poniedziałek, 8 maja 2017

Uczyć się przepisów!

Ostatnimi czasy piłkarscy sędziowie nie mają dobrej prasy. Ich pomyłki są aż nadto widoczne, błędy napiętnowane przez trenerów, piłkarzy, dziennikarzy. Wystarczy przyjrzeć się wydarzeniom minionego weekendu na krajowym podwórku:
Lotto Ekstraklasa - Wisła Kraków - Lechia Gdańsk (0:1) - pretensje gospodarzy do Pawła Gila za pochopnie ukaranie 2 żółtymi kartkami Cywki oraz niepodyktowanie karnego, trener Ramirez wyrzucony na trybuny
Korona Kielce - Jagiellonia (1:1) - gol ze spalonego dla Korony, brak rzutu karnego dla gości i niewykluczenie obrońcy kielczan Kwietnia za brutalne wejście (tylko żółta kartka)
Górnik Łęczna - Wisła Płock (2:3) - niesłusznie podyktowany rzut karny dla gości (na 1:1), po meczu trener łęcznian Franciszek Smuda grzmiał: po naszym golu sędzia zrujnował nam całą grę.
Nice 1.liga - Miedź Legnica - Wisła Puławy (1:1) - trener Tarasiewicz ma pretensje do sędziego Lasyka za niepodyktowanie karnych po faulach na Rybickim i Michale Bartkowiaku. Muszę powiedzieć, że nie byliśmy w stanie wygrać, sędzia był innego zdania.
Bytovia - Zagłębie Sosnowiec (0:1) - miejscowi, którzy wciąż bez zwycięstwa w 2017 roku mają pretensje za nieuznaną bramkę Surdykowskiego i nieodgwizdanie faulu na Gonzalezie. Trener Stawski mówił: Po raz kolejny gramy przeciwko czternastu rywalom.
Mało?
Pomyłki sędziowskie są niejako wpisane w piłkarską rzeczywistość, oczywiście konsekwencje mają niebagatelne znaczenie, decydują o być albo nie być drużyn, czasem całych klubów. Arbitrzy stać mają na straży przestrzegania przepisów, nie zawsze im się to udaje, ale czasu, gdy robili to świadomie minęły bezpowrotnie.
O ile napiętnowanie błędów sędziowskich przez media ma ogólne przyzwolenie to co z nieznajomością przepisów przez tych, których bezpośrednio dotyczą? Nie chodzi o brak znajomości kruczków regulaminowych - tak jak to miało miejsce w ostatniej 30.kolejce ekstraklasy, kiedy to gol w Gdyni zdobyty przez Wisłę Płock zrobił nie tylko zamieszanie w obozie Lubina, Płocka i Kielc, ale wśród "znawców tematu" w mediach społecznościowych, a nawet dziennikarzy Canal +, którzy w ciągu kilkudziesięciu sekund skompromitowali się podając co rusz różne opcje związane z awansem do czołowej ósemki.
Historia rzutu karnego Radovića
[foto: legionisci.com]
W niedzielę w Szczecinie Legia bezproblemowo pokonała miejscową Pogoń 2:0. Przy jednobramkowym prowadzeniu, po faulu Davida Niepsuja na Dominiku Nagy'm nasz eksportowy arbiter Szymon Marciniak podyktował rzut karny dla mistrza Polski. Legioniści należą do drużyn, którzy najrzadziej wykonują jedenastki, a do piłki ustawionej 11 metrów przed Jakubem Słowikiem podszedł Miro Radović. Chciał zrobić to z przytupem, tak jak czyni to choćby Robert Lewandowski, który podbiegając do piłki zwalnia, sprytnie przeciąga chwilę uderzenia, przez co pierwszy ruch wykonuje bramkarz ułatwiając zadanie egzekutorowi. Legionista, w przeciwieństwie do RL9, zatrzymał się dopiero przed piłką, nie kontynuując dalej rozbiegu, zamach nad piłką, Słowik oczywiście odkrył swój lewy róg bramki, w który za chwilę została posłana futbolówka. Gol? Nic z tego, zgodnie z duchem obecnie obowiązujących przepisów sędzia odgwizdał niesportowe zachowanie wykonawcy rzutu karnego, pokazał mu żółtą kartkę, a grę nakazał wznowić rzutem wolnym pośrednim. Wszystko tak jak obowiązuje od ładnych kilku miesięcy, o czym przypominali sędziowie i co niektórzy dziennikarze.
Zdziwiony Radović jednym słowem ośmieszył się brakiem znajomości przepisów. W pomeczowej wypowiedzi sam się do tego jeszcze przyznał, bowiem liczył na powtórkę karnego. Co ciekawe telewizyjne kamery były bezlitosne dla sztabu szkoleniowego Legii, którzy długo nie mogli zrozumieć decyzji arbitra dopytując się o co chodzi. Uśmiechy Magiery, Vukovića trudno zinterpretować jako dobrą minę do złej gry.
Dziennikarzom również mogli by poczytać dokładnie przepisy gry. Reporter katowickiego Sportu enigmatycznie całe zdarzenie opisał, że zostało to potraktowane jako boiskowe wykroczenie. Czy tak samo zostałoby opisane np. wybicie piłki ręką z pustej bramki? Przepisy są jasne, klarownie to wyjaśnił tuż po meczu telewizyjny sędziowski ekspert Sławomir Stempniewski. Nawet takie kuriozalne sytuacje się zdarzają w najwyższej klasie rozgrywkowej.
O tym karnym jutro, za dwa, trzy dni nikt nie będzie pamiętał. Ale gdyby ten stały fragment gry decydował o mistrzostwie, awansie dajmy na to do Ligi Mistrzów i Radović podobnie by się ośmieszył - jaki byłby odzew? Legia ma już nauczkę z dwumeczu z Celtikiem, bowiem gdyby Vrdoljak wykorzystał choćby jeden z dwóch niewykorzystanych przez niego karnych, to nawet walkower w Glasgow nie przeszkodziłby w awansie.
Jeśli piętnuje się - i słusznie - sędziów za błędy, to czemu piłkarze, trenerzy nie są upominani przez dziennikarzy za nieznajomość przepisów gry? Upraszczając maksymalnie - to jakby kierowca taksówki nie znał przepisów jazdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz