wtorek, 12 stycznia 2021

Nietypowa Jedenastka - aż żal, że grali tak krótko w Wałbrzychu

 Nie jest to zestawienie piłkarzy grających najlepiej w historii wałbrzyskiego futbolu. Nie jest to również zbiór nazwisk, które zapadły głęboko w pamięci pod Chełmcem pod względem bramek, asyst, kar indywidualnych czy wcześniejszych, bądź późniejszych sukcesów w innych klubach. Nietypową Jedenastkę tworzą zawodnicy, którzy przybyli na Ratuszową na krótki okres, co najwyżej sezon, ale swoją grą wstydu nie przynieśli, byli podstawowymi zawodnikami. Dla zdecydowanej większości epizod wałbrzyski był trampoliną, która zaprocentowała w przyszłości grą w wyższych ligach. A dla niektórych pobyt w Wałbrzychu był szczytowym osiągnięciem w przygodzie z piłką.
Przez lata do Zagłębia czy Górnika przychodzili zawodnicy, którzy wiązali się z klubem na dłużej niż sezon. Znakomicie działał system wyszukiwania talentów w regionie, dziś nazywany skautingiem. Z byłych województw obecnego Dolnego Śląska udało wypatrzyć się utalentowanych zawodników, udanie wprowadzać w tajniki futbolu jednocześnie zapewniając miejsce w internacie i  edukację. Oprócz zdolnej młodzieży górnicze kluby kusiły dobrymi zarobkami, ale nie było szaleństwa w postaci głośnych transferów na przykład kadrowiczów. Przypadki Jerzego Odsterczyla, Józefa Ciołka, Jerzego Kowalika czy Tadeusza Dolnego stanowiły wyjątki. W latach 90-tych ubiegłego stulecia, gdy wałbrzyski futbol coraz bardziej upadał, więcej było transferów wychodzących niż przychodzących. Zaczęły się pojawiać wypożyczenia, popularne do dnia dzisiejszego. Były krótkie okresy chwały, związane z pobytem w drugiej lidze, ale głośnych zakupów nie uświadczono pod Chełmcem. Gra w Klubie Piłkarskim, Górniku/Zagłębiu, a potem w Górniku nie była już tak atrakcyjna jak za czasów górniczego mecenatu.
Poniżej jak najbardziej subiektywne zestawienie jedenastu zawodników, którzy grali krótko w Wałbrzychu, ale byli podstawowymi zawodnikami, za którymi po odejściu... tęskniono, przez jakiś czas wspominano, potem ich miejsce zajmowali inni, najczęściej związani z miastem, regionem. 
JACEK BANASZYŃSKI
(ur. 1975, Górnik Wałbrzych 1997/98 - 19 meczów).
Popularny Banan jest wychowankiem Zagłębia Lubin. Swoją historię barwnie opowiedział niedawno Krzysztofowi Kostce. Co ciekawe w ekstraklasie zadebiutował w wieku 18 lat zmieniając ... pomocnika Arkadiusza Żarczyńskiego. W świecie, gdzie nie analizowano każdego meczu video, nie było internetu, w mediach podano inne nazwisko, tym samym oszczędzając wstydu Zagłębiu, które do Tarnobrzega delegowało zaledwie 13 piłkarzy. Po wypożyczeniach do Głogowa i Bydgoszczy w sezonie 97/98 mógł stwierdzić, że poznał wałbrzyszan, bowiem pięciokrotnie wyciągał piłkę z bramki w ligowych meczach z KP.  Po powrocie do Zagłębia Banaszyński co prawda zaliczył dwa występy w 1.lidze, ale nr 1 w Lubinie był Jędrzej Kędziora. Równolegle, w Wałbrzychu, w 2.lidze KP przeżywało ciężkie chwile w lidze, m.in. poprzez problem z obsadą bramki. Marek Siemiątkowski doznał kontuzji i trener Grzegorz Kowalski musiał wybierać pomiędzy Rafałem Wodzyńskim i pozyskanym z Victorii Świebodzice Adamem Broszczakiem, dla których drugi poziom rozgrywek w Polsce stanowił za wysokie progi. Gdy zaczęto powoływać Sportową Spółkę Akcyjną Górnik przy Ratuszowej postanowiono wzmocnić kadrę poprzez wypożyczenie m.in. Banaszyńskiego. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poprawiła się gra defensywna wałbrzyszan. Już debiut w Górniku - 
wałbrzyszanie zajmujący przedostatnią lokatę podejmują siódmą Vartę Namysłów. Wypożyczony z Lubina bramkarz w pierwszym kwadransie wygrywa dwa pojedynki sam na sam z Piotrem Szotą, później przebudzenie kolegów z zespołu i ostatecznie Górnik wygrywa 3:0 opuszczając przy tym strefę spadkową. Jacek umiejętnie dyrygował linią obrony, brawurowymi interwencjami ratował zespół z opresji, a także swoim zachowaniem zaskarbił sympatię najzagorzalszych kibiców. Zimą spekulowano czy o Banana upomni się Zagłębie, ale po zakontraktowaniu doświadczonego Piotra Lecha z Ruchu Chorzów, wiosnę'98 ponownie spędził ją przy Ratuszowej. 19 spotkań w barwach biało-niebieskich, 7 czystych kont i seria 350 minut gry bez straconej bramki. Kibice, dziennikarze często wspominali kapitalne występy Banaszyńskiego przeciwko ówczesnym potentatom 2.ligi, gdzie praktycznie jemu podopieczni Grzegorza Kowalskiego zawdzięczali sukces, Krisbutowi Myszków (1:0), Ruchowi Radzionków (0:0), czy Elanie Toruń (3:2). Sezon 1997/98 stanowił niejako łabędzi śpiew wałbrzyskiej piłki, bowiem nigdy później miasto nie doczekało się tak dobrze grającej drużyny na szczeblu centralnym. Po szokującym wycofaniu zespołu Banaszyński wrócił do Lubina, gdzie dość szybko przeniósł się do Miedzi Legnica. Po 2,5 latach przeszedł do grającego wyżej Górnika Polkowice, z którym wywalczył awans do 1.ligi, czyli ekstraklasy w 2003. Gra na najwyższym szczeblu dało przepustkę do lepszych klubów i po degradacji znalazł zatrudnienie w Polonii Warszawa, GKS Bełchatów i Jagiellonii Białystok. W 2008 wrócił na Dolny Śląsk do Śląska Wrocław, gdzie przygodę zakończyły grzechy z polkowickiej przeszłości związanej z korupcją. Ostatnim klubem był trzecioligowy Tur Bielsk Podlaski, któremu Banaszyński pomagał w wieku 37 lat. 
PRZEMYSŁAW CICHOCKI
(ur. 1994, Górnik Wałbrzych 2014/15 19 meczów)
Blondwłosy obrońca jest wychowankiem Sparty Paczków, ale futbolowo ukształtował go 6-letni pobyt w Gwarku Zabrze. Z jego rocznika największą karierę z Gwarka zrobił Dominik Sadzawicki (Górnik Zabrze, GKS Katowice, dziś Stal Rzeszów), z którym wspólnie występował również w reprezentacji
Śląskiego ZPN. Po wyrośnięciu z wieku juniora grał z Gwarkiem w okręgówce, a po powrocie na Opolszczyznę ówczesny 19-latek spadł z 3.ligi z Czarnymi Otmuchów. Mimo degradacji wpadł wielu ekspertom w oko. Ale mało kto obstawiał, że lada moment będzie grał na szczeblu centralnym. Pierwsze minuty na boisku w koszulce Górnika Wałbrzych Cichocki spędził walcząc z Krzysztofem Piątkiem. Obecny reprezentant kraju z kolegami z Zagłębia Lubin ograł drugoligowych wówczas wałbrzyszan 4:0. Gości prowadził wówczas Andrzej Polak, który latem 2014 budował całkiem nowy zespół rzekomo rozbijając zastane układy, wprowadzając nową krew, a wśród nowych twarzy był właśnie Cichy, który został jednym z duetu podstawowych młodzieżowców. Taki stan rzeczy trwał do czasu zmiany trenera - Górnik przegrywał, osiadł na dnie tabeli, pożegnano trenera Polaka, a nowy szkoleniowiec Jerzy Cyrak postawił na bardziej doświadczonego Orzecha. Pomimo tego Przemek nie poddał się i jeszcze w rundzie jesiennej ponownie wskoczył do podstawowej jedenastki. Zimą Cyrak wzmocnił rywalizację nie tylko w kilku formacjach, ale wśród młodzieżowców, bowiem o miejsce w bramce rywalizowali Seweryn Derbisz z Kamilem Czaplą, w obronie Krystian Stolarczyk, a przecież jeszcze grali wychowankowie Dominik Bronisławski czy Mateusz Krzymiński. Cichocki stracił miejsce w składzie na rzecz Stolarczyka i też w jego miejsce wskoczył po 7 wiosennych meczach do składu opuszczając zaledwie jedno spotkanie. 19 drugoligowych meczów to największe osiągnięcie w dotychczasowej karierze Przemka. Po spadku do 3.ligi wałbrzyszan nie było w klubie chętnych, a dokładniej funduszy, by zatrzymać Cichockiego. On sam wrócił do macierzystego Paczkowa, który grał zaledwie w 4.lidze. Po rundzie jesiennej przeniósł się do Starowic Dolnych, gdzie gra do dnia dzisiejszego. Największym sukcesem był niespodziewany awans do 3.ligi na sezon 2019/20. W zakończonym przedwcześnie przez pandemię sezonie LZS w 18 meczach zdobył zaledwie 4 punkty po 4 remisach. W klubie nie skorzystano z przywileju utrzymania się, zrezygnowano z udziału gry w 3.lidze w bieżącym sezonie, by po jesieni'20 zajmować drugie miejsce pośród 22 opolskich czwartoligowców. Cichocki z kolei wałbrzyskim fanom przypomniał się dokładnie dwa lata temu, gdy w styczniu doszło do sparingu czwartoligowców Górnika Wałbrzych z LZS Starowice (3:2).
IRENEUSZ ADAMSKI
(ur. 1974, KP Wałbrzych 1995/96 17 meczów - 1 gol)
Kibicowskie stosunki pomiędzy Wałbrzychem a Wrocławiem obecnie zapewne zablokowałyby taki transfer. Adamski jest wychowankiem Śląska, za którym fani pod Chełmcem raczej nie przepadają. We wrocławskim klubie po grze w juniorach głównie grywał w rezerwach zaliczając wypożyczenia do Jankowych i Chocianowa. Mimo debiutu Irka w ekstraklasie Śląsk zimą sezonu 1995/96 nie robił problemów z wypożyczeniem do walczącego o awans do 2.ligi Klubu Piłkarskiego Wałbrzych. Szkoleniowiec wałbrzyszan Wiesław Pisarski doskonale sobie zdawał sprawę, że mocny zespół buduje się od defensywy, a ta nie stanowiła mocnego monolitu. Antidotum stanowił duet byłych graczy Śląska - bramkarz Marek Siemiątkowski, który był znany trenerowi ze wspólnej pracy w Dzierżoniowie i właśnie Adamski. Adams miał więcej walorów niż próbowany na tej pomocy na początku sezonu nominalny pomocnik Grzegorz Krawiec, niż Jarosław Solarz. Na trzecioligowych boiskach był, mimo młodego wieku, wyróżniającym się piłkarzem będąc jednym z architektów awansu do 2.ligi. Wałbrzyszanie chętnie przedłużyliby wypożyczenie, ale Śląsk nie był zainteresowany takim rozwiązaniem. Adamski we Wrocławiu po powrocie z Wałbrzycha zaczął regularnie grać w ekstraklasie, z której spadł ze Śląskiem, a po 3 latach powrócił. W 2001 przeniósł się do Polkowic, gdzie spędził 4,5 sezonu (awans i spadek z ekstraklasy), ale podobnie jak w przypadku Jacka Banaszyńskiego pobyt w Górniku rzucił korupcyjny cień na jego przygodę z futbolem. Adamski w 2006 zszedł do trzecioligowego Gawina Królewska Wola na jedną rundę, po której przeszedł do Ruchu Chorzów, z którym wywalczył awans do ekstraklasy w 2007, a dwa lata później zagrał w finale Pucharu Polskim. Osiadł na Górnym Śląsku, gdzie nawet grywał w reprezentacji oldbojów Górnego Śląska, a ostatnie lata to gra w śląskiej okręgówce w ŁKS Łagiewniki, Odra Miasteczko Śląskie, Warta Kamieńskie Młyny i Unia Kalety, w 2 ostatnich pełniąc rolę grającego trenera.
DYMITRIJ NAZAROW
(ur.1975, Górnik Wałbrzych 1997/98 13 meczów)
W Wałbrzychu zapisał się w historii jako pierwszy obcokrajowiec. Białorusin, wychowanek Lehmasz
Orsza, potem gracz Lokomotiwu Witebsk, gdzie w wieku juniora debiutuje w rodzimej ekstraklasie. Do Polski trafia do Zagłębia Lubin zimą sezonu 1996/97, a w maju debiutuje w lidze w spotkaniu Zagłębia z Ruchem Chorzów. Po przepracowanej przerwie letniej w sezonie 97/98 rozgrywa zaledwie dwa mecze: z ŁKS w Łodzi (dwie żółte kartki i w efekcie czerwona kartka) oraz z Wisłą Kraków i ...wylatuje ze składu. Poszukujący defensorów wałbrzyski Górnik z chęcią go przyjmuje do siebie i już we wrześniu Dima debiutuje w nowych barwach. Nie gra efektownie, surowy technicznie, lecz znakomicie rozbija ataki rywali, dobrze gra głową. W spotkaniu ze Śląskiem Wrocław otrzymuje czerwoną kartkę a dwie żółte i wówczas okazało się ile znaczył dla bloku defensywnego Nazarow. Zimą wraca na krótko do Lubina, lecz nowy trener Zagłębia w osobie Andrzeja Szarmacha nie widzi go w pierwszoligowej kadrze. Wiosną'98 w Górniku Wałbrzych przegrywał rywalizację z Zbigniewem Wójcikiem, Hubertem Łukasikiem, Piotrem Borkiem, ale stanowił mocne wsparcie w rywalizacji o miejsce w składzie. Po wycofaniu się wałbrzyszan z drugiej ligi Dima natrafia na kolejne wypożyczenia do Lechii Zielona Góra i Unii Skierniewice. Wiosną 2000 roku z rezerwami Zagłębia Lubin przegrywa baraże o 3.ligę z Lubuszaninem Drezdenko, a później okazjonalnie grywał w Górniku Polkowice w 2001, by dość niespodziewanie zakończyć karierę pomimo młodego, jak na zawodnika, wieku.
ADAM KŁAK
(ur.1986, Górnik Wałbrzych 2010/11 23 mecze - 1 gol)
Wychowanek Piasta Nowa Ruda dość szybko wyemigrował do Miedzi Legnica, gdzie spędził 7 lat. Przeżył awans i spadek z drugiej ligi, obecnej pierwszej ligi, gromadząc 153 ligowe spotkania, w których strzelił 3 gole. Latem 2010 skończyła mu się umowa z klubem, który nie przejawiał ochoty na dalszą współpracę z Adamem. Barw Miedzianki broniłem przez siedem lat, a pożegnano się ze mną w minutę -nie krył rozczarowania 24-letni wówczas pomocnik, który szybko znalazł nowego pracodawcę w postaci wałbrzyskiego Górnika. Wałbrzyszanie właśnie awansowali do drugiej ligi i świadomi słabych ogniw w kadrze szukali wzmocnień również w defensywie. Trener Robert Bubnowicz testował wielu zawodników, również zagranicznych, ale ze względów głównie finansowych zdecydował się na zaledwie czterech z nich, w tym Kłaka, który ponownie mógł grać z byłymi kolegami z czasów gry w Miedzi - Rafałem Majką i Tomaszem Wepą. Adam początkowo występował w drugiej linii, gdzie był
autorem bodaj najładniejszego gola okresu przygotowawczego - po kapitalnym uderzeniu z 30 metrów przeciwko Twardemu Świętoszów. Mimo pochwał pierwsze spotkania ligowe (2:2 w Żaganiu, 1:3 w Bydgoszczy) Adam obserwował z ławki. Wykorzystując przerwę w rozgrywkach Górnik rozgrywa sparing z Polonią/Spartą Świdnica (5:4), w którym Kłak strzela 2 gole i Bubnowicz przeciwko GKS Tychy wystawia go w podstawowej jedenastce. Bezbramkowy remis, pierwsze zero z tyłu w lidze z Kłakiem w defensywie spowodował, że Adam na dobre zagościł w wyjściowej jedenastce Górnika. W Tychach awaryjnie, ale jakże udanie zagrał na prawej obronie, w kolejnym zagrał na lewej, gdzie zakotwiczył na dłużej. Mimo, że popełniał błędy, był niekiedy łatwo ogrywany przez szybkich zwrotnych skrzydłowych, to dawał większą jakość niż przereklamowany inny letni nabytek Michał Protasewicz, były reprezentant Polski juniorów. Kłak łatwo łapał żółte kartki, których skompletował aż 9, z Polonią Słubice za nadmiar napomnień wyleciał z boiska. Trener Bubnowicz mimo tego chwalił Adama, jako uniwersalnego zawodnika, który wg niego udanie prezentował się na pozycjach, na które nie miał pierwotnie grać. Podczas przymusowej pauzy w 2.lidze wspomagał rezerwy grające w B klasie, gdzie za każdym razem wpisywał się na listę strzelców. Pod koniec rundy jesiennej, kiedy nie grał Dariusz Michalak ponownie Adama oglądaliśmy w roli prawego obrońcy, a zimą jako student PWSZ sięgnął z kolegami z Górnika po akademickie halowe mistrzostwo Polski. Wiosną Adam Kłak tworzył z Markiem Wojtarowiczem duet stoperów i trzeba dodać, że ta para w 12 spotkaniach mogła się pochwalić stratą zaledwie 8 bramek! Górnik Wałbrzych sezon 2010/11 zakończył na 10.miejscu, ale za wyniki wiosenne sklasyfikowany został na siódmym z zaledwie 11 straconymi bramkami - żadna z ekip nie straciła tak mało bramek. Co stało więc na przeszkodzie, by utrzymać tak skuteczną defensywę? Jak niewiadomo o co chodzi, to wiadomo, że rozbiło się o pieniądze. Kłak po latach w wywiadzie z cyklu Niski Pressing przyznał, że klub zalegał mu z wypłatami uposażenia, nie wywiązywał się po prostu z kontraktowych ustaleń. Następnym przystankiem byli Czarni Żagań, czyli ligowy rywal Górnika. Po zakończeniu sezonu 2011/12 Kłaka próżno szukać na szczeblu centralnym. Mewa Kunice (klasa okręgowa), Orkan Szczedrzykowice (4.liga), Grom Gromadzń-Wielowieś (klasa okręgowa), Zryw Kłębanowice (klasa okręgowa) to kolejne kluby Adama, który odnalazł się poza boiskiem realizując się w firmie Saller, producenta odzieży sportowej.
EMIL NOWAKOWSKI
(ur. 1974, Górnik Wałbrzych 1997/98 16 meczów - 1 gol)
Szczupły blondynek, podobnie jak Jacek Banaszyński, przekonał się w Lubinie boleśnie, jak trudno wychowankom Zagłębia przebić się do I zespołu. Mając 19 lat miał co prawda 30 ekstraklasowych występów okraszonych dwoma trafieniami, ale bez przyszłości w macierzystym klubie. Po grze w Polkowicach i Głogowie wyjeżdża do USA, gdzie raczej rekreacyjnie grywa w piłkę. Po powrocie do
Europy gra w czwartej lidze włoskiej, gdzie nauczył się profesjonalnego podejścia do treningu, sportowego trybu życia poza meczami itp. Gdy zimą 1998 roku pojawił się w kraju i rozpoczął treningi pod okiem Grzegorza Kowalskiego w wałbrzyskim Górniku był postacią dla kibiców anonimową. Zaczął niezbyt fortunnie, bo w spotkaniu z gdańską Polonią nie wykorzystał rzutu karnego, lecz później szalejąc po lewym skrzydle zjednał sobie sympatię kibiców. W niektórych przypadkach zastępował Jacka Sorbiana w roli rozgrywającego. Typowy harcownik, o żelaznych płucach i nienagannej technice. Zdobył co prawda zaledwie jedną bramkę, ale wypracował kolegom trzy kolejne. Po latach posuchy wałbrzyscy kibice mogli podziwiać w akcji naprawdę znakomitego grajka. Po udanej rundzie oczywiście posypały się oferty, sam Emil był skłonny wyjechać do trzeciej ligi włoskiej, lecz za namową trenera Grzegorza Kowalskiego trafił za nim do wrocławskiego Śląska. Tam nie pograł długo, bowiem trafia do ukochanego Zagłębia grającego w ekstraklasie. Tam furory nie robi i wraca z powrotem do Wrocławia pomagając wydatnie Śląskowi w powrocie do ekstraklasy. Stamtąd trafia do mającego pierwszoligowe ambicje Górnika Polkowice, gdzie po udanym początku gra coraz rzadziej. Gdy wydaje się że trafi albo do Polaru Wrocław (tam jednak nie chcą go działacze) lub do Włókniarza Mirsk (IV liga) po kilku miesiącach przerwy niespodziewanie udanie przechodzi testy w pierwszoligowej Polonii Warszawa i pomaga jej w utrzymaniu się w lidze. Bilans w ekstraklasie to 79 meczów i 3 gole. Po przygodzie z Czarnymi Koszulami kontynuuje grę w kolejnych klubach - greckie Olympiakós ASK Vólou, MAS Pierikós Kateríni i APO Fostíras Távrou, niemieckie FC Oberlausitz Neugersdorf, a w Polsce czwartoligowe Prochowiczanka Prochowice, BKS Bobrzanie Bolesławiec i Konfeks Legnica, by zakończyć granie w A klasowej Victorii Parchów po sezonie 2013/14. Równocześnie edukował się trenersko i od kilku lat odnosi szkoleniowe sukcesy w Akademii Piłkarskiej Zagłębia Lubin.  
RAFAŁ FIGIEL
(ur. 1991, Górnik Wałbrzych 2014/15 14 meczów - 6 goli)
Figiel jest wychowankiem UKP Zielona Góra, który zmieniał wielokrotnie nazwę. W wieku 17 lat miał za sobą debiut w 2.lidze, zdobytą bramkę, a także nieudaną próbę w Cracovii, gdzie pokazał się w meczu Młodej Ekstraklasy. Reprezentant Polski juniorów wydawało się, że uda mu się w Odrze Wodzisław, ale przygoda w 1.lidze dla 19-latka skończyła się na 20-minutowym epizodzie. Po
powrocie do Zielonej Góry spadł do 3.ligi, gdzie grą pokazywał, że to nie jest szczebel dla niego. 18 bramek pomocnika w  trakcie dwóch sezonów dało kolejną szansę w 1.lidze, ale ponownie zawiódł, tym razem w GKS Katowice (21 meczów bez gola) i Chrobrym Głogów (5 meczów). Gdy zimą zaprosił go na treningi drugoligowego Górnika Wałbrzych trener Jerzy Cyrak tak naprawdę niewiadomo było co się spodziewać po Rafale. Czy będzie grał efektywnie jak w Grodzie Bachusa, czy spali się tak jak było poza Lubuskiem? Figo swoją pierwszą bramkę zdobył w przegranym sparingu z Zagłębiem Lubin (1:3). U gospodarzy szalał Krzysztof Piątek, strzelec dwóch bramek, ale najpiękniejszego gola, w stylu stadiony świata zdobył fantastycznym uderzeniem Rafał Figiel. Uderzenia z dystansu stały się niejako wizytówką Rafała - w taki sposób pokonał w sparingu Kobuckiego (Karkonosze), a w lidze przede wszystkim uderzenie, które zmusiło Oskara Pogorzelca (MKS Kluczbork) do wyciągnięcia z siatki zapadło na długo w pamięci fanów.
Wiosną'15 Górnik walczył o utrzymanie. Był to całkowicie przebudowany zimą zespół przez trenera Cyraka, gdzie kluczową rolę pełnił właśnie Figiel odpowiadający za rozegranie. Gdy z Górnika odszedł Marcin Morawski, Tomaszowi Wepie brakowało wsparcia w środku polu, zwłaszcza, że jego obowiązki głównie ukierunkowane były na destrukcję akcji rywala niż kreację sytuacji. Nie sprawdził się na tym poziomie Wojciech Szuba, nie odnalazł się w Wałbrzychu Bartosz Szepeta. Figiel okazał się doskonale skrojony na miarę Górnika, sam zawodnik nie ukrywał, że w przypadku utrzymania, związałby się z klubem na dłużej. Popisowym pojedynkiem był mecz z Siarką Tarnobrzeg (3:2), gdzie dwukrotnie wpisał się na listę strzelców i asystował przy trafieniu Dominika Radziemskiego. Tygodnik Piłka Nożna wybrał go Bohaterem Kolejki, a w trakcie rundy wiosennej wybrany został Piłkarzem Marca w 2.lidze oraz pięciokrotnie nominował go do Jedenastki Kolejki, a po sezonie wybierając do TOP 10 2.ligi. W 14 ligowych spotkaniach zdobył 6 goli, a przy 4 asystował. Z pewnością gdyby biało-niebieską koszulkę Rafał zakładał przez cały sezon, a nie tylko jedną rundę, z pewnością wałbrzyszanie uniknęli by degradacji, po której nie mogą odnaleźć się do dziś... Od czasów Włodzimierza Ciołka nie było pomocnika, który na szczeblu centralnym zaliczył w Górniku tak efektowną rundę.
Przez grę w słabiutkim Górnik wypromował się Figiel i skorzystał z oferty Rakowa Częstochowa (2015-19), z którym awansował do 1.ligi i do ekstraklasy. Klub nie przedłużył wygasającej umowy i kolejnym klubem zostało Podbeskidzie Bielsko-Biała, które Figo w sezonie 2019/20 ponownie do ekstraklasy. Jesień bieżącego sezonu była jednak dla beniaminka rozczarowująca, ostatnie miejsce w tabeli i aż 38 straconych bramek przy zaledwie 13 zdobytych. Figiel należy do największych rozczarowań w zespole (tylko 8 meczów i 1 asysta). Zimą pożegna się z popularnymi Góralami i najprawdopodobniej zostanie piłkarzem GKS Tychy.
DARIUSZ FILIPCZAK
(ur. 1974, Górnik Wałbrzych 10 meczów - 1 gol)
W latach 60-tych czy 70-tych XX wieku, gdy pojawił się talent w klubach województwa wałbrzyskiego to następnym przystankiem musiał być albo Górnik albo Zagłębie Wałbrzych, z którymi liczyli się najlepsi w kraju. W latach 80-tych powoli ten trend zanikał, gdzie koronnym przykładem był Piast Nowa Ruda, który miał swój złoty okres o mały włos ocierając się o ekstraklasę. Mimo, że właśnie tam grał Górnik to nie udało się ściągnąć noworudzkich gwiazd. W latach 90-tych po dekadach posuchy chwile radości zagościły na stadiony w Dzierżoniowie czy Świdnicy. O ile Lechia grała w 2.lidze, to mocnym trzecioligowcem stała się Polonia Świdnica, która w sezonie 1992/93 przegrała walkę o awans z Chrobrym Głogów gorszym bilansem bramkowym. Świdniczanie kadrę opartą mieli na miejscowych graczach, a pierwszym, który trafił do ekstraklasy był Mariusz Kurzeja, wyciągnięty przez Śląsk Wrocław. W Wałbrzychu, mimo posiadania teoretycznie silniejszego zespołu, niezwykle trudno
przychodziło zdobywanie punktów w derbowych pojedynkach z Polonią Świdnica. W awansie KP do drugiej ligi, co prawda pomógł Jarosław Solarz i Piotr Juraszek, ale apetyt wałbrzyskich działaczy byl większy, bowiem za najbardziej utalentowanego uchodził młodszy z braci Filipczaków - Dariusz, były król strzelców 3.ligi, wcześniej kuszony przez Miedź Legnica. W sezonie 1997/98 wałbrzyskiemu udało się w końcu przekonać działaczy Polonii i samego zawodnika, by sfinalizować wypożyczenie.  Ofensywny pomocnik, zdobywca 19 goli w 96/97, zadebiutował w przegranym meczu w Koninie z Aluminium (0:1), ale już w następnym (5:1 w Wałbrzychu z Naprzodem Rydułtowy) był na ustach wszystkich kibiców. W 2 minucie pokonując Krzysztofa Lubiatowskiego otworzył wynik meczu, a katowicki Sport wybrał go do Jedenastki Kolejki. Mimo posiadania w składzie takich specjalistów jak Jacek Sorbian czy Krzysztof Radziemski większość stałych fragmentów gry wykonywał Filipczak. Do końca rundy nie powiększył dorobku bramkowego, a jego dośrodkowanie na bramkę zamienił tylko raz Zbigniew Wójcik. Mimo to zbierał najwyższe noty, zarówno od dziennikarzy, jak i trenera Grzegorza Kowalskiego, którego oceny kibice mogli poznać na łamach Gazety Wyborczej. Tymczasem po efektownej końcówce rundy jesiennej Dariusz Filipczak opuścił Górnika rozpoczynając przygotowania do rewanżów w barwach ligowego rywala Śląska Wrocław. Jak to się stało, że pomimo wypożyczenia do czerwca do Wałbrzycha Filipczak  zdecydował się na przeprowadzkę do Wrocławia? W zamian za wypożyczenie Filipa do Polonii z Górnika miał trafić Robert Gąsiorowski, który najpierw nie porozumiał się z świdnickimi działaczami, a później doznał kontuzji eliminującej go z gry do końca rundy i tym samym nie trafił w ogóle do Świdnicy. Polonia nie podejmowała kroków w celu wyegzekwowania rekompensaty czy też powrotu Filipczaka. Po zakończeniu rundy w Polonii zmienił się zarząd, który wini za zaistniałą sytuację poprzedników, zwłaszcza, że Śląsk zaproponował od razu definitywny transfer Filipczaka. Finałem tego zamieszania było przejście zainteresowanego do Wrocławia i wypożyczenie do Wałbrzycha piłkarza Śląska Rafała Klajnszmita. W Górniku mają za złe również formę pożegnania się z klubem przez Dariusza - pojawił się w klubie tuż przed wyjazdem na zgrupowanie, przedstawił swoje stanowisko działaczom, nie żegnając się z trenerami i zawodnikami. Oczywiście to zostało pod Chełmcem długo zapamiętane, o czym Filipczak przekonał się w maju'98 podczas ligowej wizyty ze Śląskiem. We Wrocławiu osiągnął swój największy sportowy sukces - awans (2000) i gra w ekstraklasie (41 meczów i 3 gole w latach 2000-03). Tuż po awansie Śląska wypożyczony był do 3-ligowych Czarnych Żagań. Po zakończeniu w wieku 29 lat kontraktu z WKS grał w austriackim SV Gottsdorf-Marbach-Persenbeug i drugoligowych ŁKS Łódź i RKS Radomsko. Na sezon 2004/05 ponownie pojawił się przy Oporowskiej pomagając Śląskowi wygrać 3.ligę. Później był Polar Wrocław, Odra Opole (awans do 2.ligi) i wreszcie powrót po dekadzie do Świdnicy, gdzie Polonię/Spartę wprowadził do 3.ligi w 2008 i dwukrotnie przegrywając baraże do 2.ligi. Po grze w Austrii (SV Jauerling, SV Blindenmarkt, SV Neumarkt an der Ybbs), już po 40-tych urodzinach po raz trzeci został graczem Polonii-Stali, a od 2017 gra w Cukrowniku Pszenno, z którym w ubiegłym roku zanotował awans do klasy okręgowej.
KAMIL SADOWSKI
(ur. 1997, Górnik Wałbrzych 2016/17 16 meczów - 4 gole)
Zaledwie 4 sezony temu Wałbrzych miał zespół grający w 3.lidze. Jeśli porównamy z obecnym, wstydliwym stanem posiadania (5 A klasowych drużyn), ten nieudany, zakończony spadkiem sezon wydaje się zamierzchłą przeszłością. Jednym z nielicznych jasnych punktów sezonu 2016/17 była gra
Kamila Sadowskiego. Dla przypomnienia, Górnik Wałbrzych po jesieni zajmował piętnaste, spadkowe miejsce w tabeli, nie przekreślało to szans na utrzymanie. Zimą udało się namówić na przeprowadzkę na Ratuszową 20-letniego utalentowanego pomocnika Victorii Świebodzice Kamila Sadowskiego. Zresztą pierwszy występ w nowej drużynie zanotował w sparingu przeciwko byłym kolegom - łącznie w 10 zimowych sparingach zdobył 6 goli. Jako junior był na testach w Arce Gdynia czy Śląsku, a jesienią w okręgówce zdobył 9 bramek w 13 występach. W lidze zameldował się bez kompleksów, już od pierwszego meczu należąc do wyróżniających się piłkarzy wałbrzyszan. Jego dyspozycja została dostrzeżona i brał udział w konsultacjach kadry DZPN przygotowującej się do rozgrywek Regions Cup. Komplet wiosennych występów i udział przy 6 z 14 zdobytych przez zespół bramek. Niestety, koszmarna dyspozycja na własnym boisku (zaledwie jedno zwycięstwo, jeden remis i JEDNA bramka - nie licząc "wyjazdowego" meczu z Olimpią Kowary rozegranego przy Ratuszowej), spowodowała, że podopieczni Roberta Bubnowicza spadli z hukiem z 3.ligi. Wysoki, 187 cm rudowłosy pomocnik nie tylko szarpał na skrzydle, czy przydatny był w walce o górną piłkę, ale często brał się za wykonywanie rzutów wolnych. Po spadku wałbrzyszan trener Bubnowicz przeniósł się do AKS Strzegom budując nowy zespół w oparciu o byłych podopiecznych z Wałbrzycha, w tej grupie znalazł się również Kamil Sadowski. Po 3 sezonach w ścisłej czołówce grupy zachodniej, gdzie o krok był od awansu do 3.ligi, w bieżącej kampanii rywalizuje w grupie wschodniej, uchodzącej za silniejszą. Ma potencjał na grę w wyższej lidze i wydaje się, że już w Strzegomiu troszkę się zasiedział.
ROBERT SAMEK
(ur. 1972, KP Wałbrzych 1996/97 10 meczów - 2 gole)
Najwięcej zasług w sprowadzeniu Samka do Wałbrzycha miał trener Wiesław Pisarski. Jeden z najlepszych szkoleniowców w historii OZPN Wałbrzych ma za sobą sukcesy nie tylko w Wałbrzychu, ale i Dzierżoniowie, czy Bielawie, co zaowocowało ofertami pracy w Arce Gdynia czy RKS Radomsko. Wałbrzyscy działacze przez lata nie byli w stanie nakłonić do transferu pod Chełmiec
takich znakomitych snajperów jak Andrzej Świerczyński (Piast Nowa Ruda), Józef Kostek (Lechia Dzierżoniów) i wydawało się, że nie uda się w przypadku Roberta Samka. Napastnik Bielawianki od najmłodszych lat wyróżniał się skutecznością i już w wieku 16 lat zadebiutował w drużynie seniorów, która właśnie wywalczyła awans do klasy międzyokręgowej (odpowiednika dzisiejszej 4.ligi), a rok później do 3.ligi. Wyczyny snajperskie Roberta nie pozostawały bez echa, jednak silnie związany z Bielawą, w cywilu inspektor straży miejskiej odrzucał oferty m.in. Pogoni Szczecin czy GKS Katowice. Jesienią 1996 beniaminek 2.ligi KP Wałbrzych był okrzyczany rewelacją rozgrywek. Siłą ofensywną byli 21-letni Sebastian Matuszak i 2 lata młodszy od niego Piotr Włodarczyk. Takiego duetu mogła zazdrościć piłkarska Polska, ale trener Pisarski wiedział, że nic tak nie działa na rozwój, jak rywalizacja i postawił na swoim ściągając doskonale znanego ze wspólnej pracy w latach 1994-95 w Bielawie właśnie Samka. Debiut w nowym otoczeniu nastąpił w 5.kolejce, gdy niespodziewanie KP przegrało swój pierwszy ligowy mecz (0:2 u siebie z Vartą Namysłów) - piszący dla Tempa redaktor Marek Szewczyk nie dość, że błędnie napisał nazwisko debiutanta (Samerek) to ocenił go na 4 w skali 1-10 (gorzej oceniony został jedynie Jacek Sobczak). W następnych 4 meczach już wchodził jako zmiennik, ale za każdym razem dając mocną zmianę, notując przykładowo asystę w meczu z Groclinem. W spotkaniu z Szombierkami Bytom (3:0) wystąpił od 1.minuty i zdobył w końcu pierwszą ligową bramkę pokonując Edwarda Ambrosiewicza. Po 3 dniach w kolejnym pojedynku na Stadionie 1000-lecia gościła inna bytomska drużyna - Polonia i ponownie Robert Samek wpisuje się na listę strzelców. Po rundzie jesiennej KP Wałbrzych zajmował 5.miejsce ze stratą 4 punktów do miejsca gwarantującego awans do ekstraklasy. Trener Pisarski tak oceniał jesienną grę Samka - pojawił się u nas zbyt późno, musiało minąć trochę czasu, zanim przyjął się w drużynie. Dziennikarze pompowali balonik odnośnie walki o awans, a nastroje tonował trzeźwo oceniający sytuację trener. Jak się okazało, najwyżej ocenianego w zespole Włodarczyka kupiła Legia, ale wśród ubytków znalazło się również nazwisko Samka. Sam zawodnik, któremu urodziło się drugie dziecko, zdecydował się być bliżej rodziny. Co prawda, zostawiał sobie furtkę do powrotu do Wałbrzycha, ale w praktyce nikt w to nie wierzył. W Bielawiance bił kolejne rekordy strzeleckie. W sezonie 1998/99 w klasyfikacji snajperów 4.ligi wyprzedził po pasjonującym wyścigu Pawła Murawskiego z Górnika Wałbrzych. Dość niespodziewanie na rundę jesienną 2002/03 trafił do 4-ligowej Pogoni Oleśnica, gdzie strzelił 10 bramek, by zimą wrócić do Bielawy, gdzie grał do końca 2003 roku. Po spędzeniu 2 rund w MKS Oława okraszonych 13 golami, ale bez upragnionego awansu do 3.ligi, wieku 33 lat przeszedł do Nefrytu Jordanów i tam do zakończenia kariery czarował skutecznością na boiskach A klasy.
Epizod w Wałbrzychu był największym sukcesem Roberta Samka, który gdyby poważnie postawił na futbol mógłby zostać zapamiętany nieco inaczej niż lokalna gwiazda Bielawy.
JANUSZ JELONKOWSKI
(ur.1974, Górnik Wałbrzych 1997/98 14 meczów - 7 goli)
Transfer Jelonkowskiego, podobnie jak wspomnianego wyżej Sadowskiego, stanowi model wzorcowy, jak powinien funkcjonować ligowy zespół wprowadzający utalentowanych zawodników z regionu. Janusz Jelonkowski jest wychowankiem Iskry Jaszkowa, a grał co najwyżej w 4.lidze,wówczas
nazywanej klasą międzyokręgową. W sezonie 1996/97 w Nysie Kłodzko strzelił 17 bramek, jesienią'97 - 12. Po transferze do drugoligowego Górnika już w zimowych sparingach pokazał się z dobrej strony zdobywając 6 goli. Debiut w lidze to mecz z Odrą Opole (3:1) okraszony dwoma trafieniami. Z miejsca trafił do Jedenastki Kolejki zarówno w Sporcie, jak i Tempie. Dwa tygodnie później powtórka w spotkaniu z Polonią Gdańsk (4:1). Po 3 meczach 4 gole - tak kapitalnego startu nie miał żaden debiutant w Wałbrzychu. Do końca rundy Janusz dorzucił bramkowy dublet w Toruniu (3:2 z Elaną) i gol z Lechią Zielona Góra (1:2). Nieco skąpe wyszkolenie techniczne nadrabiał dobrą grą lewą nogą, głową, a przede wszystkim walecznością i instynktem strzeleckim. Po udanym sezonie następuje wycofanie Górnika z rozgrywek 2.ligi i sympatyczny Jelonek trafia do drugoligowego JKP (obecnie Karkonosze) Jelenia Góra, gdzie jest najskuteczniejszym strzelcem z 7 golami, które nie uchroniły drużyny przed degradacją. Później na 2 lata związał się z RKS Radomsko, z którym świętował awans do ekstraklasy (6 meczów jesienią 2001/02), ale gra na najwyższym szczeblu to były za wysokie progi. Pozostał w tamtym regionie i w latach 2002-04 reprezentował barwy drugoligowego GKS Bełchatów). W sezonie 2004/05 grał w Arce Gdynia, z którą z jednej strony wywalczył awans do ekstraklasy, a z drugiej w 23 meczach nie zdobył ani jednego gola...W wieku 31 lat wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie grał w Chicago w klubach naszpikowanych rodakami.
Oczywiście do powyższego grona można byłoby dorzucić nazwiska obu Brazylijczyków występujących w Górniku (Filipe Andrade Felix i Allan Cristian de Paula), Szymona Tragarza, czy Rafała Klajnszmita. Ciekawie pokazał się Roman Rudy w KP Wałbrzych, brat słynnego kadrowicza Andrzeja, który wiosną 1997 zaliczył 10 meczów w 2.lidze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz