sobota, 27 grudnia 2014

Z drugiego planu

Drużynę buduje się od defensywy - tej starej piłkarskiej maksymy trzyma się większość szkoleniowców. Polska reprezentacja w minionym roku zanotowała dawno nie oglądany postęp we wszelkiego rodzajów rankingach, rozegrała historyczne wygrane spotkanie z Niemcami i z nadziejami czeka na przyszłoroczne boje mające dać awans do mistrzostw Europy. Od lat mówi się, pisze o polskiej szkole bramkarskiej, szczególnie na Wyspach Brytyjskich. Od dłuższego czasu polski selekcjoner może w kontekście goalkeeperów mówić to jedynie o kłopocie bogactwa wyboru. W tym roku krystalizuje się również linia obrony. O Piszczku napisano praktycznie wszystko, porównuje się co ofensywniej usposobionych prawych obrońców właśnie do defensora Borussi Dortmund. Tygodnik Piłka Nożna w corocznym podsumowaniu ligowców pokusiła się nawet o stwierdzenie "polska szkoła prawych obrońców" pisząc o Broziu, Kędziorze, pamiętając jednocześnie o znakomicie radzącym sobie w Niemczech Olkowskim.
Na środku obrony liderem został Kamil Glik, który wypracował sobie niepodważalną pozycję w Turynie. Ostatnio strzelił w Serie A dwa gole w meczu przeciwko FC Genoa (2:1) powtarzając wyczyn Zbigniewa Bońka sprzed 28 lat. Kapitan AC Torino również w kadrze jest niezastąpiony, słusznie zbierając zewsząd komplementy, zwłaszcza po takich występach jak przeciwko Niemcom.
Na lewej stronie od dawna kadra miała personalny problem. Nie wypalił eksperyment z Boenischem, Nawałkę nie przekonał do siebie pupil z Zabrza Kosznik, a o wadach Wawrzyniaka wiadomo od dawna. Właśnie za byłego legionistę na lewą stronę wskoczył Artur Jędrzejczyk, który obecnie jest postrzegany za czołowego gracza tej formacji. Czy słusznie? Owszem, Jędza to solidny gracz, który znany jest z ogromnego poczucia humoru, popularność większą od boiskowych poczynań zyskał efektowną "cieszynką" w meczu ze Szwajcarią. Obecnie leczy kontuzję i z utęsknieniem oczekiwany jest jego powrót do treningów. Pytanie jednak jakie trzeba zadać brzmi: czy gdyby Jędrzejczyka oceniano JEDYNIE za grę jego ocena byłaby taka wysoka?
Łukasz Szukała doceniony w Rumunii.
Pytanie zadaję w kontekście czwartego do brydża w reprezentacyjnej defensywie, czyli Łukasza Szukały. Potężny, 195 cm wzrostu, 30-letni stoper kojarzony wcześniej był jako kadrowicz drużyn juniorów przyjeżdżający na mecze z Niemiec. Od 4 lat gra regularnie w niezbyt poważnie traktowanej u nas lidze rumuńskiej. Obecny klub Łukasza, Steaua, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek z Europy Wschodniej, były triumfator Pucharów Mistrzów utarł nie tak dawno nosa Legii Warszawa. Ci co oglądali dwumecz zakończony dwoma remisami dającymi w ostatecznym rozrachunku awans Rumunom, wiedzą, że Polacy nie mieli zbytnio atutów w tej rywalizacji, a wynik jest głęboko mylący. Szukała jest niezwykle poważany w Rumunii, gdzie bukaresztański klub jest już jego czwartym w tym kraju i być może ostatnim, bo ostatnio głośno o zagranicznym transferze.  Niemieckie Eintracht Frankfurt i Freiburg, włoskie Lazio, a ostatnio saudyjskie Al-Ittihad i Al-Hilal - to potencjalni nowi pracodawcy Szukały. W Arabii trenerem jednego z zespołów jest mąż menedżerki Polaka.
Łukasz Szukała cieszy się ogromną estymą i szacunkiem w Rumunii. Jesienią zgarnął prestiżowe nagrody:
 - obrońca roku wg magazynu Fanatik
- najlepszy obcokrajowiec rumuńskiej ekstraklasy wg dziennikarzy Gazeta Sporturilor.
Ze Steauą dwukrotnie wygrał ligę, regularnie gości na europejskich pucharach.
Artykuł o Szukale w World Soccer
Z kolei miesięcznik World Soccer w grudniowym numerze pokusił się o wytypowanie szóstki zawodników, których dyspozycja podczas jesiennych meczów eliminacji do ME 2016 była największą niespodzianką in plus.  Obok m.in. Czecha Docekala, Słowaka Maka czy Islandczyka Sigurdssona znalazło się miejsce dla Polaka. Wybór padł na Szukałę- co również ma swoją wymowę.
Niestety dla Łukasza dziennikarze póki co szerokim łukiem omijają bałkański kraj i tamtejszą ligę. W mediach nie ma takiego szumu jak wokół graczy Bundesligi, czy byłych legionistów grających za granicą. Więcej niż o sukcesach czy życiu Szukały można przeczytać o Marcinie Wasilewskim grającym w outsiderze ligi angielskiej - ale przecież o wiele bardziej interesująca jest wyprawa na Wyspy, zobaczyć gwiazdy pierwszej wielkości, a przy okazji zahaczyć o nieco zapomnianego eksreprezentanta i zrobić materiał do kilku gazet czy telewizji.
Pewnie, gdyby przygoda z kadrą Szukały trwała by nieco dłużej, to dorobiłby się grona klakierów, którzy dzięki niemu mogliby zarobić za niezłą wierszówkę, reportaż itp. Obecnie więcej się pisze, ogląda, bo Łukasz jest regularnym gościem lokalnej telewizji, o Szukale w Rumunii. Może to i dobrze - ciszej jedziesz dalej zajedziesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz