Do dnia wczorajszego dla wiernych fanów angielskiej Premier League Warzycha kojarzył się jako ostatni Polak, który wpisał się na listę strzelców w najmocniejszej lidze świata.
Jak statystycy wyliczyli właśnie wczoraj minęło dokładnie 8200 dni, czyli prawie 23 lata od celnego uderzenia polskiego zawodnika. 19 sierpnia 1992 na Old Trafford Manchester United gościł Everton z Warzychą w składzie. Czerwone Diabły prowadzone przez Alexa Fergusona w składzie miały takie gwiazdy jak duński olbrzym w bramce Peter Schmeichel, w obronie Steve Bruce (obecny trener Hull City), w pomocy rządził kadrowicz Paul Ince, na skrzydłach szaleli Walijczyk Ryan Giggs i Ukrainiec Andrij Kanczelskis, natomiast w ataku zabójczy duet: Szkot Brian McClair i Walijczyk Mark Hughes. Ogółem w wyjściowej jedenastce Manchesteru było aż 7 uczestników finału Pucharu Zdobywców Pucharów z maja 1991 (2:1 z Barceloną, po wcześniejszym wyeliminowaniu Legii w półfinale z Jackiem Sobczakiem w składzie!). A kim mógł straszyć Everton prowadzony przez Howarda Kendalla? W bramce jeden z najlepszych wówczas bramkarzy na Wyspach Walijczyk Neville Southall - pamiętający wraz z trenerem triumf The Tooffes w PZP w 1985, w obronie były reprezentacyjny obrońca Dave Watson, a w ataku przede wszystkim Peter Beardsley - kadrowicz, który jedną ze swych reprezentacyjnych bramek strzelił Polsce (w 1990 na Wembley pokonując Józefa Wandzika w 90 minucie na 2:0 - w Polsce cały mecz zagrał wtedy Robert Warzycha).
Faworytem ligowego meczu byli gospodarze, ale dość niespodziewanie i to bardzo wysoko wygrali goście z Liverpoolu. Znakomitą partię rozegrał polski pomocnik, który zaliczył najpierw asystę przy bramce Beardsleya, a na 10 minut przed końcem po kapitalnej indywidualnej akcji podwyższył na 2:0!
Tuż po strzeleniu bramki Roberta zmienił Szkot Maurice Johnston, który w ostatniej minucie gry ustalił wynik na 3:0. Te spotkanie i bramka stały się dla Warzychy niejako wizytówką z jego brytyjskich występów. Wielokrotnie o tym wspominano, choć zapewne przygoda z Evertonem nie potoczyła się do końca tak jakby sobie Robert życzył.
Ponadto celnym strzałem, po którym Schmeichel wyjmował piłkę z siatki Warzycha wpisał się do historii Premier League, bowiem został pierwszym piłkarzem spoza Wysp Brytyjskich, który strzelił bramkę w nowo powstałej lidze. W ciągu 4 lat gry w Evertonie (1991-94) w 72 meczach 6 razy (bilans wraz z meczami pucharowymi) wpisał się na listę strzelców. Więcej w historii występów w Anglii do siatki rywala trafiał jedynie Kazimierz Deyna.
Od tamtego czasu zmieniło się w wiele, nie tylko w futbolu. Niestety, mimo, że do Premier League trafili reprezentanci Polski (Smolarek, Rasiak) nikomu nie było dane wpisać się na listę strzelców. Trwało wstydliwe odliczanie dni, lat, aż w końcu musiała przyjść sobota, 31 stycznia. Podobnie jak w przypadku Warzychy areną dla polskiego gola był Old Trafford. 23 lata temu mecz oglądało niespełna 32 tysiące widzów, wczoraj ponad 75 tysięcy! Manchester United oglądający plecy nie tylko Chelsea i Manchesteru City, ale i Southamptonu gościł ostatni Leicester City, w barwach których coraz mocniejszą pozycję ma Marcin Wasilewski. Popularny Wasyl cieszy się zasłużonym szacunkiem na Wyspach, wywalczył wraz z popularnymi Lisami awans z Premiership, a po wywalczeniu sobie miejsca w podstawowym składzie trudno wyobrazić sobie ten zespół bez Polaka w składzie. Sam mecz. Sam mecz nie był porywającym widowiskiem - gospodarze już do przerwy prowadzili 3:0 po celnych strzałach van Piersie, Falcao i samobójczej Morgana. Gospodarze dość długo pamiętali wrześniową, niespodziewaną porażkę w Leicester aż 3:5.
Historyczny dla Polski moment nastąpił w ... 80 minucie! Ta sama minuta meczu, ten sam stadion...
Po rzucie rożnym w polu karnym gospodarzy było sporo przypadku, kilka przebitek, w końcu po akcji Estebana Cambiasso i Marca Albrightona, dośrodkowaniu z prawej strony Marcin Wasilewski głową nie daje szans hiszpańskiemu bramkarzowi Davidowi De Gei szans na skuteczną obronę.
3:1 - wynik, o którym niewielu będzie pamiętać. Ale o bramce Wasilewskiego w Polsce zrobiło się głośno. Pierwszy polski gol po blisko 23 latach w Premier League...
Za występ w Teatrze Marzeń Wasyl od Daily Mail otrzymał notę 6,5 - najwyższą w zespole, z kolei Sky sport ocenił Polaka na 5, wyżej wyceniając występ 5 klubowych kolegów Marcina.
Miejmy nadzieje, że na następną bramkę Polaka w tej lidze nie będziemy czekać ponad dwie dekady...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz