poniedziałek, 12 marca 2012

Pękający balonik

Ci co oglądali mecz wrocławskiego Śląska z Koroną Kielce przecierali oczy ze zdumienia. Nie chodzi tutaj o grę gospodarzy, ale o stan murawy. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że leży śnieg, ale po kopnięciu piłki zamiast puchu wznosiło się coś na podobieństwo piachu. Stadion ma więc na chwilę obecną problem z murawą i nie tylko. Ale po kolei. Wybór Wrocławia kosztem Krakowa czy Chorzowa przez wielu był odbierany jako decyzja polityczna - patrzono przez pryzmat głównych postaci frakcji rządzącej. Jednak geografia, bliskość zachodniej i południowej granicy, lotnisko, no autostrada A 4 przemawia na korzyść stolicy Dolnego Śląska. Co prawda lada chwila A-4 będzie najbardziej przeklinaną nicią komunikacyjną w kraju ze względu na wprowadzenie opłat, ale nie ma takich problemów jak z dojazdem do Warszawy. Stadion otwarty z opóźnieniem oparł się aferom jakie towarzyszyły Narodowemu w Warszawie. Póki co ze sportowego punktu widzenia przynosi niepowodzenia: od porażki Adamka z Kliczko po wyniki ligowe Śląska. Już sam rzut na bryłę stadionu w porównaniu z innymi obiektami Euro wychodzi na niekorzyść wrocławskiego. Szary, bez pomysłu, przez złośliwych zwany największym papierem toaletowym na świecie. Najlepiej prezentują się obrazki z zewnątrz - na trybuny. Niedoróbki elewacji, wystające gdzieniegdzie kable są niczym z otaczającym placem budowy wokół stadionu. Miała być galeria handlowa, stacja kolejowa, a jest ... Szkoda słów, bo ci co byli na meczu kadry PZPN z Włochami czy na którymś z meczów Śląska wiedzą co się tam wokół dzieje.
Wrocławski stadion nie jest tak barwny z zewnątrz jak PGE Arena
Po przyznaniu Polsce europejskiego czempionatu nastąpił hurra-optymizm, który trwa w niektórych dziedzinach do dnia dzisiejszego. Wiemy, że nie będzie tylu kilometrów autostrad, dróg szybkiego ruchu, szybkiej kolei, nowych dworców. Cieszymy się, że te budowy rozpoczęte kiedyś się zakończą - kiedy to nie wiadomo, ale przynajmniej potomni będą z nich korzystać. Powstały piękne stadiony, co prawda przepłacone i za kilkanaście miesięcy okaże się, że są nierentowne i państwo, czyli my - musimy dopłacać do nich.  Już kilka lat temu wyliczano ile to stadionów w Portugalii, Austrii nie podołało po mistrzostwach, wyśmiewano Ateny, że w dzień zawodów malowano elewację. U nas miało i ma być inaczej. Czy ktoś w to wierzy to jego sprawa. Pierwszy obiekt był skończony w Poznaniu - dokończona modernizacja stadionu Lecha, który stał się obiektem miejskim. O permanentnych  kłopotach z murawą napisano i powiedziano już wszystko, potem okazało się, że mieszkańcy okolic ul.Bułgarskiej skarżą się na decybele wywodzące się z gardeł kibiców, ale koniec końców oprócz trawy o obiekt nie ma się co martwić. W Gdańsku miał być  BalticArena czy Amber a został PGE. Niestety, gospodarz Lechia okazuje się jedną z najmniej skutecznych zespołów na całym kontynencie, prezydent miasta ma ogromne pretensje do operatora stadionu, który nie przynosi spodziewanej wysokości zysków. Najczarniejszy scenariusz to po mistrzostwach obiekt zapełni się w pełni na ... pierwszoligowych Derby Trójmiasta Lechii z Arką. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę tylko turniej mistrzowski to Gdańsk może pochwalić się pięknym funkcjonalnym obiektem, nie korkującym miasto tak jak w przypadku perły w koronie czyli warszawskiego Narodowego.
We Wrocławiu w niedzielę okazało się, że jest problem z murawą. Na mistrzostwach nie będzie istniał a co na co dzień? Biorąc pod uwagę ligę, to Śląsk wygrał i to bardzo szczęśliwie inaugurację (1:0 z Lechią po golu faulującego w wyskoku Voskampa), potem były 0:1 z Wisłą, 1:1 z Ruchem, 0:4 z Legią i 1:2 z Koroną. Dorabianie teorii o pechowym stadionie, nawoływanie do powrotu na Oporowską są oczywiście bez sensu. Niektórzy przypominają, że w mistrzowskim, jedynym sezonie, w 1977 Śląsk po krótkiej grze na Stadionie Olimpijskim powrócił na macierzysty przy Oporowskiej i sięgnął po największy sukces w historii klubu. Czkawką dla co niektórych wrocławskich hotelarzy może się odbić nadzieja na profity. Miasto stanie się w praktyce bazą piłkarzy i kibiców z Czech. Nie jest to majętny naród w porównaniu z innymi zachodnimi nacjami, poza tym do granicy jest bliziutko i dla większości bardziej opłacalne będzie dojeżdżanie na mecze niż nocleg, zabawa i pobyt przez kilkanaście dni w mieście nad Odrą. Zwłaszcza, że ceny zostaną wywindowane na maksa. Na bazę goszczącą uczestnika EURO 2012 chrapkę miało wiele miast i wszystkie musiały obejść się ze smakiem. Choć w niektórych przypadkach tytaniczna praca w budowie infrastruktury sportowej zaprocentuje w bliższej lub dalszej przyszłości. Warto przyjrzeć choćby takiej Trzebnicy. I pomyśleć, że swego czasu chciał w rolę gospodarza wcielić się Wałbrzych... Gościł pod Chełmcem Adam Olkowicz, trochę w jego blasku wygrzali się rodzimi politycy, ale twardo stąpający po ziemi mogli tylko zapytać: z czym do ludzi? Kurtuazyjna wizyta, a co niektórym zapaliła się lampka marzycieli. Brak bazy hotelowej, jakość nawierzchni dróg woła o pomstę do nieba, no i niby jak szybko mieli przemieścić się piłkarze do Wrocławia? Kompleks Aqua Zdrój miał błyszczeć na początku tej wiosny, a termin otwarcia jest w praktyce nieznany.  Przy założeniu, że wszystko byłoby już gotowe to być może Górnik PWSZ Wałbrzych przeżywałby to co obecnie ma miejsce w Kotwicy Kołobrzeg. W Kołobrzegu zabukowała cały stadion Duńska Federacja Piłkarska. Mimo, że Duńczycy pojawią się w dawnej Stolicy Żołnierskiej Piosenki to na mocy umowy podpisanej z miastem już od stycznia nikt nie może z niego skorzystać!! Oczywiście wina w tym władz miasta, które doprowadziły do takiej sytuacji.
Kiedy Aqua Zdrój będzie tak wyglądać?
Wiele tysięcy Polaków łudziło się, że zdobędzie bilety na Euro. Po kilku losowaniach okazało się, że większość z rodaków ma takie szczęście jak w totolotku. Przy tym kasę zarabia PZPN. Związek wpadł na dochodowy pomysł z Klubem Kibica Reprezentacji Polski. Trzeba się więc zapisać uiszczając przy tym opłatę, by mieć nadzieję, że ochłapy, które pozostały w związku trafią do rąk kibiców. Oczywiście nikły procent szczęśliwców się trafi, ale większość wydając ponad 30 złotych nabiła kasę tylko i wyłącznie PZPN. To jedna z nielicznych instytucji, która na Euro wyjdzie na plus.
Teraz na czerwcowy turniej zapowiadane są jeszcze protesty, strajki niezadowolonych grup zawodowych. Zamiast pięknego święta, na które liczą niepoprawni optymiści możemy być świadkami, bałaganu organizacyjnego, ogólnego narzekania.
Obym się mylił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz