poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Odnalezieni 3 ligi niżej...

W rundzie wiosennej kilku piłkarzy zmieniło barwy klubowe, a ich nowe zespoły niespodziewanie grają kilka szczebli niżej niż ich ostatni przystanek w przygodzie z piłką.
Kamil Śmiałowski
Bodaj najbardziej spektakularny powrót do macierzystego klubu zanotował 26-letni skrzydłowy Kamil Śmiałowski, którego wiosną można oglądać w barwach KS Walim. Popularny Śmiały wraca do tego klubu równo po dekadzie. Jeszcze w wieku juniora trafił do Polonii/Sparty Świdnica, gdzie w wieku 17 lat debiutuje w zespole seniorów w trzeciej lidze. Co ciekawe wśród klubowych partnerów jesienią 2008 miał kilku byłych piłkarzy Górnika Wałbrzych:Łukasza Jarosińskiego, Jarosława Solarza, Dariusza Filipczaka, Jacka Fojnę. W Świdnicy był bliski awansu do 2.ligi, ale musiał wraz z partnerami uznać wyższość Zagłębia Sosnowiec. Na tym szczeblu zadebiutował po 5 latach już w zespole z Ratuszowej. W międzyczasie w Świdnicy, a później w Dzierżoniowie zagrał w 111 trzecioligowych meczach i strzelił 23 bramki. Zimą sezonu 2013/14 nie bez problemów przeszedł z Lechii do Górnika Wałbrzych. Wiosną 2014 zagrał 13 razy strzelając 2 gole, w tym jakże ważną w ostatniej kolejce w Poznaniu Warcie (1:0) pieczętującą utrzymanie w 2.lidze. Przygodę z drugoligowym Górnikiem zakończył latem 2015 łączną liczbą 36 meczów i 4 bramek. Sezon 2015/16 Śmiałowski rozpoczął w Wałbrzychu dwoma występami w lipcu w Pucharze Polski, by w sierpniu wystąpić na murawie Stadionu 1000-lecia w koszulce Lechii Dzierżoniów. W Lechii występował do sierpnia ubiegłego roku (38 meczów - 10 goli), po czym prywatnie wyjechał za granicę.Zimą wrócił do kraju, ale ostatecznie postanowił pomóc swojemu macierzystemu klubowi z Walimia. Trenowany przez Jacka Sobczaka KS mający w swoich szeregach jednego z największych obieżyświatów futbolowych Roberta Rzeczyckiego po jesieni zajmował przedostatnią lokatę w wałbrzyskiej grupie A klasy. Wiosną w 4 meczach zespół prawie podwoił jesienny dorobek, Śmiały strzelał w 3 meczach i obecnie ma na swoim koncie 5 trafień. Sierpień w trzeciej lidze (czwarty poziom), a marzec - A klasa (siódmy poziom)...
Wojciech Błażyński
Podobną drogę w dół o trzy klasy rozgrywkowe zanotował Wojciech Błażyński. Popularny Chudy, rocznik 1983, był jednym z architektów odrodzenia wałbrzyskiego ligowca awansując z nim z A klasy do IV ligi. W latach 2002-2007 w barwach Górnika/Zagłębie Błażyński rozegrał 110 ligowych meczów, w których strzelił 20 bramek, w tym kilka naprawdę efektownych, z rzutów wolnych. Od wiosny 2008 przez 7 lat Chudego mogliśmy oglądać w drużynach poza Wałbrzychem: z Górnikiem Gorce awansował z A klasy do klasy okręgowej, wzorem kolegów z boiska zaliczył epizod w austriackiej lidze regionalnej w USV Kienberg. Paradoksalnie w najwyższej klasie rozgrywkowej zagrał w Świdnicy (3.liga w Polonii/Sparcie - jesienią 2010), skąd trafił z okręgówki i po rundzie do niej wrócił, tyle, że do Mieroszowa, gdzie z Białym Orłem spadł do A klasy w 2012 roku. Po dwu i pół letniej grze w Olimpii Kamienna Góra latem 2015 trafia do Victorii Świebodzice, gdzie po roku świętuje piąty w karierze awans. Jesienią ubiegłego roku Błażyński był jednym z podstawowych graczy beniaminka, który jesień zakończył na solidnym piątym miejscu ze stratą 3 punktów do trzeciej Wiwy Goszcz. Zimą nastąpiła rewolucja organizacyjna w Victorii, która zakończyła się odejściem sztabu szkoleniowego oraz kilkunastu zawodników. Wojciech Błażyński dość niespodziewanie odnalazł się w ... B klasie, czyli najniższym szczeblu rozgrywkowym w okręgu wałbrzyskim! Wybór Górnika Nowe Miasto oznacza, że jest to powrót Chudego do Wałbrzycha po 7 długich latach, ale dobre wyniki zespołu dają nadzieje na szóstą w jego karierze promocję do wyższej klasy rozgrywkowej.

