niedziela, 16 września 2018

Komplet punktów w Wołowie

Jeszcze 3 lata temu piłkarze Miejskiego Klubu Piłkarskiego z Wołowa występowali na boiskach A klasy. Jako beniaminek wygrywają wrocławską klasę okręgową, by w kolejnym, już w 4.lidze finiszować na trzecim w grupie wschodniej. Ubiegły sezon MKP zakończył dopiero na 13.miejscu, co oznaczało degradację, ale na skutek wycofania się z rozgrywek Olimpii Kowary wołowski klub ponownie występuje na piątym szczeblu rozgrywek. Zespół po Arturze Nahajło objął Piotr Bolkowski, poprzednio pracujący w czwartoligowej Orli Wąsosz, który zastał klub bez czołowych zawodników.Król strzelców Kamil Ramiączek przeniósł się do Trzebnicy, trójka Ukraińców opuściła Wołów, najlepszy z nich Ihor Nahornyj przeszedł do Stali Brzeg, kapitan zespołu Dariusz Zalewski wybrał Orła Prusice. Liczbowo dokonano rotacji 14 nazwisk, nowymi zawodnikami zostali m.in. Daniel Wałęga (strzelec 4 goli w tym sezonie), Oskar Majbroda z Piasta Zmigród i przede wszystkim Michał Sikorski - rocznik 1982, z wałbrzyszanami rywalizuje już od 14 lat, wcześniej w MKS Oława, Pogoni Oleśnica i Stali Brzeg zaliczył 9 meczów, w których strzelił 3 bramki, ale i zobaczył 6 żółtych i 2 czerwone kartki.
Szatnia gości na wołowskim stadionie
Biorąc pod uwagę wyniki z ubiegłego sezonu, a także tak duże zmiany w kadrze, przed sezonem MKP był wymieniany w gronie zespołów, które będą się bronić przed spadkiem. W sukurs drużynie Piotra Bolkowskiego przyszedł terminarz. Pierwsze 4 mecze wołowianie rozgrywali na swoim obiekcie. Spotkania z Nysą Kłodzko oraz duetem beniaminków z Długołęki i Żarowa zakończyły się zwycięstwami. Dopiero wizyta Grzegorza Rajtera przyniosła zimny prysznic - Orzeł Prusice wygrywa 4:2. Również niepowodzeniem zakończył się pierwszy wyjazdowy mecz w tym sezonie - w Marcinkowicach Sokół wygrał 3:1.
Górnik Wałbrzych z kolei po wygraniu hitowego spotkania ze Śląskiem II objął samodzielne prowadzenie w tabeli. Wrocławianie grali o godzinie 11 i rozgromili Polonię-Stal Świdnica 4:0, dzięki obecności m.in. Arkadiusza Piecha, Jakuba Wrąbla, Daniela Szczepana, Macieja Pałaszewskiego czy Daniela Łuczaka. Z kolei Jacek Fojna nie mógł liczyć na wzmocnienia, wręcz przeciwnie, bowiem w porównaniu do poprzednich spotkań wciąż nie może liczyć na rekonwalescentów w osobach Pawła Tobiasza i Dominika Woźniaka, a do Wołowa w ogóle nie pojechali Damian Bogacz czy Miłosz Rodziewicz. Niespodzianką była obecność Szymona Steca w wyjściowym składzie. Świdnicki bramkarz tym samym debiutuje w oficjalnym meczu I zespołu Górnika.
Nazwa wołowskiego zespołu sprawia problemy wałbrzyskim mediom. Jak nie MPK, to MKS, aż trudno uwierzyć, że tak trudno rozszyfrować skrót Miejskiego Klubu Piłkarskiego. Wołowscy piłkarze grają na miejskim stadionie nazwanym imieniem Ryszarda Janieckiego, który był pierwszym trenerem futbolistów, gdy jeszcze grali pod szyldem Budowlanych. Obiekt posiada kilka płyt, a główna płyta otoczona jest tartanową bieżnią. Kryta trybuna to pięć rzędów krzesełek, których wyprofilowanie nie daje komfortu oglądania wydarzeń zwłaszcza po przeciwległej stronie boiska. Szatnia gospodarzy znajduje się w budynku klubowym, na którym umieszczony jest boiskowy zegar, podobny do wałbrzyskiego. Drużyna gości przebiera się z kolei w drugim budynku, umiejscowionym po przeciwnej stronie boiska! Obok trybuny krytej, sektor dla kibiców gości z klatką. W sobotnie popołudnie za piłkarzami Górnika przyjechał autokar z kibicami, którzy przy asyście sporej grupy policji i ochrony zajęła miejsce na sektorze przy klatce. W przerwie opuścili jednak wołowski obiekt.
Mecz MKP z Górnikiem rozpoczął się od ataków gości. Najpierw z rzutu wolnego nad murem uderzył Damian Chajewski, ale lekkie uderzeni bez problemów obronił Maciej Szaciłło. Kilka minut później za pola karnego ładnie huknął Szymon Tragarz, ale piłka poszybowała obok bramki. W odpowiedzi gospodarze mogli, a nawet powinni objąć prowadzenie. Jedyny raz w tym spotkaniu wałbrzyscy obrońcy nie upilnowali rywala, ale na szczęście przytomnie przed utratą bramki po strzale głową Krystiana Włodarczyka uchronił Szymon Stec. Niestety, 19-letni bramkarz padając doznał kontuzji stopy i musiał opuścić plac gry. Bardziej koszmarnego debiutu nie mógł sobie wyobrazić. Niecały kwadrans później, w niegroźnym wydawałoby się starciu z Oświęcimką kontuzji doznaje najgroźniejszy snajper MKP Daniel Wałęga, który również musi opuścić plac gry. Trzeba dodać, że legnicki sędzia Robert Parysek dał zawodnikom spory margines gry faul, często puszczając grę w sytuacjach, gdzie niejednokrotnie inni przerywaliby ją zdecydowanym gwizdkiem.
Do przerwy żadnej z drużyn nie udało się już stworzyć groźnej sytuacji,choć najbliżej był Oświęcimka, którego ekwilibrystyczne uderzenie sprzed bramki wybił kapitan gospodarzy Konrad Tabak, 40-latek, od którego jedynie Daniel Chęciński z Unii Bardo jest starszy wśród czwartoligowców z grupy wschodniej.
W przerwie w obu szatniach musiało paść sporo męskich słów,bowiem tempo wyraźnie wzrosło. Wołowianie w ciągu pierwszych 5 minut drugiej połowy aż trzykrotnie oddali mocne strzały w kierunku bramki gości. Ale tylko uderzenie Damiana Szaciło,które poszybowało tuż nad bramką mogło uchodzić za groźne. W obu odsłonach imponującymi wrzutami z autu popisał się obrońca Oskar Majbroda,po nich było większe zagrożenie niż po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry. Właśnie wykonanie stałego fragmentu gry miało decydujące znaczenie przy kluczowej dla losów meczu akcji. Na własnej połowie, w środkowej strefie boiska faulowany był Oświęcimka. Próbował szybko wznowić, ale rywal stał kilkadziesiąt centymetrów od niego i odbita piłka wróciła do Cimka. Sędzia nie reagował, choć miał wszelkie podstawy,by przerwać grę i ukarać żółtą kartkę piłkarza z Wołowa. Najprzytomniej zachował się w tej sytuacji Oświęcimka,który nie namyślając się ruszył z piłką do przodu, czym w prawił w osłupienie niektórych zawodników MKP. Skoro gra nie została przerwana, to na co miał niby czekać? Piłka trafiła na prawą stronę do Mateusza Sawickiego, który puścił w bój swojego imiennika Sobiesierskiego. Sopel wyszedł sam na sam z Maciejem Szaciłło, posłał piłkę do siatki zdobywając tym samym jedyną jak się okazało bramkę meczu.
Piłkarze z Wołowa oczywiście próbowali odrobić straty, ale zabrakło im argumentów w ofensywie. Po profesorsku grała para stoperów, która bezlitośnie dla rywala kasowała kolejne próby ataków. Trener Jacek Fojna daje szansę kolejnego debiutu w I zespole. Tragarza zastąpił filigranowy Patryk Rękawek z rocznika 2001. Występujący na lewej stronie boiska z każdą minutą nabierał pewności w grze. Początkowo mocno zagubiony, zarówno po twardych wejściach defensorów MKP jak i po męskich uwagach starszych kolegów, później potrafił wywalczyć rzut rożny, a nawet być blisko sytuacji strzeleckiej. Najwyraźniej zabrakło mu doświadczenia, by skutecznie uderzyć na bramkę, bowiem dosyć łatwo go zablokowano. W końcówce meczu pojawiają się Kamil Młodziński oraz kolejni nastolatkowie w osobach Piotra Krawczyka i Jana Jakackiego,którego z wysokości trybun dopingował ojciec. Mimo odmłodzenia składu wałbrzyszanie kontrolowali przebieg wydarzeń na murawie. Piotr Bolkowski również dokonał zmian, a rezerwowi nie dawali takiej jakości, co zawodnicy podstawowego składu. W końcówce wałbrzyszanie mogli pokusić się o jeszcze jedną bramkę, ale akcja 19-latków Jakackiego i Krawczyka została przerwana przez obrońców. Całkiem niepotrzebną żółtą kartkę zobaczył tuż przed zejściem z murawy Damian Chajewski. Chajo zachował się identycznie jak pomocnik MKP przy golu, stanął blisko piłki, a rywal zagrał w jego nogi. Tym razem sędzia sięgnął po żółty kartonik - całkiem niezrozumiałe zachowanie, zwłaszcza, że miało to miejsce w środkowej strefie boiska  i nie było to zalążkiem szybkiego ataku czy groźnej akcji.
Bieżący sezon Górnik rozpoczął serią 6 zwycięstw, podobna seria miała miejsce w trzeciej lidze 2009/10, która zakończyła się w 7.kolejce, gdy na Ratuszową przyjechał Chrobry Głogów i wygrał 1:0. Czy będzie podobnie za tydzień w meczu GKS Mirków?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz