W Zaduszki kilkuset zapaleńców przybyło na Ratuszową w nadziei, że piłkarze Górnika swoją grą rozgrzeją ich w jesienne, sobotnie popołudnie. Niestety, stało się inaczej. Wizyta beniaminka z Ostrowa Wielkopolskiego nie była szczególnym meczem o którym długo się będzie pamiętać. Chyba, że będzie się rozpamiętywać styl gry obu zespołów. Tak słabego meczu w tym sezonie fani futbolu w Wałbrzychu jeszcze nie oglądali. Goście to beniaminek, który od końca września nie przegrał spotkania i na tej fali chciał płynie dalej. Podopieczni Macieja Jaworskiego nie robili nic by podtrzymać znakomitą domową passę, w której tylko Chrobremu udało się uniknąć pod Chełmcem porażki. W ciągu ponad 90 minut Górnik oddał 1 (słownie JEDEN) celny strzał w bramkę rywala. Tuż po przerwie anemicznie uderzył Adrian Moszyk. I w sumie to może służyć za komentarz. Na usprawiedliwienie można znaleźć kilka czynników. Po pierwsze, wiadomo, że wałbrzyszanie prędzej czy później złapią zadyszkę, bo kadra jest dość szczupła. Po drugie nieobecność Tomasza Wepy i Mateusza Sawickiego, która spowodowała, że w pewnych sektorach boiska brakowało po prostu jakości. W środku walczyli Szuba z Grzegorzem Michalakiem, ale odnosiło się wrażenie, że środka w Górniku nie ma, nie funkcjonuje tak jak powinien. Starszy z braci Michalaków zanotował tyle głupich strat, że pewnie sam się zastanawiał kiedy ostatnio mylił partnerów z rywalami. Na lewej obronie Sawickiego zastąpił Mateusz Krzymiński, który większych błędów w defensywie nie popełnił, ale w przeciwieństwie do starszego imiennika nie włączał się do akcji ofensywnych. Obdarzono go zaufaniem, dzięki któremu wykonywał na zmianę z Adrianem Moszykiem wszystkie stałe fragmenty gry, ale po prawdzie zaledwie promil był wykonany poprawnie, tzn. piłka trafiła do partnera lub w światło bramki. Po trzecie kontuzje. Wiadomo od dawna, że nie ma sensu przypominać o absencji Oświęcimki czy Bartośa, którzy jesienią się nie pokażą na ligowych boiskach. Teraz doszły urazy zmienników. Chajewski, Radziemski, Bartkowiak mogli dać dobrą zmianę, każdy z nich nie unika dryblingu, strzału, więc może oni odmieniliby losy tego nudnego meczu. A tak Jaworskiemu pozostała alternatywa w postaci w pełni sprawnych Łaskiego i Migalskiego. O ile kłopotów w defensywie nie było, więc Michał nie wszedł na boisko do młodzieżowiec zaliczył ponad 5 minut, podczas których zebrał jedynie ostrą burę od trenera. To jeszcze nie jego czas.
Jakby tego było mało, w najbliższym meczu zabraknie z powodu nadmiaru kartek Dariusza Michalaka, Marka Wojtarowicza i Jana Rytko. Wrócą co prawda wspomniani Sawicki z Wepą, ale sztab szkoleniowy znów nagłowić się musi z ustawieniem zespołu. Być może wydobrzeje, ktoś z rezerwowych w meczu z Ostrovią? Szansę za Wojtarowicza zapewne otrzyma Michał Łaski.
Aż 11 żółtych kartek sugerowało ostry mecz. Mimo, że popełniono sporą liczbę fauli to nie było złośliwości i nie był to brutalny mecz. Sędzia musiał być konsekwentny i jeśli ukarał jednego zawodnika za bezpardonowy faul to w kolejnym przypadku potraktował identycznie następnego gracza. Ostrovia nie grała źle, ale z wysokości trybun wydawało się, że lepiej od niej akcje ofensywne zawiązywali gracze UKP Zielona Góra. Piłkarze z Ostrowa za późno zwietrzyli swoją szansę. Końcówka należała już zdecydowanie do nich i dzięki przytomnym interwencjom Damiana Jaroszewskiego zawdzięcza wałbrzyski faworyt jeden punkt. Jeden punkt, który przed meczem był uznany jako porażka. Katem wałbrzyszan mógł być Krzysztof Molka, który oddał najgroźniejszy strzał meczu. Kilka lat temu, gdzie Górnik walczył o awans do 2.ligi gole Molki rozstrzygnęły mecz w Oleśnicy (2:1 dla Pogoni), ale w sobotnie popołudnie góra był kapitan gospodarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz