sobota, 28 lutego 2015

Pożegnaliśmy legendę

Dziś na Piaskowej Górze pożegnaliśmy Mariana Szeję. Informację o Jego śmierci nie potrafiłem w jakikolwiek sensowny sposób skomentować,bo uważam Go za LEGENDĘ. Myślę, że żaden artykuł, czy audycja nie jest w stanie oddać tego jakim był znakomitym sportowcem, a przede wszystkim wspaniałym człowiekiem.
Pan Marian ciężką pracą zapracował sobie na wielki szacunek i uznanie, choć wiele lat musiał czekać choćby na złoty medal olimpijski. Wielokrotnie pisałem o złotych czasach Zagłębia Wałbrzych, kiedy wywalczyło medal mistrzostw Polski czy reprezentowało nas w europejskich pucharach. O Panu Marianie wspominałem również przy okazji meczów eliminacyjnego do EURO. Również wspomniałem o filmowym epizodzie Pana Mariana, o którym dowiedziałem się ze znakomitego wywiadu rzeki ze strony Zagłębia Wałbrzych. Piotr Zdanowski - były piłkarz Thoreza i nie tylko zrobił kawał dobrej roboty.O tym pisał nie tylko wałbrzyszek, ale przedruk znalazł się również w Tygodniku Kibica. Ostatnio portal weszlo.com przypomniał wywiad z Panem Marianem sprzed 3 lat autorstwa Tomasza Kwaśniaka.
Szeja urodził się w Siemianowicach Śląskich 20.08.1941 r., a przygodę ze skórzaną piłkę zaczął w Kędzierzynie Koźlu w miejscowej Unii na pozycji bramkarza. Ówczesny trzecioligowiec dał mu szansę debiutu w zespole seniorów już w wieku 14 lat! Znakomity refleks, jak sam wspominał zawdzięczał grze w hokeja. Od stycznia 1961 był piłkarzem Thoreza Wałbrzych. Z nim wywalczył awans do drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy. Po 4 latach, w 1965, jako gracz drugoligowego Thoreza dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji Polski. Wówczas nie było tylu spotkań kadry co obecnie, konkurencja była ogromna, a mimo to Szeja jako drugoligowiec zaczął bronić w kadrze.Debiut w Szczecinie przeciwko Finlandii niewiele mógł powiedzieć o jego przydatności. Skandynawowie wówczas stanowili tło dla reprezentacji pokroju Polski, Zresztą wynik 7:0 mówi sam za siebie. W następnym roku wystąpił przeciwko Anglii, która za kilka miesięcy sięgnie po tytuł mistrza świata. To Pan Marian, a nie Jan Tomaszewski, był pierwszym co zatrzymał Anglię. Na stadionie Evertonu w Liverpoolu Polska osiągnęła cenny remis 1:1, który przez lata był niedoceniany i niezbyt pamiętany, zwłaszcza po Wembley'73.
Sam Szeja wspomina o trzech spotkaniach, które obecnie mogłyby stanowić znakomitą kompilację do bramkarskiego video-CV. Oprócz spotkania z Anglią to były spotkania w Hamburgu z Niemcami (0:0) i Brazylią na słynnej Maracanie (1:2). W czerwcu 1966 Pan Marian, piłkarz drugoligowego (!!!) Górnika Thorez Wałbrzych miał na swoim koncie 3 spotkania - oprócz wspomnianych meczów z Finlandią i Anglią, w międzyczasie zaliczył remis w Chorzowie z Węgrami (1:1). 08.06. na słynnej Maracanie, aktualni wciąż mistrzowie świata zagrali z Polską, goszczącą wówczas na południowoamerykańskim tournee. Do przerwy, ponad sto tysięcy ludzi oglądało dwa gole autorstwa Silvy i Garrinchy. Po przerwie Polacy prowadzeni przez Antoniego Brzeżańczyka, z którym Szeja spotka się później w Zagłębiu Wałbrzych, zmniejszają rozmiary przegranej do 1:2 po golu Jana Liberdy. W reprezentacji Canarinhos grały wtedy takie sławy jak Pele, Djalma Santos czy Jarzinho. Wałbrzyskiego bramkarzowi udało się ich zatrzymać i zebrał bardzo pochlebne recenzje.
W lipcu 1966 zagrał ponownie na Stadionie Śląskim w Chorzowie z Anglią (0:1) i chyba się nie spodziewał, że na występ nr 6 w kadrze będzie czekał aż 5 lat. W międzyczasie wałbrzyszanie awansowali do pierwszej ligi. W niej Był niezastąpiony:
1968/69 - 23 mecze (na 26 możliwe do rozegrania) - zastępowany przez Musialika i Kobiałko.
1969/70 - 21 mecze (26) - zmiennikiem Tadeusz Kobiałko
1970/71 - 24 mecze (26) - zmiennikiem Jan Matysek
1971/72 - 26 mecze (26) - jedynie w spotkaniu z Odrą Opole z powodu kontuzji w 80' zmienił go Matysek
1972/73 - 24 mecze (22 w pełnym wymiarze/26) - zmiennikiem Jan Matysek
1973/74 - 9 meczów (30) - Marian Szeja bronił tylko jesienią, w spadkowym sezonie oprócz niego wałbrzyskiej bramki bronili Matysek, Kostrzewa, Madeja.
W międzyczasie była przygoda w Pucharze UEFA. Po zajęciu 3.miejsca w 1.lidze w I rundzie los przydzielił zielono-czarnym czechosłowackie Teplice (1:0,3:2). W II rundzie przyszło się zmierzyć z rumuńskim UT Arad (1:1,1:2 po dogrywce) i niezbyt wspominał dobrze Pan Marian rewanż, bowiem bramka ze 115 minuty obciąża jego konto. Paradoksalnie po tym spotkaniu otrzymał on powołanie do kadry prowadzonej już przez Kazimierza Górskiego.
W listopadzie 1971 Polska grała z RFN w Hamburgu w eliminacjach ME. W pierwszym meczu w Warszawie psy wieszano na nieopierzonym Tomaszewskim i sięgnięto więc po doświadczonego Szeję, który nie dał się pokonać ani słynnemu Gerdowi Muellerowi, ani innemu z niemniej sławnych partnerów, którzy za kilka miesięcy sięgną po prymat na Starym Kontynencie!
Eliminacje zakończył meczem z Turcją (0:1 w Izmirze), a potem czekała go przygoda olimpijska.
Polska 1972 - Marian Szeja w górnym rzędzie drugi od prawej
W eliminacjach do IO zagrał jedynie w meczu w Gijon z Hiszpanią (2:0), gdzie zebrał doskonałe recenzje, ale później, aż do monachijskiego finału nie dane mu było wystąpić. Numerem 1 pozostawał Hubert Kostka. Wiele gorzkich słów mógł wypowiedzieć na temat postępowania wobec rywalizacji w bramce Pan Marian. Zarówno na olimpiadzie, jak i w późniejszych czasach śmiało można było powiedzieć, że Szeja nie należał do faworytów Kazimierza Górskiego. Niektórzy nie byli tak taktowni jak Szeja (patrz przypadek Andrzeja Jarosika) i szybko wylecieli z kadry. Wałbrzyski bramkarz, jak na sportowca przystało, robił swoje, nie narzekał, ale medal za sukces w Monachium otrzymał dopiero w ... 2007 roku. Dlaczego? Po prostu złotych krążków wybitych zostało za mało. Ledwie 13, a dla rezerwowych PKOl nie dokupił. Wśród pechowców znalazł się m.in. grający w finale Szymczak, który po zejściu do szatni musiał oddać swój medal kontuzjowanemu we wcześniejszym meczu Szymanowskiemu.
Mimo, że karierę zakończył Kostka to Marian Szeja nie został podstawowym bramkarzem kadry. Owszem był powoływany na mecze eliminacyjne, ale na boisko wybiegał tylko na mecze towarzyskie. Oto wykaz pozostałych spotkań w pierwszej reprezentacji Polski:
w 1972:
nr 8 Poznań Szwajcaria 0:0
1973:
nr 9 Łódź USA 4:0
nr 10 Wrocław Irlandia 2:0
nr 11 Toronto Kanada 3:1
nr 12 Chicago USA 1:0
nr 13 Los Angeles Meksyk 1:0
nr 14 San Francisco USA 4:0
nr 15 New Britain USA 0:1.
W 15 spotkaniach z białym orłem na piersiach Pan Marian puścił zaledwie 6 bramek. Na tournee w lecie po Ameryce Północnej zakończył reprezentacyjną karierę, w niezbyt szczęśliwej atmosferze, bowiem o wiele gorzej prezentował się jego zmiennik Jan Tomaszewski - wówczas wyraźnie faworyzowany przez Górskiego.
Sporo się też mówiło o Panie Marianie w kontekście złamania nogi Jackowi Gmochowi w towarzyskim meczu kadry z reprezentacją wybraną przez czytelników Ekspresu Wieczornego.
Późną jesienią'73 dzięki Bernardowi Blautowi wyjeżdża do francuskiego FC Metz, gdzie w sezonie 73/74 rozgrywa tylko 5 spotkań, by latem 1974 przejść do beniaminka 2.ligi francuskiej AJA Auxerre.
Polski bramkarz zapracował na miano legendy francuskiego klubu. W sezonie 1978/79 nikomu nieznany klub z Burgundii grający w drugiej lidze francuskiej doszedł aż do finału Pucharu Francji. Przeciwnikiem był FC Nantes, z wieloma reprezentantami kraju. Po 90 minutach sensacyjny remis 1:1, ale w dogrywce faworyzowani piłkarze Nantes strzelają 3 bramki i ostatecznie sięgają po trofeum.
AJA Auxerre z 1979- Marian Szeja w górnym rzędzie 
pierwszy z lewej, a pierwszy z prawej w dolnym rzędzie
Józef Klose ojciec Miroslava
Sezon 1979/80 był ostatnim Pana Mariana we Francji i jako czynnego piłkarza. AJA Auxerre wygrywa drugą ligę i awansuje do pierwszej ligi, gdzie przez lata wypracuje sobie dobrą markę, zagra w europejskich pucharach, z Ligą Mistrzów na czele.  Maryan był namawiany na grę, ale nie zgodził się kończąc karierę. Etap w Auxerre zakończył liczbą 274 występów w latach 1974-80.
Szeja przetarł polski szlak do burgundzkiego klubu, bowiem po tak znakomitym człowieku AJA zaczął regularnie sięgać po piłkarzy z kraju znad Wisły. Od Szłykowicza, Klose, poprzez Szarmacha, Janasa czy Włodarczyka po Ireneusza Jelenia.
Po powrocie do kraju Marian Szeja nie zerwał kontaktu z francuskim klubem, regularnie jeździł na tradycyjne spotkania, jak i również tamtejszym koneksjom zawdzięcza brak amputacji nogi.
W latach 80-tych i 90-tych ubiegłego stulecia Pan Marian został szkoleniowcem. Był szkoleniowcem bramkarzy w Auxerre, gdzie jego podopiecznym był m.in.kadrowicz Bruno Martini. W kraju, oprócz wielokrotnie wspominanej jazdy na taksówce, również zajmował się trenowaniem. Prowadził m.in. Granit Borów, który swego czasu mógł sobie pozwolić na zatrudnienie olimpijczyka, bo sponsorowany był przez zakłady kamieniarskie, Victorię Świebodzice i wreszcie Zagłębie Wałbrzych i KP Wałbrzych.
Marian Szeja jako trener KP Wałbrzych w sezonie 1993/94
Niestety, był to okres zmierzchu wałbrzyskiej piłki. Brakowało pieniędzy, atmosfery, coraz biedniejsze miasto nie było zainteresowane wspieraniem futbolu, nie pomogła fuzja ligowców.
Pan Marian coraz rzadziej widywany był na ligowych meczach, ale nie opuszczał imprez okolicznościowych, których autorami było nie tylko miasto, ale i grupa zapaleńców spod zielono-czarnego herbu Zagłębia. Mimo upływających lat kibice wciąż mogli liczyć na autograf, kilka wspomnień, ciekawostek z przeszłości. Dotyczy to nie tylko imprez sportowych, ale akcji typu "Osobowość z pasją".
Ostatnie miesiące to zmaganie z chorobą. Przyjaciele Pana Mariana, sympatycy Zagłębia Wałbrzych mieli się spotkać w piątek na mszy świętej w intencji powrotu do zdrowia. Niestety, nie doczekali.
Wiadomość o śmierci wałbrzyskiego mistrza olimpijskiego obiegła wszystkie media, nie tylko internetowe. O odejściu Pana Mariana mogliśmy przeczytać na pasku tvn24, w dziennikach sportowych kondolencje złożył Polski Związek Piłki Nożnej oraz Polski Komitet Olimpijski. Spotkania T-Mobile Ekstraklasy poprzedziła minuta ciszy.

3 komentarze:

  1. Dziękuję Panu w imieniu swoim jak i ludzi którzy z wielkim szacunkiem wypowiadają się o wybitnych piłkarzach z naszego miasta, bez względu czy byli piłkarzami Zagłębia czy Górnika.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem przyjemność wiele razy spotykać się i rozmawiać ze ś.p. Panem Marianem Szeją. O jego chorobie dowiedziałem się na początku roku. Widać było, że podupadł na zdrowiu, ale nadal był uśmiechnięty i nie uskarżał się. Pomyślałem, że skoro Pan Marian wychodził już wiele razy obronną ręką z poważnych tarapatów zdrowotnych, to i tym razem da radę. Niestety stało się inaczej. Mija tydzień od śmierci Pana Mariana, a ja wciąż o nim myślę i go wspominam i noszę w sobie uczucie żalu. Żalu spotęgowanego tym co było, a właściwie czego nie było na pogrzebie Wielkiego Człowieka i Sportowca. Dlaczego miasto nie wystawiło pocztu sztandarowego swojemu Honorowemu Obywatelowi? Dlaczego pocztu sztandarowego nie wystawiła Publiczna Szkoła Podstawowa nr 21 im. Olimpijczyków Polskich w Wałbrzychu? Pan Marian - Olimpijczyk z Monachium gościł w niej wiele razy i spotykał się z uczniami. Mówi się, że wiele wybitnych osób jest docenianych dopiero po swojej śmierci. W przypadku Pana Mariana to powiedzenie sprawdziło się tylko częściowo. O jego śmierci informowały media ogólnokrajowe i lokalne, zarówno w Polsce, jak również we Francji. Niestety władze Wałbrzycha nie potrafiły we właściwy sposób pożegnać swojego Wybitnego Mieszkańca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Panem W 100% To pokazuje jakie mamy władze i jakich mamy działaczy w Wałbrzychu... Jak w poprzednim artykule o śmierci WIELKIEGO PIŁKARZA w komentarzach zwróciłem uwagę że powinno się coś więcej napisać o najlepszym bramkarzu jaki był w historii Wałbrzycha, a inna osoba popierając mnie wspomniała że na oficjalnej stronie Górnika nawet nie wspomniano o śmierci Honorowego Obywatelu Wałbrzycha. To zaraz odpisali że Pan Szeja nie był zawodnikiem Górnika ! Widzi Pan jakich mamy teraz działaczy i kto rządzi w klubie. Co do władz, to podobna sprawa, widać że nikomu nie zależy żeby w ponad 100 tys. mieście była solidna drużyna, może nawet na poziomie I Ligi. Miasto co prawd daje parę groszy, ale to kropla w morzu. Zresztą uważam że pieniądze są zle przeznaczone. Po pierwsze po co nam 5 klubów piłkarskich w Wałbrzychu, skoro II Ligowy Górnik nie ma drużyny rezerw ? Czy nie powinien być jeden klub i na przykład dwie drużyny rezerw. Teraz chcą odbudować za grube miliony stadion na Nowym Mieści, pytam po co i komu ? Przecież teraz na Górnika przychodzi po 150 osób. Mamy piękny obiekt na Białym Kamieniu, wystarczy założyć oświetlenie i murawę podgrzewaną. Już raz wybudowali boisko na Podzamczu A Klasowej drużynie, pieniądze popłynęły i nie ma ani drużyny, ani boiska. Najpierw powinno się stworzyć porządną drużynę, a potem stawiać stadiony. Tak robią mądre władze i porządni działacze. Swego czasu Thorez jeszcze w II Lidze grał na żwirowym boisku na Dąbrowskiego. Jak "zrobili" drużynę na miarę I Ligi wybudowali stadion. Na takim poziomie jaki teraz reprezentują nasi piłkarzyki, wszyscy powinni pracować. Przykład Błękitnych Stargard, którzy zbierają się po pracy i nas leją na każdym kroku, czy piłkarze Rozwoju Katowice pracujący w kopalni. Reprezentanci krajów takich jak San Marino czy Gibraltaru pracują. A tu powstała KLUBOKAWIARNIA ani nikt nie pracuje, ani nikt nie gra, a kasę chcą brać. Pytam za co ? Kto to w końcu rozgoni i stworzy drużynę która będzie prawdziwym spadkobiercą byłego Górnika czy Zagłębia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń