niedziela, 12 maja 2013

Stołeczna obłuda

Legia zdobyła Puchar Polski. Wielu obserwatorów drugiego finałowego spotkania było mocno rozczarowanych. Wbrew oczekiwaniom, po pierwszym wygranym we Wrocławiu meczu 2:0, wydawało się, że będzie łatwo i przyjemnie: przez 90 minut na boisku przy festiwalu radości na trybunach. Jak było - widzieliśmy: samobój w drugiej minucie coraz starszego i coraz słabszego Żewłakowa, a potem nerwówka wśród gospodarzy, niewykorzystane szanse wrocławian. Skończyło się na 0:1 co oznaczał triumf przegranych tego dnia, a zwycięskich w dwumeczu warszawian. Dziennikarzom odpadł argument w postaci rekordu meczów bez porażki w pucharze Legii. Opinie co do meczu zgodne - wygrał zasłużenie Śląsk, tylko czy on był na tyle dobry, czy Legia taka słaba? To zależy od źródła. W niezbyt zmienionym składzie Legia w lidze rozjechała Jagiellonię w Białymstoku 3:0, choć mogła oczywiście wyżej. Ci co psioczyli, wieścili powtórkę z ubiegłego roku, kiedy to psychicznie stołeczny zespół spalił się i przegrał mistrza w końcówce, teraz obwieszczają wszem i wobec, że Legia jest wielka, a teraz nawet rozpędzona poznańska lokomotywa nie prześcignie jej w wyścigu o mistrza. Receptą na sukces było odsunięcie od zespołu Ljuboi.
Szczerze to nie interesują mnie ani sukcesy ani porażki stołecznego zespołu. Jednak to co przez kilka dni działo się wokół osoby Serba moim zdaniem świadczy o obłudzie jaka panuje w środowisku wokół Legii. Nie tak dawno Данијел Љубоја był noszony przez wszystkich na rękach. Prawie dwa lata temu gdy przychodził na Łazienkowską cieszył się opinią bad boya - osoby konfliktowej, która będzie częściej bawiła się w nocnych lokalach niż dawała coś drużynie na boisku. Były reprezentant krajów dawnych Jugosławii na boisku grał to samo w ubiegłym sezonie, obecnym zarówno jesienią jak i wiosną. Nie był tytanem pracy, szybkościowcem, imponował techniką, uderzeniem, niekonwencjonalną grą. Można mieć pretensje za sposób poruszania się, wieczne pretensje do partnerów, sędziego, wymachiwanie rękami. Fajerwerki techniczne, strzelane bramki rekompensowały to w pełni. Media wszystkie negatywy puściły w niepamięć, zwłaszcza po rundzie jesiennej, gdzie jednogłośnie okrzyczały go największą gwiazdą ligi. Ljuboja otwierał listę najskuteczniejszych strzelców, dostawał wysokie noty za swoje występy, nie doszło do konfliktu z Janem Urbanem, co prorokowali "bardziej wtajemniczeni". Ljuboja uchodził za człowieka Skorży i rzekomo nowa miotła, czyli Urban, miał inaczej potraktować serbskiego gracza. Tymczasem nic się w tej materii nie zmieniło - Ljuboja cały czas trenował swoim indywidualnym tokiem, a że były wyniki nikomu to nie przeszkadzało. Aż do ostatniego tygodnia. Wiadomo, że po finale co niektórzy piłkarze poszli świętować. Ljuboja i Radović zostali złapani przez prezesa Leśnodorskiego w nocy w klubie. Larum podniosły głównie stołeczne media, które jeszcze tydzień wcześniej po wygranej we Wrocławiu nosiły obu graczy na rękach. Ciekawe, że obaj gracze zostali złapani w tej samej sytuacji, mimo, że rada drużyny za nimi się jednogłośnie ujęła, zostali potraktowani inaczej. Wiadomo, że dostali po kieszeni, ale Ljuboja nie dość, że został odsunięty od pierwszej drużyny to usłyszał, że latem opuszcza zespół, bo kontrakt nie zostanie przedłużony. Prezes Bogusław Leśnodorski zimą błysnął transferami, zakopaniem topora wojennego z kibicami - ten młody biznesmen doskonale umie liczyć pieniądze, a nie od dziś wiadomo, kto zarabia najwięcej nie tylko w Legii jak i całej lidze. Nieważne, że Ljuboja stał się symbolem nie tylko klubu, ale i całej słabej naszej ligi. Abstrahując od tego czy mu się tyle kasy należy (w końcu ktoś podpisał z nim kontrakt) Leśnodorski zapowiadał renegocjację umowy z Serbem. Ten z kolei ostatnio strzelał mniej, bo wiosną ofensywa nie opiera się tylko na nim jak jesienią, ale i na Saganowskim i Gruzinie Dwaliszwilim. Widok Danjela w nocnym lokalu był niczym woda na młyn dla prezesa, pretekstem do ruchu, który zapewne zostałby podjęty w czerwcu. Z tym, że w przypadku mistrzostwa trudniej byłoby wytłumaczyć rezygnację z jednej z gwiazd zespołu. Ljuboja świętoszkiem nie był, nie jest i już nie będzie. W mieście został złapany na jeździe na podwójnym gazie, ale nikt z tego nie robił afery - dopiero teraz "życzliwe" media o tym przypominają. Cudem jest, że Serba nie pokłócił się z działaczami. Specjalne warunki na których funkcjonował nikomu nie przeszkadzały do chwili, gdy prezes jego złapał w Enklawie. W jednej chwili okazało się, że Najlepszy Obcokrajowiec Ligi w 2012 to największy leń w drużynie, pierwszy hamulcowy zespołu itd itp. Żenujące... Po wczorajszym zwycięstwie w Białymstoku spece znaleźli przyczynę sukcesu - Legia zagrała tak dobrze, bo nie grał Ljuboja. Tylko czemu tak nie zagrała w pucharze, gdzie Serb nie zagrał w żadnym meczu? Ci co zarobili opisując sukcesy napastnika w Legii teraz zarabiają opisując jego negatywny wpływ na zespół. Obłuda.
A czemu Radović - kompan Danjela od lampki wina i nie tylko - został pobłażliwiej potraktowany przez klub? Odpowiedź prosta - bo można na nim jeszcze zarobić, Radović w formie może znaleźć jeszcze klub za granicą, nie jest w tak zaawansowanym wieku co Ljuboja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz