wtorek, 1 lipca 2014

Marek Wojtarowicz kończy karierę w Górniku Wałbrzych

17 lat po debiucie w seniorach wałbrzyskiego ligowca z drużyną z Ratuszowej żegna się Marek Wojtarowicz. 37-letni dziś Maro należał do pewniaków kolejnych szkoleniowców, a miejsce w składzie zawdzięczał przede wszystkim postawie na boisku. Jego przygoda z piłką była dość kręta. Wychowanek wałbrzyskiego klubu był nawet wypożyczony do Czarnych Wałbrzych celem ogrania, a w pierwszym zespole seniorów widział go Janusz Przybyła w sezonie 1996/97. Klub pożegnali wówczas Piotr Włodarczyk (Legia) i Robert Samek (powrót do Bielawianki), a ich mieli zastąpić ściągnięci z 3.ligi Paweł Murawski i Dariusz Zawalniak. Wojtarowicz miał stopniowo wchodzić do składu. Debiutował już w pierwszej wiosennej kolejce - w Gdańsku, w przegranym meczu z Lechią 0:2. O ile Przybyła dawał szansę Markowi na ogranie (11 meczów), to Grzegorz Kowalski nie widział w nim gracza formatu ligowego. 4 epizody w ciągu sezonu mówi samo za siebie. Ale nie ma co się dziwić, skoro odpalili w końcu Murawski z Zawalniakiem, rewelacją stał się Jelonkowski, a w odwodzie był jeszcze ściągnięty z Polonii Świdnica Tragarz. Niewiadomo jakby potoczyła się przyszłość Wojtarowicza w Górniku, gdyby nie wycofanie się z rozgrywek drugoligowych. W IV lidze duet trenerski Ryszard Mordak - Wiesław Walczak musiał oprzeć skład Górnika głównie na wychowankach. Znalazło się miejsce również dla braci Wojtarowiczów, bowiem coraz częściej grywał młodszy o rok od Marka Marcin.  W jesiennym meczu z Polonią Bystrzyca Kłodzka (4:0) bracia obaj wpisują się na listę strzelców kopiując tym samym wyczyn braci Radziemskich z 1995 roku.  Jesienią 1999 Marek rozegrał bodaj najlepszy mecz w roli napastnika  - Górnik zdemolował w trzecioligowym pojedynku Pogoń w Oleśnicy aż 5:0, a starszy z Wojtarowiczów wpisał się na listę strzelców. Sezon 2000/01 zakończony degradacją wałbrzyskiego trzecioligowca był paradoksalnie najskuteczniejszym dla Marka. Uzyskał w nim 6 bramek, co może nie jest powalającym rezultatem dla napastnika, ale wielokrotnie zbierał dobre oceny za grę przeciwko rosłym obrońcom. Wówczas kibice mogli poznać krewki charakter Wojtara, dyskusje z sędziami, z rywalami, częste próby wymierzania samemu sprawiedliwości zaowocowały dwoma wykluczeniami i 6 żółtymi kartkami, co w tamtych czasach uznać można było za bilans a'la Hajto.
Nie uciekał jednak z tonącego okrętu tak jak uczyniło to wielu jego kolegów z Górnika. Odszedł dopiero po degradacji, kiedy to z Rafałem Jeziorskim przeszedł do Błękitnych Stargard Szczeciński, które grały w IV lidze. Dwa sezony to dwie promocje, ale w trzeciej lidze bilans zaledwie 3 bramek nie zagwarantował mu przedłużenia umowy, co stało się udziałem chociażby Jeziorskiego. Wojtarowicz wraca na Dolny Śląsk. Wałbrzych sportowo mógł zaoferować jedynie klasę okręgową, Markowi nie udało się zahaczyć do Lechii Dzierżoniów i trafia na rundę jesienną do czwartoligowego Włókniarza Mirsk. W tej wałbrzyskiej kolonii (grali tam bowiem również m.in. Morawski, Dudek, Kochanowski) czuł się dobrze, ale jesienią strzelił ledwie dwie bramki. Zimą ze względu na kłopoty finansowe właściciela nastąpił exodus zawodników przyjezdnych i Wojtarowicz trafił do Piasta Nowa Ruda, gdzie trenerem był Ryszard Mordak, a wśród partnerów Grzegorz Michalak. Wiosenny bilans to 4 gole, a latem było wiadomo, że będzie wśród grupy wracających piłkarzy na Ratuszową do beniaminka IV ligi dolnośląskiej. Znów pod okiem trenera Przybyły napastnik Wojtarowicz popisywał się skutecznością ponad 10 bramek/sezon. Dobra gra głową, co oprócz strzałów partnerzy mogli liczyć na zgrywanie piłki. Oprócz goli można było liczyć na spora liczbę żółtych kartek oraz średnio jedno wykluczenie na sezon. Cały Maro. Wiosną 2007 roku postanowił spróbować dorobić pod Alpami w Purgstall, gdzie z powodzeniem radził sobie brat Marcin czy młodszy z braci Smoczyków. Po powrocie przed sezonem 2007/08 liczono na awans do nowej trzeciej ligi. Ani Ryszard Mordak, ani debiutujący w roli szkoleniowca Robert Bubnowicz nie potrafili sprostać temu zadaniu - 11.miejsce oznaczało degradację, czyli ... pozostanie w IV lidze. Wojtarowicz po raz ostatni zdobył solidną liczbę bramek (10), ale również dwukrotnie wyleciał z boiska. Od 2008 wielu odlicza erę nowego Górnika, który po rewolucji kadrowej, polegającej na powrocie wałbrzyskich wychowanków do macierzystego klubu, rozpoczął marsz w górę futbolowej hierarchii kończąc na drugiej lidze. Wojtarowicz początkowo raził nieskutecznością, a jego jako piłkarza "uratował" Bubnowicz. Już wcześniej kilkakrotnie ustawiał Marka nieco z tyłu za napastnikami, w drugiej linii, a teraz wymyślił sobie jego jako partnera Przerywacza na środku defensywy. Autorski pomysł wypalił w 100%! Wojtar odżył piłkarsko będąc podporą obrony, z czasem, gdy średnia wzrostu obniżyła się w Górniku był jednym z nielicznych graczy z pola mogącym zagrozić rywalowi przy dośrodkowaniach przy stałych fragmentach gry.
Historia wałbrzyskiego futbolu zna przypadki adaptacji napastnika w obrońcę. Prekursorem był Mirosław Jabloński, który z nieskutecznego Wiesława Stańko zrobił groźnego, ofensywnego bocznego obrońcę. Eksperyment nie udał się Zbigniewowi Góreckiemu, który swego czasu widział wysokiego Grzegorza Krawca w roli nowoczesnego forstopera. W przypadku Wojtarowicza można powiedzieć, że Bubnowicz zobaczył w nim to czego nie zauważyli inni szkoleniowcy. Obserwując jego grę trudno przypuszczać, że większość kariery Maro grał jako napastnik. Gdyby nie zaawansowany wiek, zapewne byłby podporą ligowego Górnika jeszcze przez lata. Ostatni sezon w Górniku to łatanie dziur, naprawianie błędów młodszych partnerów. Moim zdaniem był jednym z głównych architektów utrzymania zespołu w lidze. Oczywiście zdarzały mu się błędy, czasem katastrofalne w skutkach jak w 2 minucie wałbrzyskiego pojedynku z MKS Kluczbork, kiedy to wyłożył rywalowi piłkę jak na tacy. Ale należy pamiętać również jego grę w defensywie w pozostałych meczach czy też udane wyprowadzanie piłki, co jak w meczu z Jarotą przyniosło bramkę.
Generalnie analizując karierę Marka przy Ratuszowej to osiągnął więcej niż się spodziewano po nim. Nie imponował techniką, skutecznością jako napastnik, co mogło zaprocentować zainteresowaniem klubów z wyższych lig. Solidność, charakter, praca - to dało mu wiele lat w Górniku, gdzie stał się jednym z symboli zespołu. Rekordzista pod względem ligowych spotkań.
Znając Wojtarowicza hasło "koniec kariery" odnosi się zapewne jedynie do gry w drugoligowym Górniku Wałbrzych. Dyspozycja, zdrowie, doświadczenie, podejście do obowiązków - to wszystko gwarantuje, że Marek spokojnie znalazłby miejsce w klubie w trzeciej lidze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz