poniedziałek, 2 września 2019

Powrót Górnika Wałbrzych na Nowe Miasto

Liczba dnia - 9778. Tyle dni minęło od ligowego meczu Górnika Wałbrzych na swoim stadionie przy ul. Chopina 1a. Wielu kibiców nie pamięta zamierzchłych czasów z początków ostatniej dekady XX wieku.
22 listopada 1992 w ostatniej kolejce dolnośląskiej grupy III ligi Górnik Wałbrzych rozgrywał mecz z outsiderem tabeli Stalą Chocianów. Gospodarze planowali zakończyć zwycięstwem przeciętną rundę jesienną, a tymczasem przyszło spore rozczarowanie. Najlepiej na łamach Trybuny Wałbrzyskiej redaktor Bogdan Skiba podsumował: czy mogło coś gorszego spotkać Górnika w tej rundzie jak taka kompromitująca porażka z ostatnią w tabeli Stalą? Gorszego już nic nie mogło być. Na trybunach niespełna 100 (!) osób, zimno jak diabli, pada śnieg z deszczem, słaby przeciwnik, Kosowski przestrzela karnego, a goście w końcówce zdobywają zwycięską bramkę. Zapewne nikt z tej garstki kibiców nie przepuszczał, że Górnik przestanie istnieć, a na mecz biało-niebieskich na Nowym Mieście przyjdzie czekać blisko 30 lat!
Po fuzji w 1993 Klub Piłkarski Wałbrzych krótko grywa jeszcze przy Chopina, ale później przeprowadza się na Biały Kamień na Stadion 1000-lecia. Stadion niszczeje, na początku pierwszej dekady XXI wieku pojawiają się dzielnicowi fascynaci futbolu, powołany zostaje Górnik Nowe Miasto. O ile użytkowana jest główna płyta, a czasami również górna, to obiekt zmienia się z dnia na dzień: znikają ławki z trybun, pawilon prasa - radio - telewizja, znika trybuna od strony basenu, kasy gdzie kupowano bilety na mecz, a nie tak dawno rozebrano boiskowy zegar. KP w międzyczasie zmienia swoje struktury, zmienia nazwę, by funkcjonować ostatecznie jako Górnik. Pierwsza drużyna rozgrywa na tym obiekcie część sparingów, kilka razy wystąpiła drużyna rezerw. Stadion stał się jednym wielkim wspomnieniem najlepszego w historii Górnika okresu jednocześnie strasząc katastrofą budowlaną. Pomysł ratunku obiektu pojawił się kilka lat temu, gdyby optymistyczny wariant z rozpoczęciem budowy w 2014 roku ziścił się to kto wie, czy dziś nie mielibyśmy perełkę lekkoatletyczną z oświetleniem i płytą piłkarską.
Jeśli kibice Górnika w listopadzie 1992 mogli czuć się rozczarowani wynikiem sportowym, to dzisiejsi sympatycy biało-niebieskich mogą jedynie ... im zazdrościć. 27 lat temu siódme miejsce na trzecim poziomie rozgrywek było wstydliwym rezultatem dla niedawnego drugoligowca, a dziś pod Chełmcem można pomarzyć o takich kłopotach, bowiem Górnika dzielą od trzeciej ligi (dziś czwarty poziom rozgrywek) jeszcze dwie klasy rozgrywkowe.
Po czerwcowo-lipcowym tąpnięciu, rezygnacji i powrocie zarządu, obojętnością władz i radnych miasta realne było niezgłoszenie się seniorów Górnika do rozgrywek sezonu 2018/19. Pierwszym czerwonym światełkiem dla kibiców było wstydliwe oddanie walkowerem pucharowego meczu z Pogonią Pieszyce. Info o inauguracji A klasy nie przyjęto z entuzjazmem, o który było bardzo trudno po zakończeniu meczu w Dziećmorowicach (1:7). Kibice obserwujący jedynie mecze I zespołu mogli kojarzyć jedynie nowego kapitana Mateusza Sobiesierskiego i Adama Niedźwiedzkiego najlepszego snajpera juniorów starszych w ubiegłym sezonie. W dwóch kolejnych meczach doszli doświadczeni Adrian Mrowiec i Grzegorz Michalak, ograny w 4.lidze 19-letni Miłosz Rodziewicz, a w bramce pojawił się Kamil Reczulski. Rywale nie byli wymagający i podopieczni Marcina Domagały oprócz kompletu 6 punktów podreperowali bilans bramkowy (15:0).
Mimo braku możliwości skorzystania z dawnych trybun
kibice oglądali mecz również zza okalającego
płotu
Niedzielne przedpołudnie 1 września 2019 roku to nie tylko 80.rocznica wybuchu II wojny światowej, ale historyczny powrót I drużyny Górnika Wałbrzych na stadion na Nowym Mieście. Przy Chopina pojawiło się nadspodziewanie sporo kibiców, wielu z nich było po raz pierwszy. Wejście i pierwsze chwile na zdewastowanej sportowej ruinie są przygnębiające. Na koronie pełno krzewów, rozbitych butelek, na które trzeba uważać, zwłaszcza dla spacerujących z dziećmi czy psami. Na dawne, owiane ekstraklasową sławą trybuny nie można wejść, bo grozi to wypadkiem. Co więcej, trybuny, podobnie jak samo boisko okala druciane ogrodzenie, więc ci co zdecydowali się obserwować mecz z wysokości to musieli robić to "zza krat". Prowizoryczne dwie trybunki, które zostały postawione jedynie po to, by spełnić warunki licencyjne mogą pomieścić kilkadziesiąt osób i były wypełnione w całości. Pod szkieletem dawnego stadionowego zegara pojawili się najwierniejsi fani, którzy w tygodniu najpierw wykarczowali drzewka i krzewy, by wygospodarować miejsce, z którego przez cały mecz zagrzewali głośnym dopingiem piłkarzy. Była okolicznościowa oprawa dotycząca 1 września, był odśpiewany hymn, były podziękowania dla trenerów Jacka Fojny i Marka Stepnowskiego oraz masażysty Janusza Wodzyńskiego, były słowa otuchy dla walczących A klasowców, ale i "pozdrowienia" dla Sebastiana Raciniewskiego, który stał się głównym beneficjentem miejskiego rozdania w sprawie futbolu młodzieżowego w Wałbrzychu. W piękną słoneczną pogodę pojawiło się sporo kibiców Górnika, którzy są z klubem na dobre i na złe, również ci pamiętający ekstraklasowe mecze, ale i A klasowe mecze sprzed 17 lat. Niektórzy byli po raz pierwszy, ale chłonąc atmosferę z tego meczu zapewne wrócą. Można było kupić pamiątki klubowe, a przedstawiciel kibiców był zaskoczony pełną banknotów puszką po spontanicznej kweście. Na najbardziej kolorowym sektorze oprócz wałbrzyszan byli zaprzyjaźnieni fani z Kamiennej Góry, Świebodzic, Świdnicy, a nawet dalekiej Bydgoszczy. Odnosi się nieodparte wrażenie, że to właśnie kibice są na chwilę obecną największą szansą na odbudowanie Górnika. Na chwilę obecną mecz A klasowego Górnika na Nowym Mieście zgromadził o wiele większą frekwencję niż rywale (Zagłębie, Czarni, Górnik Nowe Miasto czy nawet MKS Szczawno Zdrój). Gdyby do tego dodać marketing, jakiego na tę chwilę muszą pozazdrościć choćby Czarnym czy MKS, bardziej zdeterminowany zarząd to odbudowa marki nie musi być drogą cierniową tak jak jest w chwili obecnej.
Stadion na Nowym Mieście z jednym "sektorem" przygotowanym przez kibiców...
A jak Górnik wypadł sportowo? O wiele gorzej niż kibice. Trener Marcin Domagała mógł liczyć na kolejnych zawodników mających za sobą grę w ubiegłych sezonach w 4.lidze. Piotr Krawczyk, Patryk Rękawek mecz zaczęli jednak na ławce rezerwowych, a Michał Zaremba obserwował poczynania kolegów "w cywilu". Skład identyczny jak przed tygodniem w Głuszycy, gdzie wałbrzyszanie spacerkiem wygrali 5:0. Kamil Reczulski w bramce - w rezerwach często grywał nawet w polu i w ciągu 2 ostatnich sezonów zdobył 6 goli! W I zespole zadebiutował dopiero przed dwoma tygodniami i zachował czyste konto. Mecz z Walimiem był okazją do przegonienia rekordzisty pod względem zerowych strat od debiutu w bramce - Patryka Janiczaka. Obecny bramkarz Sokoła Marcinkowice 255 minut zachowywał czyste konto. Defensywa to dziś największy potencjał Górnika, bo dwóch panów z rocznika 1983 Adrian Mrowiec i Grzegorz Michalak szerzej nie trzeba przedstawiać. Gorzej w ofensywie. W drugiej linii nowy kapitan biało-niebieskich Mateusz Sobiesierski musiał liczyć na wsparcie 18-letnich Patryka Rzeszotko i Adama Niedźwiedzkiego i o rok starszego Mateusza Biskupa. W napadzie osamotniony Miłosz Rodziewicz, który nie mógł liczyć na wiele sytuacji stworzonych przez partnerów. Goście z kolei to nie tylko rekordzista w ilości zmian klubowych 50-letni Robert Rzeczycki, ale duet byłych graczy Górnika Wałbrzych Artur Słapek - Kamil Drąg.
31 lat różnicy: z lewej Rodziewicz
rocznik 2000, obok Rzeczycki
rocznik 1969.
[foto: B.Nowak/walbrzych24.com]
Obaj grali jeszcze w sezonie 2017/18. Słapek kilka razy próbował czarować na prawym skrzydle, ale prócz efektownych, ale niezbyt efektywnych zwodów nic nie pokazał. Z kolei Drąg to jak na tę ligę zawodnik wyróżniający się. Jego gra w Górniku to była przede wszystkim destrukcja, a w Walimiu nie tylko przerywa, ale i inicjuje ataki i strzela bramki (w ub.sezonie 15 goli, w obecnym już 2). W niedzielnym meczu wyróżnił się jednak głównie twardą, a czasem brutalną grą, na którą młodzi wałbrzyszanie jeszcze nie są gotowi.
Mecz zaczął się od przewagi gospodarzy, KS Walim uważnie skupił się na obronie i to wystarczyło by Górnik miał w ofensywie kłopoty. Wynik powinien otworzył Rodziewicz, ale strzał w sytuacji sam na sam odbił Łukasz Gut. Jak to w futbolu bywa niewykorzystane sytuacje się mszczą i po kilku minutach niegroźna akcja przynosi prowadzenie gościom.W 15 minucie Adrian Kraus poradził sobie z pilnującym go Radosławem Marciniakiem, Reczulski wyszedł z bramki i został przelobowany. Tym samym passa bez straty bramki Kamila zakończyła się na 195 minutach. Wałbrzyszanie ruszyli do odrabiania strat, ale na nierównym boisku młodzi skrzydłowi mieli problemy z przyjęciem piłki czy dokładnym dośrodkowaniem. Na szczęście mogą liczyć na doświadczenie starszych kolegów. Po rzucie rożnym piłka trafiła do Adriana Mrowca, który wystawił piłkę Dawidowi Rosickiemu, który mocnym strzałem po ziemi, przy słupku wyrównał stan meczu. Mimo, że częściej piłka była w posiadaniu Górnika, to sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo.
Tak padła pierwsza bramka - Adrian Kraus pokonuje
Kamila Reczulskiego.
[foto: B.Nowak/walbrzych24.com]
W drugiej połowie trener Domagała postawił na Piotra Krawczyka w miejsce Rodziewicza. Niestety, widać było po nim zaległości treningowe i był całkiem niewidoczny. O wiele więcej dał 18-letni Patryk Rękawek, który w lipcu próbował szczęścia na treningach Piasta Nowa Ruda. On w końcówce meczu mógł zdobyć zwycięską bramkę, ale jedynie obił poprzeczkę. Na pewno więcej spodziewano się od Adama Niedźwiedzkiego, który w pierwszym domowym meczu Górnika trafił aż 4 krotnie do bramki rywala. Przeciwko KS Walim zagrał po prostu bardzo słabo. Wałbrzyszanie, podobnie jak w I odsłonie byli częściej przy piłce, ale bliżej bramki byli zdecydowanie goście. W 54 minucie Adrian Kraus minął już wybiegającego z bramki Reczulskiego i miał przed sobą tylko pustą bramkę, a mimo to posłał futbolówkę ponad poprzeczką! W końcówce meczu wyraźnie zabrakło sił i koncentracji wałbrzyszanom. Po rzucie rożnym sprytnie przyblokowano Reczulskiego i centymetrów zabrakło Łukaszowi Młockowi, by posłać piłkę do siatki. W 89 minucie sam na sam z bramkarzem o mały włos nie znalazł się napastnik gości, którego przed polem karnym sfaulował Frączek, za co zobaczył żółty kartonik. Techniczny strzał z wolnego Drąga odbił się od muru.
Po meczu kibice podziękowali piłkarzom Górnika za walkę. Na pewno atmosfera "na trybunach", a dokładniej poza boiskiem, była lepsza niż w większości spotkań trzecio- czy czwartoligowych w ostatnich sezonach. Przed piłkarzami sporo pracy, bo nie ma co się oszukiwać, obecny Górnik to grupa zawodników dopiero zgrywająca się, ucząca się tej ligi, bowiem indywidualne umiejętności poszczególnych zawodników nie przekładają się na punkty w rywalizacji z ogranymi, doświadczonymi wygami, którzy wiedzą kiedy przytrzymać za koszulkę, sfaulować. Dlatego niezbyt się kibicom podobało zachowanie wałbrzyskiego szkoleniowca Marcina Domagały, który w drugiej połowie niecenzuralnymi słowami strofował rezerwowych piłkarzy Górnika, by zmienili miejsce rozgrzewki. Mimo wysłuchania nerwowego trenera nastolatkowie nie przenieśli się tam gdzie chciał Domagała...
Kolejne mecze Górnika to nie tylko walka o punkty, ale sprawdzian dla kibiców, czy w podobnej liczbie będą wspierać zespół mimo niezbyt efektownej gry, braku zwycięstw w każdym meczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz