niedziela, 24 listopada 2013

Borubariada

Błędów nie robi tylko ten co nic nie robi, a w sporcie tak jak w życiu nie ma bezbłędnych. Błędy zdarzają się każdemu, niekiedy wymuszone, przypadkowe, nie raz z kolei sprowokowane przez same delikwenta. Jeśli chodzi o bramkarza to błędy są one szczególnie napiętnowane przez opinię publiczną, w przeciwieństwie do np. pudła z trzech metrów do pustej bramki. Bieżący weekend stał pod znakiem powrotu do ligowej piłki po ostatnich w tym roku emocjach związanymi z meczami reprezentacji. W Hiszpanii zastanawiano się czy wirus FIFA będzie trafił czołowe drużyny, w Niemczech Dortmund bez 4 podstawowych obrońców przegrał u siebie z Bayernem, a w Anglii obok niesamowitych derby Liverpoolu i klasyku londyńskiego West Ham - Chelsea mieliśmy mecz na szczycie, gdzie po obu stronach barykady stanęli reprezentanci Polski. Po remisie Liverpoolu zwycięstwo w spotkaniu z Arsenalem Southampton zrównałby się z punktami z Kanonierami i przewodziłby stawce Barclays Premier League. Popularni Święci z Borucem w bramce do sobotniego meczu na Emirates Stadium stracili zaledwie 5 bramek, z czego jedna jakże słynna w meczu w Stoke. W Polsce przed meczem dogłębnej analizie poddano obu bramkarzy tego meczu Wojciecha Szczęsnego i Artura Boruca. Obaj wzbudzają skrajne emocje - od podziwu kunsztu po krytykę stylu bycia, arogancji, pewności siebie. Elementy sztuki bramkarskiej oceniali w gazetach trenerzy bramkarzy (Dawidziuk, Dowhań), b. koledzy po fachu (Tomaszewski, Szamotulski, Dudek). Suma sumarum bilans ocen goalkeeperów wyszedł prawie idealnie na remis. Życie jednak dość brutalnie zweryfikowało oceny naszych kadrowiczów, którzy są uznawani jako jedni z najlepszych na kontynencie. Mecz nie był porywającym pojedynkiem, ale bramka na
Drybling Boruca zakończył się bramką Giroud.
1:0 dla Arsenalu z pewnością była i będzie pokazywana długo we wszystkich serwisach informacyjnych. W 22 minucie gry Artur Boruc postanowił zabawić się w mistrza dryblingu z francuskim napastnikiem gospodarzy Olivierem Giroud. Kilka nieporadnych zwodów skończyło się dramatem dla "Borubara", bowiem piłkę przejął Francuz i strzelił bodaj najłatwiejszą bramkę w tym sezonie. Po przerwie z karnego Giroud ustalił wynik na 2:0. Wojciech Szczęsny bronił pewnie, a raz zebrał brawa za udane interwencje po strzałach kapitana Southampton Adama Lallany, który w ub.tygodniu zadebiutował w kadrze Anglii oraz Jaya Rodrigueza. Pomeczowe relacje z tego spotkania skupiły się głównie na Arturze Borucu - czego przykładem może być Daily Mail. Media brytyjskie nie oszczędzają "Arcziego" i z pewnością długo będzie musiał radzić sobie z tym. "Boruc pomaga Arsenalowi", "Boruc zadrwił ze Świętych" itd. itp. Internet czeka na tylko na taki numer i już Polaka porównuje do kabareciarza z Benny Hilla czy członka Jackass. Tylko, że mowa tutaj nie o polskiej części społeczności w sieci. Tutaj w miarę jest grzecznie. Główny mainstream na twiterze ma bowiem teraz problem - po wpadce ze Stoke dziennikarze sportowi wzięli w obronę Polaka. To wzięto pod uwagę wiatr, to na usprawiedliwienie przypominano wrześniową passę z Premier League. Teraz jest trudniej ustosunkować się do kolejnego numeru Boruca. Zwłaszcza, że to nie pierwszy raz, bo przypomnieć sobie należy bramkę z niemieckiego mundialu kiedy nogami próbował bronić strzał z wolnego (2:1 z Kostaryką), babole w meczach ze Słowację czy Irlandią Północną za kadencji Leo. Wówczas jako alibi były problemy rodzinne bramkarza, a teraz wymówek braknie. Boruca dziennikarze lubią, nie tylko za udane interwencje boiskowe, ale za osobowość, nieschematyczne wypowiedzi, trochę celebry, oryginalność w porównaniu z innymi "grzecznymi" zawodnikami. Dlatego też mógł liczyć na taryfę ulgową, na jaką nie mogą liczyć czy to Kuszczak (pamiętny mecz z Kolumbią w Chorzowie) czy Małkowski (gdy grał w Edynburgu), by nie wspominać o ligowych pechowcach w bramce Cabaju czy Gliwie. Ten ostatni duet ocierał się nawet swego czasu o kadrę, a jest obecnie synonimem nieporadności, niesamowitego pecha. Parodysta, komediant - tak są nazywani, zwłaszcza, że Michałowi Gliwie przydarzają się w tym sezonie pechowe interwencje przydarzają się często - ostatnio w piątek. Nawet gdyby Gliwa zaliczyłby tysiąc minut bez straty gola, obronił z rzędu kilkanaście karnych, strzelił nawet bramkę, podbiłby najsilniejszą ligę Europy i tak dla wielu pozostanie nieudacznikiem i parodystą.
W Southampton Boruc może liczyć na wsparcie
W przeciwieństwie do Boruca, którego nieudana próba dryblingu zostaje przekuta przez sportowych dziennikarzy jako dystans do siebie. Zwłaszcza, że na instagramie Borubar zamieścił zdjęcia porównujące jego wygibasy do dryblingu Johanna Cruyffa z lat 70-tych. Dla niewtajemniczonych to już podczas spotkania pokraczną kiwkę Polaka skomentował były walijski reprezentant Robbie Savage ("Nie uwierzycie własnym oczom Boruc próbował dryblingu Cruyffa 3 razy") - ten twitt udostępnił dalej Gary Lineker, który często jest cytowany przez polskich pismaków. Z pyszna mieli się w tym momencie specjaliści od bramkarskiego fachu, którzy grę nogami Artura ocenili na 8/10 (tylko Szamotulski na portalu weszlo.com ocenił wyżej Szczęsnego w tym elemencie).
Borucowi wiele zawdzięczaliśmy w turniejach mistrzowskich w Niemczech i Austrii, gdzie był najjaśniejszym punktem kadry. Jest jednak człowiekiem, a nie pomnikiem ze spiżu, ma prawo do błędu, tak jak choćby Gliwa i Cabaj, ale dla niektórych wciąż jest nietykalny, bez prawa do żartów, drwin, czy krytyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz