czwartek, 7 czerwca 2012

Głos Eurosceptyka

Obym się mylił ...
Wreszcie się zacznie. Największa impreza futbolowa w historii naszego kraju, w tej części Europy. Balon nadmuchiwany od dłuższego czasu rozrósł się do niebotycznych rozmiarów, że większość z nas ma już dość czekania. Szczęśliwy ten, kto nie jest uzależniony od informacji, odcięty od mediów, nie ogląda, nie słucha nie czyta o przygotowaniach naszego kraju do Euro. Nie są ważne niespełnione obietnice polityków, nie są ważne opóźnienia w budowach, utrudnienia w komunikacji czy znalezieniu noclegu w normalnej cenie w pobliżu Warszawy, Poznania, Gdańska, Wrocławia czy nawet Krakowa. Nie są ważne chorągiewki na samochodach, artykułach spożywczych, miejscach, które najmniej kojarzą się ze sportem. Nieważne są wybory zwierzęcia, które będzie losować wynik poszczególnego meczu. Nie są ważne autobusy z dziećmi, które nocą na lotnisku przebrane witają Portugalię wykrzykując hasła w nieznanym(?) sobie języku...
Teraz najważniejsze będą mecze. A dokładniej powinny być. Zamiast reklam z Adamiakową, Euro koko spoko teraz pora na harce po najpiękniejszych murawach w naszym kraju. Czy podołają ??
Lubimy wspominać, patrzeć wstecz. Historia jest przeciwko nam. Kiedy nie zawiedliśmy podczas turnieju mistrzowskiego? Ostatnio na olimpiadzie w 1992 - od tamtego czasu ciągle rozczarowania. A przecież to i tak była rywalizacja drużyn młodzieżowych U-23. Jeśli spojrzymy na mecze otwarcia to jest jeszcze gorzej: od 1974 nie potrafiliśmy wygrać, ba strzelić bramki w pierwszym meczu turnieju !!! Czas to odmienić, ale...
Obym się mylił ...
Ostatnie turnieje w XXI wieku zaczynaliśmy z wielkimi nadziejami. 2002- po 16 latach nieobecności piłkarze Engela zdobyli nasze serca, zwłaszcza zwycięstwami wyjazdowymi z Ukrainą, Norwegią. A jak się skończyło w Azji ... Janas przegrał oba mecze z Anglią, ale resztę pogonił w pięknym stylu. Krzynówek, Żurawski i spółka mieli podbić niemieckie stadiony. Na ziemię sprowadził nas Ekwador, którego zlekceważyliśmy wspominając nie tak odległe zwycięstwo z nimi w Barcelonie 3:0. Potem był mecz z Niemcami i podobnie jak 4 lata wcześniej trzeci, wreszcie zwycięski mecz pocieszenia. Potem był historyczny awans na Euro pod wodzą boskiego Holendra. Zauroczeni Leo, który zebrał więcej laurów i nagród niż wszyscy jego poprzednicy selekcjonerzy (za wyjątkiem oczywiście Kazimierza Górskiego). Fakt - takie mecze jak z Portugalią wspominać będziemy jeszcze latami. W Austrii deja vu - Boruc nie zatrzymał Podolskiego, potem wszyscy psioczyli na Howarda Webba - nie za to, że uznał bramkę Rogera ze spalonego, ale za karnego w ostatniej minucie gry. Rozbite Orły nie potrafiły przedłużyć tradycji zwycięstwa w ostatnim meczu. A jak będzie teraz? Opinia - mamy grupę marzeń, wyjść z grupy to nie sukces tylko plan minimum, wręcz obowiązek. Tyle, że to samo myślą w Grecji, Rosji i Czechach. Duet gospodarzy tegorocznego turnieju przypomina tych sprzed 4 lat, choć to być może trochę krzywdzące dla Szwajcarów. Optymizm opieramy na trójce z Dortmundu oraz Szczęsnym, ale czy aby to nie za mało?
Obym się mylił ...
Franciszek Smuda dokonał wyboru. Wiecznie krytykowany, czasem skłócony z niektórymi zawodnikami im bliżej turnieju tym miał więcej spokoju, mniej krytycznych uwag. Znamy praktycznie podstawową jedenastkę na mecz otwarcia, no może być jedna, góra dwie niespodzianki. To samo wiedzą rywale. Polacy nie grali o punkty od 2009 roku, a za kadencji Smudy raczej ze świecą szukać meczu, który byłby wizytówką tak jak choćby Beenhakker miał chorzowskie zwycięstwa z Portugalią tudzież z Czechami. Remis z Niemcami, którzy właśnie zapewnili sobie awans i po świętowaniu grając na pół gwizdka nie dali szans Polakom na odniesienie historycznego zwycięstwa. Również nie ma co się podniecać remisem z Portugalią. Nie potrafiliśmy sobie stworzyć wielu sytuacji i z premierowego meczu na Narodowym zapamiętano głównie pudła Jelenia i Naniego. Mamy Lewandowskiego, ale mimo jego superformy to bardzo wąski wachlarz ofensywnych możliwości, zwłaszcza, że rywale grają ofensywniejszym ustawieniem. Grecy goli za dużo nie strzelają, ale ich nie tracą. To, że potrafią radzić sobie z presją przekonali się gospodarze mistrzostw 8 lat temu - dwukrotnie przegrywając. Ja w ciemno obstawiam 0:0. Kluczem Greków będzie zapewne krótkie pilnowanie Lewandowskiego i wyczekiwanie okazji na kontrę. Im dłużej nie będzie padała bramka dla nas, tym ciszej będzie na trybunach, więcej nerwów w poczynaniach "Smudziaków". Mecz otwarcia będzie meczem o wszystko. Czy wszyscy poradzą sobie z presją wśród graczy? Podnieca się prasa pseudorekordem meczów bez straconej bramki - ale z kim nasza kadra go wyrobiła?! Swego czasu krytykowany za brak szybkości Wasilewski teraz jest ostoją defensywy. Zresztą najgorzej w całej kadrze wygląda lewa obrona. Niby był Wawrzyniak, który w Legii miał całkiem udany indywidualnie sezon, ale ostatnie mecze pokazują, że wyżej u Franca stoją akcje Boenischa, który był najsłabszym graczem, cieniem grajka choćby z meczu z Australią. A może to była zasłona dymna???
Obym się mylił...
Brak zwycięstwa w pierwszym meczu może mieć dla Polaków niezbyt optymistyczne konsekwencje. Upadnie morale, bo balon stanie się balonikiem, zamiast Euro spoko królować będzie "Polacy jesteśmy z wami". Czy Rosjanie są w naszym zasięgu? Oczywiście! Tyle, że spotkanie ze Sborną możemy przegrać przede wszystkim na trybunach. Dzień narodowego święta, być może zamieszki na ulicach Warszawy. Rosjanie, jeśli spełnią obietnicę, pokażą oprawę, na którą póki co nasi kadrowicze nie mogą liczyć z wiadomych względów. A na boisku Arszawin, Dżagojew i spółka mają więcej do zaoferowania niż Polacy. Przekonali się o tym Włosi i obyśmy nie kończyli meczu w takich samych nastrojach...
Obym się mylił ...
Mecz z Czechami może być tradycyjnym meczem o honor. Może być meczem o wszystko. O awans może wówczas walczyć jedna lub obie drużyny. Może to być mecz bez znaczenia dla układu górnej części tabeli... Przypomina się dwumecz do mundialu RPA, gdzie kapitalny mecz na Śląskim, gdzie jeden jedyny raz w kadrze błysnął Brożek ( i chyba na tej podstawie jest kadrze) oraz bezbarwny mecz przegrany w Pradze. Częściej w mediach będzie pokazywana podcinka Błaszczykowskiego nad Cechem niż pseudopopisy pary stoperów Głowacki-Polczak. We Wrocławiu paradoksalnie gospodarzami będą Czesi, dla których będzie to trzeci pojedynek na tym obiekcie. Polacy wystąpią dopiero po raz drugi, po premierowym laniu z Italią. Może być różnie - zwłaszcza, że Smuda operuje wąskim gronem zawodników, zmiennicy nie potrafią do tej zaprezentować takiego poziomu co podstawowi gracze, a niewykluczone, że już w trzecim meczu ktoś z zawodników będzie musiał pauzować za kartki bądź kontuzje. Poza tym wrocławski stadion po porażce Adamka, kadry z Włochami nie jest szczęśliwy dla Polaków. Czy będzie tak nadal?
Obym się mylił ...
Euroentuzjazm króluje wszędzie i w niemal każdej dziedzinie życia. Biało-czerwone barwy wylewają się z każdego zakątka, ten ni to patriotyzm ni to kibicowanie może już irytować, bo przesady nikt nie lubi. Oby z hurraoptymizmu w przypadku porażki nie zrobiło się polowanie na czarownice. Wiadome jest, że w polityce zacznie się rozliczanie strony rządzącej, liczenie wpływów, choć zarobi na turnieju głównie UEFA. Szukanie winnych, narzekanie, pocieszanie się, że organizacja na Ukrainie była gorsza - tak jak to mamy niestety w genach. Nic się nie zmieni w tej kwestii. Mimo mego sceptycyzmu apeluję - cieszmy się póki co tym co mamy! Bo prędko takiej imprezy nie zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz