niedziela, 17 sierpnia 2014

0:1 i to nie do przerwy

Do klasyki literatury młodzieżowej należy książka Adama Bahdaja pt. "Do przerwy 0:1", którą bardziej rozpropagował serial z 1969 roku. Przygody Paragona, Perełki, Mandżaro, Turniej Dzikich Drużyn - takich rzeczy nie tylko się już nie pisze, ale i się nie kręci. Oglądając poczynania wałbrzyskiego Górnika w sobotnim meczu przeciwko Rakowowi można było mieć wrażenie, że gospodarze to taka podwórkowa drużyna - grająca bez składu i ładu.
Ostatnie spotkanie obu drużyn trenerzy Jerzy Brzęczek i Andrzej Polak wspominali zgoła odmiennie niż po ostatnim gwizdku 3.kolejki obecnej kampanii. W maju goście przegrali, po zakończeniu meczu padli zrezygnowani na murawę, widmo spadku zaglądnęło głęboko w oczy, a trener złożył rezygnację, której później zarząd nie przyjął. Z kolei szkoleniowiec wałbrzyszan świętował swoje pierwsze zwycięstwo ligowe i zapewne nie spodziewał się, że będzie to do tej pory JEDYNE odniesione na murawie Stadionu 1000-lecia. Po trzech miesiącach nie tylko zmieniły się nastroje szkoleniowców, ale i gra obu zespołów, no i co za tym idzie wynik. Raków nie grał jakiegoś rewelacyjnego meczu, widać było, że był to rywal w zasięgu
Jedyny jasny punkt w meczu - strzał Wepy w 75 min.
po rykoszecie odbije się od słupka bramki gości.
[foto: walbrzych24.com]
gospodarzy, a mimo to wygrał najbardziej zasłużenie. Ba, wynik 1:0 jest bardzo szczęśliwy dla miejscowych. Po wyrównanym początku, w którym mieliśmy celny strzał Adriana Moszyka, częstochowianie stworzyli sobie trzy stuprocentowe szanse na zdobycie bramki. Największego pecha miał Artur Pląskowski, który z bliska obił poprzeczkę gospodarzy. Szczęście dla Górnika uśmiechnęło się również po uderzeniu głową Daniela Da Silvy, gdy minimalnie chybił.
Po przerwie kibice oczekiwali lepszej gry gospodarzy, ale wraz z upływem czasu coraz lepiej radzili sobie podopieczni Jerzego Brzęczka i praktycznie każda ofensywna akcja pachniała bramką! Jak nie słupek, to minimalnie obok niego. Wreszcie po kwadransie gry stało się to co nieuchronne. Filipe został łatwo ograny, nikt nie zatrzymał Pląskowskiego, dobry strzał w długi róg i 1:0. Kilkuset wałbrzyszan oczekiwało przebudzenia się Górnika i szturmu na bramkę Przemysława Wróbla, a tymczasem Raków ponownie bliższy był zdobycia bramki. Jak nie najniższy na boisku Robert Brzęczek głową chybił, to blisko z połowy boiska nieznacznie pomylił się Wojciech Reiman. Zmiany w zespole gospodarzy nieco rozruszały poczynania Górnika, ale wymiernym efektem był strzał Tomasza Wepy, który zakończył się jedynie rzutem rożnym. Dość szczęśliwie do końcowego gwizdka arbitra dotrwał Marcin Orłowski - w I połowie zobaczył wg niektórych dosyć kontrowersyjną żółtą kartkę, ale należała się za wślizg wyprostowaną nogą, natomiast w ostatnim kwadransie sędzia odgwizdał próbę wymuszenia rzutu karnego. W tym przypadku, gdy arbiter zdecydował się na taką, a nie inną decyzję powinien Orła ukarać żółtą kartkę, co oznaczałoby wykluczenie wałbrzyskiego napastnika.
Drugi domowy mecz i druga porażka 0:1. Podobnie jak Nadwiślan Góra i Wisła Puławy Górnik czeka na pierwszego gola w bieżącym sezonie. Po sobotnim meczu wygląda na to, że te trio, grające w najbliższej kolejce w komplecie na wyjeździe, może poczekać na premierowe trafienie. Wałbrzyszanie zagrali tragicznie, a najgorzej zaprezentowała się druga linia. Z wysokości trybun wyraźnie było widać różnicę w grze obu zespołów. W Rakowie odległości pomiędzy formacjami były niewielkie, linie się przesuwały, czego nie można było zauważyć w ekipie gospodarzy.Widać było, że nie tak wyglądały przedmeczowe ustalenia w Górniku. Patryk Janiczak wciąż nie gwarantuje pewności takiej jak nieobecny Jaroszewski, przy bramce nie zawinił, w wielu przypadkach sprzyjało mu niesamowite szczęście (a dokładniej jego brak dla napastników Rakowa), ale pokutuje brak odwagi przy dośrodkowaniach na piąty, szósty metr, przy których Janiczak kurczowo trzyma się linii bramkowej. W linii defensywnej najsolidniej wygląda duet środkowych - ambitny Cichocki i łatający wszelkie dziury, waleczny Tyktor. O wiele gorzej jest na bokach obrony. Na prawej stronie zabrakło Dariusza Michalaka, od dawna suwerena na tej pozycji. W tym sezonie nie wyszedł mu pucharowy mecz w Ostrowie Wlkp., teraz stał się ofiarą zmian w składzie, które miały dać impuls w postaci pierwszego ligowego triumfu. Zastąpił go Mateusz Sawicki, który nie może zaliczyć występu do udanych. Mimo to i tak Sawa zaprezentował się lepiej niż kolega z lewej strony, czyli Filipe.  Niestety brazylijski defensor dał się zapamiętać z ostrego faulu w I połowie po których zobaczył żółtą kartkę, a po dośrodkowaniu z niego Górnika od utraty bramki uratowała poprzeczka. W II połowie dał się ograć przez Pląskowskiego, który miał czysty korytarz do bramki Janiczaka i soczystym uderzeniem zdobył zwycięską bramkę. Filipe o wiele gorzej zaprezentował się niż jego rodak z Częstochowy, który nie dość, że postawił twarde warunki wałbrzyskim graczom to jeszcze zapędzał się pod bramkę przeciwnika stwarzając tam realne zagrożenie. Po tym jak zagrał w sobotę Filipe nie dziwi fakt, że dawno wyleciał z gry na poziomie ekstraklasy, dziwić mógł fakt, co taki zawodnik robi w Wałbrzychu.
Wałbrzyska pomoc zawiodła najbardziej. Niby mocny kwintet miał zdominować rywala, a tymczasem goście z doświadczonym ligowcem Pawlusińskim, szybkim Brzęczkiem łatwo sobie poradziła z gospodarzami. Presing, przechwyty, przerzuty na skrzydła i już zagrożenie przed bramką Janiczaka. W I połowie kilka razy błysnął na prawej stronie Kamil Mańkowski, który po godzinie gry gasł w oczach. Niewidoczny po zmianie stron był w ogóle Grzegorz Michalak,  Adrian Moszyk stwarzał zagrożenie po dośrodkowaniach, ale ich było za mało. Najwięcej krytycznych uwag usłyszał z trybun grający po lewej stronie, a po wejściu Krzymińskiego - na prawej Bartosz Szepeta. Najstarszy zawodnik Górnika notował wiele przegranych pojedynków indywidualnych. Szepeta i Filipe jako nowi zawodnicy nie wnoszą póki co wiele dobrego do gry, może w końcu czas na przełamanie lub na odpoczynek na ławce rezerwowych? W końcówce pojawili się Rytko, Krzymiński i Śmiałowski, którzy rozruszali zespół. Janek zaprezentował udane przerzuty na kilkadziesiąt metrów, na brak których narzekał trener Polak w pomeczowej konferencji. Może w Katowicach znalazło by się miejsce w wyjściowej jedenastce dla Rytko? Po dośrodkowaniach jego jak i Krzymińskiego nieco zakotłowało się pod bramką gości, ale rosły Wróbel nie miał najmniejszych problemów. Jeśli zespół ma zero po stronie zysków bramkowych to napastnicy nie mogą być oceniani pozytywnie. W przypadku Marcina Orłowskiego nie można mieć do niego większych pretensji. W poprzednich meczach był najgroźniejszym zawodnikiem, najbliżej zdobycia bramki nie licząc karnego w Limanowej. Obecnie gra Orła przypomina poczynania Marcina Folca w większości spotkań minionego sezonu - nie mogąc doczekać się dogrania z II linii, cofa się po piłkę, skutecznie walczy o nią, ale już brakuje go by wykończyć akcję w polu karnym rywala. Swoją drogą szkoda, że Folc leczy kontuzję, bo przecież w obu spotkaniach z Rakowem w sezonie 2013/14 na listę strzelców wpisał się właśnie Marcin. Orłowski zostawił sporo zdrowia, powalczył i z obrońcami i z pomocnikami częstochowian, ale sytuacji strzeleckiej nie doczekał się.
Humory po takiej grze nie mogą być w Wałbrzychu dobrze. Trener Polak szuka antidotum, chce znaleźć optymalne zestawienie, ale z pustego to i Salomon... Nie widać w grze wyćwiczonych schematów, bo za takie trudno uznać próby przekombinowanych stałych fragmentów gry, które mogliśmy oglądać w I połowie. W najbliższej kolejce Górnik jedzie do Rozwoju Katowice, którego juniorzy gościli zresztą na trybunach podczas meczu z Rakowem. Ostatnie ligowe spotkania na obiekcie przy ul.Zgody zakończyły się wynikiem 0:0. Czy będzie bezbramkowy hat-trick? W obecnej dyspozycji wałbrzyszan będzie to sukces.

3 komentarze:

  1. witam autora dla mnie postawa górnika to tragedia z nowych zawodników jedynie cichocki i tyktor grają poprawnie i nie popełniają jakiś rażących błędów reszta zawodników to nie ten poziom ciężko się patrzy na grę górnika który u siebie z błękitnymi i rakowem zostaje szczególnie w 2 połowie zamknięty na własnej połowie i rozpaczliwie się broni a każda akcja gości pachnie bramką a po stracie bramki emocje się kończą bo górnik nie jest w stanie nawet zaatakować i stworzyć jakieś zagrożenie uważam że janiczak jest niepewny ale nie zawalił na razie meczu i nie jest słabszy od jogiego który co rusz daje babola i też nie potrafi łapać piłki .brakuje reżysera gry i zawodnika który pociągnie grę do przodu bo wepa i michalak to cienie zawodników /straty niecelne podania/jedyna nadzieja to powrót oświęcimki może on rozrusza grę do przodu brakuje wartościowych rezerwowych i tu kłania się brak drużyny rezerwowej bo gdzie mają się ogrywać ci zawodnicy wchodzi krzemiński i jest sparaliżowany, zagubiony a janek rytko to nie zawodnik który pociągnie gre .śmiałowski też jest jakiś zagubiony podsumowując nie wygląda to najlepiej i raczej nie będzie to wyglądać lepiej bo nie mamy innych zawodników i uważam że najbliższe 2 mecze będą kluczowe dla górnika brak co najmniej 4 punktów spowoduje że będziemy na dnie tabeli i będziemy chłopcem do bicia dla następnych o wiele lepszych drużyn z którymi będziemy się mierzyć a o punkty będzie o wiele ciężej .oby górnik się przełamał strzelił bramke i wygrał bo to ostatni dzwonek żeby odbić się od dna choć osobiście po tych 3 meczach ciężko być optymistą pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tym co wypisujesz to Ty musisz być debilem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosiłbym bez inwektyw. Człowiek wyraża swoje zdanie, z którym nie musisz się zgadzać i to nie jest powód by kogoś wyzywać.

      Usuń