niedziela, 20 października 2013

Hat-trick Folca

Zielona Góra przez lata kojarzyła się głównie z festiwalem piosenki radzieckiej, potem z żużlem, a ostatnio oprócz stolicy rodzimego speedwaya stała się miastem najlepszej koszykarskiej drużyny. W latach gdy Górnik Wałbrzych grał w koszykarskiej ekstraklasie Zastal lawirował w okolicach strefy spadkowej. Czasy się zmieniły i teraz gdy w Wałbrzychu oczekuje się na mecze z Kątami Wrocławskimi w Zielonej Górze kibice koszykówki pasjonowali się wizytą Bayernu Monachium. Za sukcesami żużlowców i koszykarzy stoi mocny sponsor jakim jest Stelmet. Wspomaga on również piłkarzy, którzy w grach zespołowych są ubogimi krewnymi w swoim mieście. Popularność dyscypliny budowana jest wynikami, a tych futboliści nie mają. Najwyższym szczeblem rozgrywek na jakim grali zielonogórzanie było zaplecze ekstraklasy zwane wówczas drugą ligą. Na tym szczeblu spotykali się z wałbrzyskim Górnikiem, gdzie zwycięstwo wiosną 1998 2:1 przy Ratuszowej zostało odebrane przez miejscowych kibiców z ogromnymi podejrzeniami. Na szczęście wałbrzyszanie szybko zrehabilitowali się pokonaniem Śląska Wrocław, a Lechia Zielona Góra dopiero w następnym roku pożegnała 2.ligę. Później zespół przechodził różne transformacje organizacyjne, łączył się m.in. z młodzieżowym Zrywem Zielona Góra, potem z Lechem Sulechów przejmując nazwy nowych dobrodziejów. Były to jednak ruchy "uzdrawiające" chwilowo, bowiem wyników sportowych wciąż brakowało. Z młodzieżą w Zielonej Górze pracują bardzo dobrze, a największy sukces lubuskiego futbolu odniesiono w ... Wałbrzychu. W 2001 Lubuska Szkoła Piłkarstwa Młodzieżowego przy Ratuszowej wywalczyła złoty medal mistrzostw Polski juniorów starszych. Górnik/Zagłębie było wówczas czwarte, a z tamtej kadry wciąż pod Chełmcem gra Grzegorz Michalak.
Zaangażowanie Stelmetu w futbol związany był z kolejną fuzją Lechii tym razem z Uczniowskim Klubem Piłkarskim w ubiegłym roku. Udało się zatrzymać zdolnych graczy, wywalczono mistrzostwo trzeciej ligi dolnośląsko-lubuskiej i znów druga liga zawitała do Grodu Bachusa. Znakiem firmowym zespołu jest napastnik Wojciech Okińczyc, który liznął ekstraklasy w barwach Górnika Zabrze, do 1.ligi awansował z Zawiszą Bydgoszcz, terminował w rezerwach Legii, a po powrocie do Zielonej Góry sięgnął po koronę króla strzelców 3.ligi z 27 bramkami w 28 meczach. Skuteczność w tym sezonie również może imponować - do soboty 10 goli w 12 meczach! Trzynastka okazała się dla Okińczyca pechowa, bowiem nie strzelił rzutu karnego. Górą okazał się Damian Jaroszewski mający w swoim piłkarskim CV epizod w Lechii Zielona Góra. Wcześniej z Wałbrzycha do Zielonej Góry trafił m.in. Białorusin Dymitrij Nazarow, a w drugą stronę wędrowali Zbigniew Stelmasiak (via Lech i Pogoń), Waldemar Tkaczuk (via Widzew) czy nie tak dawny defensor Michał Zawadzki.
W sobotę przed meczem Górnika z UKP Stelmetem, gdyby analizując tylko miejsca w tabeli zdecydowanym faworytem byli oczywiście gospodarze, ale zagłębiając się w kłopoty kadrowe obu zespołów to przewaga nie była już tak wyrazista. Maciej Jaworski nie mógł skorzystać nie tylko z kontuzjowanych Oświęcimki, Bartośa i Bartkowiaka, ale wykartkowanych Grzegorza Michalaka i Wojciecha Szuby. Ta dwójka do tej pory decydowała o obliczu gry biało-niebieskich, choć Michalak celujący w rekord zebranych kartek w sezonie już pauzę zaliczył. Szuba to podstawowy młodzieżowiec, który z meczu na mecz nabierał doświadczenia, drugoligowej ogłady i jego gra wyglądała coraz lepiej. Kto więc mógł go zastąpić? Na pewno nie Damian Chajewski jak sugerował w przedmeczowej zapowiedzi Bogdan Skiba, bowiem jest za stary na młodzieżowca. Chajewski zastąpił Szubę w roli ... (tu ciśnie się niezbyt grzeczne słowo) - dwie żółte kartki w ciągu stu kilku sekund to głupota, zwłaszcza te pierwsze napomnienie za dyskusje z arbitrem. Wracając do tematu młodzieżowców to Jaworski nie wziął przykładu ze swego poprzednika Roberta Bubnowicza, który swego czasu mając problem z młodzieżowcami posadził na ławce Jaroszewskiego i stawiając na Kamila Jarosińskiego. Ten manewr mógłby być i teraz powtórzony, ale ostatecznie Patryk Janiczak nie zaliczył ligowego debiutu, tylko od pierwszego gwizdka wybiegł Mateusz Krzymiński. 18-latek zagrał bez tremy, nie miał wielkiego wpływu na kreowanie gry, miał kilka strat, zarobił żółtą kartkę, ale i zaliczył asystę przy kuriozalnej bramce Marcina Folca. Napastnik wałbrzyszan dość długo czekał na "swój" występ. Jako jedyny, wysunięty atakujący często cofa się po piłkę, wspomaga obronę przy rzutach rożnych przeciwników, ale kibice oczekują od napastników bramek, a tych do soboty Marcin strzelił zaledwie jedną. Biorąc pod uwagę ilość okazji jakie Folc miał w sobotę to skuteczność miał na wysokim procencie. W I połowie źle przyjął piłkę, bo wtedy już miał co najmniej dwie bramki. Dobry występ zaliczył Daniel Zinke i szkoda, że i on nie powiększył dorobku bramkowego, bo gol mu się należał. Strzelił za to Dominik Radziemski, który paradoksalnie do przerwy był jednym z najsłabszych na placu! Ciekawostką jest fakt, że w ostatnim meczu przy Ratuszowej kiedy zielonogórzanie stracili 4 gole również wpisał się na listę strzelców obrońca Radziemski. Wuj Dominika -Sławomir w meczu Górnik-Lechia 4:2 na inaugurację trzeciej ligi sezonu 1999/2000.
Marcin Folc jest drugim wałbrzyskim zawodnikiem strzelającym trzy gole w jednym meczu drugiej ligi grupy zachodniej. Pierwszym był Dominik Janik, który 3 lata temu trzykrotnie pokonał Aleksandra Kozła z Polonii Nowy Tomyśl, która przegrała przy Ratuszowej 1:5.  Wniosek jest jeden - gdy wałbrzyszanin strzela 3 gole, to Górnik wygrywa czterema bramkami.
To zagranie Bartosza Tyktora sędzia wycenił na żółtą kartkę.
Przy pierwszym golu Marcina Folca, zdobytym nie jako na raty, mieliśmy do czynienia z ciekawostką z przepisów gry. Pierwsze uderzenie zablokował kapitan UKP Bartosz Tyktor (na zdjęciu), wg większości obserwatorów i arbitra pomógł sobie przy tym ręką. Dobitka Folca trafiła do siatki, ale sędzia jak najbardziej słusznie ukarał żółtą kartką zielonogórzanina. Gdyby nie byłoby w tej akcji bramki byłaby czerwona i rzut karny.
Wracając do gry wałbrzyszan to przytomnie w pomeczowej wypowiedzi Maciej Jaworski zauważył sporo błędów. Gdyby przyjechał nieco lepszy zespół niż UKP, gdyby Okińczyc trafił z 11 metrów mógł się mecz zakończyć całkiem inaczej. Irytować mogła tuż po przerwie nonszalancja Jana Rytko (te piętki...), ale za to pewnie grał w defensywie Sławomir Orzech, lepiej po przerwie zagrał Radziemski, a sporo odbiorów zanotował Tomasz Wepa. Bohaterem był zarówno snajper Folc jak i pewniak w bramce Damian Jaroszewski.
Punkty pogubili faworyci, Górnik póki co wiceliderem, ale cel wciąż pozostaje bez zmian - miejsce w górnej połówce i utrzymanie się w lidze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz