środa, 30 kwietnia 2014

Piłka Nożna - nowa odsłona

Tygodnik Piłka Nożna ma swoją renomę, długą historię. Najpierw było to pismo wydawane przez PZPN, a w 1973 przemieniło się w tygodnik. PN nie była w stanie konkurować z aktualnościami, wynikami z Przeglądem Sportowym, Sportem czy Tempem. Pod względem grafiki daleko z tyłu za Sportowcem. Skarbem była publicystyka, którą tworzyli prawdziwi mistrzowie pióra: Szymkowiak, Mętrak, Atlas. Z czasem oprócz suchych wyników z 1.ligi pojawiały się składy, sprawozdania z ciekawszych spotkań. Oczywiście bogato opisywane były mecze reprezentacji i europejskich pucharów. Corocznie wybierano piłkarza, trenera oraz odkrycie roku. Tygodnik się rozwijał, w dawnych czasach te kilkanaście czarnobiałych stron bardzo trudno było dostać w kioskach Ruchu. W Warszawie pojawiał się we wtorek, a na Dolny Śląsk trafiał najczęściej w czwartek, kiedy już zapominano o sobotnio-niedzielnej ligowej kolejce.  I to w takim nakładzie, że trzeba było się nabiegać od kiosku do kiosku by Piłkę Nożną zakupić. W czasach gry Górnika Wałbrzych w pierwszej lidze ciekawe relacje pisał Bogdan Skiba. Z okazji mistrzostw świata pojawiały się kolorowe okolicznościowe magazyny, które z czasem stały się comiesięcznym kolorowym magazynem funkcjonującym równolegle z PN. Od 1992 rewolucyjne zmiany - oprócz zmiany formatu Piłka Nożna wydawana jest na kolorowym kredowym papierze. Z czasem oprócz tygodnika, miesięcznika (z czasem przemianowanym na PN Plus) rozrasta się Biblioteczka PN, czyli okolicznościowe Skarby Kibica rodzimej ligi, lig zagranicznych czy mistrzowskich turniejów. Na przełomie wieków na rynku prasowym pojawiają się różne piłkarskie tytuły. Różne Gole, Total Footballe, Topgole, Soccer Magazine głównie bazowały na przedrukach fotografii z zagranicznych odpowiednich, ale próby czasu nie wytrzymały.
Podobna rzecz miały z wydawanymi na gorszej jakości papierze Futbolnews, Tylko Piłka. Przemiany rynkowe spowodowało, że zniknęło krakowskie Tempo, które chętnie było czytane również w innych regionach kraju. Przegląd Sportowy i Sport wydawane są przez tego samego wydawcę, więc część materiałów była swego czasu prawie bliźniacza. To obecnie mogą doświadczyć czytelnicy PS i działu sportowego Faktu, gdzie autorami artykułów są te same osoby. Wracając do Piłki Nożnej to od latach miała się dobrze, choć jakość artykułów systematycznie zjeżdżała w dół. W ubiegłym roku z półek saloników prasowych zniknęła Piłka Nożna Plus, która wyraźnie zmierzała ku najmłodszym czytelnikom. Według głównego redaktora Adama Godlewskiego (który wcześniej zasłynął z konfliktu z Piotrem Świerczewskim), często goszczącym w telewizji orange sport, było to jaskółką wieszczącą przełomowe zmiany w Piłce Nożnej. No i w miniony wtorek otrzymaliśmy nową Piłkę Nożną. Czy lepszą? Cena, objętość - taka sama. Format  - większy, szerszy, przypominający słynny francuski France Football. A zawartość? Cóż ... Gusta są różne i nie dyskutuje się na ich temat. Nowa odsłona miała być nie tylko połączeniem tygodnika PN i miesięcznika PN Plus, ale z tego drugiego wzięto jedynie sposób przedstawiania sylwetek gwiazd (alfabet i wycena). Philipp Lahm nie dziwi w ogóle jako główny bohater tego "przełomowego"numeru, bowiem nie tak dawno podpisał umowę reklamową z Drutexem, który jest jednym z głównych reklamodawców PN. W ogóle przez kilkanaście stron rzuca się w oczy logo firmy, reklamy. Najprawdopodobniej niebawem będzie można przeczytać wywiad z Pirlo, reportaż o Bytovii. Większy format nie każdemu może przypaść do gustu, ale już sam papier woła o pomstę do nieba. Przez ponad dwie dekady czytelnicy mieli do czynienia z papierem kredowym, a teraz mimo kolorowych zdjęć papier o gorszej jakości niż niektóre tabloidy. Dla starszych czytelników to prawdziwy powrót do czasu ..."Świata Młodych"! Infografiki dotyczące ligowych zmagań nie na białym, tylko quasi brązowym tle jest nieczytelne. Poza tym farba drukarska po prostu brudzi dłonie czytelnika.
Nie wiem o czym myśli red. Godlewski ferując wygodny dla siebie wyrok w cotygodniowym wstępniaku, że czytelnik kupując gazetę już zaakceptował nową formułę, co więcej ona mu się podoba.  Swoją drogą we wstępie dziennikarz atakuje prezesa PZPN, że bezpodstawnie porzucił walkę o EURO 2020. Ostatnie kilkanaście godzin dopisały na twitterze puentę, bowiem Boniek bez ogródek odpisał Godlewskiemu, że pisze kłamstwa, co z chęcią podchwyciły ogólnopolskie portale robiąc tym samym reklamę Piłce Nożnej.
Każdy ma swoje oczekiwania względem swego ulubionego pisma. Piłka Nożna była dla mnie przed wielu laty czymś wyjątkowych, ale systematyczne zmiany na gorsze wyleczyły mnie z tego. O ile nowe rozdanie w Przeglądzie Sportowym, kiedy to młodzi gniewni wzięli się za ratowanie tytułu sprawdziło się, tak w Piłce Nożnej coraz bardziej można utwierdzić się w przekonaniu, że rewolucji na lepsze szybko się nie doczekamy.

czwartek, 24 kwietnia 2014

OG 2014 - niedosyt

Operacja Głogów 2014 była ostatnią w drugiej lidze grupy zachodniej. Jesienią nie będzie już grup w drugiej lidze, a oba zespoły najprawdopodobniej nie będą grali na tym samym szczeblu rozgrywkowym. Chrobry lideruje stawce i wszystko wskazuje, że uzyska promocję. Niezwykle frapująco zapowiada się sobotni pojedynek rozpędzonego Zagłębia Sosnowiec właśnie z głogowianami. Górnik z kolei w weekend będzie lizał rany po środowej porażce, ale doliczy do swojego dorobku bezcenne trzy punkty za walkower z KS Polkowice. W tabeli wiosny, nie licząc wspomnianych Polkowic, wałbrzyszanie z 7 punktami i jako jedyny zespół bez wyjazdowego choćby punktu, na szarym końcu...
PRZED MECZEM
Chrobry wiosną jest krytykowany za styl, brak skuteczności, ale po cennej wygranej w Stargardzie Szczecińskim, stratach punktowych rywali jest wciąż liderem, a wiosną przegrał tylko jeden mecz (tak jak Bytovia, jedynie Sosnowiec bez porażki). Goście w kryzysie i to raczej głębokim. Do składu w porównaniu z ostatnim meczem z Rozwojem powrócili kartkowicze - Jaroszewski i Oświęcimka, nie załapał się do jedenastki Śmiałowski kosztem Moszyka. Na ławce usiadł Patryk Janiczak, który spotkał się ze swoim kolegą z Zagłębia Lubin Amadeuszem Skrzyniarzem - obaj bramkarze bronili bramki lubinian w rozgrywkach juniorskich. Nie było sensacyjnych wzmocnień awizowanych przed tygodniem przez redaktora Skibę. Mecz rozgrywany był przy sztucznym świetle, w środę, gdy w tv kusiła Liga Mistrzów, mimo to pofatygowało się na trybuny głogowskiego stadionu ok.2000 widzów. Mimo późnej pory rzucała się w oczy duża liczba najmłodszych fanów futbolu. I to nie tylko z rodzicami, ale i zorganizowane grupy ze szkół. System ewidencji i sprzedaży - podobny jak w Wałbrzychu, z tą różnicą, że Górnik ma ładniejsze bilety. W porównaniu ze Stadionem 1000-lecia w Głogowie zwracały uwagę komunikaty spikera przypominającego, że stadion jest miejscem publicznym, gdzie obowiązuje zakaz palenia. Ciekaw jestem reakcji przy Ratuszowej, gdy podobny komunikat wygłosiłby Bogdan Skiba.
I POŁOWA
Balonik w Głogowie nie był tak pompowany jak przed jesiennym spotkaniem pod Chełmcem. Owszem derby, ale już nie pierwszej i drugiej drużyny ligi, Chrobry w końcu przełamał fatum Górnika i ograł go bezapelacyjnie i to na jego boisku. Dla kibiców wiosną poszerzył się wachlarz "meczów rundy" - a to dlatego, że w lidze są mocne, prestiżowe ekipy kibicowskie i przyjazd dolnośląskiego rywala nie wywołuje już takiego ciśnienia, jak choćby przed rokiem. Jeśli chodzi o kibiców to głogowianie wspierali swój zespół głośnym dopingiem przez cały mecz. Autokary z fanami Górnika przyjechały pod stadion w okolicach 25 minuty meczu, ale dopiero pod koniec I połowy zaczęli wchodzić na sektor gości. Rozwiesili flagi, po przerwie ruszyli z dopingiem, by po niespełna kwadransie zdjąć flagi, opuścić sektor, a później stadion i z perspektywy parkingu dopingować piłkarzy. Powodu można się domyślać, zwłaszcza, że blisko sektora gości oprócz oddziałów prewencji spacerował obserwator z ramienia PZPN.
Na boisku Górnik nie odstawał od lidera. Co prawda pierwszy celny strzał oddali miejscowi - Damian Jaroszewski wypluł mocne uderzenie Hałambca, ale zaraz ją złapał. Wałbrzyszanie szanowali piłkę, mądrze rozgrywając, a że nie od dziś wiadomo o kłopotach z konstruowaniem sytuacji strzeleckich, to wynik utrzymywał się bezbramkowy. Prawdę powiedziawszy współczuję tym, którzy śledzili relację z meczu na lajfach czy skibasport, o dziwo najbardziej wiarygodną relację przeprowadziła w końcu oficjalna strona Górnika. Do przerwy wałbrzyszanie mieli bodaj trzy okazje do zdobycia bramki. Pierwszą po kombinacyjnie rozegranym rzucie wolnym po którym Michał Bartkowiak miał niestety mało miejsca i posłał futbolówkę wysoko ponad bramką. Potem po rzucie rożnym pięknie uderzył Tomasz Wepa i Amadeusz Skrzyniarz musiał wybić piłkę na rzut rożny. Wreszcie ponownie Bartkowiak, który sprawiał najwięcej problemów na swojej lewej stronie, uderzył z dystansu i znów bramkarz musiał pokazać swój kunszt. Kapitalnie w obronie grał Marek Wojtarowicz, który czyścił przedpole bramki Jogiego, asekurował Sławomira Orzecha, któremu z początku przytrafiły się proste błędy, ale z czasem grał coraz pewniej. Pod koniec polowy z powodu urazu mięśnia uda boisko opuścił Daniel Zinke, którego zastąpił Marcin Folc.  Folc nie zszedł na przerwę do szatni tylko intensywnie się rozgrzewał - ciekawostką jest, że po raz kolejny środkowy napastnik zaczynający mecz w roli rezerwowego w ogóle nie uczestniczy w przedmeczowej rozgrzewce, choć inni rezerwowi z chęcią grywają choćby w "dziadka".
II POŁOWA
Po dobrej pierwszej połowie można było się obawiać czy Górnik jest w stanie rozegrać drugą połowę na takim poziomie. Okazało się, że podopieczni Macieja Jaworskiego drugą część meczu zagrali jeszcze lepiej niż pierwszą! W obronie uważnie, w drugiej linii harowali Wepa z Oświęcimką, Rytko rozgrywał bodaj najlepszy mecz w tym sezonie, Bartkowiak ogrywał rywali na lewej stronie, po przerwie przebudził się bezbarwny w I odsłonie Moszyk. No i Folc, który wiadomo ma inne predyspozycje niż Zinke, więc zamiast szukać szybkiego kontrataku goście rzucali górne piłki, które Marcin albo zgrywał, albo sam próbował szczęścia. Folc miał bodaj trzy okazje do wpisania się na listę strzelców, ale piłka albo mijała bramkę lub uderzenie z woleja było za słabe by zaskoczyć bramkarza. Blisko gola był Bartkowiak, ale i Rytko, którego wolej minął spojenie słupka z poprzeczką. Trzeba sprawiedliwie oddać Jankowi, że grał bardzo ofiarnie, przysłowiowo "jeździł na d..", mądrze przerzucał piłkę to na lewą to na prawą stronę, szkoda tylko, że zabrakło mu skuteczności.
Po godzinie gry zaczęły się błędy płockiego arbitra. W pierwszej połowie sędziował bardzo dobrze, kartki skutecznie utemperowały zawodników, a w drugiej odsłonie wiele jego werdyktów było niezrozumiałych dla oby drużyn. Choć po prawdzie bardziej dla gości z Wałbrzycha. Najpierw nie odgwizdał ewidentnego faulu na Sawickim i poszła akcja prawym skrzydłem, po którym, mimo udanej ekwilibrystycznej interwencji Orzecha, miejscowi mieli okazję spartaczoną przez Janeczko. Potem ostre wejście gracza Chrobrego w nogi Wojtarowicza skończyło się ... wrzutem piłki z autu dla Górnika! Ani faulu, ani kartki... Groźna kontra Chrobrego została przerwana bezpodstawnym spalonym, który pokazał asystent liniowy. Kilkakrotnie gwizdek milczał po starciach w środku pola, co spowodowało nerwowość u zawodników obu drużyn.Wreszcie nadeszła doliczona minuta po 90 minucie.
Na załączonym filmiku oficjalnej strony Chrobrego można spekulować czy grający z nr 3 Michał Michalec przepchnął Dariusza Michalaka, który wpadł na wyskakującego Marka Wojtarowicza, który zagrywa ręką... Sędzia gwizdnął, karny, Pieczara i 1:0. Ostatnia akcja meczu to wrzutka w pole karne gospodarzy, ale bez szans. Chrobry wiosną dostał czwartego karnego, ale dopiero pierwszy wykorzystał. A Górnik zaliczył 4.kolejny mecz bez zdobyczy bramkowej.
W pomeczowej wypowiedzi trenera Chrobrego Ireneusza Mamrota można było usłyszeć zdanie, które trafnie podsumowuje środowe derby: po kilku tygodniach nikt nie będzie pamiętał o stylu, a punkty zostają.
CHICHOT HISTORII
W Głogowie wciąż pamiętają rok 2010, kiedy to Chrobry rywalizował z Górnikiem w 3.lidze. OG 2010 zgromadziła rekordową liczbę widzów, zwłaszcza fanów, którzy przyjechali za Górnikiem. Z roku na rok za biało-niebieskimi jeździ ich coraz mniej, to samo dotyczy wałbrzyskich dziennikarzy. W obozie głogowskim przed środowym meczem przypomniano kulisy awansu - ostatnia kolejka, dramatyczny mecz wałbrzyszan w Nowej Soli. Tam też był rzut karny w doliczonym czasie gry, po ręce, która była, ale ukarani jedenastką zaklinali się, że "wapna" nie powinien arbiter odgwizdać. Celny strzał i szał radości zwycięzców. Wtedy to radość przeżywano w obozie Górnika. Gol dał awans do drugiej ligi, a w Głogowie dopisano różne teorie spiskowe, które wspominane są po dzień dzisiejszy i pewnie długo jeszcze barwnie będą przekazywane. Obecnie karta się odwróciła. To Chrobry wygrał po zagraniu ręką, które miało miejsce. Czy poprzedziło je nieprawidłowe zagranie gracza Chrobrego? Teraz to już nieważne. Faktem jest, że po rozegraniu NAJLEPSZEGO MECZU WIOSNĄ Górnik wraca do Wałbrzycha z niczym. A szkoda. Gra daje nadzieje na najbliższe mecze.
8 meczy do końca sezonu - 6 punktów przewagi nad dziewiątymi Błękitnymi (i niekorzystny bilans dwumeczu). Oby ten stracony w Głogowie punkt nie okazał się decydujący w walce o utrzymwanie drugoligowego bytu.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Orzeł daje nadzieję

W wielkanocną sobotę w Wałbrzychu w drugoligowym meczu nie padł żaden gol. Bodaj najbliżej jego strzelenia był Maciej Ropiejko z Rozwoju Katowice, który jesienią strzelił 4 gole dla Chojniczanki Chojnice. W Chojnicach jego klubowym kolegą, a zarazem konkurentem do gry w ataku był Marcin Orłowski, były napastnik Górnika Wałbrzych. Zimą obaj musieli szukać nowego klubu i obaj znaleźli zatrudnienie w klubach drugoligowych. O ile Ropiejko trafił do zespołu, który jest w górnej części tabeli, to Orłowskiemu przyszło grać w Radomiaku Radom, który pałęta się w ogonie grupy wschodniej.
Radość M.Orłowskiego po zdobyciu bramki.
 Początek rundy dla popularnego Orła i jego nowej drużyny był tragiczny. W pierwszych 5 spotkaniach zaledwie jeden remis, 4 porażki i zaledwie jeden gol strzelony. Gdy zanosiło się na kolejny piąty mecz bez strzelonej bramki w ostatniej minucie meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki obrońca gości niefortunnie pokonał własnego bramkarza i Radomiak mógł świętować pierwszy wiosenny komplet punktów.
W Wielką Sobotę na radomski stadion przy ul. Struga przyjechał Pelikan Łowicz, który do bezpiecznego ósmego miejsca tracił zaledwie dwa punkty. Podbudowany ostatnim zwycięstwem Radomiak zaskoczył nie tylko grą, ale i ustawieniem. Trener Marcin Jałocha desygnował do gry od pierwszego gwizdka m.in. Marcina Orłowskiego, który pierwsze 5 spotkań rozpoczynał od 1.minuty, a w ostatnim wszedł jako rezerwowy. Tym razem Orzeł wyszedł w podstawowej jedenastce i zagrał w ataku obok Brazylijczyka Leandro - strzelca 9 bramek. Mecz zakończył drugim z kolei zwycięstwem Radomiaka 1:0, a jedyną bramkę strzelił ładnym uderzeniem Marcin Orłowski.
Po tym zwycięstwie Radomiak opuścił ostatnie miejsce w tabeli grupy wschodniej. Obecnie na 9 kolejek przed końcem sezonu jest na 16.miejscu ze stratą 11 punktów do ósmej Stali Mielec. W terminarzu czekają mecze w większości z zespołami z górnej części tabeli (Limanovia, Znicz Pruszków, Legionovia, Stal Mielec, Stal Stalowa Wola) lub będącej blisko magicznego ósmego miejsca (Wisła Puławy, Olimpia Elbląg). Zadanie wydaje się być ogromnie trudne przed podopiecznymi wicemistrza olimpijskiego z Barcelony'92, ale mając na uwadze małe różnice punktowe oraz nieprzewidywalność wyników w tej klasie rozgrywkowej w Radomiu liczą na sukces w misji ratowania drugoligowego bytu.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rekordzista Patryk Janiczak

Kto wie czy bramkarz Górnika Wałbrzych Patryk Janiczak nie przejdzie do historii klubu jako ten, który nie puścił bramki w oficjalnym meczu podczas swej gry w klubie z Ratuszowej. Oczywiście może dojść do takiego przypadku, gdy do końca sezonu będzie bronił Damian Jaroszewski, a w przerwie letniej klub pożegna się z wychowankiem Zagłębia Lubin.
Patryk Janiczak - niepokonany w 2.lidze.
W tym sezonie Patryk Janiczak dwukrotnie zastępował Jogiego i tyleż samo zachował czyste konto! Co prawda do gry młodzieżowego goalkeepera można mieć wiele zastrzeżeń, nie jest pewny w swoich interwencjach, ale póki co jest skuteczny - wciąż pozostaje niepokonany. W długiej bogatej historii wałbrzyskiego Górnika dawno nie było bramkarza z takim bilansem od ligowego debiutu. Ostatnim takim graczem był Kazimierz Poczkajski, który jesienią sezonu 1992/93 znalazł pogromcę dopiero w trzecim meczu, ale po rundzie Górnik wycofał się z rozgrywek i połączył się z Zagłębiem w Klub Piłkarski, a wyniki z udziałem wałbrzyskiej drużyny zostały anulowane. Dla przypomnienia - w pierwszych dwóch meczach po reaktywacji wałbrzyszan w trzeciej lidze Poczkajski zachował zerowe konto po stronie strat w meczach w Stroniu Śląskim (4:0) i u siebie z Górnikiem Złotoryja (2:0), niestety w 3.kolejce w Bielawie puścił dwa gole, a biało-niebiescy przegrali z Bielawianką 1:2.
W czasie, gdy Górnik grał w ekstraklasie z zerowym kontem po stronie strat debiutował Marek Grzywacz (wiosną 1986 0:0 ze Śląskiem), ale w kolejnym meczu wyciągał piłkę z siatki już 3 razy.
Później, po fuzji Górnika z Zagłębiem i erze KP, potem Górnika SSA, Górnika/Zagłębia - czyli w latach 90-tych ubiegłego oraz w pierwszej dekadzie obecnego stulecia czyste konto w debiucie zaliczyli:
Rafał Wodzyński        (1994/95 3.liga Kuźnia Jawor 0:0)
Marek Siemiątkowski (1995/96 3.liga Rokita Brzeg Dolny 1:0)
Jacek Banaszyński      (1997/98 2.liga, Varta Namysłów 3:0)
Łukasz Jaśkiewicz      (2002/03 A klasa, Skalnik Czarny Bór 0:0)
Łukasz Jarosiński       (2004/05 IV liga, Sparta Świdnica 0:3 - wszedł w 75' za Ł.Jaśkiewicza przy stanie 0:3).
Niestety, wszyscy w kolejnym swoim ligowym meczu znaleźli już pogromcę.
Do tego grona należy zaliczyć Damiana Michno, który po raz pierwszy zagrał w seniorach Górnika/Zagłębia w sezonie 2001/02 w meczu ze Strzelinianką (1:3), ale wyniki z tamtej rundy zostały anulowane na skutek wycofania zespołu. W swoim ponownym debiucie - w A klasie nie puścił w Jedlinie Zdrój bramki (3:0 z Jedlinianką - 2002/03).
Nie udały się z kolei premiery na "zero z tyłu" w wałbrzyskim klubie następującym zawodnikom:
Zbigniew Prusik       (1992/93 2.liga, Zagłębie Sosnowiec 2:7)
Adam Broszczak     (1997/98 2.liga, Kem-Bud Jelenia Góra 3:2)
Tomasz Walusiak     (1998/99 3.liga, Granica Bogatynia 3:2)
Damian Jaroszewski (1999/2000 3.liga, Lechia Zielona Góra 2:1)
Marcin Szyszka       (2000/01 3.liga, Warta Zawiercie 1:1)
Krzysztof Zych        (2003/04 kl.O, Piławianka Piława Górna 4:3)
Kamil Jarosiński      (2011/12 2.liga, Czarni Żagań 1:2).
Z tego grona najkrócej czystym kontem podczas ligowego debiutu w wałbrzyskim ligowcu cieszyli się Tomasz Walusiak i Kamil Jarosiński. Obaj pojawili się na boisku w wyniku wykluczenia podstawowego bramkarza (w Bogatyni R.Wodzyńskiego, w Żaganiu - D.Jaroszewskiego) i od razu musieli stanąć oko w oko z wykonawcami rzutów karnych z drużyny gospodarzy. W obu przypadkach rywale byli górą.
Rok temu - 20.04.2013 Janiczak (drugi z prawej)
okazał się lepszy od swojego obecnego trenera
Wojciecha Wierzbickiego - Bielawianka wygrała
wówczas w Świdnicy z Polonią/Spartą 2:0.
Patrykowi Janiczakowi należy życzyć, by w ligowych meczach dalej śrubował swój rekord, a najlepiej gdyby okazał się lepszy w passie kolejnych meczy bez straty gola. Do tej pory palmę pierwszeństwa dzierży Damian Michno. Obecnie grający w Victorii Świebodzice bramkarz, w sezonie 2002/03 był trenowany, podobnie jak teraz, przez Ryszarda Mordaka. Górnik/Zagłębie Wałbrzych po półrocznej banicji wrócił na piłkarską mapę Polski i nie znalazł godnego rywala w wałbrzyskiej grupie A klasy, choć np. w Skalniku Czarny Bór występowali Świętanowski, Lepucki, Domagała czy Pyrdoł.  Wałbrzyszanie jesienią tylko w jednym meczu jesienią stracili punkty (remis z Mieroszowem), a od 8.kolejki, kiedy to Damiana pokonał Damian Ponisz z Zielonych Mokrzeszów w drugiej minucie meczu (ostatecznie 6:1 dla Górnika/Zagłębia i dodatkowo obroniony rzut karny) rozpoczęła się passa wałbrzyskiego bramkarza bez straty gola. Potem jesienią nie dał się pokonać zawodnikom Skalnika Czarny Bór (1:0), Juventuru Wałbrzych (1:0), Szczytu Boguszów (5:0), Gromu Witków (3:0) i Białego Orła (0:0). Wiosną serial kontynuował w kolejnych meczach: Jedlinianka (5:0), MKS 1985 Szczawno Zdrój (2:0), Wenus Nowice (6:0), Sudety Dziećmorowice (6:0), AKS II Strzegom (5:0), Karolina Jaworzyna Śl. (2:0), Górnik Gorce (2:0), Zieloni Mokrzeszów (4:0), Juventur Wałbrzych (3:0), aż do 87 minuty meczu w Boguszowie ze Szczytem (2:2) kiedy pokonał go Robert Sołtysiak. Łącznie daje to 1435 minuty. A warto dodać, że po drodze był mecz w Czarnym Borze (0:0), gdzie przez kontuzje Michno musiał odstąpić bramkarską bluzę Łukaszowi Jaśkiewiczowi.

Świąteczny pat

Gdy w terminarzu widzi się potyczkę pomiędzy czwartą a piątą drużyną ligi, a ekipy z pierwszej trójki grają z niżej ulokowanymi w tabeli zespołami, to siłą rzeczy można upatrywać ją za najciekawszą w kolejce. W sobotę Górnik Wałbrzych miał przełamać kryzys w boju z Rozwojem Katowice, który niemoc pokonał tydzień wcześniej (2:0 z Błękitnymi). Teoria teorią, a życie życiem. Przy Ratuszowej rozegrano bodaj najsłabsze zawody 25.kolejki. Goście wiosną zgromadzili jeden punkt więcej od wałbrzyszan - u siebie 2 zwycięstwa i porażka, a na wyjeździe 2 porażki i remis. Personalnie ekipa Dietmara Brehmera wygląda dość ciekawie - oprócz graczy ogranych w wyższych ligach (Budka, Kapias, Gacki, Mandrysz,Ropiejko) kilku młodych, utalentowanych, będących w notesach skautów z wyższych lig (Żak, Szymiński, Król). Na topie jest Adam Żak - rocznik 1994, który ma za sobą udany epizod w mistrzostwach Polski juniorów, gdzie wypłynął na szerokie futbolowe wody Arkadiusz Milik. W Wielką Sobotę Rozwój zagrał o wiele gorzej niż choćby Calisia. Pierwszy celny strzał w światło wałbrzyskiej bramki katowiczanie oddali w 72 minucie! Co prawda od razu zapachniało bramką, ale przez blisko 5 kwadransów czołowa drużyna ligi nie potrafiła skonstruować groźnej akcji. Gra się tak jak rywal pozwala, ale po tym uderzeniu głową Macieja Ropiejko goście nie dość, że przejęli inicjatywę już do końca meczu, to każdy strzał był już celny.
Jedyne groźne akcje Górnik miał dzięki Danielowi Zinke.
[foto:walbrzych24.com]
A Górnik? Wiadomo, że zabraknie Damiana Jaroszewskiego i Michała Oświęcimki, uraz wykluczył Grzegorza Michalaka. Największe obawy dotyczy obsady bramki, czyli Patryka Janiczaka, który do tej pory bronił w meczu z Jarotą, gdzie zachował czyste konto, ale większość jego interwencji była delikatnie mówiąc niepewnych. Patryk ma problemy z interwencjami na przedpolu, w meczu z Rozwojem kulało wprowadzanie piłki do gry, gdy często dokonywał złych wyborów zagrywając do najbliższego kolegi, za którego plecami czaił się rywal. Ale paradoksalnie ostatni kwadrans wypromował Janiczaka na największego wygranego tego meczu! Obrony strzałów Ropiejko, Żaka czy Winiarczyka spowodowały, że w Wałbrzychu te święta były w miarę spokojne w domach piłkarzy, kibiców czy trenerów Górnika. W I połowie kapitalne zawody w defensywie rozgrywał Marek Wojtarowicz wygrywający większość pojedynków główkowych. Na swoim dobrym poziomie zagrali boczni obrońcy, którzy załapali niestety żółte kartki - szkoda głupiej kary Sawickiego. Słabiej zagrał Sławomir Orzech, któremu przytrafiały się zagrania rodem z boisk trampkarzy. W drugiej linii - dramat. Duet Jan Rytko - Wojciech Szuba miał zastąpić Michalaka z Oświęcimką. Nie zastąpił. Grę ich określa się często "na alibi" - bez podjęcia ryzyka, przyspieszenia akcji, zaskoczenia. Człapającego Szubę, który opuszczał boisko żegnały gwizdy i najgorsze jest to, że były zasłużone. Na skrzydłach pokazali się Bartkowiak z Śmiałowskim, niby dynamiczni, przebojowi, ale tego nie było widać, bo za rzadko te piłki na boki były posyłane. W ataku osamotniony Daniel Zinke, który jako wysunięty, jedyny napastnik jest skazany jedynie na finalizacje szybkich ataków. Jedyne okazje meczu stworzył właśnie Czech, obie na początku obu odsłon meczu. Pierwsza już w 51 sekundzie, ale zamiast tak jak u Alfreda Hitchcocka, gdzie po trzęsieniu ziemi miały emocje rosnąć, to na murawie Stadionu 1000-lecia było odwrotnie. Wybór Zinke na środku ataku to wybór opcji gry z kontry, ale wykonawców do szybkiego przechwytu piłki w środku pola, przerzutu do przodu nie było.
Ciekawostką z sobotniego meczu jest fakt, że stał się on tematem jednego z twittów - były asystent selekcjonera naszej kadry Rafał Ulatowski, który nie może odnaleźć się w roli pierwszego trenera od czasu do czasu uaktywnia się na twitterze pisząc wyłącznie po angielsku, choć obserwujący go to w większości rodacy. W wolnym tłumaczeniu: 0:0 - jedyną dobrą wiadomością dla obu trenerów jest czyste konto po stronie strat. Jeśli nie możesz wygrać to rób co tylko można by nie przegrać.
Z sektora C pod koniec meczu już słychać było okrzyki niezadowolenia, przewaga nad dziewiątą drużyną wynosi 8 punktów. W pamięci pozostają jeszcze 3 punkty za walkower z Polkowicami. Wciąż jednak aktualny pozostaje komentarz tygodnika Piłka Nożna, który ukazał się po klęsce w Zdzieszowicach: Widać, że dla zawodników z Pogórza Zachodniosudeckiego pierwsza liga to za wysokie progi. Wicelider po rundzie jesiennej wiosną zgromadził zaledwie sześć punktów. W konsekwencji zsunął się już na czwartą pozycję w tabeli. Spadek zespołowi z Wałbrzycha już nie grozi, ale awans także z pewnością zostaje poza zasięgiem.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Powtórka z 1997 roku?

Redaktor Bogdan Skiba to jeden z najbardziej zasłużonych dziennikarzy sportowych Wałbrzycha. Od pewnego czasu aktywny jest również w sieci, choć jego newsy piłkarskie często mijają się z prawdą, to dzisiejszy mógł zaintrygować sympatyków wałbrzyskiego Górnika. Otóż klub ponoć szuka wzmocnień w defensywie! Gdyby to był początek miesiąca nie traktowałbym tego poważnie. Drugoligowiec pogrążony jest w kryzysie i bardzo dobrze, że w klubie nie czekają na ostatnią chwile, bo może okazać się, że będzie za późno. Klub ponoć zabiega o angaż dwóch doświadczonych obrońców w osobach Dawida Kubowicza i Marcina Kokoszki. Gra defensywy pozostawia wiele do życzenia, tylko czy, aby na pewno nie ma potrzeby wzmocnienia siły ofensywnej? Wiadomo, że klub ograniczają finanse i trudno liczyć by nagle w Górniku znalazł się jakiś supersnajper, znakomity rozgrywający czy błyskotliwy skrzydłowy. Pytanie należy panu Gawlikowi zadać - czemu zimą nie zakontraktowano Czecha Josefa Krolopa, skoro dziury są w obronie to nie za szybko pożegnano Michała Łaskiego? Krolop przekonał swoimi umiejętnościami trenera Jaworskiego, był na obozie w Jagniątkowie i zapewne byłby lepszą alternatywą w środku pola, choćby od Wojciecha Szuby.
Kokoszka trenuje i gra zaledwie w klasie okręgowej, czyli trzy szczeble niżej od Górnika. Częstotliwość, natężenie treningów jest nieco inne niż w drugiej lidze. Ponadto jeśli by doszło do wypożyczenia Marcina to czemu Górnik, który nie chciał jego latem, do tematu nie powrócił zimą, tylko dopiero w środku trwania rundy?
Polityka informacyjna klubu jest na bardzo niskim poziomie i pewnie odpowiedzi na te i inne pytania nie uzyskamy. Jeśli sezon zakończy się sukcesem, czyli utrzymaniem w lidze - nikt nie będzie wnikał, nie będzie rozliczał klubu.
Sytuacja przypomina nieco to, co miało miejsce przy Ratuszowej w sezonie 1996/97. Klub Piłkarski Wałbrzych po awansie do drugiej ligi, która wówczas była zapleczem ekstraklasy, jesień zakończył na wysokim 5.miejscu. Zimą największy skarb, czyli Piotr Włodarczyk, zmienił KP na Legię Warszawa. W jego miejsce klub sprowadził Pawła Murawskiego i Dariusza Zawalniaka. Niektórzy oczami wyobraźni widzieli wałbrzyszan walczących o awans do pierwszej ligi. Zwłaszcza mając w pamięci pokonanie Dyskoboli Grodzisk Wielkopolski 4:3. Tymczasem runda wiosenna była ogromnym rozczarowaniem. Tuż przed startem ligi zrezygnował z prowadzenia zespołu Wiesław Pisarski, którego zastąpił Bogdan Przybyła. Na dzień dobry przyszła porażka w Gdańsku z Lechią 0:2, potem w Wałbrzychu wygrywa dołujący w tabeli Chrobry Głogów 2:1. Po trzeciej porażce (1:3 w Policach) przyszło w końcu zwycięstwo - 1:0 nad GKP Gorzów po golu Sebastiana Matuszaka. Ale potem nastąpiła najgorsza passa w historii klubu - 7 kolejnych porażek, w tym 6 pod rząd bez strzelonej bramki! W zespole nie było nie tylko Włodarczyka, ale i Roberta Samka, których nie potrafili zastąpić nowi zawodnicy oraz wychowankowie (m.in. Marek Wojtarowicz, Marcin Żydek, Tomasz Tur - obecnie Idziak). W klubie zrobiło się nerwowo, bowiem zespół zbliżył się do strefy spadkowej. Najpierw zakontraktowano Romana Rudego, brata Andrzeja, który był reprezentantem kraju, graczem takich klubów jak FC Koeln., Broendby czy Ajax. Miał on uporządkować grę w środku pola wraz z Jackiem Sobczakiem, który dawno zapomniał o formie, którą reprezentował choćby w Pucharze Zdobywców Pucharów w warszawskiej Legii. Obaj posiadali kapitalną technikę użytkową, tylko czemu nie potrafili pokazać jej w trakcie meczu? Paradoksalnie promyk nadziei dał ten najstarszy, ten którego wielu skreśliło - Grzegorz Krawiec. 33-letni pomocnik leczył kontuzję, której nabawił się podczas rozgrywek futsalowych, co odbiło się szerokim echem i nie spodobało się w klubie. Krawiec powrócił na arcyważny mecz z Elaną Toruń i w doliczonym czasie z rzutu wolnego dał KP zwycięstwo 1:0!  W kolejnym meczu znowu gol Krawca i zwycięstwo w Bytomiu z Szombierkami 1:0! Przegrane derby w Legnicy (2:4 z Miedzią) i znów przy Ratuszowej zrobiło się nerwowo. Działacze na ostatnie trzy mecze wypożyczyli z wrocławskiej Ślęzy dwójkę zawodników - defensora pochodzącego z Jawora Huberta Łukasika oraz pomocnika Jacka Sorbiana. Prawdę powiedziawszy, sprowadzenie wspomnianej dwójki to był transferowy majstersztyk - sezon, dwa czy nawet wcześniej byli na celowniku nie tylko Śląska Wrocław, ale i innych klubów z pierwszej ligi. Ślęza marząca o wygraniu drugiej ligi stawiała zaporowe ceny, wręcz z kosmosu, aż w końcu po spadku do 3.ligi sami zawodnicy nie chcieli grać w I K.S. Gdy wiosną 1997 okazało się, że wrocławski zespół nie liczy się w walce o powrót do 2.ligi działacze z chęcią wypożyczyli zawodników. Po sezonie KP wykupił tych zawodników z klubu, dodatkowo dołączył trener Grzegorz Kowalski oraz wypożyczono Grzegorza Rosińskiego, który niestety po kilku miesiącach zginął tragicznie w wypadku samochodowym.
W ostatnich meczach KP z wypożyczoną trójką zapewnił sobie ligowy byt, choć diametralnej poprawy nie było. W Wałbrzychu najpierw był remis z Zawiszą 2:2, porażka w Rydułtowach z Naprzodem 0:1 i wygrana z Lechią Zielona Góra 2:1. W obu wałbrzyskich meczach solidarnie golami podzielili się Piotr Borek (po atomowych strzałach z rzutów wolnych) oraz Grzegorz Krawiec.
Czy dojdzie do wiosennych transferów zgodnie z zapowiedziami Bogdana Skiby?

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rocznica tragedii na Hillsborough

15 kwietnia mija 25.rocznica tragedii na stadionie Hillsborough w Sheffield. Rozgrywano wówczas półfinałowy mecz Pucharu Anglii pomiędzy FC Liverpool, a Nottingham Forest. Co wtedy się wydarzyło? Na trybunach nie było tak jak teraz siedzisk.. Tuż przed rozpoczęciem meczu meczu, w wyniku naporu ludzi runęła jedna z barier oddzielających trybuny zajmowane przez fanów The Reds od boiska. 6 minut po rozpoczęciu policja nakazała przerwać mecz. Na skutek uduszenia lub zdeptania zginęło wówczas 96 ludzi, 766 zostało rannych.Na sektory o pojemności 1500-1600 wpuszczono około trzech tysięcy kibiców! Służby porządkowe nie opanowały chaosu, za mało otwartych bram, opieszałe akcje ratunkowe i stało się najgorsze.
Niestety, mimo tak oczywistych zaniedbań ze strony organizacyjnej przez lata prawda była tuszowana. Atmosferę podgrzewały tabloidy z The Sun na czele, który donosił o okradaniu ofiar z portfeli. Dziś żaden z szanujących się mieszkańców Liverpoolu nie weźmie do ręki tej gazety. Policja obwiniała kibiców, fałszowano raporty i prawda została ujawniona w wyniku niezależnego śledztwa dopiero w ...2012 roku! Po zapoznaniu się z tym raportem premier Wielkiej Brytanii James Cameron przeprosił rodziny 96 ofiar za podwójną niesprawiedliwość jaką było oczernienie ich bliskich.
Wcześniej wygodne było zrzucenie winy na kibiców. Najpierw było Heysel w 1985 roku, gdzie zginęło 39 kibiców, a UEFA wykluczyła z europejskich pucharów angielskie drużyny. Po tragedii na Hillsborough powstał słynny raport Taylora - autorstwa ministra sprawiedliwości Roberta Taylora mocno uderzający w kibiców, na mocy którego z angielskich stadionów zniknęły sektory stojące, pojawiły się krzesełka, wprowadzono drakońskie kary dla stadionowych chuliganów.
Tragedia w Sheffield odcisnęła wielkie piętno na Liverpoolu. Najmłodszą ofiarą był Jon-Paul Gilhooley, kuzyn Stevena Gerrarda - obecnego kapitana The Reds. W miniony weekend każdy mecz w Anglii poprzedziła minuta ciszy, mecze rozpoczęły się z 7 minutowym opóźnieniem, zawodnicy nosili charakterystyczne czarne opaski, a na Wembley, gdzie rozgrywano, podobnie jak ćwierć wieku temu, półfinałowy pojedynek Pucharu Anglii na sektorze, na 96 krzesełkach położone były szaliki Liverpoolu.
Pod koniec marca tego roku na wniosek rodzin zmarłych wznowiono oficjalne śledztwo w sprawie tragedii. Ponad 70 tysięcy dokumentów i setki  relacji - werdykt ma być znany w przyszłym roku.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Odbarwienie Cimka

W drugiej lidze, w grupie zachodniej zdarzyła się bardzo rzadka rzecz - żaden z zespołów czołowej piątki nie wygrał swojego meczu, ba - nie strzelił ani jednej bramki! W przypadku Górnika Wałbrzych i Warty Poznań kosztowało to lekkie osunięcie się w ligowej tabeli.
M.Oświęcimka nie tylko nie dostał czerwonej kartki, ale
i zagrał cały mecz w Zdzieszowicach.
[foto: T.Nowicki]
Wynik w Bytowie, gdzie Bytovia uległa Jarocie nie mieści się w żadnych kanonach. Jarociński klub wiosną zremisował na inaugurację w Poznaniu, a potem 4 razy przegrał, nie strzelił żadnej bramki, a tym razem wizyta  u niepokonanego w tym sezonie u siebie rywala zakończyła się zwycięstwem 1:0! W Głogowie pocieszają się, że wiosną najgroźniejsi rywale tracą częściej punkty niż Chrobry.Piłkarze Ireneusza Mamrota nie zachwycają w tym roku, wygrali raptem JEDEN mecz, tyleż raz przegrali, a czterokrotnie dzielili się punktami. Trzykrotnie głogowianie nie potrafili wykorzystać w 2014 roku rzutu karnego, w tym dwukrotnie kapitan zespołu Łukasz Szczepaniak, który wyleczył się chyba z jedenastek. Efektowną grą i domowymi zwycięstwami do prowadzącego duetu zbliżyło się sosnowieckie Zagłębie. W sobotę przebudził się Rozwój pokonując najlepszego z beniaminków - Błękitnych. Z marazmu wychodzi również Warta Poznań, która po pożegnaniu trenera Kamińskiego ograła wspomniany Rozwój i wywiozła punkt z Głogowa. Tylko jakoś w Wałbrzychu smutno...
Maciej Jaworski zapowiadał zmiany w składzie i w grze. O ile te pierwsze nastąpiły, to gra nie mogła zadowolić, nie wspominając o wyniku. "Ofiarami" klęski z Calisią zostali Sławomir Orzech i Marcin Folc. Do podstawowego składu powrócił Wojciech Szuba, ale wciąż on szuka formy z czasów gry w Świdnicy. Pewność stracił najlepszy bramkarz minionej rundy Damian Jaroszewski. W drugim z kolei meczu prokuruje rzut karny. W Zdzieszowicach jedenastki można było uniknąć.
Z wałbrzyskim bramkarzem przed meczem w Zdzieszowicach wyszło niezłe zamieszanie. Redaktor Bogdan Skiba źle policzył Jogiemu kartki i zawyrokował, że będzie on pauzował w meczu z Ruchem. Podczas relacji z Opolszczyzny autor wycofał się rakiem z błędu, gdy zobaczył nazwisko Jaroszewskiego w składzie. To było jedynie preludium do tego co zrobiono z Michałem Oświęcimką. Większość piszących w internecie o meczu w Zdzieszowicach opierało się na relacji z portalu lajfy.com. Niestety, większości z nich zabrakło chęci, by sprawdzić co rzeczywiście działo się na stadionie przy ul.Rozwadzkiej. Lajfy podały, że w 50 minucie "drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Michał Oświęcimka (Górnik Wałbrzych)". Z tym, że nie autor relacji nawet nie zająknął się na temat pierwszej żółtej! Ba, czytając dalej tę samą relację mamy - "88 minuta - dośrodkowanie Oświęcimki nie przebiło się przez obronę Ruchu, mimo to goście powalczyli i mają rzut rożny".
Na podstawie tej nie do końca wiarygodnej relacji news o wykluczeniu Michała byl powielany nie tylko przez stronę Ruchu, nie tylko przez wałbrzyskie portale, z oficjalną stroną Górnika Wałbrzych na czele, ale i w papierowych wydaniach Przeglądu Sportowego, Sportu czy Słowa Sportowego! Chlubnym wyjątkiem jest tu tradycyjnie strona Tygodnika Wałbrzyskiego. O tym, że wałbrzyszanie nie kończyli zdekompletowani można jeszcze przeczytać nie tylko na 90minut.pl, ale i stronie Nowej Trybuny Opolskiej. Dla regularnych obserwatorów zmagań Górnika wystarczy przejrzeć galerię fotografii z meczu oraz załączony skrót, w którym widać, że Michał był blisko strzelca trzeciej bramki dla gospodarzy. Wszelkie wątpliwości zresztą rozwiewa oficjalny komunikat PZPN.
W najbliższym meczu Oświęcimki kibice nie zobaczą - w czterech z sześciu wiosennych meczach oglądał żółte kartki i czeka go, podobnie jak Jaroszewskiego, pauza w jednym meczu. Przewaga nad dziewiątym Rakowem wynosi osiem punktów, strata do drugiej Bytovii to dwa oczka - ale tak naprawdę pod Chełmcem przy obecnej dyspozycji Górnika bardziej zainteresowany jest przewagą nad czerwoną strefą niż stratą do zielonych awansowych miejsc. Jeśli mógł przełamać się Rozwój, mógł Jarota wygrać w Bytowie, to czemu piłkarze Macieja Jaworskiego nie mogą sprawić by wielkanocne śniadanie bardziej smakowało wałbrzyskim kibicom?

czwartek, 10 kwietnia 2014

Adamski w podwójnej roli

Łączenie roli trenera z czynną grą na boisku to nic nowego. Powszechnie taka funkcja znana jest jest jako play-manager, czyli grający trener. W Wałbrzychu tak zaczynał w Górniku/Zagłębiu Robert Bubnowicz, teraz w trzecioligowej Polonii/Sparcie czyni Jarosław Lato. Trudniej jest połączyć grę w jednym zespole z trenowaniem innej ekipy. Tutaj przykładem może być Piotr Przerywacz, który jesienią zagrał w trzecioligowym GKS Kobierzyce będąc szkoleniowcem juniorów Górnika. W przeszłości z powodzeniem trenował Rzemieślnik Oława Jacek Sorbian łącząc z grą w Foto-Higienie Gać. Obecnie 39-letni Jacek wciąż gra w ekipie z Gaci, a jednocześnie trenuje juniorów Burzy Bystrzyca.
Ireneusz Adamski w barwach ŁKS Łagiewniki
Na Górnym Śląsku w podobnej, podwójnej roli występuje Ireneusz Adamski. 39-letni były defensor m.in. Śląska Wrocław, Górnika Polkowice czy Ruchu Chorzów ponad 80 razy wystąpił w ekstraklasie. Z tymi dwoma ostatnimi klubami świętował awans z drugiej ligi. Również półroczny pobyt przy Ratuszowej (wiosną 1996 w KP Wałbrzych) zakończył się promocją na zaplecze ekstraklasy. Nękany przez kontuzję zrobił sobie przerwę, ale powrócił do piłki nie tylko w roli futbolisty, ale i trenera. Obecnie popularny Adams gra w defensywie trzeciej drużyny IV grupy katowickiej okręgówki ŁKS Łagiewniki.  Jednocześnie trenuje MKS Sławków, który zajmuje drugie miejsce w sosnowieckiej grupie A klasy. Warto dodać, że podopiecznym Adamskiego w Sławkowie jest o 10 lat starszy Edward Ambrosiewicz - znany bramkarz, który w ekstraklasie zagrał dokładnie sto razy. Były goalkeeper Szombierek Bytom w górnośląskim regionie kojarzony głównie jest jako najstarszy strzelec gola w roli bramkarza (miało to miejsce 3 lata temu). W ostatni weekend znów błysnął Ambrosiewicz broniąc karnego w meczu z trzecim w tabeli  zespołem - Niwy Brudzowice.
Wracając do Ireneusza Adamskiego - oprócz gry w okręgówce oraz trenowania zespołu poziom niżej - wciąż aktywny jest wśród swoich rówieśników lub jeszcze starszych kolegów z pierwszoligowych boisk będąc regularnie grającym reprezentantem Reprezentacji Śląska Oldbojów.

środa, 9 kwietnia 2014

Pech Oleksego

Paweł Oleksy nie może zaliczyć obecnego sezonu do udanych. Wcześniej postrzegany był jako czołowy lewy defensor całej ligi, wraz z Piastem Gliwice awansował do europejskich pucharów, po powrocie do Zagłębia Lubin otrzymał podwyżkę apanaży i... No właśnie, podobnie jak większość zawodników KGHM Paweł jesienną rundę mógł spisać na straty. Nie pomogła zmiana trenera, bowiem u Oresta Lenczyka Oleksy grał bardzo mało. W mediach zaczęto wypominać piłkarzom zarobki, a Paweł znalazł się w grupie młodych, zdolnych, którzy po otrzymaniu podwyżki zacięli się, nie grając na miarę swoich oczekiwań. Zimą poszedł na wypożyczenie do pierwszoligowej Arki Gdynia, która nie kryje awansowych aspiracji.
Półfinał w Lubinie: Oleksy i Piech - komentarz zbędny. 
 Tymczasem w pierwszym ligowym meczu w Jaworznie z GKS Tychy Oleksy 90 minut przesiedział na ławce rezerwowych. W następnym meczu z płocką Wisłą spotkanie oglądał już z perspektywy trybun, bowiem doznał kontuzji. Gdynianie w międzyczasie zdołali wyeliminować z ćwierćfinału Pucharu Polski Miedź Legnica. W piątym wiosennym meczu, po 4 zwycięstwach i domowym remisie z Sandecją, Arka pojechała do Brzeska, gdzie nie zachwyciła remisując z OKS 0:0. W 62 minucie w oficjalnym meczu w barwach gdyńskiego zespołu zadebiutował Paweł Oleksy zmieniając Piotra Tomasika. Te blisko dwa kwadranse gry zostały wycenione przez dziennikarze na 4-5 w skali 1-10.
Trzy dni później Oleksy wybiega już w podstawowej jedenastce, co ciekawe na doskonale znanym dla niego obiekcie KGHM w Lubinie. W walce o finał PP w pierwszym meczu głównie przypominano o triumfie Arki w tych rozgrywkach w 1979, kiedy pokonała faworyzowaną Wisłę Kraków 2:1 trenowaną przez obecnego szkoleniowca lubinian Oresta Lenczyka.  Ponad trzy tysiące widzów w meczu przyjaźni na trybunach oglądało show Arkadiusza Piecha. Świdniczanin dwoma golami praktycznie rozstrzygnął o losach dwumeczu. Trzeciego dorzucił David Abwo i 3:0 stawia trójmiejskiego pierwszoligowca w niezbyt dogodnej sytuacji przed rewanżem. Oleksy zagrał na lewej obronie, w pierwszej połowie po jego akcji dogodnej sytuacji na wyrównanie nie wykorzystał Adrian Budka. Niestety, tuż po przerwie Paweł doznał kontuzji i zastąpił go Maciej Koziara. Odnowiony uraz eliminuje go z kolejnych meczów, a szkoda, bowiem w Lubinie Oleksy był wyróżniającym się graczem swojego zespołu.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Prima Aprilis wciąż trwa?

W obecnym sezonie drugoligowym Górnik Wałbrzych u siebie przegrał trzy spotkania. W każdym z tych meczów nie miał wiele do powiedzenia i najzwyklej w życiu był gorszą drużyną. 0:2 z Chrobrym Głogów i 1:4 z Błękitnymi Stargard Szczeciński kibice mogli racjonalnie sobie wytłumaczyć - w pierwszym przypadku przyjechała bądź co bądź najlepsza ekipa ligi, dodatkowo zmotywowana ubiegłorocznymi przegranymi z Górnikiem, w drugim - ostatni mecz roku, zaraz po pokonaniu Warty Poznań, nieco zlekceważenie beniaminka ze Stargardu, który wypunktował gospodarzy. Teraz do trzeciej drużyny 2.ligi przyjechał trzeci od końca zespół Calisii i wygrał spokojnie 3:0, choć po prawdzie kaliszanie mogli pokusić się o co najmniej pełny rewanż za jesienną domową klęskę czterema bramkami. Calisia wiosną z 3 wyjazdów wywiozła komplet punktów i systematycznie zmniejsza dystans do bezpiecznego, magicznego ósmego miejsca. Obecnie brakuje jej raptem 6 punktów. W Wałbrzychu z kolei zamiast dumnego spoglądania na czub tabeli zaczyna się oglądanie za plecy - dziewiąty Raków ma 9 punktów mniej, a do zakończenia sezonu jeszcze 11 kolejek!
Trener Maciej Jaworski
[foto:jg24.pl]
1 kwietnia Górnik rozegrał sparing z czwartoligowymi Karkonoszami Jelenia Góra, który przegrał 0:1. Wielu kibiców czytających portal jg24 i news o wyniku sparingu pewnie pomyślało, że to żart primaaprilisowy. Niestety dla wałbrzyszan, zdeterminowani gospodarze ograli czołową drużynę występującą dwie klasy wyżej. Ostrych słów nie szczędził trener Maciej Jaworski swoim podopiecznym. Nie chodziło o wynik, bo ten zawsze w sparingu jest sprawą drugorzędną, ale o grę. Więcej grali ci, co z reguły albo grzeją ławkę w lidze lub też grają niewiele. Niestety, wstrząsu jakościowego w sobotę nie zobaczyliśmy. Dla nieobecnych na ligowym meczu wynik brzmi jak kiepski żart.W pojedynku oglądaliśmy stare grzechy - czyli nijaką pierwszą połowę, brak pomysłu na sforsowanie defensywy rywala, mało strzałów. Burza w szatni, w przerwie meczu nie odmieniła piłkarzy, bo Calisia po zmianie stron wypunktowała miejscowych 3:0. W przeciwieństwie do dwóch wiosennych domowych meczów żaden rezerwowy nie rozruszał partnerów, tak by doprowadzić do zwycięstwa. Najbliższy strzelenia bramki był Michał Bartkowiak, ale i tak było to w chwili, gdy rywal prowadził trzema bramkami.  Indywidualnych cenzurek trener nie wystawia, ale faktem jest, że gdyby chciał diametralnie zmienić ustawienie zespołu to brakuje mu równorzędnych zmienników. Jak wróci pauzujący za kartki Mateusz Sawicki to okazuje się, że z tegoż powodu zabraknie w najbliższym meczu Grzegorza Michalaka. Najbliższe napomnienie spowoduje pauzę Jaroszewskiego, Oświęcimki i Moszyka. Kto ich ma zastąpić? Chyba najwięksi optymiści nie mają złudzeń, że Wojciech Szuba nie zastąpił  w środku pola Marcina Morawskiego. Trudno opierać grę nie tylko na nim, ale i pozostałych rezerwowych, którzy nie dają odpowiedniej jakości - Rytko, Radziemski, juniorzy. Jedyny zimowy nabytek Kamil Śmiałowski póki co nie potrafi sobie wywalczyć miejsce w podstawowej jedenastce. Na konferencji przed rozpoczęciem rundy mówił o swoich celach, z grą w ekstraklasie na czele. Póki co nie potrafi zrealizować tych mniejszych - póki co bez bramki, bez asysty na szczeblu drugiej ligi.
Przed Górnikiem wyprawa do najlepszej drużyny 2014 roku, czyli Ruchu Zdzieszowice. Wałbrzyszanie nie będą faworytami tego pojedynku. Potem przyjeżdża Rozwój Katowice, który wiosną gra podobnie jak ... Górnik. Po dobrej jesieni (tylko 3 porażki), wiosną bilans 1-1-3. Oba zespoły będą chciały zapunktować, bo czerwona strefa spadkowa niebezpiecznie się zbliża. A potem podopieczni Macieja Jaworskiego pojadą do Głogowa na wiosenny mecz rundy. Ile punktów Górnik będzie miał po tych trzech meczach? Jakie nastroje będą panować pod Chełmcem?
Porażki Górnika w ligowym światku nie dziwią, może trochę rozmiary wyniku z Calisią. Cały czas panuje w klubach opinia, że wałbrzyszanie nie posiadają drużyny skłonnej poważnie włączyć się do walki o pierwszoligową promocję. Jesienne sukcesy były ponad stan, gra oparta na twardej walce, zespół bez swojego stylu, wypracowanych schematów. Niektóre wypowiedzi, czy to szkoleniowców (choćby Grzegorz Kapica, b.trener drugoligowej Chojniczanki, dziś ekspert katowickiego Sportu) czy piłkarzy (np. kapitan Chrobrego Łukasz Szczepaniak) sugerują, że wałbrzyszanie będą mieli kłopoty z utrzymaniem się w lidze. 12 miesięcy temu beznadziejne wiosenne wyniki o mały włos nie doprowadziły do degradacji, teraz podobna bessa na pewno spowoduje pożegnanie z drugą ligą.
W ubiegłym roku piłkarska wiosna zaczęła się podobnie jak w obecnym - od domowego zwycięstwa. Potem było już tragicznie. W tym roku, co prawda Górnik wygrał już dwa mecze, ale gra pozostawia wiele do życzenia. Podobnie jak rok temu biało-niebieskim przytrafiła się niespodziewana, a rozmiarowo wręcz szokująca domowa porażka 0:3. Po klęsce z Jarotą rok temu wałbrzyszanie polegli w Sosnowcu 0:5 i z posadą pożegnał się Robert Bubnowicz. Oby nie było powtórki z rozrywki i oby w Głogowie nie było podobnego pogromu...

środa, 2 kwietnia 2014

Po marcu

Marzec jest miesiącem, w którym tradycyjnie rusza większość rozgrywek ligowych. Wyjątkiem w tym roku jest ekstraklasa, która w wyniku reformy rozegra 37 kolejek, a swoje kolejki zaczęła rozgrywać już w lutym. W marcu w dwóch klubach T-Mobile Ekstraklasy funkcję trenera objął duet, który do swojej kariery piłkarskiej startowali w Wałbrzychu. Tadeusz Pawłowski co prawda pochodzi z Wrocławia, ale w lidze debiutował w koszulce wałbrzyskiego Zagłębia, skąd trafił do Śląska stając się legendą klubu z Oporowskiej. Były triumfy w kraju, gra w pucharach, gra za granicą, trenerka w kraju i Austrii i ponowny powrót na Dolny Śląsk w roli ratownika. Pawłowski objął Śląsk, który jesienią grał w europejskich pucharach, a obecnie będzie walczył o utrzymanie. Nowa miotła nie posprzątała całego bałaganu i po premierowym zwycięstwie z Cracovią zespół nie potrafił sięgnąć później po komplet punktów i obecnie musi naprawdę drżeć o ligowy byt. Z kolei Robert Warzycha, który debiutował w ekstraklasie w latach 80-tych w Górniku Wałbrzych, największe sukcesy w kraju osiągnął w Górniku Zabrze. Zaliczył prawie pół setki występów w kadrze, jest ostatnim polskim strzelcem bramki w lidze angielskiej, sięgał po trofea na Węgrzech i w USA, gdzie rozpoczął pracę trenerską. Jak się okazało amerykańska licencja trenerska nie jest respektowana w Europie i Robert ma problem. Oficjalnie w meczowych protokołach oraz na konferencjach prasowych Górnika Zabrze reprezentuje Józef Dankowski. Klub, który zimą ustami prezydent miasta zapowiadał walkę o mistrzostwo póki co nie sięgnął wiosną jeszcze po komplet punktów! Nowy trener z amerykańskim team spiritem nie potrafił odmienić i nawet prowadzenie 3:0 w ostatnim meczu z Jagiellonią nie było wystarczające by dowieźć prowadzenie. Górnik Zabrze zanotował spektakularny zjazd w dół tabeli i w przypadku niekorzystnego układu wyników, może zawitać do strefy spadkowej.
Liga Narodów wystartuje w 2018 roku
Na kontynencie wydarzeniem miesiąca było ogłoszenie startu nowych rozgrywek - Ligi Narodów. Schemat wyjaśniony jest na infografice z Przeglądu Sportowego. 54 federacje zostaną podzielone wg rankingu UEFA na 4 grupy, w których powstaną dodatkowe podgrupy. Na chwilę obecną Polska sklasyfikowana około 30 miejsca, czyli grałaby w Lidze Narodów C w trzeciej podgrupie z Armenią, Albanią i Litwą. Runda zasadnicza wystartuje we wrześniu 2018 roku, ale dziś już budzi spore kontrowersje. Niezaprzeczalnym plusem jest wyeliminowanie terminów na mecze towarzyskie, reprezentacje będą grały o punkty i kibice nie będą raczeni takimi meczami jak przykładowo pojedynki w Turcji naszej ligowej kadry z reprezentacjami krajów bałkańskich w składach krajowych.
W miniony weekend polscy kibice trzymali kciuki za piłkarską młodzież z kadry U-17. Trener Robert Wójcik jeszcze w ubiegłym roku w gronie kadrowiczów widział wałbrzyszanina Michała Bartkowiaka. W zwycięskim Turnieju Syrenki Michał był co prawda rezerwowym, ale wchodził w każdym meczu. Jesienią ubiegłego roku kadra rozpoczęła eliminacje do mistrzostw Europy U-17, a pierwszym etapem miał być turniej w Macedonii. Bartkowiak został powołany na październikową konsultację przed turniejem, ale w ligowym spotkaniu z Polonią Bytom doznał kontuzji, która wyeliminowała nie tylko z gry ligowej w barwach Górnika, ale i trenowania z kolegami z kadry. Reprezentacja wygrała pewnie macedoński turniej, trener Robert Wójcik nie powoływał już Bartkowiaka na konsultację i bez wałbrzyskiego pomocnika pojechała na decydujący turniej do Grecji. Po dwóch zwycięstwach i identycznym bilansie bramkowym co Turcja o awansie decydował bezpośredni pojedynek właśnie z Turcją. Niestety, Polacy przegrali tę batalię w rzutach karnych i na turnieju mistrzowskim zagrają Turcy.
Jeśli chodzi o piłkarzy wałbrzyskich w wyższych ligach to niestety sytuacja nie wygląda dotychczas dobrze. W ekstraklasie próżno póki co szukać Adriana Mrowca w meczowej kadrze chorzowskiego Ruchu. Trener Kocian jest przywiązany do innych nazwisk i nadzieją na grę Adrian może mieć jedynie w wypadku ostatniej serii porażek Ruchu. Do tej pory regularnie gra w trzecioligowych rezerwach, gdzie gra inny wałbrzyszanin Miłosz Trojak. W pierwszej lidze pechowo wiosnę rozpoczął Paweł Oleksy, który zmienił Lubin na Gdynię. Najpierw w Arce ligę rozpoczął na ławce rezerwowych, a potem przyplątała się kontuzja. Miejmy nadzieję, że po rehabilitacji wywalczy miejsce w składzie i oprócz skutecznej walki o awans do ekstraklasy zaliczy udane mecze w półfinale Pucharu Polski, gdzie Arka rywalizować będzie z byłym klubem Pawła - Zagłębiem Lubin. Nie będzie łatwo wywalczyć miejsce w podstawowym składzie, bowiem gdynianie w tabeli wiosny są na 1.miejscu. Tuż za nim w tym zestawieniu niespodziewanie plasuje się Puszcza Niepołomice, która skazana po jesieni na pewny spadek wiosną jako jedyna pierwszoligowa drużyna nie straciła jeszcze bramki!
Bartosz Biel (Puszcza Niepołomice) 
Cichym bohaterem jest więc 21-letni bramkarz Puszczy Andrzej Sobieszczyk będący jednocześnie młodzieżowcem. W 1.lidze wymagana jest gra jednego, a nie dwóch jak w 2.lidze, młodzieżowców, więc większość szkoleniowców kurczowo trzyma się wystawiania w podstawowym składzie jednego młodego gracza. Na tym nieco traci w Niepołomicach wałbrzyski pomocnik Bartosz Biel, który jesienią na 15 występów jedenastokrotnie wybiegał w wyjściowym składzie, a wiosną do tej pory zaliczył dwa wejścia z ławki w ostatniej fazie spotkań. Postawa Puszczy jest do tej pory dużą niespodzianką - niepołomicki zespół jest już ponad strefą spadkową (11.miejsce), gdzie z kolei zakotwiczył duet beniaminków z drugiej ligi zachodniej. Od dawna pokutuje opinia, że zachód w drugiej lidze jest o wiele mocniejszy sportowo od wschodu, a tymczasem Energetyk ROW Rybnik jest ostatni (zaledwie 2 zwycięstwa!), a po 3 wiosennych porażkach i jednym remisie na 16.miejsce spadła Chojniczanka Chojnice. Jesienią w Chojnicach występował były napastnik Górnika Wałbrzych Marcin Orłowski, który zimą przeniósł do Radomiaka Radom. Klub, który swego czasu rywalizował z Górnikiem w 1.lidze obecnie broni się przed spadkiem do trzeciej ligi. Póki co nic nie zapowiada sukcesu w wiosennej batalii. Radomiak w 2014 roku zanotował 3 porażki i dopiero w miniony weekend zdołał u siebie wywalczyć remis z przedostatnią Concordią Elbląg. Orłowski wystąpił we wszystkich 4 meczach, gola nie
Marcin Orłowski
zdobył, a w ostatnim spotkaniu zobaczył żółta kartkę. W grupie wschodniej 2.ligi gra również inny napastnik z wałbrzyska przeszłością - Roman Maciejak. Ma on inny status w drużynie niż wspomniany "Orzeł". Miejsce w wyjściowym składzie przegrywa z Ukraińcem Antonem Kołosowem - strzelcem 3 z 4 wiosennych bramek Olimpii Elbląg. Roman do tej pory pojawiał się na boisku trzykrotnie za każdym razem zaliczając mniej niż dwa kwadranse gry. Olimpia wiosną ma bilans 2-1-1 (w tym przegranym meczu Maciejak nie zagrał) i obecnie jest na 11.miejscu ze stratą 5 punktów do bezpiecznej strefy.
Marzec okazał się również najczarniejszym w niezbyt bogatej historii MKS Szczawno Zdrój. Klub z uzdrowiska w następnym roku będzie obchodził 30-lecie i w najlepszym wypadku uhonorowaniem może być awans do klasy okręgowej. W chwili obecnej na pięknym boisku szczawieńskim o ligowe punkty rywalizują juniorzy (miejsce 9 w okręgówce). 10 lat temu zespół opuścił A klasę, by po czteroletniej grze w klasie okręgowej zaliczyć trzyletni okres gry w IV lidze.Po spadku w 2011 dwa lata trwała walka o powrót do IV ligi, a po rundzie jesiennej 22 punkty dawały nadzieję na walkę o mocny środek tabeli. Zawirowania w zarządzie klubu, wokół kadry sprawiły, że niska frekwencja na treningach, sparingach zmusiły MKS do wycofania zespołu z rozgrywek. Wiele osób wskazuje, że powodem tego wstydliwego wycofania się jest rezygnacja Dionizego Niemczyka. Popularny Dyzio zapracował sobie na status legendy klubu - przez lata grał w Ogniwie Szczawno Zdrój, potem za jego inicjatywą klub zyskał sponsora Altrę, co spowodowało zmianę nazwy drużyny. Później Niemczyk prezesował MKS-owi, który piął się po szczeblach ligowych, a w międzyczasie boisko przy ul.Topolowej zmieniało swój wygląd. Ile pracy w klub włożył , ile ścieżek wydeptał po szczawieńskich urzędach, ile własnych pieniędzy wydał - to wie tylko on sam. Niestety, jak się okazało, że zabrakło Dionizego to i zabrakło ludzi, którzy ogarnęli organizacyjnie piłkarskich seniorów. Szkoda.