niedziela, 23 kwietnia 2017

ESA37 po regular season - dramat Zagłębia Lubin

Projekt ESA37 funkcjonuje od 4 lat, ma swoich przeciwników jak i zwolenników. Generalnie największym mankamentem wydaje się dzielenie dorobku punktowego, który promuje słabsze zespoły. Dla kibiców niezaprzeczalnym pozytywem jest przedłużenie emocji, bowiem jak pokazała ostatnia 30.kolejka podstawowej części sezonu - decydował gol w doliczonym czasie gry.
Dramatyczne chwile przeżywano praktycznie od samego początku wprowadzenia etapu play-off.
Sezon 2013/14 - o 8.miejsce walczą Lechia mająca punkt przewagi nad Cracovią i dwa nad Jagiellonią. Gdańszczanie przegrali we Wrocławiu 0:1, Cracovia w Kielcach (0:1) z Koroną pogodzoną z grą w grupie spadkowej, natomiast Jaga nie wykorzystuje szansy i ledwie u siebie remisuje z trzynastym w tabeli Piastem 1:1. Zwycięstwo dawało jej ósme miejsce. Tak się jednak nie stało,choć końcówka meczu  była bardzo dramatyczna. Po podziale punktów jak się okazało Lechia z ósmego wywindowała na czwartym miejscu, a Cracovia finiszowała na 14, a Jagiellonia na 11.
Sezon 2014/15 - jedyną korektą po 30.kolejce mogło być wskoczenie do ósemki Podbeskidzia kosztem Lechii. Gdańszczanie przegrali w Kielcach 2:3, ale bielszczanie potrzebujący zwycięstwa ulegli pędzącemu po mistrzostwo Lechowi Poznań u siebie 0:2.
Sezon 2015/16 - dramat Podbeskidzia, ale po kolei: o 2 miejsca w ósemce rywalizuje 6 drużyn:
7. Ruch - 38 pkt, 8. Lechia, 9. Wisła,10. Podbeskidzie, 11. Jagiellonia - po 35 pkt, 12.Korona - 34. Lechia ogrywa Ruch 2:0 i jest pewna miejsca w grupie mistrzowskiej, Wisła męczy się z Zagłębiem Lubin i ledwie remisuje 1:1 co kosztuje ją pozostanie w grupie spadkowej. Jagiellonia przegrywa z rewelacyjnym wówczas Piastem w Gliwicach 0:2, Korona ogrywa Górnika Zabrze 2:1, ale na niewiele jej się to zdaje. Natomiast Podbeskidzie wygrywa z Termaliką Nieciecza 2:0 i dołącza pod względem punktowym do Ruchu i Lechii. Pomiędzy wspomnianym trio decyduje tzw. mała tabelka, a w niej Lechia ma 7 pkt, Ruch - 5, a bielszczanie - 3. Do tego doszło zamieszanie z ewentualnym odjęciem punktów Ruchowi, koniec końców Podbeskidzie wylądowało w spadkowej strefie, gdzie rozbite psychicznie w 7 dodatkowych meczach zdobywają zaledwie jeden punkt i z hukiem spadają z ligi.
Sezon 2016/17 - sytuacja nieco podobna jak rok wcześniej - o 3 miejsca rywalizuje 5 drużyn: 6.Korona, 7.Pogoń, 8. Bruk-Bet po 39 pkt, 9. Wisła Płock, 10. Zagłębie Lubin po 38 pkt. Najpoważniej do tematu podchodzą portowcy wygrywając z Lechią Gdańsk 3:1 i nie oglądając się na rywalizację innych zespołów zapewniają sobie miejsce w górnej połówce. Najdramatyczniejsze sceny obserwowane są w Kielcach - Korona od porażki w październiku z Legią (2:4) legitymuje się 7 kolejnymi domowymi zwycięstwami. Tymczasem Bruk-Bet wygrywa 1:0 w Kielcach, w doliczonym czasie gry nieuznany gol dla miejscowych (decyzja prawidłowa). Końcowy gwizdek sędziego w Kielcach to początkowo łzy rozpaczy, bo Zagłębie tylko remisuje u siebie ze Śląskiem 1:1, ale ma korzystny bilans z kielczanami (4:0,1:2). Nikt się nie spodziewał, że namiesza Wisła Płock, która w 94 minucie strzelając bramkę z karnego dającą remis w Gdyni wyrzuci do grupy spadkowej ... lubinian! Mała tabelka pomiędzy Koroną, Wisłą i Zagłębiem i się okazuje, że najlepiej na tym wychodzi zespół trenera Bartoszka.
Emocje do ostatniego gwizdka arbitra - to kibice lubią najbardziej. Gorzej, że nie poradzili sobie z tym dziennikarze CANAL+ odpowiedzialni za słynną Multiligę, czyli symultaniczną relację ze wszystkich boisk. Po ostatnim gwizdku brak informacji kto jest w grupie mistrzowskiej, a kto w spadkowej, mylne informacje podawane na podstawie albo reakcji piłkarzy (np. Wisły Płock, która w żadnym wariancie nie byłaby na ósmym miejscu), albo aplikacji w smartfonach. "Eksperci" w studiu nawet zawyrokowali nawet, że o utrzymanie będą grali niecieczanie mimo zwycięstwa w Kielcach. Mimo szybkich korekt dzięki informacjom administratora portalu 90minut.pl niesmak pozostał.
Czy Paweł Żyra pojawi się
w fazie play off?
[foto: zaglebie.com]
Największym przegranym sezonu wszem i wobec okrzyczane zostało Zagłębie Lubin. Owszem, aż 3 z 4 drużyn, które w obecnej kampanii reprezentowały Polskę w europejskich pucharach grać będą o utrzymanie, ale jeszcze kilka tygodni temu nikt sobie nie wyobrażał lubinian w dolnej połówce.
Po 4:0 z Koroną u siebie i 2:0 w Poznaniu Zagłębie zostało liderem tabeli, by w następnej kolejce ograć Bruk-Bet Nieciecza 2:0. Do tego udane mecze w eliminacjach Ligi Europejskiej, gdzie wyeliminowany został Partizan Belgrad. Swoje problemy miały Legia, Lech i o ekipie Piotra Stokowca zaczęto mówić jedynie w superlatywach.Udało się zakontraktować kadrowicza Filipa Starzyńskiego, który był jedynie wcześniej wypożyczony. Stratę Macieja Dąbrowskiego zrekompensowała eksplozja formy Jarosława Jacha. Gdy z kolei do Cracovii odszedł Krzysztof Piątek ściągnięto Martina Nešpora. Wydawało się, że zbilansowany zespół będzie piął się w górę tabeli, a tymczasem wiosną dopadł dołek, którego finałem okazał się nieszczęsny remis ze Śląskiem oznaczający jedynie grę o utrzymanie. Ostatnie 9 meczów to zaledwie jedno zwycięstwo (W Lublinie z Górnikiem Łęczna 1:0), dwa remisy i 6 porażek. Przyczyn niepowodzeń jest na pewno kilka, póki co krytyka skupia się na trenerze Stokowcu, który albo za bardzo zaczął żonglować nazwiskami w składzie i nie pozostawał konsekwentny. Jedenastka oparta została na dwóch obozach - byłych graczach Polonii Warszawa (Čotra, Todorovski, Piątek, Tosik) i Ruchu Chorzów (Dziwniel, Starzyński, Janoszka, Mazek), coraz rzadziej sięgał po młodych graczy - duży zjazd zanotował Rakowski, epizody Jończego czy Żyry niech nikogo nie zmylą. Wałbrzyszanin Paweł Żyra zaliczył jedynie 11 minut w dość pechowo przegranym meczu z Lechią w Gdańsku (0:1) i był to w sumie dobry występ. Paweł zanotował kilka przechwytów, odważnie próbował przenieść grę w pole karne rywala. Gra się jego podobała i był chwalony przez komentatorów. A w następnym meczu Żyry zabrakło nawet w meczowej kadrze... Czy teraz, gdy presja niesamowicie wzrosła, trener Stokowiec zdecyduje się na wystawianie młodzieży?
Innym mankamentem jest zachwianie proporcji pomiędzy graczami zagranicznymi a Polakami. Polaček, Guldan, Todorovski, Čotra, Vlasko, Nešpor, a wcześniej Papadopulos nie dawali takiej jakości, jak choćby na początku rozgrywek, gdy zespół grał udanie i w lidze i w pucharach.
Oba dolnośląskie zespoły grać będą o utrzymanie. Na chwilę obecną Zagłębie jest na 10.miejscu z 20 punktami, tuż za nim Śląsk z 17, ale zamykające tabelę trio Ruch Chorzów (z Pawłem Oleksym i Miłoszem Trojakiem) - Piast Gliwice- Górnik Łęczna ma tych punktów 15. Wszystko się może zdarzyć, a dolnośląskie derby, ponownie w Lubinie 16 maja (34.kolejka). Koniec sezonu dla grupy spadkowej 2 czerwca, a dla grupy mistrzowskiej - 4 czerwca.

Po cudzie w Pawłowicach powrót do rzeczywistości

Po słabiutkiej grze przeciwko Skrze Częstochowa niewielu wierzyło w jakikolwiek sukces Górnika Wałbrzych w meczu wyjazdowym  przeciwko Pniówkowi '74. W Pawłowicach Śląskich goście wygrali aż 3:0, biorąc pod uwagę skuteczność w bieżącym sezonie (12 goli we wcześniejszych 21 meczach - zaledwie dwa mecze ze zdobytymi więcej niż jedną bramką) rozmiary zwycięstwa mogą nieco szokować. W składzie, oprócz wymuszonej karencji Tobiasza, praktycznie bez zmian, więc co się stało z piłkarzami Bubnowicza?
Metamorfozy czy nagłego przełamania nie było, można jedynie stwierdzić, że wreszcie zaczęła piłka wpadać do bramki rywala. Ale stwarzanie pod nią okazji wciąż stanowi główną bolączkę. U gospodarzy zabrakło wykartkowanego tydzień wcześniej Adama Żaka, będącego jednym z najbardziej wartościowych zimowych transferów w całej lidze. Były napastnik Rozwoju Katowice zobaczył w Zielonej Górze czerwoną kartkę, klub się odwołał, kara dla niego ostatecznie będzie mniejsza niż regulaminowa, ale przeciwko wałbrzyszanom nie zagrał. Pniówek wiosną w 5 meczach stracił 4 gole - wszystkie w dwóch ostatnich przegranych z Falubazem i z Górnikiem. W Wałbrzychu mogą żałować, że zespół Jana Wosia nie urwał punktów drużynie lubuskiej, bowiem paradoksalnie po porażce na inaugurację w Wałbrzychu zielonogórzanie odpalili i w kolejnych 4 meczach zdobyli aż 10 punktów. Górnik z kolei musi spoglądać w górę tabeli, a rywale odskoczyli na 9 oczek, aby realnie myśleć o utrzymaniu się w lidze, nie bacząc na kłopoty innych drużyn, dobrze byłoby finiszować na miejscu w okolicach 11-12.
Dobra forma Bronisławskiego i Surmaja (z tyłu)
to za mało by piąć się w górę tabeli.
[foto: walbrzych24.com]
Problemem wałbrzyszan jest gra pozycyjna - goście przyjeżdżający na Stadion 1000-lecia zdobywają punkty bardzo łatwą metodą: dać miejscowym grać piłką, niech sami się męczą i sami się pogubią. Niestety, ta recepta zdała egzamin w meczu ze Skrą jak i z rezerwami Górnika Zabrze. Oba zespoły nie prezentowały się rewelacyjnie czy też zdecydowanie lepiej od biało-niebieskich, a wygrały praktycznie bezproblemowo. Faktem jest, że Wałbrzych gra bez napastnika co już znacznie ogranicza pole manewru w ofensywie. Dominik Bronisławski jest obecnie bodaj najwartościowszym zawodnikiem, choć meczu ze Skrą nie zaliczył do udanych, to wrócił do dobrej dyspozycji. Szarpie z boku Kamil Sadowski, któremu jednak brakuje niezbędnego doświadczenia - dla przypomnienia ma on za sobą jedynie rundę w IV lidze. Ostatnie mecze to fragmenty dobrej dyspozycji Sebastiana Surmaja, który coraz odważniej w końcu gra w Górniku. Można jak zwykle liczyć na rozgrywającego Marcina Morawskiego, ale to wciąż za mało by myśleć o triumfach na własnym boisku. O ile na wyjeździe szybkość skrzydłowych, prostopadłe podania do nich przynoszą efekty, to przy Ratuszowej skupieni na defensywie rywale łatwo sobie radzą z rozbijaniem schematycznych ataków miejscowych, dla których wciąż najgroźniejszą bronią są strzały z dystansu asystenta trenera.
Wciąż bolączką jest wąska kadra, bo w praktyce Robert Bubnowicz operuje 12-13 nazwiskami, a korekty w składzie spowodowane są albo kontuzjami lub nadmiarem kartek. Cóż z tego, że gorzej zagra jeden, dwóch zawodników skoro na ławce nie ma wartościowego zmiennika. Próżno oczekiwać podpisania umowy z napastnikiem, który jest obecnie bez klubu, ma kartę zawodnika na ręku i jest gotowy do gry. Tylko ewentualnie taki transfer może uratować strzelecką niemoc. O takiej możliwości kilkakrotnie wspominał redaktor Bogdan Skiba, ale pewnie daleko jest od decyzji.
Obecnie Górnik okupuje spadkowe miejsce - 9 punktów do bezpiecznego miejsca i 11 spotkań. Przed zespołem trzy niezwykle ciężkie wyjazdy (Brzeg, Oława, Jastrzębie), po których strata może się niebezpiecznie powiększyć i w praktyce zakończyć marzenia o utrzymaniu, choć matematyka może dawać nadzieję.

wtorek, 11 kwietnia 2017

Trenerskie dole i niedole

Dwa lata temu wałbrzyski Górnik nieskutecznie walczył o utrzymanie w drugiej lidze. Wśród głównych winowajców znaleźli się oczywiście szkoleniowcy. Andrzej Polak nie dotrwał do września, a jego następcy w osobach Piotra Przerywacza i Jerzego Cyraka nie potrafili wydźwignąć zespołu ze strefy spadkowej.
Andrzej Polak po powrocie na Opolszczyźnie trenował Swornicę Czarnowąsy, a obecnie TOR Dobrzeń Wielki. Oba zespoły grają w IV lidze. Jerzy Cyrak nie wiązał przyszłości z Górnikiem i po degradacji opuścił Wałbrzych obejmując beniaminka III ligi Pelikan Niechanowo. Szybko jednak opuścił wielkopolską drużynę zostając asystentem Leszka Ojrzyńskiego w Górniku Zabrze. Gdy zabrskiemu zespołowi coraz bardziej zaczęło w oczy zaglądać widmo spadku z ekstraklasy działacze pożegnali zarówno Ojrzyńskiego jak i cały jego sztab szkoleniowy. Cyrak wylądował na przysłowiowych czterech łapach, bowiem ponownie objął Pelikana z którym do ostatniej kolejki walczył o pierwsze miejsce. Po sezonie okazało się, że drużyna nie przystąpi do rozgrywek w nowym sezonie, więc Cyrak przeniósł się do Elany Toruń wraz z 7 podopiecznymi z Niechanowa. Smaczku dodawał temu fakt, że torunianie utrzymali się tylko i wyłącznie dzięki wycofaniu się drużyny Pelikana. Mocne wsparcie kibiców, nie mniejsze oczekiwania działaczy idące w parze z zabezpieczeniem finansowym powodowało, że zespół był wymieniany w gronie faworytów do awansu. Po jesieni dopiero 4.miejsce, ale ze stratą zaledwie 2 punktów do lidera Sokoła Kleczew. Wiosną zespół zaczął od wyjazdowej porażki w meczu na szczycie z Gwardią Koszalin 2:3, potem było domowe zwycięstwo nad Wdą Świecie 2:1 i remisy w Przodkowie z GKS 2:2 i 1:1 w Toruniu z KKS Kalisz. 4 mecze i 5 punktów - 6.miejsce ze stratą już ośmiu punktów do prowadzącej Gwardii Koszalin. Przed meczem z Kaliszem zarząd postawił przed Cyrakiem ultimatum - trzy zwycięstwa w kolejnych 3 meczach. Elana już po pierwszym meczu straciła szansę na wyrobienie tej narzuconej normy punktowej. Reakcja zarządu była natychmiastowa - dymisja Cyraka. Argumentem były niesatysfakcjonujące wyniki oraz gra zespołu. Jego asystenci Krzysztof Wasilkiewicz i Izaak Stachowicz solidaryzując się z I trenerem podali się do dymisji.
Co ciekawe media ciepło wypowiadały się o pracy Jerzego Cyraka pisząc już po jego dymisji, że zespół z meczu na mecz grał coraz lepiej, a najcięższe spotkania z faworytami Elana ma za sobą.
Piotr Przerywacz jako trener
Victorii Świebodzice
[foto: ws-24.pl]
Jednym z asystentów Jerzego Cyraka podczas pracy w Górniku Wałbrzych był Piotr Przerywacz, który dopiero w tym roku opuścił zespół z Ratuszowej. Skończył pracę z drużyną juniorów, a od ubiegłego tygodnia podjął się trudnej misji ratowania Victorii Świebodzice. Czwartoligowiec zimą stracił wielu kluczowych zawodników oraz odszedł cały sztab szkoleniowy. Do tego wycofano drużynę juniorów z rozgrywek DLJ. Nowym trenerem został Krzysztof Wierzbicki, ale 4 mecze pod jego wodzą skończyły się 4 porażkami - o ile premierowe 0:1 na boisku lidera z Gaci było do przyjęcia to kolejne 2:4 w Kątach Wrocławskich, 0:3 z Wiwą Goszcz i wreszcie 0:6 w Bielawie otworzyły niedowiarkom oczy, że szóste miejsce po jesieni nie musi oznaczać spokojnej rundy rewanżowej. Debiut Przerywacza w roli trenera Victorii nastąpił w pojedynku z Unią w Bardzie Śląskim. Wygrali gospodarze 2:0, ale nowy szkoleniowiec z optymizmem patrzy na przyszłość drużyny twierdząc, że zespół ma potencjał, a chłopaki charakter i stać drużynę na utrzymanie w lidze. Warto dodać, że wśród jego podopiecznych są m.in. Piotr Rojek i Dominik Woźniak, których nie tak dawno trenował w juniorach Górnika.
Cyrak stracił posadę, Przerywacz objął nowy zespół, a ich były podopieczny z czasów gry Górnika w II lidze postanowił wrócić do roli piłkarza. Marcin Folc po nieudanym sezonie 2014/15 zakończonym spadkiem z drugiej ligi postanowił zacząć pracę szkoleniową.W Górniku Wałbrzych prowadził drużynę trampkarzy, z którymi najpierw spadł, a później awansował do Ligi Dolnośląskiej. W lipcu ubiegłego roku został trenerem II zespołu kobiecego AZS PWSZ Wałbrzych występującego w II lidze kobiet w grupie śląskiej. Na trzecim
Marcin Folc w Kuźni
[foto: Paweł Sasiela]
szczeblu rozgrywkowym wałbrzyszanki zajmują ósme miejsce na 12 drużyn. Folca ciągnęło jednak no boisko i 36-letni napastnik postanowił dołączyć do swojego macierzystego klubu Kuźni Jawor. 17 lat temu właśnie z Jawora Marcin ruszył w piłkarską Polskę: RKS Radomsko, Widzew Łódź, HEKO Czermno, Zagłębie Sosnowiec, Piast Gliwice, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Tur Turek, GKS Tychy i Górnik Wałbrzych. Przy Ratuszowej rozegrał 41 ligowych meczów, w których strzelił 10 goli. Po 22 miesiącach nieobecności w ligowym protokole meczowym w minionym weekendzie zadebiutował ponownie w barwach jaworskiej Kuźni wchodząc w 70 minucie za Bagińskiego w meczu z Konfeksem Legnica - notabene prowadzonym przez byłego piłkarza Górnika Wałbrzych Andrzeja Kisiela. Folc w 85 minucie notuje asystę przy celnym strzale innego rezerwowego Seweryna Sucheckiego, który urodził się tuż po tym jak Marcin wyemigrował z Jawora do Radomska.
Póki co Folc łączy grę w legnickiej okręgówce z trenowaniem rezerw kobiecego AZS PWSZ. Na pierwszą bramkę po powrocie do Kuźni musi jeszcze poczekać.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Górnik obnażony

Mecz ze Skrą Częstochowa miał dla Górnika ogromne znaczenie. Po ostatnich sukcesach Falubazu, w tym ze Skrą, zielonogórzanie odskoczyli od wałbrzyszan. Rezerwy ligowców z Wrocławia, Zabrza i Legnicy mogą liczyć na wzmocnienia z I zespołu, co może mieć ogromne znaczenie na finiszu rozgrywek. Ponadto bardzo solidnie wiosną zaczyna wyglądać Lechia Dzierżoniów, która po zwycięstwach na wyjeździe urwała u siebie punkty liderowi z Jastrzębia. U siebie z kolei punkty kolekcjonuje Unia Turza Śląska. Wiosną z kolei Skra przegrała wszystkie trzy mecze, a biorąc pod uwagę, że jesienią właśnie pod Jasną Górą premierowe w sezonie zwycięstwo odnieśli wałbrzyszanie to oni byli faworytem tego meczu.
W niedzielnym spotkaniu zabrakło wykartkowanego Dariusza Michalaka, którego na środku obrony zastąpił Jan Rytko. Chyba nikt się nie spodziewał czasów, gdy brak Janka w drugiej linii będzie aż tak odczuwalny. Robert Bubnowicz desygnował do gry jedenastu zawodników, ale w pierwszej połowie śmiało można napisać, że jego zespół grał w ... dziewięciu. Całkowicie nie wypalił pomysł z Kamilem Młodzińskim w ataku - wychowanek kamiennogórskiej Olimpii nie radził sobie ani z rywalami, ani z podaniami partnerów. Drugim hamulcowym okazał się jego imiennik - Popowicz. Zagubiony, często gubiący piłkę przekonał największych niedowiarków dlaczego nie potrafił załapać się do trzecioligowego Pelikana Łowicz. Bez napastnika i z dziurą w środku pola, której nie potrafił w pojedynkę uzupełnić Marcin Morawski, drużyna Górnika nie miała wielu argumentów do przerwy. Dodajmy do tego, że słabiej niż w poprzednich meczach grali Bronisławski z Sadowskim, to naprawdę gra miejscowych wygląda niczym obraz nędzy i rozpaczy.
Goście grali bardzo uważnie, ale i odważnie, nie bojąc się ataków. Pierwsza konkretna akcja przyniosła im bramkę. Wrzut z autu, nieporadność miejscowych defensorów, strzał Piotra Noconia w znakomity sposób odbija Damian Jaroszewski. Niestety, jego koledzy w obronie przysnęli, odbitą piłkę przejął Dawid Niedbała i strzałem przy słupku otworzył wynik. Chwilę później mieliśmy do czynienia z sytuacją, których przy Ratuszowej chciano by oglądać więcej. Stały fragment gry, dośrodkowanie, nieco sytuacyjne uderzenie Pawła Tobiasza ląduje na poprzeczce, strzał Kamila Sadowskiego wybity zostaje z linii bramkowej, aż w końcu Bartosz Tyktor głową ostemplował wewnętrzną część poprzeczki - piłka odbiła się od ziemi i wyekspediowana została daleko od bramki. Część miejscowych "dziennikarzy" przypisuje uderzenie Tyktora Młodzińskiemu, ale to brodaty obrońca był bliski wyrównania.
Niestety, była to jedyna klarowna sytuacja w I odsłonie. A goście na przerwę schodzili z dwubramkowym prowadzeniem, gdy zza pola karnego gola zdobył Łukasz Kowalczyk. Przy uderzeniu nie popisał się Jaroszewski, który powinien lepiej interweniować, inna sprawa, że nie pomogli w tej sytuacji partnerzy z obrony.
Dużo chaosu, mało konkretów, czyli mecz Górnika ze Skrą.
[foto: walbrzych.dlawas.info]
W drugiej połowie nie oglądaliśmy Młodzińskiego, którego zastąpił Mateusz Sobiesierski. Surmaj z Sadowskim zamienili się stronami, ale prócz presingu i składnych akcji w pierwszym kwadransie gry nic szczególnego nie zobaczono na Stadionie 1000-lecia. Bramkarz gości Rafał Kotecki bronił bardzo chaotycznie i aż się prosiło o częstsze wrzutki na przedpole częstochowskiej bramki. Lepiej zaczął grać Bronisławski, ale co z tego skoro wciąż próżno szukać zawodnika miejscowych mogących wykończyć akcję? Najlepsze wrażenie wśród wałbrzyszan pozostawił po sobie Sebastian Surmaj, który tracił mało piłek, szukał gry, potrafił rozegrać niekonwencjonalnie, a nie tylko do tyłu jak większość partnerów.
Paradoksalnie najwięcej groźnych strzałów oddał na bramkę rywala rezerwowy Damian Bogacz, w tym jeden, który wylądował w siatce, ale ze spalonego.
Górnik Wałbrzych zagrał bardzo słabo, ligowy średniak z Częstochowy nie musiał wiele się wysilać by wywieźć bez problemu komplet punktów. Jak jesienny tak i wiosenny pojedynek obu zespołów był przełomowym dla drużyny gości. Teraz wyszło na Skrę, która po raz pierwszy w tym roku zapunktowała.
Bubnowicz ma problem, który zauważają również najwierniejsi fani z sektora C. O ile w pierwszej słychać było okrzyki "nigdy więcej 4.ligi", to po przerwie już hasła były w treści pogodzone z ewentualnym kiepskim zakończeniem sezonu. Do finiszu rozgrywek zostało jeszcze 13 spotkań, na chwilę obecną - przy założeniu, że z drugiej ligi spada jedynie bytomska Polonia- wałbrzyszanie spadają, ale do czternastego Śląska II traci zaledwie 3 punkty. Do kolejnych zespołów jest już poważny deficyt 9 punktów. Niczym mantrę można powtarzać - Górniku czas zacząć punktować! Aby punktować to trzeba strzelać bramki, a tych w tym sezonie biało-niebiescy ... nie potrafią. 12 bramek w 21 meczach - to cud, że z tak dramatyczną skutecznością zespół nie zamyka tabeli. Ale kto ma strzelać te bramki? Może w końcu ktoś podpisze kontrakt na 3 miesiące, by uzdrowić sytuację w ataku Górnika?
Inną bolączką zespołu jest nastawienie psychiczne - aż żal było patrzeć na zawodników pod koniec I połowy, gdy po dwóch gongach nie podnieśli się. Przy bardziej wyrafinowanej drużynie na przerwę gospodarze mogliby schodzić z większym bagażem goli. Owszem krzykiem zmobilizować potrafią Jaroszewski z Tyktorem, ale młodsi koledzy sparaliżowani są stawką meczu. Wychodzą grzechy ubiegłego sezonu - zamiast stopniowo wprowadzać juniorów Bubnowicz operował praktycznie stałym zestawem nazwisk młodzieżowców. I teraz są, niestety, mizerne efekty.
Ilość meczów do zakończenia sezonu pozwala mieć jeszcze nadzieje, że uda się utrzymać byt. Tylko kiedy nastąpi przełom w Górniku?

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Dramat Parola, gole w Niemczech i Austrii

Na pewno nie tak zaplanował sobie pobyt w hiszpańskim Eldense Patryk Parol. Wysoki, mierzący 193 cm, 21-letni wałbrzyszanin zimą został wypożyczony do outsidera grupy trzeciej Segunda Division B (trzecia liga hiszpańska).  Od przybycia w styczniu, w 10 meczach CD Eldense dwukrotnie drużynie udało się zremisować. Patryk zagrał jedynie w 4 meczach (1 w pełnym wymiarze czasowym, 2 razy z ławki) gromadząc 168 minut, do tego trzykrotnie był na ławce rezerwowych.
Patryk Parol (powyżej)
1 kwietnia również w roli zmiennika oglądał mecz na barcelońskim Mini Estadi z liderującymi rezerwami słynnej Barcy. Wynik 12:0 dla gospodarzy odbił się szerokim echem w mediach, nie tylko ze względu na rozmiary. Po tej klęsce Eldense straciło nawet matematyczne szanse na uniknięcie degradacji, wielu piłkarzy płakało po końcowym gwizdku. Dzień po meczu klub wydał komunikat, że po pilnym spotkaniu rady nadzorczej nie tylko zerwano kontrakt z wloskim inwestorem, dzięki któremu Parol trafił do Hiszpanii, ale zawieszono działalność sportową pierwszego zespołu. 3 prezydentów, siedmiu trenerów i ponad 50 zawodników w sezonie 2016/17 - czy trudno dziwić się takiemu rezultatowi klubu z Elde? Co więcej działacze podejrzewają ułożenie meczu z Barceloną B - chodzi oczywiście o wysokość wygranej, powiadomiono zarówno policję jak i hiszpańską federację piłkarską.
Dla Patryka Parola tak więc skończył się sezon, dla niektórych jeszcze się nie zaczął, tak jak np. dla Łukasza Jarosińskiego w Norwegii.
W Niemczech swoją pierwszą bramkę w Bad Muskau strzelił Mateusz Sawicki - w 18.kolejce Landesklasse Ost FV Blau Weiss Zschachwitz ulegli z Rot Weiss 3:5 (2:3), a Sawka strzelił gola na 1:2. Inny z wałbrzyszan Michał Bartkowiak również wpisał się na listę strzelców (gol na 3:4), ale dla niego było to już trzecie trafienie w tym sezonie. Drużyna Biało-Czerwonych z Mużakowa zajmuje obecnie trzecią lokatę.Oprócz wspomnianego duetu gra tam również Jarosław Piątek.
Mateusz Krawiec 
Nieco wyżej w Niemczech gra Mateusz Krawiec (SpVgg Hankofen-Hailing- 15.miejsce w grupie południowej BayernLigi), który wiosną wystąpił we wszystkich 4 meczach (1-2-1) i w pierwszym z nich, notabene wygranym,wyleciał z boiska za nadmiar żółtych kartek.
Jeśli chodzi o bramki to wciąż można w tej kwestii polegać na Bartoszu Konarskim (TV Geiselhoering - 1.miejsce Bezirksliga West), który wiosną w 2 meczach swój dorobek powiększył o jedną bramkę i z 24 trafieniami przewodzi liście snajperów.
W miniony weekend ruszyły ligi regionalne w Austrii, które cieszą się ogromną popularnością wśród wałbrzyskich zawodników. Najlepiej wystartował Roman Maciejak, który strzelił 3 gole w meczu Gererdorf - Frankenfels (5:0). Drużyna Gerersdorf utrzymała fotel lidera, a Roman z 15 golami jest na drugim miejscu w klasyfikacji strzelców grupy Alpenvorland 2.klasse. Z kolei w grupie 2.klasse Ybbstal równie znakomity występ zaliczył Paweł Matuszak, który strzelił wszystkie bramki dla Kienberg/Gaming, który pokonał 3:1 Strengberg. W zespole Matuszaka zadebiutowali Sławomir Orzech (jesienią Bad Muskau) oraz Damian Chajewski, który grał w trzecioligowej Olimpii Kowary. Oprócz nich kwartet wałbrzyszan uzupełnia Łukasz Kalka. Kienberg obecnie ma zaledwie dwa punkty straty do lidera, a Matuszak z 17 golami jest na 4.miejscu ze stratą trzech bramek do prowadzącego w klasyfikacji Soma Lorinczy'ego. Identyczny wynik 3:1 w inauguracyjnej w tej rundzie kolejce osiagnął zespół Lunz/See, gdzie grają kamiennogórscy piłkarze. Damian Misan trafił dwukrotnie, a Adrian Moszyk raz. Moszyk w tym sezonie strzelił 16 bramek, a Misan jedną mniej, ale za to może pochwalić się serią 6 bramek w ostatnich 5 spotkaniach.

Bielskie ostrzeżenie

Wałbrzyski Górnik po zwycięskiej inauguracji z Falubazem Zielona Góra rozegrał dwumecz z trzecioligowcami z Bielska-Białej. Przyjazd kibiców BKS Stal spowodował, że organizacyjnie w końcu działacze stanęli na wysokości zadania (sprzedaż biletów, wejście). Kibice też dopisali, oprawy z sektora C Stadionu 1000-lecia zagościły na kibicowskich portalach. Do szczęścia zabrakło jedynie zwycięstwa gospodarzy. Niestety, zabrakło argumentów. Nie pomogło również wykluczenie Damiana Szczęsnego, które po analizie prowadzącego rozgrywki OZPN Opole zostało zresztą anulowane. Główka Dariusza Michalaka oraz strzały Marcina Morawskiego to za mało. Oczywiście pozytywem jest ogromna przemiana na plus biało-niebieskich w porównaniu z jesiennym meczem obu drużyn w Bielsku-Białej. Jednak samymi remisami trudno będzie się utrzymać.
Wizyta na obiekcie Rekordu pokazała, że kadra wałbrzyszan mimo wszystko pozostawia wiele do życzenia. Kołdra po prostu jest za krótka. W trzecim kolejnym meczu Robert Bubnowicz wystawia prawie identyczną jedenastkę - korekta następuje jedynie na pozycji jedynego napastnika. Liczba kartek, zwłaszcza pary środkowych obrońców, wiosną systematycznie rośnie, Michalak w najbliższym meczu będzie pauzować, zapewne pojawią się również absencje z powodu urazów. A wartościowych zmienników wśród rezerwowych nie widać.
Mecz rozgrywany w Centrum Sportowo-Szkoleniowym Rekord w bielskim Cygańskim Lesie rozpoczął się niezwykle obiecująco dla gości. Ukoronowaniem dobrej gry był gol po rzucie karnym wywalczonym przez Dominika Bronisławskiego. Egzekutorem był Jan Rytko, który na bramkę w ligowym meczu czekał blisko 100 meczów (dokładnie 99) od jesieni ... 2011 roku!
Miłe złego początki w Bielsku-Białej - Jan Rytko strzela
na 1:0 z rzutu karnego
[foto:super-nowa.pl]
Potem już było tylko gorzej. Do przerwy remis, a po przerwie już przewaga miejscowych, którzy w końcówce meczu zdobyli dwa gole po stałych fragmentach gry. Łukasz Szędzielarz najpierw z rzutu wolnego, a w doliczonym czasie gry z karnego pokonał Damiana Jaroszewskiego ustalając wynik na 3:1.
W Górniku bardzo dobre recenzje zebrał Kamil Sadowski, niewiele gorzej oceniony został Jaroszewski. Znamienny jest komentarz z oficjalnej strony Rekordu: wałbrzyszanie zostawili po sobie za to niezłe wrażenie. Na to jednak, by myśleć o korzystniejszym wyniku potrzeba bardziej wyrównanego jakościowo składu.
Nie popisała się po raz kolejny oficjalna strona, na której nie dość, że próżno szukać wyników juniorów to wiosenne relacje meczowe pozostawiają wiele do życzenia. Jakościowo współpraca z Bartłomiejem Nowakiem (walbrzych24.com) wyglądała o wiele lepiej niż z Jakubem Zimą (swsportinfo.pl), obecnie brakuje nie tylko galerii z meczów, ale nawet zmian przeprowadzonych w trakcie spotkania.
Po trzech kolejkach wiosennej rundy nie ma co ferować ostatecznych wyników. Jednak trzeźwo ocenić, że każdy punkt jest na wagę złota, a każda strata punktów może mieć niebagatelne znaczenie. Gdyby w tym momencie zakończyły się rozgrywki drugiej i trzeciej ligi, wałbrzyszanie żegnali by się z grą na czwartym szczeblu rozgrywek. O ile w 2.lidze sprawy układają się pomyślnie, bowiem ROW Rybnik wykaraskał się ze spadkowej strefy, lada chwila w podobnej sytuacji może znaleźć się Rozwój Katowice, a wygrywająca Polonia Bytom pokazuje, że nie składa broni, to w 3.lidze zaczęły punktować drużyny konkurujące z ekipą Bubnowicza o utrzymanie w lidze. Wygrał w Częstochowie Falubaz, po raz drugi w tej rundzie Lechia Dzierżoniów wygrywa na wyjeździe, przebudziły się rezerwy Górnika Zabrze. Górnik jest obecnie najmniej skutecznym zespołem w lidze, ba wiosną mniej od wałbrzyszan bramek zdobyli jedynie najgorsze w 2017 roku Skra i Olimpia - obie bez punktu i z jedną bramką zdobytą.
Bogdan Skiba informuje o tajemniczych testach, miejmy nadzieję, że to napastnik, bowiem właśnie takiego killera najbardziej w drużynie brakuje.W ubiegłym sezonie gra zespołu często pozostawiała wiele do życzenia, ale był Marcin Orłowski, który potrafił jak nie strzelić bramkę to w taki sposób zaabsorbować uwagę rywali, że z szansy korzystali partnerzy.
Przed Górnikiem mecz o sześć punktów z częstochowską Skrą, która wiosnę rozpoczęła tragicznie - 3 mecze, w tym dwa u siebie i komplet porażek. Trener Jakub Dziółka oddał się po ostatnim meczu z Falubazem (0:2) do dyspozycji zarządu. Jeśli zostanie - mecz przy Ratuszowej będzie meczem o wszystko, jeśli będzie nowy trener - wiadomo, nowa miotła, nowe ustawienie, nowe motywacje.

niedziela, 2 kwietnia 2017

Dariusz Filipczak zakończył karierę

Przy okazji pikniku piłkarskiego zorganizowanego przez MKS Polonia-Stal Świdnica w dniu wczorajszym oficjalnie pożegnano Dariusza Filipczaka. Popularny Filip jeszcze jesienią, w wieku 42 lat pomagał młodszym kolegom w 13 meczach IV ligi dolnośląskiej.
 Jest na pewno jedną z legend świdnickiej drużyny, jako młody obiecujący napastnik bliski był wywalczenia awansu do 2.ligi w sezonie 1992/93 sięgając po koronę króla strzelców III ligi. W Wałbrzychu grał krótko - raptem 10 meczów, podczas których strzelił jedną bramkę i zobaczył 1 żółtą kartkę. Jesień 1997 roku była burzliwa przy Ratuszowej, KP zaczął bardzo słabo sezon drugoligowy, ale zarząd oprócz wyników sportowych miał na głowie transformacje organizacyjne. We wrześniu powołana została Sportowa Spółka Akcyjna Górnik. Nieco wcześniej drużynę prowadzoną przez Grzegorza Kowalskiego wzmocnił na zasadzie wypożyczenia do końca sezonu wspomniany Dariusz Filipczak. Debiutował on 13.09.1997 w Koninie, w przegranym 0:1 meczu z Aluminium. Jego debiut oceniony został przez Tempo na 5 (w skali 1-10), lepszymi byli Falkenberg i Sorbian (6). Tydzień później przy Ratuszowej gościł Naprzód Rydułtowy, który wyjechał z bagażem 5 goli! Festiwal bramkowy rozpoczął Filipczak już w 2.minucie, który w zamieszaniu podbramkowym pokonał Lubiatowskiego. Jego gra oceniona została na 8 w Tempie, a katowicki Sport wybrał go do Jedenastki Kolejki. Gdy w październiku przyjechał z Górnikiem na Oporowską pewnie nie spodziewał się, że niebawem będzie tam grywał regularnie. W przegranym meczu ze Śląskiem (0:2) zebrał najlepsze wśród wałbrzyszan noty. Zimą niespodziewanie wyjechał do Zieleńca, gdzie do wiosennych zmagań przygotowywał się Śląsk. Doszło do trójstronnych rozmów na linii Polonia Świdnica- Górnik - Śląsk. Mimo obowiązującej do czerwca umowy Filipczak nie rozpoczął treningów z Górnikiem, nawet nie żegnając się z kolegami i trenerami wyjechał z Wałbrzycha. W tamtych czasach miało dojść do podpisania umowy pomiędzy Ryszardem Sobiesiakiem reprezentujący WKS a Autonomiczną Sekcją Piłki Nożnej Polonii Świdnica. Oczywiście jednym z głównych punktów miało być skrócenie wypożyczenia Filipczaka do Wałbrzycha i dołączenie jego do Śląska. Powstała bardzo nerwowa atmosfera, sam piłkarz mówił Słowu Sportowemu, że otrzymał wiadomość z Polonii, że wałbrzyszanie nie wywiązali się z jakiegoś punktu umowy, która była zawarta między klubami. W takim układzie, jeżeli ktoś zgłosiłby się po mnie to mogłem odejść z Górnika. Koniec końców Filipczak trafił do Wrocławia, Śląsk z kolei w ramach dobrej woli przystał na propozycję wypożyczenia zawodników do Górnika i tak trafił na Ratuszową Rafał Klajnszmit.
Kilka miesięcy później ze Śląskiem Filipczak przyjechał na remontowany Stadion 1000-lecia - wrocławianie przegrali 0:1, Darek został niemiłosiernie wygwizdany, arbiter nie podyktował po faulu na nim rzutu karnego, a on sam zakończył mecz z żółtą kartką.
Dariusz Stachurski (z prawej) dziękuje za grę w Świdnicy
Dariuszowi Filipczakowi
Mimo, że w czerwcu'98 Filipczak nie świętował awansu do 1.ligi to przygodę ze Śląskiem musi z perspektywy czasu ocenić na plus. Wywalczony awans do 1.ligi, w niej 41 meczów i 3 gole w latach 2000-2002. Potem była gra na jej zapleczu (ŁKS,Radomsko), powrót do Śląska na sezon 2004/05 to awans z trzeciej do drugiej ligi, ale później grywał już tylko co najwyżej w 3.lidze (Polar Wrocław, Odra Opole). Powrót do rodzinnej Świdnicy to złoty okres Polonii/Sparty, gdzie grali m.in. Solarz, Fojna, Piech, Gol, a dwa lata z rzędu drużyna przegrywa nieznacznie baraże o grę w nowej drugiej lidze.
Mimo kilku epizodów w austriackich klubach niższych klas wracał do Świdnicy i za każdym razem okazał się przydatnym zawodnikiem. Dzięki doświadczeniu, znakomitej technice potrafił poukładać grę młodszych kolegów.
W Wałbrzychu, mimo kapitalnego startu, nie jest wspominany miło. Rejterada do Śląska, a później skuteczna gra przeciwko Górnikowi/Zagłębiu, a później Górnikowi w barwach świdnickiego klubu. Niekiedy kończyło się to dla niego dramatycznie, jak w czerwcu 2010 po remisie 0:0 w Świdnicy, gdzie wściekli ... świdniccy kibice gonili go jeszcze poza stadionem.
25 lat gry, wiele pozytywnych mimo wszystko wspomnień dla świdnickich kibiców,