to tylko gdybanie. Faktem jest, że spotkania pucharowe, mimo wielu transmisji telewizyjnych w tvn turbo i orange sport w przeciągu trzech dni, cieszyły się sporym zainteresowaniem. Zaledwie dwa spotkania nie przyciągnęły co najmniej tysiąca kibiców. W jednym przypadku o awansie decydowały karne, w trzech dogrywka. Dwa, na chwilę obecną eksportowe zespoły - Legia i Śląsk - trafiły na drugoligowców i o ile warszawianie nie mieli problemów w Katowicach z Rozwojem, to grający w najsilniejszym składzie Śląsk potrzebował dopiero dogrywki by wygrać w Stalowej Woli. Do największych niespodzianek - czytaj wyeliminowania zespołów T-Mobile Ekstraklasy - doszło w Gdyni, Katowic. Drugoligowcy tym razem nie mieli wiele do powiedzenia, choć liczono na niespodziankę w Wejherowie, gdzie lepszy okazał się tyski GKS. W Sosnowcu Wisła bezapelacyjnie wypunktowała gospodarzy 4:0. Mecz oglądała rekordowa
Dawid Kubowicz w meczu PP Arka -Ruch 3:2 pd
w tym etapie rozgrywek widownia - około 5000, która "wyróżniła" się obraźliwą flagę nt. Franciszka Smudy. Rozwój przegrał po słabiutkiej grze z Legią 0:3, a mecz oglądało ledwie 800 widzów. Bodaj największe emocji towarzyszyły spotkaniu Arki Gdynia i Ruchu Chorzów. Najpierw media żyły rozróbami na trójmiejskiej plaży z udziałem chuliganów z Chorzowa, a potem na boisku mieliśmy prawdziwy rollercoaster. Niebiescy dwa razy obejmowali prowadzenie, Arkowcy za każdym razem doprowadzali do wyrównania by ostatecznie wygrać 3:2. W tym spotkaniu mogło dojść do wałbrzyskiego pojedynku Kubowicz - Mrowiec. O ile Dawid ma pewny plac w zespole Pawła Sikory to Adrian jeszcze nie zadebiutował w oficjalnym spotkaniu Ruchu. Kuba zagrał cały mecz, zarobił żółtą kartkę, Mrowiec dochodzący po kontuzji najpierw zaliczył mecz w rezerwach, pojechał do Gdynii, ale mimo absencji kilku doświadczonych zawodników całe 120 minut przesiedział na ławce rezerwowych. Szkoda, bowiem byłaby to okazja dla Adriana by przypomnieć się gdyńskim kibicom, bowiem reprezentował on żółto-niebieskie barwy w latach 2009-10.
Z awansu również cieszy się Paweł Oleksy z kolegami z Zagłębia Lubin. Po raz drugi w przeciągu miesiąca gościł na stadionie Piasta Gliwice i w przeciwieństwie do ligowej porażki 1:2 tym razem dolnośląski zespół nie przegrał. Po bezbramkowym pojedynku lubinianie lepiej wykonywali rzuty karne 5-4. Paweł tym razem przesiedział mecz na ławce rezerwowych a na lewej obronie grał Serb Đorđe Čotra.
Oprócz meczu Legii najmniejszym zainteresowaniem cieszył się przyjazd białostockiej Jagiellonii do Niepołomic. Beniaminek 1.ligi po awansie nie zdobył jeszcze punktu, w tygodniu rozegrał okolicznościowy mecz z okazji 90-lecia klubu i wygrał z Cracovią 2:1. Jednak w meczu o stawkę Puszcza nie miała najmniejszych szans z Jagiellonią. 0:3 mówi samo za siebie. Reprezentujący barwy Puszczy Bartosz Biel doznał w pierwszym ligowym meczu kontuzji, wrócił do gry podczas sparingu z Pasami, a w pucharze przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych.

piątek, 16 sierpnia 2013

Falstart papierowych tygrysów

Powoli rusza ligowa karuzela nowego sezonu, po najwyższych, centralnych ligach przyszła pora na regionalne. Przed sezonem na podstawie transferów, czasem wyników sparingów dziennikarze typują faworytów. Póki co rzadko typy mają pokrycie w rzeczywistości. W trzeciej lidze znalazło się miejsce dla rezerw dolnośląskiego ekstraklasowego duetu. Tymczasem o ile Zagłębie II łatwo poradziło sobie z Polonią Trzebnicą (5:0), to Śląsk II wymęczył remis 1:1 z Prochowiczanką. Szkoda, że przełożono bezpośredni mecz pomiędzy rezerwami na październik, bo już teraz mielibyśmy porównanie zaplecza najlepszych ekip regionu.
W Świdnicy wiele obiecują sobie po Morawskim.
Wiele spodziewano się po starcie Polonii/Sparty Świdnica. Świdniczanie przed sezonem stracili co prawda Wojciecha Szubę, ale za to przyszedł Marcin Morawski, którego w regionie nie trzeba szerzej przedstawiać. Gdy jeszcze na testy trafili Kwit z Kokoszką zaczęto głośno pisać o walce o awans. Wspomniany duet testy w Świdnicy zakończył podobnie jak przy Ratuszowej, czyli fiaskiem. Podobnym rezultatem zakończył się ligowy debiut w Świdnicy z Bielawianką (0:1). Kolejny mecz w Kątach Wrocławskich przyniósł remis 0:0, co w świetle niewykorzystanego karnego przez gospodarzy trzeba uznać jako sukces. A apetyty były o wiele większe. Szkielet Lato-Fojna-Morawski miał doprowadzić do czuba tabeli, a tymczasem Fojna prezentuje się mocno przeciętnie, Maran nie potrafi się wstrzelić w bramkę, a w ataku zawodzi Mateusz Jaros, który kilka razy próbował załapać się do Górnika. O ile Świdnica zawodzi to tymczasem Bielawianka z dwóch wyjazdów przywiozła komplet punktów ucierając nosa tym, którzy prognozowali problemy w obecnym sezonie. Oprócz Bielawianki komplet zdobyła Ślęza Wrocław, która i tym razem będzie się liczyła w walce o awans oraz Foto-Higiena Gać, gdzie wciąż gra 38-letni Jacek Sorbian.
Trzecią ligę, podobnie jak drugą, w tym sezonie czeka mała rewolucja. Mistrzowie grup uzyskują możliwość gry w barażach o II ligę. Spadkowiczów poznamy zależnie od liczby drużyn spadających z lig wyższych. Sporo oczekuje się od rezerw, zwłaszcza po protestach z Poznania, Warszawy po decyzji nie przyznającej rezerwom miejsca w drugiej lidze. Lech II, grający we Wronkach, zaczął od niespodziewanego remisu z Gromem Plewiska, ale potem wygrał dwa mecze. Jeszcze gorzej radzi sobie Legia II, która wymęczyła w premierze zwycięstwo nad GKS II Bełchatów 1:0 po golu w 90 minucie, a w drugim meczu uległa Ursusowi Warszawa. W swoich grupach punktują regularnie rezerwy Ruchu (gdzie po kontuzji formy szuka Adrian Mrowiec), Piasta Gliwice czy gdańskiej Lechii. Trzeba pamiętać, że to dopiero początek rozgrywek i wiele się może zmienić.
Czy A.Zieliński odnajdzie formę w Kowarach?
Czwartoligowe boje zainaugurowano w czwartek, gdzie eksperci liczą, że promocje wywalczy w końcu zespół z okręgu jeleniogórskiego. Olimpia Kowary to wielki przegrany ubiegłego sezonu, na szczęście działacze nie zniechęcili się i ponownie zapowiadają walkę o trzecią ligę. Ma w tym pomóc m.in. Adrian Zieliński, który nie przekonał do siebie ani Roberta Bubnowicza, ani Macieja Jaworskiego. W sparingach pokazał się z dobrej strony i w klubie liczą, że nawiąże do skuteczności, którą prezentował w Słubicach. Póki co Olimpia po raz kolejny okazała się papierowym tygrysem, bo w 1.kolejce musiała uznać wyższość przeciętnej bądź co bądź Orli Wąsosz 1:2. Wciąż można liczyć w Kowarach na Macieja Udoda, który dopiero dochodzi do siebie po kontuzji, wystąpił na swoją odpowiedzialność i strzelił honorowego gola. Wałbrzyską kolonię uzupełnia Marcin Smoczyk.
Wydarzeniem w naszym okręgu był debiut MKS Szczawno Zdrój na własnym obiekcie, gdzie w końcu rozegrano oficjalny mecz. W swojej nie tak długiej historii klub z uzdrowiska rozpoczyna czwarty sezon gry w IV lidze, po raz drugi jako beniaminek. Podopieczni Wiesława Walczaka swoją kadrę opierają głównie na wychowankach klubu z Ratuszowej, ale bramkę zdobył syn prezesa Dionizego Niemczyka - Kacper. Przeciwnikiem MKS były Karkonosze Jelenia Góra,
MKS wspomagają również piłkarze Górnika.
które niebawem będą grać na najładniejszym obiekcie w lidze - świeżo wyremontowanym stadionie przy ul. Złotniczej. Z tego też powodu, niektórzy oczekują jakościowej poprawy w grze drużyny Artura Milewskiego. W Szczawnie jeleniogórzanie przegrali 0:1, ale byli równorzędnym zespołem i gdyby egzekutorzy rzutów wolnych mieli lepiej nastawione celowniki to wynik byłby zgoła odmienny. Mecz odbył się na nowym obiekcie, gdzie wg bezstronnych obserwatorów jest jedna z najlepszych płyt. Gdzie te czasy, kiedy przez środek boiska przebiegała wydeptana ścieżka, która stanowiła zagrożenie dla zawodników, a gracze przebierali się w samochodach, a sędziowie w szkole? Bezpłatny wstęp przyciągnął kilkaset widzów, w przerwie do gustownego wazoniku "co łaska" wrzucano datki, które zbierał osobiście prezes klubu.
W lidze udanie rozpoczęli beniaminkowie ze Starego Śleszowa (3:0 z Sokołem Wielka Lipa) i Brzegu Dolnego (3:0 na boisku innego beniaminka - BKS Bolesławiec). Spadkowicz Orzeł Ząbkowice ograł AKS Strzegom 4:3, ale prowadził już 4:0 i nie udała się pogoń Roberta Borkowskiego (dwa gole) i kolegów.
W czwartoligowych ekipach sporo wałbrzyszan, nie tylko w szczawieńskiej, strzegomskiej, czy wspomnianej wyżej- kowarskiej ekipie. W Orkanie Szczedrzykowice, w którym legnickie media upatrują czarnego konia rozgrywek, grają Adam Kłak z Rafałem Majką, w Kuźni Jawor broni Daniel Główka, w Starym Śleszowie grają Łukasz Jaworski (strzelec pierwszej historycznej bramki w IV lidze), Sławomir Jurkowski i Tomasz Sokół.

czwartek, 15 sierpnia 2013

W lewym cieniu

Do meczów towarzyskich nie przykłada się zbytnio wagi jeśli chodzi o wyniki. Za nie punktów się nie przyznaje, po przegranych się nigdzie nie odpada. W rankingu FIFA również ważniejsze są triumfy w bataliach eliminacyjnych czy turniejowych. Gdańskie zwycięstwo nad Danią było pod kilkoma względami sukcesem. Zwycięstwem nad rywalem od czasu gdy selekcjonerem był Jacek Gmoch, pierwszy reprezentacyjny triumf na gdańskim stadionie, wreszcie pierwsze zwycięstwo Fornalika nad markowym zespołem. Do tego można dorzucić pierwszy raz, gdy kadra strzela 3 gole wyżej notowanemu rywalowi od dwóch lat (od 3:1 nad WKS). Waldemar Fornalik postawił na nowych graczy i w większości przypadków nie zawiódł się. W defensywie nie zachwycił wysoki Szukała z bukaresztańskiej Steauy, co pewnie bardziej ucieszyło fanów Legii, w pomocy błysnęli strzelcy bramek - Klich, Sobota i Zieliński, zawiódł całkowicie Kaźmierczak. Początek
Z Danią Piotr Zieliński strzelił swoją pierwszą bramkę w kadrze.
meczu mógł się podobać - szybko zdobyte prowadzenie, kilka ciekawych akcji, ale potem... Cóż, sami Duńczycy byli zaskoczeni, że gospodarze sami tak głęboko się cofnęli czekając na kontry. Defensywa grała nerwowo, sama prosząc się o kłopoty i na przerwę schodziliśmy już z wynikiem 1:2. Ciekawe jest, że drugi gol zawalili okrzyczeni po meczu bohaterami kadry - Błaszczykowski odpuścił sobie Boilesena, który dośrodkował do Braithwaite, którego nie potrafił upilnować Sobota i Szczęsny wyjmował piłkę z siatki. Po przerwie wyszedł polski zespół ustawiony w drugiej linii bardziej ofensywnie. W krótkim okresie padły dwa gole, które dały zwycięstwo, ale i zamazały prawdziwy obraz. Po pierwsze Dania to już nie ten zespół, który straszył Laudrupem, Schmeichelem czy choćby Gronkjaerem, obecnie jest w kryzysie największym od wielu lat, czego dowodem była ostatnia klęska z Armenią 0:4. Po drugie wciąż mamy problem z defensywą, zarówno na bokach, gdzie widoczny jest brak i Piszczka i jego ewentualnego zmiennika, jak i na środku, gdzie łatwo tracimy piłki. Po trzecie brak pomysłu na rozegranie w ofensywie - wszystko schematyczne, powolne, łatwe do zdefiniowania - holowanie piłki przez Błaszczykowskiego zagranie na klepkę i może coś się uda. Po czwarte Lewandowski. No właśnie Lewy... Po meczu mówiono i pisano głównie o nim, a raczej o gwizdach jakie go żegnały schodzącego z murawy. Mylnie media interpretują dezaprobatę widowni co do jego gry. Robert nie zagrał gorzej niż w kilku innych meczach, osamotniony nie ma wielu argumentów w walce z doświadczonymi obrońcami, biega, walczy, zgrywa, ale goli nie strzela, a za to go rozliczają. Po fajerwerkach z Borussią Dortmund w LM i Bundeslidze sam zawiesił sobie wysoko poprzeczkę, ale zapewne nie wygwizdaliby go, gdyby nie zamieszania pozaboiskowe. Zamieszanie z transferem z Dortmundu, krytyka działaczy Borussii czy ostatnie przepychanki z PZPN dotyczące reklamy dla sponsory kadry - to wszystko powoduje, że ludzie powoli stają się zmęczeni faktem, że pełno wszędzie Lewego, a konto bramkowe w kadrze skromniutkie. Nie jest to wina napastnika, ale raczej jego doradców, którzy pod przykrywką dobra Roberta chcą najwięcej uszczknąć dla siebie. O Lewandowskim dyskutują już nie trenerzy, eksperci sportowi, ale prowadzący telewizję śniadaniową, politycy, dosłownie wszyscy. Oczywiście dobre jest to dla marki RL, wizerunku piłkarza, wartości medialnej, ale z drugiej strony wszelkie niepowodzenia, te na boisku i poza nim, będą bardziej surowiej oceniane niż rok, dwa lata temu. I tego właśnie Lewandowski powinien byś świadomy. Gdańskie gwizdy nie były spowodowane faktem słabej gry, ale właśnie przesytem newsów o Robercie niedotyczących sukcesów w kadrze, bo tych póki co brak...
Jednym z tych co odwrócili losy meczu z Danią był najmłodszy wśród biało-czerwonych Piotr Zieliński. Znalazł się w polu karnym i po zagraniu Klicha mocnym strzałem ustalił wynik na 3:2. Nie rozpoznaje go co prawda jeszcze red.Szpakowski, który początkowo bramkę przypisał Sobocie, ale Szpaka czas już dawno przeminął. Teraz pozostaje tylko pytanie czy Fornalikowi nie zabraknie odwagi na powtórzenie ofensywnego wariantu w meczach o punkty. Mecz z Danią pokazał, że na lewej pomocy w chwili obecnej nr 1 jest Sobota. Pomocnik Śląska dzięki sukcesom w pucharze, udanemu występowi w kadrze nagle został odkryty przez fachowców, którzy wcześniej zapatrzeni byli jedynie w stołeczne gwiazdy. A Sobota w międzyczasie zdobył 3 medale MP z wrocławskim klubem, zadebiutował w kadrze, gra jego nie zmieniła się w sposób diametralny - wciąż potrafi grać kombinacyjnie z fantazją, ale i słabiej w defensywie. A może ta ofensywa medialna ma służyć promocji zawodnika, którego na oku ma kilka klubów z Rosji, Niemiec, Francji czy Belgii?

środa, 14 sierpnia 2013

Konarski już strzela

Druga liga dla Górnika Wałbrzych spowodowała, że podczas przygody z trzecim szczeblem centralnych rozgrywek mogliśmy zobaczyć w biało-niebieskich barwach zawodników, którzy nie byli ściśle związani z rejonem wałbrzyskim. Wśród nich była m.in. dwójka zawodników, którzy grali w silniejszych klubach, gra przy Ratuszowej była dla nich formą ponownej promocji, krokiem w tył przed skokiem w przód. Tak miało być, ale ... nie było. Mimo to ubiegły sezon dla Michała Protasewicza i Romana Maciejaka mógł być przełomowy.
Michał Protasewicz z barwach VFC Anklam.
O Protasewiczu pisałem wiele razy. Mimo terminowania w dużych klubach (Twente, Zabrze) nie dane mu było zagrać na najwyższym szczeblu. Z rzadka grywał w 1.lidze i transfer do bułgarskiego Etyru 1924 Wielkie Tyrnowo okazał się przepustką do gry w ekstraklasie. Eldorado szybko się skończyło, bowiem klub finansowo ledwo dychał i tabuny zawodników, którzy mieli ratować ligę Etyrowi szybciej opuszczali Bułgarię niż zimą przyjeżdżali do Wielkiego Tyrnowa. Protas latem szukał klubu, ale nie powiodło mu się ani w Rybniku ani w Bytowie. Ostatecznie znów trafił za zachodnią granicę do VFC Anklam występującego na ... szóstym dopiero poziomie rozgrywkowym (Verbandsliga Mecklenburg-Vorpommern). W 1.kolejce Anklam wygrał z Greifswalder SV 04 2:0, a jedną z bramek strzelił inny Polak - Damian Staniszewski, który grał m.in. w Płocku, Zawiszy, Flocie.
Zgoła odmienny start do seniorskiej kariery miał młodszy o 3 lata Roman Maciejak. Napastnik urodzony w Jeleniej Górze trafił do Wałbrzycha mając za sobą niezwykle udaną grę nie tylko w drugoligowej Nielbie Wągrowiec, gdzie 14 bramek były przepustką do ekstraklasy, ale i występy na najwyższym szczeblu w barwach Piasta Gliwice. Gdy przez półtora roku nie przekonał do siebie szkoleniowców i nie udało mu się załapać ani do Floty Świnoujście ani do Olimpii Grudziądz - na trzy rundy trafił do Górnika, gdzie w 40 występach strzelił zaledwie pięć bramek. Klubu nie stać było na usługi Maciejaka, który próbował znaleźć klub za zachodnią granicą. Po nieudanej próbie w drugoligowym SC Paderborn 07 i bezskutecznych testach w Jarocie Jarocin angaż podpisał z czwartoligowym SV Waldhof Mannheim (Regionalliga Südwest). W czerwcu tego roku w Mannheim nie przedłużono z Romanem umowy i zaczęły się gorączkowe poszukiwania nowego klubu w Niemczech. Początkowo piłkarz miał przenieść się do Kickers Offenbach, jednak po degradacji tego klubu z 3. Fußball-Ligi, temat transferu upadł. Następnie pojawiła się opcja powrotu snajpera do Polski, ale ostatecznie nie doszło do jego testów w Puszczy Niepołomice. Kolejną opcją był BSV Schwarz-Weiß Rehden z Regionalligi, który nie tak dawno grał w Pucharze Niemiec z Bayernem Monachium (0:5). Jak informuje portal epilka piszący o polskich piłkarzach grających za granicą, decyzja co do jego przydatności w drużynie miała zostać podjęta w środę, jednak już po jednym dniu treningów sztab szkoleniowy dał zgodę na jego zatrudnienie. Do zawarcia kontraktu nie doszło, bowiem oferowane przez ekipę z Rehden zarobki były dla snajpera nie do przyjęcia. Następnym klubem, w którym próbował Maciejak szczęścia był TSG Neustrelitz, ale 24-latek nie przekonał do siebie sztabu szkoleniowego ósmej drużyny poprzedniego sezonu Regionalligi Nordost (IV poziom). Po zakończeniu testów w TSG Neustrelitz, wg epilka.pl, nowym celem Maciejaka jest znalezienie nowej drużyny w Polsce.
W niższych ligach niemieckich z kolei doskonale się odnalazł Bartosz Konarski.
Konarski, znany jako snajper AKS Strzegom, w Wałbrzychu wywalczył awanse z Górnikiem do trzeciej i drugiej ligi. W przeciwieństwie do wspomnianych powyżej Protasewicza i Maciejaka nie grał w dużych klubach, wyższych ligach. W 2.lidze grał tylko w rundzie jesiennej, ale golem w 90 minucie z Miedzią Legnica (3:2) zaskarbił sobie wdzięczność biało-niebieskich kibiców. Po ponownej grze w Strzegomiu, miniony sezon spędził w niemieckim SV Motzing. W Krieslidze Bertl, jak nazywany po zachodniej strony Odry nazywany jest Bartek, wywalczył z kolegami trzecie miejsce, a jego 24 bramki przyniosły mu rozgłos i czwarte miejsce w klasyfikacji strzelców. Latem przeszedł do grającego klasę wyżej TV Geiselhöring (Bezirksliga West), który obecnie po 5 kolejkach z 13 punktami przewodzi stawce 16 zespołów. Konar zagrał we wszystkich spotkaniach i zdobył w nich 4 bramki, żadnej z rzutu karnego. W klasyfikacji snajperów póki co zajmuje trzecie miejsce oraz jeden raz gościł w Jedenastce Kolejki.

Drugi krok do Rio

Polska U-21 przed meczem z Turcją (3:1). Od lewej stoją: Jakub Szumski (Piast Gliwice), Rafał Janicki (Lechia), Michał Żyro (Legia), Marcin Kamiński (Lech), Arkadiusz Milik (Bayer), Dominik Furman (Legia). Poniżej: Adam Pazio (Lechia), Paweł Wszołek (Sampdoria), Michał Chrapek (Wisła), Bartłomiej Pawłowski (Malaga)
Polska reprezentacja U-21 trenowana przez Marcina Dornę w swoim drugim spotkaniu pokonali rówieśników z Turcji 3:1 i przewodzą w swojej grupie. Dla przypomnienia - do następnej rundy awansują zwycięzcy dziesięciu grup oraz cztery najlepsze drużyny z drugich miejsc. Oprócz Turków i Polaków w grupie 7 są Grecy i Szwedzi. Póki co rozegrano dwa mecze i oba zakończone triumfem biało-czerwonych. O ile pokonanie Malty w Krakowie było planowe i pozostawiło pewien niedosyt ze względu na grę i wynik (2:0) to mecz z Turcją był trudną przeprawą. Ekipa z nad Bosforu od dawna przestała być "piłkarskimi kelnerami" przyjmującymi baty od naszych orłów.  Drużyna narodowa jest sklasyfikowana we wszelkich rankingach o wiele wyżej niż nasza, kluby regularnie grają w fazie grupowej obu pucharów, w lidze, dzięki wielkim pieniądzom, występują głośne nazwiska. Późny start ligi tureckiej był właśnie atutem naszej kadry, która oparta jest na graczach, którzy już posmakowali ligowej piłki w nowym sezonie. Turcja kilka tygodni temu gościła najlepsze reprezentacje globu w kategorii U-20. Jako gospodarze bez problemu wyszli z grupy mimo porażki z Kolumbią 0:1, po zwycięstwach nad Salwadorem 3:0 i Australią 2:1. W walce o ćwierćfinał Turcja przegrała z późniejszym mistrzem Francją 1:4. Okay Yokuşlu, Salih Uçan, Hakan Çalhanoğlu zagrali również we wtorkowy wieczór na murawie Pepsi Areny.
Sam mecz był po trosze organizacyjną porażką PZPN. Najpierw w ostatniej chwili zorientowano się, że mecz z Turcją pokrywa się z terminem meczu kadry Waldemara Fornalika z Danią. Przesunięcie meczu musiało wiązać się z ustępstwami - goście z Turcji zażyczyli sobie meczu w Warszawie, gdzie mogli liczyć na szybkie połączenie lotnicze. Lokalizacja na Pepsi Arenie była więc uzasadniona, podobnie jak kampania reklamowa przeprowadzona z rozmachem - kadrowicze-legioniści zapraszali z banerów na spotkanie, na które bilety kosztowały symboliczne 10 złotych. Ponadto posiadacze karnetów oraz biletu na najbliższy mecz Legii mogli wejść za darmo. Efekt. Opłakany, zaledwie 3756 wiernych kibiców, którzy wybrali oglądanie na żywo, zamiast na ekranach telewizorów. A trzeba przyznać, że było co oglądać. Polska nie grała dobrze, ale diabelsko skutecznie. Najpierw błąd Ömera Kahveciego bezlitośnie wykorzystał Bartłomiej Pawłowski, który sposobi się do debiutu w hiszpańskiej lidze w barwach Malagi. Później klasę pokazał jeden z najmłodszych w polskiej ekipie - Arkadiusz Milik. Rezerwowy Bayeru Leverkusen w 24 i 31 minucie dorzuca dwie bramki po dośrodkowaniach Michała Żyro, a potem Pawła Wszołka. Polacy pokazali grę iście ... niepolską. Dotychczas to my przeżywaliśmy katorgi oglądając mecze, w którym nasi piłkarze mieli przewagę, prowadzili grę, stwarzali sytuacje, a rywale po szybkim, sprawnych atakach punktowali nas i zdobywali bramki. Teraz role się odwróciły i ręce składały się same do oklasków. Po przerwie okazało się, że podopieczni Marcina Dorny, wciąż nie potrafią narzucić swojego stylu gry. Rywale dość szybko znaleźli sposób na pokonanie Jakuba Szumskiego. Ale później zabrakło im szczęścia pod bramką gospodarzy. W końcówce pojawili się nowi gracze, wśród których in minus wyróżnił się Julien Tadrowski. Defensor Górnika łęczna, gdzie został wypożyczony z Pogoni Szczecin dał się sprowokować i za uderzenie rywala zobaczył w ostatnich minutach czerwoną kartkę. Ponadto w najbliższym meczu zabraknie ukaranego drugą żółtą kartką Dominika Furmana, który zagrał niezwykle dojrzale, całkiem inaczej niż podczas pucharowego meczu Legii z Molde.
Kolejny mecz reprezentacja Polski U-21 zagra we wrześniu. Wówczas biało-czerwoni na wyjeździe zmierzą się ze Szwecją. Dla przypomnienia trzeba dodać, że nawet drugie miejsce w grupie może dać nam awans, bowiem cztery najlepsze drużyny z drugich miejsc również przejdą do następnej fazy eliminacji Młodzieżowych Mistrzostw Europy będącymi jednocześnie eliminacjami do Igrzysk Olimpijskich w 2016r.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dobry początek drużyny Jaworskiego

Wystarczyły dwa tygodnie od słabiutkiej ligowej premiery w wykonaniu Górnika Wałbrzych, a nastroje zmieniły się o 180%. Po przegranej w Stargardzie Szczecińskim 0:2 Maciej Jaworski stwierdził, że był to najsłabszy występ za jego kadencji. Dodatkowo zadeklarował, że cel na zakończenie rundy jesiennej to piąte miejsce. Pewnie większość miejscowych obserwatorów, w tym momencie - a słowa te padły w czasie pomeczowej konferencji - uśmiechnęła się mając świeżo w pamięci grę wałbrzyszan. Ale minęły dwa tygodnie i jak się okazało Górnik szybko się podniósł, zdobył komplet sześciu punktów, a Błękitni, mimo dobrych występów w Sosnowcu i u siebie z Jarotą, swego dorobku nie powiększyło. Zmiany w składzie Jaworski zrobił kosmetyczne, bowiem doszło do dwóch personalnych korekt - miejsce stracili w podstawowej jedenastce Sawicki i Moszyk, a w ich miejsce wskoczyli Jan Bartoś i Michał Bartkowiak. Dla ciekawych jak to wyglądało w Wejherowie to można sobie mecz oglądnąć za pośrednictwem Twojej Telewizji Morskiej:

i druga połowa: Wbrew temu co można było przeczytać w tekstowych relacjach, było o wiele więcej ciekawszych sytuacji co potwierdza przekaz telewizyjny. Z drugiej strony szkoda, że w Wałbrzychu żadna z telewizji lokalnych nie jest zainteresowana transmisjami z poślizgiem lub obszerniejszymi relacjami, przy których można byłoby wykorzystać komentarz byłych zawodników - np. w spotkaniu z Zagłębiem, obecnego na trybunach Marcina Morawskiego. Spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec miało być prawdziwym meczem prawdy dla gospodarzy. Goście uchodzą za jednego z faworytów do awansu, ponadto atmosferę podgrzewały wałbrzyskie media przypominające wiosenne lanie (0:5) co spowodowało dymisję Roberta Bubnowicza. Przed sezonem Zagłębie parafowało umowę o ścisłej współpracy z Legią Warszawa co stanowiło mocny sygnał, że w Sosnowcu myślą poważnie o awansie. O ile mecze w Pucharze Polski potwierdziły aspiracje to liga mocno zweryfikowała zapędy ekipy Mirosława Kmiecia. Już pierwsza kolejka to klęska w Poznaniu z Wartą 0:3, choć kilka dni wcześniej w pucharze wynik był zgoła odwrotny. W drugiej kolejce spotkanie z Błękitnymi Stargard Szczeciński
Ten strzał Bartkowiaka przyniósł 3 punkty Górnikowi.
 również nie okazał się spacerkiem, choć wystarczył jeden, ale jakże piękny strzał z rzutu wolnego Łukasza Grube. Wydawało się, że spotkanie na Stadionie 1000-lecia będzie potwierdzeniem awansowych ambicji Zagłębia, zwłaszcza, że po raz pierwszy w historii drugiej ligi zachodniej zespół mógł liczyć przy Ratuszowej na wsparcie swoich kibiców. Okazało się, że Górnik z wiosennego pogromu a obecny to dwie różne drużyny, choć personalnie wiele się nie zmieniło. Pierwszy mecz u siebie, pożegnanie kontenerów, wyjście przez tunel, wreszcie markowy rywal to spowodowało, że kibiców pojawiło się około tysiąca i zapewne nie żałowali. Po meczu walki trzy punkty zostały w Wałbrzychu. Tych co jeszcze nie widzieli na co stać Michała Bartkowiaka ucieszyła zapewne akcja z 23.minuty, kiedy to nastolatek przejął piłkę, minął bardziej doświadczonych rywali, w tym starszego o 12 lat Łukasza Matusiaka - mającego za sobą grę w ekstraklasie w Polonii Bytom - ośmieszył niczym trampkarza po czym posłał piłkę w samo okienko bramki gości! W Wejherowie przeprowadził podobną akcję, ale wtedy zabrakło mu precyzji przy strzale.
Górnicy nie ustrzegli się błędów, zwłaszcza w defensywie, na szczęście nawet pomyłki Damiana Jaroszewskiego nie potrafili sosnowiczanie wykorzystać. Im bliżej końca tym więcej nerwowości, wykluczenie Sławomira Orzecha, który pracuje na pseudonim "wałbrzyski Hajto". Orzech w ubiegłym sezonie zobaczył aż 11 żółtych kartek, w tym w 3 meczach tyleż żółtek plus czerwona kartka.
W lidze wciąż dumnie można powielać hasło "każdy z każdym może wygrać". Po transferach last minute Raków Częstochowa zaczął sezon od 2 zwycięstw by w niedzielę zostać upokorzony u siebie przez Rozwój, który wcześniej nie potrafił zdobyć ani jednej bramki. Po dwóch porażkach w trzecim meczu i to na wyjeździe wygrywają Ruch i Jarota, który będzie najbliższym rywalem zespołu Macieja Jaworskiego. Wiosną piłkarze z Jarocina przy Ratuszowej wygrali aż 3:0. Idąc tropem niedawnych tytułów przed meczem z Zagłębiem czas na kolejny rewanż ze strony wałbrzyszan.

piątek, 9 sierpnia 2013

Euro deja vu

Tydzień temu po pierwszych meczach III rundy kwalifikacji nastroje wśród kibiców były podobne: umiarkowanie zadowolenie po grze Legii i radość z osiągniętego z Molde remisu, rozczarowanie (oględnie mówiąc) po meczu Lecha i pozytywne zaskoczenie nie tylko wynikiem ale i grą Śląska z Brugią. Po siedmiu dniach okazuje się, że niewiele się zmieniło - Legia zremisowała z Norwegami, ale trudno orzec, że była lepszym zespołem, Lech ponownie się skompromitował, a Śląsk zaskoczył nie tylko Belgów, ale również rodzimych ekspertów rozgrywając znowuż znakomity mecz.
TERAZ STEAUA
Przed Legią postawiono zadanie gry co najmniej w fazie grupowej Ligi Europy i to już stołeczny klub sobie zapewnił. Wg wyliczeń ma to przynieść zysk 5 milionów €, ale może być jeszcze lepiej - więcej może bowiem przynieść gra w Lidze Mistrzów. Ostatnią przeszkodą będzie Steaua Bukareszt. Póki co, niczym grzyby po deszczu, w mediach rośnie liczba fachowców od futbolu rumuńskiego. Legię trudno jednoznacznie ocenić - w lidze wygrywa, ale rywale byli niezbyt wymagający, natomiast w pucharach gra drużyny Jana Urbana pozostawiała wiele do życzenia. Ciągłe rotowanie składem powoduje, że nikt na dobrą sprawę nie jest w stanie przewidzieć w jakim składzie zagra Legia. Słabo wygląda gra w II linii oraz w ataku, chimerycznie gra młodzież, zawodzą doświadczeni - czy udźwigną presję wyniku? "Eksperci" twierdzą, że gra w LM spowoduje odjazd Legii od krajowej stawki na lata - finansowy zastrzyk pozwoli podwyższyć poziom sportowy kadry i nikt nie będzie w stanie zagrozić hegemonowi z Łazienkowskiej. Aby tak się stało trzeba pokonać Rumunów. Dwa lata temu w LE Legia dwa razy wygrała z innym bukaresztańskim zespołem Rapidem - 1:0 na wyjeździe i 3:1 u siebie. Warto przypomnieć, że w ubiegłym sezonie Steaua odpadła w LE w 1/8 z Chelsea (1:0, 1:3), a wcześniej wyeliminowała Ajax (0:2, 2:0 karne 4-2), a w grupie lepsza była od Molde (2:0, 2:1), Stuttgartu (1:5, 2:2) i FC København (1:0, 1:1).
WyKolejorz
Aby wygrać wojnę można przegrać pojedynczą bitwę. Lech przegrał dwa Grunwaldy -w Wilnie z Żalgirisem (po litewsku to właśnie Grunwald) oraz w poznańskiej dzielnicy Grunwald, gdzie jest Stadion Miejski zwany od niedawna Inea Stadion. Litwini byli w teorii najłatwiejszym przeciwnikiem, a Polacy oba mecze zagrali niestety, podobnie - przeważali w środku pola, grali wolno, bez pomysłu, bez strzałów, w obronie indywidualne błędy, strata bramki i dramat. Bolesna nauczka z Wilna nie nauczyła butnego trenera Rumaka, który kredyt zaufania stracił właśnie w pucharowym dwumeczu. Nie potrafił odmienić swego zespołu w przeciągu tygodnia i po apatycznej grze w lidze mieliśmy powtórkę w pucharze.
Najbliższy współpracownik Rumaka - Jerzy Cyrak (po lewej)
Poza tym Rumakowi puściły nerwy - na Litwie nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, a w Poznaniu wdał się w przepychankę z piłkarzem rywala. Niezrozumiałe wybory personalne (Drewniak, Możdżeń, Kotorowski, Arboleda), brak pomysłu, szybkości, schematyzm... można wymieniać długo. Póki co wczorajszy mecz pokazał, że Rumak i jego podopieczni stracili poparcie trybun: "Dość pośmiewiska wypierdalajcie z boiska”, „W Poznaniu bez zmiany, piłkarze są do wymiany”, „Jak na mieście was złapiemy, to wam giry obijemy”. Nawet natychmiastowa reakcja klubu - obniżka cen biletów na najbliższy mecz do ... złotówki - szybko nie odbuduje zaufania wielkopolskiej Wiary.
Lech miał być jedynym zespołem, który będzie w stanie nawiązać walkę z Legią zarówno na niwie finansowej jak i sportowej. Wypadnięcie z pucharu powoduje, że już pod względem finansowym się nie uda nawet zbliżyć. A na boisku ... Cóż, Lech biorąc pod uwagę start ligowy, porażkę z Żalgirisem to ma raczej przegrany. Niebawem w Pucharze Polski zagra w Niecieczy, gdzie również nie będzie spacerku. Jeśli klub pożegna się z Rumakiem, to bardzo prawdopodobne, że I zespół opuści również jego najbliższy współpracownik Jerzy Cyrak - były piłkarz juniorów Górnika Wałbrzych.
Sobota w czwartek
Wrocławski Śląsk postrzegany jest w Polsce jako farciarz. Tak było za kadencji Oresta Lenczyka, kiedy zdobył srebrny i złoty medal mistrzostw Polski, a uznawany był za najsłabszego, najbardziej przypadkowego triumfatora rozgrywek. W Europie w ostatnich dwóch edycjach Śląsk wygrywał JEDNO - pierwsze spotkanie, a potem szczęśliwie rozgrywał aż 6 spotkań w edycji. W tym roku mogliśmy oglądać autorski zespół Stanislava Levy'ego. Sprowadzono za darmo (nie licząc prowizji menedżerskich czy premii dla zawodników) piłkarzy zagranicznych i mimo niezbyt udanego początku w lidze w Europie prezentuje się rewelacyjnie. O ile wyeliminowanie czarnogórskiego FK Rudar (4:0, 2:2) nie można było brać poważnie to występ przeciwko faworyzowanemu FC Brugge przyniósł wielu nowych sympatyków wrocławskiej drużyny. Prawdziwym sprawdzianem miał być rewanż w Belgii, w którym gospodarze mieli liczyć na rewelacyjnego 21-letniego Maxime Lestienne. Podobnie jak tydzień wcześniej we Wrocławiu - kapitalne podanie Kaźmierczaka otworzyło koledze drogę do bramki. Tym razem trafił Waldemar Sobota. Potem było mnóstwo szczęścia znów sprzyjało Gikiewiczowi, aż skapitulował po blisko godzinie gry. Odpowiedź natychmiastowa, potem poprawka niesamowitego w dwumeczu z Belgami Soboty, ale niestety, podobnie jak w rewanżu z Rudarem, Śląsk roztrwonił dwubramkową przewagę. 3:3 nie oddaje jednak przebiegu meczu, w którym wrocławianie okazali się zespołem dojrzalszym, po prostu lepszym. O ile nie od dziś wiadomo, że znakomicie podaje Mila, przebłyski geniuszu ma Kaźmierczak, to największymi odkryciami dwumeczu z Brugią byli: szczęśliwie, ale i pewnie broniący Rafał Gikiewicz oraz dynamiczny, istny postrach belgijskiej defensywy - Waldemar Sobota.
Waldemar Sobota - przedstawił się Europie
"Waldek King" - hasło dotychczas zarezerwowany dla chorzowskich osiągnięć trenera Fornalika od wczoraj w sieci jest kolportowane pod adresem pomocnika Śląska. Kto wie czy w przypadku odpadnięcia po dwumeczu z Sevillą nie nastąpi transfer - suma odstępnego 1 milion € wydawała się kilka miesięcy temu niedorzeczną, a teraz wręcz promocyjną. Zamieszanie wokół Soboty jest przykładem, że znakomite występy w europejskich pucharach mogą być znakomitą promocją. Wie o tym doskonale Janusz Gol, który trafił do ligi rosyjskiej, bowiem wciąż pamiętają jego znakomity występ okraszony golem w moskiewskim meczu Legii ze Spartakiem. Teraz swoje pięć minut ma Sobota, który w lidze, mimo zdobycia trzech medali MP, nie był kojarzony jako gwiazda, lider zespołu, nie udało mu się przekonać kolejnych selekcjonerów, choć w kadrze zadebiutował. Przed nim i jego kolegami piekielnie trudne zadanie - być lepszym do hiszpańskiej Sevilli.  

czwartek, 8 sierpnia 2013

Futbol na wsi - Stróże

Podróż podróżowania po kraju można czasem przypadkowo trafić do różnych miejscowości, gdzie są różne atrakcje czy to turystyczne czy historyczne. Niektórzy zapaleńcy odwiedzają mieściny ze względu na stadiony, boiska piłkarskie. Z tego powodu potrafią przemierzyć setki kilometrów, nie rzadko nawet za granicę kraju. Do małopolskich Stróż można trafić nie tylko ze względu na piłkę nożną, ale dlatego, że to jeden z ważniejszych węzłów kolejowych. Ci co poruszają się koleją w stronę południowo-wschodnich krańców ojczyzny zapewne przejeżdżali przez nie. Sama mieścina nie posiada praw miejskich, kibice piłki nożnej by obejrzeć poważną piłkę niż kopanie się w okręgówce musieli pofatygować się do Nowego Sącza ok. 20 km. Stróże liczą ponad 2500 mieszkańców, ulice nie mają nazw, brak jakieś wielkiej fabryki, więc szybko nachodzi pytanie skąd pierwsza liga w tej wsi? Były, są i zapewne będą przypadki, że zaplecze ekstraklasy gościło na wsi, ale zawsze za tym krył się zawsze lokalny przedsiębiorca - fanatyk, który łożył na drużynę, utrzymując armię zaciężną. Tak było w przypadku świętokrzyskiego HEKO Czermno czy obecnie w Niecieczy. W Stróżach nie ma ani fabryki owiewek ani betonowego potentata, ale za to jest senator Stanisław Kogut.
 O nim głośno było z powodu jego komentarzy podczas ubiegłorocznego meczu Kolejarza z GKS Katowice (patrz film). Temat nagłośniła stacja orange sport, Kogut stał się bohaterem internetu, newsów informacyjnych, skończyło się oficjalnymi przeprosinami i ... zniknięciem większości filmików na youtube.Ale faktem jest, że gdyby nie zaangażowanie senatora, to wciąż Kolejarz jeździłby po powiecie nowosądeckim a nie na drugi koniec kraju.  Futbolowe eldorado zaczęło się w Stróżach 10 lat temu, kiedy Kolejarz wygrał klasę okręgową. W IV lidze pobyt trwał dwa sezony, w trzeciej, a po reformie w nowej drugiej - 5, a obecny sezon jest czwartym w pierwszej lidze.
Sukces to nie, jak w przypadku wielu klubów z małych mieścin, ściągnie głośnych nazwisk, a systematyczna praca dzięki zatrudnianiu najpierw dobrych szkoleniowców. W Stróżach pracował m.in. Jerzy Kowalik, Dariusz Wójtowicz, Marek Motyka którzy pracowali w Wiśle Kraków, Jarosław Araszkiewicz pochodzący z Wielkopolski, ale doskonale zapamiętany dzięki wynikom w Nowym Sączu czy Dolnoślązak Janusz Kubot (dziś w Polkowicach). Zawodnicy mogą liczyć na pewną pensję, otrzymywaną terminowo co w dzisiejszych czasach ma niebagatelne znaczenie. Zawodnicy mieszkają w Nowym Sączu z prostego powodu - w Stróżach oprócz treningów nie ma co robić. Finansowo klub nie jest konkurencyjny dla bogatszych klubów ligi - z tego powodu król strzelców ubiegłego sezonu Maciej Kowalczyk przeniósł się do Grudziądza, gdzie może liczyć na pięciocyfrowe apanaże.
 Sam stadion nie powala na kolana - nie jest bombonierka, którą można się pochwalić w regionie. Z jednej strony kilka rzędów krzesełek, budynek klubowy, niski płot, z drugiej budynek, na który muszą uważać zawodnicy, bo rozpędzeni mogą po prostu w niego uderzyć (patrz zdjęcie)! Krzeseł jest ponad tysiąc, a wg klubu obiekt może pomieścić trzy tysiące widzów, czyli więcej niż liczy wieś. Ale na tym nie koniec, bowiem senator Kogut chce rozbudować swój kurnik! Od 15 lat jest on również prezesem Fundacji Pomocy Osób Niepełnosprawnych (logo można zobaczyć na koszulkach piłkarzy Kolejarza), która w malutkich Stróżach dzielnie działa - od modernizacji szkoły, przedszkole po dworzec PKP.  Największym obiektem, który jest wizytówką fundacji i wsi jest centrum rehabilitacji. Ale ambicje Stanisława Koguta sięgają wyżej. Obecnie trwają prace budowlane nad stadionem piłkarskim Klubu Sportowego Kolejarz, który także będzie własnością fundacji. Budowa stadionu realizowana jest na terenach dawnej cegielni w Stróżach. Stadion będzie mógł przyjąć cztery tysiące widzów! Czyżby ekstraklasa miała zagościć do Stróż? Projekt przewiduje, iż obiekt będzie wyposażony w boisko z podgrzewaną płytą, a wokół murawy ma znajdować się bieżnia. Po bokach przewidziano dwie duże trybuny, na które będzie można wjechać dwiema dużymi windami. Stadion zostanie wyposażony w nowoczesne oświetlenia. Całość inwestycji powinna zamknąć się w kwocie 30 mln złotych i zakończyć się pod koniec 2014 roku.
Ciekawe kiedy skończy się najlepszy w historii klubu i wsi okres futbolowego prosperity. Czy porażka w wyborach, odejście od polityki senatora Koguta będzie początkiem końca Kolejarza? Najprawdopodobniej tak, bowiem nie dość, że brak firm w okolicy to jeszcze o wiele atrakcyjniejszym partnerem marketingowym jest sąsiad zza miedzy - nowosądecka Sandecja. Póki co piękny sen w Stróżach trwa nadal.

Włodarczyk-next generation

Jeszcze na dobre nie ruszył nowy sezon a warszawska Legia wykonała swój plan minimum na najbliższą kampanię. Eliminując norweskie Molde stołeczna drużyna nie tylko awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów, ale zapewniła sobie co najmniej (w przypadku niepowodzenia) grę w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Gra pozostawia wiele do życzenia i lepiej będzie dla niektórych, aby zeszli na ziemię przed decydującym dwumeczem. I nie pomogą znaki jakich doszukują się dziennikarze - że jak Widzew awansował do LM to po dwumeczu ze skandynawską drużyną, mecz sędziował arbiter z południowo-wschodniej części kontynentu, że mecz w tvp komentował Laskowski, że trening Legia ma zaplanowany w terminie losowania, czyli tak jak było za Janasa...
Ostatni raz Legia o Ligę Mistrzów walczyła w 2006 roku. Po wyeliminowaniu islandzkiego Fimleikafélag Hafnarfjarðar (1:0, 2:0) do piłkarskiego raju wystarczyło być lepszym od Szachtara Donieck. W ukraińskiej ekipie wówczas grali m.in. Mariusz Lewandowski, Anatolij Tymoszczuk, czy też Brazylijczycy Matuzalém, Brandão, Elano czy Fernandinho, który za ponad 30 milion latem tego roku przeszedł do Manchesteru City. W zespole Legii bronił Fabiański, w obronie występował Radović, w pomocy Surma, Szałachowski, Roger, w ataku Janczyk z Korzymem próbowali wygryźć Brazylijczyka Eltona oraz Piotra Włodarczyka. Właśnie "Włodar"  był bohaterem rewanżu z Szachtarem. Po 0:1 w Doniecku przy Łazienkowskiej zasiadło ok.10 000 widzów, a faworyta nie było tak łatwo wówczas wskazać, bo Szachtar był przed triumfem w PUEFA, udanymi występami w LM. W Warszawie gospodarze odrobili straty po 17 minutach, ale po 10 kolejnych było już 1:2, do przerwy 1:3 i po zabawie. Wynik legioniści zweryfikowali w 88 minucie, ale 2:3 oznaczało pożegnanie z marzeniami. Oba gole dla Legii zdobył wychowanek wałbrzyskiego Zagłębia Piotr Włodarczyk, który rok później o LM bezskutecznie będzie walczył już w barwach Zagłębia Lubin.
P.Włodarczyk mistrz z Legią w 2006.
Włodek potem wyjechał za granicę, wrócił po latach, ale niestety nie dane mu było poprawić dorobku strzeleckiego, w którym brakuje mu 8 bramek do elitarnego klubu 100 goli. Przygoda w Bałtyku Gdynia to delikatnie rzecz ujmując nieporozumienie. Nie wypalił pomyśl na grę na Pomorzu i Piotr ostatecznie osiadł w Warszawie. Jego syn Szymon, rocznik 2003 gra w Akademii Legii i jest jednym z najskuteczniejszych graczy w swoim roczniku. W środowy wieczór przy okazji meczu z Molde Włodarczyk junior mógł jako jeden z pierwszych zobaczyć  Ścianę Mistrzów na Pepsi Arenie. W strefie, w której zawodnicy oczekują na wyjście na mecz, zostały zakończone prace nad Ścianą Mistrzów, na której widnieją zdjęcia piłkarzy oraz trenerów, którzy będąc w Legii, wywalczyli mistrzostwo Polski. Znalazło się tam miejsce również na fotografię Piotra, podobnie jak Henryka Kempnego, który zanim grał w Górniku Wałbrzych triumfował w lidze z Polonią Bytom i właśnie z Legią w latach 1955, 1956.
Czy Szymon Włodarczyk znajdzie się na mistrzowskiej ścianie?
Na ścianach zawisły ogółem  fotografie 150 graczy oraz 11 szkoleniowców, którzy w historii Legii przyczynili się do triumfów w rozgrywkach ligowych.
Wracając do Szymona Włodarczyka to był on jednym z pierwszych, którzy mogli oglądać Ścianę Mistrzów, bowiem był z kolegami w asyście dla wychodzących piłkarzy Legii i Molde przed pierwszym gwizdkiem arbitra środowego meczu.