wtorek, 19 lutego 2013

Sprawa się Ryp(in)ła - czyli oczekiwanie na ligę

8 marca to w tym roku nie tylko Dzień Kobiet, ale i termin pierwszego meczu rundy wiosennej drugiej ligi grupy zachodniej. Wg terminarza na boisko na murawę rybnickiego stadionu wybiegną piłkarze lidera - Energetyka ROW oraz bodaj najskuteczniej grającego podczas sparingów MKS Kluczbork. Na chwilę obecną niewiadomą jest czy dojdą do skutku dwa spotkania: Elany Toruń z Lechem Rypin oraz Tura Turek z MKS Oława. Co ciekawe ostateczne informacje zapadną dopiero w ostatnich dniach lutego, czyli prawie tydzień przed meczami. Przed kilkoma tygodniami wydawało się, że najgorzej jest w Wejherowie, gdzie głośno było o wycofaniu się Gryfa. Pomorski beniaminek gościł przed rokiem w ogólnopolskich mediach za sprawą znakomitej postawy w Pucharze Polski, co potrafił teraz wykorzystać w trudnym okresie. Dzięki determinacji kibiców, ludzi dobrej woli udało się uniknąć najgorszego, czyli wycofania z rozgrywek. Piłkarze zgodzili się na drastyczną obniżkę apanaży, kilka firm dorzuciło symboliczne kwoty, trochę pieniędzy uzbierano podczas zbiórek, zlikwidowano drużynę rezerw i Gryf ma dokończyć drugoligowe boje. Co będzie latem? Niewiadomo.
W Rypinie jesienią były o wiele lepsze nastroje niż w Wejherowie - Lech był prawdziwą rewelacją rozgrywek, najskuteczniejszą po Bytovii ekipą na wyjeździe (oba zespoły po 18 punktów). Gdyby nie niespodziewana zadyszka październikowo-listopadowa (kilka porażek, w tym m.in. 0:3 u siebie z wałbrzyskim Górnikiem) to piłkarze prowadzeni przez Sławomira Suchomskiego otwieraliby ligową tabelę. Podłożem kryzysu miałby być kłopoty finansowe klubu. W 2012 roku Lech obchodził 90-lecie i nikt nie spodziewał się, że awans do drugiej ligi i dobra gra w I rundzie może być przysłowiowym łabędzim śpiewem. Do klubu poważniej miał wejść sponsor, który swoje zaangażowanie uzależnił od braku zadłużenia. Rypińscy działacze nie zdołali zniwelować ponad 200 tysięcznego długu, zarząd podał się do dymisji. Dotychczasowe zebrania nie przyniosły wymiernych efektów, ba po jednym z nich w kraj poszła informacja, że Lech wycofał się z drugiej ligi! Na najbliższym zebraniu ma zapaść ostateczna decyzja czy piłkarzy Lecha zobaczymy wiosną na drugoligowych boiskach. Jeśli tak by się stało, choć wg wszelkich znaków na niebie i ziemi wskazuje, że to mało prawdopodobne, to zespół wyglądałby zgoła inaczej niż ten rewelacyjny w I rundzie. Co prawda pozostał trener Suchomski, ale większość graczy nie czekała na rozwój wypadków w klubie i już opuściła tonący okręt. Bojas z Pakoszem zasilili Bytovię, Atanacković z Tarnowskim suwalskie Wigry, Tabaczyński z Wrzesińskim Calisię, Grube trafił do Sosnowca, Bojaruniec do Płocka, Szymański do Jarocina,Ragaman ma szansę by zaistnieć w ŁKS Łódź, a do niższych klas odeszli jeszcze Fredyk, Żurowski, Winiecki, Baranowski, Lewandowski, Błaszczyk, Adamiec. Kto miałby zagrać? Dziennikarze kujawscy obliczyli, że obecnie jeszcze piąty w tabeli Lech potrzebuje ledwie 10 punktów by zapewnić sobie ligowy byt. Trener Suchomski nie wierzy w powodzenie akcji pt."Lech gra wiosną w 2.lidze" uważając, że to skończyło by się kompromitacją. Tej improwizacji nie chce firmować swoim nazwiskiem, a sam znajduje się w niezbyt komfortowej sytuacji, bowiem ma ważny kontrakt z klubem (choć w listopadzie otrzymał ostatnią pensję), a w sprawie rozwiązania jego nie ma obecnie z kim rozmawiać w klubie.
W wielkopolskim Turku można czasem poczuć się jak w ... Wałbrzychu. Jest i Stadion 1000-lecia i swojsko brzmiący klub "Barbórka", zwany również Domem Górnika. Piłkarski klub Tur nie ma takich tradycji jak kluby spod Chełmca, choć jest o wiele starszy, bo powstał w 1921 roku. Największym sukcesem była dwuletnia gra na zapleczu ekstraklasy, a po spadku -obecny sezon jest czwartym w drugiej lidze. Najwyższym miejscem w tej klasie było 14.miejsce, a dalszą egzystencję ligową zapewniały kłopoty innych drużyn (wycofanie Polonii Nowy Tomyśl, Polonii Słubice, nieprzystąpienie do rozgrywek Odry Wodzisław, Czarnych Żagań). Jesień wyglądała jednak bardzo optymistycznie - solidna dziewiąta lokata dająca szansę na uniknięcie nerwowej walki o utrzymanie. Bieżący sezon jest, a raczej był drugim, w którym kadrę zespołu tworzyli gracze ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego z Łodzi. Trenujący na co dzień w Łodzi piłkarze przyjeżdżali jedynie na mecze co nie mogło się podobać miejscowym kibicom, którzy siłą rzeczy nie identyfikowali się z futbolistami dla nich anonimowymi. Miejscowi, wielkopolscy piłkarze poodchodzili do okolicznych zespołów grających w niższych klasach. Frekwencja w Turku nigdy nie rzucała na kolana, a jesienią, mimo przyzwoitych wyników oscylowała koło 150-200 osób, a była ona często podwajana lub nawet potrajana przez dziennikarzy. Zimą nastąpiło jednak tąpnięcie we współpracy pomiędzy Turem a SMS. W Łodzi uznano, że lepszą promocją wychowanków szkoły im. K.Górskiego może być gra w 1.lidze pod egidą Łódzkiego KS, który przeżywa od lat kłopoty organizacyjne. Dość szybko cały majdan z piłkarzami i trenerem Zajączkowskim zmienił drugoligowy szyld Tura na pierwszoligowy ŁKS. No i Turek został na lodzie. W dodatku wyszły na jaw kłopoty finansowe klubu. Do tej pory panuje cisza w sprawie przygotowań, ewentualnej gry wiosną, a decyzje mają zapaść dopiero ostatniego dnia lutego. Nie wróży nic dobrego dla tych co oczekują ewentualnej gry Tura w 2.lidze. Chyba, że w łódzkim piekiełku znowu komuś odwidzi się uzdrawianie na siłę zadłużonego ŁKS i ponownie piłkarze SMS obiorą kurs na Turek.
W innych klubach przygotowania przebiegają bez zakłóceń. Najbardziej zaszaleli tradycyjnie działacze z Bytowa, którzy zafundowali piłkarzom zagraniczny obóz. Bytovia dokonała również najciekawszych "na papierze" transferów - najskuteczniejszego jesienią Roberta Hirsza (9 goli) wspomagać będzie Jakub Bojas (7 goli jesienią w Lechu) oraz Krzysztof Gajtkowski, znany gracz z ekstraklasową przeszłością. Lidera z Rybnika wzmocnił Radled z Pogoni Szczecin i imponujący skutecznością w sparingach Ł.Bałuszyński. Tradycyjnie wiele transferów przeprowadziła Chojniczanka, która podobnie jak Raków Częstochowa chce okazać się czarnym koniem rundy rewanżowej i sprawić niespodziankę.
Mateusz Jaros sprawdzany był już latem [foto: ks-sleza.wroclaw]
Na wałbrzyskim podwórku wyjaśniła się sprawa bramkarzy - okazuje się, że nie ma zagrożenia by Damian Jaroszewski czy Kamil Jarosiński nie zagrał w pierwszych wiosennych meczach. Takiego szczęścia nie miał Michał Oświęcimka. Uraz nie przeszkodził w podpisaniu półtora rocznego kontraktu. Oczywiście trudno oczekiwać dyspozycji Michała z czasów juniorskich, kiedy to brylował w każdym meczu, zdobywał sporo bramek, sięgał po indywidualne wyróżnienia., ale kto wie, czy powrót do macierzystego klubu nie okaże się strzałem w dziesiątkę. Póki co wszyscy muszą uzbroić się w cierpliwość, bo realny powrót "Cimka" może nastąpić w drugiej fazie wiosennych rozgrywek. Drugim nabytkiem może okazać się Mateusz Jaros, który już latem był sprawdzany przez wałbrzyszan. W spotkaniu ze Ślęzą Wrocław większe wrażenie zrobił na trenerach Bubnowicz-Przerywacz zrobił Adrian Zieliński. Jaros urodził się w Złotoryi, a piłkarskiego abecadła uczył się w Gwarku Zabrze, który wychował m.in. Łukasza Piszczka czy Kamila Kosowskiego. O ile juniorzy zabrskiego klubu liczą się w rozgrywkach juniorów, to seniorzy grywają (oparci na 19- i 18-latkach) grają w śląskiej okręgówce. Mateusz oprócz Górnika, latem by ł testowany przez legnicką Miedź, a ostatecznie skończyło się na wypożyczeniu do trzecioligowej Prochowiczanki (7.miejsce). Tam zagrał we wszystkich 17 meczach, lecz ani razu nie wpisał się na listę strzelców.  Już w grudniu trener prochowiczan Jarosław Pedryc wspominał o zainteresowaniu wałbrzyszan Jarosem, który po zakończeniu okresu wypożyczenia regularnie grywał w złotoryjskiej halówce oraz wziął udział w sparingu Górnika Złotoryja. Czy ostatecznie trafi do Górnika? Zobaczymy, bowiem znak zapytania jest jak najbardziej wskazany, o czym przekonuje casus Dariusza Michalaka i jego nowej umowy z klubem. O tej kwestii szeroko rozpisał się red. B.Skiba. Wiadomo, że prawda leży gdzieś po środku. Obecnie to chyba raczej Darek bardziej potrzebuje klubu, a nie na odwrót. Na jego pozycji może z powodzeniem grać kilku graczy, zarówno na prawej jak i lewej obronie. Michalak jr już kolejną przerwę pomiędzy rundami próbuje spożytkować na zdobycie angażu w wyższej lidze i póki co mu się to nie udaje.
D.Kubowicz w meczu z Elaną (1:1)
Do tej zawodnikiem, któremu zimą udało się opuścić Wałbrzych by grać w wyższej lidze jest Dawid Kubowicz, który trafił do gdyńskiej Arki. Angaż w Gdyni nie był łatwy, bowiem trener jako wzmocnienie defensywy widział początkowo Sławomira Cieńciałę - bardziej uniwersalnego defensora, ogranego w ekstraklasie (Podbeskidzie), mogącego grać na boku jak i środku defensywy. Gdy ten jednak odmówił gry w Arce, wybór padł na Dawida. Nie bez znaczenia był również fakt, że trener Paweł Sikora znał Kubowicza ze wspólnej pracy w Flocie Świnoujście. W sparingach "Kuba" gra regularnie, ale po połówce lub nawet w mniejszym wymiarze czasowym. Wymieniany jest na zmianę z Damianem Krajanowskim, z którym grał wspólnie również we Flocie, a Sikora wycofał go z pomocy do obrony. To, że w nowym klubie nie jest łatwo świadczy sparing z toruńską Elaną, przeciw której Kubowicz strzelił jedynego gola w barwach Górnika Wałbrzych (piękna piętka). Nie dość, że pierwszoligowcy zaledwie zremisowali z outsiderem drugiej ligi to gra defensywy gdynian nie zebrała pochlebnych opinii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz