sobota, 26 listopada 2011

Hit we Wrocławiu - weryfikacja Śląska.

Ivica Iliev (nr 77) nadspodziewanie łatwo radził sobie z defensywą Śląska.
Od niepamiętnych czasów na Dolnym Śląsku doszło do meczu, który był wydarzeniem nie tylko kolejki, ale i rundy. Wicemistrz a zarazem lider ekstraklasy podejmował aktualnego wciąż mistrza Polski. Najlepsza w przekroju całego kalendarzowego 2011 roku drużyna kontra zespół, którego 3 minuty dzieliły od Ligi Mistrzów.  Itd, itp. Spotkanie rozegrane na nowym wrocławskim stadionie zgromadziło po raz drugi z rzędu komplet 43 000 widzów. Żaden do tej pory obiekt w kraju nie wypełnił się w 100% dwa razy pod rząd. Wrocławianom przyszedł w sukurs oczywiście terminarz, bowiem w dwóch pierwszych meczach na nowym stadionie Śląsk grał z zaprzyjaźnionymi drużynami i nic dziwnego, że do Wrocławia przyjechały rzesze fanów za swoją drużyną, maksymalnie zmobilizowały się fan-cluby Śląska, a i zwykłych ciekawskich sympatyków, nie będącymi zadeklarowanymi ultrasami, fanami itd nie zabrakło na trybunach. Listopad był dobry dla Sląska, bowiem nie dość, że zepół otwierał tabelę to w końcu w kraju zaczęto postrzegać ekipę Oresta Lenczyka jako poważnego kadnydata do walki o mistrza Polski. Pisano, mówiono, że to zespół, który wygrywa fartem, przez nieskuteczność rywala, przypadkowe bramki, czekano na odpalenie poznańskiej lokomotywy, skutecznego zrywu Legii, Wisły, a tymczasem wrocławianie nie dość, że wygrali przy Łazienkowskiej, wypunktowali u siebie Lecha to skutecznie upokorzyli niby odradzający się Lubin, zdobyli twierdzę Białystok. Lenczyk ma naprawdę silną kadrę, z której może sklecić dwie jedenastki. Wczoraj nie wybiegli w podstawowej jedenastce: R.Gikiewicz - Socha, Wasiluk, Wołczek, Spahić - Elsner, Cetnarski, Sztylka, Madej (M.Garncarczyk) - Voskamp, Ł.Gikiewicz. Na dobrą sprawę ci zawodnicy mogliby spokojnie zacząć mecz ligowy Śląska! Przed meczem podbijano jeszcze bębenek faktem, że w jedynym mistrzowskim sezonie wrocławian w 1977r. zespół Śląska w trakcie sezonu przeprowadził się z Oporowskiej na większy obiekt (wówczas Stadion Olimpijski). W Wiśle, która miała za sobą 4 kolejne porażki, pożegnano trenera i kompletnie skrytykowano holenderski model prowadzenia zespołu, który w czerwcu był jeszcze wychwalany pod niebiosa, z różnych względów zabrakło Sobolewskiego, Meliksona, Kirma, Bitona, Małeckiego (wszedł w II połowie). Mecz Śląska z Wisłą miał być detronizacją mistrza kraju AD 2011. W przypadku porażki Biała Gwiazda miała by 10 punktów straty i ciężko byłoby nadrobić tę stratę. Tymczasem podczas meczu okazało się, że jeszcze Wisła nie zginęła, a Śląsk nie jest na tyle mocnym zespołem by wygrywać z każdym. Co prawda wrocławski zespół pod wodzą Lenczyka nie potrafi znaleźć sposobu na Koronę Kielce, ale wszystko wskazywało, że z zespołem K.Moskala powinien sobie poradzić. Pierwsza odsłona to brutalne sprowadzenie na ziemię. Obserwowałem szczególnie grę Piotra Celebana, który w tym sezonie zdobył 4 gole i to grając na pozycji obrońcy, nie egzekwując rzutów karnych. Canal +  nagrodził go tytułem Piłkarza Miesiąca, coraz więcej głosów domaga się jego powołania. Tymczasem mecz z Wisłą potwierdził słuszność decyzji F.Smudy, że na chwilę obecną Celeban nie jest w stanie rywalizować ani z Piszczkiem, ani z Wasilewskim. 32-letni Serb Ivica Iliev, jeden z najbardziej krytykowanych Wiślaków, objeżdżał Celebana w I połowie niczym juniora. Sam Iliev chyba nie pamięta ile razy mógł w polskiej lidze, w jednym meczu zagrywać skutecznie piętą. Kadra póki co to nie ten rozmiar kapelusza dla Celebana. Również kapitan Śląska Sebastian Mila rozczarował. Co prawda po meczu tłumaczono jego dyspozycję chorobą, ale mnie oprócz gry bardziej irytuje gwiazdorskie maniery, których nabrał na Dolnym Śląsku. Nie był taki w Grodzisku (tam tłumaczył go wiek), nie był taki w ŁKS (wracał niepyszny z nieudanych wojaży w Austrii i Norwegii). We Wrocławiu 97% decyzji sędziego dotyczących "Sebka" są przez niego komentowane - nawet jeśli sędzia odgwiżdże na nim faul to musi wrzucić kilka zdań komentarza. Zamiast tracić siły na bezsensowne udowadnianie swoich racji, może by zaczął angażować się w defensywę, gdzie o wiele więcej pożytku jest z Dudka. Bez zaangażowania w defensywę nie co szukać w reprezentacji, bo tam za plecami nikt za niego nie będzie pracował. Podjerzewam, że gdyby zdrowy był Sobolewski to wczoraj boleśniej przekonałby się co znaczy walka w II linii.
Wisła wygrała, złośliwi stwierdzą, że to dobrze dla ligi, będzie ciekawsza. Legia jak wygra w Kielcach obejmie fotel lidera. Co prawda mecz z Wisłą to bolesne zderzenie się z rzeczywistością wielu wrocławian, sympatyków Śląska, ale może nie mieć to znaczenia takiego jakie miało inne spotkanie z Wisłą ... blisko 30 lat temu, kiedy to sensacyjna porażka na mecie sezonu 1981/82 dało mistrzostwo Widzewowi a nie Śląskowi. Śląsk ma obecnie taki potencjał, że jest w stanie walczyć o dublet co 12 miesięcy temu trudno było sobie komukolwiek wyobrazić sobie. Zimą pewnie będą jeden, dwa transfery i latem zespół ponownie będzie przygotowywał się do pucharów w Europie.
W drugiej połowie lutego kolejny mecz Śląska we Wrocławiu - z Ruchem Chorzów, obecnie trzecim zespołem, może być ligowym szczytem, ale nie spodziewam się tłumów tak jak w meczach z Lechią i Wisłą. Ba jestem w stanie zaryzykować, że nie będzie 30 tysięcy. Mecze topowo kibicowskie we Wrocławiu za nami więc teraz ostaną się tylko kibice z krwi i kości, a nie oglądacze nowych obiektów, ciekawi tłumów. Wyzwanie dla organizatorów by zachęcić na ponowne przyjście na stadion tych co po raz pierwszy przyszli wczoraj lub na mecz z Lechią, będzie ogromne. O formę piłkarzy raczej można być spokojnym.

2 komentarze:

  1. Ale że przeszło Panu tak bezproblemowo przez klawiature "Śląsk" z dużej litery...
    CPJŚ
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. rozumiem, ze nie racza mi tu odpowiedziec na moje niegrozne zaczepki:)

    OdpowiedzUsuń