poniedziałek, 9 czerwca 2014

Lubimy wspominać

Jesteśmy narodem często wracającym do historii, do pamiętnych zdarzeń, czy to tych bardziej lub mniej miłych. Również w sporcie. Ileż to razy telewizja katowała nas wspomnieniami meczu na Wembley z 1973 roku. Wszelkie "złote transmisje" i inne tego typu akcje w mediach mają swoich zwolenników, a niektórzy postanowili przenieść tę ideę na zieloną murawę. Swego czasu dużą popularnością cieszyły się mecze z udziałem "Orłów Górskiego". Panowie z lat 70-tych coraz rzadziej spotykają się ze sobą na boisku. Podczas ostatniego meczu kadry Adama Nawałki była okazja powspominać 40-lecie udanego występu na niemieckim mundialu. Przy okazji znów dał o sobie znać niepokorny Jan Tomaszewski, obrażony na kolegów nie przyjechał do Trójmiasta. Zabrakło również Roberta Gadochy, którego nie zdołano namierzyć w USA, a szukający sensacji ostrzyli zęby na konfrontację popularnego Piłata z kolegami z kadry, po tym jak wyszło rzekomo na jaw, że przytulił grubą gotówkę za wygraną z Włochami od Argentyńczyków i nie podzielił się z nimi z partnerami. Lato, Żmuda i spółka pokazali się na gdańskim obiekcie, poświętowali, otrzymali pamiątkowe gadżety, ale ich występ, jakże pamiętny, choć przegrany, z RFN z 1974 powtórzyli koledzy z Górnego Śląska. O Reprezentacji Oldbojów Śląska pisałem wielokrotnie w kontekście byłego obrońcy KP Wałbrzych Ireneusza Adamskiego. Na Górnym Śląsku od roku organizowana jest inicjatywa pt. "Sportowa Lekcja Historii". Przed rokiem ubrani w historyczne stroje piłkarze "odtworzyli" mecz Polska-Brazylia z 1938 roku. Teraz, w ostatni weekend, motywem przewodnim był słynny mecz "na wodzie", czyli frankfurcki bój z Gerdem Muellerem i spółką. Na bocznym boisku Stadionu Śląskiego wyszły reprezentacje ubrane w stroje Polski i Niemiec. Wśród Polaków nie zbrakło kadrowiczów z niemieckiego mundialu: Andrzeja Szarmacha, Zdzisława Kapki, Adama Musiała, Henryka Wieczorka i Marka Kusto.
Ireneusz Adamski jako reprezentant ... RFN
Mecz rozgrywany był 2 x 35 minut, atmosferę mistrzostw sprzed 4 dekad przypominała piosenka Maryli Rodowicz "Futbol". Tym razem nie było kałuż, grząskiego boiska, ani również tylko jednej bramki.  Przez moment, tak jak w 1974, reprezentacja RFN prowadziła 1:0 po strzale ... Ireneusza Adamskiego, który zagrał właśnie w reprezentacji ówczesnych Niemiec Zachodnich. W pewnym momencie wraz z kolegami prowadził do przerwy już aż 5:0, a skończyło się ostatecznie na 9:3 (5:1) dla RFN. Najlepszym na boisku był Radosław Gilewicz, który w narodowych barwach nie potrafił ani razu wpisać się na listę strzelców. Tym razem w tej piłkarskiej lekcji historii do przerwy grał przeciwko biało-czerwonym (strzelił gola na 2:0), a w przerwie zmienił koszulkę, by znów wpisać się na listę strzelców.
Troszkę inną ideę reprezentowali w tym samym czasie piłkarze, którzy spotkali się na warszawskiej Pepsi Arenie przy Łazienkowskiej. Reprezentacja Polski Fundacji Kibica spotkali się z reprezentacją 1.ligi. Mecz reklamowany jako spotkanie kadry Jerzego Engela vs. kadra zaplecza ekstraklasy mógł rozczarować pod względem personalnym. Drużynę gwiazd prowadził oczywiście sam Engel, a rywali duet Jan Urban - Andrzej Iwan, wśród piłkarzy znaleźli się gracze, którzy nie mieli wiele wspólnego z udanymi eliminacjami czy samym turniejem w 2002 roku. Wśród nich znalazł się m.in. Piotr Włodarczyk - doskonale znany w Wałbrzychu, czy jego kolega z Legii Marcin Mięciel.
Piotr Włodarczyk i Jacek Krzynówek
w rozmowie z Jerzym Engelem
Również kadra pierwszoligowców mogła pozostawiać wiele do życzenia. Po przerwie trzon stanowili gracze z Górnika Łęczna, Stomilu Olsztyn, Termaliki Nieciecza, Sandecji Nowy Sącz i Kolejarza Stróże, próżno szukać reprezentantów z Bełchatowa, Arki, klubów z Górnego i Dolnego Śląska czy też choćby z podwarszawskich Ząbek. Mecz rozpoczął się od prowadzenia Reprezentacji Polski Engela 2:0 po golach byłych legionistów - Mięciela i Piotra Włodarczyka, potem pierwszoligowcy wyszli na prowadzenie 3:2 po skutecznej grze innego byłego piłkarza klubu z Łazienkowskiej Sebastiana Szałachowskiego. Wyrównał pod koniec meczu nieoceniony Franek - łowca bramek, czyli Tomasz Frankowski. Po 90 minutach gry rozegrano konkurs rzutów karnych, w którym kunszt pokazał z kolei Radosław Majdan, którego wcześniej podczas meczu zluzował Szczęsny senior, czyli Maciej ojciec Wojciecha. Pierwszoligowcy przegrali 3:5.
Liczył się jednak szczytny charytatywny cel i zbiórka pieniędzy na domy dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz