czwartek, 14 lipca 2011

Pięćdziesiątka "Kosy"


W ostatnim czasie okrągłe urodziny obchodził trener Górnika PWSZ Wałbrzych Robert Bubnowicz (40 lat), a nie dawno pół wieku skończył Leszek Kosowski. Obaj spotkali się na boisku w drugiej i trzeciej lidze, ale „Buba” może jedynie pozazdrościć sukcesów na boisku starszemu koledze. Może to dla niektórych wyda się dziwne, ale swego czasu w Polsce (nie tylko w naszym regionie!) nazwisko Kosowski nie kojarzyło się z Kamilem- kadrowiczem, który święcił sukcesy z Wisłą Kraków, a obecnie powraca do ojczyzny do Bełchatowa, a na pseudonim Kosa miał wyłączność wałbrzyszanin a nie Roman Kosecki czy wspomniany Kamil Kosowski. Aktualne pokolenie posurfuje w Internecie i szybko ustali, że Leszek był najskuteczniejszym snajperem Górnika w historii występów w ekstraklasie. On jednak jest również NAJSUTECZNIEJSZYM SNAJPEREM W CAŁEJ HISTORII GÓRNIKA!!  Gdy jesienią 1978r. Horst Panic dał mu szansę debiutu w seniorach w ataku 17-letni wówczas Leszek musiał rywalizować z Henrykiem Janikowskim i niewiele starszymi od siebie Gerardami Śpiewakiem i Sobkiem, a trzeba pamiętać, że w składzie był również ograny, doświadczony Zbigniew Augustyniak. 11.11.1978 Kosowski zmieniając w 78 minucie Śpiewaka w meczu przeciwko Piastowi Gliwice zadebiutował w I drużynie seniorów. I tak zaczęła się historia jednej z ikon nie tylko wałbrzyskiego Górnika, ale i całego futbolu w Wałbrzychu. Wówczas po jego debiucie mówiono bardziej nie o jego umiejętnościach piłkarskich, ale o tym, że jest synem Jana Kosowskiego, znanego w Górniku bramkarza z lat 50-tych i 60-tych mających w swojej biografii epizod w Legii Warszawa. Wiosną 1979 18-letni Leszek zdobył swoje pierwsze gole w 2.lidze (premierowego w zwycięskim meczu z MałąPanwią Ozimek 1:0). Kolejny jednak szkoleniowiec Górnika Józef Majdura nie przekonał się do zdolnego juniora i nie dawał mu zbytnio dużo szans na grę w podstawowym składzie. Dopiero wiosną przekonał się do Kosy, który stał się centralną postacią ataku. Wiosną 1981 Kosa nie wykorzystał swego pierwszego rzutu karnego w lidze (w meczu z Wisłą Płock – słupek). W drugoligowych występach klasą dla siebie był w sezonie 1982/83 kiedy dzięki jego skuteczności (18 goli i tytuł króla strzelców 2.ligi – po raz pierwszy dla gracza Górnika Wałbrzych). Do annałów przeszła jego „główka” w Lubinie w meczu na szczycie z Zagłębiem (1:0). Już wówczas głośno było o zakusach wielkiego Widzewa Łódź. Kosa nie trafił również do Śląska Wrocław, który chciał wziąć go w kamasze. Siła górnicza jednak nie dała się wykorzystać i nie dopuściła do transferu. Po awansie początkowo najgroźniejszym żądłem w ekstraklasie był pozyskany z Pogoni Szczecin Zbigniew Stelmasiak, najwięcej goli i najwyższe noty zbierał Włodzimierz Ciołek.  Jednak to najdłużej wraz z Mariuszem Sobczykiem w ekstraklasie. W 1986 zdobył aż 17 bramek, ale to nie wystarczyło do wywalczenia korony króla strzelców. Został za to dostrzeżony przez selekcjonera reprezentacji olimpijskiej Zdzisława Podedwornego, u którego zaliczył kilka występów w tym eliminacyjne do IO w Seulu’88. Był też autorem gola w meczu, który jako ostatni (do tej pory) był pokazywany przez TVP z Wałbrzycha – jego gol wiosną’89 dał sensacyjne zwycięstwo Górnika nad Legią 1:0. Po spadku w 1989 spróbował sił w Niemczech, ale nie zdołał przebić się w 2.Bundeslidze w SV Meppen. W sezonie 1990/91 wraca do Wałbrzycha, gdzie ponownie jest najskuteczniejszym snajperem drużyny i czołowym w lidze. Latem 1991 w wieku 30 lat wraca na boiska ekstraklasy zakupiony przez beniaminka … Widzew Łódź! Znawcy tematu twierdzą, że o 8-9 lat za późno…Kosa jednak nie zawiódł strzelił najwięcej w zespole (9 goli) i tym samym zdobył swój jedyny medal MP (brązowy). Nie dane mu było wystąpić jednak w PUEFA (może to i dobrze, bo uniknął blamażu w Frankfurcie 0:9) i wrócił do Wałbrzycha by wspomóc reaktywujący się w 3.lidze KP Górnik Wałbrzych. W trzeciej lidze już jednak nie straszył, po fuzji z Zagłębiem trafia do drugiej ligi, gdzie w KP strzela tylko 3 gole w 16 meczach. Latem widząc rosnące kłopoty finansowe opuszcza rodzinny Wałbrzych. Być może zaczął rozmieniać swoją sławę na drobne grając w jeleniogórskiej okręgówce w wieku 32 lat, ale na pewno zyskał finansowo a  malutka Świerzawa pękała z dumy, gdy miejscowa Pogoń po wzmocnieniach z Wałbrzycha (oprócz Kosy grali m.in. Janiec, Jaworski, Bącal, Łapiński) awansowała aż do trzeciej ligi. Tam nastąpił kres sportowych (finansowych również) możliwości Pogoni i po jesieni Leszek szukał piłkarskiego szczęścia w Polonii Kępno. Jesienią 1996 zaliczył epizod w 2.lidze w rozpadającym się Chrobrym Głogów, a potem… Były sporadyczne występy w Koksochemii Wałbrzych, wałbrzyszanie pracujący w czeskiej fabryce Skody widzieli go grającego za południową granicą, pomagał również drużynie brata –Wiesława kopiąc w A klasie w Sudetach Dziećmorowice. Później bezskutecznie próbował sił jako szkoleniowiec Gwarka. W trakcie kariery świetnie grał głową, stawiał duże kroki co sprawiało mylne wrażenie powolności. Potrafił umiejętnie ustawić się w polu karnym, stąd duża liczba bramek, nieco nerwowy kolekcjonował żółte kartki, które otrzymywał również za próby wymuszenia rzutów karnych. Dochodziło nawet do paradoksalnych sytuacji, że uprzedzeni do Kosowskiego sędziowie nie gwizdali przewinień, nawet gdy był on faulowany.  Wielokrotnie dyskutował z arbitrami, ci go karali, a później Kosa się kajał wraz z wałbrzyskimi działaczami przed Wydziałem Dyscypliny PZPN  by zmniejszyć wymiar kary. Nie strzelał goli z dystansu – był raczej, jak to mówią Anglicy „fox In the box”, czyli król pola karnego. W ekstraklasie zaliczył nawet gola strzelonego… pośladkiem, gdy w ostatniej minucie spotkania z Motorem Lublin (2:1) piłka po uderzeniu partnera odbiła się właśnie od tej części ciała i wpadła do lubelskiej bramki.  Postać historyczna, a na skalę wałbrzyską momentami wybitna. Szkoda, że nieco zapomniana przez władze miasta, klubu.

1 komentarz:

  1. „Leszek Kosowski jest lepszy niż Dziekanowski. Leszek Kosowski, najlepszy napastnik Polski!” Oj śpiewało się hymny pochwalne na cześć „Kosy” na Nowym Mieście. Dla mnie jako trampkarza, a później juniora Górnika, szokiem było kiedy po treningach lub meczach, widziałem jak „Kosa” pali papierosy siedząc na ławeczce przed domem nieodżałowanej Pani „Gosposi”. Później przywykłem już do jego widoku z papierosem i piwkiem, kiedy wpadał na browara do spożywczaka przy Chwalibogu.

    OdpowiedzUsuń