piątek, 29 czerwca 2018

Mundial: wygrana,która nie cieszy

Podobnie jak w dwóch poprzednich mistrzostwach świata reprezentacja Polski po dwóch porażkach przystępowała do ostatniego meczu grupowego z jednym celem - wygrać, by zachować honor. I podobnie jak podczas dwóch ostatnich występach na mundialach trzeci mecz przyniósł zwycięstwo, które nic tak naprawdę nie dawało.
W 2002 po laniu, które sprawił biało-czerwonym Pauleta i spółka, Jerzy Engel w wyjściowej jedenastce na ostatni mecz z USA pozostawił jedynie 5 zawodników (Paweł Kryszałowicz, Emmanuel Olisadebe,Marek Koźmiński, Maciej Żurawski i Jacek Krzynówek), z kolei Paweł Janas po niepowodzeniach z Ekwadorem i Niemcami naprzeciw futbolistom z Kostaryki dał kolejną szansę aż 10 uczestnikom przegranej batalii z gospodarzami turnieju. Adam Nawałka z kolei na rosyjskim czempionacie brutalnie zerwał z łatką konserwatywnego trenera, nie przeprowadzających wiele zmian. Roszady z ustawieniem spowodowały dwie porażki, które rozczarowały bardziej brakiem stylu niż samym rezultatem. Przeciwko Japonii w bramce wystąpił Łukasz Fabiański, który zachował czyste konto - tym samym kadra nie straciła bramki podczas mundialowego meczu po raz pierwszy od ... 1986 roku! W defensywie nie mogła dziwić absencja będącego bez formy Piszczka, ale już nieco zaskakująca była nieobecność Michała Pazdana, najlepszego spośród Polaków podczas dwóch przegranych spotkań. Mundialowy debiut tym samym zaliczył Artur Jędrzejczyk mający za sobą przeciętny sezon w Legii. Od pierwszego gwizdka zagrał Kamil Glik, którego obecność dawała wiele pewności i jakości w defensywie. W drugiej linii po raz pierwszy pokazał się inny przedstawiciel ekstraklasy Rafał Kurzawa, który zaprezentował się nadspodziewanie dobrze. Mierzone podania z rzutów rożnych i wolnych stwarzały partnerom okazje, wreszcie w 59 minucie Jan Bednarek zdobył jedynego gola meczu! W końcówce pojawił się na boisku "piłkarz zadaniowy" Sławomir Peszko, którego powołanie do kadry nadal stanowi niewyjaśnioną zagadkę.
Oceny Polaków w zagranicznej prasie.
Niestety, po raz kolejny zawiedli ci, na których kibice najbardziej liczyli,czyli Grzegorz Krychowiak i Piotr Zieliński. Niewiele dobrego można powiedzieć o grze Roberta Lewandowskiego. Sugerujący o braku jakości prezentowanej przez partnerów Lewy zmarnował znakomite podanie w drugiej połowie, gdzie powinien podwyższyć wynik meczu.
Japonia w porównaniu z poprzednim swoim meczem dokonała sześciu zmian, wystawiając niejako rezerwowy skład. Do przerwy przy kilku uderzeniach musiał wykazać się Fabiański, ale im bliżej końca meczu tym coraz mniej mecz przypominał rywalizację sportową. Znając wynik rywalizacji Kolumbii z Senegalem Japończyków satysfakcjonował rezultat 0:1. Nie dość, że nie kwapili się z forsowaniem ataków na polską bramkę, to najczęściej operowali futbolówką na własnej połowie. Co najdziwniejsze, reprezentacja Polski, która mocno nadszarpnęła zaufanie swoich kibiców, nie miała zamiaru nawet odebrać piłkę przeciwnikowi. Doszło do prawdziwej farsy, Japonia wymieniła 116 podań, których nikt z Polaków nie kwapił się przerwać. Nie wiadomo po co na ostatnie sekundy meczu Nawałka chciał wpuścić Błaszczykowskiego. Bodaj najbardziej lubiany wśród kadrowiczów pomocnik cierpliwie czekał przy linii bocznej na zmianę, ale się nie doczekał. Jego koledzy nie atakowali Azjatów, nasz selekcjoner wpadł na "genialny" pomysł i kazał (!!) Grosickiemu udawać, że złapał go skurcz. Nie dał się na to złapać arbiter z Zambii, który nie miał zamiaru pomóc w tworzeniu mało śmiesznego teatrzyku. Grosicki nagle ozdrowiał, Polacy nie przejęli piłki, sędzia odgwizdał koniec meczu. Niesmak z ostatnich minut pozostał i pozostanie na długo, bo niewiele miało to wspólnego ze sportową rywalizacją. Oliwy do ognia dolały pomeczowe wypowiedzi. O ile kilku zawodników było wyraźnie zniesmaczonych (Fabiański, Glik, Bereszyński) i pokusiło się o przeprosiny dla kibiców, to niezrozumiałe były opinie Nawałki ("zakładaliśmy grę w niskim presingu") czy Lewandowskiego ("to Japonia miała piłkę i ona przegrywała, więc my czekaliśmy na jej ataki").Brutalna jest statystyka, która udowadnia, że oba zespoły przebiegły zaledwie po 80 kilometrów w ciągu meczu. Mocno krytykowana rodzima ekstraklasa może pochwalić się wynikiem ponad 100 km/mecz.
Polska zawiodła, jako jeden z faworytów do wyjścia z grupy, nie tylko nie spełniła oczekiwań wynikami, ale zaprezentowała najnudniejszy futbol spośród europejskich ekip. Lewandowski okazał się papierowym tygrysem, podobnie jak w decydujących meczach Ligi Mistrzów, nie jest w stanie sam rozstrzygnąć losy meczu. Zieliński z kolei chwalony za grę w Napoli, przymierzany do wielkich klubów za zawrotne sumy, na kolejnym turnieju zawiódł i wciąż czekamy na jego dobry występ w kadrze. Po Krychowiaku czy Błaszczykowskim widać było brak regularnej gry w klubach. Większym przegranym od największych gwiazd okazał się Adam Nawałka. Selekcjoner nie dość, że dobierał nieodpowiednie taktyki, odpowiada również za złe przygotowanie fizyczne, bo kadrowicze byli ustępowali pod tym względem rywalom. Ponadto po porażce z Kolumbią nie było gazety, która by nie pisała o podziałach w kadrze, konfliktach, o których trudno byłoby usłyszeć jeszcze dwa tygodnie wcześniej.
Najbliższe tygodnie przyniosą szczegółowe analizy , pomundialowy raport, a przede wszystkim decyzję PZPN, czy Adam Nawałka nadal będzie selekcjonerem biało-czerwonych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz