sobota, 16 listopada 2013

Nowe rozdanie stare błędy

Już po debiucie Adama Nawałki w roli selekcjonera. Pełny stadion we Wrocławiu, nowy trener, nadzieje na zwycięstwo, rywal wydawałoby się w zasięgu naszych kadrowiczów. Cała otoczka, balon nadziei pękł bardzo szybko i kac nastąpił już podczas trwania imprezy. Słowacy pokazali się jako ZESPÓŁ, a nie zlepek indywidualności. Formacje rozumiały się i wszechobecne opinie, że są zgrani, bardziej doświadczeni irytowały coraz bardziej. Škrtel, Hamšík to nazwiska, które większość kibiców kojarzy, ale kim są choćby strzelcy bramki Kucka czy Mak? Fani na stadionie nie zaprzątali sobie głowy, bowiem po półgodzinie ich optymistyczne nastroje przerodziły się w szyderę, którą obserwowaliśmy przy okazji choćby meczu z San Marino. Okrzyki "co wyrobicie" czy "jeszcze jeden" głośnych echem rozbrzmiewały w mediach jeszcze dzień po meczu. Gazety, portale internetowe podzieliły się w ocenie postawy kibiców - jedne potępiały gwizdy na polską reprezentację, a drugie wręcz broniły. Kibic ma prawo do własnej oceny, tak jak widz np. koncertu. Gra mu się nie podobała więc gwizdał, ma ku temu pełne prawo. Media same podkręcały atmosferę w tonie "jak Nawałce się nie uda to komu?". Czy piłkarze dali powód by ich bronić przed krytyką? Największym mirem na trybunach mógł się pochwalić Artur Boruc, który choć nie ustrzegł się błędów wybronił kilka
Kadra przed meczem ze Słowacją
sytuacji i uchronił przed większą kompromitacją. Obrona to była i niestety jest najsłabsza formacja. Boczni obrońcy z Górnika Zabrze wskoczyli chyba w  za duże buty, to jednak jeszcze nie ta półka. Olkowski parę razy szarpnął z prawej strony, ale koledzy z asekuracją nie nadążali, Kosznik w prasie oceniany jest albo jako najsłabszy gracz kadry (jedynka w skali 1-10) albo jako najpewniejszy gracz defensywy! Ja widziałem wolnego gracza, który nie nadążał w kilku akcjach (nie tylko przy golu), zwłaszcza po przerwie, gdzie Słowacy bramkowe sytuacje stworzyli po akcjach stroną Kosznika. O Jędrzejczyku i Kamińskim wszystko już chyba napisano - póki co największym zwycięzcą jest ten co nie grał, czyli Kamil Glik z Torino, choć nie jest powiedziane czy z nim w składzie byśmy lepiej zagrali. W pomocy dramatycznie słabo, bodaj najgorzej w reprezentacyjnej karierze zagrał Krychowiak, Jodłowca lepszego widzieliśmy w Legii, Sobota po transferze do Brugii mocno spuścił z tonu, Błaszczykowskiego zna cała Europa i wiadomo, że tylko dzięki niemu Polska może liczyć na ofensywne akcje. Mierzejewski miał być reżyserem, ale nim nie był. Ileż on zmarnował dośrodkowań ze stojącej piłki! Lewandowski grał głęboko cofnięty, starał się, ale brakowało go pod bramką Kozáčika, wciąż w kadrze zawodzi, jeśli weźmiemy pod uwagę jego wyczyny na niemieckich i europejskich boiskach. Grę za kadencji Waldemara Fornalika trudno uznać za zadowalającą, ale za Nawałki póki co nie jest ona lepsza. Wyraźnie brakuje środka pola - może to się zmieni gdy z młodzieżówki wróci Zieliński i wyzdrowieje Klich, a obaj zagrają tak z Danią w Gdańsku. Z debiutantów najlepiej zaprezentował się Tomasz Brzyski, który nie dość, że potrafił oddać celny strzał, to dośrodkowania nie kończyły się na słowackiej defensywie. Mogą dziwić personalne wybory Nawałki: wchodzi na boisko awaryjnie dowołany Robak a nie Teodorczyk, czemy więcej grał Mączyński od pierwotnie powołanego Pazdana. Niektórzy spodziewali się gry Kowalczyka czy Hołoty, którzy dzięki grze w Śląsku doskonale znają wrocławski obiekt. Ale ukłonu w stronę publiczności dolnośląskiej nie było ze strony Nawałki. Sam trener trzeźwo po meczu ocenił sytuację zespołu, zdaje się rozumieć bolączki kadry i oby wyciągnął konstruktywne wnioski.
Prasa oceniła mecz jako wstyd, niektóre media przypominają o fatum pierwszego meczu nowego selekcjonera. Biorąc pod uwagę historię to warto zaznaczyć, że za kadencji Leo Beenhakkera, z którym zresztą Nawałka współpracował, Polska przez pierwsze trzy mecze nie wygrała, ba pierwsze dwa (z Danią 0:2 na wyjeździe i w eliminacjach z Finlandią 1:3 w Bydgoszczy) przegrała w podobnym do piątkowego stylu. Później step by step przyszły sukcesy. Pamiętny mecz w Chorzowie z Portugalią (2:1) miał dwóch nieco zapomnianych dziś bohaterów - bocznych obrońców w osobach Golańskiego i Bronowickiego. Dziś nikt sobie nie wyobraża, że Kosznik miałby stopować np. Ronaldo, a Olkowski zakładać siatki Hazardowi. 
Albo kadencja Jerzego Engela, który przegrywał lub bezbramkowo remisował, pierwszą bramkę jego kadra strzeliła w meczu nr 5 (1:3 z Holandią), a premierowe zwycięstwo przyszło dopiero w siódmym meczu, eliminacyjnym w Kijowie.
Adamowi Nawałce trzeba dać czas, nie można skreślać już po pierwszym meczu. Nie od razu Rzym zbudowano. Zaufaniem obdarzono go przed kilkudziesięcioma dniami i powinno ono trwać do czasu co najmniej zakończenia testów, sprawdzianów, ustawienia. Każdy mecz będzie analizowany, opinia publiczna dość ma upokorzeń, braku sukcesów, oczekuje gry takiej, za jaką w Zabrzu czy Katowicach AN zapracował na szacunek. Sprawdzianom będzie poddawana również widownia na trybunach - ta we Wrocławiu oblała egzamin i nie chodzi tu tylko o krytykę kadry. Większość zakończyła czynny udział w dopingu na odśpiewaniu hymnu. Za tym obiektem może ciągnąć się opinia o złej atmosferze podczas meczów, fatum związanych z wynikami i może stać to co swego czasu przydarzyło się z Poznaniem, kiedy to kadra szerokim łukiem omijała Bułgarską. To na szczęście dla stolicy Wielkopolski przeszłość. Czy na trybunach INEA Stadionu będziemy świadkami gorącej atmosfery rodem z ligowych bojów Kolejorza czy kolejny popis szyderstwa? Przekonamy się o tym we wtorek kiedy przyjedzie skromniejsza niż oczekiwano grupa fanów Irlandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz