czwartek, 28 kwietnia 2016

Ślęza pokonana

Grzegorz Kowalski po prostu musi dobrze wspominać swoją pracę w Wałbrzychu w sezonie 1997/98. 34-letni wówczas trener miał za sobą pracę w roli I szkoleniowca Sparty Ziębice i Ślęzy Wrocław, a także epizod w roli asystenta Bogusława Wilka w Śląsku, więc oferta z drugoligowego wtedy Klubu Piłkarskiego Wałbrzych była ogromną szansą dla niego, a zarazem wielkim ryzykiem dla klubu. Mariaż był jednak udany dla obu stron - drużyna zanotowała najlepszy sezon od wielu lat i jak do tej pory w Wałbrzychu nie oglądano ani gry na zapleczu ekstraklasy, ani podobnych do uzyskiwanych wtedy wyników. Kowalski z kolei wypromował się, otrzymał ofertę z wrocławskiego Śląska i generalnie wskoczył na dobre na trenerską karuzelę. Prowadził zespoły z Dolnego Śląska, Lubuskiego i Opolskiego. Do największych osiągnięć może zapisać przede wszystkim awanse do drugiej ligi (obecnie pierwszej) z Polarem Wrocław, GKP Gorzów i MKS Kluczbork. Z tego ostatniego klubu namówił do przeprowadzki do Śląska Waldemara Sobotę, który później świętował mistrzostwo kraju oraz debiut w kadrze. Cień na jego pracę rzuca zarzuty korupcyjne, zwłaszcza te udowodnione za kadencji w Śląsku. Kowalski wziął winę na siebie, ale nikt nie wierzy, że z własnych oszczędności korumpował innych dla dobra klubu. Mimo grzechów przeszłości uznawany jest w środowisku za jednego z najlepszych fachowców w regionie, czego dowodem jest powierzenie mu roli trenera kadry Dolnego Śląska na Regions Cup.
Ostatni raz Grzegorz Kowalski w roli trenera pojawił się na Stadionie 1000-lecia w maju 2001 kiedy to w III lidze Górnik/Zagłębie podejmował prowadzony przez niego Inkopax. Goście mający w składzie m.in. Krzysztofa Ostrowskiego (dziś Śląsk) czy Michała Wróbla (dziś Foto-Higiena) ograli gospodarzy 4:1 m.in. po błędach Damiana Jaroszewskiego, co było początkiem upadku wałbrzyskiego zespołu, który z 12. osunął się ostatecznie na spadkowe 16.miejsce. Obecnie po raz kolejny prowadzi Ślęzę Wrocław. Nową erę zaczął od marca 2012, kiedy to wygrał z zespołem rozgrywki IV ligi, by jako beniaminek zakończyć sezon 2012/13 na drugim miejscu za plecami UKP Zielona Góra, w którym grał m.in. Bartosz Tyktor. Rok później Ślęza nie miała już równych sobie w III lidze, ale w barażach o II ligę lepszy okazał się Ursus Warszawa (0:1,1:1 po dogrywce). W minionym sezonie było nieco gorzej, bowiem dopiero szósta lokata. W bieżącym sezonie Kowalski opuścił Ślęzę na chwilowy romans z ekstraklasowym Śląskiem, gdzie najpierw był asystentem trenera Tadeusza Pawłowskiego, którego zluzował na jeden mecz, by opuścić drużynę po przyjściu Romualda Szukiełowicza. Wrocławska Ślęza gra z kolei w tym sezonie nad wyraz solidnie, mając tyle samo porażek co lider z Wałbrzycha, czyli cztery. Połowa z nich to przegrane właśnie z Górnikiem, ponadto Ślęzę ograły rezerwy Miedzi oraz Karkonosze (po 2:1).
Przyjeżdżając do Wałbrzycha Grzegorz Kowalski spotkał te same twarze kierownika drużyny Czesława Zaparta i masażysty Janusza Wodzyńskiego. Czytając pewnie protokół meczowy szkoleniowiec Ślęzy mógł wspomnieć, że ojców Dominika Radziemskiego i Mateusza Krawca prowadził podczas pracy pod Chełmcem.
Ślęza przed meczem z Górnikiem otwierała tabelę biorąc pod uwagę ligowe wyniki w 2016 roku. Wałbrzyszanie z kolei nie dość, że nie mogli liczyć na Migalskiego, Morawskiego, Krawca, nie wspominając o Oświęcimce, to po raz ostatni jako zwycięzcy z murawy Stadionu 1000-lecia schodzili w listopadzie ubiegłego roku (2:1 z Piastem Karnin). Zapowiadał się ciekawy mecz, ale większość obserwatorów raczej zawiodła się poziomem spotkania.
Grzegorz Kowalski obserwuje walkę A.Miazgowskiego
z D.Michalakiem
[foto: Jacek Zych/dziennik.walbrzych.pl]
Ślęza miała pomysł na Górnika i wydawało się momentami, że może jej się udać. Przetrzymywanie i rozgrywanie piłki na połowie rywala, szukanie luki w defensywie lidera i liczenie na skuteczność Grzegorza Rajtera miało przynieść sukces przy Ratuszowej. Niestety dla gości Rajter był niewidoczny i szybko zresztą został ukarany żółtą kartką za próbę wymuszenia karnego. Gospodarze łatwo sobie radzili z atakami przeciwników sami jednocześnie stwarzając sobie sytuacje podbramkowe. Już do przerwy praktycznie powinno być po meczu, gdyby Orłowski i spółka mieli lepiej nastawione celowniki. Po raz kolejny szanse na zdobycie bramki mieli Dominik Radziemski i Mateusz Sawicki. Ten pierwszy z uporem maniaka próbuje efektownie strzelić pod poprzeczkę, gdzie wydaje się, że mniej efektowne rozwiązanie byłoby skuteczniejsze. Co do Sawki to praktycznie co mecz ma bramkowe sytuacje, ale potrafi umieścić futbolówki w bramce. Gdyby grał z lepszym procentem skuteczności to miałby dwucyfrową liczbę zdobytych bramek niż skromne trzy.
Radziemski pod nieobecność Krawca, Morawskiego i Oświęcimki wziął na swoje braki rolę głównego dysponenta piłki w drugiej linii. Wydaje się, że lepiej mu to wychodzi niż gra na boku. Szkoda, że większego wsparcia w ofensywie nie miał od Grzegorza Michalaka, skupionego głównie na destrukcji. Jan Rytko z kolei kolekcjonuje żółte kartki i kto wie czy nie zostanie rekordzistą wśród wszystkich trzecioligowców. Pojawienie się na murawie Krawca przekonało wielu, że zawodnik daje wiele jakości w ofensywie Górnika.
Wśród gości mogliśmy zobaczyć niedawnych drugoligowców z Górnika. Patryk Janiczak nie może wygrać rywalizacji z Marcinem Gąsiorowskim, który w weekend podarował wręcz gola Ilance Rzepin. Kamil Mańkowski, który od wiosny ponownie gra we Wrocławiu, pokazał to z czego został zapamiętany z gry w Wałbrzychu. Dynamika działań, ale z drugiej strony okresy brak konkretów w ofensywie, co zresztą spowodowało przedwczesne opuszczenie boiska.
Po Ślęzie spodziewano się nieco więcej. Nie znaczy to jednak, że było to łatwe zwycięstwo. Nie od dziś wiadomo, że w meczu, gdzie przeciwnik stara się prowadzić otwartą grę, jest nieco więcej miejsca do ataku to i wałbrzyszanie potrafią więcej wypracować sobie niż w rywalizacji z murarzami skupionymi na głębokiej defensywie.
Przed piłkarzami Roberta Bubnowicza niezwykle ważne spotkania. W sobotę wyjazd do Legnicy, gdzie rezerwy Miedzi będą chciały się zrehabilitować za niespodziewaną porażkę w Rzepinie, później Derby Sudetów w Jeleniej Górze, gdzie z kolei Karkonosze będą chciały godnie pożegnać się z III liga, choć wiosną nie udało im się wygrać żadnego meczu. Wreszcie w sobotę wizyta KS Polkowice, czyli mecz ... sezonu (?).
W lidze coraz ciekawiej. O ile z degradacją pogodzono się w Kątach Wrocławskich, Lubsku, Jeleniej Górze, Świdnicy i Karninie, to grająca bez obciążenia Ilanka punktuje kolejnych rywali. W 8 wiosennych meczach aż 6 zwycięstw, porażka ze Ślęzą i kontrowersyjny walkower za Gać. Znakomita wiosenna dyspozycja Piasta Żmigród (5-1-2) wywindowała piłkarzy Grzegorza Podstawka na 5.miejsce. Po początkowym letargu przebudziły się zespoły Formacji Port 2000, Stilonu i Zagłębia II Lubin, które wciąż się liczą w walce o utrzymanie. Z kolei niepowodzenia Śląska II i Lechii spowodowały, że zaczęto w tych klubach oglądać się czujnie na zmieniającą się sytuację w tabeli, gdzie rywale niebezpiecznie się zbliżyli.

1 komentarz:

  1. W łódzko-mazowieckiej nastąpiła zmiana lidera. Na pierwsze miejsce wskoczył Polonia Warszawa.
    A gdzie dziadek z antyKK z kryształową kulą?

    OdpowiedzUsuń