piątek, 1 czerwca 2012

Kwartet pechowców

O ile się nic nie wydarzy to 23 wybrańców Franciszka Smudy będzie się przygotowywać do największej futbolowej imprezy jakakolwiek była organizowana w naszym kraju. Po raz drugi w historii (po olimpiadzie w Montrealu) piłkarze nie musieli przechodzić przez sito eliminacyjne. Selekcjoner w spokoju mógł przygotowywać drużynę, która ma wyjść co najmniej z grupy. Taki jest plan minimum. Wyniki, atmosfera nie powodowały gorączki takiej jak zespoły Engela, Janasa czy Beenhakkera, które żegnane były przed turniejami z nadziejami na sukces. Wszystko odmieniło się po dość szczęśliwym losowaniu, gdzie do polskiej grupy trafiły zespoły bardziej utytułowane, ale będące jakby w cieniu mocarzy Europy. Rosja, Czechy, Grecja w dwóch ostatnich kontynentalnych turniejach sięgały po medale, ale mimo to wciąż tkwi w nas Polakach nadzieja, że są to zespoły jak najbardziej w naszym zasięgu. Już sama organizacja mistrzostw jest wyjątkowa sama w sobie. Na pewno znajdzie się grono malkontentów, narzekających na niedogodności, cytujących zagranicznych obserwatorów, ale faktem jest, że gdyby nie decyzja o przyznaniu turnieju to obecnie w kraju nie mielibyśmy takich pięknych stadionów, a przede wszystkim nie ruszyło by nic w sprawie infrastruktury. Jest ona co prawda piętą achillesową przygotowań, ale zaczęte budowy kiedyś się skończą.  Zmieniono również końcowy etap przygotowań. Po raz pierwszy grupa zawodników wraz z rodzinami, partnerkami udała się na urlop regeneracyjny, potem "ładowanie akumulatorów" w Austrii, by tydzień przed startem rywalizacji osiąść w centrum stolicy. Największy nacisk położono na przygotowanie fizyczne, które zawodziło podczas poprzednich turniejów XXI wieku. Czy nowi specjaliści, osławione zajęcia z taśmami okażą się lekiem na problem z przygotowaniem fizycznym?  Jeśli chodzi o personalia to oprócz "pierwszego czytania" składu emocje wzbudzało wytypowanie trójki nieszczęśników, którzy przeszli przygotowania w Lienz by dowiedzieć się, że uczestniczyć w Euro 2012 mogą jedynie z perspektywy kibica.
Jodłowiec, Glik, Kucharczyk [tvn24.pl]
Największym pechowcem wydaje się być Łukasz Fabiański. W oczach trenera Jacka Kazimierskiego, a co za tym idzie i Franciszka Smudy, miał być pierwszym zmiennikiem Wojciecha Szczęsnego. Jako jedyny z goalkeeperów zna smak mistrzostw bowiem był rezerwowym zarówno podczas mistrzostw świata w Niemczech 6 lat temu jak i 4 lata temu w Austrii. Uraz barku okazał się jednak na tyle poważny, że "Fabiana" ominie trzeci turniej na ławce rezerwowych. Potem było ogłoszenie trójki odstrzelonych. Najmłodszym z nich jest 21-letni Michał Kucharczyk ze stołecznej Legii. Już samo powołanie na austriackie zgrupowanie budziło kontrowersje, zwłaszcza, że legionista miał za sobą mocno przeciętny sezon. Już gdyby Smuda sięgnął po jego młodszego klubowego imiennika -Żyro to chyba nie było by tylu głosów zdziwienia. Kadra gra w zestawieniu z jednym napastnikiem i wątpliwe by podczas mistrzostw Franc zmienił układ ofensywny na dwóch atakujących. Kucharczyk podczas zgrupowania zagrał przeciwko Łotwie gdzieś z tyłu. Siłą rzeczy nie mógł przekonać do siebie. Zresztą na "personalnej giełdzie" jego nazwisko wśród dziennikarzy i innych piłkarzy królowało najczęściej - obok Kamińskiego i Matuszczyka. Tymczasem Smuda postanowił podziękować Tomaszowi Jodłowcowi. Gracz Polonii Warszawa uznawany jest za talent, tylko, że od momentu ogłoszenia minęło już trochę czasu a postępów brak. Potężny (190 cm) gracz błądzący pomiędzy środkiem obrony a pozycją defensywnego pomocnika jakoś nie królował w lidze, gdzie z kolegami raczej zawiódł. W kadrze debiutował w eliminacyjnym meczu z Czechami (2:1-2008), brał udział w 20 meczach kadry Smudy, ale oprócz samobója z Francuzami nie zapadł w pamięci. Chyba wciąż żyje ofertą z włoskiego Napoli, tyle, że to było prawie 4 lata temu! Mimo wszystko chyba sam Smuda nie bardzo wiedział gdzie go zostawić: w obronie zdrowy Perquis wraz z Wasilewskim, w pomocy Murawski z Polanskim. W dodatku lepsze notowania ma Matuszczyk, choć mało co grał w ostatnim sezonie.
Ale ilość meczów w ostatnim sezonie nie były dla selekcjonera ważnym kryterium. Przekonał się dobitnie o tym Kamil Glik. Za nim nie przemawiał nawet niemiecki paszport, jaki również posiada Smuda. Kamil Glück terminował w juniorskiej ekipie Realu Madryt, ma za sobą testy w wielkich europejskich klubach (Liverpool), ale w kraju grał w słabiutkim Piaście Gliwice. Tam spotkał go m.in. Roman Maciejak napastnik wałbrzyskiego Górnika. Glik po degradacji "Piastunek" wyemigrował do Italii. Podobnie jak jego poprzednik w Palermo Radosław Matusiak, nie podbił Sycylii. Po półrocznym wypożyczeniu do Bari miniony sezon spędził w Turynie, gdzie z Torino wywalczył awans do Serie A będąc podstawowym zawodnikiem. Takiej pozycji w klubie wielu obecnych kadrowiczów mogłoby Kamilowi zazdrościć (Boenisch, Brożek i inni). Podczas dwóch sparingów w Austrii Franciszek Smuda ani razu nie wystawił Glika. Do opinii publicznej przeszła ocena selekcjonera, że Glik przegrał walkę podczas ... treningów. Temu mocno się zdziwił sam zawodnik ironicznie komentując, że chyba musiał źle nosić taśmy. Zresztą sam opowiada o innej wersji, którą przekazał mu Smuda, że został skreślony, bo "ktoś musiał odpaść". Cóż nie od dziś wiadomo, że nie wszystkim z selekcjonerem mają po drodze i nikt nie zna personalnych sympatii trenera. 
Prawdopodobny skład kadry [weszlo.com za marca]
Czy te wybory mają uzasadnienie w taktyce zespołu? Wiadomo, że Polaków czekają co najmniej trzy mecze. Polscy defensorzy nie są wirtuozami techniki i szybkości, więc znając inklinacje do łapania kartek przez Wasilewskiego czy Wawrzyniaka można pokusić się, że będzie potrzeba przemeblowania obrony. Na chwilę obecną wiadomo, że na pozycji Glika lub w ostateczności Jodłowca pewniakami są wspomniany "Wasyl" i Perquis. Gdyby, odpukać w niemalowane, zdarzyło się nieszczęście to może ich zluzować Grzegorz Wojtkowiak. Były lechita, a po mistrzostwach gracz TSV Monachium w Poznaniu grywał zarówno na środku jak i na boku obrony. Jest jeszcze okrzyczany (oby nie przedwcześnie!!) "nowym Żmudą" Marcin Kamiński. Oby nie zgasł po turnieju jak zabrany przez Leo Pazdan. W Legii zdarzało się, że na środku awaryjnie zagrał Wawrzyniak, ale niech lepiej zabezpiecza lewą stronę, bo jego rywal do tej pozycji Sebastian Boenisch póki co uznawany jest za najsłabsze ogniwo kadry. Jeśli chodzi o pozycję, którą zajmował by ewentualnie Jodłowiec, to jak wspomniałem wyżej jest Adam Matuszczyk. W Niemczech zawodził, ale w kadrze pamiętają znakomitą asystę z meczu z WKS. Pewniakiem na pozycji defensywnego pomocnika jest Dariusz Dudka, jeden z najbardziej uniwersalnych graczy kadry. Nie sposób nie wspomnieć o Eugenie Polanskim, który coraz lepiej czuje się na środku pola. O ataku już było. Kucharczyk raczej nie wygrałby rywalizacji z Brożkiem czy Sobiechem.
 Skład podstawowej jedenastki wydaje się być łatwy do przewidzenia. Nawet sparing-test z egzotyczną Andorą nie przyniesie żadnych nowych ustawień, niespodzianek. Szkoda, że manewrów, zwłaszcza w ofensywie jest mało. Wszyscy wiedzą na co stać Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i spółkę. Kiedyś błędnie liczono na zamianę skrzydłowych, dublowanie pozycji (Krzynówek, Kosowski), teraz nadzieja nasza brzmi -dortmundzkie trio. Tylko czy aby nie jesteśmy zbyt naiwni, że inni nie wiedzą niewiele o nas? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz