niedziela, 17 czerwca 2012

Murawski jak Brzęczek, czyli polowanie na czarownice zaczęte!

Pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia głosem narodu (podobnie jak Smuda) selekcjonerem został Janusz Wójcik, jedyny, który powinien wprowadzić po latach nieobecności kadrę na turniej mistrzowski. Polska uporała się z popadającą w kryzys Bułgarią, nie zdobyła Wembley, choć oczekiwania były spore. Tuż po londyńskim meczu do parteru sprowadzili nas w Chorzowie Szwedzi wygrywając 1:0. Jeden z liderów środka pola Jerzy Brzęczek stracił wówczas piłkę na rzecz Fredrika Ljunberga, który popędził na polską bramkę i strzałem między nogami Kazimierza Sidorczuka ustalił wynik meczu. Mecz ten mocno nas oddalił od mistrzostw Europy, a głównym winowajcą okrzyczano wuja obecnego kapitana kadry. Po sobotniej porażce z Czechami, kiedy jedyna bramka dla naszych południowych sąsiadów padła po stracie Rafała Murawskiego w najbliższych dniach będziemy mogli czytać o błędzie lechity. Znając życie miliony, które pompowały balonik do sobotniego wieczoru, teraz będą psy wieszały na Smudzie. Ale to było do przewidzenia. Fakty są brutalne - Polska najsłabszym zespołem w najsłabszej grupie Euro. Przez niewiele ponad tydzień mieliśmy trzy mecze.
POLSKA-GRECJA
Niewiadomo dlaczego powszechnie panowała opinia, że mecz będzie spacerkiem. W to po 45 minutach uwierzyli nasi piłkarze. Pierwsze 20-30 minut to naprawdę dobra gra, bodaj najlepsza za kadencji Smudy i tylko jeden gol. Po przerwie, mimo, że graliśmy z przewagą jednego gracza, stanęliśmy. Taktycznie Smudę trener Santos zakasował. Przemeblował skład, zneutralizował prawą naszą stronę, odciął od podań Lewandowskiego. W dodatku szybko pada wyrównanie - Szczęsnemu chyba zaszkodziły bąbelki z pepsi, bo zabrakło komunikacji z Wasilewskim, w efekcie czego gracz Arsenalu zaliczył pusty przelot i obserwację w pozycji horyzontalnej jak Salpingidis strzela do pustej bramki.
Potem był karny obroniony przez Tytonia, który wyrósł na bohatera meczu. Końcówka meczu to człapanie i strach przed porażką. Cisza na trybunach, strach Smudy, który nie przeprowadza żadnej zmiany. Nawet jubilat Grosicki nie doczekał się wejścia na murawę co stało się tematem ogólnokrajowych żartów.  Morale nie upadło nisko - w końcu na koncie mamy po pierwszym meczu więcej bramek niż Holandia i Portugalia razem wzięte! Po zwycięstwie Rosji nad Czechami "fachowcy" oczami wyobraźni widzą Sborną w gronie medalistów Euro.
POLSKA - ROSJA
Ileż to się nie pisało o podtekstach historycznych, narodowych, społecznych. Przypominano, że niemiecki arbiter Wolfgang Stark prowadził najlepsze w XXI mecze Polaków - zwycięskie pojedynki w Chorzowie z Portugalią i Czechami. Mecz z Rosją okazał się, że nie taki czerwony niedźwiedź straszny jak go malują.
Franciszek Smuda zrezygnował z Rybusa, który najlepiej zna drużynę przeciwnika, bo wiosną zbierał bardzo dobre recenzję za grę w tamtejszej lidze. Zamiast dobrego skrzydła wybrał wzmocnienie tyłów poprzez wprowadzenie Dudki jako kolejnego defensywnego pomocnika. W tym meczu okazało się, że "farbowane lisy" nie był pomysłem chybionym. Polanski po raz kolejny notuje mnóstwo przechwytów, mało zwrotny Boenisch był najbliższy zdobycia gola w I połowie, a środka obrony nie sposób wyobrazić sobie bez twardego jak skała Peruisa.Niestety, jeden błąd i rosyjski Messi z Biesłanu, czyli Ałan Dzagojew zdobywa gola. Po przerwie smudziaki się budzą i grają tak jakbyśmy sobie marzyli, tak jak powinni zagrać w II połowie z Grecją.
W 57 minucie jak na kapitana przystało wyrównał Jakub Błaszczykowski wprowadzając miliony rodaków w uzasadnioną ekstazę, a zagranicznych obserwatorów w osłupienie, bo do tej pory takiego gola nie oglądano na słowiańskim Euro. Przebudził się wreszcie Smuda, który przeprowadzając PRZEMYŚLANE zmiany dał sygnał, że Rosjan się nie przestraszył i wie, że w tym dniu uskrzydleni dopingiem, umotywowani Polacy mogą wygrać! Poturbowanego Dudkę zmienia na usposobionego ofensywnie Mierzejewskiego, który okazał się graczem, który może dać kadrze więcej niż Obraniak. Zmęczonego, skopanego Polanskiego zmienił Matuszczyk, którego ostatnie 7 minut to udane przerwanie akcji rywali. Wreszcie w doliczonym czasie gry za Ludo wszedł Brożek, który miał tylko jeden kontakt z piłką, ale za to mógł w nim pokonać bramkarza. Po meczu ogólna radość, duma z braku porażki z wyżej notowanym rywalem. W końcu wciąż jesteśmy niepokonani ! Od 1986 nie zaliczyliśmy serii dwóch pierwszych meczów bez porażki i wciąż mamy szanse na wyjście z grupy. Tak naprawdę, zachowalibyśmy je nawet w przypadku porażek w dwóch pierwszych meczach. W drugim meczu naszej grupy Czesi rozpoczęli spotkanie z Grecją tak jak wcześniej z Rosjanami - z tą różnicą, że wtedy nadziali się na zabójcze kontry, a teraz w ciągu 6 minut strzelili 2 gole. Po przerwie klops Petra Czecha, gol Greków, nerwówka w końcówce, ale zwycięstwo naszych południowych sąsiadów, którzy wychodzą na drugą lokatę w grupie.
POLSKA - CZECHY
Ileż to mieliśmy meczów o wszystko. W futbolu głównie były to spotkania eliminacyjne, na turniejach trzecie spotkanie było z reguły meczem o honor i dopiero ostatnie Euro w Austrii przyniósł nam porażkę z Chorwatami. Tematami przedmeczowymi były sprawy personalne: w Polsce, czy wyleczą się Dudka, Perquis i Polanski, czy do bramki wróci namaszczony przed turniejem nr 1 Szczęsny, czy pozostanie Tytoń; w Czechach - czy zagra główny kreator gry Czechów Tomas Rosicky. Okazało się, że wszystkie odpowiedzi na te pytania były korzystne dla wybrańców Smudy. Ten sam skład biało-czerwonych vs. Czesi bez "małego Mozarta". Balon nadziei nie napompowany, lecz przepompowany. Dosłownie trudno było znaleźć kogoś, kto nie żył tym meczem, nie wiedział, że ma takie spotkanie miejsce. Pierwsze minuty zapowiadały emocje, na które liczyliśmy wszyscy. Sytuacja Lewandowkiego, zaraz strzał z dystansu Boenischa, główka Wasilewskiego. Ale okazało się, że animuszu w meczu starczyło na kilkanaście minut. Bardziej doświadczeni Czesi zorientowali się, że osamotniony Lewandowski nie ma wsparcia od głównie defensywnie nastawionych pomocników, Błaszczykowski przedrybluje jednego, drugiego rywala, ale na trzecim się zatrzyma, bocznych obrońców nie ma się co obawiać, bo nie ruszą zdecydowanie do przodu, bo nie mając wsparcia muszą zabezpieczyć tyły. W przerwie szok - w Warszawie Rosja przegrywa z Grecją, co powoduje, że w tym momencie właśnie te drużyny awansują z naszej grupy marzeń. W tym upatrywano szansy smudziaków, bo Czesi muszą w końcu się odkryć. No i się nie dość, że odkryli to i zaatakowali. Milan Baroś, najbardziej krytykowany czeski gracz nie dochodził do sytuacji strzeleckich, ale ile guzów i siniaków nabił Perquisowi to jedynie nasz francuski Polak tylko wie.
Aż nadeszła feralna 72.minuta i strata Rafała Murawskiego. Petr Jiracek strzelił gola i ...mleko się wylało. Wówczas Smuda pokazał co ma jaja, tak jak zapowiadał przed meczem Błaszczykowski. Już kwadrans wcześniej słusznie zauważył, że poobijany Ojgen nie jest tym zawodnikiem co we wcześniejszych meczach i wprowadził Grosickiego. Po stracie bramki wymienia kolejne dwa, co tu dużo mówić, najsłabsze w sobotę ogniwa: Murawskiego zmienia Mierzejewski i Obraniaka Brożek. Murawski za mało dawał w grze ofensywnej, ponadto złapał kartkę, Obraniak prócz wolnych nic nie dawał drużynie! Inna sprawa, że w obecnej formie Paweł Brożek nie miał prawa nie tylko pojawić się na murawie mistrzowskiego meczu, ale w ogóle w kadrze! W końcówce Polacy uzyskali przewagę, ale konkretów jak nie było tak nie ma.
Szkocki arbiter jeszcze przedłużył mecz, a w tym doliczonym czasie była bodaj najlepsza w drugiej odsłonie szansa, która nie zakończyła się celnym strzałem. Koniec meczu i radość Czechów, którym awans o wiele bardziej smakował po tym zwycięstwie i w świetle wydarzeń w Warszawie. Na Narodowym, bowiem kibice, zwłaszcza ci ze Wschodu oglądali grecką tragedię. Gol Karagounisa w doliczonym czasie I połowy okazał się jedynym. Rosjanie, którzy przed meczem byli pewni swego, rozpoczęli turniej od wysokiego C, żegnali się z turniejem. Czy ktoś tydzień wcześniej tego się spodziewał? Takie rozstrzygnięcie zaskoczyło nawet dziennikarzy tvp, którzy nie potrafili wyjaśnić dlaczego Grecja w tabeli wyprzedziła Rosję powołując się bezsensownie na bilans bramkowy!
Największa sensacja EURO- Grecja, a nie Rosja w 1/4!!
Już w godzinach wieczornych zaczęło się szukanie przyczyn niepowodzenia. Pierwsze wypowiedzi pseudofachowców, niekoniecznie związanych z futbolem, trenerów, którzy nic sensownego osiągnęli, niespełnionych piłkarzy itd. itp. Czekać należy kiedy zwrócą się dziennikarzy do triumfującego Jana Tomaszewskiego - największego oponenta Smudy. Sami piłkarze też mają świadomość, że życiową imprezę, mówiąc językiem Eugena Polanskiego spierd...Na ich komentarze, odczucia, przemyślenia pewnie chwilę poczekamy, ale na pewno nie było tak różowo jak przedstawiały media. Sam Franciszek Smuda odważnie stwierdził, że nie będzie kadry prowadził, choć pewnie Grzegorz Lato mógłby się przekonać do przedłużenia kontraktu. Nie miał łatwego zadania, ale z pustego to i Salamon nie naleje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz