wtorek, 9 października 2018

Orzeł bez Rajtera powstrzymał lidera.

W niedzielne popołudnie do Wałbrzycha zawitał czwartoligowy beniaminek, którego wizyta wzbudziła spore zainteresowanie. Głównym powodem dobrej, jak na tę ligę, frekwencji jest oczywiście postawa gospodarzy, którzy po ośmiu kolejnych zwycięstwach przewodzą ligowej tabeli. Po drugie Orzeł Prusice, zajmujący przed 9.serią spotkań zajmował wysokie trzecie miejsce, co spowodowało, że pojedynek na murawie Stadionu 1000-lecia urósł do miana meczu na szczycie. Zespół z Prusic nie ma bogatej historii tak jak inni czwartoligowi rywale wałbrzyszan, choćby z Nowej Rudy czy Bielawy. Przełom nastąpił dwa lata temu, kiedy dzięki pozyskaniu sponsora. Wówczas też pozyskano kilku zawodników z czwarto- i trzecioligową przeszłością. Nic dziwnego, że A-klasowy sezon 2016/17 był spacerkiem, a kolejny już w klasie okręgowej, zakończył się również awansem. Bieżący sezon to przede wszystkim skuteczność Grzegorza Rajtera, który jak na warunki czwartoligowe jest prawdziwą gwiazdą. 30-letni napastnik w swojej karierze grał co najwyżej w 3.lidze w barwach Pogoni Oleśnica, Motobi Kąty Wrocławskie, Polonii Trzebnica i Ślęzy Wrocław. Dopiero w tym ostatnim błysnął skutecznością, kiedy to uzyskał ponad 100 goli w ponad 160 meczach. W ubiegłym sezonie w klasie okręgowej Rajter sięgnął po koronę króla strzelców z 46 bramkami. Natomiast bieżący rozpoczął od 4 bramek w Bielawie, a później w trzech meczach ustrzelił hat-tricka,by po 8 kolejkach legitymować się dorobkiem 16 trafień. Kontuzja w ostatnim meczu spowodowała, że wałbrzyscy kibice nie mogli zobaczyć jak się Rajter zaprezentuje na tle defensywy wałbrzyskiej.
Ale Orzeł Prusice to nie tylko Rajter, bo jakby się przyjrzeć to w składzie znajdziemy kilku ligowców gwarantujących odpowiednią jakość, o czym przekonali się w niedziele wałbrzyszanie. 35-letni Karol Buchla bronił w drugoligowych Czarnych Żagań, gdzie prowadził go obecny szkoleniowiec Arki Gdynia Zbigniew Smółka. Blok defensywny trzyma 34-letni Dariusz Zalewski, który rok temu zaliczył samobója przy Ratuszowej w barwach MKP Wołów, ale wcześniej przeciwko wałbrzyskim piłkarzom grał w barwach Gawina Królewska Wola, Polonii Trzebnica, Wulkanu Wrocław. Konrad Kątny to wiele lat w Ślęzie Wrocław, Artur Monasterski grał w 1.lidze w Podbeskidziu, Miedzi i Odrze, w pomocy 36-letni Krzysztof Ostrowski w ekstraklasowym Śląsku, Legii i Widzewie, a w ataku rok młodszy Przemysław Stasiak, który do wałbrzyskiej bramki trafiał w barwach trzebnickiej Polonii oraz Wulkanu Wrocław.
Górnik nie znalazł sposobu na defensywę Orła Prusice. Od lewej:
Artur Monasterski, Dariusz Michalak i Karol Buchla.
[foto:walbrzych24.com]
W Wałbrzychu zaczęło się od pewnego czasu liczenie kolejnych zwycięstw. Każda seria ma swój koniec i passa kolejnych triumfów od początku sezonu znalazła swój kres w meczu z Prusicami. Początek meczu nie zapowiadał późniejszych kłopotów, bowiem gospodarze powinni zdobyć co najmniej jedną bramkę w pierwszym kwadransie gry. Najefektowniej mógł to uczynić Szymon Tragarz, który po minięciu obrońców miał już praktycznie leżącego na murawie Buchlę i wystarczyło przerzucić nad nim futbolówkę, ale uderzył wprost w niego. Strzały Oświęcimki, Krzymińskiego czy Sobiesierskiego nie stanowiły problemu dla bramkarza Orła, a ponadto w kilku przypadkach po dograniach z obu skrzydeł zabrakło niewiele, by wałbrzyszanie z kilku metrów skierowali piłkę do siatki. Im dłużej trwał mecz, tym było gorzej. Przede wszystkim zawodnicy Górnika dawali ponieść się niepotrzebnym emocjom. Orzeł oddał dosłownie dwa strzały na bramkę Jaroszewskiego, autorstwa Przemysława Stasiaka i obiektywnie mówiąc przy odrobinie szczęścia mógł wywieźć nawet komplet punktów z Ratuszowej. O ile sporo się działo pod bramką Buchli do przerwy, to po zmianie stron widać było wyciągnięcie wniosków w przerwie przez trenera Adriana Bergiera. W I połowie najgroźniej wyglądały szybkie ataki biało-niebieskich po przejęciu piłki na własnej połowie, w drugiej prusiccy zawodnicy już takiej możliwości im nie dawali. Łatwo rozszyfrowali operującego tylko lewą nogą Chajewskiego, Sobiesierski odbijał się od twardo grających obrońców jak od ściany. Szybko zorientowano się w obozie Orła, że rośnie frustracja u miejscowych, którym umykała szansa na kolejne zwycięstwo. Wymuszone faule, gra na czas, a także prowokowanie, w czym górował doświadczony Artur Monasterski. Nie do końca nad tym panował również wrocławski sędzia Radosław Kasprzyk, który nie popisał się choćby w 50 minucie, gdy przerwał akcję Górnika 25 metrów przed bramką rywala, by ukarać zawodnika Orła i cofnąć grę na środek boiska. Tym samym zawodnicy gości skorzystali na tym, choć sędzia mógł ukarać Huberta Miarę w najbliższej przerwie w grze.
Pod koniec meczu najbliższy uzyskania bramki był powracający do składu Dominik Woźniak, który przedarł się przez obrońców, ale zabrakło mu miejsca na oddanie precyzyjnego strzału. Egoistycznie próbował zakończyć akcje Chajewski, który miał wyraźnie rozregulowany celownik. Podsumowaniem nieudanego występu lidera było wykluczenie Marcina Smoczyka za dwie żółte karki. W ogóle kary indywidualne dla wałbrzyszan obrazują postawę w meczu, która raczej nie mogła przynieść pozytywnego zakończenia:
Tomasz Wepa - po gwizdku sędziego niepotrzebnie strzela do bramki gości. Mimo pretensji jak najbardziej prawidłowa decyzja arbitra,
Marcin Smoczyk - faul po naskoczeniu na przeciwnika,
Jan Rytko -  najłatwiej dający się wyprowadzić z równowagi gracz Górnika, zaczął w dość desperacki sposób faulować uciekającego mu rywala już na połowie gości, choć spokojnie mógł spróbować go powstrzymać w późniejszej fazie tej akcji,
Dariusz Michalak - po gwizdku sędziego niepotrzebna przepychanka ze Stasiakiem, co skończyło się napomnieniami dla obu zawodników,
Marcin Smoczyk - zdecydowane wejście w nogi rywala, jak najbardziej słuszna kartka.
Musi martwić łatwość, w jaki sposób złapali kartki wałbrzyszanie, które niebawem będą powodować absencje w meczach.
Za Orłem przyjechało kilkunastu kibiców z Prusic, którzy nie zachowywali się ani prowokująco, ani też zbytnio nie afiszowali się ze swoimi sympatiami. Mimo to zabranie szalika ponad 50-letniemu sympatykowi chwały wałbrzyszanom nie przyniesie...
Remis spowodował, że Śląsk II od lidera dzieli zaledwie punkt. Do zakończenia sezonu zostało jeszcze sporo meczów i zapewne nie jest to ostatnia strata punktów przez podopiecznych Jacka Fojny. Nie można również rozpatrywać remisu z Orłem w kategoriach kryzysu. Taki mecz, w którym piłka nie chce wpaść do bramki po prostu się zdarza. Większość zespołów przeciwko Górnikowi gra defensywnie wyczekując szans do kontrataków. Ponadto wałbrzyszanie najzwyklej w świecie zostali rozszyfrowani. Jacek Fojna obraca się w dość wąskim zestawie nazwisk: z jednej strony wymusiły to kontuzje (Stec, Tobiasz, Rodziewicz, Woźniak, Bogacz), z drugiej - brak zmienników, którzy zapewniliby odpowiednią jakość. Wiadomo, że w obronie zobaczymy Rytkę, Michalaka, Smoczyka, Krzymińskiego lub ewentualnie Orzecha, w pomocy kwintet Tragarz, Sawicki, Oświęcimka, Wepa, Chajewski, gdzie skrzydłowi po dwóch kwadransach zamienią się stronami, a w ataku albo Sobiesierski albo Woźniak. Przed Górnikiem ciężki wyjazd do Marcinkowic, a warto przyznać, że tamtejszy Sokół w ubiegłym sezonie dwukrotnie ograł wałbrzyszan. Dla Jacka Fojny będzie to pierwsze spotkanie z ekipą Marcina Krzykowskiego. Mecz z Orłem Prusice był trzynastym rozgrywanym w Wałbrzychu odkąd Fojna objął I zespół Górnika, przyniósł on pierwszy remis i zarazem dopiero drugi, w którym gospodarze nie strzelili bramki. Miejmy nadzieję, że mecz w Marcinkowicach przyniesie w końcu sukces w myśl do trzech razy sztuka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz