niedziela, 4 października 2015

Uszanować punkt

Górnik Wałbrzych w 3.lidze zaczął serię meczów prawdy. Wygrana w Świdnicy pozwoliła zrzucić ciężar wyjazdowego fatum, wizyta beniaminka z Lubska pomogła Marcinowi Orłowskiemu pozbyć się miana jedynie egzekutora rzutów karnych. Kapitan biało-niebieskich zanotował historyczne 5 bramek w ligowym meczu i lokalne media od razu zaczęły porównywać Orła do szalejącego w Niemczech i Europie Roberta Lewandowskiego. Budowlani nie stanowili większego problemu i nie licząc zmarnowanego rzutu karnego Górnik mógł pokusić się o dwucyfrowy wynik, który już gościł w tej rundzie na trzecioligowych boiskach. Prawdziwym sprawdzianem miała być wizyta przy Oporowskiej we Wrocławiu. Ostatni raz wałbrzyski ligowiec gościł nie tak dawno jak twierdzi red. Skiba, bowiem w czwartoligowych bojach Górnik/Zagłębie wracało z meczów z rezerwami Śląska z bagażem 5 bramek. Ślęza Wrocław to na poziomie trzeciej ligi firma - zespół prowadzony przez Grzegorza Kowalskiego od lat finiszuje w ścisłej czołówce i nie ma znaczenia, że po każdym sezonie dochodzi do kilku znaczących odejść. Swego czasu wrocławianie wyśrubowali rekord domowych meczów bez porażki, a do spotkania z Górnikiem w bieżącym sezonie również nie zeszli z boiska pokonani. W dwóch poprzedzających spotkanie ze spadkowiczem Ślęza zremisowała bezbramkowo i dwukrotnie w doliczonym czasie gry nie wykorzystali rzutów karnych. W środę trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Goście osieroceni na ten mecz przez oczekującego dziecka Roberta Bubnowicza, nie mogli liczyć na kontuzjowanych Tyktora i Radziemskiego, mimo to po naprawdę dobrym meczu nadspodziewanie łatwo wypunktowali rywala. Klasą dla siebie ponownie był Marcin Orłowski, który w ciągu kilku dni zdystansował rywali w pościgu o koronę króla strzelców.
W ogóle środa była czarnym dniem w trzeciej lidze dla liderów, którzy doznali premierowych porażek. O ile Ślęza ograna została przez uznanego przeciwnika to trudno wytłumaczyć potknięcie rezerw Miedzi. Legniczanie gościli Ilankę Rzepin, która wygrała bardzo wyraźnie 3:1. Ozdobą meczu była bramka dla gospodarzy autorstwa Tomasza Wojciechowskiego. 20-letni napastnik spod linii bocznej efektownie wrzucił piłkę za kołnierz Artura Tumaszyka.
Legniczanie stracili fotel lidera, ale po kilku dniach mogli na niego wrócić - warunkiem było zwycięstwo w ... Wałbrzychu. Podopieczni trenera Piotra Jacka do tej pory nie zanotowali meczu bez strzelonego gola, a nie licząc wpadki z Ilanką zanotowali 3 remisy: domowy ze Stilonem i przy Oporowskiej we Wrocławiu ze Ślęza i Śląskiem II. Na Ratuszową ubiegłosezonowy mistrz 4.ligi dolnośląskiej przyjechał bez wsparcia zawodników z I zespołu. Do tej pory z pierwszoligowców, którzy występowali w tym sezonie dwa szczeble niżej można sklecić niezłą jedenastkę: Smug- Bartczak, Lafrance, Midzierski, Stasiak - Ilków-Gołąb (dziś już ponownie Chrobry), Cierpka, Daniel, Kakoko, Łuszkiewicz - Murawski. Awizowani w kadrze meczowej na bój na murawie Stadionu 1000-lecia doświadczeni Adrian Woźniczka i Marcin Garuch nie znajdowali uznania zarówno u trenera Kuźmy jak i Tarasiewicza. W podstawowym składzie, nie typowo,bo na prawej obronie, wałbrzyskiej publiczności przypomniał się Damian Lenkiewicz. Płowowłosy zawodnik wiosną miał pomóc uratować drugą ligę dla Wałbrzycha, tymczasem zapamiętany zostanie jako jedno z największych rozczarowań w Górniku w ubiegłym sezonie. Po powrocie z wypożyczenia Leny nie potrafi się przebić do kadry I zespołu, a w i w rezerwach coraz ciężej mu o miejsce w składzie. Przeciwko niedawnym partnerom niczym pozytywnym się nie wyróżnił. Do przerwy ciosem w twarz zatrzymał Marcina Morawskiego, za co, nie wiedzieć czemu, nie został ukarany nawet żółtą kartką. Tę z kolei zobaczył tuż po przerwie po faulu na Mateuszu Sawickim. Sawka, który w dniu meczu obchodził 24 urodziny, może nie był tak aktywny w ofensywie jak w poprzednich meczach, ale to po faulach na nim po przerwie legniczanie złapali aż trzy żółte kartki.
Szansa Marcina Orłowskiego
Robert Bubnowicz wciąż dokonuje korekt w ustawieniu zespołu. Wymusza to poniekąd sytuacja kadrowa, bowiem pojedynek z Miedzią II z wysokości trybun oglądali Bartosz Tyktor i Jan Rytko. Dobrze funkcjonowała linia defensywy, gdzie Sławomir Orzech grał poprawnie z prawej strony, a partnerem Dariusza Michalaka na środku obrony był Adrian Mrowiec. Wałbrzyski internacjonał nie popełnił co prawda większych błędów, ale widoczna jest u niego nadwaga, przez co łatwo wnioskować, że więcej drużynie dałby zdrowy Tyktor. W drugiej linii w temacie konstrukcji akcji ofensywnej najwięcej zależy od Marcina Morawskiego,który najczęściej zagrażał bramce Dominika Budzyńskiego strzałami z dystansu. Najwięcej braw zebrał jak zwykle waleczny Michał Oświęcimka, ale i starszy z braci Michalaków mógł się podobać w większości fragmentów meczu. W ataku Marcin Orłowski niewiele miał sytuacji do poprawy swego bramkowego dorobku. Ale to on był najbliżej zdobycia bramki dla wałbrzyszan. Po zagraniu Damiana Migalskiego kapitan Górnika zdecydował się na strzał głową, choć wydawać się mogło, że mógł spróbować strzału z woleja.
Legniczanie czwartą ligę zakończyli z rekordową ilością 76 punktów i 122 bramek w 30 meczach. W tym sezonie są również najskuteczniejszą drużyną ligi, a mecz w Wałbrzychu potwierdził, mimo zerowego konta po stronie zdobytych bramek, że młodzież Miedzianki to ofensywny zespół, zaawansowany technicznie, raczej nie będzie drżał o ligowy byt. Zawodnicy Górnika mieli największe problemy do przerwy z Tomaszem Wojciechowskim, który mijał często kolejnych rywali, niczym slalomowe tyczki, po czym potężnym uderzeniem nękał Kamila Jarosińskiego. Wałbrzyski goalkeeper po pierwszej niepewnej interwencji, gdzie zaliczył pusty przelot, tradycyjnie stanowił mocny punkt. Po jednym ze strzałów Wojciechowskiego wspomógł go słupek. Kilka minut wcześniej wybronił nogami strzał Szymona Kuźmy. Syn byłego już szkoleniowca I zespołu Miedzi znalazł się oko w oko z Jarosińskim i większość widzów na trybunach widziało już piłkę w wałbrzyskiej bramce. Na szczęście młodzieżowiec gości nie wykorzystał znakomitej sytuacji. Gorzej niż zwykle zaprezentował się kieszonkowy gwiazdor legniczan Marcin Garuch, którego zapamiętamy po niedzielnym meczu jedynie z głośnych pretensji pod adresem arbitra. Wrocławski rozjemca pokazał sześć żółtych kartek, a mógł kilkakrotnie więcej sięgnąć po nie do kieszeni. O casusie Lenkiewicza już było, ale do szczęśliwców, którzy dotrwali do końcowego gwizdka należy też wałbrzyski jedynak wśród ukaranych - Marcin Morawski.
Mecz na szczycie,mimo bezbramkowego remisu, mógł się podobać, ze względu na tempo akcji, otwartą grę obu zespołów. Mimo, że klarownych sytuacji do zdobycia bramki nie było zbyt wiele, to obie ekipy mogły pokusić się o zdobycie bramki. Po 11 kolejkach Górnik Wałbrzych ma trzy punkty przewagi nad trio Miedź II - Ślęza - Polkowice. Właśnie ta ostatnia drużyna będzie gościć w sobotę wałbrzyszan, którym od dwóch dekad nie udało się wywieźć choćby punktu.

3 komentarze:

  1. Miałem okazje oglądać oba ostatnie mecze Górnika gdzie grały jakby dwie inne drużyny. We Wrocławiu grał taki Górnik jakiego chciałbym oglądać zawsze, od pierwszych minut zaatakowali Ślęze. Grając mądrze w obronie i spokojnie w środku pola, raz po raz sunęły ataki na bramkę przeciwnika, boczni obrońcy Rytko i Sawicki zapędzali się aż pod chorągiewki na połowie przeciwnika, skąd padały dośrodkowania. Górnik po strzeleniu bramki nie cofnął się do obrony, tylko dalej atakował co w efekcie dało strzelenie następnych 3 bramek, co i tak Ślęza może uważać za sukces. Jak zważymy, że dwa razy słupek ratował Wrocławian, do tego dwie setki, które zmarnował Orłowski i Mrowiec to byłoby 8:0 ... Natomiast wczorajszy Górnik, szczególnie z pierwszej połowy to inna drużyna. Od pierwszego gwizdka pozwolił zepchnąć się do głębokiej defensywy, gdzie niepewna obrona w przemeblowanym ustawieniu robiła kiksy, w których jak zwykle brylował D. Michalak. Orzech, który ostatnio dobrze radził sobie w środku obrony, musiał grać na prawej stronie ( bo jak nie on to kto ?) gdzie pokazał, że to nie jest jego pozycja. W całym meczu raczej nie przekroczył własnej połowy, co wymaga się od bocznego obrońcy. Mrowiec- dobrze się ustawia, nie wybija piłki na oślep, ale nie wyobrażam go sobie w odbiorze piłki lub wygranie pojedynku jeden na jeden, i dużo gorsza gra głową od Tyktora. Włos się jeży, jak obrońcy zaczynają miedzy sobą podawać piłkę, a takowa trafia do D. Michalaka, nikt nie wie co on może wymyśleć :) Jarosiński- pewny punkt, jego gra na przedpolu i łapanie piłki nawet na 15 metrze zapewnia spokój. Natomiast, jak rozpoczyna grę w stylu Boruca czy Janiczaka zadaję sobie pytanie czy to jest reguła, że większość bramkarzy to pajace ? W drugiej linii w środku brakuje Cimka, uważam, że z jego szybkością i temperamentem więcej było by pożytku w środku niż na skrzydle, Wojciechowski w pierwszej połowie "szalał", bo ani Marcin, tym bardziej wolniutki Grzesiek nie byli w stanie go zatrzymać. Tylko można zadać sobie pytanie, czy gdyby Cimek grał w środku to i w środku nie grałby Garuch który grał na boku obok Michała ? Moim zdaniem Garuch był najgrozniejszym i najlepszym zawodnikiem gości. W drugiej połowie, Górnik zaczął grać bardziej odważnie i przy odrobinie szczęścia mógł nawet wygrać, ale remis jest sprawiedliwym wynikiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cyrak dostał pracę jako asystent Ojrzyńskiego w Górniku Zabrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. I zostawił Pelikana tak jak Górnika, prawdziwa dziwka ! Przez niego nasi nie dostał licencji co potwierdził prezes, bo Górnik został bez trenera z papierami.

    OdpowiedzUsuń