wtorek, 20 września 2022

Frycowe i przełamanie?

 Wciąż ciężkie chwile przeżywają kibice wałbrzyskiego Górnika. Nie tak wyobrażano sobie pod Chełmcem początek czwartoligowego sezonu. Beniaminek po pierwszych 5 meczach ma zaledwie punkt.
Przed tygodniem w Wałbrzychu gościł Sokół Marcinkowice z najskuteczniejszym w tym sezonie zawodnikiem Krzysztofem Bialikiem. 22-letni pomocnik trafia do bramki rywali w każdym ligowym spotkaniu bieżącego sezonu. Wałbrzyszanie po „planowych” porażkach w Świdnicy i Żmigrodzie z faworytami, a także bolesnym domowym potknięciu z Piastem Nowa Ruda w spotkaniu z Sokołem mieli w końcu zapunktować. Tylko jak tu liczyć na sukces skoro bardzo wąska kadra coraz bardziej staje się skromna, a na dodatek niedawno wyremontowana murawa Stadionu 1000-lecia po opadach deszczu miejscami nie nadawała się do normalnej gry. Trener Marcin Domagała w meczu z Marcinkowicami nie mógł skorzystać z usług Krawczyka, Smutka czy Niedźwiedzkiego. Przed wałbrzyską publicznością zadebiutował Nigeryjczyk Roland Emeka John, który już w drugiej minucie mógł wpisać się na listę strzelców, gdyby po rzucie rożnym trafił głową w piłkę! Po wyrównanej grze pierwszym wałbrzyszaninem, który zdobył bramkę w sezonie 2022/23 został Mateusz Sobiesierski. Sopel ładnym strzałem z 25 metrów zaskoczył Jakuba Matlaka i wydawało się, że biało-niebiescy wreszcie się przełamią.
Niestety, dalej mecz potoczył się niczym w najgorszym koszmarze. Wspomniany już Bialik znakomicie uruchomił podaniem Roberta Sobieraja. Pozyskany latem ze spadkowicza z 4.ligi MKP Wołów 28-letni napastnik, który zbierał doświadczenie na tym szczeblu w Orli Wąsosz i Piaście Żmigród, pomknął w kierunku pola karnego, w dziecinny sposób minął Rosickiego i Michalaka, a próba wślizgu Orzecha zakończyła co prawda rajd Sobieraja, ale faul oznaczał rzut karny dla gości. Krzysztof Bialik zmylił Szymona Steca i spokojnym uderzeniem wyrównał stan meczu. Utrata bramki nie pobudziła wałbrzyszan, którzy grali bardzo chaotycznie. Podobać mogła się jedynie gra młodego Oskara Nowaka. Blondwłosy pomocnik odważnie próbował mijać rywali, ale często brakowało mu wsparcia partnerów. Goście z Marcinkowic byli bliscy wyjścia na prowadzenie jeszcze przed przerwą. Adrian Pytlik przed polem karnym osaczony przez wałbrzyskich defensorów dojrzał na lewej stronie Roberta Sobieraja, który znalazł się oko w oko z Szymonem Stecem. Wałbrzyski bramkarz brawurowym wyjściem zażegnał niebezpieczeństwo broniąc uderzenie i dobitkę napastnika Sokoła.
 Kibice, a przede wszystkim piłkarze mieli pretensje do arbitra z Legnicy Piotra Zająca, który zwłaszcza w pierwszej połowie z uporem maniaka nie odgwizdywał fauli na Emece.
Druga połowa to, niestety, katastrofalne błędy wałbrzyskich defensorów, które miały tragiczne skutki. Rozpoczął najbardziej doświadczony Dariusz Michalak, który wyraźnie spóźniony faulował rywala na środku boiska, za co jak najbardziej słusznie zobaczył żółtą kartkę. Kilka minut później kontuzji doznaje Sławomir Orzech, którego zastąpić musi Hubert Kak, mający za sobą jedynie niespełna kwadrans gry w Żmigrodzie. Po dwudziestu minutach gry po zmianie stron nastąpiło kilkadziesiąt sekund, który praktycznie zamknęły marzenia o punktowej zdobyczy wałbrzyszan. Najpierw po akcji lewym skrzydłem i dograniu do Sobieraja ten w dość ekwilibrystyczny sposób pokonuje z bliska Steca.
Oskar Nowak (przy piłce), z tyłu Roland Emeka.
[foto: Bartłomiej Nowak]
Po wznowieniu gry od środka w dziecinny sposób traci piłkę Kak, a Kacper Oberc samotnie popędził w kierunku bramki i przerzucając piłkę nad bramkarzem wyprowadził Sokoła na dwubramkowe prowadzenie. Mało nieszczęść? Michalak znów spóźniony, znów faul w środku boiska kwalifikujący się na żółtą kartkę, co oznacza wykluczenie i grę w dziesięciu. Tym samym Górnik został na boisku z jedynym środkowym obrońcą niedoświadczonym Hubertem Kakiem. Z przymusu wspomagał go wprowadzony po przerwie Marcin Kobylański. W 78.minucie zapachniało kolejną kartką dla wałbrzyskiego obrońcy, gdy bezradny Rosicki przez wiele metrów sprawdzał trwałość koszulki Kacpra Oberca, który w końcu urwał się, uderzył na bramkę, ale na szczęście dla Górnika niecelnie. Nadzieja wróciła, gdy po dośrodkowaniu spod bocznej linii z rzutu wolnego Damiana Chajewskiego zaskoczyła bramkarza Sokoła i wałbrzyszanie złapali kontakt. Minutę później podobna sytuacja tylko po przeciwległej stronie boiska, ale dośrodkowanie Chajka nie przynosi efektów, a kończy się dramatycznie dla Kobylańskiego. Po zderzeniu z rywalem długo się nie podnosił, brak na miejscu zabezpieczenia medycznego, przerwa ciągła się prawie w nieskończoność. Sędzia po ponad 15 minutach wznawia grę, a na boisku za Marcina pojawia się … rezerwowy bramkarz Patryk Perlak! Grający w koszulce z nr 40 jest sprawcą pierwszego przypadku w historii, aby występowali w jednym czasie na murawie dwóch bramkarzy Górnika w ligowym spotkaniu. Końcowe minuty były wręcz szalone, bowiem z jednej strony zdesperowany Górnik szukający bramki dającą remis, z drugiej rywale, wykorzystujący szansę na kontry przeciwko osłabionemu rywalowi. Nonszalancja piłkarzy Sokoła oraz spalone utrzymywały przy piłkarskim życiu wałbrzyszan do czasu kiksu Rosickiego. Rosa popełnił techniczny błąd po zagraniu Kaka, że zamiast zagrania do Steca wyszło wystawienie piłki niczym na tacy Obercowi, któremu nie pozostawało nic innego jak umieścić piłkę w siatce. Nie można dziwić się bramkarzowi, któremu puściły nerwy i o mały włos nie doszło do rękoczynów. Mecz kończy się wygraną gości 4:2, a wobec wygranej Bielawianki Bielawa, która do tej pory legitymowała się zerowym dorobkiem, Górnik osiadł na dnie czwartoligowej tabeli.

Wizyta Górnika w Sułowie, zamieszkiwanej przez ponad tysięczną populację wsi, była przed meczem skazana na porażkę. Ludowy Klub Sportowy Barycz 5 lat temu walczył jeszcze na boiskach B klasy, a obecny sezon jest drugim po największym sukcesie w historii klubu, czyli awansie do 4.ligi. Autorem sukcesu był trener Dominik Piotrowski, dla którego była to pierwsza poważna praca z seniorami. Latem, mimo zajęcia solidnego siódmego miejsca, postanowiono zakończyć współpracę i jego miejsce zajął kolejny szkoleniowiec bez seniorskiego doświadczenia, czyli Kacper Walczyk, bodaj najbardziej anonimowe nazwisko wśród szkoleniowców grupy wschodniej 4.ligi. W Sułowie latem dokonało wzmocnień, o których w Wałbrzychu mogą obecnie tylko pomarzyć. Wśród nabytków rzuca się w oczy przyjście doświadczonego Jakuba Smektały. Zawodnik, który zagrał 104 mecze w ekstraklasie w barwach Piasta Gliwice, Ruchu Chorzów i Zawiszy Bydgoszcz. Oprócz niego trafił do Baryczy Jakub Bohdanowicz, który w barwach Ślęzy Wrocław w III lidze rozegrał 230 spotkań, w których strzelił 10 goli. Dodatkowo przyszedł pochodzący z pobliskiego Milicza Kacper Głowieńkowski. Ostatnio 20-letni napastnik grał w III-ligowym Piaście Żmigród, w barwach którego strzelił 8 bramek i zanotował 5 asyst. Wcześniej był zawodnikiem Śląska Wrocław. W drużynach CLJ został królem strzelców, był również wicemistrzem Polski. Z drugoligowych rezerw Śląska trafił Filip Olejniczak, który wcześniej w Ślęzie zaliczył 17 goli w 98 trzecioligowych meczach. Z Sokoła Marcinkowice rywalizację w bramce wzmocnić ma Kacper Kubacki, latem testowany w Górniku Wałbrzych. Warto nadmienić, że w dolnośląskiej kadrze na Regions Cup zagrali Bohdanowicz oraz Adrian Puchała.

A na co mógł liczyć trener Domagała po fatalnych wynikach oraz kłopotach kadrowych? Smoczyka, Kobylańskiego i Orzecha wyeliminowały kontuzje, więc parę stoperów tworzyli Michalak z Rosickim. W środku pola szansę gry dostał Brazylijczyk Moreno Pagan, nieco wyżej zagrał Sobiesierski, wrócił do składu Smutek, a w meczowej kadrze zabrakło w ogóle Emeki.  Bukmacherzy jednoznacznie wskazywali faworyta na gospodarzy (1.30 – remis 4.75 – wygrana wałbrzyszan 5.46).
Pierwsze sytuacje pod bramką rywala stworzyli sułowscy piłkarze, zarówno kapitan zespołu Adrian Puchała, jak i Filip Olejniczak fatalnie spudłowali. Z czasem wałbrzyszanie zaczęli grać odważniej, gra toczyła się w środku pola. Znów dobre zawody rozgrywał Oskar Nowak. Groźnie główkował Smutek, który podobnie jak Chajewski nie może nawiązać do skuteczności z poprzednich sezonów. Do przerwy bezbramkowy remis, a gra nie wyglądała, że gra drużyna nominowana przez wielu do czołowej ósemki mającej zachować ligowy byt z outsiderem.
Po przerwie obraz gry nie zmienił, wciąż wyrównana, ale żywa gra. W 55.minucie aktywny Oskar Nowak znalazł się w polu karnym Baryczy, oddał strzał w bardzo trudnej sytuacji, ale bramkarz był na posterunku. Niestety, kilkadziesiąt sekund później padł gol dla gospodarzy. Szymon Stec źle wprowadził do gry piłkę wykopem trafiając stojącego na 40.metrze Jakuba Bohdanowicza. Uczestnik Regions Cup, który dopiero po przerwie został wprowadzony do gry, ruszył z piłką, łatwo minął Rosickiego i w sytuacji sam na sam pokonuje bramkarza Górnika. Wałbrzyszanie nie załamali, nawet zarysowała się lekka przewaga gości. Kwadrans po stracie bramki nastąpił kolejny cios, gdy za faul taktyczny Rosicki ogląda czerwoną kartkę i Barycz zyskuje przewagę jednego gracza. Reakcja wałbrzyskiej ławki jest natychmiastowa – biało-niebiescy przechodzą na grę trzema obrońcami. Początki są jednak opłakane w skutkach, bowiem proste błędy przy wyprowadzaniu piłki popełniają Sobiesierski z Michalakiem. O ile przy pierwszej sytuacji Stec broni strzał napastnika sułowian, to w drugim raz rozprowadzili atak miejscowi, że Kacprowi Głowieńkowskiemu pozostawało posłać piłkę do pustej bramki. Swoją drogą oba trafienia Baryczy były autorstwa zmienników. Górnik pokazał po raz kolejny charakter, nie poddał się, nie pogodził się z przeciwnościami losu.
Najpierw wziął wzór z … gospodarzy, bowiem kontaktową bramkę wypracowało trio zmienników: Piotr Krawczyk wrzucił piłkę z autu do Tomasza Czechury, który odegrał do Adama Niedźwiedzkiego, a ten strzałem po długim rogu pokonał Filipa Kaczorowskiego. Wreszcie ostatnie chwile spotkania, Górnik przeważa, Barycz mimo gry w przewadze liczebnej się broni, przy każdej okazji opóźniając grę. Nadchodzi druga minuta doliczonego czasu gry, gospodarze przejęli piłkę na własnej połowie i wyprowadzili kontrę, której wałbrzyszanie nie mogli powstrzymać nawet faulem. Piłkę do pustej bramki wpakował Głowieńkowski, stadionowy spiker odpalił muzykę, taniec radości na ławce Baryczy, a tymczasem sędzia Rafał Abramowicz odgwizduje spalonego. Czy słusznie?
Otóż nie. Dzięki zapisowi video można zauważyć, że tym razem sędziowie pomylili się na korzyść Górnika, bowiem ani w momencie zagrania rozpoczynającego kontrę:
Ani ostatnie podanie nie było adresowane do zawodnika będącego na spalonym: 
Goście nie oglądali się na protestujących gospodarzy, Niedźwiedzki zagrał w pole karne, gdzie pogubił się defensor Baryczy zagrywając przypadkowo ręką. Błąd techniczny – jak wykrzykiwali sułowanie zdecydował o przyznaniu jedenastki. Trzeba podkreślić, że jak najbardziej prawidłowo, w myśl obowiązującej obecnie interpretacji. Skończyły się czasy definicji przypadkowych zagrań, piłka zagrana przez wałbrzyszanina nie była z bliska, silnie tak, że obrońca nie mógł uniknąć zagrania ręką. Obrońca nie walczył z przeciwnikiem, nie upadał. W obecnych czasach „błędy techniczne”, kiksy sędziowie traktują bezlitośnie. Rzut karny wykorzystał Damian Chajewski dając tym samym punkt.
Po sobotnim meczu głośno zrobiło się dopiero w poniedziałek, gdzie pretensje o tę sytuację na łamach Słowa Sportowego przedstawił trener Kacper Walczyk, Barycz rozpowszechniła video ze spornymi sytuacjami na profilu facebookowym. Praca sędziego Abramowicza przez prezesa DZPN została również oceniona negatywnie.

Te całe zamieszanie nieco przysłania mały, ale w końcu odniesiony czwartoligowy sukces Górnika. Punkt wywalczony na boisku faworyzowanego zespołu grając w osłabieniu i odrabiając dwubramkową stratę to spore osiągnięcie po 4 kolejnych niepowodzeniach. Oczywiście, gdyby sędziowie uznali bramkę na 3:1 to wałbrzyszanie wyjechaliby bez punktu i byłby spory niedosyt w obozie gości. Podopieczni Marcina Domagały nie byli gorszym zespołem, toczyli równy bój z wyżej sklasyfikowanym zespołem. Stec w bramce kilka razy obronił groźne strzały, choć na sumieniu ma bramkę Bohdanowicza. Obrona grała uważnie, choć indywidualne błędy sporo kosztowały. Po wyrzuceniu z boiska Rosickiego i zejściu Mazanki eksperymentalnie na prawej obronie grał Niedźwiedzki, który po zdobyciu gola ustawiony został wyżej i miał współudział przy rzucie karnym. Kolejne dobre występy wałbrzyskiej młodzieży – Nowaka, Korby i Pawłowskiego. Choć pierwsza dwójka lepiej prezentowała się do przerwy, a Oskar Pawłowski pojawił się dopiero w końcówce meczu. W środku harował Sobiesierski, ale zawalił przy golu na 0:2. Chajewski zdobył niezwykle ważną bramkę, a wcześniej dwoił się i troił, szkoda, że nie miał odpowiedniego wsparcia. Brazylijczycy zagrali bardzo… dyskretnie. Kevin na lewej obronie raczej nie będzie drugim Roberto Carlosem, Moreno Pagan zaprezentował się o wiele korzystniej w środku pola. 

Trener Domagała w pomeczowym komentarzu zwraca uwagę również na organizację meczu w Sułowie. Okazuje się, że nie tylko w Wałbrzychu jest wiele do poprawy pod tym względem.  Ale zapewnienie bezpieczeństwa dla zawodników powinien być priorytetem dla działaczy gospodarzy i nie powinno dojść do sytuacji, gdzie ktokolwiek z ekipy przyjezdnych jest szarpany czy popychany. 
W Baryczy w ogóle nie pograł sobie Jakub Smektała, również Filip Olejniczak czy Adrian Puchała nie zagrali tak, że wałbrzyszanie mogli mieć z nimi spore problemy. Różnicę robił z kolei Jakub Bohdanowicz, który pojawił się dopiero w 50.minucie gry, zdobył bramkę i naprawdę widać było w jego grze sporo jakości jak na tę klasę rozgrywkową.
Co ciekawe Barycz Sułów w poprzednich 4 spotkaniach poprzedzających mecz z Górnikiem zdobywała gole w końcówkach meczów dające im punkty. 1:0 w Bielawie po golu w 90+3', 2:2 u siebie z Orłem po bramce Olejniczaka w 90+3',  1:2 z Piastem Nowa Ruda - gol Puchały w 89', 4:1 z Trzebnicą i ostatni gol w 80'. Tym razem to wałbrzyszanie oba gole zdobyli w końcowych minutach.
W tym sezonie nie ma łatwych meczów dla nikogo. Obecnie w strefie spadkowej znajduje się Polonia-Stal Świdnica, grubo poniżej oczekiwań punktuje Lechia Dzierżoniów. Wałbrzyszanie teraz mają przed sobą mecze z trzema zespołami zajmującymi miejsca tuż za plecami nowego lidera ze Żmigrodu. Najpierw na Ratuszową zawita spadkowicz Foto-Higiena Gać, która latem wymieniła praktycznie całą kadrę i legitymuje się największą liczbą obcokrajowców - 5 zawodników z ukraińskimi paszportami wybiegło ostatnio w wyjściowej jedenastce, dwóch kolejnych siedziało na ławce rezerwowych. Potem czeka wyjazd do Oławy, na który szykują się szalikowcy, a nie wolno zapominać o jakości piłkarskiej prezentowanej przez braci Gancarczyków. Wreszcie w 9.kolejce na Ratuszową zawita Słowianin Wolibórz, jeden z głównych faworytów do pierwszego miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz