niedziela, 14 kwietnia 2013

Czy to już wiosenny kryzys?

Te kilka doliczonych minut w meczu Górnika Wałbrzych z Chojniczanką Chojnice, w których gospodarze będący w beznadziejnej wydawałoby się sytuacji, odwrócili losy meczu zamazały obraz drużyny. Podopieczni Roberta Bubnowicza w mijającym tygodniu rozegrali dwa mecze przy Ratuszowej zdobywając zaledwie jeden punkt, choć apetyty, nie tylko kibiców, były większe. Wizyta wicelidera z Bytowa dość brutalnie zweryfikowały hurraoptymistyczne nadzieje co niektórych, którzy oczami wyobraźni widzieli biało-niebieskich walczących o najwyższe cele w drugiej lidze. Bytovia przyjechała pod Chełmiec z moralnym kacem, jakim niewątpliwie był przegrany mecz w Toruniu, kiedy to outsider Elana wypunktowała faworyta 2:1. W środę Bytovia wypunktowała natomiast Górnika, potwierdzając awansowe aspiracje. Wałbrzyszanie prowadzili wyrównaną grę, ale niestety, zespołowi brakuje argumentów w ofensywie. Im bliżej pola karnego rywala tym gorzej. Siła ognia oparta głównie jest na Danielu Zinke - gdy Czecha odetnie się od podań on sam meczu nie wygra. Zwłaszcza przy swoich warunkach fizycznych skazany jest na porażkę w pojedynkach główkowych. Dla mnie niezrozumiała jest krytyka Daniela przez trenera Bubnowicza po ostatnim meczu z Ruchem. Na bezradność z przodu trzeba spojrzeć globalnie a nie indywidualnie. O ile można przełknąć nieporozumienie z Bytovią to już powinna się zaświecić alarmowa lampka po meczu z Ruchem Zdzieszowice.
Gdzie ta skuteczność ze sparingów? Zastanawia się A.Moszyk.
Goście co prawda wyprzedzają w tabeli jedynie Elanę i wycofanego Lecha Rypin, ale po sobotniej grze można śmiało twierdzić, że jeszcze kilku zespołom krwi napsują. Wielu w Wałbrzychu już przed meczem dopisało Górnikowi komplet punktów, tymczasem jedynym plusem po tym spotkaniu jest pierwsze wiosenne "zero z tyłu". Pierwsza akcja zmarnowana przez Oświęcimkę nie zapowiadała późniejszego dramatu. Wspomnianemu ofensywnemu graczowi miejscowych odnowiła się kontuzja barku i upłynie trochę czasu aż będzie on do dyspozycji trenera Bubnowicza. Potem były szanse wypracowane przez Zinke i Sawickiego po mocnych dośrodkowaniach z prawej strony, których partnerzy nie potrafili wykorzystać a wystarczyło tylko (a może aż) dostawić nogę. Również próby z dystansu nie sięgały celu. Po przerwie to z kolei goście zdominowali wałbrzyszan i dzięki Damianowi Jaroszewskiego zawdzięczamy, że nie padła bramka po strzałach Lachowskiego z wolnego (jesienią gdy grał w barwach Zagłębia Sosnowiec trafił w ostatniej minucie) czy Sobika. No i jeszcze ofiarny wślizg G.Michalaka, po którym wszyscy z obozu Ruchu łapali się za głowę żałując, że zamiast bramki był tylko korner. Końcowy zryw Górnika tym razem nie przyniósł powodzenia, ale po prawdzie podział punktów jest jak najbardziej sprawiedliwy. Pozostaje postawić pytanie - czy po tych meczach można już podejrzewać, że chłopców Bubnowicza naszedł kryzys czy po prostu na więcej ich nie stać? Jeśli chodzi o defensywę to trudno znaleźć słabe punkty. Cieszy dobrze rozwijający się młodzieżowiec Sławomir Orzech, który z meczu na mecz gra coraz pewniej. Martwi z kolei stagnacja formy braci Michalaków, po których należy wymagać więcej. Jesienią grali o wiele ofensywniej, nie popełniali prostych błędów. Na dzień dzisiejszy obaj grają po prostu przeciętnie. W pomocy najpewniej gra Tomasz Wepa, choć i jemu zdarzają się proste straty. Tyle, że jest to graczy ukierunkowany głównie defensywnie, na odbiór piłki a nie kreację akcji ofensywnych. Blado w ostatnich meczach wypadł kapitan zespołu Marcin Morawski. Jego grę porównywano z odpowiednikami - z Bytovią z Wojciechem Piętą (strzelcem bramki), a z Ruchem - Marcinem Lachowskim (byłym kolegą z czasów gry w Sosnowcu) i w obu przypadkach więcej swojemu zespołowi dali właśnie 37-letni Pięta i "Lacha". Pozostaje cierpliwie czekać na powrót formy "Morasia". Brakowało jego prostopadłych podań, celownik strzałów z dystansu/wolnych jest bardzo rozregulowany. Chimerycznie na lewej stronie grają młodzieżowcy - Radziemski wygrał zimą rywalizację, ale liga go brutalnie zweryfikowała. Chajewski z Ruchem błyszczał sztuczkami technicznymi, puszczaniem piłki między nogami rywala, ale fizycznie jeszcze wyraźnie odstaje - każde wejście przeciwnika i Damian odbija się tracąc piłkę, a poza tym gasł z minuty na minutę. Adrian Zieliński dał ze "Zdzichami" dobrą zmianę, poszarpał, strzelił celnie z dystansu, szukał dryblingu, tylko podobnie jak Chajewski dawał stłamsić się fizycznie rywalom. I wciąż gra zbyt indywidualnie. Wreszcie atak, który zimą o wiele słabszym rywalom aplikował gole jak na zawołanie. O Zinke już pisałem. Bohatera z Chojnicami, Michała Bartkowiaka wezwała ojczyzna, czyli kadra. Oświęcimka mógł się podobać z Bytovią, z Ruchem spartolił akcję meczową (bo nie można inaczej nazwać posłanie piłki wprost w bramkarza w sytuacji z 2.minuty) a teraz pozostaje mu rekonwalescencja. Wreszcie Adrian Moszyk. Jesienią wydawało się, że pozbył się kompleksu braku goli w drugiej lidze. Zimą był najskuteczniejszym strzelcem, ale rywale pokroju Kowar czy Świdnicy to niestety, o wiele niższa półka niż druga liga. Adek nie potrafi wypracować sobie sytuacji strzeleckiej, tak jak choćby Zinke, który potrafi się urwać rywalowi. Gdy już dojdzie to ... No właśnie. Z Ruchem Moszyk miał dwie sytuacje - w I połowie z ostrego kąta nie trafił w światło bramki, a pod koniec meczu głową raczej podał niż strzelał do broniącego Kasprzika. Wiem, że to przesada, ale Moszyk przypominał Roberta Lewandowskiego z najgorszych meczów kadry - zamiast krążyć w okolicach "szesnastki" szukał gry w okolicach koła środkowego, odgrywał klepkę do partnera by nie zdążyć pod bramkę przeciwnika. Więcej szumu pod zdzieszowicką bramką robił zmiennik Sobczyk, ale jemu brakowało szybkości. Choć ciekawie wyglądałaby próba, gdyby Sopel zagrałby więcej w ofensywie niż kwadrans. I tak blado wygląda ofensywa Górnika. Czy lekiem okaże się powrót Bartkowiaka? Czy zbliżające się wyjazdowe mecze pozwolą wałbrzyszanom na powiększenie punktowego dorobku dzięki grze z kontry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz