Już w lipcu PZPN rozlosował pucharową drabinkę. Fachowcy rozdali oczywiście karty i oczami wyobraźni pewnie widzieli wypełniony po brzegi Stadion Narodowy, na którym kapitanowi stołecznej Legii wręczany jest Puchar Polski. Tymczasem w 1/8 finału główny faworyt poległ w Zabrzu z Górnikiem. Inny medialny faworyt, Lech Poznań przegrał w Legnicy z pierwszoligową Miedzią 0:2.
Po rozlosowaniu par ćwierćfinałowych najwięcej emocji budziły mecze z udziałem ekstraklasowych zespołów, a w sumie najwięcej emocji było gdy spotykali się pierwszoligowcy. Na Dolnym Śląsku z niecierpliwością oczekiwano miedziowego półfinału Zagłębie - Miedź. Odbudowane zimą drużyna KGHM nie miała najmniejszych problemów z pokonaniem Sandecji Nowy Sącz. Rozmiary zwycięstwa w Małopolsce (5:0) mogą szokować, ale dla lubinian liczy się przełamanie strzeleckie Czecha Papadopulsa i pierwsze gole Szweda Bertilssona. Miedź przed sezonem uchodziła za faworyta do awansu do ekstraklasy, ale jesień była wielkim rozczarowaniem, którego zadośćuczynieniem miała być pucharowa przygoda. Wyeliminowanie Lecha odbiło się szerokim echem, ale nie stawiało legniczan w roli faworyta w dwumeczu z Arką. Gdynianie po pierwsze byli wyżej w tabeli, w pucharze wyeliminowali wyżej sklasyfikowanych rywali: Ruch Chorzów (3:2 po dogrywce) i Koronę Kielce (5:1), a poza tym dokonali dość głośnych zimą transferów (Ślusarski, Cieńciała, Oleksy, Kowalski czy Cichocki). Tymczasem po remisie w Gdyni 1:1 przed rewanżem żółto-niebiescy byli w niezbyt komfortowej sytuacji. Na rewanż w Legnicy wybrała się ponad setka kibiców z Wałbrzycha, by wspomagać przyjaciół z Arki. Nie dane im było, niestety, oglądnąć byłych wałbrzyszan - Dawid Kubowicz gra w rezerwach, a Paweł Oleksy leczy kontuzje. Mecz był najciekawszym spektaklem spośród ośmiu meczów 1/4 finału. Od 1:0 po szybki remis, niewykorzystaną sytuację bohatera poprzednik meczów gdynian - Piotra Tomasika, dogrywka, 1:2, wykluczenie gdynianina w barwach Miedzi, czyli Andrzeja Bledzewskiego, 1:3 i szybkie 2:3.
Nie będzie miedziowego półfinału, jak i również nie będzie trójmiejskiego finału. Lechia Gdańsk tradycyjnie od 5 lat trafia w PP na Jagiellonię Białystok. Jaga swój największy sukces (Puchar i Superpuchar) wywalczyła pod wodzą Michała Probierza, który prowadził do boju o 1/2 właśnie Lechię. W Białymstoku było 2:1 dla miejscowych co stawiało w nieco lepszej sytuacji przed rewanżem gdańszczan. Mecz na PGE Arenie oglądało największa publika w tej fazie rozgrywek - ponad 9,5 tysiąca widzów. Skończyło się na 1:1, gdzie bliżej uzyskania zwycięskiej bramki byli jednak goście. Odpadnięcie z pucharu kosztowało Probierza posadę, a Piotr Stokowiec w swojej karierze trenerskiej uzyskał swój największy sukces.
Przeciwnikiem Jagiellonii będzie bydgoski Zawisza. Jesienią beniaminek ograł w Szczecinie Pogoń 3:1, a w Katowicach GKS 1:0, a przed dwumeczem z Górnikiem nie był faworytem. Tyle, że w Zabrzu nie ma już trenerów z jesiennych zwycięskich pucharowych meczów (Nawałka, Wieczorek). Górnik wiosną w lidze nie może się doczekać zwycięstwa, zatrudniono Roberta Warzychę, a ten nie ma licencji UEFA, więc w protokołach meczowych figuruje nazwisko Józefa Dankowskiego. Po nikłej porażce 1:2 w Bydgoszczy wydawało się, że zdeterminowany Górnik powalczy ostro o półfinał, a tymczasem Zawisza wręcz upokorzył gospodarzy wygrywając aż 3:0. W Zabrzu czekają nie tylko na przełamanie, bo strefa spadkowa coraz bliżej, ale na wyleczenie się 8 piłkarzy. Urazy leczą: Steinbors, Augustyn, Gancarczyk, Danch, Szeweluchin, Pandża, Przybylski, Zachara, a Olkowski dopiero co wrócił do gry. Z tymi graczami Nawałka spokojnie radził sobie w lidze będąc jesienną rewelacją. Mówi się, że wyciśnięta niczym cytryna drużyna zabrzańska nie jest w stanie więcej ugrać w tym sezonie i podopieczni Roberta Warzychy będą musieli sporo napracować, by nie skompromitować się spadkiem do dolnej połówki tabeli.
Jeśli w finale mielibyśmy do czynienia z zestawem Arka - Zawisza, to naocznymi świadkami zapewne będą kibice Górnika Wałbrzych, którzy od lat przyjaźnią się z fanami obu drużyn. Inną sprawą jest ciągnący się od lat konflikt kibiców bydgoskich z prezesem Osuchem co przyczynia się do bojkotu meczu popularnych Zetki. Również w przypadku awansu lubinian do finału trudno byłoby spodziewać się awantur, gdyby na mecz zdecydowali się przyjechać fani z Bydgoszczy.
Nie jest pewne czy finał odbędzie się na Narodowym. Powodem jest SAP, czyli Sygnalizacja Alarmu Pożarowego, do którego uwagi na straż pożarna. System ten zamontowany jest w lożach VIP-owskich, więc pozornie normalnym kibicom i piłkarzom nie przeszkadza. Swoje trzy grosze wtrąca tradycyjnie policja. Jednym słowem wciąż na największym, najdroższym stadionie w Polsce nie może odbyć się piłkarska impreza o wymiarze krajowym. Niczym żart brzmi więc informacja, że na początku września odbędzie się na Narodowym Halowy Puchar Świata w ...windsurfingu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz