piątek, 31 maja 2013

Bramkarza los

Życie jest jak piłka: raz ty kopiesz raz ciebie kopią. To jest jedna z wielu maksym związanych z futbolem. Bodaj najbardziej niewdzięczną fuchą na boisku jest bramkarz. Błędy ostatniej ostoi mają największe konsekwencje, a klopsy pamiętane są latami i często przysłaniają wcześniejsze czy późniejsze osiągnięcia.
Przykładów jest mnóstwo. W kraju obecnych kontynentalnych i światowych czempionów największą estymą wśród bramkarzy pomiędzy legendarnym Zamorą a Casillasem był darzony Luis Arconada.
Arconada w finale ME'84
Legenda Realu Sociedad San Sebastian, gdzie rozegrał ponad 400 ligowych spotkań i zdobył dwukrotnie mistrzostwo Hiszpanii i krajowy puchar, dzięki czemu w PZP mógł gościć we Wrocławiu na meczu ze Śląskiem. W kadrze był pierwszym bramkarzem przez osiem lat a największym sukcesem było wicemistrzostwo Europy w 1984r. We Francji w finałowym spotkaniu nie popisał się przy rzucie wolnym Michela Platiniego, gdzie piłkę przepuścił pod brzuchem. Gospodarze wyszli na prowadzenie 1:0 i w końcówce po kontrze dobili rywala goniącego wynik i zdobyli złote medale. Bask w bramce Hiszpanii głównie pamiętany jest przez tę przeklętą interwencję, choć rozegrał wiele znakomitych spotkań zarówno w klubie jak i reprezentacji.
Więcej od niego w kadrze oraz w klubach meczów rozegrał o wiele bardziej znany bramkarz - Anglik David Seaman. Seaman rozegrał 75 meczów w drużynie narodowej, ale oprócz brązowego medalu Euro'96, które
Seaman i finał PZP 1995
było rozgrywane na angielskich boiskach sukcesu nie osiągnął. Wielu z kolei pamięta mu wpuszczonego gola podczas azjatyckiego mundialu w 2002 kiedy z rzutu wolnego wrzucił mu za kołnierz piłkę Ronaldinho co kosztowało Anglików wcześniejszy powrót do domu. W karierze klubowej sukcesy osiągał głównie ze stołecznym Arsenalem. 3 mistrzostwa, 4 puchary krajowe, 1 PL, 3 Tarcze Dobroczynności na podwórku krajowym, a w Europie przede wszystkim Puchar Zdobywców Pucharów w 1994. Rok później Kanonierzy znów doszli do finału tych rozgrywek i czekali na hiszpański Real Saragossa. Wydawało się, że podobnie jak w półfinałowym meczu Arsenalu z Sampdorią Genua zadecydują karne, w których Seaman czuł się doskonale i był głównym bohaterem konkursu w Genui. 120 minuta, na zegarze wynik 1:1 i pomocnik Saragossy Nayim uderzył piłkę z połowy boiska, która niespodziewanie znalazła miejsce pomiędzy bramkarzem a słupkami bramki. Bramka kuriozum, która dała puchar Realowi. Seaman popełnił błąd, który wielokrotnie pokazywany był w różnych kompilacjach typu Futbolowe Jaja.
W Polsce też padły wielokrotnie śmieszne bramki, również wysokiego kalibru. Palmę pierwszeństwa należy się bezwzględnie Januszowi Jojko. Bramkarz chorzowskiego Ruchu nie miał lekko ze strony kibiców ze względu na nazwisko, ale latem 1987 trafił na usta wszystkich kibiców ze względu na niefortunną interwencję w barażowym meczu o utrzymanie w ekstraklasie. Ruch grał z Lechią Gdańsk, która notabene walczyła o uniknięcie strefy barażowej z wałbrzyskim Górnikiem.
Ruch przegrał ten mecz 1:2, podobnie jak rewanż w Gdańsku co oznaczało historyczną, pierwszą w historii degradację z najwyższej klasy rozgrywkowej. Do tego momentu Niebiescy byli jedyną drużyną, która grała nieprzerwanie w lidze od jej początku. Do dziś Jojce przypominany jest właśnie ten gol, choć sam bramkarz odnalazł się w piłce znakomicie. Po meczu nie miał życia w Chorzowie, jest kilku piłkarzy Ruchu do dziś nie odzywających się do niego po tej bramce,  trafił do GKS Katowice, z którym zdobył dwukrotnie Puchar i Superpuchar Polski co czyni go najbardziej utytułowanym piłkarzem Gieksy. Zagrał również w kadrze i zapisał kilka pięknych kart w historii KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, gdzie od bramkarza poprzez trenera stał się nawet prezesem klubu.
Środowa kolejka w pierwszej lidze przypomniała kibicom o Marcinie Cabaju. 33-letni bramkarz miał swoje "pięć minut" w ekstraklasie, gdy awansował do niej z Cracovią. Był okres, gdy Pasy bliskie były w europejskich pucharach. O Cabaju co niektórzy dyskutowali w kontekście powołania do kadry! Później było już dużo gorzej, coraz więcej bramek puszczał Marcin, koledzy grali coraz gorzej, a zespół pomimo dużych nakładów staczał się w dół. Dwa lata temu wybrał emigrację do Izraela, gdzie w debiucie broni rzut karny! Potem nie było już tak różowo i zakończyła się przygoda w Be'er Szewa na 7 meczach. W ubiegłym roku wrócił do kraju by od lipca reprezentować barwy Sandecji Nowy Sącz. W sierpniu mogliśmy widzieć go w akcji w Pucharze Polski. Pierwszoligowcy prowadzili 1:0, ale do przerwy miejscowi wyrównali.
Cabaj przy Ratuszowej
Niewiadomo jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby nie interwencja Cabaja przy wolnym Daniela Zinke, gdzie praktycznie sobie wrzucił piłkę do siatki. Potem piłkarze z Nowego Sącza zmuszeni byli przeprowadzania zmasowanych ataków, co wykorzystali skrzętnie Górnicy wypunktowując rywala aż 4:1. Sandecja na zapleczu ekstraklasy zagościła w dolnej połówce tabeli, ale nie grozi jej degradacja. Mimo, że w tym sezonie zespół prowadzony jest już przez trzeciego szkoleniowca goalkeeper był jedynym z kadry, który rozegrał wszystkie mecze od 1 do 90 minuty.Spotkanie z Cracovią dla niego jak i kilku klubowych kolegów miało charakter sentymentalny. Poza tym walczącą o awans ekipę z Krakowa prowadzi Wojciech Stawowy, który wprowadził Pasy do ekstraklasy z Cabajem w składzie. Końcowy wynik meczu satysfakcjonował gości - wygrali 2:1, ale okoliczności zdobycia obu bramek jednoznacznie wskazały Cabaja na "bohatera" pojedynku.
Najpierw przy wyrównującym golu dla gości nie znalazł porozumienia ze stoperem co bardzo ułatwiło zdobycie bramki Bartłomiejowi Dudzicowi. Natomiast przy samobóju Marcina Makucha, notabene byłego gracza Cracovii przepuścił piłkę pod podeszwą.
Jeszcze wiele dni, miesięcy będzie się wspominać ten mecz Cabaja, "obiektywni" twierdzą, że to nie jest żadna pomoc dla byłego klubu, tylko norma w wykonaniu bramkarza. W obronę zawodnika wzięli  szkoleniowcy obu drużyn, ale to zapewne nie zmieni opinii o Cabaju.
Ta puszczona bramka nie będzie miała większego znaczenia dla Sandecji, ale dla bramkarza tak. Paradoksem ostatniej serii spotkań ekstraklasy jest błąd Emilijusa Zubasa - wiosennego bramkarza GKS Bełchatów. 23-letni Litwin w swoim kraju zdobył dublet, a zimą trafił do Polski celem wypromowania się.
Czy gol Smolarka pogrzebał szanse GKS PGE?
Nie udało mu się zakotwiczyć w Legii, gdzie nie miał by szans na grę i ostatecznie trafił do skazanego na spadek GKS PGE Bełchatów.  Pierwsze 5 meczów wiosny i nikt z rywali nie znalazł sposobu na pokonanie Zubasa! A rywalami byli m.in. Legia, Lech czy Śląsk. W 14 rozegranych wiosną spotkań litewski bramkarz aż ośmiokrotnie zachował czyste konto. Po licencyjnym wyroku dla Polonii Warszawa wytworzyła się szansa dla bełchatowian na utrzymanie się w ekstraklasie. Mecz z będącą w głębokim kryzysie Jagiellonią nie był wielkim widowiskiem ze względu na stan murawy, nad którą przeszła ulewa opóźniająca rozpoczęcie meczu. GKS po golu Sawali prowadził do 90 minuty, ale mecz został przedłużony. Właśnie w przedłużonym czasie gry dośrodkowanie z prawej strony nie złapał piłki Zubas, prześlizgnęła mu się po rękach, trafiła do Ebiego Smolarka, którego strzał był zablokowany, ale były kadrowicz zdołał jeszcze wbić futbolówkę, która zatrzymała się na kałuży na polu bramkowym.
 Na pewno nie był to klops Zubasa tak jak w przypadkach opisanych powyżej, nie jest to również jednoznaczny błąd bramkarza, zwłaszcza przy takich warunkach. Ale konsekwencje straty dwóch punktów mogą być ogromne. Póki co z gol Smolarka ucieszył nie tylko Jagiellonię, ale i Ruch, dla którego oznacza utrzymanie w ekstraklasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz