niedziela, 17 kwietnia 2016

Twierdza Amina

Wałbrzyszanie nigdy nie potrafili wygrać obu spotkań ze świdniczanami w sezonie. Co więcej, sąsiad zza miedzy często napsuł krwi urywając punkty faworytowi z Ratuszowej, a tym samym komplikując walkę o awans do wyższej ligi. Wiosna sezonu 1995/96,  kroczący ku powrotowi do II ligi, czyli zaplecza ekstraklasy Klub Piłkarski Wałbrzych doznaje jedynej domowej porażki właśnie z Polonią Świdnica. Trzy lata później wałbrzyszanie, wycofani z II ligi prowadzą w rozgrywkach IV ligi  - wiosną podejmują Polonię Świdnica, którą jesienią wypunktowali na wyjeździe aż 3:0. Szalone zwroty sytuacji, kuriozalne gole i sensacyjny remis 4:4. Wreszcie sezon 2009/10 finisz sezonu, gdzie w Świdnicy Polonia/Sparta niespodziewanie urywa punkty liderowi z Wałbrzycha remisując 0:0. Górnik musiał sporo się napocić w następnych meczach, by utrzymać fotel lidera i po dramatycznym meczu w Nowej Soli świętować awans do II ligi.
Wiosna 2016 - Górnik prowadzi w tabeli III ligi, Polonia-Stal Świdnica w tabeli wyprzedza jedynie wycofany z rozgrywek KP Brzeg Dolny oraz duet Bystrzyca Kąty Wrocławskie-Budowlani Lubsko. W ligowej tabeli kalendarzowej wiosny'16 podopieczni Piotra Bolkowskiego zajmowali ostatnie miejsce po przegraniu wszystkich 5 spotkań, w tym 3 w Świdnicy. Faworyt mógł być tylko jeden i nie byli to goście.
Gospodarze po 4 kolejnych wygranych wrócili na fotel lidera i zapewne liczyli na kolejne 3 punkty w sobotnim meczu przeciwko Polonii-Stali. Trener Robert Bubnowicz nie mógł co prawda skorzystać z wykartkowanego Jana Rytko, ale do zdrowia powrócił Marcin Morawski, do meczowej kadry wrócił Grzegorz Michalak, a oprócz tego w roli w rezerwowych mogliśmy oglądać aż 5 młodzieżowców, co w przypadku Górnika nie jest normą. Po raz pierwszy w meczowej kadrze znalazł się Dominik Woźniak. Czas pokazał, że mecz potoczył się w taki sposób, że żaden z asów drużyny juniorów nie otrzymał szansy gry w III lidze.
Piotr Bolkowski nieco zaskoczył zestawieniem na mecz z liderem. Na lewej obronie zagrał Mirosław Marszałek (rocznik 1982), a w pomocy Dariusz Filipczak, który od Marszałka jest starszy o ... 8 lat! Szybkość już nie ta u obu panów i wyraźnie to było widać. Aż się prosiło, by wałbrzyszanie częściej przeprowadzali akcję prawym korytarzem, gdzie Dominik Radziemski odjeżdżał rywalowi niczym pendolino w porównaniu z drezyną. Ciężko zapamiętać jakąś akcję Filipczaka w środkowej strefie - piłkarz, który w latach 90-tych rywalizował m.in. z Grzegorzem Krawcem, w sobotę ogrywany często był przez jego syna Mateusza. W dodatku siłę uderzeniową świdniczan szybko osłabił uraz Jehora Tarnowa, który musiał opuścić boisko. Mimo to ukraiński zawodnik mógł szybko skarcić miejscowych. Najpierw jego dośrodkowanie w pole karne z rzutu wolnego nabrało niebezpiecznej rotacji i Kamil Jarosiński miał nieco problemów ze złapaniem piłki, a kilka minut potem wybrał drybling zamiast podać do nadbiegającego kolegi, co przyniosło jedynie stratę piłki. Górnik w I połowie przeważał, ale tradycyjnie zawodził w decydującym momencie. Najlepszą okazję miał Mateusz Sawicki, który przegrał pojedynek sam na sam z Aminem Stitou, który wybronił dobitkę Marcina Orłowskiego.
Świdnicki bramkarz w przeszłości był przez różne media przymierzany do Górnika, gdy ten jeszcze grał w II lidze. Jak w rzeczywistości Stitou był blisko przeprowadzki na Ratuszową? Nie wiadomo. Jednak po takim meczu jak w sobotę zapewne wielu by chciało, by o miejsce w bramce wałbrzyszan z Jarosińskim właśnie rywalizował Amin.
Armin Stitou - sobotni koszmar wałbrzyszan.
[foto: B.Nowak -walbrzych24.com/strona klubowa]
Druga połowa zaczęła się w opadach deszczu przy porywistym wietrze, a kończyła się praktycznie w słońcu. Wałbrzyszanie nie tylko wciąż posiadali przewagę, ale wreszcie zaczęli stwarzać realne zagrożenie pod bramką świdniczan. Pod koniec pierwszego kwadransa gry drugiej odsłony padł wyczekiwany gol. Rzut wolny spod linii bocznej, dośrodkowanie Mateusza Krawca, piłka otrzymuje rotację przy wietrze i ląduje w bramce gości! Owszem Stitou mógł się lepiej zachować, ale bez pomocy natury raczej do tej bramki by nie doszło. Po objęciu prowadzenia Górnik złapał luz, piłka często krążyła jak po sznurku. Już kilkadziesiąt sekund po bramce mecz powinien zamknąć Damian Migalski, którego strzał minął bramkę. Szanse swoje mieli Sawicki, Orłowski oraz Krawiec. Migalski po odbiorze Orłowskiego i kilku kiksach defensorów ze Świdnicy biegł samotnie na bramkę Stitou i posłał futbolówkę obok niej! Gdy bramki dla gospodarzy wisiały w powietrzu Piotr Bolkowski zaczął przeprowadzać zmiany, które jak się okazały kluczowe. Doskonale znany w Wałbrzychu Paweł Tobiasz zmienił wolniutkiego Marszałka i już Górnik nie mógł tak bezkarnie hasać prawym skrzydłem. Kamil Szczygieł napsuł sporo krwi na lewej stronie lidera i stał się bohaterem meczu. Najpierw jednak padło wyrównanie, co było co najmniej szokujące. Jeden z nielicznych ataków gości przyniósł im rzut wolny zza pola karnego - uderzenie Wojciecha Sowy odbija się jeszcze od muru i Kamil Jarosiński bez szans. Wiosną Górnik u siebie stracił dwie bramki i obie z rzutów wolnych, ba w obu spotkaniach z Polonią-Stalą Jarosiński został pokonany z rzutów wolnych. Przewaga wałbrzyszan w ostatnim kwadransie była przygniatająca, a mimo to gol nieco uskrzydlił rywali. Już kapitan świdniczan mógł skarcić defensywę rywala, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem. Inna sprawa, że Grzegorz Borowy mógł być w szoku jak łatwo znalazł się w tej doskonałej sytuacji - Michalak ograny na raz, a Tyktor po prostu się poślizgnął i upadł. Pod koniec meczu strzał Migalskiego nie sięgnął (w końcu!) Stitou, ale ubezpieczał go Michał Sudoł wybijając z pustej bramki piłkę na rzut rożny. Chwilę potem kolejna kontra Polonii-Stali, znów indywidualne błędy (nawet wielbłądy) obrońców Górnika i Kamil Szczygieł z ostrego kąta posyła piłkę obok Jarosińskiego. 1:2. O ile już remis był szokiem to jak teraz nazwać wygraną świdniczan?
Koniec meczu i pierwsza domowa porażka Górnika stała się faktem w tym sezonie. Dobrze, że wicelider z Polkowic nie wygrał swego spotkania i został zachowany status quo w tabeli.
Futbol bywa przewrotny, bo zarówno wszelkie argumenty przemawiały za Górnikiem, również przebieg meczu, ilość stworzonych sytuacji. To nie był zły mecz wałbrzyszan, ani dobry świdniczan, a mimo to pierwsza wiosenna zdobycz punktowa Polonii-Stali stała się faktem.
Po meczu zapewne dużo się będzie mówić, pisać o nieskuteczności Damiana Migalskiego. 19-latek mógł spokojnie skompletować hat-tricka, a w niektórych sytuacjach pod bramką Stitou wręcz się skompromitował. Mimo to nie ma co pastwić się nad młodym napastnikiem, który wciąż zdobywa doświadczenie, którego najwyraźniej zabrakło w tym meczu. Zresztą to faulu na nim był rzut wolny, który przyniósł bramkę Górnikowi. Migalski ponadto więcej był w sytuacji strzeleckiej niż Marcin Orłowski, który zapewne liczył na dogonienie, o ile nie przegonienie w klasyfikacji strzelców Drzazgi, którego wiosną nie oglądamy na trzecioligowych boiskach. Inna sprawa, że Orzeł grał nieco cofnięty, wikłał się w pojedynki w środku pola, a osamotniony Migalski musiał walczyć o górne piłki z wyższymi o głowę stoperami.
Szkoda, że wciąż nie oglądaliśmy żadnego z piłkarzy drużyny juniorów Piotra Przerywacza. Kto wie czy któryś z nich nie podwyższyłby wyniku osobiście lub swoją grą nie dał argumentów Robertowi Bubnowiczowi na częstsze sięganie po młodych piłkarzy.
MECZ NA TRYBUNACH
W końcu kupując bilet na mecz nie trzeba było się legitymować. Naprawdę te procedury wielu zniechęcają na wizytę na Stadionie 1000-lecia. Powrócił nie tylko catering, który w zimną pogodę cieszył się popularnością, ale asortyment wzbogacony został o niskoprocentowe piwo. Niektórzy łudzili się na powrót najzagorzalszych fanów na swój sektor czy wspólny doping z fanami ze Świdnicy, tak jak choćby miało miejsce jesienią. Niestety, impas na linii zarząd - kibice trwa. Liczba czterystu widzów jest zdecydowanie zawyżona. Na trybunie zadaszonej, która w ogóle nie sprawdza się w warunkach atmosferycznych jakie panowały w sobotę, pojawiły się dawne gwiazdy Górnika. Obecność Krzysztof  Truszczyńskiego nie mogła dziwić, skoro jego syn reprezentuje barwy Polonii-Stali. Oprócz niego prawdziwa sztafeta pokoleń od Ryszarda Walusiaka, Andrzeja Dębskiego, Grzegorza Krawca poprzez Krzysztofa Lakusa, Sławomira Radziemskiego po pokolenie Marka Wojtarowicza. Pojawił się na trybunach również dawno niewidziany Piotr Ek - wiceprezes Górnik S.S.A. z końca lat 90-tych ubiegłego stulecia, który zasłynął w czasach gry w IV lidze mówiąc, że na początku XXI wieku znów wałbrzyszanie będą grać na zapleczu ekstraklasy.
Przed Górnikiem teraz wyjazd na mecz z teoretycznie najsłabszym rywalem w tej rundzie - Budowlanymi Lubsko. Mając w pamięci mecze w Kątach Wrocławskich i właśnie z Polonią-Stalą lidera czeka piekielnie ciężka przeprawa, mimo, że beniaminek z Lubska wiosną nie zdobył na boisku nawet punktu.

5 komentarzy:

  1. W poprzednim komentarzu pisałem, żeby czasami Polonia nam znowu nie zaszkodziła, i tak się stało. Praktycznie już IV Ligowa Polonia grała o pietruszkę, ale było widać
    jak "przyjaciele" ze Świdnicy się cieszyli, że mogli nas pozbawić punktów, które mogą zadecydować o wygraniu III Ligi. Niech hołota która uważa się za "kibiców" KK Górnik mocniej dopinguje i wspiera Polonię... Barany, które swego czasu śpiewali jeden klub jedno miasto, dawali do zrozumienia, że nie uważają innych wałbrzyskich drużyn. Lepiej wspierać drużyny z innych miast, jak np. Polonię, która od lat robi wszystko żeby umilić nam życie. Ci co atakując mnie uważając się za "kibiców", tak naprawdę nigdy nimi nie byli, bo robili wszystko żeby zaszkodzić naszym piłkarzom. To odpalili race na stadionie co w konsekwencji spowodowało karę finansowa i mecz bez udziału publiczności. Natomiast w sobotę gdy przyjechali kibice Polonii pod stadion, "nasi" zaproponowali im lepsze zajęcie niż kibicowanie... Wracając do meczu, nie można wygrać meczu grając tylko 45 min. Od dłuższego czasu, pierwsze połowy są przesypiane, ostatni raz bramkę w pierwszej połowie strzeliliśmy w listopadzie. A praktycznie wszystkie bramki strzelamy po stałych fragmentach gry, bo piłka w środku boiska przy absencji Cimka, rozgrywana jest wolno, bo Krawiec i jego kółeczka a,la Wepa nie należy do szybkościowców. Natomiast sytuacje które stworzyliśmy ze słabiutką Polonią powinny wystarczyć na wyrazne zwycięstwo. Ale naszym mankamentem od dłuższego czasu są rzuty wolne, praktycznie każdy strzał kończy się utratą bramki, oprócz dwóch straconych bramek po rzutach wolnych co opisuje autor strony, dwie podobne bramki straciliśmy w Brzegu w meczu z Gacią. I nie były to strzały typu Beckhama, tylko IV Ligowych piłkarzy, bo Polonia i Gać praktycznie są już w IV Lidze. Z uporem twierdzę, że przy stałych fragmentach gry powinien nasz zawodnik asekurować, stojąc przy słupku. Aż strach pomyśleć co będzie jak nie wygramy meczu z Budowlanymi, po których czekają nas trzy bardzo trudne mecze ze Ślęzą, Miedzią i Polkowicami...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma wątpliwości że porażka ze słabiutką Polonią to kompromitacja.Mimo młodego wieku Migalski który jest już trochę ograny powinien wykorzystać jedną z trzech sytuacji bo to były nie setki ale 200 procentowe sytuacje.Pierwsza połowa totalnie bez pomysłu na sforsowanie defensywy Polonii.2 połowa do utraty bramki całkowicie pod kontrolą i jak wiadomo marnowanie seryjnie znakomitych sytuacji.Nie mogę zgodzić się z opinią autora że w ostatnim kwadransie mieliśmy przygniatającą przewagę.Od momentu utraty bramki nasi nie byli w stanie przeprowadzić jakiejś akcji ,dominowały straty a ostatnie zagrożenie było po wolnym i wybiciu piłki z linii.Natomiast Świdnica przy 1-1 miała 2 wyborne okazje.Kluczowym momentem było wpuszczenie Krzymińskiego bo wtedy stało się jasne że remis będzie ciężko utrzymać grając w dziesięciu.Tego drewniaka można wpuścić na minutę lub dwie nie więcej.A tak Świdnica nas skontrowała po rogu a strzelec bramki popisał się rajdem i w popisowy sposób mijał naszych obrońców jak pachołki a na koniec dobrze przymierzył.Tak się kończy lekceważenie bo jak boisko opuścił Tarnow praktycznie Polonia została pozbawiona lidera i najlepszego strzelca i wydaje mi się że nasi uwierzyli że jest po meczu. Oby granie gołą jedenastką bez wartościowych zmienników nie zemściło się w końcówce sezonu bo teraz zaczną się kluczowe mecze a jeszcze dochodzi puchar a to kolejne 3 mecze oczywiście jak wygrają w Dzierżoniowie co takie oczywiste nie jest patrząc realnie na formę prezentowaną obecnie przez KK Górnik.Zgadzam się z panem z komentarza wcześniej co do hołoty a co do wolnych to nikt nie wyciąga wniosków bo w 2 lidze prawie każdy wolny to był gol dla przeciwników co można było tłumaczyć słabym bramkarzem ale teraz z wolnych zaskakują nas podwórkowe drużyny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonim pierwszy ten malo rozgarniety. Widac ze malutki jestes bardzo. Pozstaje Ci wylewanie zali na tej stronce. Zrozum debilu ze nawet jakby Polonia wygrala 8:0 to nikt z tego wsrod bialoniebieskich nie robilby problemu. To co sie toczy na boisku nie bedzie odzwierciedleniem przyjazni kibicowskich. Rozumujesz tak jakby w meczach zgodowych Cracovii z Lechem lub Slaska z Lechia mialyby padac caly czas remisy lub tez slabszy specjalnie mialby sie podkladac temu aspirujacemu i wyzsze cele. Stuknij sie w ten pusty leb

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sensu kopać się z koniem, ten łeb tego nie zrozumie, szkoda czasu.
      Pozdrowienia dla wiernych i fanatycznych.

      Usuń
  4. Nie ma Górnika. Jest Klubokawiarnia Wałbrzych !!!

    OdpowiedzUsuń