sobota, 12 listopada 2016

Cuda listopadowe

Sięgając pamięcią najlepszym dla kadry miesiącem był październik, w którym Polska odnosiła albo spektakularne zwycięstwa (Portugalia 2006, Czechy , Niemcy 2014) albo zwycięskie remisy (Wembley 1973). W tym roku biało-czerwoni mocnym akcentem w listopadzie zakończyli tegoroczną grę o punkty.
Nim cała piłkarska Polska zaczęła żyć wyprawą do Bukaresztu w Zaduszki do Warszawy zawitał obrońca Ligi Mistrzów Real Madryt. Zamiast piłkarskiego święta na trybunach mieliśmy spektakl tylko na murawie. Wiadomo, że kibice Legii nie należą do świętoszków, ale pod względem przygotowania oprawy na trybunach to ścisła europejska czołówka. Ale to głównie dzięki osobnikom, którzy przesiadują na osławionej Żylecie tysiące kibiców musiało obejść się ze smakiem i oglądać Real jedynie przed telewizorem. A trzeba przypomnieć, że wielu z nich zdecydowało się na zakup całosezonowych karnetów, byle móc oglądnąć jeden z najsłynniejszych klubów świata. Po porażce 1:5 w Madrycie w Polsce zapanował dziwnie brzmiący optymizm. Przypominanie pierwszej w rozgrywkach bramki, wcześniej słupek, odważną fragmentami grę mistrza Polski - brzmiało to bardzo małostkowo, a i tak wszystko zostało zagłuszone przez komunikaty o starciach polskich kibiców z hiszpańską policją. Real przyjechał na Łazienkowską przećwiczyć ultraofensywne ustawienie, bo nigdy nie zdarzyło się czy to w lidze hiszpańskiej czy krajowym pucharze, by na boisku występowało w tym samym czasie czterech napastników. Gol w pierwszej minucie, potem 2:0 mogło sugerować kolejny wstydliwy pogrom mistrza Polski. Tymczasem piękny kontaktowy gol do przerwy, a później remontada, czyli wyjście mimo debetu na prowadzenie 3:2! Hiszpański zespół uratował remis, miał swoje szanse również na zwycięskiego gola, ale po końcowym gwizdku czeskiego arbitra radość mogła być tylko w obozie gospodarzy. Pierwszy punkt w tym sezonie Ligi Mistrzów, remis z wielkim Realem, obrońcą trofeum, wreszcie odrobienie dwubramkowej straty - nie ma co się oszukiwać, to jest wielki sukces polskiego zespołu. Oczywiście malkontenci mogą - i bardzo słusznie - zauważyć gorszą dyspozycję madryckich futbolistów, nietypowe ustawienie. Ale to jest problem Zinedine Zidane i jego współpracowników. Dla Królewskich to jeden z dziesiątek meczu, o którym nazajutrz, po pomeczowym omówieniu spotkania nikt nie będzie pamiętał, a dla nas Polaków będzie się wspominać ten mecz latami. Taka jest, niestety, przepaść między klubowym futbolem Hiszpanii i Polski.
Historycy i statystycy madryckiej drużyny mogą dojść do wniosku, że polskie drużyny sprawiają kłopoty Realowi właśnie na początku listopada - 10.11.1988 Górnik Zabrze po chorzowskiej przegranej 0:1 w rewanżu na Santiago Bernabeu postawił twarde warunki Królewskim. Co prawda prowadzeni przez doskonale znanego nad Wisłą holenderskiego szkoleniowca Leo Beenhakkera miejscowi prowadzili po strzale meksykańskiego goleadora Hugo Sancheza. Jeszcze przed przerwą atomowym strzałem z dystansu wyrównał Piotr Jegor, a po przerwie Buyo pokonał Krzysztof Baran, który w dwumeczu miał niezliczoną wręcz ilość okazji na zdobycie bramki. 23 minuty - tyle czasu był zabrski Górnik w ćwierćfinale Pucharu Mistrzów, protoplasty dzisiejszej Ligi Mistrzów. Ostatecznie Wandzika pokonali Butragueno i ponownie Sanchez, a Real wygrał 3:2.
Wspomniany Józef Wandzik swego czasu zapowiadał się na bramkarz europejskiego formatu. W wieku 20 lat miał na swoim koncie medale mistrzostw Europy i świata w kategoriach młodzieżowych, po przejściu do Zabrza zaczął kolekcjonował tytuły mistrza Polski. W kadrze seniorów występował przez ponad dekadę (1985-95), ale najgorszy występ zanotował pod koniec reprezentacyjnej kariery w Bukareszcie. Polska prowadziła 1:0 w el.ME, a wyrównująca bramka jest przypisywana albo Raducioiu albo jako samobój Wandzika. Z okazji piątkowego meczu w Bukareszcie często wspominano jedyny mecz o stawkę rozegrany w Rumunii, przypominano również, że jedyne zwycięstwo stolicy Rumunii Polska odniosła w ...1932 roku (5:0).
Polska w tegorocznych meczach eliminacyjnych nie zawodzi jeśli chodzi o zdobycz punktową. Gra pozostawia wiele do życzenia. Na dodatek atmosferę po ostatnich meczach popsuli ... dziennikarze. Rozkręcili aferę alkoholową stygmatyzując Teodorczyka, Boruca oraz dyrektora Iwana. To co przez długie miesiące było przedstawiane jako sielanka, profesjonalizm za sprawą kilku artykułów w Przeglądzie Sportowym przemieniło się z dnia na dzień w oczekiwanie na werdykt: powoła Nawałka imprezowiczów czy nie? Dywagacje kto z kim pił, kto wymiotował, kto donosił dziennikarzom, na ile sobie mogą pozwolić kadrowicze i wreszcie czy selekcjoner wiedział o tym i czy panuje nad kadrą - uciął sam Nawałka wydając salomonowy wyrok. Są kary, ale pranie brudów nastąpiło we własnym gronie. To wszystko pewnie by wróciło z większym echem po niepowodzeniu w Bukareszcie.
Wydarzenia z Bukaresztu szeroko komentowane są
w zagranicznych mediach
[foto:dailymail]
Uważni kibice mieli zapewne w pamięci ostatnią poważną konfrontację polsko-rumuńską, czyli nieudany dwumecz Legii ze Steauą w 2013 roku (1:1 w Bukareszcie i 2:2 u siebie, gdy już po 9 minutach Rumuni prowadzili 2:0), po którym mistrz Polski mógł zapomnieć o Lidze Mistrzów. Od tamtej pory wiele się zmieniło, nie tylko we wspomnianych klubach, ale i reprezentacjach. Polska zagrała bardzo dobry mecz i wypunktowała gospodarzy 3:0. Defensywa w końcu zagrała w składzie z francuskiego czempionatu i zaliczyła dobry występ. Po Bukareszcie nie pisze się o Fabiańskim i czy polskiej skale Gliku, Pazdanatorze, ale o kapitalnym Piszczku, który chyba rozegrał najlepszy występ w kadrze. Takiego Łukasza oglądać mogliśmy wcześniej w Dortmundzie, gdzie przymierzano go do klubów hiszpańskich czy angielskich. Pozostaje tylko żal, że pochodzący z Goczałkowic piłkarz jest już po trzydziestce, bo pewnie byłby znów na celowniku topowych klubów Europy.
W drugiej linii przeciwko solidnej drużynie dobry występ zanotował Piotr Zieliński imponujący swobodą rozegrania piłki, zmysłem do kombinacyjnej gry. Gorzej wypadł Karol Linetty, który notuje lepsze noty za mecze w Serie A od Zielińskiego. Byłemu pomocnikowi Lecha przypadły najniższe oceny za piątkowy występ, ale nie sposób przejść obok kolejnego słabego występu Grzegorza Krychowiaka. Nawet telewizyjni komentatorzy widząc rozgrzewającego się Mączyńskiego prorokowali zejście gracza PSG. Krycha, najlepszy piłkarz polskiej reprezentacji podczas Euro 2016 po raz kolejny zagrał słabo. Irytująco wolny, spowalniał akcje, mało przydatny w ofensywie. Błaszczykowski z Grosickim na swoim reprezentacyjnym poziomie, choć Grosik zaimponował kapitalną akcją zakończoną bramką. Gdy skrzydłowy Rennes jest w gazie odjeżdża łatwo rywalom i w końcu sfinalizował akcję tak, że gola pewnie będą puszczać większość stacji sportowych na świecie. W przypadku Grosickiego należy jedynie żałować, że nie ma, wzorem piłki ręcznej, możliwości zmiany zawodnika po akcji ofensywnej na gracza ukierunkowanego defensywnie. Kamil sporo w defensywie traci ze swoich walorów, prowokuje akcje rywali, całkiem przeciwnie niż w przypadku gdy otrzymuje piłkę. O Robercie Lewandowskim można z kolei pisać w nieskończoność. Na pewno każdemu zadrżało serce, gdy padł w 53 minucie po wybuchu petardy. Odpowiedź na zachowanie rumuńskich kibiców była najefektowniejsza z możliwych - dwa gole i ustalenie wyniku na 3:0. Kapitan.
Również trzeba docenić pracę Adama Nawałki, który nie tak dawno irytował brakiem zmian, a tu natychmiastowa reakcja na wydarzenia: słabszy Linetty wchodzi Mączyński- od razu spokój w środku pola, za Zielińskiego Teodorczyk - większy pressing na obrońcach, odgrywanie piłki Lewandowskiego, Peszko za Grosickiego - brak czasu na oddech prawej stronie rumuńskiej po wiatraku zafundowanym przez Grosika.
Zimę Polska spędzi na fotelu lidera. W poniedziałek przeciwko Słowenii zapewne będzie sporo zmian w składzie, może nawet połowy bohaterów z Bukaresztu nie zobaczymy.
Engel miał swój Kijów, Janas Cardiff, Beenhakker Brukselę, a Nawałka ma Bukareszt, czyli efektowne wyjazdowe zwycięstwo w eliminacjach do mistrzowskiego turnieju.

9 komentarzy:

  1. ...tak zanim ĆWIERĆWAŁEK popisze się kolejnym wykwitem intelektualnym nt. składu (mogło być lepiej) i taktyki (powinniśmy po ROM wyżej pojechać) chciałbym napisać, że pierwsza bramka dla NAS to był styl DANIEL ZINKE!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech bóg ma cie w opiece.Takich herezji dawno nie czytałem.Naprawdę twoje porównanie robi wrażenie.

      Usuń
    2. ...w boga nie wierzę. Gdybyś był kimś więcej niż. ĆWIERĆWAŁKIEM, to wziąłbyś taką możliwość pod uwagę :)

      Usuń
    3. To wychodzi że jesteś bękartem...ha ha

      Usuń
    4. Dobre - a na jakiej podstawie tak wywnioskowałeś?

      Usuń
  2. Halo Autorze strony, czekam i pewnie nie tylko ja już cztery dni na opublikowanie informacji wspomnieniowej o ś.p. Marku Pięcie, a tutaj echo. Są za to informacje o piłkarzach, którzy nigdy piłkarsko nie dorosną Markowi nomen omen do... pięt, grają w jakiejś 7 lidze austriackiej i zaliczyli mało istotny epizod w ponad 70-letniej historii Górnika Wałbrzych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Halo, czytelniku - będzie chciał, to napisze. Jego blog. Zamiast czekać - sam sobie napisz

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie to czy będzie chciał, czy nie będzie. Nie pisze tego bloga do szuflady, tylko publikuje w sieci i udostępnia publicznie. Skoro blog jest o wałbrzyskim futbolu, to nie może zabraknąć w nim przynajmniej wzmianki o śmierci jednego z najlepszych napastników w historii miasta. Człowieka, który zaczął treningi w Górniku Wałbrzych w wieku 8 lat i był związanych z Biało-Niebieskimi przez kolejnych 16 lat. tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio zmarł też były junior Zagłębia, Mateusz Wylegała. Pogrzeb jutro na Białym Kamieniu. Prosimy o wspomnienie.

    OdpowiedzUsuń