Powszechnie wiadomo, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Wielokrotnie kibice mają w swojej drużynie „ulubieńców”, którym nie udało się zaskarbić sympatii w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Symbolem tego zjawiska w polskim futbolu jest Grzegorz Rasiak – gracz na pewno nie wybitny, ale na pewno nie słaby. W polskiej lidze grał m.in. w GKS Bełchatów, Odrze Wodzisław i przede wszystkim w Dyskobolii Grodzisk z którą z powodzeniem grał w PUEFA. Jego gol zadecydował o wyeliminowaniu Herthy Berlin. Od ponad 5 lat gra z różnym powodzeniem za granicą: o ile nie powiódł mu się pobyt w Tottenhamie (8 meczy bez gola) to trudno nie zauważyć 18 goli w 41 meczach w Derby, 24 bramek w Southampton czy 6 w 15 meczach w 2009 roku w Reading. W kadrze Rasiak zagrał AŻ 37 razy i zdobył 8 goli. Mało? Co prawda były to gole w meczach towarzyskich (3 gole w Turnieju im. Łobanowskiego w Kijowie w 2005 oraz 2 przeciwko Wyspom Owczym oraz po 1 bramkarzom Macedonii, Serbii i Litwy), ale za jego plecami w kadrze są takie nazwiska napastników jak Banaś, Żmijewski, Ogaza, Kempny, Niedzielan, Saganowski, Wilim, Gracz, Wichniarek, Jeleń, Paweł Brożek, Okoński, Mielcarski … A mimo to w ogólnej opinii Rasiak to „drewno” nieudacznik itd. Itp. A czy naprawdę taki jest pokazuje zamieszczony filmik z jednego z występów w barwach Watford.
W Wałbrzychu też mieliśmy swoich „Rasiaków”. Na pewno kibice swoich ulubieńców mieli dużo wcześniej niż sięgam pamięcią, ale na myśl jako pierwszy przychodzi mi przede wszystkim Robert Śmietański. Trafił on do wałbrzyskiego Górnika tuż po awansie do ekstraklasy w 1983 z Włókniarza Głuszyca. Ci co go pamiętają wiedzą, że posturą przypominał Rasiaka choć niższy od niego w rzeczywistości był (186 cm przy ponad 1,9m „Rasialdo”). Trudno było mu wygrać rywalizację w ataku z Zbigniewiem Stelmasiakiem , nie mówiąc już o Leszku Kosowskim. Mimo to w ciagu 4,5 sezonu do końca rundy jesiennej 1987 zdołał skompletować 38 meczy w ekstraklasie, w których trzykrotnie wpisał się na listę (wiosną 1986 pokonał na wyjazdach bramkarzy Motoru /3:2/ i Zagłębia Lubin /1:2/, a jesienią tegoż samego roku w Szczecinie Marka Szczecha /4-3 z Pogonią/) i jak łatwo zauważyć zawsze NA WYJEŹDZIE! Czy aby presja kibiców nie blokowała popularnego „Śmietany”? Te fatum mógł przełamać jesienią sezonu 1987/88 ale nie wykorzystał rzutu karnego z Lechią Gdański (0:0) posyłając bombowy strzał w poprzeczkę a odbitą piłkę sam próbował (skutecznie!!) umieścić w bramce zapominając, że nie jest to zgodne z przepisami. Boiskowe popisy Roberta przynosiły jedynie śmiech, czasami irytację i trzeba szczerze przyznać, że naprawdę zasłużenie.
Z kolei na podobną „estymę” wśród kibiców Zagłębia mógł nieco później liczyć Jacek Buganiuk (grał przy Ratuszowej w latach 1988-92), choć potrafił strzelać bramki, dryblować i być kluczowym zawodnikiem to nie przekonał do końca kibiców Zielono-czarnych. Po prostu szybko się psychicznie spalał. Reakcje z trybun nie pomagały Jackowi, który mógłby osiągnąć o wiele więcej. Buganiuk później z powodzeniem radził sobie w GKS Bełchatów i Raczkowskim Namysłów oraz na Wyspach Owczych.
W późniejszych latach było kilku „ulubieńców trybun”, ale chyba już nie tak charakterystycznych jak Śmietański czy Buganiuk. Na Nowym Mieście krótko bowiem grał niejaki Tomasz Frelek, grajek rodem z Grudziądza, który zdobył jedyną swoją bramkę w meczu ze Stilonem Gorzów (1:1) głową po tym jak ktoś w nią go trafił!!
W XXI wieku kibice skutecznie zniechęcili do występów Piotra Kałonia, którego bezczelnie wygwizdano podczas wygranego spotkania!! 20 wówczas Kałoń dał się poznać wcześniej jako skuteczny junior , w seniorach debiutował w starej trzeciej lidze (13 meczy i 1 gol w sezonie 2000/01), w następnym w IV lidze był już podstawowym zawodnikiem Górnika/Zagłębia (19 meczy i 5 goli). Ale meczem, który na długo zapamięta (ł) 20-letni wówczas Kałoń był mecz 6.kolejki, gdy do zamykającego tabeli z zerowym kontem Górnika/Zagłębia przyjechał lider … Iskra Kochlice. Na boisku różnica klas aż nadto widoczna, ale na korzyść outsidera! Podopieczni Bogdana Przybyły zmiażdżyli kochliczan aż 7:0! Ale gdyby Piotrek wykorzystał choćby połowę ze swoich szans to wynik byłby dwucyfrowy. Kibice z głównej trybuny od strony Chełmca nie mieli dla młodego napastnika litości i najpierw śmiechem, potem gwizdami komentowali jego strzeleckie wyczyny. Dobrze, że trener Przybyła w 81min. się zlitował i zmienił go na M.Gaczyńskiego. Potem Kałoń grał w Gorcach (król strzelców A klasy), Mirsku, gdzie świętował awanse. Po jednorocznej przygodzie w Lubawce obecnie przewodzi stawce snajperów w wałbrzyskiej grupie A klasy w barwach LZS Grodno Zagórze Śląskie (16 goli w 11 meczach!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz