wtorek, 11 października 2022

Oława, karne i niedosyt

Październik miesiącem oszczędności. Tak jeszcze za czasów PRL ogłaszano pierwszy miesiąc kalendarzowej jesieni. Piłkarze w Wałbrzychu też póki oszczędnie w październiku punktują, choć pierwszy tydzień nowego miesiąca przyniósł wiele emocji, artykułów, nie zawsze związanych z piłką nożną. 
Rywalizacja oławsko-wałbrzyska ma bogatą tradycję sięgającą jeszcze lat 70-tych ubiegłego stulecia, gdy oba zespoły rywalizowały na zapleczu ekstraklasy. Dla dzisiejszego pokolenia brzmi to niczym fantastyka.  W latach 90-tych o powrót do drugiej ligi KP Wałbrzych rywalizował z oławskim klubem, który nosił dziś wstydliwą nieco nazwę Moto-Anna. W XXI wieku to rywalizacja w czwartej, trzeciej i drugiej lidze. W bieżącym sezonie oba kluby po raz pierwszy rywalizują na piątym szczeblu ligowej drabinki. 
Sportowo mecz 8.kolejki nie zapowiadał się szczególnie ciekawie, zwłaszcza, że w tej serii spotkań derbowe mecze rozgrywano w Pieszycach, Ząbkowicach Śląskich czy Gaci. Jednak to o meczu Moto-Jelcza z Górnikiem pisały ogólnopolskie media, mówiono w RMF. 
Trener Marcin Domagała w Oławie nie mógł liczyć na Dariusza Michalaka (pauza za 4 żółte kartki) i  
Strzelec obu bramek dla Moto-Jelcza - Janusz Gancarczyk.
[foto: olawa24.pl]
Dawida Rosickiego, którzy powiększyli grono nieobecnych. Do meczowej kadry wrócił Nigeryjczyk Emeka, a po raz pierwszy w wyjściowym składzie wybiegł Hubert Kak. Gospodarze piłkarsko mają dwa niezaprzeczalne atuty – trenera z ekstraklasową przeszłością Zbigniewa Smółkę oraz braci Gancarczyków. Janusz Gancarczyk mimo 38 lat na karku wciąż potrafi zrobić różnicę, o czym przekonali się boleśnie wałbrzyszanie.  Już w pierwszej akcji meczu po ciekawie rozegranym rzucie wolnym piłkę w bramkowej sytuacji miał Wojciech Kaniewski, ale ostatecznie trafia ona do wspomnianego Gancarczyka, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Wałbrzyska obrona miała w Oławie spore problemy z koncentracją, bo zdarzały jej się proste błędy w kryciu czy niewymuszone straty piłek. Pierwszy rzut rożny przyniósł kolejne trafienie dla podopiecznych Zbigniewa Smółki. Po dośrodkowaniu gospodarze nabiegali z głębi pola, nikt nie nadążył, ani nie przeciął piłki lecącej do Janusza Gancarczyka, który strzałem głową podwyższył wynik spotkania. Boiskowy zegar wskazywał 10.minutę spotkania i praktycznie było już po meczu. 
O powyższych wydarzeniach nie przeczytamy w żadnym serwisie, niewiele źródeł, nie wykluczając oławskich, wspomina również o autorze bramek.  Tematem nr 1 było zachowanie kibiców obu zespołów, które doprowadziło do tego, że sędzia Piotr Paluch po konsultacji z delegatem z ramienia DZPN postanowił zakończyć mecz.
Co dokładnie wydarzyło się na stadionie Oławskiego Centrum Kultury Fizycznej? Za Górnikiem przyjechało sporo kibiców, nie tylko z Wałbrzycha. Zasiedli na wyznaczonym sektorze, pokazali sektorówkę, zaczęli rzucać racę na bieżnię okalającą murawę oraz zaczęli niszczyć ogrodzenie, które ponoć łatwo poddawało się wysiłkom chuliganów. Naprzeciwko fanów Górnika umiejscowieni byli sympatycy rywali, czyli nie tylko kibicujący Moto-Jelczowi, ale przede wszystkim Śląskowi Wrocław. W obrzucaniu się inwektywami nie pozostawali dłużni, spalili flagę kibiców Górnika z Kudowy Zdrój. Trudno oczekiwać, by kibice, którzy przyjechali do Oławy z Budapesztu chcieli oglądać w akcji pojedynki Gancarczyka z Orzechem, szarże Chajewskiego czy parady Szymona Steca. Od dawna tajemnicą poliszynela było, że ten mecz był największym wydarzeniem kibicowskim na tym poziomie rozgrywek i obie ekipy będą dążyć do konfrontacji. Ostatecznie nie doszło do rozróby na stadionie, ale przerwanie meczu, analiza dokumentacji przedstawionej przez oba kluby dały podstawę do dość surowego postanowienia Wydziału Dyscypliny DZPN. Jaka kara spotkała kluby? 
Kara finansowa była oczywista, wiadomo, że ze względu na zniszczenie ogrodzenia większa będzie dla gości z Wałbrzycha. 
Obustronny walkower – decyzja bezprecedensowa, bowiem od dawna nie ukarano tak drastycznie klubów za zachowanie kibiców. Dawniej w przypadku braku porządku odpowiadał tylko i wyłącznie gospodarz, będący organizatorem spotkania. Ale od kilku lat skończyła się bezkarność kibiców przyjezdnych. Skoro ich zachowanie było bezpośrednim powodem zakończenia meczu, to logiczne było ukaranie Górnika walkowerem. Skąd więc kara dla Moto-Jelcza? Można jedynie domniemać, bowiem przedstawione do analizy materiały są znane jedynie komisji orzekającej.  Nie trzeba być prenumeratorem magazynu To My Kibice, by pamiętać, że jedna z największych (nie licząc incydentu w Sułowie) w ostatnim czasie awantura na stadionie czwartoligowym miała miejsce w Oławie, gdy przyjechali fani ze Świdnicy. Wiadomo, że świdniczanie sympatyzują z Górnikiem i również przyjadą na mecz. Czemu zabrakło wyobraźni miejscowym działaczom, aby sprawdzić dokładnie obiekt, wraz z opłotowaniem, zorganizować szczelniejszą ochronę, która wykluczyłaby wniesienie na stadion rac, czy petard? Najprawdopodobniej ocena właśnie pracy oławskich działaczy stanowiła podstawę kary dla Moto-Jelcza. Choć nie wszyscy z tym się zgadzają. 
Jak można krzywdzić piłkarzy obu drużyn, skoro mecz przerwali kibice z Wałbrzycha? Jeżeli mecz nie zostanie dokończony, to uprawianie sportu nie ma żadnego sezonu – powiedział wprost na łamach Słowa Sportowego Zbigniew Smółka, trener Moto Jelcza. 
Trzecią składową kary, która wzbudza największe emocje jest nakaz rozgrywania domowych meczów obu klubów bez udziału publiczności do końca sezonu. Zastosowanie odpowiedzialności zbiorowej budzi kontrowersje zarówno w Oławie jak i Wałbrzychu. Czy za wybryk kilkudziesięciu chuliganów muszą cierpieć setki spokojnych fanów futbolu? Niestety, opinia publiczna nie wie, co zostało opisane w protokole pomeczowym.  Opinia publiczna również nie wie, jak opisywane były poprzednie spotkania, gdzie dali o sobie znać kibice MJO czy KSG. Do wiadomości kibiców nie dotrze uzasadnienie kary, ale oba kluby zapewne odwołają się od tych kary, zwłaszcza w części dotyczącej meczów bez publiczności. 
Górnik Wałbrzych w ostatnich sezonach wiele zawdzięcza swoim kibicom. Nie chodzi o głośny doping, ale również o wsparcie finansowe. Teraz głośno zrobiło się o Górniku również dzięki jego kibicom, choć zapewne nikt w klubie takiego rozgłosu by sobie nie życzył. Po przegranej 1:5 z Foto-Higieną Gać ci sami kibice dostrzegli również niemoc i zaniedbania obecnego zarządu zapowiadając „czas na zmiany”. Na czym one mają polegać? Czy w taki sposób, że domowe mecze wałbrzyscy fani zmuszeni będą oglądać zza ogrodzenia niczym rodzice oglądający swoje pociechy w spotkaniu na orliku? 
Może realna groźba najsurowszych kar w historii klubu obudzi działaczy piłkarskiego Górnika? Organizacyjnie, jak również sportowo klub głównie przez działalność zarządu nie dorasta obecnie na poziom 4.ligi. Wszystko zmierza ku degradacji, to co udało się mozolnie wypracować przez ostatnie dwa sezony może zostać zaprzepaszczone w tej kampanii. Kibiców głównie przyciągają wyniki, jak ich brak to pozostaje atmosfera meczu. A o nią będzie piekielnie trudno skoro do czerwca mecze mają być rozgrywane w Wałbrzychu bez udziału kibiców. 
Pozostaje również aspekt dialogu z najbardziej radykalną częścią kibiców, zwłaszcza, że w przypadku kolejnej awantury konsekwencje dla klubu, a co za tym idzie dla wałbrzyskiej piłki mogą być opłakane. Przy całkowitej bierności obecnego zarządu również zła opinia kibiców nie wpłynie na pozyskanie potencjalnych sponsorów. Kto chciałby sponsorować zespół kojarzony głównie z chuligańskimi awanturami kibiców?

Zanim DZPN ogłosił kary za wydarzenia oławskie Górnik Wałbrzych w środowe popołudnie odpadł z Pucharu Polski. Tradycją stało się, że rywalem jest Polonia-Stal Świdnica, bowiem po spadku biało-niebieskich ze szczebla centralnego podczas udziału w 7 edycjach PP na szczeblu podokręgu wałbrzyskiego aż pięciokrotnie dochodziło do meczu ze świdnickim zespołem. Latem tego roku zarówno w sparingu (4:2), jak i w lidze (2:1) górą byli piłkarze Grzegorza Borowego. Trzeci mecz w tej rundzie miał miejsce jednak w Wałbrzychu i mimo, że goście mieli optyczną przewagę to najlepszą okazję zmarnował Emeka. Bezbramkowy remis oznaczał konkurs jedenastek, bowiem regulamin rozgrywek nie przewiduje dogrywki. Rzuty karne w przeszłości decydowały już o awansie czy triumfie wałbrzyszan zarówno na szczeblu centralnym jak i podokręgu. Jednak nigdy do rozstrzygnięcia nie było potrzeba aż 12 serii. Gdy Michalak nie strzelił bramki świdniczanie prowadzili już 3:1, a mimo to w ostatniej serii spotkań Górnik miał piłkę meczową! Stało się dzięki skutecznym interwencjom Sebastiana Kubiaka, który wybronił uderzenia Białasika i Kozachenko. Niestety, kapitan zespołu, jeden z najbardziej doświadczonych, były gracz świdnickiego klubu, Sławomir Orzech obił jedynie poprzeczkę i zabawa rozpoczęła się na nowo. W serii nr 7 pomylił się młody Moskwa, który posłał piłkę nad wałbrzyską bramką i wynik meczu na 5:4 mógł ustalić Oskar Nowak. Blondwłosy pomocnik nie wytrzymał jednak próby nerwów i przegrał pojedynek z Bartłomiejem Kotem. Kolejne 3 serie przynoszą gole, kibice powoli tracą rachubę ile to już bramek mają oba zespoły. Jedenasta seria przynosi bezpośrednie pojedynki obu goalkeeperów, które nie przynoszą rozstrzygnięcia. Seria nr 12 to drugie w tym dniu próby Sowy i Chajewskiego. Świdniczanin skopiował swój wyczyn sprzed kilkunastu minut, a strzał Chajka odbija Kot zostając bohaterem konkursu jedenastek. 
Wałbrzyszanie mogą skupić się teraz na lidze, ale trzeba uczciwie przyznać, że nie było takiej przewagi świdniczan, jak podczas ligowego spotkania w sierpniu. Czy to oznaka, że Górnik zaczyna uczyć się 4.ligi?

Odpowiedź na to pytanie padła już w sobotnie południe. Górnik ukarany grą bez publiczności mecz zorganizował na bocznej płycie. Komfort oglądania zza płotu dla kibica niezbyt ekskluzywny. 
Outsider ligowej tabeli gościł wicelidera, jednego z faworytów rozgrywek. Z pozostałymi pretendentami Górnik przegrał bezdyskusyjnie w Żmigrodzie 0:3, czy u siebie z Foto-Higieną Gać 1:5. Słowianin Wolibórz jeszcze 6 lat temu grał w B klasie, ale dzięki zainwestowaniu sponsora do podnoworudzkiej wsi zaczęto ściągać coraz to lepszych zawodników. Efekt był natychmiastowy, po wygraniu A klasy pobyt w okręgówce trwał tylko rok, a pierwszy sezon w 4.lidze zakończony tuż za Lechią Dzierżoniów, która jedną z dwóch porażek w sezonie poniosła właśnie z podopiecznymi Adama Łydkowskiego. Budowania zespołu z Woliborza zazdroszczą kibice w wielu miastach, w tym w Wałbrzychu, bo każdemu marzy się kontraktowanie najlepszych zawodników z okolicznych zespołów. Jedynie piłkarze Lechii Dzierżoniów opierają się zalotom Słowianina, ale gdy po raz kolejny nie powiedzie się atak na trzecią ligę to kto wie? 
Latem Słowianin wyciągnął ze Świdnicy duet doskonale znany również w Wałbrzychu, czyli Wojciech Szuba i Szymon Tragarz. Ten drugi obecnie rehabilituje się po zabiegu spowodowanym kontuzją podczas zgrupowania dolnośląskiej kadry Regions Cup. Podporą lewej strony defensywy woliborzan jest wychowanek Górnika Mateusz Krzymiński.  Tymczasem zamykający tabelę i mający inne cele wałbrzyszanie musieli zagrać bez Sławomira Orzecha ostoi bloku obrony. Mimo tego Górnik zagrał bardzo uważnie i konsekwentnie w defensywie. W końcu obyło się bez szkolnych, indywidualnych błędów, znakomicie funkcjonowała asekuracja. Faworyt z Woliborza nie miał pomysłu na gospodarzy, najczęściej próbował szarż skrzydłami, które nie przynosiły spodziewanych efektów. Biało-niebiescy po raz kolejni przekonali się, że największy problem w zespole to druga linia. Brakuje odpowiedniej jakości do kreowania sytuacji bramkowych, największe zagrożenie to jedynie stałe fragmenty gry. Strzałów z dystansu z rzutów wolnych próbował Damian Chajewski, ale żadne uderzenie nie potrafiły zaskoczyć najskuteczniejszego bramkarza ligi Szymona Brandla (4 czyste konta). Po godzinie gry nie niespodzianka, ale sensacja zaczęła nabierać realnych wymiarów, gdy po rzucie rożnym pojedynek główkowy z Sobiesierskim wygrywa co prawda Szczepaniak, ale piłka niefortunnie wpada do bramki gości. Grający asystent trenera Łukasz Szczepaniak, podobnie jak kapitan Słowianina Filip Barski w przeszłości byli testowani przez… drugoligowego wówczas Górnika Wałbrzych, ale żaden z nich nie zdołał przekonać do siebie trenera biało-niebieskich. 
Ostatni kwadrans meczu przesłoniła postawa rozjemcy spotkania. Po raz pierwszy w historii czwartoligowych bojów Górnika głównym sędzią była kobieta. Ewa Żyła to była reprezentantka Polski w piłce nożnej, od lat sędziująca mecz pań, a także spotkania w CLJ. W sobotnim meczu była niewidoczna, czyli prowadziła przez 5 z 6 kwadransów bardzo dobrze. Postawa i decyzje pani Żyły nie wypaczyły bezpośrednio rezultatu spotkania, ale wprowadziły nerwowość i pretensje w obu zespołach. W 78.minucie tuż przy linii bocznej Oskar Nowak zagrał krótko do Jakuba Smutka jednocześnie próbując minąć Piotra Gorczycę. Obaj zawodnicy padli na ziemię, przy czym łysy defensor gości z głośnym krzykiem. Gwizdek przerwał grę i sędzia spokojnie wskazała winnego wałbrzyszanina karząc go żółtą kartką, co w przypadku Nowaka oznaczało wykluczenie z gry po dwóch napomnieniach. Filmik (na podstawie relacji video kanału klubowego Górnika Wałbrzych na youtube) pokazuje, że nawet odgwizdanie faulu dla gospodarzy mogłoby się obronić. Jednak trudno doszukać się w tym zdarzeniu umyślności Oskara, który wylatuje z boiska i tym samym miejscowi muszą sobie radzić w dziesięciu. 

Obraz gry niezbyt się zmienił, choć mający przewagę optyczną goście grali z przewagą jednego zawodnika. W 86.minucie po rzucie rożnym Krzymińskiego Łukasz Szczepaniak był bliski rehabilitacji za bramkę samobójczą, ale po uderzeniu głową futbolówka minimalnie minęła bramkę. W 88.minucie to goście z Woliborza mieli spore pretensje do pani Żyły. W polu karnym padają Maciej Mazanka i Alexis Fatyanov, gdy po gwizdku goście spodziewali się wskazanie na rzut karny okazało się, że sędzia orzekła faul ukraińskiego zawodnika. W czasie gdy pomoc medyczna była udzielana wałbrzyskiemu defensorowi z pretensjami do bocznego asystenta udał się kapitan gości Filip Barski. Po sygnalizacji asystenta arbitra Ewa Żyła pokazała drugi żółty kartonik w meczu Barskiemu, co oznaczało, że obie drużyny kończyły mecz w osłabieniu.
Ale na tym nie skończyły się kontrowersje czy emocje w meczu.
Poniższe wideo pokazuje akcję Sobiesierskiego, który uruchamia Emekę:
Nigeryjski napastnik wygrywa walkę o pozycję z Gorczycą i kilkadziesiąt metrów przed bramką ma tylko i wyłącznie bramkarza Słowianina. Do piłki zarówno Emeka jak i Brandl ruszyli wślizgiem. Szybszy okazał się nigeryjski napastnik, który wcześniej zagrał piłkę, a bramkarz rywali trafia w nogi Emeki umożliwiając mu dojście do piłki i oddanie strzału do pustej bramki. Sędzia Żyła wyraźnie pokazuje przywilej korzyści, tyle, że do piłki dopadł Sobiesierski będący już w narożniku pola karnego, z ostrego kąta nie mógł oddać dokładnego strzału posyłając piłkę obok bramki. Jaką decyzję podjęła Ewa Żyła? Faul był niepodważalny, nawet Szymon Brandl podbiegł do Emeki przepraszając za niebezpieczne wejście. Sędzia nie zdecydowała się na wykluczenie bramkarza pokazując mu zaledwie żółtą kartkę!
Przepisy gry w piłkę nożną są jasne i klarowne w temacie przewinień karanych wykluczeniem z gry. Zawodnik powinien być wykluczony z gry, gdy pozbawia przeciwnika bramki lub realnej szansy zdobycia bramki, który zasadniczo porusza się w kierunku bramki, popełniając przewinienie karane rzutem wolnym. Pani Żyła uznała przewinienie Brandla jako faul, ale wyceniła go tylko na żółtą kartką. Dlaczego? Pozostanie to jej słodką tajemnicą.
Grając w 9 Słowianin pewnie nie byłby już tak zdeterminowany. Udzielanie pomocy medycznej Emece spowodowało, że gra przedłużyła się nie o sygnalizowane 6 minut tylko nieco dłużej. I właśnie w ósmej minucie doliczonego czasu gry goście mają rzut wolny po którym obrońcy Górnika wybijają na 20.metr. Piłkę zgarniają gracze Słowianina i mimo, że wędruje ona pod linię boczną sędzia nie decyduje się na zakończenie meczu. Dośrodkowanie, tym razem niefortunne zagranie głową notuje Sobiesierski i piłka ląduje w wałbrzyskiej bramce.
Tuż po wznowieniu gry Żyła kończy spotkanie. Szymon Stec nie notuje pierwszego meczu z czystym kontem, Górnik nie notuje premierowego kompletu punktów w tym sezonie, a trener Marcin Domagała nie wygrywa pierwszego meczu na szczeblu 4.ligi...
Do końca października przed Górnikiem trzy mecze ostatniej szansy. Nie na zwycięstwo, ale na przedłużenie nadziei na nawiązanie walki o utrzymanie się.  Sobotnie spotkanie przy świetle jupiterów w Stolcu to szansa na wskoczenie na 14.miejsce. Wizyta Galakticos Solna to obowiązek zdobycia trzech punktów, tak samo jak wyjazd do Kamieńca Ząbkowickiego. 9 punktów w tych spotkaniach mocno podbudowałoby morale drużyny, dałoby nadzieje na udaną wiosnę. Ale do tego potrzeba aktywności również zarządu klubu, który musi poważnie pomyśleć o zimowym wzmocnieniu kadry.