piątek, 18 lipca 2014

Rusza niezbyt wyczekiwana liga

Dwa dni gry polskich zespołów w europejskich pucharach spowodowały u większości kibiców kaca moralnego, ogólne wkurzenie i nadmiar słów powszechnie uznawanych za wulgarne. Blamaż dwóch najlepszych drużyn, które nie potrafią sobie poradzić z półamatorskimi zespołami z Irlandii czy Estonii sprawił, że przed startem wielu obserwatorów nie stawia fundamentalne pytanie "kto będzie mistrzem". Po wynikach reprezentacji, drużyn klubowych naprawdę w kategorii kiepskiego żartu można traktować wypowiedź prezesa Bońka, że Polska jeśli by grała na brazylijskim mundialu to wyszłaby z grupy. Kibice podczas minionego miesiąca zobaczyli kawał wspaniałego futbolu, mnóstwo emocji i niespodzianek. Maluczcy w postaci choćby Kostaryki zdobywali sympatię za walkę, dyscyplinę taktyczną oraz zwycięstwa nad faworyzowanymi zespołami. Po takim festiwalu ciężko przerzucić się na krajowe podwórko, zwłaszcza po środowo-czwartkowych "popisach".
Przed startem rozgrywek w prasie pojawiają się tradycyjne Skarby Kibica. Mottem lata 2014 było zdanie "mistrzem będzie Le...", bowiem do etatowych faworytów z Warszawy i Poznania dołączyć ma zdaniem fachowców gdańska Lechia. W Trójmieście dokonano kilkunastu transferów, do zespołu dołączyły uznane jak naszą ligę nazwiska Treli, Łukasika, Borysiuka czy Pawłowskiego, w dodatku w sparingu Lechia wygrała z Panathinaikosem aż 4:0 więc balonik już został napompowany.
W ubiegłym sezonie przed pierwszą kolejką zaledwie dwa zespoły były prowadzone przez obcokrajowców - notabene oba dolnośląskie. Obecnie zagranicznych szkoleniowców jest aż 5 - Norweg Berg w Legii, Portugalczyk Quim Machado w Lechii, Hiszpan Angel Perez Garcia w Piaście, Słowak Kocian w Ruchu, Portugalczyk Jorge Paixao w Zawiszy. Jest jeszcze Jurij Szatałow w Łęcznej, urodzony na Ukrainie, ale posiadający również polski paszport. Czy w każdym przypadku możemy mówić o nowej jakości? Jedynie Jan Kocian w Chorzowie okazał się fachowcem pełną gębą, Hennig Berg z kolei nie popsuł tego co wypracował Urban, ale dla byłego obrońcy Manchesteru United poważnym sprawdzianem mają być europejskie puchary, a póki co w nich Legia nie błyszczy.
Michał Bartkowiak (w środku)
Dolny Śląsk będzie reprezentował jedynie wrocławski Śląsk, którego od gry na niższym szczeblu dzieliły godziny. O ile na boisku w strefie spadkowej podopieczni Tadeusza Pawłowskiego nie mieli równych to licencję otrzymali rzutem na taśmę. Dzień przed decyzją Komisji Licencyjnej jeden z jej członków zadzwonił do prezesa Żelema, że ma ... dobę na spłacenie długów, zawarcie ugód. No i były dziennikarz Słowa Sportowego musiał się nieźle napocić, by dotrzeć np. do grającego w Boliwii Diaza. Komisja sprawę Śląska rozpatrywała na końcu obrad, by Paweł Żelem dotarł do wszystkich wierzycieli.  Po sezonie klub pożegnał się z najlepiej opłacanymi zawodnikami, ściągał zawodników z kartą zawodniczą w ręku (Angielski, Pawełek, Gancarczyk, Celeban). W Wałbrzychu z ciekawością przypatrywano losom Michała Bartkowiaka. Najlepszy wałbrzyski junior pojechał ze Śląskiem na zgrupowanie do Żagania, ale nie zagrał nawet minuty w sparingach, załapując się jedynie na pamiątkowe zdjęcie całej drużyny. Po powrocie zabrakło go w kadrze na sparing z Flotą, ale po kilku dniach klub ogłosił podpisanie rocznej umowy oraz to, że Michał będzie miał na koszulce nr 25. Do dnia wczorajszego Bartkowiak był na liście zawodników, którzy nie zostali jeszcze zgłoszeni przez klub do rozgrywek. Fakt, że w tej grupie są takie nazwiska Pawełek czy Celeban nie pozostawia złudzeń, że jest to tylko kwestia czasu. Inną sprawą jest to czy Tadeusz Pawłowski widzi Michała jako gracza meczowej kadry I zespołu. Mimo szumnych zapowiedzi, że budowa zespołu ukierunkowana jest na młodzież i graczy z regionu Śląsk opuszczają kolejni młodzi zawodnicy, w składzie próżno szukać młodych, nowych nazwisk.
Sylwetka Pawłowskiego w Skarbie Kibica 
Urzędowy optymizm trenera, renoma Mili, Celebana, Pawelca czy obecnie kurującego się Marco Paixao powodują, że wielu upatruje wrocławian wśród drużyn, które sezon będą kończyć w górnej połówce tabeli. Czy tak będzie?
W Chorzowie w ostatnim okresie jest prawdziwy rollercoaster - po medalu mistrzostw Polski zespół w następnym broni się przed spadkiem. W tym sezonie ma być inaczej. Niestety wśród Niebieskich zabraknie wałbrzyskich akcentów. Jan Kocian podziękował grupie zawodników, których nie widział w ekstraklasowym zespole na najbliższy sezon. W tej grupie znalazł się Adrian Mrowiec, którego katowicki Sport łączył z wałbrzyskim Górnikiem. Mimo obowiązującego kontraktu może on szukać sobie klubu. Miłosz Trojak, syn niedawno zmarłego byłego gracza Górnika Wałbrzych Józefa, w I zespole jedynie kilka razy załapał się do kadry meczowej, teraz najprawdopodobniej trafi na wypożyczenie. Wiek młodzieżowca -rocznik 1994, bardzo dobre warunki fizyczne (191 cm) sugerują, że nie będzie miał z tym większego problemu. Nie ma już w Ruchu innego syna byłego gracza Górnika - mowa o Mateuszu Kwiatkowskim. Kieszonkowy (167 cm wzrostu) napastnik w ekstraklasie zagrał 14 razy i raz wpisał się na listę strzelców. Jesienią będzie klubowym partnerem Bartosza Biela w Wigrach Suwałki.
Jeśli chodzi o innych piłkarzy z ziemi wałbrzyskiej to pomniejszyła nam się grupa napastników. Świdniczanin Fabian Pawela raczej bez żalu został pożegnany przez Podbeskidzie Bielsko - Biała. W ciągu dwóch sezonów skompletował 54 mecze, w których strzelił 11 goli, w tym rekordowy w 18 sekundzie w debiucie w Białymstoku. Latem nie szukał klubu w kraju i zakotwiczył w Energie Cottbus, które spadło z 2.Bundesligi. Jego rówieśnik Arkadiusz Piech spadł z Zagłębiem Lubin z ekstraklasy, ale wychowanek świdnickiej Polonii znalazł się na celowniku warszawskiej Legii i dzięki zawartej w umowie sumie odstępnego (850 000 euro) przeniósł się do stolicy. Póki co pełni rolę rezerwowego. Przegląd Sportowy w swoim Skarbie Kibice wycenia Arka na półtora miliona złotych, a w krótkiej ocenie pisze: jeśli w Legii zagra na miarę swojego talentu, to jego wartość szybkość wzrośnie, jest takim typem napastnika, jakiego przy Łazienkowskiej brakowało. Piech do tej pory zaliczył nieudany mecz o Superpuchar (2:3 z Zawiszą) i ławkę w pucharowym meczu z St.Patrick. O miejsce w składzie walczy z Saganowskim, Orlando Sa (doznał ostatnio kontuzji) i szykującym się do odejścia Gruzinem Dwaliszwilim. Również w napadzie gra, starszy o rok od świdnickiego duetu, Mateusz Piątkowski. Piłkarz rodem z Piławy, po dobrym sezonie w Dolcanie Ząbki, w ubiegłym sezonie zadebiutował na najwyższym szczeblu rozgrywek w barwach Jagiellonii Białystok, gdzie w 30 meczach strzelił 7 goli. Dziennikarze wycenili go o połowę mniej niż Piecha - 750 000. Za nim debiutancki sezon w ekstraklasie. Trzeba go uznać za udany. Wygryzł ze składu Bekima Balaja na tyle skutecznie, że Albańczyk pożegnał się z Białymstokiem. Jest bardzo niewdzięcznym rywalem dla obrońców. Siłą fizyczną dorównuje najtwardszym defensorom w ekstraklasie. Czy taka obiecująca laurka przekona trenera Probierza na powierzenie Piątkowskiemu roli napastnika w Jadze? Do tej roli kandydują -ściągnięty z Lechii dobry znajomy trenera Patryk Tuszyński oraz kwartet młodych wilków w osobach Jana Pawłowskiego, Karola Świderskiego, Emila Gajko i Bartosza Giełażyna.
Robert Warzycha w Skarbie Kibica PS/Sportu
Liczba zawodników z regionu dorównuje liczbie członków w sztabach szkoleniowych drużyn T-Mobile Ekstraklasy. O Pawłowskim już było.
Robert Warzycha, były prawy obrońca Górnika Wałbrzych bardziej kojarzony jest z grą w Zabrzu, jako ostatni polski strzelec w angielskiej ekstraklasie oraz sukcesy na boisku i ławce trenerskiej w USA. Pierwsze miesiące szkoleniowej pracy w ojczyźnie to problemy spowodowane brakiem krajowej licencji. Wiosną nie mógł rozpocząć kursu, ponieważ Robert nie ma matury. W Zabrzu obiecano PZPN, że nie będzie fikcji i znaleziono salomonowe rozwiązanie - Warzycha oficjalnie pełni funkcję dyrektora sportowego, a zespół swoją trenerską licencją firmuje Józef Dankowski. W Górniku, podobnie jak w większości klubów muszą zaciskać pasa. Pożegnano się z najdroższymi zawodnikami (Olkowski, Nakoulma), a ściągnięto kolejnych, dla niektórych wręcz anonimowych zawodników, którzy mają eksplodować formą, jak choćby Kosznik czy Zachara za kadencji Adama Nawałki. Ciekawostką jest, że Górnik Warzychy latem najczęściej grał trójką defensorów - tak jak niektóre drużyny podczas ostatniego mundialu. Obserwatorzy pozytywnie oceniali tę nowinkę, a raczej powrót do dość dawnych czasów. Czy zda ten system egzamin przekonamy się niebawem.
Wciąż w Poznaniu w roli asystenta Mariusza Rumaka pracuje Jerzy Cyrak. Były junior Górnika Wałbrzych rodem z Roztoki, trafił na pierwsze strony gazet przed rundą wiosenną tego roku, gdy po konflikcie z nim Lecha musieli opuścić Rafał Murawski i Bartosz Ślusarski. Wynik pucharowego meczu (0:1 z Nomme Kalju) i mając w pamięci ubiegłoroczną kompromitację z Wilnem, może sugerować, że w razie potknięcia z estońską drużyną i odpadnięciem z pucharów z posadą pożegna się trener Rumak. A jak zabraknie Rumaka w Lechu to pewnie odejdzie i Cyrak. Jerzy ma bardzo dobrą opinię jako asystent, po zagranicznych stażach, zagraniczni trenerzy chwalą młodych, zdolnych, otwartych na futbolowe nowinki szkoleniowców z Poznania. Czy w końcu Cyrak wraz z Lechem wyjdzie w lidze z cienia Legii, uniknie kompromitacji w eliminacja LE oraz Pucharze Polski?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz